Karolina
wyrzuciła Szymona z kuchni, bo zamiast jej pomagać, podobno przeszkadzał. Jak
się okazało, zrobiła to w dogodnym momencie, gdyż w otwartych na oścież
drzwiach stanął najstarszy z braci, Mikołaj, wraz z żoną Agatą. Koło nich
przecisnęła się dwójka dzieci.
– Wujku
Szymonie – zawołała sześcioletnia dziewczynka, stając przed nim. Zadarła głowę
do góry. Długa blond grzywka zasłoniła jej oczy, więc zamaszyście odgarnęła ją
ręką. – Cześć.
– Cześć,
Ewelinko. – Ukucnął przed nią. – Bardzo miło mi widzieć piękną księżniczkę.
– Ciebie
też, książę. Mój przyszły mężu. – Od roku, za każdym razem, gdy go widziała,
powtarzała, że będzie jej mężem. Wiedział, że z tego wyrośnie, więc nic z tym
nie robił. – Ładna koszula – rzuciła niespodziewanym komplementem.
– Dziękuję.
– Założył dzisiaj na siebie cienką, przypominającą srebrny kolor, elegancką
koszulę. Wiedział, że dobrze w niej wygląda.
Do
dziewczynki podszedł bardziej nieśmiały, ciemnowłosy – jak jego tatuś –
pięcioletni chłopiec.
– Dzień
dobry, wujku – powiedział. Mówił bardzo wyraźnie i nawet literka „r” nigdy nie
sprawiała mu problemów.
– Hej,
Mateuszu – przywitał się z bratankiem. Lubił dzieci. Zawsze chciał je mieć.
Niestety, to nie będzie możliwe. Bardzo tego żałował, ale już się z tym
pogodził. Dzieci brata wypełniają tę pustkę. Nie miał zamiaru żenić się z jakąś
dziewczyną tylko po to, żeby zrobić jej dzieci. Nie był taki. Nie potrafiłby
tak żyć. Tym bardziej, że seks z nią byłby tylko czystym spółkowaniem, a nie
bliskością, którą zawsze uważał za ważną w takich chwilach.
Wstał i
wziął chłopca za rękę. Jego druga dłoń poczuła kolejną maleńką piąstkę.
Matka
dzieci, kobieta o bujnych, kobiecych kształtach, zaśmiała się, patrząc na niego
przepraszająco.
– Już
cię uwiązali ze sobą. Jesteś dla nich za łagodny. Wejdą ci na głowę.
– Niech
wejdą. Wujek jest od rozpieszczania. Szczególnie chrzestny. – Jego chrzestną
córką jest Ewelina, natomiast mamą chrzestną Mateusza została Karolina.
–
Dodałbyś jeszcze, że rodzice są od wychowania.
– Ma
się rozumieć, Agatko. – Lubił ją. To kobieta, która nigdy niczego nie owija w bawełnę,
mówiła wszystko prosto z mostu. Nie udaje, nie ucieka przed niczym i zawsze
jest gotowa walczyć o swoją rodzinę niczym najprawdziwsza lwica. Nazywał ją
Xeną – wojowniczą księżniczką[1] – i musiał przyznać, że była trochę do niej podobna. Z
jednym wyjątkiem, miała blond włosy.
– Gdzie
wasza najmłodsza pociecha? – zapytał, biorąc Mateusza na ręce.
– Mama
już go dopadła – odpowiedział Mikołaj. Był już dwudziestoośmioletnim mężczyzną,
bardzo podobnym do ich ojca. Wskazał na podwórze.
Szymon
wyjrzał tam i uśmiechnął się na widok matki kołyszącej na rękach najmłodszego
wnuka. Paweł urodził się rok temu. Niestety, lekarze orzekli, że chłopiec nigdy
nie będzie widział. Sama myśl o tym łamała Szymonowi serce. Żałował, że Paweł
nie zobaczy piękna świata tak, jak on je widzi. Owszem, będzie je poznawał
inaczej, przez dotyk, smak, słuch. Obiecał sobie, że jak chłopiec dorośnie,
nauczy go jeździć konno i zapozna z tą wsią. Czasami miał pretensje do Pana
Boga, że Pawełek nie widzi, ale nie był w stanie tego zmienić. Po prostu trzeba
na niego bardziej uważać i kochać go, okazując to na każdym kroku.
– Masz
za dobre serce, Szymon – oznajmiła Agata, kładąc dłoń na jego ręce. – Pójdę
pomóc Karolinie.
Szymon odwrócił
się w stronę schodów i zawołał:
–
Konrad! – Po chwili usłyszał rumor na górze, a później kroki na schodach. –
Rodzinka przyjechała – poinformował brata.
–
Myślałem, że to Bernatka.
– Ta.
Twój chrześniak jest na dworze.
Konrad
przywitał się z Mikołajem i wyszedł na dwór. Jedyną osobą, która mogła
odciągnąć Konrada od Bernadetki, był właśnie mały Pawełek. Konrad wtedy
zamieniał się w opiekuńczego wujka. Tak jak teraz, kiedy do niego mówił,
trzymając go za piąstki, a chłopiec się uśmiechał. Szymon nie żałował, że miał
dużą rodzinę, od zawsze nauczoną wzajemnej miłości i szacunku. Kłócili się, jak
każda, ale ich więzi nic nie mogło rozerwać. Samo to, że go zaakceptowali,
kiedy się dowiedzieli, że jest homoseksualistą, dużo mówiło.
– Wujku?
– Ewelina pociągnęła go za koszulkę.
– Hm? –
Poprawił Mateusza na rękach.
– Kiedy
będzie ten grill? Jestem głodna.
Roześmiał
się. Przekazał dzieci ich ojcu i zaprowadził trójkę do ogrodu, gdzie przy
skalniku stał duży grill, a obok dwa stoły i ławki. Zostawił ich – dzieciaki
zaczęły bawić się z psem – i poszedł do szopy po węgiel drzewny oraz
rozpałkę. Idąc, spojrzał jeszcze na dom obok, zastanawiając się, czy Kamil
przyjdzie.
*
Kamil
odrzucił na bok kolejną koszulkę i nałożył na siebie poprzednią, czarno-szarą z nadrukiem
wielkiego smoka, którego łeb miał na ramieniu. Przez chwilę jej też chciał się
pozbyć, ale wnerwił się na siebie, że stroi się, jakby szedł na randkę i
ostatecznie w niej został. Poprawił tylko włosy, stawiając przód do góry, tak
jak lubił.
Zszedł
na parter.
– Już
miałam cię wołać – oznajmiła mama. – Wychodzimy.
Dołączyli
do nich babcia z dziadkiem oraz Mili. Suczka wiedziała, że ją też biorą ze sobą
i skakała wokół nich, poganiając ludzkie towarzystwo.
– Za
tydzień też powinniśmy zrobić grilla – powiedziała babcia, przekręcając klucz w zamku.
Jeszcze nacisnęła klamkę, sprawdzając, czy jest zamknięte.
– Trzeba
pamiętać, że za dwa tygodnie jest wesele u Kuczkowskich – rzekła Beata. Ona i tak
nie szła, bo z jakiej strony, ale reszta jej rodziny się wybierała.
–
Śpieszą się z tym ślubem. Nie wiem po co – marudziła babcia Zosia. – Żeby tylko
zaraz rozwodu nie było. Przecież to ogólnie wiadome, że Tomek lata za babami.
– Ewa
mówi, że przy jej córce się zmieni – odparł dziadek.
–
Prędzej mi kaktus na ręce wyrośnie. Niech tylko Ewa ma się na baczności, bo
jeszcze ją zięć z Zenkiem do domu starców wyślą w przyszłości.
– Mamo –
upomniała ją córka.
–
Dobrze, już nic nie mówię.
Kamil
nie wtrącał się do rozmowy. Szedł swobodnie, z rękoma w kieszeniach spodni,
rozściełając wokół aurę „olewam wszystkich i wszystko”.
Weszli
na posesję Bieńkowskich, od razu kierując się na tyły domu. Tam zostali porwani
przez panią Basię i pana Mariusza, i przedstawieni trójce starszych osób – dwóm
kobietom i mężczyźnie. Kamil szybko dowiedział się, że to babcie i dziadek
Szymona. Zaskoczyło go to, jak ciepło został przez nich przyjęty, bo przecież
nie należał do rodziny. Zadawał sobie w myślach pytanie, czy tutaj każdego
obcego traktuje się jak swojego. Poznał też Mikołaja i jego rodzinę. Wolał
nie mieć kontaktu z dziećmi, bo nie przepadał za nimi, a ta dwójka biegała
bezustannie wokół gości lub pomiędzy nimi. Wśród nich znajdowało się też sporo
młodych ludzi, których nie rozpoznawał. Chociaż parę osób jakby kojarzył z przeszłości,
ale nie podchodził do nich. Szukał wzrokiem Szymona, lecz nigdzie go nie było.
Szkoda.
Ktoś
wcisnął mu do ręki otwartą butelkę piwa i dopiero wtedy spostrzegł, kim jest
jego ofiarodawczyni. Iwona miała na sobie krótką, letnią, żółtą sukienkę w kwiaty
i włosy splecione w dwa warkocze. Obok niej stała niższa od Iwony dziewczyna,
brunetka o krótkich włosach z prześwitującymi bordowymi pasemkami i kilkoma
kolczykami w lewym uchu. Na sobie miała bluzkę na ramiączkach i spodenki do
kolan, wszystko w granatowym odcieniu.
Na
ramieniu dziewczyny ujrzał tatuaż motyla ubarwionego w kolory tęczy.
–
Pomysłowe – przyznał.
– Prawda?
Jestem Aneta. – Dziewczyna podała mu rękę. – Iwonka dużo mi o tobie opowiadała.
Dzięki za małą interwencję – mówiła bardzo szybko, lecz z dobrą dykcją, w przeciwieństwie
do Iwony.
– Nie ma
sprawy. Zawsze do usług – odparł. – Dzięki za piwko. – Zauważył, że z domu
wyszedł Szymon. Ich spojrzenia otarły się o siebie. Mężczyzna uśmiechnął się.
Mimowolnie Kamil odpowiedział tym samym. Pewnie stałby tak dłużej, gdyby nie
został wciągnięty przez dziewczyny w wir towarzystwa.
Niecałą
godzinę później kończył upieczoną kiełbaskę i obserwował, jak radzą sobie Iwona
i Aneta. Nikt nie zwracał uwagi na to, że tak blisko siebie siedzą, dotykają
się, niby to przypadkiem, ani nawet na to, jak pochylają ku sobie. Działo się
tak chyba dlatego, że dziewczynom zazwyczaj wolno okazywać trochę więcej
czułości niewzbudzającej podejrzeń. Gdyby tak robiło dwóch chłopaków, wyłącznie
przyjaciół, już by powstawały szepty i każdy by na nich krzywo patrzył.
–
Ewelina, byłaś głodna, więc jedz. – Kamil usłyszał głos bratowej Szymona.
– Chcę
te drugie kiełbaski, co wujek piecze.
– Nie
dostaniesz, bo tamte będą bardzo ostre. Te możesz jeść, tak samo jak sałatkę.
Spojrzał
w stronę grilla, przy którym dyżur pełnił Szymon. Mężczyzna rozmawiał właśnie z
jakimś dryblasem. Tamten coś pokazywał na migi, a Bieńkowski się śmiał.
–
Niedługo trzeba położyć Pawełka na małą drzemkę – powiedział ktoś przy stole,
ale Kamil nie słuchał, bo gdy tylko dryblas zostawił Szymona samego, wyjął
swoje piwo z wiadra z chłodną wodą, gdzie chłodziły się alkohole, skradł
drugie, otworzył je i podszedł do Szymona.
–
Utknąłeś tu? – Podał mu bursztynowy napój.
–
Dzięki. – Napił się, a potem odstawił je na stolik obok. – Karolina
przygotowała jedzenie, ale nie umie go upiec, więc zatrudniła mnie. –
Przewrócił na drugą stronę rumiane kiełbaski. – Poznałeś moich znajomych?
– Nie.
Iwona tylko przedstawiła ludzi ze wsi. Głównie gadam z nią i Anetą.
– Potem
ci ich przedstawię. Podasz mi przyprawę? Jest obok ciebie. – Wskazał palcem
plastikowe opakowanie stojące na stoliczku zastawionym musztardami i keczupami.
Podał mu
przyprawę i znów przypadkiem zetknęły się ich palce. Tym razem jednak nic się
nie stało. Żadnego wyładowywania elektrostatycznego jak za pierwszym razem.
Odetchnął.
Szymon
posypał przyprawą kiełbaski.
– Mam
nadzieję, że lubisz ostre.
– Ostre
i słodkie to dwa moje ulubione smaki.
– Podoba
mi się to. Też je lubię. Szczególnie na ostro.
– Odrobina
pikanterii nikomu nie zaszkodziła – powiedział Kamil i pomyślał, czy on mówi
jeszcze o jedzeniu, czy o czymś zupełnie innym.
Obaj
zamilkli, dzięki czemu wśród innych hałasów mogli usłyszeć rozmowę pomiędzy
Konradem a jego dziewczyną. Kamil nie miał przyjemności poznać jej osobiście i
oby tak zostało. Znał dobrze takie jak one. Damulki uważające się za pępek
świata. Te sztuczne gesty, fałszywe uśmiechy, krokodyle łzy, na które nabierali
się naiwni. Dziewczyna wypacykowała się tak mocno, że dziwił się, dlaczego ta
tapeta na twarzy jeszcze z niej nie spływa. Bernatka to jego zdaniem taka lalka
Barbie z miedzianymi włosami.
– Ale
dlaczego nie możesz zostawić tego dzieciaka? – truła Barbie Bernatka.
– To
jest Paweł. Nie chcę zostawić go samego. Jest jeszcze malutki. – Kołysał
dziecko w wózku.
–
Poszlibyśmy gdzieś. Nudzę się. Nie mogę tu nic jeść, bo pieczecie to na grillu,
który dymi. Kiełbasy są niedobre. Spalone.
– Ja jej
dam zaraz spalone kiełbasy – burknął Szymon i słuchał dalej.
– To
zjedz sałatkę z ogórków i pomidorów.
– Nie
smakuje mi. Jest niedobra.
– Ja ją
robiłem. – Konrad wyprostował się.
– Tak?
Oj. Dobra jest, ale muszę trzymać linię.
Szymon
zacisnął zęby i uderzył metalową łopatką w bok grilla. Napił się piwa.
– Bosz.
– Skrzywił się Kamil. – Twój brat jest ślepy – stwierdził.
– Ha.
Szkoda, że on tego nie widzi. – Patrzył, jak do Konrada podchodzi Agata i
bierze syna, dzięki czemu para siedemnastolatków mogła udać się na spacer. –
Totalny głupiec.
Porozmawiali
jeszcze chwilę o wszystkim i niczym.
Kiedy Kamil miał odejść, podszedł do nich wyglądający jak koszykarz
dryblas, który wcześniej rozmawiał z Szymonem.
–
Potrzebuję keczupu.
– Stoi
obok Kamila. W ogóle to, Darek, poznaj Kamila Zarzyckiego, mojego sąsiada.
Kamil, to jest Darek, facet, którego znam od ośmiu...?
–
Dziewięciu lat – poprawił Szymona Darek. – Znamy się jak łyse konie. Tak samo
jak cała reszta naszej licealnej paczki. Tam, koło tego dużego kwiatka na
murku, to moja żona, Wiktoria, a obok niej niski, ale barczysty Witek, jej brat.
Obok niego Fiołek, czyli Dominik Fiołkowski. Nasz zapalony nerd. Nie wiem
nawet, co tu robi, bo woli swoje komputery. Jakbyś poszukał na Youtube Fiołka,
to go znajdziesz. Nagrywa filmiki jak gra i wstawia to tam. Dobrze mu idzie. Ma
ponad dwanaście tysięcy subskrypcji.
– Dobra,
kończ gaduło. Podaj rękę mojej siostrze, istoto stworzona na jej podobieństwo.
–
Jeszcze całą weźmie, a lubię swoją rękę. Obie.
–
Wszystko możliwe. Kolejne kiełbachy gotowe, więc wołać głodomorów. – Szymon nałożył kiełbaski na duży talerz i
zaniósł go do stołu. Mając chwilę wolnego od pieczenia, usiadł obok Kamila i
nałożył sobie dwie grillówki na jednorazowy talerz. Kiełbaski idealnie
zaspokoją głód gości, a potem na spokojnie upiecze im szaszłyki. Popisowe danie
Karoliny.
– Smacznego
– powiedział do Kamila i nabił kiełbaskę na widelec od razu odgryzając solidny
kawałek.
*
Dzień
miał się już ku końcowi. Zbliżała się godzina dwudziesta pierwsza i na imprezie
grillowej została wyłącznie młodzież. Jego rodzina chwilę temu poszła do domu.
Brat Szymona z żoną i dziećmi również pojechali, bo Agata szła jutro do pracy,
gdyż jako pielęgniarka pracowała niezależnie od dni świątecznych czy niedziel.
Wśród tych, którzy pozostali, panowała miła atmosfera, prowadzono luźne
rozmowy.
Kamil odszedł
od towarzystwa, by sprawdzić, co robią psy. Smacznie spały, z najedzonymi
brzuchami, bo oba sępiły, gdzie się dało. Dostawały „prezenty” pomimo zakazu.
Jeden taki wyjątek od zdrowszego jedzenia nie powinien im zaszkodzić. Musiał
przyznać, że fajnie było. Nie żałował przyjścia. Pochwalił się swoim znajomym,
gdzie jest i że dobrze się bawi. Zrobił też zdjęcie by zobaczyli, że
świetnie spędza czas. Życzyli mu jeszcze więcej zabawy, a Anka najwięcej i
dodała, żeby zwrócił większą uwagę na pana rolnika. Podobno już go znalazła na
facebooku. Zapytał się Szymona, czy ma tam konto. Powiedział, że ma, bo
Karolina mu założyła. Wrzuciła też jakieś jego zdjęcie. Nawet tam nie wchodził,
bo nie miał potrzeby. Kamil otworzył link, który dziewczyna mu przesłała. Faktycznie
z profilowego zdjęcia patrzył na niego może z rok młodszy Szymon. Anka to
spryciara. Uśmiechnął się do tej myśli.
– Jakaś
dobra wiadomość?
Podskoczył,
zaskoczony. Nie zarejestrował tego, że ktoś do niego podchodzi, a teraz patrzył
na Iwonę.
– Nie słyszałem,
że idziesz. Skradasz się jak kot.
– Aneta
tak mówi. To jak, dobra wiadomość?
– Tak.
– Wyszedł z portalu społecznościowego i schował telefon. – Następna nasza
wspólna impreza to wesele? – zapytał, pragnąc upewnić się, czy nic się nie
zmieniło.
– Tak.
Aneta polubiła cię i masz zgodę, żeby mnie tam zabrać. Cieszy się, że to z tobą
idę.
– Mnie
polubiła? – prychnął, a w oczach pojawiły się iskierki rozbawienia.
– Jesteś
spoko facetem – stwierdziła Iwona. – Nie taki z ciebie buntownik, za jakiego
byś chciał, aby cię uważano. Dajesz się lubić. To są słowa Anetki.
–
Powtórz jej, że też jest spoko.
– W
porzo. My już lecimy. Zdzwonimy się. Może spotkamy się przypadkiem.
– Wiesz,
w tej super, hiper miejscowości może być trudno o przypadkowe spotkania. –
Puścił jej oczko. – Coś się wykombinuje. Trzym się.
– Pa. –
Posłała mu buziaka w powietrzu.
Odprowadził
ją wzrokiem. Niedługo cieszył się samotnością. Dołączył do niego Szymon z dwoma
butelkami piwa. Jedną podał Kamilowi.
–
Przejdziemy się?
– To
jak randka – odparł Kamil. – Czemu nie. Tam towarzystwo coraz bardziej
podchmielone. – Wskazał głową w kierunku grupki osób. Sam wypił dzisiaj trzy
piwa, a to, które trzymał, było jego czwartym. Nie czuł się pijany, tym
bardziej, że miał praktykę i dużo jadł, szczególnie szaszłyków, ale lekko
szumiało mu w głowie.
Szli
przed sad. Obudzone psy szukały czegoś w trawie.
– Ciepło
– zagadał Kamil.
– Idą
upały. Dzisiaj jest przedsmak tego. Martwię się, bo nie ma deszczu.
–
Powiesz mi coś?
– Co? –
Obejrzał się na psy. Zostały w tyle, więc gwizdnął na nie i zaraz znalazły się
przy nim.
– Jakim
cudem facet w twoim wieku zrobił to wszystko? Wybudowałeś stajnie, dom, kupiłeś
pola. Na to trzeba kasy.
–
Dotacje, kredyty. Pomoc babci, mamy mojego taty. Nie oszukujmy się, ma kasę. Sieję
głównie zboże i to jest mój zasadniczy zarobek. Życie moje, mojej rodziny,
zależy od cen zboża na rynku oraz od pogody. Jak widzisz, nie ma deszczu. Zboża
dojrzewają. Bez wody ziarno nie urośnie i będzie małe. Nic niewarte. Wszystko
to kosztuje masę pracy. Mogę powiedzieć, że odpoczywam tylko w zimie. Takie
jest moje życie, Kamil.
– A
prywatnie? – Przystanął, patrząc przez szarość późnego wieczoru na Szymona.
Mężczyzna też nie był pijany. Jak Kamil się orientował, piwo, które teraz pił,
jest jego drugim. To uświadomiło mu, jak często tego wieczoru go obserwował.
Prawie ciągle szukał go wzrokiem. Sam nie wiedział czy to dobrze, czy źle.
– Pytasz
o coś konkretnego? – Przystawił szyjkę butelki do ust i wypił kilka solidnych
łyków. Przez cały czas nie spuszczał z oczu Kamila.
– O
takie całkiem prywatne życie, a mianowicie o partnera – wyjaśnił.
– A, o
to. Jestem sam. Na razie wolę, aby tak zostało… Chyba że…
– Chyba?
– Trafi
mnie strzała Amora, jak mówi Karolina.
Kamil
zaśmiał się, za co dostał od Szymona kuksańca prosto w żebra.
– Też mi
to dzisiaj powiedziała. Przy szaszłykach. Wypytała się mnie, czy jestem sam i wspomniała
o Amorze, a potem, że nie znam dnia ani godziny. Nie wiem, czy mi czasem nie
groziła.
– Cała
ona.
Przez
chwilę stali w milczeniu, przyglądając się bawiącym się psom. Robiło się coraz
ciemniej. W końcu Szymon zapytał:
– Co
robisz jutro po południu?
– Nic.
To niedziela, a szef każe mi przyjść do roboty dopiero w poniedziałek – posłał
mu zadziorne spojrzenie – więc pewnie będę leżał do góry brzuchem i nic nie
robił.
– Może
masz ochotę na kolejną lekcję jazdy konnej? Tym razem nie zapomnę.
– Jak
coś, to następnego dnia lepiej mnie unikaj. – Obaj roześmiali się.
Żaden z
nich nie żałował dobrze spędzonego czasu.
[1] Telewizyjny serial fantasy z Lucy
Lawless w roli głównej, produkcji amerykańsko-nowozelandzkiej. Ukazywał
się w latach 1995–2001.
Kiedy ten nieszczęśnik przejrzy na oczy i rzuci te pannę?
OdpowiedzUsuńI Kamil z Szymonem - coś może bardziej się rozwinie?
Rozdział bardzo mi się podoba. Opowiadanie z resztą też bardzo lubię, jak i pozostałą twoją twórczość :)
Powodzenia w pisaniu,
Asia
Asiu, akcja leci swoim własnym tempem. Kiedyś coś bardziej się rozwinie, ale nie tak od razu. :)
UsuńPozdrawiam. :)
Będę szczera i przyznam się, że tydzień temu nie wytrzymałam i kupiłam obydwa tomy xDD I nie żałuję, bo historia jest świetna, gratuluję pomysłu i wykonania <3
OdpowiedzUsuńTeż bym niewytrzymała. :D Dziękuję ślicznie za kupno obu tekstów. :))
UsuńUwielbiam to opowiadanie! Pisze to chyba przy każdym komentarzu ale nie mogę się powstrzymać :3 To jest cu do wne!
OdpowiedzUsuńDziewczyna Konrada to zło wcielone!
No i mam nadzieje, ze między Szymonem a Kamilem cos się rozwinie na tej lekcji ;)
/A
Szkoda, że Konrad tego zła nie widzi. Ale nie od dzisiaj wiadomo, że miłość czyni ślepym.
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńcudownie, więc jest ktoś kto potrafi odciągnąć Konrada od Bernataki... też mi szkoda małego Pawełka, ale jak widać wszyscy się o niego troszczą, no i grill się udał...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia