Na plac
szkolny przybyły całe rodziny, aby bawić się na dorocznym, rodzinnym festynie.
Każdy z łatwością znajdował tutaj coś dla siebie. Jedni przygotowywali się do
wzięcia udziału w konkursach, inni przyszli podjadać łakocie, pośmiać się,
potańczyć, może wziąć udział w aukcjach lub po prostu socjalizować się z
sąsiadami, mieszkańcami Jabłonkowa i okolicznych miejscowości. Wszędzie było
głośno, kolorowo, a w powietrzu fruwało mnóstwo balonów, których cienkie nitki
przyczepione były do jednego ze straganów. Niektóre, uwolnione przez jakieś
dziecko, któremu wcześniej ktoś kupił balonik, pięły się wysoko, by dotrzeć do
nieba. Radosne dzieci bawiły się w nadmuchiwanym zamku, obok którego stała
napełniona powietrzem, wielka zjeżdżalnia pełna tęczowych kolorów i gumowych
zwierząt. Wspinano się na górę po sznurowych drabinkach, a potem zjeżdżano
niczym po wodospadzie, prosto w ramiona rodziców lub opiekunów. Niedaleko
znajdował się duży basen, a w nim pływały napompowane, przeźroczyste piłki
sporych wielkości, do których można było wejść i pochodzić dzięki temu po
wodzie. Nie sposób było policzyć, ile atrakcji znajdowało się tutaj dla dzieci,
bo było ich tak dużo, że Szymon zaczął się zastanawiać, ilu sponsorów pozyskała
pani sołtyska.
W
Jabłonkowie od lat organizowano rodzinne festyny, ale powoli ta tradycja
zaczęła zanikać. Poprzedni sołtys w ogóle nie starał się czegoś robić w tym
względzie. Nie potrafił zorganizować czegoś, co przyciągnęłoby tylu ludzi.
Tymczasem tej niedzieli wszędzie kręciły się tłumy. Ludzie wyglądali na
zadowolonych i chętnie kupowali z ustawionych w jednym rzędzie kramów słodycze,
ciasta upieczone przez miejscowe gospodynie i cukiernie, a także wyroby
rzemieślnicze różnego rodzaju. Tego dnia Jabłonkowo żyło. Nie wyglądało na
senną, spokojną wieś.
Na
popołudnie zaplanowano kilka konkursów z wiedzy z różnych dziedzin nauki,
życia, litaratury, sprawnościowych, sportowych, artystycznych, odpowiednio
dobranych do grup wiekowych. Szymona najbardziej interesowały aukcje prac
dzieci z miejscowych i okolicznych szkół oraz loterie fantowe, z których
część pieniędzy miała pójść dla synka Jacka Topolskiego. Bieńkowski nie wnikał,
w jaki sposób w ostatniej chwili sołtyska załatwiła zgodę na zbiórkę pieniędzy.
Jak sama mówiła, wszędzie liczą się znajomości, bo bez nich nic nie można
zdziałać. Nawet jeden ze sponsorów, dowiedziawszy się o tak szybko
organizowanej akcji, obiecał pomoc. Swoje trzy gorsze wtrącili znajomi Szymona,
przygotowując olbrzymie plakaty reklamowe, a i jego czekało zadanie. Rzucił
okiem na stojącą niedaleko platformę, która ma mu pomóc w kąpieli. Wątpił w to,
że nie wpadnie do basenu znajdującego się pod siedziskiem, mimo tego liczył na
niewprawne oko rzucających. Jednakże tarcza, w której środek trzeba będzie
trafić, by uruchomić mechanizm siedziska, była tak duża, że nawet on by trafił
i to z zamkniętymi oczami. Obawiał się jednak, że tego dnia wykąpie się wiele razy,
tym bardziej, że Karolina z Iwoną i jej dziewczyną już ostrzyły sobie na niego
pazury.
Na razie
miał przed sobą dwie godziny spokoju, więc towarzyszył dzieciom brata oraz
bratowej przybyłej na festyn. Oboje wraz z Eweliną stali przy zjeżdżalni, gdzie
dokazywał Mateusz, magicznym sposobem pozbywszy się nieśmiałości. Natomiast
bratanica Szymona, trzymając w rączce sznurek od balonu w kształcie różowego
serca, wolała towarzystwo ukochanego wujka.
Zapowiadało
się cudowne popołudnie, wieczór i noc, podczas której niemalże do rana miała
trwać zabawa, podczas której aranżację muzyczną zapewniał zespół discopolowy.
Nawet ci, którzy nie znosili tego rodzaju muzyki, cieszyli się na całą noc
tańcowania. Każdy miał dobry humor. Szymon nim nie grzeszył. Starał się uśmiechać,
nie truć wszystkich posępnym nastrojem, który próbował zgnieść w sobie, jak
zgniata się samochód na złomowisku. Niewiele mu to dało, bo zduszenie emocji
nie jest proste, ale na szczęście dzieciaki niczego nie zauważyły. Inaczej nie
uciekłby przed ich pytaniami, gdyby zauważyły jego smutne oczy, kiedy odkrył,
że Kamil nie wrócił. Jakoś udało mu się uciec przed dociekliwością Eweliny.
Natomiast Karolina doradzała mu, żeby zadzwonił do chłopaka. Nie słuchał jej
rad, uparcie trwając w głupiej dumie.
– Wujku?
– Został pociągnięty przez bratanicę za rękę.
– Co
tam?
– Kupisz
mi watę cukrową? Taką dużą, na patyku, różową.
–
Poczekaj na brata, aż zjedzie. Weźmiemy waszą mamę i pójdziemy.
– A
tacie kupimy później, jak przyjedzie?
Szymon
wątpił, czy Mikołaj się pojawi. Mężczyzny nie interesowały takie zabawy, a niedzielne
popołudnie, po tygodniu pracy, wolał spędzić, leżąc na kanapie przed
telewizorem. Nie chciał jednak psuć nadziei małej.
– Twój
tata nie lubi słodyczy, nie pamiętasz?
– Nie
wie, co dobre. O, Mateusz zjechał. Idziemy po tą watę?
Chwilę
później dzieci, szczególnie Ewelina, z zachwytem patrzyły na wielką, lepiącą
się kulę na patyku, który trzymały w ręce.
– Mniam – powiedziała.
Będzie
mi ich brakować, pomyślał Szymon. Bez nich dom zrobi się pusty.
Agata
dzisiaj zabierała swoje pociechy do domu. Trochę czasu upłynie, zanim Szymon
przyzwyczai się do nieobecności ich oraz Kamila. Zły na siebie, że znów o nim
pomyślał, pokręcił głową z niezadowoleniem. Bratowa to zauważyła i gdy
otwierała usta, żeby coś powiedzieć, uniósł rękę i rzekł:
– Nie
pytaj. – Poczekał, aż Mateusz odbierze swoją watę i po zapłaceniu należności
podeszli do jednego z kramów, przy którym dostrzegli jego mamę i Pawełka. Z
początku obawiali się brać małego na festyn, gdzie takie natężenie dźwięków
mogło go zdezorientować lub wystraszyć, ale Agata powiedziała, że jej
synek nie boi się niczego.
– To, że
nie widzi, nie znaczy, że odbiorę mu inne atrakcje – powiedziała przed wyjściem
na festyn.
Miała
rację, bo chłopczyk wyglądał na zadowolonego. Śmiał się z tego, co mówiła mu
babcia Basia i potrząsał trzymaną w rączce zabawką.
– Patrz.
– Agata trąciła rękę Szymona i wskazała na Konrada oraz Bernatkę. – Wygląda,
jakby się kłócili.
– Źle
się dzieje w państwie duńskim.
– Hm?
– Coś
mi się wydaje, że w tym związku nie dzieje się dobrze. – Nie miał zamiaru
ukrywać, że cieszy się z tego. Konrad nie był przeznaczony dla tej jędzy. Mógł
mieć o wiele lepszą, porządną dziewczynę. Ona niech sobie znajdzie innego
naiwniaka. Wierzył, że kiedyś trafi kosa na kamień.
Przyglądał
im się przez chwilę, dopóki pisk mikrofonu, a potem głos sołtyski dolatujący z głośników
wokół, nie zwrócił jego uwagi:
– Proszę
państwa. Witam wszystkich na tradycyjnym, corocznym festynie rodzinnym. Życzę
wspaniałej zabawy i zapraszam na pierwszy konkurs, z którego dowolne datki
uczestników zostaną przeznaczone dla Adasia Topolskiego. Małego, czteroletniego
chłopca, któremu potrzebna jest pomoc. Otwórzcie swoje serca, by pomóc godnie
przeżyć ostatnie lata jego życia. Adaś potrzebuje specjalistycznego wózka i
leków, na które nie stać jego rodzinę. Zwykły wózek, dziecięcy, który ma, nie
jest odpowiedni na jego potrzeby. Mając nowy, rodzice mogliby przywieźć go tu,
do nas. Znacie jego rodzinę. Mamę, która poświęca wszystko dla swoich dzieci,
ojca, który musi ciężko harować, a i tak nie jest w stanie zarobić tej sumy,
która jest potrzebna. Adasiowi możemy tylko pomóc w leczeniu objawowym. Nie
uratujemy mu życia. Niestety. Ale pomóżmy mu przeżyć bez bólu ten czas, który
mu został. Rodzice Adasia to dobrzy ludzie, którzy do tej pory skrywali swoją
tragedię. Wesprzyjmy ich – mówiła pełna charyzmy kobieta. – Pomóżmy chłopcu.
Wiem, że wielu z was nic nie ma, a przeżycie od pierwszego do pierwszego
jest ciężkie, ale dajcie nawet ten jeden grosik. Znacie powiedzenie, ziarnko do
ziarnka. Otwórzmy nasze serca. Dajmy je Adasiowi i jego rodzinie. Zapraszam
uczestników pierwszego biegu na start.
Szymon
podszedł bliżej boiska. Karolina już tam stała z szarfą przerzuconą przez ramię
i przygotowywała się do biegu. Każdy mógł wziąć udział w biegu, po tym jak
wrzuci do puszki przynajmniej grosik. Obok niej pojawili się inni ludzie wraz z
Anetą oraz znajomi Szymona. Patrząc na nich, zrozumiał, że jeżeli będzie więcej
takich ludzi jak oni, akcja pomocy Adasiowi ma szansę się udać.
*
Wieczór
nadszedł szybko. Festyn wszedł w decydującą fazę. Ludzi było multum.
Organizatorzy nawet się tylu nie spodziewali. Dzieci szalały przy
przygotowanych atrakcjach, a dorośli kłębili się to przy budce z piwem, to przy
straganach z ciastami. Korzystali, z czego się dało. W aukcjach, a także w
zabawach sportowych i konkursach artystycznych wzięła udział duża grupa osób.
Wszyscy świetnie się bawili, nawet mokry Szymon siedzący na platformie, a jego
kumpel Darek cieszył się jak dziecko z tego, że wykąpał przyjaciela. Karolina
wykupiła kilka szans, by go „ustrzelić”, jednak ani razu nie trafiła.
Podejrzewał, że chciała go oszczędzić.
– No,
to kto kolejny zajmie się wykąpaniem mnie? – pytał głośno, żeby chętni
wykupywali kolejne rzuty. Często starał się denerwować innych, aby zwiększyć
chęć dania mu nauczki. – Krzysiek, nie potrafisz wcelować? Wstydziłbyś się –
wkurzał swojego znajomego ze wsi, który też u niego pracował, ale nie przy
koniach. – Krzychu, celuj. Ucz się.
– Ja może
wceluję.
Bieńkowski
zamarł, słysząc ten głos. Przesuwał wzrokiem po ludziach i wypatrzył go. Stał
tam z rękoma w kieszeniach i się uśmiechał. Przechylił głowę, jakby mówił do
Szymona „boisz się”. W jednej chwili wszystko się wokół zmieniło. Czas się zatrzymał,
ostatnie dni zagubiły się gdzieś w przeszłości. Tamte słowa wymazały się, a ich
miejsce zajęły uczucia, jeszcze nierozpoznane do końca, a już łagodnie
łaskoczące serce Szymona.
–
Rzucaj, może trafisz. – Wraz z jego
słowami czas ponownie się ruszył.
Kamil
kupił żółtą piłeczkę od Dominika, zapalonego nerda, kumpla Szymona. Parę razy
podrzucił ją w ręce, a potem oddał rzut, gdy stanął naprzeciwko tarczy.
Szymon
poczuł, jak opada pod nim siedzenie, kiedy mechanizm został zwolniony. Niecałą
sekundę później wpadł z głośnym pluskiem do basenu. Zdążył jeszcze nabrać powietrza, zanim cały,
po raz kolejny, zatopił się w niewielkim basenie. Wypłynął niemalże od razu i z
głową nad wodą spojrzał na zbliżającego się do niego Kamila. Przeszły go
dreszcze na jego widok.
Dziewiętnastolatek
pochylił się i szepnął, patrząc uważnie w oczy Szymona:
– Masz
trochę czasu? Chcę pogadać.
*
Dwie
godziny później Kamil wszedł do domu Bieńkowskich, pogrążonego w ciszy i ciemności.
Usłyszał, jak Szymon za nim przekręca łucznik, a potem poczuł ich palce
splatające się razem. Po ciemku mężczyzna zaprowadził go na schody, a po nich
na górę. Gdy zamknęły się za nimi drzwi pokoju Szymona, dopiero tam rozbłysło
światło. Właściciel pomieszczenia podszedł do okna i opuścił rolety. Zarzycki
cały czas śledził każdy ruch mężczyzny, dlatego spodziewał się pocałunku, który
nastąpił. Jego dzikość pomogła Kamilowi w odczytaniu pragnień targających
Szymonem. Westchnął w te wprawne usta, przyciągając partnera do siebie.
Pocałunek nabrał mocy. Jeżeli wcześniej jakimś cudem znalazłoby się w nim
trochę delikatności, tak teraz narodził się w nim głód tak wielki, że Kamil
poczuł ściskanie w dołku. Mieli porozmawiać. Długo czekał, zanim Szymon
zakończył obowiązki, którymi się obarczył. Później poszedł się jeszcze przebrać
i wysuszyć. Musiał także pożegnać się z dzieciakami i wściekłą na męża bratową.
Dopiero wtedy Szymon był już tylko jego. Bieńkowski przywiózł go tutaj,
wiedząc, że będą mieli kilka godzin wyłącznie dla siebie. Ale jak widać ich rozmowa
nabierała innej formy, gdy ciała doszły do głosu, języki splotły się ze sobą,
zęby uderzały o siebie, a wargi tarły mocno. Obaj chcieli dominować, a pocałunek
okazał się walką, której żaden nie chciał przegrać.
Błądzące
po ciele ręce sprawiły, że jakimś cudem zniknęły koszulki, rzucone gdzieś na
podłogę, a dotyk palców parzył niczym macki ośmiornicy, lecz z jednym wyjątkiem
– sprawiał przyjemność. Klatki piersiowe zetknęły się ze sobą, a biodra z
biodrami. W tym momencie z ich ust wyrwał się głuchy jęk. Przepadli z kretesem.
To, co zostało odłożone na później, gdy przerwano im w gabinecie, nareszcie
mogło być kontynuowane. Żaden z nich nie zamierzał przerwać rozmowy ich ciał.
Szymon
przesunął się z pocałunkami na szczękę, dalej na szyję Kamila, podgryzając ją
lekko, potem to samo robiąc z ramieniem chłopaka. Ręce przesunął na jego
pośladki i ścisnął je. Kamil zrobił to samo, ugniatając i miętosząc dwie
mięsiste połówki. Chciał Szymona. Pragnął go jak diabli. Jego penis reagował
szybko na jakiekolwiek myśli o kontrakcie dwóch nagich ciał. Szymon także nie
pozostawał obojętny i rozpinając spodnie chłopaka, zaczął popychać
dziewiętnastolatka w stronę łóżka, mówiąc:
– Pozwól
mi dzisiaj być w tobie. – Na znak, czego pragnie, przesunął palcami po szwie
spodni, wykreślającym linię pomiędzy pośladkami.
Serce
Kamila załomotało szybko w piersi. Tego nie planował. Zanim ponownie zapanował
nad ustami partnera, wyznał:
– Nigdy
z nikim nie byłem. W ogóle. Nigdy.
Szymon
oderwał się od kąsania jego ucha. Spojrzał chłopakowi uważnie w oczy z myślą,
że nie chce tego przerwać.
–
Nigdy...
– Ani
nikt mnie, ani ja nikogo. – Przesunął dłonie z tak pociągającego tyłka partnera
na jego plecy.
– Ale
miałeś chłopaka.
–
Miałem, ale skończyło się na ręczno oralnych zabawach. Nie chciał niczego
więcej. – W każdym razie nie z nim. – Jestem prawiczkiem... ze wszystkich
stron, a tej nocy chciałbym to zmienić. Tylko wolałbym wziąć ciebie. Czy to dla
ciebie problem?
Szymon
nie mógł być bardziej szczęśliwy. Przez chwilę sądził, że usłyszy, by
zaczekali, a on za nic w świecie nie chciał już tego odkładać.
– Nie,
to żaden problem. – Nie wiedział, jak bardzo błyszczały mu oczy. Chwycił dolną
wargę Kamila i przytrzymał ją przez chwilę. Gdy ją puścił, powiedział: – Tylko
pozwolisz, że na trochę zniknę w łazience?
– Po co?
– zapytał, zanim zrozumiał, jak głupie było to pytanie.
– Chciałbym
się przygotować, żebyś nie miał żadnych przykrych niespodzianek, zważywszy na
to, że to twój pierwszy raz. Wolałbym, żeby nic nie było powodem do zrażenia
się… – przerwał. Chyba nie musiał mu niczego tłumaczyć.
Kamil w
myślach podziękował sam sobie, że przed przyjściem na festyn postanowił się
wykąpać po podróży.
–
Rozbierz się i poczekaj na mnie. – Bieńkowski pocałował go, kładąc dłoń na
kroczu chłopaka. Wciąż, mimo krępującej rozmowy, dziewiętnastolatek był tam
sztywny. Nie mógł się doczekać, aż będzie ponownie przy nim. – Czekaj, bo tej
nocy chcę się z tobą kochać.
Z tymi
słowami Zarzycki został sam. Chociaż niekoniecznie sam. Jego bardzo
zainteresowany penis nadal pozostawał w pełni gotowości. Pierwsze, co Kamil
zrobił, to włączył lampkę przy dwuosobowym łóżku i pozbył się górnego światła.
Odetchnął, gdy stwierdził, że przy drzwiach jest zamek, a na witrażowej szybie
tkwi roleta. Naprawdę wolał, aby nikt ich nie nakrył. Rozebrawszy się do naga,
wsunął się pod kołdrę. Pościel pachniała Szymonem. Wcisnął nos w poduszkę,
wciągając jego zapach. Jego mięknący przez ten czas członek drgnął. Przesunął
po nim dłonią i syknął na to doznanie. Dobrze, że ochłonął, bo nie chciał się
zbłaźnić przedwczesnym wytryskiem. Denerwował się. Nie powinien. Z teorii
wiedział, co robić, a cała reszta jakoś pójdzie. Tylko to wszystko nie
przypominało sceny z filmów porno. Nawet tych czułych. Chciał się wykazać,
aby Szymon nie żałował, ale nie zamierzał naśladować zachowania aktorów. Może
kiedyś, gdy już wejdą w dalsze stadium związku, mogliby co nieco wypróbować...
Do
pokoju wrócił Szymon z ręcznikiem na biodrach. Jego wilgotna skóra błyszczała w bladym
świetle lampki. Przekręcił klucz w zamku, który zgrzytnął cichutko. Wolnym
krokiem zbliżając się do łóżka, obserwował Kamila. Chłopak leżał zamyślony, a
gdy w końcu skupił na nim wzrok, uniósł się, podpierając na łokciu.
– Mam
nadzieję, że się nie nudziłeś – zagadnął dwudziestosześciolatek.
– Nie. –
Pieścił spojrzeniem ciało partnera. Widział je już wielokrotnie, lecz teraz
było to coś innego. Mógł się na niego otwarcie gapić, a gdy pozbędzie się
ręcznika, będzie jeszcze lepiej. Wyciągnął rękę i pociągnął za róg zbędnego
materiału. Ten opadł cichutko, odsłaniając do tej pory zakryte przed jego
oczami widoki. Wąskie biodra mężczyzny z dobrze widocznymi kośćmi miednicy
przywodziły mu do głowy obraz, w którym mocno je trzymał, wchodząc w... W
podbrzuszu rozlało mu się przyjemne ciepło. Oczy utkwiły na swobodnie wiszącym
penisie partnera, otoczonym maleńkimi włoskami, a jego własny szybko twardniał.
Wystarczyło, że patrzył i żadna inna stymulacja nie była mu potrzebna. W wieku
piętnastu lat pewnie by doszedł.
Bieńkowski, świadomy lustrowania swego ciała,
wyjął z szuflady komody żel i prezerwatywy, które trzymał pod bielizną.
Poczuł silny chwyt na ręce i pozwolił pociągnąć się na łóżko. Gdyby to on
dominował, Kamil już leżałby pod nim, przyciskany do materaca. Tymczasem to
jemu miał oddać piłeczkę, a raczej coś innego. Tok jego myślenia został
przerwany, gdy Kamil sięgnął po to, co wychodziło mu wyśmienicie. Pocałunek.
Ich usta połączyły się we wzajemnej walce, ręce stały się ciekawskie i bardzo
niegrzeczne, niecierpliwe. Dotyk każdemu z nich dawał moc doznań, rozpalał
ciało, a każda komórka odczuwała przyjemność.
Kamil
przejechał ręką wzdłuż ciała mężczyzny, a potem zacisnął dłoń na jego biodrze,
popychając go na plecy. Pogłaskał je i powoli, łaskocząc skórę, dotarł do
półtwardego penisa. Przesunął po nim palcami. Od razu wyczuł reakcję ciała
Szymona. Mężczyzna wsunął rękę w jego włosy i zacisnął na nich palce.
Stopą przesunął po jego łydce, nie mając zamiaru być biernym. Kamil nawet tego
nie chciał. Chwycił członek kochanka tuż pod główką i poruszył ręką. Dłoń w
jego włosach zacisnęła się mocniej, a usta tuż przy jego ustach złapały szybki
oddech. Biodra drgnęły niespokojnie, a udo Szymona wsunęło się pomiędzy nogi
Kamila, pocierając jego męskość. Wargi znów połączyły się w swojej własnej
mowie.
Wygłodniałe
ciała, spragnione czegoś nieznanego dla Kamila i utęsknionego dla Szymona,
kierowały ich poczynaniami. Obaj mieli wrażenie, że temperatura w pokoju
wzrosła, kiedy całowali się, ocierali o siebie, sunęli dłońmi po skórze,
zapoznając się z każdym jej fragmentem, wzgórkiem, dołkiem, zagięciem.
Żaden z nich nie chciał wiecznie czekać, bawić się. Czas pędził do przodu, a
niecierpliwość w oczekiwaniu na sam akt szczególnie wyraźnie odbijała się w
oczach Szymona. Kiedy Kamil chciał zsunąć się w dół i skosztować tego, co
trzymał w dłoni, mężczyzna podsunął mu żel i prezerwatywę. Zadał tylko nieme
pytanie wyzierające z jego oczu, czy chłopak wie, co z tym zrobić. Kamil dał mu
odpowiedź, całując go mocno i każąc odwrócić się na brzuch.
Zarzycki
uklęknął nad udami kochanka, pieszcząc wzrokiem, jego zdaniem, doskonałe plecy
i kształtne pośladki, które najchętniej miętosiłby w dłoniach, uciskał i
gładził. Podobało mu się to, że mężczyzna leży na brzuchu – chyba polubi go w
tej pozycji. Pochylił się i zaczął obcałowywać jego kark, a czubek jego penisa
trącał jeden z pośladków, pozostawiając na nim mokry ślad. Kamil robił wszystko
to, co podpowiadał mu instynkt i na co sam miał ochotę. Przeczytawszy wcześniej
na opakowaniu żelu, że nadaje się do masażu, wyprostował się i wylał go na
dłonie. Roztarł go i zaczął masować okrężnymi ruchami skórę pleców partnera.
Jak jeszcze przed chwilą chciał się śpieszyć, tak teraz zwolnił, pozwalając
sobie na to, by nacieszyć się dotykiem ciała Szymona. Podobało mu się ono. A te
pośladki… Chyba zwariuje na ich punkcie i będzie miał ochotę ciągle je macać.
Szymon
zamruczał, poruszył się, a Kamil wyczuł pod palcami ruch mięśni prężących się
pod skórą. Pośladki Bieńkowskiego nieoczekiwanie wbiły się w jego krocze.
Chłopak syknął.
– Chcesz,
żebym doszedł? Co byłoby potem? Do czego bym ci się przydał? – pytał zaczepnie.
–
Sprawiłbym, że znów stałbyś się twardy i gotowy. – Wysunął rękę do tyłu i po
omacku odnalazł sterczący penis. – Bo chcę go w sobie, gdyż następnym razem
zamierzam zająć się twoim tyłkiem.
–
Jeszcze zobaczymy. Nie jestem taki łatwy. – Złapał jego rękę, odciągając ją od
tego, co robiła. Ułożył ją nad głową Szymona i przytrzymał. Chyba to się
spodobało mężczyźnie, ponieważ ponownie poruszył się niespokojnie, jakby czekając
na więcej. Kamil pochylił się i wbił zęby w ramię partnera, starając się
nie zostawić mu śladów. Zaczął go obsypywać pocałunkami, niechybnie podążając
przy tym w dół wilgotnymi od żelu dłońmi.
Szymon
wyprężył się. Położył głowę na dłoniach i uniósł biodra do góry, gdy śliskie
ręce dosięgły jego pośladków, a palce zakradały się pomiędzy nie. Nie chciał
się dopraszać o to, na co czekał. Jak bardzo by czegoś nie pragnął, nie prosił
o to, ale mógł pokazać mową ciała, czego potrzebuje. Stęknął cicho, kiedy zimny
płyn rozlał się pomiędzy pośladkami, a śliskość pozwoliła ciekawskim palcom z
łatwością pieścić jego wejście. Przymknął oczy, układając czoło na ręce. Palce
drugiej dłoni wbił w poduszkę, omal nie rozrywając poszewki. Rozluźniał się
powoli. Natomiast Kamil nie potrafił oderwać oczu od upajającego widoku.
Odchylił jeden z pośladków i przyglądał się, jak opuszek palca wskazującego
krąży wokół zaciśniętych mięśni, muskając je, pocierając, sprawiając, że
rozluźniły się i chętnie wpuściły go do środka. Usłyszał głośnie westchnięcie
Szymona, gdy wsuwał w niego palec, a wyobraźnia szalała. Tak wiele widział
na filmach porno, ale one nie miały nic wspólnego z tym, co czuło się,
kiedy robiło się coś takiego. Myśl, że ten palec zostanie zastąpiony przez jego
penisa, sprawiła, że jądra ścisnęły mu się boleśnie. Drugą rękę wsunął pod
Szymona i chwycił jego męskość.
Mężczyzna
zamruczał z zadowoleniem, rozsuwając nogi i jeszcze bardziej unosząc tyłek do
góry. Obejrzał się na Kamila, dostrzegając w jego oczach zasłonę pożądania.
Niemalże jęknął z frustracji, że chłopak postępuje tak wolno. Już dawno
powinien go sobą wypełnić. Im dłużej czekał, tym bardziej coś wstępowało w
Szymona i robił się przez to niecierpliwy. Tak bardzo chciał go już w sobie.
Palec to za mało.
– Włóż
drugi, a potem…
– Ja tu
rządzę, Szymon. – Może robił to pierwszy raz, ale wiedział, co robić. Dużo
oglądał, czytał, nigdy nie odważył się spróbować tego na sobie, ale nie był
całkiem niedoświadczony.
Bieńkowskiego
przeszły dreszcze, gdy to usłyszał. Zmiana głosu Kamila była z miejsca
wyczuwalna. Szept przepełniony pożądaniem oraz pewnością porwał go w swoje
odmęty. Wbił zęby w poduszkę, by nie jęknąć. Uklęknął, pozostawiając klatkę
piersiową płasko ułożoną na prześcieradle. Chciał w pełni mu się oddać i nie
myśleć o niczym. Potrzebował czuć. Kochać się. Pieprzyć. Wszystko na raz.
Obudziła się w nim bestia, której nie chciał dopuścić do głosu. Nie czekał na
nic, gdy poczuł przy wejściu szeroką główkę penisa. Poruszył tyłkiem tak, żeby
się dobrze wpasowała i nabił się na nią. Ból zmroził jego ciało, ale w umyśle
tłukło się pragnienie rozkoszy, która po nim nadejdzie.
– Kurwa,
Szymon.
– Dalej,
skarbie, dalej. – Wyciągnął rękę do tyłu i złapał nią biodro Kamila. – Dalej,
pchnij.
– Dalej
to ja dojdę. – Ledwie się przed tym powstrzymał, kiedy Szymon tak go zaskoczył.
Nie spodziewał się tego po nim, bo wcześniej wyglądał na… grzecznego. Widać,
jeszcze wiele o nim nie wie. Kiedy mięśnie odbytu objęły główkę penisa,
wchłaniając go w siebie, to pierwsze doznanie walnęło w niego tak mocno, że
prawie doszedł. Potrzebował chwili oddechu. Pragnął zrobić Szymonowi dobrze, a
nie skończyć zanim zaczął. – Czy myślenie o starej, grubej nauczycielce uchroni
przed kompromitacją?
Szymon
zaśmiał się i wyprostował na rękach, co sprawiło, że penis głębiej w niego
wszedł, a potem jeszcze głębiej, kiedy prawie usiadł na kolanach Kamila. Przez
to wszystko Zarzycki poczuł, jak przeszywa go prąd pełen ekstazy i chwycił
biodra partnera, zatrzymując go w miejscu.
–
Szymon, jesteś zły.
–
Spragniony brzmi lepiej. – Usiadł na kolanach chłopaka, stykając plecy z jego
torsem. Ból rozchodził się po ciele ,już tylko słabymi falami a jego miejsce
zastępowała na razie nikła fala przyjemności. Kamil objął go w pasie,
przywierając do niego. – Widzisz, wytrzymałeś – szepnął do dziewiętnastolatka,
odwracając ku niemu spojrzenie rozgorzałych ogniem pożądania oczu. Zakołysał
biodrami, doskonale odczytując z twarzy Kamila, co chłopak czuje.
– Niech
cię szlag, Szymon. Jestem na skraju. – Pchnął w górę, przytrzymując przy sobie
mężczyznę. Instynkt kazał mu robić pchnięcia i dojść. Cały drżał, ostatkiem sił
powstrzymując się przed kulminacyjnym momentem.
– Nie
wytrzymasz? Nie dasz rady? – Szymon sam się sobie dziwił, że zrobił się w łóżku
takim gadułą. Zazwyczaj, kiedy był na dole, milczał jak zaklęty. Ale nie wtedy,
gdy spragniona bestia w nim dochodziła do głosu. Rzadko kto ją wywoływał, gdy
Szymon był na dole. – Nie pokażesz mi, jak pieprzysz? Nie dasz mi tego poczuć? – Uniósł się, a po chwili nabił na pulsujący
w nim członek. Uśmiechnął się drwiąco do Kamila.
Kamil
nie znosił tego uśmieszku. Nakręcał go wtedy do działania. Już on mu pokaże.
Chwycił stanowczo Szymona za szyję i pocałował go agresywnie. Pchnął biodrami w
górę. Nie myślał o tym, jak ciasny tunel wsysa go w siebie, ściska. Nie dojdzie
za szybko i udowodni tej cholerze, że pomimo pierwszego razu umie
pieprzyć, czy tam kochać się. Dla niego wszystko jedno.
Ponowie
pchnął biodrami, wywołując pierwszy jęk Szymona. Po nim nastąpił kolejny, aż z
upływającym czasem pokój wypełnił się odgłosami kochających się mężczyzn, złączonych ze sobą najbliżej jak tylko
mogli. Kamil szybko uczył się tego, co sprawia Szymonowi najwięcej rozkoszy.
Szybkie, płytkie pchnięcia, po których następowały dwa wolne, głębokie, by
powrócić do kilku szybkich, były jednymi z nielicznych, które rozpalały trzewia
Szymona. Kamil całował go po szyi, splatając razem palce ich dłoni. Dawał i
brał. Sięgał na wyżyny przyjemności i wycofywał się, by nie skoczyć zbyt
wcześnie. Kiedy minęła ta pierwsza granica, gdy mógł dojść, i jej nie sięgnął,
później mógł kochać się i kochać. Przypominało to przetrzymanie snu.
Szymon
nie pozostawał bierny. Poruszał biodrami, sam nabijając się na penisa Kamila i prawie
wypuszczał go z siebie. Długo trwało, zanim idealnie się ze sobą zgrali, ale za
to teraz mogli czerpać z seksu jak najwięcej. Tak bardzo tego potrzebował, że
dopiero kiedy to dostał, wiedział, jak brakowało mu takich intymnych chwil.
Tego, by ktoś go wziął, pozwolił mu nie myśleć, nie martwić się, nie
zastanawiać się. Kamil dał mu oddech, którego potrzebował, i rozkosz
narastającą z sekundy na sekundę.
Wszystko
to, co uderzyło fizycznie w Kamila, stało się cudownym, pełnym ekspresji
przeżyciem. Po raz pierwszy się kocha, po raz pierwszy w kimś jest, a w dodatku
tą osobą, z którą to dzieli, jest Szymon. Mężczyzna, który od jakiegoś
czasu przestał być dla niego obojętny. Stał się dla niego ważny. Ten na co
dzień zapracowany, cudowny facet oddawał mu się teraz w pełni i tylko on widział,
jak Szymon wygląda, kiedy się kocha. Kiedy każdy dotyk, pchnięcie, pocałunek
sprawiały, że dygocze, wije się pod nim, wbijając paznokcie w prześcieradło
lub zaplatając palce ich dłoni. Wyczuwał, kiedy Szymon chciał więcej. Więcej
wszystkiego, co dostawał. Kiedy zmienili pozycję i Szymon oplótł długimi nogami
jego biodra, Kamil skorzystał z okazji i całował go bez opamiętania.
Szymon
wbił pięty w pośladki Kamila, a palce w jego plecy. Wiedział, że jutro jego
tyłek odcierpi swoje, ale chciał tego. Pragnął Kamila i zamierzał go czuć
teraz, później. Tej nocy dochodził pomiędzy ich ściśniętymi ciałami i prężył
się pod Kamilem jak kocur. Zamroczony swoim orgazmem czuł, że chłopak nie
wytrzymuje i dołącza do niego. Serce Szymona zatrzepotało mocno, kiedy przytulił
dyszącego głośno kochanka. Uspokajał się powoli. Na usta cisnęły mu się dwa
słowa, ale ich nie wypowiedział. Za wcześnie, to nie odpowiednia chwila. Nie
teraz, ale kiedyś je wypowie. Na razie wystarczyła mu fizyczna bliskość, więc
westchnął, całując czule wilgotne czoło leżącego na nim partnera.
Aaaa! Jak dobrze, że Kamil wrócił :DD jak przeczytałam ze to on to mi się normalnie tak ciepło na serduszku zrobiło.... No, myślałam, że serio porozmawiają i wyjaśnią sobie wszystko ale jak widzę poszli w nieco innym, ale również miłym kierunku :))
OdpowiedzUsuń/A
Podczas czytania tego rozdziału nieźle się wystraszyłam ;__;
OdpowiedzUsuńNa początku, kiedy Kamil nie pojawiał się na festynie, potem bałam się ich rozmowy, to od niej przecież wszystko zależało. Dalej kiedy Kamil chciał dominować, bałam się, że nie da rady. Ale wszystko jest w porządku i mogę odetchnąć c: Ich pierwszy raz był perfekcyjny, ale nie spodziewałam się, że Szymon tak łatwo sam rozłoży nogi ;D
Głupia jestem bo myślałam że mnie już niczym nie zaskoczysz. Tymczasem... Wow, Kamil wrócił a Szymon go przyjął i to jak przyjął. Spodziewałam się że wcześniej jak w następnym rozdziale to nie nastąpi a nawet jak wróci to że mężczyźni tak łatwo nie dojdą do porozumienia. Tymczasem... Normalnie brak mi słów. Naprawdę jesteś genialna. Nigdy się nie zmieniaj.
OdpowiedzUsuńJak Szymon będzie prowokował
OdpowiedzUsuńKamila przy każdym zbliżeniu to będzie ciekawie.
Fajnie,że rozmawiająXD
Ciekawe co będzie dalej(chociaż opis i fragment drugiej części przeczytałam;-;) to nie mogę się doczekać tego w jakich okolicznościach do pewnych wydarzeń doszło.
Dziwny rozdział. Nie że zły, ale jakieś negatywne myśli mi do głowy mimowolnie przychodziły ;_;
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, festyn się udał, no i sporo sponsorów się pojawiło, wiele atrakcji, Kamil wrócił i wykonał Szymona, ta ich rozmowa mi się podobała...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia