Dziękuję za komentarze.
Park na
przedwiośniu nie prezentował się jeszcze tak okazale jak samą wioną, ale spacer
należał do jednych z tych przyjemnych czynności. Casey szedł obok JD, który sam
doskonale radził sobie z wózkiem na równych alejkach.
– Lubię takie
dni, kiedy już robi się ciepło – zagadał JD, bo dotąd głównie szli obok siebie,
oddając się tak cudownej ciszy.
– Przyjedziemy
tu latem. Założę się, że jakieś ptaki tutaj się osiadają i śpiewają. Jak w
lesie. Fajnie byłoby.
– Możliwe. – JD
zatrzymał się i wystawił twarz do słońca. Przymknął powieki.
Casey zagapił
się na niego. Kiedy poznał JD, nie spodziewał się, że chłopak potrafi się tak
wyciszyć. Jego partner bardzo się zmienił. Nic dziwnego. Przecież postrzelenie,
dwumiesięczny pobyt w szpitalu wpływają
na człowieka. Whitener bardzo łatwo wpadał w złość i równie szybko z niej
wychodził. Nigdy nie rozmawiał z nim tak szczerze o tragicznej chwili w szkole.
Uznał, że lepiej nie rozdrapywać starych ran. Czuł, że to nie pomogłoby JD.
Musieli patrzeć w przyszłość. Owszem, przeszłość zawsze ma wpływ na przyszłość,
ale czasami trzeba zamknąć rozdział i do niego nie wracać, bez względu na to,
że konsekwencje dawnych wydarzeń ciągle wpływają na teraźniejszość i
przyszłość. Potrząsnął głową, odrzucając te skomplikowane dla niego myśli.
– Naprawdę,
jeżeli kiedyś wygram na loterii…
– Emoś, ty nie
grasz na loterii.
– Mniejsza z
tym. Zawsze mogę zacząć, więc jeżeli kiedyś wygram, to dam ci milion za twoje
myśli. – Kiedy otworzył oczy, ujrzał swojego chłopaka wpatrzonego w błękit nieba
i stojącego z rękoma w kieszeni płaszcza. Zanim się odezwał, przyglądał mu się
przez dłuższą chwilę i przyznał, że miał szczęście, poznając kogoś takiego jak
on. Casey bardzo się zmienił. W ciągu tych kilku miesięcy wydoroślał. Tamten
agresywny chłopak zniknął bezpowrotnie. Obok niego stał młody mężczyzna mający
ambicje, których dawny McPherson tak naprawdę nie miał.
McPherson ciężko
westchnął. Chyba jednak nie da się ominąć pewnych tematów.
– Myślałem o tym,
co się stało. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Pamiętam, co czułem, kiedy
sądziłem, że nie żyjesz. – Tamtego bólu nie życzył nawet swoim wrogom. Czasami
w nocy mu się to śniło. Budził się w szoku i ulgą stwierdzał, że JD śpi obok
niego. Ostatnio zrezygnował z materaca i przeniósł się do łóżka chłopaka, które
może i na nich dwóch było za wąskie, ale za to partner nie uciekał od
przytulania.
– Wiem, co
czułem, kiedy sądziłem, że umieram – powtórzył większość słów Caseya. –
Żałowałem jednego w tamtej chwili.
– Czego?
– Że nigdy już
cię nie zobaczę. Żałowałem, że wtedy ta sytuacja ze składziku – po tym jak moja
mama nakryła nas u mnie w pokoju, całujących się, a ty zwiałeś – w ogóle miała
miejsce. – Powrócił myślami do tamtych wspomnień.
– Właź – rozkazał JD
przepuszczając go pierwszego. – Nie wiem co sobie wyobraziłeś wczoraj, ale
pokazałeś swoją ucieczką jaki jesteś – zaczął, kiedy już obaj zostali ukryci
przed światem zewnętrznym. Nie zamierzał go pierwszego dopuścić do słowa. – Co
sobie myślałeś, że moja mama nagle wpadnie do pokoju z wałkiem w ręku i zacznie
cię okładać, każąc ci wypierdalać? Niech cię szlag, Casey. – Popchnął go. –
Mama zaprosiła ciebie na obiad. Potrzebuje czasu, żeby to sobie poukładać, bo
nie ma problemu z gejami, tylko z tym, że ja nim jestem, ale… – urwał, bo na
korytarzu powstało jakieś zamieszanie. Ktoś biegał, krzyczał. Wzruszył
ramionami i kontynuował. – Musi to sobie poukładać i potrzebuje czasu, lecz nie
powiedziała, że ma coś przeciw.
– To już nie ma znaczenia –
powiedział po cichu McPherson. Całą noc nie spał intensywnie myśląc.
– Ma znaczenie. Poddajesz się
paranoi. To jest chore, to jest jak fobia. Uważam, że powinieneś skorzystać z
czyjejś pomocy.
– To ty się lecz – wypalił
Casey.
– Co? – Zmarszczył brwi.
– Ty się lecz. Mnie nic nie
jest. Nie pozwolę, aby nazywano mnie pedałem.
– Przykro mi, ale nim jesteś. Heloł. – Wyrzucił ręce w
bok. – Też nim jestem. – Palcami wskazującymi pokazał na siebie.
– Może i jestem, ale nie
zamierzam nim być, a na pewno nie pozwolę, żeby inni się o tym dowiedzieli.
– Jak chcesz tego dokonać? –
Zaraz za gadanie głupot rozkwasi McPhersonowi nos. Nie popierał przemocy
fizycznej, a szczególnie bicia partnera, ale tym razem ręce go swędziały i to
mocno. Od czasu ujawnienia romansu nauczyciela z uczniem Casey stał się bardzo
upierdliwy.
– To proste. Koniec z nami.
JD aż się cofnął już nie
zwracając uwagi na rumor za drzwiami.
– Słucham?
– Dobrze słyszałeś, Whitener.
To co między nami było… To przeszłość. Wybrałem. Nie chcę się już z tobą
spotykać. Zresztą co ci do tego? I tak znajdziesz dobrego ruchacza, bo twój
tyłek bardzo lubi kutasy. Przecież tylko to cię u mnie obchodziło, co nie?
Chłopak zacisnął pięści i
wysyczał:
– Wiesz co, jeśli masz o mnie
taką opinię, to masz rację, nas już nie ma. Nikt mi nie będzie mówił, że chcę
tylko jednego. Fakt, pragnę cię, ale nie tylko o to mi chodziło. Zakochałem się
w tobie. Pamiętasz o tym? Fajnie było, ale widać znów się pomyliłem. Znów
zostałem źle osądzony. Chyba taki mój los. – Na końcu głos mu się załamał, więc
odchrząknął. – To cześć. – Odwrócił się, dopiero wtedy pozwalając swoim oczom
zwilgotnieć, pomimo tego nie będzie płakać. On nie płacze nawet jak ktoś wyrywa
mu żywcem serce. Czym prędzej opuścił pomieszczenie już nie patrząc czy ktoś
pod skrytką na narzędzia może stać czy
nie. Potrzebował stąd czym prędzej uciec.
–
Padły słowa, które nie powinny były paść – szepnął Casey, wstydząc się tamtej
chwili. Ukucnął przed partnerem tuż przy kole i wpatrzył się smutnymi, pełnymi
skruchy oczami w twarz JD. – Nigdy tak nie myślałem. To, co powiedziałem, było
infantylne, pełne złości i strachu. Jednak mnie to nie usprawiedliwia. Dziwne,
że mi wybaczyłeś. – Wziął jego dłoń i przytulił do niej policzek.
–
Wybaczyłem, bo cię kocham.
–
I nie myślę tak, że zależy ci tylko na jednym.
–
O tym już gadaliśmy. – Whitener przewrócił oczami. – Ukarałeś mnie za to, że
cię pragnąłem.
–
Nigdy nie powinienem był mówić, że tylko mój kutas cię u mnie obchodził. –
Przeniósł wzrok na biegające niedaleko psy, których właściciele oddawali się
konwersacji. Rozumiał, że teraz nie powinien nawet chcieć od niego seksu, bo po
takich słowach nie miał do tego prawa. Osądził JD bardzo źle i kazał mu znaleźć
sobie „ruchacza”. – Nigdy nie powinienem był powiedzieć tego, co powiedziałem.
–
Rozmawialiśmy już o tym – podkreślił. – Poza tym to przeszłość. Może zmienimy
temat i pojedziemy do tego olbrzymiego akwarium? – Dostrzegł, że Casey
posmutniał i pewnie najchętniej to zamknąłby się gdzieś i posiedział sam. Nie
winił go za nic. Przecież już mu to mówił. Widać on już tak bardzo nie przeżywa
tamtych słów jak chłopak.
–
Ano. Masz rację. Potem wrócimy do motelu, zjemy obiad, odpoczniemy. – Zaczął
bawić się jego palcami.
–
Nie wiesz może, czy mają w tym akwarium toaletę dla niepełnosprawnych?
–
Mają.
–
Wszystko sprawdziłeś, co?
–
Tak. Dla ciebie wszystko. – Zanim puścił jego dłoń, najpierw ją pocałował i
miał gdzieś, że ktoś może ich zobaczyć. Nie robił nic złego, tylko okazywał
czułość swojemu chłopakowi. – A za tamte słowa, to szczerze przepraszam raz
jeszcze. I nic nie mów – zastrzegł, bo JD już otwierał usta, żeby coś
powiedzieć. – Teraz zamykamy tamto na klucz i dziękujmy, że dane nam było
wszystko naprawić.
–
Ty naprawdę bardzo wydoroślałeś, Casey – przyznał JD.
– Chyba
stało się to, kiedy widziałem, jak umierasz, jak czekałem na jakieś wieści w
szpitalu. Jedna chwila zmienia wszystko.
– Więc
żyjmy tak, żeby nie żałować tego, co robimy. A teraz zabierzesz mnie do
akwarium, muszę do toalety. Naprawdę.
Casey
zaśmiał się, a w jego oczach smutek ustąpił miejsca rozbawieniu.
–
Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, Emośku.
–
I tak ma pozostać.
–
Chciałbyś.
–
Chciałbym.
–
To sobie o tym pomarz czarna wiedźmo.
Przekomarzali
się jeszcze przez dłuższą chwilę i zanim wsiedli do samochodu, humor
zdecydowanie im się poprawił.
*
* *
Kadena obudził
zapach kawy. Poruszył się i od razu skrzywił. Odczuwał każdy mięsień, bo po
tylu godzinach na nogach zaśnięcie takiego dużego faceta, którym był, na
kanapie, zamiast w wygodnym, dużym łóżku, źle się kończyło. Usiadł i potarł
dwoma palcami kąciki oczu, poruszył ramionami, żeby je rozruszać. Myślał, że
zapach kawy mu się przyśnił, lecz ten nadal nęcił jego nos. Zmusił się do
podniesienia i skierowania nóg do kuchni.
Uniósł brwi,
zastając miły dla oka obrazek. Oparł się ramieniem o framugę i założył ręce na
piersi. W jego kuchni rządził się Ethan. Stawiał właśnie świeżo zaparzoną kawę
na tacy, na której już stały ciastka. Nie to jednak było zaskakujące. Na
ramieniu Ethana siedział Tiger, rudo pręgowany kocur, przyglądając się, co robi
jego nosidełko.
– No patrz, a w
domu tej pacjentki trzymałeś się z daleka od kotów – zagadał Kaden.
Ethan obejrzał
się i postawił jeszcze cukiernicę na tacy.
– A miałem cię
iść obudzić smacznym deserem – jęknął niby z zawodem Ethan. – Rano zasnąłeś,
zanim usiadłeś.
– Nie.
Pożyczyłem sobie twoje klucze i przyszedłem niedawno. Ten pan postanowił mi
pomóc – trącił kota po nosie – przygotować dla ciebie coś słodkiego. Wspomniał,
że bardzo lubisz słodycze.
– Ten pan ma na
imię Tiger, nie znosi obcych, tych, których zna, również. Poza tym sam rano
dałem ci do zrozumienia, że lubię słodycze.
– Nie jestem
obcy i tak, dałeś, ale on to potwierdził. Poznałem jeszcze jakieś dwie panie,
lecz schowały się przede mną.
– Bella i Shadow
– poinformował Kaden, nie mogąc wyjść ze zdziwienia, że Tiger polubił Ethana.
Ten kot, pomimo że znał jego siostrę od kilku lat, drapał ją za każdym razem,
kiedy wyciągała do niego rękę.
– To twoje panie
mnie nie lubią. On tak. – Zdjął kota z ramienia i postawił go na podłodze wyłożonej czarnymi płytkami. –
Mogłem się domyślić, że masz jakiegoś kota, patrząc po tym, jak traktowałeś
kociaki tej pacjentki. – Podniósł tacę ze stołu. – Idziemy do salonu, a może
zostajemy tutaj? Wybacz, że się tak rządzę, ale taki jestem.
– Taki jesteś.
Wolę zjeść ciasto w salonie. – Najchętniej to zjadłby obiad, ale z raz może
sobie pozwolić wyłącznie na deser. Zrobił miejsce w przejściu dla Ethana, a on
i tak przeszedł w taki sposób, żeby się o niego otrzeć. – Pójdę tylko wziąć
szybki prysznic. – Najlepiej lodowaty.
– Nie ma sprawy.
Tylko szybko, bo kawa wystygnie. – Przez te parę dni nauczył się, że Kaden
uwielbia gorącą i mocną kawę, tak zwaną siekierę, z dwoma łyżeczkami cukru.
– Zaraz wrócę.
– Spoko. – Ethan
postawił wszystko na ławie. Kremówki ustawił obok szklanek z kawą i zaniósł
tacę do kuchni, żeby nie zawadzała. Sam nie wiedział, po co się tak stara.
Zazwyczaj nie dążył do łóżka przez żołądek faceta. Po prostu dobierał się do
niego i tamten ulegał. Chyba czuł, że Kaden jest inny i potrzebuje małego
uwodzenia. Zdobycie tego faceta nie będzie łatwe, ale on się zazwyczaj nie
poddawał. Zawsze dostawał to, czego chciał, może poza jednym wyjątkiem. Nie
zamierzał pozwolić na to, żeby Hyle był drugim.
Rozejrzał się po
pokoju i jego oczom ukazała się fotografia stojąca na kominku. Podszedł do niej
i wziął ją w dłoń. Na zdjęciu znajdował się dużo młodszy Kaden, a przy nim stał
uśmiechnięty, jasnowłosy i sporo od niego niższy mężczyzna. Kaden obejmował go
rękami w pasie i przyciągał do siebie. Ten drugi udawał, że go odpycha, ale
twarz promieniała mu szczęściem. Coś Ethana podkusiło, żeby odwrócić ramkę. Z
tyłu było malutkie zapięcie, więc przesunął dźwigienkę, dzięki czemu kawałek
plastikowej osłony otworzył się, odsłaniając drugą stronę fotografii. Ethan
zmrużył oczy. Na białym papierze znajdował się napis, którego litery układały
się w jedno zdanie: „Jesteś skarbem, na który czekałem”. A pod spodem był
podpis: „Mitch”.
– Gdzie teraz
jesteś, Mitchelu? – Ethanowi przyszło do głowy, że może ten facet wyjechał, bo
chyba Kaden nie trzymałby zdjęcia kogoś, z kim się rozstał. Ale przecież w
klubie pieprzył go, a wątpił, by Kaden należał do facetów, którzy zdradzają.
Usłyszawszy
zbliżające się kroki, czym prędzej doprowadził wszystko do porządku i odstawił
zdjęcie na miejsce. Nie zdążył usiąść, bo gospodarz domu już wszedł do salonu.
– Mówiłem, że
będę szybko. – Zlustrował Ethana i fotografię stojącą obok ramienia mężczyzny.
Miał nadzieję, że stażysta nie będzie go wypytywał o tego, który był z nim na
zdjęciu. Wolałby nie poruszać tego tematu. W razie czego zwrócił uwagę gościa
na coś innego: – Kawa na pewno jeszcze nie ostygła. – Przysiadł się do niskiego
stolika i od razu zabrał za słodzenie ulubionego napoju.
Ethan zerknął
jeszcze na fotografię, po czym przysiadł się do niego. Korciło go, żeby
zapytać, gdzie jest ten „Mitchel”. Coś mu mówiło, żeby tego nie robił.
Niestety, ciekawość zwyciężyła:
– Kim jest… –
urwał, bo już miał na końcu języka imię tego człowieka, ale w porę się
zorientował, że zdradziłby się z tym, że myszkował. – Kim jest ten mężczyzna na
zdjęciu? Z tego, jak go obejmujesz, wnioskuję, że to ktoś bliski. – Chwycił
talerzyk z kremówką i nie spuszczając wzroku z Kadena, ugryzł kawałek.
Westchnął. Czuł,
że Larsen będzie musiał o to zapytać. Podniósł szklankę, była z uchem, więc
kawa wewnątrz nie parzyła go, i wstał. Zbliżywszy się do kominka i wpatrując
się w zdjęcie, rzekł:
– Od liceum był
moim partnerem.
– Był? –
Postanowił drążyć dalej, skoro temat został pociągnięty.
– Tak, był.
– Odwrócił się, tym razem wpatrując się w Ethana. – Masz cukier puder na
wardze.
Ethan wytarł
proszek palcami, czując, że więcej się nie dowie. Zresztą po co mu to
potrzebne? Facet był partnerem Kadena, a teraz go nie ma. To najważniejsze. Po
to, żeby zaciągnąć mężczyznę do łóżka, nie potrzebuje niczego więcej.
– Nie jesz
ciacha? – zapytał, kończąc swoją porcję.
– Za chwilę.
Najpierw to muszę się do końca obudzić.
– A może
chciałbyś się rozbudzić – powiedział uwodzicielskim głosem Larsen, wolnym
krokiem podchodząc do mężczyzny. Kręciło go to, że Kaden był od niego trochę
wyższy i miał szerokie ramiona, duże bicepsy, umięśnione nogi, wąskie biodra.
Stanął tuż przy nim, kładąc ręce na jego biodrach. Najchętniej przykleiłby się
do tego ciała i najlepiej gdyby wtedy obaj byli nadzy, spoceni, spleceni w
namiętnym uścisku. Cholera, stawał mu na samą myśl. – Tak bardzo, bardzo
rozbudzić. – Przesunął palcem po kroczu Kadena. Wyciągnął się, całując go tuż
pod szczęką. Trącił brodę nosem. Złożył kolejne pocałunki na szyi.
Kaden stał
nieruchomo. Ledwie powstrzymywał się przed przyszpileniem Ethana do podłogi.
Nic go przed tym nie powstrzymywało poza rozsądkiem i wiedzą, że od ich małej
przygody Larsen mógł mieć kilku innych facetów. W sumie nie jego sprawa, lecz
nawet mając kogoś tylko do pieprzenia, wolałby mieć go dla siebie. On się nie
dzielił. Ethan przeciwnie, a to skutecznie sprawiało, że panował nad swoim
popędem. Tak skutecznie, że odsunął od siebie mężczyznę jedną ręką, bo w
drugiej nadal trzymał nieszczęsną kawę.
– To, co
zdarzyło się w klubie, było pomyłką i nigdy się nie powtórzy. Zrozumiałeś? –
Trzymał go od siebie na wyciągnięcie ręki.
Ethan miał
ochotę przekląć.
– Wiem, czego
chcesz.
– Ty sądzisz, że
seksem coś zdziałasz. Mylisz się. Nie jestem z tych, którym zależy tylko na
jednym. Wiesz, kim był ten facet ze zdjęcia? Kimś, komu nie dorównasz. Byliśmy
razem od drugiej klasy liceum. Żyliśmy ze sobą osiem lat. Ciebie i jego dzieli
wszystko. On nie dawałby dupy każdemu lepszemu – mówił coraz bardziej ze
złością. Odstawił szklankę na ławę. – Wiesz czemu? Bo miał zasady, moralność,
której się trzymał. Ty tego nie masz. Dzisiaj chcesz, żebym cię bzyknął, jutro
znajdziesz sobie kogoś innego do tego lub jego przelecisz. Ja się na takie coś
nie piszę. Chcesz się bawić, rób to, ale ja się do tego nie przyłączę.
– Nie mów, że
nigdy nie podrywasz facetów w klubach. Nie jesteś święty. Doskonale wiedziałeś
co i jak robić. I jeśli ten twój partner był taki idealny, do diaska, to czemu
nie jesteś z nim?!
– Bo umarł.
Ethan stał z
rozdziawioną gębą, po raz pierwszy w życiu nie wiedział, co powiedzieć. Nie to
spodziewał się usłyszeć.
– Lepiej już
idź, Ethan.
Tak, Kaden miał
rację, powinien iść. Skinął głową i wycofał się. Po chwili włożył buty i
opuścił niewielki dom doktora Kadena Hyle’a.
*
* *
Na głowę JD
Casey nalał szamponu i powoli roztarł go na włosach. JD zamruczał z
zadowoleniem. Cudownie mu było, tym bardziej że gorąca woda obmywała jego
ciało, a on siedział w wannie między nogami Caseya, oparty o jego tors,
poddając się jego dłoniom. Niedawno wrócili z kina. Obejrzeli dwa filmy.
Pierwszy był jakimś starym horrorem o Draculi, a drugi, który zapadł mu w
pamięć, to „Zaklęci w czasie” z Erikiem Baną w roli głównej. Miło wspominał ten
dzień. Rozleniwił się.
Casey,
skończywszy myć głowę swojemu chłopakowi, wziął do ręki słuchawkę prysznicową i
odkręcił wodę. Sprawdził, czy ciecz ma odpowiednią temperaturę i powoli zaczął
spłukiwać pianę z głowy JD, zaczynając od czoła. Gdy skończył, pocałował
swojego chłopaka w czubek głowy i go objął.
– Czułem się od
ciebie gorszy – zaczął McPherson.
– Słucham? –
Otarł twarz dłońmi, bo woda spływająca z włosów chciała mu wlecieć do oczu.
– Kiedy cię
poznałem, Emośku. Nawet wtedy, kiedy uczyliśmy się razem. Czułem się gorszy.
– Dlaczego?
– Bo ty taki
geniusz, mógłbyś już studia robić, a ja nawet dobrze liczyć nie potrafiłem.
JD odwrócił się
tak, żeby móc spojrzeć na Caseya.
– Nie wyglądało
na to, że tak się czujesz.
– Ukrywałem to
za docinkami.
– Mam nadzieję,
że już tak się nie czujesz.
– Nie, Emośku.
Przestałem tak się czuć, kiedy po raz pierwszy kochaliśmy się. – Patrzył mu
poważnie w oczy. – Chciałem, żebyś wiedział. – Pochylił się i pocałował go
lekko. – To co? Wychodzimy z wanny i zamówię jakąś kolację.
– Czytasz mi w
myślach. Zobacz, skóra na palcach już się pomarszczyła. – JD podniósł rękę.
– Dobrze jest. –
Chwycił jego dłoń i ucałował każdy opuszek palca. Uśmiechnął się figlarnie do
niego. Nie chciało mu się wychodzić z wanny, bo miał teraz JD bardzo blisko
siebie. Jakoś miał wrażenie, że tak nie będzie, kiedy znajdą się w pokoju. –
Przytrzymaj się boków wanny, ja wyjdę i cię podniosę.
– Nadal mam
wątpliwości z tym podnoszeniem, twoje żebra…
– Nie były
złamane, pamiętaj. Dobrze jest. – Ucałował go jeszcze w szyję i gdy chłopak
siedział bezpiecznie, z trudem podniósł się i wyszedł z wanny. Wytarł się
szybko i założył jeden z dwóch puchatych, białych szlafroków. Ustawił krzesło
przy wannie i posłał na nie ręcznik, a potem schylił się po swojego chłopaka.
JD owinął ręce
wokół szyi Caseya, wciąż nie czując się komfortowo w takiej sytuacji. To i tak
nie najgorsze. Gorzej było, kiedy musiał mu pomóc z toaletą w motelu,
nieprzystosowaną dla osób niepełnosprawnych. Casey mu wtedy pomógł jak
profesjonalista i powiedział, że po to też jest. Nie tylko w pięknych chwilach.
W tej właśnie chwili JD pokochał go po raz drugi. Lepszego chłopaka nie mógł
sobie wymarzyć. Rzadko który chłopak w jego wieku i nie tylko opiekowałby się
niepełnosprawnym partnerem, a Casey robi to bez mrugnięcia okiem.
McPherson
posadził go na krześle. Jeden z ręczników rzucił mu na głowę.
– Masz, nie będę
wszystkiego za ciebie robił. – Mrugnął do niego i uklęknął przed JD. Drugim
ręcznikiem zaczął mu wycierać nogi. Nie musiał się śpieszyć, bo w łazience było
bardzo ciepło i nie bał się, że jego partner zmarznie.
Patrzył, jak Casey
starannie omija wzrokiem jego penisa. Wydało mu się to bardzo zabawne, bo
jakkolwiek jego oczy uciekały od członka, tak bardzo szybko wracały, a dłonie chłopaka
zatrzymywały się na chwilę. Szkoda, że nie czuł szorstkości ręcznika na udach,
które teraz wycierał partner. Nie poczuje też jego dotyku na nich. Pocałunków.
Musi zrobić wszystko, żeby to zmienić.
– Możesz na
niego patrzeć. Możesz go nawet dotknąć – powiedział, kończąc wycierać sobie
głowę.
– Wolę nie, bo
jeszcze się na mnie rzucisz i co ja biedny zrobię – zażartował, ukrywając swoje
zakłopotanie. Został przyłapany, a nie chciał tego.
– Ty biedny? Co
ja bym powiedział, będąc pod tobą? – Chyba sam wpadał we własne sidła, bo gdy
tylko to powiedział, w głowie pojawiły mu się obrazy, których nie mógł nazwać
grzecznymi.
– Nic byś nie
mówił, tylko jęczał. – Cmoknął go w kolano
i wstał, bo za chwilę zrealizuje swoje erotyczne wizje, a przecież JD
nie chce się jeszcze z nim kochać. – Szlafrok. Dam ci szlafrok.
– Ta. Szlafrok.
– Cóż, sam chciał tylko dzisiaj pogadać i pooglądać telewizję, ale może
wszystko zmienić.
Po założeniu
przez JD płaszcza kąpielowego, Casey wziął go na ręce, próbując się nie
skrzywić, kiedy zabolały go żebra, i zaniósł do łóżka.
– Dziękuję –
powiedział JD, siedząc w szlafroku, na łóżku, z nogami pod kołdrą i oparty o
dwie poduszki.
– Nie ma za co,
skarbie. Zamówię jakąś lekką kolację i może pooglądamy telewizję czy coś.
– Czy coś? –
Zagryzł wargę. Wiedział, że partner to bardzo lubi. Szczególnie kiedy wysysa mu
ją spod zębów. Wieki tego nie robił.
– Emoś, nie łap
mnie za słówka. – Pogroził mu palcem. Podniósł słuchawkę stacjonarnego
telefonu.
– Nie łapię, ale
to „coś” może być interesujące.
Casey nie
odpowiedział, bo w tym samym momencie w głośniczku od telefonu usłyszał głos
rozmówcy.
– Tak, dzwonię
spod dziewiątki. Chcieliśmy do pokoju zamówić lekką kolację. – Zasłonił ręką mikrofon.
– Emoś, co chcesz?
– Jeśli mają, to
zjadłbym jakieś owoce lub surówkę, ewentualnie i to, i to oraz herbatę z
cytryną. – Po obfitym obiedzie wolał na noc się nie obżerać.
– Dobra, to ja
też to wezmę. – Złożył zamówienie i rozłączył rozmowę. – Ta kobieta
powiedziała, że za pół godziny wszystko będzie gotowe.
– Fajnie.
Siadaj. – Poklepał miejsce obok siebie.
– Czekaj,
widziałem, że mają tu jakieś płyty z filmami dla gości. Może coś się wybierze.
– Aha. – Nie
chciał filmu. Chciał, żeby jego chłopak usiadł przy nim, ale widać Casey za
bardzo się czymś denerwował, żeby to zrobić. Postanowił go o to zapytać: –
Dlaczego się denerwujesz?
– Ja się denerwuję? – Wskazał ręką na siebie.
– Ja? Pójdę posprzątać w łazience. – Cholera, po co się tak gapił na jego
penisa. I cholera, dlaczego tak się zachowywał? Wcześniej przecież pomagał mu
podczas czynności higienicznych w domu i nigdy czegoś takiego nie czuł. Może
denerwował się przez to, żeby JD nie pomyślał, że przywiózł go tu po jedno. W
sumie o tym rozmawiali. JD wie co i jak. Tylko JD nie wie, że gdyby tylko
znalazł się blisko niego, nie powstrzymałby się przed czymś więcej. Wolał
ochłonąć. – Albo wybiorę ten film.
– Spoko. –
Gdybyś tylko tu podszedł, mógłbym cię pocałować, pomyślał JD i westchnął.
Głupie nogi. – Tylko znajdź jakąś komedię.
coś strasznie mało ostatnio dzieje się w życiu bohaterów :)
OdpowiedzUsuńOficjalnie Casey i JD to moja ulubiona para ^.^ Skoro Josh już nie wróci, trzeba znaleźć inną obsesje ;) rozdział super, ale myśl o czekaniu tygodnia (w sumie teraz tylko 4 -5 dni) mnie dobija, ale chyba dzięki szkole nie będę miała czasu o tym myśleć xD Pozdrawiam i życzę weny! :*
OdpowiedzUsuńWybacz że tak późno ale niestety inne obowiązki.
OdpowiedzUsuńMusżę przyznać, że intryguje mnie Kaden i Ethan, chociaż jakoś bardziej przypadł mi do gustu Ethan.
Jestem ciekawa jak rozwiniesz partię tej dwójki.
Co do Caseya i DJ coraz lepiej JD sobie radzi ze swoją niepełnosprawnością.
Może kiedyś stanie na nogi.
Mam taką cichą nadzieję.
Pisz dalej czekam niecierpliwie.
posyłam buziaki.
Hej,
OdpowiedzUsuńbosko, no i kot Kaydena polubił Ethana, już wie, że Kayden nie chce żadnych przygód, chce kogoś stałego... więc do dzieła ;) Casey wylyzuj Jd chce Ciebie i tylko Ciebie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia