Cześć. Parę ważnych ogłoszeń.
Jak się macie? Ja dobrze, ale ostatnio z pisaniem u mnie kiepsko. Jesień nie nastraja mnie chęciami do tworzenia. Niemniej dwa teksty są ukończone. Mówię tu o tekstach płatnych. Są teraz w czasie poprawiania, ale już mogę powiedzieć, że jak dobrze pójdzie to jeden z nich "Porcelanowe szczęście", trzeci tom "Obrazów miłości", na pewno doczeka się publikacji w listopadzie, możliwe, że na samym początku. Może to być za kilka dni, wcześniej, później. Ale raczej nie będziecie musieli długo czekać na tekst. Nie wiem jeszcze jaka będzie cena, ale nie mniej niż 10 złotych. Także kto jest zainteresowany zakupem niech zagląda tutaj, bo o tym poinformuję lub na Beezar.pl, na którym ukazał się fragment opowiadania i opis: Klik.
Kolejne ogłoszenie dotyczy bloga. Jak widzicie "Dług" za parę tygodni dobiegnie końca, a na jego miejscu pojawi się tekst, który był pisany przez długi okres czasu 2013 i 2014 roku - nie zapisałam i dokładnie nie pamiętam dat. Jest to telenowela, która ma ponad 80 rozdziałów, a w pliku w całości ma ponad 600 stron. Tekst jest podzielony na 3 tomy. Pierwszy tom jest najdłuższy i rozdziały z niego będą się ukazywać dwa razy w tygodniu. Będę też starała się pisać kolejne teksty na bloga, bo na pewno go nie zostawię i nie przejdę do publikowania wyłącznie odpłatnego. Nie napisałam jaki ma tytuł przyszłe opowiadanie: "W sidłach miłości". Pojawią się w nich i nastolatki i dorośli, będzie kilka par i myślę, że dzięki temu w miarę każdy znajdzie coś dla siebie.
Ostatnie ogłoszenie dotyczy kolejnej część Zmiennych. Na wiosnę powstała piąta część. Myślę, że jest ostatnią, ale nie wiem jeszcze jak będzie. Tekst jest poprawiany i będę go chciała wrzucić na beezara do pobrania za darmo w całości. Ale nie wiem kiedy. Czy uda się to zrobić na Boże Narodzenie nie mam pojęcia. Ale na pewno będzie w przyszłości jeszcze piąta część o zmiennych opowiadająca o Sebastianie. :)
Koniec ogłoszeń. Dziękuję tym, którzy je przetrwali. :D
Zapraszam na rozdział i dziękuję za komentarze. :)
Morgan czuł napięcie w każdym mięśniu,
czekając na reakcję Aleca. Siniak na jego szczęce lekko odznaczał się od
opalonej skóry. Oczy skanowały zarówno męża, jak i poznaną chwilę temu
teściową. Nie bardzo jednak skupiał się na niej, poświęcając znaczną uwagę
kochankowi.
– Nie wiem czy chcę słyszeć tony
kłamstw, którymi obrzucisz mojego tatę. – Przestąpił z nogi na nogę. Morgan
musiał zostawić samochód gdzieś dalej, bo inaczej Alec zobaczyłby go i na pewno
wolałby odjechać, niż się z nim spotkać.
– Synku, co ci szkodzi z nim
porozmawiać? Ja idę po Molly, a wy w tym czasie wyjaśnijcie sobie to co
potrzeba. – Sięgnęła po swój płaszcz. Alec pomógł go jej założyć. – Dziękuję,
jesteś dobrym synem. Do widzenia panu – zwróciła się uprzejmie do, mimo wszystko,
zięcia.
– Do widzenia – odpowiedział, nie spuszczając wzroku z Aleca.
Alec zamknął drzwi za matką i odwróciwszy
się do męża wrogo nastawiony, rzekł:
– Po jaką cholerę tutaj przyjechałeś?!
– Albo mnie wysłuchasz tutaj, albo siłą
zaciągnę cię do mojego domu. Wybieraj – syknął przez zaciśnięte zęby. Co za
uparty gówniarz! Mógłby wysłuchać wyjaśnień.
– Co, wielki pan Morgan Latimer użyje
przemocy i zaciągnie do swojej jaskini kogoś, kto zaczął nim gardzić? A, nie,
lochy byłyby lepszym określeniem.
Te słowa uderzyły w serce Morgana niczym
ostry nóż i wbiły się głęboko. Odrzucił to paskudne uczucie i zanim Alec zaczął
wylewać na niego kolejne lodowate ciosy,
powiedział:
– Dwadzieścia pięć lat temu twój ojciec zabił
moich rodziców.
Osłupiał. Nie, nie usłyszał tego. Morgan
musiał powiedzieć coś innego, na pewno nie to. Wzrosła w nim wściekłość.
– Jak śmiesz go o to obwiniać! –
Naskoczył na niego. – Jesteś nienormalny! Mieli wypadek, a on ich nawet nie
znał! – Podszedł do mężczyzny z zamiarem uderzenia go, ale tym razem cios
został skutecznie zablokowany, a on schwytał się w pułapkę cudownych ramion
Morgana. Nie! One nie są cudowne, nigdy nie były i nie będą, bo należą do
podstępnego gada.
Latimer chwilę siłował się z mężczyzną,
by w końcu go puścić, ale zrobił to tak, że Alec znalazł się w salonie
odgrodzony od wejścia potężnym ciałem męża. Młodszy mężczyzna zawarczał, mając ochotę mu przypierdolić i tylko
jakimś cudem powstrzymał się przed tym.
– Proszę, mów i tak nie uwierzę w te
twoje bajeczki!
Jeszcze nie widział takiego rozjuszonego
Aleca. Zastanawiał się czy to działo się tylko z powodu tego, że śmiał „bawić
się” życiem jego tatusia, czy też to miało jakieś głębsze znaczenie. Nagle coś
przyszło mu do głowy. Czy to możliwe, że Alec go kocha i przez to bardziej
wszystko przeżywa? Gdyby był na jego miejscu, zachowywałby się tak samo, zdając sobie sprawę z tego, jak o
wiele mocniej w takiej sytuacji przeżywa się takie rzeczy. Niemniej odrzucił te
myśli tak samo szybko jak się pojawiły. Teraz zamierzał skupić się na
opowiedzeniu historii, którą usłyszał pięć lat temu.
Wszedł do pokoju umierającej na raka
cioci. Kobiety, która go wychowała,
poświęcając dla niego swoje życie. Nie miała z nim łatwo, tym bardziej, że
prowadziła firmę do czasu zanim mógł ją przejąć, a przygotowywała go do tego
latami. Usiadłszy na łóżku,
pogłaskał lewą dłoń kobiety. Do prawej podłączona była kroplówka, bo ciocia już
nie mogła nic przełknąć.
– Jak się czujesz, ciociu? – zapytał, gdy otworzyła oczy. Ostatnio już
tylko spała, a jej pokryta zmarszczkami twarz, zazwyczaj kredowo biała, dzisiaj przybrała różowy kolor.
– Dobrze, Morganie – powiedziała cicho, dysząc głośno.
– Ślicznie dzisiaj wyglądasz, jak
zawsze. – Poprawił jej poduszkę,
unosząc lekko jej głowę owiniętą chustką.
– Usiądź, proszę. Mój czas na tym
świecie już się kończy i muszę powiedzieć ci coś, co ukrywałam przez długie
lata.
– Co takiego? Tylko nie mów, że masz
syna. – Próbował się uśmiechnąć, ale nie potrafił.
– Mam, ciebie. Wysłuchaj mnie, bo nie
będę w stanie tego powtórzyć. – Skinął głową, więc ona w spokoju mogła mówić
dalej: – Chodzi o śmierć twoich rodziców. Mój brat i jego żona zginęli w
wypadku.
– Przecież wiem to.
– Oni zginęli w wypadku, ale nie takim, jakim go znasz z opowieści. To, co się stało, można śmiało nazwać zabójstwem.
– Słucham? – Po plecach przeszedł mu
zimny dreszcz.
– Z tego co mi opowiadał uczestnik
wypadku, stało się tak, że pewnego pięknego wieczoru twoi rodzice wybrali się
na spacer wraz z przyjacielem rodziny, tym właśnie co mi opowiadał. Idąc
poboczem czuli się bezpieczni. W tamtych czasach na ulicach było mało
samochodów, ludzie się tak nie kręcili, nie było bandyctwa… czy jak się tam zwie to, co się teraz dzieje na drogach, więc nie spodziewali się, że coś
ich tam może złego spotkać. W pewniej chwili wszystko się zmieniło. Nagle zza
zakrętu z ogromną prędkością wypadł samochód i uderzył prosto w nich. Twoja
mama zginęła na miejscu, ojciec zmarł kilka godzin później.
– Opowiadałaś mi, tak samo jak inni, że
to był zwykły wypadek samochodowy, nie coś takiego. Kto w nich wjechał?
– Ten młody człowiek był pod wpływem
alkoholu i pewnych używek. Nawet nie wiedział co robi. Wjechał prosto w nich,
Morganie. Nie hamował.
– Kto to był? – zapytał twardym tonem
głosu.
– Nazywa się Andrew Frost. Jego
dane są w mojej zielonej teczce z dokumentami. Znajdziesz je. Ja traktuję to
jako morderstwo, nie wypadek. On ich zamordował.
– Ale ukarano go?
– Nie. Ten człowiek żyje sobie
szczęśliwie z żoną i czwórką dzieci. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu nic
mu nie zrobili. Może miał jakieś koneksje i… – Zaczęła kaszleć. Morgan podsunął
jej do ust szklankę z wodą, w której znajdowała się słomka. Upiła trochę i
odetchnęła. – Nie mogłam odejść, nie
mówiąc ci całej prawdy – dodała.
Gdyby wtedy wiedziała, że zniszczenie
zabójcy rodziców przesłoni mu wszystko, zapewne zachowałaby prawdę dla siebie, umierając wraz z nią.
– Nie wierzę ci – szepnął roztrzęsiony
Alec. – Nie. Mój tata nikogo nie zabił. Ani świadomie, ani nieumyślnie, rozumiesz?
Wiedziałbym, gdyby coś takiego zrobił. – Usiadł zrezygnowany. Cały dygotał. –
Powiedzmy, że to jest prawda… i za to postanowiłeś się na nim zemścić? Za to,
że cię osierocił?
– I za to, że nie poniósł kary.
– Jak doprowadziłeś mojego tatę do
nałogów, a przez to do zaciągnięcia olbrzymiego długu? – Spojrzał na Morgana, a
jego oczy przepełniał ból. Co powinien o tym wszystkim myśleć?
Morgan podrapał się po starannie
ogolonej szczęce. Nadal stał przy drzwiach, na wszelki wypadek jakby Alecowi
przyszło do głowy uciec.
– Nie było to trudne. Twój tata lubił grać
w kasynach, więc łatwo przyszło Brianowi namawianie go do hazardu. Na początku
twój ojczulek wygrał parę razy, spodobało mu się to. Do tego doszły zachęcające,
przyjacielskie słowa mojego przyjaciela, co sprawiało, że te wygrane obstawiał
coraz wyżej, aż zaczął przegrywać. To go zmuszało do zaciągnięcia długów.
Długów, które rosły w niewyobrażalnym tempie i doprowadziły go do mnie. W tym
też pomógł mu Brian.
– A Rafe?
– Rafe, działał ze mną po cichu. Czasami tylko niby to przypadkiem wdał
się w rozmowę z Brianem, którą mógł podsłuchać Andrew.
– Rozmowę?
– Że niby jestem najlepszym i zaufanym
pożyczkodawcą, lepszym od banku. Wierz mi, twój tatuś, jest podatny na wpływy innych, na uzależnienia. W alkoholizm sam
wpadł, bo w tym znalazł ucieczkę. Zemsta była idealna. Miał powoli się stoczyć,
samemu do tego doprowadzając. Nikt by mnie nie powiązał z czymś takim. Dla mnie
to byłaby wystarczająca kara.
– Z nim ukarałbyś jego rodzinę.
– Cóż, wypadek przy pracy. – Nie
spodziewał się, że Alec zerwie się z kanapy i w dwóch susach będzie przy nim.
Na szczęście tym razem też nie pozwolił mu siebie uderzyć. Znów się musiał z
nim siłować i pomimo tego, że sam był silny, a Alec na takiego nie wyglądał,
adrenalina w żyłach męża sprawiała, że ten z łatwością mu dorównywał.
– Jesteś skończonym, cholernym, głupim,
mściwym, typem, z którym nie chcę mieć już nic wspólnego. – Rzucał się Alec. –
Zrywam umowę!
– Kochanie, wtedy będziesz musiał
zapłacić całą sumę i sam przyczynisz się do wyrzucenia na bruk swojej rodziny.
– Odwrócił go do siebie plecami i wywinął mu tak ręce, że już z łatwością mógł
go przytrzymać.
– Lepsze to, niż żyć z tobą pod jednym
dachem!
– Skarbie – szeptał mu na ucho – wrócisz
do domu. Nie przyjmuję zerwania umowy.
– On dobrze mówi, Alecu. Musisz z nim
wrócić.
Obaj drgnęli na dźwięk niespodziewanego
głosu należącego do mężczyzny. Do tej pory sądzili, że są sami. Tymczasem za
nimi stał Andrew Frost, który postanowił się odezwać po tym co usłyszał.
– Nigdy w życiu, tato. Puść mnie ty
mściwy sukinsynie!
– Niech go pan puści, a ja opowiem panu
prawdę sprzed lat, bo wersję, którą pan zna, można nazwać bajką.
– Bajką?! – Wysyczał Morgan, uwalniając Aleca. – Zmasakrowałeś
moich rodziców!
– To nie ja. Już wiem skąd znam
pana nazwisko i zobaczy pan, że historia, którą opowiedział pan mojemu synowi, mija się z prawdą.
– Niemożliwe, moja ciocia nie kłamała.
– Czy ja powiedziałem, że kłamała? –
Dopadła go ogromna potrzeba napicia się. – Może ktoś ją okłamał.
– Kto niby? – Nie miał zamiaru wierzyć
temu człowiekowi, na którym, z powodu Aleca, przestał się mścić. W każdej
chwili może to zrobić, jednak to zależało od słów, które usłyszy od tego
pijaczyny. Gardził nim.
– Ten człowiek, niby świadek, o którym
wspomniała pańska ciotka. Dlaczego nie został ranny? Szedł obok nich. Dlaczego
nic mu się nie stało?
Morgan zmarszczył brwi, usiłując przypomnieć sobie
odpowiednie fragmenty z rozmowy z przeszłości. Potarł skronie, czując nadchodzący ból głowy. Świadek
jej opowiedział, świadek zrobił to, świadek, który nie miał nawet zadrapania.
Co tu się u diabła dzieje, a raczej działo?
– Tato, ty wiesz o co chodzi? – zapytał
Alec. Co jego ojciec miał wspólnego z tymi ludźmi? Czy Morgan nie zmyśla? –
Tato?
Andrew Frost usiadł ciężko w fotelu.
Domyślał się, że przeszłość wróci. Na próżno łudził się, że będzie inaczej. Nie
chciał, żeby syn dowiedział się,
jakiego ma ojca. Wziął głęboki oddech zanim zaczął mówić.
– Zacznę od tego, że nie jestem
mordercą. Tamtego dnia, owszem,
jechałem samochodem w pobliżu gdzie to się stało, ale nie byłem sprawcą, a raczej świadkiem czegoś.
– Czego? – dopytywał Morgan, kiedy Andrew Frost zamilkł.
– Tego, jak ktoś specjalnie w nich wjeżdża. Jak ktoś cofa się i jeszcze
raz uderza w kobietę. Tamci ludzie… Panie Latimer, ja nie wiedziałem, że to
pana rodzice.
Morgan patrzył na tego człowieka czując,
jak coś w nim ściska mu klatkę piersiową,
nie pozwalając oddychać. Definitywnie te dwie wersje różnią się i problem
polegał na tym, która jest prawdziwa?
– Pana rodzice – kontynuował Frost –
zostali zamordowani z zimną krwią i ja byłem tego świadkiem. Do dzisiaj żałuję,
że nic z tym nie zrobiłem i postąpiłem jak tchórz.
– Tylko jedna sprawa… to ty, Frost, tkwisz
z aktach policyjnych jako sprawca czynu, nikt inny.
– Tato?
– Tak. Ja. – Wstał. Przeszedł na drugą
stronę pokoju i stanął przy oknie.
Alec patrzył na tatę, dawniej silnego
mężczyznę, teraz słabego, tonącego w uzależnieniach. Blada twarz pokryta zmarszczkami
i przygarbiona sylwetka uwidaczniała człowieka zmęczonego, niemającego nadziei
i siły, aby przyznać się do swojej choroby i z nią walczyć.
– Jak wspomniałem, wszystko widziałem.
Dopadli mnie. Ci, co zabili
Latimerów, dopadli mnie – powtórzył. – To dzięki ich intrydze oficjalnie ja
jestem mordercą. Powiedzieli, że jeśli zrobię coś, co wskaże na nich, nie na
mnie, to ze mą skończą. – Odwrócił się od okna, spoglądając prosto na syna. – Wtedy byłem już z twoją mamą.
Powiedzieli, że ją też może spotkać wypadek.
Zrozumcie, nie mogłem nikomu powiedzieć prawdy. To byli wpływowi ludzie.
Tak wpływowi, że w nagrodę za moje milczenie i za to, że zgodzę się być sprawcą,
nie zostałem w żaden sposób ukarany. Tylko moje dane pozostały w aktach i
jakieś wzmianki w starych gazetach. W sumie o tym wypadku nie pisało się.
Wszystko zostało zatuszowane. Przysięgam na życie mojej rodziny, że
powiedziałem prawdę.
Nie powinien w to wierzyć, ale uwierzył.
Przez tyle lat żył w przekonaniu, że rodzice zginęli w wypadku samochodowym.
Potem żył tym, co wyznała ciotka, jak się okazuje nawet ona nie znała prawdy.
Prawdy, której w życiu się nie spodziewał. Ktoś z zimną krwią zamordował jego
rodziców. Nawet jego brata lub siostrę, bo ciocia powiedziała mu, że mama była
w drugim miesiącu ciąży, a swoim szczęściem obdzielała każdego.
Ukrył twarz w dłoniach, nagle czując się bezradny jak mały
chłopiec. Właśnie po raz kolejny świat mu się zawalił. Znów wrócił do
przeszłości, gdy był siedmioletnim chłopcem, któremu przerwano zabawę i
powiedziano, że jego rodzice na zawsze odeszli. Ponownie czuł ten sam ból,
niewiarę w to. Pamiętał jak przez kolejne dni czekał na nich, a oni nie
wrócili. Nadszedł dzień pogrzebu i wtedy zrozumiał, że został sam na świecie.
Teraz też był sam. Zawsze sam. Tak już pozostanie.
– Morgan?
Głos męża kaleczył mu uszy. Ten kochany,
ciepły, męski głos, tym razem wydał
mu się raniący do bólu.
– Nic nie mów. Mam tylko pytanie, do pana, panie Frost. – Skrzyżował spojrzenie
ze swoim teściem. – Ten człowiek, którego ciocia nazywała świadkiem i
przyjacielem moich rodziców, co on wtedy robił?
– Stał na poboczu i patrzył na to
wszystko. Był też dzieciak.
– Dzieciak, tato? Jesteś pewny?
– Jak tego, że tu teraz stoję i
rozmawiam z człowiekiem, który się na mnie mścił. Dzieciak był w samochodzie.
Miał może jedenaście, dwanaście lat, bo po wszystkim wyszedł i pobiegł do tego
przyjaciela rodziny, mówiąc do niego wuju.
Latimer zatrząsł się cały, ledwie panując nad nerwami. Zadał
jeszcze jedno pytanie:
– Czy to dziecko miało jasne włosy?
– Było ciemno, a uliczne światła często
zmieniają kolor włosów, ale na osiemdziesiąt procent mogę powiedzieć, że tak.
Wuj, chłopiec z jasnymi włosami. Nie, to
niemożliwe. Przecież ten człowiek kochał jego rodziców. Tyle razy trzymał go na
kolanach. Opowiadał bajki na dobranoc. Nie, to nie może być on.
– Ty wiesz kto to jest? – zapytał Alec,
któremu łamało się serce na widok cierpienia męża. Morgan nie starał się już
przybierać maski, odsłaniając się w końcu i pokazując otwarcie, że i on może
cierpieć.
– Tak. – Ręce mu się trzęsły, gdy
próbował wyjąć telefon z kieszeni. W końcu jakimś cudem to zrobił i wybrał
numer do Rafe’a. – Stary, spotkajmy się za godzinę lub dwie w barze przy
dwudziestej trzeciej ulicy. Tak, tym, w którym pijaliśmy za studenckich czasów.
Nic nikomu nie mów, to ważne. Mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia. –
Rozłączył się, a potem zwrócił do kochanka: – Alecu, umowa nadal zobowiązuje.
Masz tydzień, żeby wrócić do domu. Po tygodniu nasze drogi się rozejdą, a dług…
To już inna historia. Nie mam sił teraz o tym myśleć. Obecnie mam na głowie do
załatwienia bardzo ważną sprawę – po tych słowach pożegnał się, nie pozostawiając sobie nadziei, że
jeszcze kiedyś zobaczy Aleca. Cokolwiek się stanie, dług już został umorzony. Natomiast dobrze zapowiadający się
związek, prawdopodobnie właśnie się zakończył.
*
Zamknął się w pokoju zostawiwszy ojca.
Na szczęście wróciła już mama, więc Andrew nie został sam. Jeszcze mógłby mu
strzelić do głowy pomysł z upiciem się. Zresztą Aleca to już nie interesowało.
Bardziej martwił się o Morgana. Karcił siebie za to, że pozwolił mu wyjść, samemu
nic nie robiąc. To tak jakby wypuścił z rąk szczęście. Pytał sam siebie, czy jest
w stanie mu wybaczyć, wiedząc, co
kierowało mężczyzną. Jak bardzo Morgan musiał cierpieć, żeby ułożyć swój plan,
który na całe szczęście nie powiódł się. Byłoby inaczej gdyby tamtego,
wiosennego dnia, nie udał się z nim na rozmowę. Tamtego dnia wszystko się
zmieniło.
Położył się na łóżku z rękoma pod głową.
Patrząc w sufit wspominał ostatnie tygodnie. Każda cudowna chwila spędzona z
tym człowiekiem na zawsze zakorzeniła mu się w sercu niczym chwast. Pytanie,
czy zamierza ten chwast wyplenić, czy pozwolić mu rosnąć, zamieniając go w coś
wspaniałego? Tylko co on sobie może planować? Morganowi i tak chodzi tylko o umowę. Mężczyzna chce ją utrzymać.
On też powinien. Chyba.
Pukanie do drzwi otrzeźwiło z myśli jego
umysł na tyle, że usiadł i zaprosił do pokoju gościa.
– Mamo, czy ty wiedziałaś?
– Tak. Nie osądzaj nas zbytnio, synku. Baliśmy się. – Zostawiła
uchylone drzwi i przysiadła na kraju łóżka.
– Nie osądzam. Zresztą nie o tym teraz
myślę. Morgan dał mi tydzień na powrót.
– Myślę, że powinieneś do niego wrócić
jeszcze dzisiaj. Kochanie, nie jestem ślepa. Widzę twoje uczucia w stosunku do
niego, dlatego tak bardzo ugodziła cię prawda, że on chce się mścić. Nie mam mu
tego za złe. Nie powinien tak robić, ale kierował się czymś innym niż ja.
Najważniejsze, że nie osiągnął celu.
– Co ja mam teraz robić, mamo? Jestem
skołowany, czuję się głupi. – Potarł dłońmi o uda.
– Najpierw oddzwoń do Darlin. – Podała
mu jego komórkę, którą zostawił w samochodzie. – A potem wróć do męża.
– Masz rację, bo jeszcze Darlin tu
przyjedzie, a ja nie mam ochoty na towarzystwo. Dzisiaj chyba zostanę tutaj, a
jutro… Pomyślę, co zrobię.
*
Rafe wysłuchał relacji przyjaciela, nie mogąc uwierzyć w to wszystko. W
głowie mu się nie mieściły takie rzeczy.
– Czy ty sądzisz, że jeśli za tamtym
stał wuj Robertsona, to teraz za kupnem akcji również?
– Możliwe, ale ty się tym zajmiesz. Ja
zajmę się panem, który wie, dlaczego
zginęli moi rodzice.
– Pojedziesz do wuja Robertsona?
– Dzisiaj nie. Jeszcze bym go zabił.
Dzisiaj mam to. – Uniósł do góry szklankę i wypił na raz jej zawartość, krzywiąc się przy tym. – Barman,
jeszcze raz to samo.
– Popierdoliło cię. Wstawaj, odwiozę cię
do domu.
– Do domu? – Spiorunował wzrokiem
Rafe’a. – Tam już nie ma nikogo, kto
by na mnie czekał. Wolę zostać tutaj.
– Już się robi późno.
– I co z tego? Bary są czynne prawie
całą noc. Poradzę sobie. Ty masz swoje życie, zajmij się nim. Potem wezwę
taksówkę i wrócę… Do domu. – Odebrał od barmana kolejnego drinka. – Na zdrowie,
jak to mówią w Polsce.
– Polsce?
– Wiesz to taki kraj w Europie…
– Wiem.
– Gdy byłem we Francji był tam jeden
Polak. Sympatyczny facet. Idź już, Rafe. Zostaw mnie samego.
– Pogrążającego się w smutku…
– Spierdalaj, Rafe – syknął.
– Jak chcesz. – Caningham zapłacił za
swój sok i wyszedł, wiedząc, że i
tak nic nie wskóra.
Morgan został sam, jeśli nie liczyć
licznej klienteli baru. Wypił kolejnego drinka, zatapiając się w swoich myślach, z których po chwili wyciągnął go
męski głos.
– Hej. Mam na imię, Jerry. Postawić ci
drinka?
Zmarszczył brwi zaskoczony tym, że ktoś
go w tym miejscu podrywa. Przecież nie miał wypisane na czole „Hej, jestem
gejem”, a bar też nie był żadnym z tych LGBT. Czy to ma jednak znaczenie? Napić
się przecież może. Skinął głową, zapraszając nieznajomego mężczyznę, by usiadł
na stołku obok, a barman już uwijał się przy sporządzaniu kolejnych
alkoholowych mieszanek zdolnych zatruć mu głowę czymś innym niż Aleciem, Garretem,
którego jeszcze bardziej nienawidził oraz jego przeklętym wujem.
– Ja mam na imię Morgan i miło cię
poznać, Jerry – powiedział, wlewając
do gardła to, co dzisiaj pozwoli mu
zapomnieć. – Życie jest do dupy – dodał.
– Też tak sądzę – przyznał Jerry.
– To co porabiasz, Jerry?
świadomie = umyślnie ;) strzelam, że chodziło o "nieumyślnie"
OdpowiedzUsuńwłaściwie to nie umiem się odnieść do akcji... ale skomplikowało się bardziej, niż sądziłam. to chyba fajnie, że jednak to nie ojciec Aleca jest winny, tylko ciekawe, jak teraz Latimer się z tego wyplącze - bo teraz to Frostom należałoby się coś jak odszkodowanie, rajt?
fajnie, że będą jeszcze zmienni, do świąt niedaleko. szczerze powiedziawszy, to chyba moje ulubione opowiadania :3
pozdrawiam i wszystkiego dobrego
No to najpierw do rozdziału komatarz super ale już mnie ciary przeleciały że sie wszystko posypie bo jak znam życie to pijany Morgan zawlecze Jerrego do chałupy i na to sie napatoczy małzonek. Chyba nie przeczytam nastepnego odcinka ale cholera mam nadzieje na happy end.
OdpowiedzUsuńCo do obrazów miłoście jastem zachwycona i już nie moge sie doczekać:-)
Jest! Rozdział... no można powiedzieć świetny! :D
OdpowiedzUsuńTen Jerry.. już go nie lubię. Jak on coś się stanie jak to Safira przewidziała to ja nwm co zrobię :/
Już się nie mogę doczekać kolejnych opowiadań. 80 rozdziałów, no proszę. Będę miała zajęcie do końca życia - czytanie tekstów Luany. Nie dość, że będą pojawiać się na blogu to jeszcze do kupienia! Żyć nie umierać! Gratuluję owocnej pracy!
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to był wspaniały. Morgan jest w szoku... A mi jest go strasznie żal. Jak na początku miałam go za skurwysyna tak teraz odmieniło mi się całkowicie. Ale jeżeli Morgan się upije i zaprosi tego...tego .. tego...Jerrego do siebie do domu, a Alec go nakryje....!!!!! Nogi mu z dupy powyrywam! Najlepiej by było gdyby Rafe poinformował Aleca o stanie męża, może wtedy nie zrobi nic głupiego i nie popełni największego błędu w swoim życiu, choć już go chyba popełnił...tą całą zemstą...
Cholera, kocham Dług jak nic!
Weny, dużo weny Lu!
Błagam Lu niech Morgan nie zdradzi Aleca.
OdpowiedzUsuńTo by oznaczało kompletny koniec wspaniale zapowiadającego się związku i aż mam ciarki na plecach. Rety jeżeli sądziłam, że tamten rozdział jest emocjonujący pomyliłam się jak cholera. Ten pobija go całym sercem. Naprawdę i szczerze. Ja wiedziałam, że ojciec Aleca nie mógłby tak po prostu zamordować rodziców Morgana. Nie do końca mi to pasowało. Widać poświęcił wiele dla ratowania swojej rodziny. Jestem ciekawa jak wszystko się potoczy dalej. Czy Alec wybaczy Morganowi? Mam nadzieję, że tak. Obaj zasługują na drugą szansę. Wierzę, że im się uda. Mam nadzieję, że jeszcze pare rozdziałów przed nami nim zakończysz tę historię. Uwielbiam Cię moja Ty kochana i czekam na ciąg dalszy!
Hej, sorry ze dopiero teraz komentuję, ale tak jakoś mi się zeszło... :P
OdpowiedzUsuńRozdział fantastyczny, to nic nowego :) Akcja się komplikuje, to też normalne... :) Teraz to chyba do poniedziałku zwariuję. Albo postaram się nie, bo chcę przeczytać koniec.
Ty to potrafisz trzymać człowieka w napięciu... Mi też ciężko pisać w taką pogodę.
Pozdrawiam i weny życzę.
Kiedy next rozdział?
OdpowiedzUsuńRozdział 17 ukazał się jak zwykle o północy. :)
UsuńTen Jerry niech spada na drzewo!
OdpowiedzUsuńMorgan jest Aleca
Hej,
OdpowiedzUsuńpokomplikowało sië, cieszę się bardzo, że za śmiercią rodziców Morgana jednak nie stoi ojciec Aleca, i tak myśli o związku, ale mam nadzieję, że nie zaciągnie tego całego Jareda do domu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia