Dziękuję za komentarze. :)
Przyjęcie na ponad setkę osób nudziło
Aleca. Zresztą Morgan także nie pałał sympatią do tego typu imprez, ale
niestety musiał to znosić dla dobra interesów, pozycji w towarzystwie i dobrego
o nim zdania, że jest filantropem i pomaga potrzebującym. W sumie z tym
ostatnim nie miał problemów, jak wytłumaczył Alecowi. Chętnie przekazywał
odpowiednią sumę na szpitale dla dzieci, hospicja, domy dla potrzebujących
matek i zawsze robił to po cichu. Jego aktualni goście też mogliby to robić, niestety, każdy z nich wyłoży na szczytny cel
jakąś sumę, ale najpierw musi się zabawić i pokazać innym, jaki kto jest dobry i szczodry.
Alec zawsze zastanawiał się, ile pieniędzy idzie na te wszystkie
przyjęcia, koncerty charytatywne. Mógłby się założyć, że w większości z nich
wydano więcej pieniędzy na urządzenie imprezy, niż ich zebrano na jakąś pomoc.
Zastanawiał się, czy w ogóle w takich przyjęciach chodzi o pomaganie, czy może
raczej o pokazanie się w towarzystwie.
– Nigdy nie sądziłem, że będę kiedyś
uczestniczył w takim przedstawieniu.
– Widzę, Alecu, że jesteś przeciwny tego
typu zgromadzeniom – stwierdził Brian.
– Nie przeciwny temu, że ktoś zbiera
pieniądze dla potrzebujących, ale takiemu teatrzykowi tak.
– Niestety, tylko w takiej sytuacji wielu z nich jest w stanie na jeden
wieczór zamienić się w filantropa, kochanie. – Morgan objął męża w pasie lewą
ręką. W drugiej trzymał kieliszek z szampanem. – Czasami trzeba wyciągać trochę
kasy od tych dusigroszów.
– Nie wiedziałem, że Marica Stanford przybędzie.
– Rafe dyskretnie wskazał wchodzącą do domu kobietę w towarzystwie
korpulentnego mężczyzny. – Nienawidzi cię, a jednak się pojawiła.
– Ta kobieta nie unika takich imprez.
Chce się pokazać – rzucił Morgan.
– Na sobie ma więcej kasy niż da na cele
charytatywne – dodał Brian.
– A kto to jest? – zapytała Darlin,
która towarzyszyła Rafowi. Wciąż się ze sobą spotykali, a jej uczucia każdego
dnia rosły, kierując się tylko i wyłącznie ku Caningham’owi.
– Marica Stanford i jej bliźniaczy brat
Eric, ten, który jej towarzyszy –
wyjaśnił Rafe – należą do bardzo szanowanego rodu, bogatego nie tylko w
majątek, lecz historię. Krążą plotki, że gdyby tylko zechcieli, kupiliby całe miasto wraz z ludźmi.
Na pierwszy rzut oka wydają się dobrzy, ale to wredni, cyniczni, widzący tylko
czubek własnego nosa, ludzie.
– Jedyną wartą osobą w tej rodzinie była
Emma. Starsza siostra tych tam – rzucił Morgan, przyglądając się parze rodzeństwa spod przymrużonych powiek.
Zatruli mu kilka miesięcy życia, zanim dali spokój.
– Emma? Jest tutaj? – spytał Alec, zbierając ze stołu szwedzkiego drobne
przekąski.
– Nigdy już tu nie przyjdzie. Emma,
umarła półtora roku temu.
Ręka Aleca zamarła w powietrzu na słowa
męża. Coś w tym środowisku umiera za dużo osób.
– Jak to zmarła?
– Stanfordowie sądzą, że Morgan ją zabił
i zabrał jej firmę. – Brian popatrzył poważnie w oczy Aleca, które rozszerzyły
się w szoku. – Co jest nieprawdą. Emma sama oddała swoją ojcowiznę w ręce
Morgana.
– Aha. To chyba za dużo dla mnie. –
Wziął pełen talerzyk jedzenia i przeszedł w stronę stolików ustawionych na
dworze pod namiotem.
– Zdenerwowało cię to. – Po chwili
dołączył do niego Morgan z kolejnym kieliszkiem szampana.
– Oczywiście. Trudno takie rzeczy
przyjąć tak swobodnie, jakby ktoś mówił o zmianie koloru ścian.
– To jest naprawdę długa historia.
Kiedyś ci ją opowiem. – Przykrył dłoń męża swoją. Nie mógł oderwać od niego
oczu. Mógłby patrzeć na niego godzinami. Ciężko mu będzie rozstać się z nim.
Gdyby przynamniej istniała szansa, że Alec obdarzy go w przyszłości uczuciem,
mógłby zawalczyć o ten związek. Powinien to zrobić. Jak ma się upewnić czy
zdobycie serca swojego męża będzie łatwe? Może nie powinien się upewniać, tylko
już o to walczyć. – Zatańczysz ze mną?
– Słucham? – Alec przełknął krewetkę, spoglądając na męża. – Nikt nie
tańczy.
– Jest muzyka i to nie taka, przy której
bolą uszy, więc można potańczyć.
– Ale na takich przyjęciach chodzi się,
rozmawia, je, ale nie tańczy.
– Oj tam, uczepiłeś się tego jak rzep
psiego ogona. To mój dom, moje przyjęcie i mogę na nim robić co chcę. Poza tym, nie chciałbyś wzbudzić zazdrości
dwóch zabijających nas wzrokiem suk?
Alec przez chwilę zmarszczył brwi, a
potem zrozumiał, o co chodzi.
Niestety, ku jego rozczarowaniu na przyjęcie musiały zostać zaproszone panie,
które już nie raz próbowały ich rozdzielić. Kilka tygodni temu Rebeka i Clarice
chciały go zdyskredytować w oczach Morgana,
wymyślając, że on, Alec Frost, zdradza swojego męża. Wzbudziły wtedy
wściekłość Morgana, a w nim samym solidną porcję śmiechu. Gdyby tylko wiedziały na czym polega to małżeństwo, nie męczyłyby się tak z
kombinowaniem, lecz poczekały na zakończenie teatrzyku.
– One nigdy się nie wycofają – mruknął.
– Zrezygnują, kiedy naprawdę upewnią
się, że u mnie nie mają szans, bo ja widzę tylko ciebie. – Patrząc mu głęboko w
oczy, przytknął dłoń Aleca do ust,
całując powoli każdy z palców.
Po plecach młodszego mężczyzny przeszły
dreszcze. Takie gesty wywoływały w nim lawinę uczuć, a on zapadał się w nie
coraz głębiej. W końcu nie będzie już ucieczki, a gdy to się skończy, pozostanie tylko rozczarowanie,
złamane serce i wyrwana dusza. Cieszył się każdą spędzoną z nim chwilą, nie
chcąc dopuścić do siebie myśli, że z każdym dniem zbliża się koniec tego
związku.
Gdybym nie był takim tchórzem, myślał
Alec, wyznałbym ci wszystko, a potem niechby się działo co chce. Dla mnie ważne
byłoby, żebyś wiedział, co czuję. Kocham cię i to jest mój problem. Coś we mnie
krzyczy, abym wyznał ci miłość. Czy byłoby to takie złe? Dlaczego nie mógłbym
po przyjęciu zaciągnąć cię do sypialni i powiedzieć jak bardzo cię kocham?
Mógłbym to zrobić, nawet powinienem. Czasami patrzysz na mnie tak inaczej,
poważniej, przez co wydaje mi się, że czujesz to samo. Mogę to zrobić, prawda?
Przecież mnie za to nie zabijesz. Dzisiaj wieczorem, kiedy zostaniemy sami,
wyznam co czuję, a potem albo mnie wykopiesz, albo będziemy mieć szansę na to,
że ten związek zawarty ze złych powodów, może przetrwać lata. Chciałbym tego.
Morgan obserwował jak zmienia się wyraz
oczu pogrążonego w myślach męża. Tak na pewno nie patrzy ktoś, kto nic nie
czuje. Ktoś, komu jest wszystko obojętne.
Tak bardzo chciałbym ci powiedzieć, że
chyba cię kocham. Jakie „chyba”. Jestem w tym wieku, że doskonale potrafię
rozróżnić prawdziwe uczucia, od
zwykłego zadurzenia. Jesteś pierwszym, którego kocham i powinieneś się o tym
dowiedzieć. Najpierw jednak muszę pozbyć się z domu tych ludzi, ale to później,
bo teraz zamierzam z tobą zatańczyć na ich oczach. Pragnę trzymać cię w
ramionach, wzbudzając w nich gniew,
zazdrość, zaspokajając przy tym moją chęć bycia z tobą blisko.
– Chodź, zatańczymy i niech im w pięty
pójdzie. – Wstał, pociągając męża za
sobą.
Nie bronił się przed tym. Zanim jednak
dotarli w pobliże podium, na którym stali muzycy z jakiegoś zespołu, który załatwił
Rafe, zatrzymał Morgana, kładąc mu
dłoń na piersi.
– Kiedy to się skończy… To znaczy
przyjęcie, chciałbym ci coś powiedzieć.
– Ja tobie też. – Pochylił się, z przyjemnością zgarniając usta
Aleca. Pocałunek był krótki, pełen czułości i obietnicy, że to, co powie, będzie dobre. Potem wziął męża w
ramiona i zatańczyli, tu gdzie stali, wolny, romantyczny taniec.
Kiedy tak przytulali się do siebie, kołysząc powoli, czerpiąc jak
najwięcej z bliskości, świat dla obu przestał istnieć. Zniknęli goście, zastawione
stoły, stoliki, nawet zespół muzyczny, byli tylko oni, otoczeni tym, co ich
łączyło – mimo że żaden z nich nie wiedział o uczuciach drugiego – zamknięci
jakby w szklanej kuli, w ich małym świecie. Morgan całował nieśpiesznie wargi
Aleca, budząc we wrogach niesmak, a w tych,
którzy im sprzyjali, szerokie
uśmiechy, pełne zachwytu. Dla nich nic i nikt się nie liczył, poza ciepłym
ciałem, wilgotnymi ustami i bijącymi w zgodnym rytmie sercami.
*
Stała i patrzyła jak ten cholerny
Latimer żyje pełnią szczęścia, pokazując te obrzydliwości, podczas gdy jej
siostra od dawna leży w grobie, do którego wysłał ją ten człowiek. Marica
Stanford z trudem opanowywała nerwy. Była dumną kobietą, dojrzałą, nie mogła
zrobić tu sceny przed wszystkimi, ale już niedługo jej wróg będzie skończony, a
gdy to się stanie, zostanie mu na grzbiecie jedna koszula, nic więcej.
– Widzisz, Ericu, jak poczyna sobie ten
złodziej, który zabrał nam wszystko?
– Całkiem dobrze, rzekłbym. –
Napotykając wściekłe spojrzenie siostry,
Eric Stanford skulił się w sobie.
– Zniszczę mu to szczęście raz na
zawsze, a ukochany małżonek zostawi go, gdy Morgan nie będzie miał nic. Tacy
jak ten młodzik lecą tylko na pieniądze, więc z przyjemnością sobie popatrzę,
jak zakochany niczym nastolatek Latimer będzie cierpiał z powodu utraty męża i
majątku. Do tego sprawię, że nazwisko Latimer nie będzie noszone z dumą. Każdy
dziennikarzyna dowie się, jakim
złodziejem jest ten człowiek. Jak ukradł czyjąś firmę, byle ratować swoją i kto
wie, ile razy tak robił. Nasz człowiek musi się tego dowiedzieć. – Spojrzała w
bok na współpracującą z nimi osobę. – Powiedz mu, że dzisiaj chcę z nim
porozmawiać. Niech przyjedzie o dwudziestej. Wpłać też jakąś małą sumkę, nie za
dużo, oczywiście, dla tych
umierających z biedy dzieciaków i wracamy do domu. Już mam dość przebywania w
cuchnącym domu Latimera – szepnęła, jeszcze rozglądając się, czy nikt ich nie słyszy. Była bardzo nieostrożna, a ściany mają
uszy. Cóż, ona ma szpiegów, a i tak nie zawsze wie, co się dzieje.
– Dobrze, Marico, zaraz to zrobię.
Chociaż ja wolałbym zadzwonić do naszego człowieka. Nikt nie powinien widzieć
nas razem.
– Masz słuszność, bracie. Rób, co trzeba. – Powróciła jeszcze na
jedną chwilę do tańczącej pary, zanim odwróciła się, powiewając swoją suknią, by opuścić dom, który niedługo będzie
należał do niej.
*
Alec odsunął się nieznacznie, kiedy
utwór dobiegł końca. Twarz pokrywały mu rumieńce wstydu, że tyle ludzi się na
nich gapi. Odnalazł wzrokiem Darlin, która pozwalając, by jej partner odebrał telefon, zauważyła go i uniosła kieliszek
szampana. Skinął jej głową. Znów byli dobrą parą przyjaciół. Ona nie próbowała
oczerniać w jego oczach Morgana, tym bardziej, że wyraźnie zauważało się nić
sympatii do tego mężczyzny, a on zaakceptował ją i Rafe’a razem, ciekaw, co z tego wyniknie. Na początku nie
dałby sobie ręki uciąć, że z tego coś będzie, natomiast teraz zapowiadało się
na coś konkretnego. Tym bardziej, że podobno mężczyzna nie spotykał się z
innymi kobietami.
– Znów mi odleciałeś – szepnął Morgan do
ucha męża.
– Przepraszam. Myślałem o Rafie i
Darlin.
– Rafe dużo o niej mówi, jest nią oczarowany. – Pogłaskał go po policzku.
– Ona nim także.
– Będzie dobrze, nie martw się o nią.
Żaden z nas nie jest takim dupkiem,
na jakiego wygląda w oczach ludzi.
– Wiem. Ludzie oceniają za szybko.
– Niestety. Zatańczysz ze mną jeszcze? –
zapytał Morgan, już oplatając go
rękoma w pasie.
– Chętnie, ale chyba twój przyjaciel
chce z tobą porozmawiać.
Morgan zerknął w bok i westchnąwszy, puścił Aleca.
– Ten to ma wyczucie czasu. Co tam,
Rafe.
– Wybaczcie, że przeszkadzam, ale to
ważne, Morganie.
– Chodź do gabinetu. Wybacz, Alec.
– Nie ma sprawy, dotrzymam towarzystwa
Darlin.
– Kazałem też przyjść Brianowi, ale nie
wiem, co zrobi. Niedługo wychodzi.
Umówił się z taką ładną brunetką – poinformował Rafe.
– Kiedy on dorośnie? Wczoraj była ruda.
– Dorośnie, kiedy trafi na swoją drugą
połowę. – Rafe popatrzył ciepło na Darlin śmiejącą się z jakiegoś, zapewnie
świńskiego żartu Briana. – Morgan, chodź, to ważne.
Morgan nie oparł się ucałowaniu męża
jeszcze raz i dopiero po tym mógł go na trochę opuścić, zaintrygowany napiętą postawą starego przyjaciela.
*
Drzwi gabinetu z cichym trzaskiem
zamknęły się za nimi. Morgan odetchnął pełną piersią, uwolniwszy się na trochę od tych wszystkich ludzi. Jak on ich nie
znosił. Nie wszystkich, bo paru jego gości było wartościowymi osobami, ale
większość z egoizmem i chciwością żyła za pan brat. Sam taki bywał, ale u
innych te cechy bardzo go denerwowały.
– Co tam takiego się dzieje, że nie może
poczekać do jutra? – Zdjął marynarkę i starannie odłożył ją na oparcie kanapy.
Jeszcze będzie musiał ją włożyć. Wsunął ręce do kieszeni.
– Ktoś wykupuje akcje twojej firmy.
– Słucham? – Zmarszczył brwi.
– Dzwonił do mnie jeden z akcjonariuszy.
Jakaś osoba zaproponowała mu niezłą sumkę za jego udziały. Dwight poinformował
mnie również, że rozmawiał z Baloghem, który wczoraj dostał tę samą propozycję
i z niej skorzystał.
– Niech to jasny szlag trafi! – wrzasnął
Morgan, przechadzając się nerwowym
krokiem po pomieszczeniu.
– Ktoś chce przejąć kontrolę nad…
– Wiem! I tak mam większość akcji niż
oni wszyscy razem wzięci, ale nie podoba mi się to. – Wycelował palcem w
Rafe’a. – Dowiedz się, kto za tym
stoi, choćbyś miał przetrząsnąć całe miasto. Chcę mieć tego kogoś podanego na
tacy, a potem obedrzeć go ze skóry. Ktoś zaczął wojnę z Morganem Latimerem, to
niech się ma na baczności, bo go zniszczę.
– Podejrzewam, że ta sprawa z
utrudnianiem ci interesów, rozwoju firmy, ma z tym dużo wspólnego.
– Ja to wiem, Rafe. Wtedy nic nie
robiłem, ale teraz chcę znać nazwisko osoby, która mi szkodzi. I znajdź kreta.
Jak temu komuś darowałem, tak nie daruję więcej – zawarczał przez zaciśnięte
zęby. Charakterystyczne pukanie do drzwi zwróciło jego uwagę, więc odezwał się
ostro: – Właź, Brian. Już dawno powinieneś tu być.
– Wybacz, ale ta kobieta…
– Pierdolę twoją kolejną kobietę! Masz
zająć się pracą! Rafe ci wszystko wytłumaczy.
– Usiadł, chowając głowę w
dłoniach. Co za menda się go uczepiła? – Nigdy nikomu nie zaszkodziłem, chyba
że ktoś na to zasłużył.
– Jak Andrew Frost? – zapytał Rafe.
– Właśnie.
– Tylko, że zacząłeś swoją zemstę i
jakoś jej nie kontynuujesz – wtrącił Brian. – Pobrałeś się z jego synem, bo
chciałeś go przelecieć, a inaczej pewnie nie dałby ci się.
– Zamknij się, Brian!
– On ma rację – rzucił Rafe, podchodząc do barku i nalewając dla
nich po szklaneczce alkoholu. – Najpierw namawiasz nas do pomocy, chcąc
wykończyć człowieka, knujesz
doskonały plan zemsty – dzięki czemu nikt nie będzie cię o nic podejrzewał –
aby stary Frost popadł w długi, nałogi. – Podał Brianowi szklankę wypełnioną
trunkiem. Tę Morgana odstawił, bo mężczyzna odmówił. – Potem bierzesz za męża
jego syna, z zamiarem zabawienia się, a teraz nie robisz nic. Nie prowadzisz
swojego planu dalej. Andrew Frost jeszcze nie wylądował na ulicy.
– Dlaczego chcesz zniszczyć mojego
tatę?! – głos przepełniony furią rozległ się w gabinecie.
Morgan natychmiast zerwał się z kanapy
chcąc podejść do Aleca.
– Nie zbliżaj się do mnie! Nie chcę cię
więcej widzieć! Jesteś obrzydliwy! Jak mogłeś doprowadzić mojego tatę, Bogu
ducha winnego człowieka, do takiego stanu?! Cholera, jak ja mogłem pozwolić ci
się dotykać! – Alec złapał się za włosy i pociągnął je. Chciał tylko powiedzieć
Morganowi, że goście wychodzą i jako gospodarz miał obowiązek ich pożegnać.
Podszedłszy pod drzwi, usłyszał
nazwisko swojego ojca, i już nie potrafił nie podsłuchiwać. Nie wierzył własnym
uszom. Latimer, człowiek, którego
pokochał, ułożył sobie jakiś perfidny plan dla zabawy i prawie doprowadził jego
rodzinę do katastrofy. – Jesteś wyrachowanym, zimnym draniem! Takich jak ty nie
obchodzą zwykli ludzie. Sądziłem, że jesteś inny. – Morgan podszedł do niego o
krok, więc on się cofnął. – Powiedziałem, nie zbliżaj się, bo nie ręczę za
siebie! Sądziłeś, że głupiutki Alec nie dowie się prawdy?! Fajnie się bawiło
mną, knując za moimi plecami? Za co? Nawet go nie znasz? Za co uwziąłeś się na
mojego tatę?!
To nie tak miało być. Alec miał nie
poznać prawdy, a jak coś, to na pewno nie w taki sposób. Chyba przyszła pora na
wyjaśnienie wszystkiego. Podszedł szybko do męża, żeby chwycić go za ramiona i
przyciągnąć do siebie, ale nie zdołał tego zrobić. Zanim się spostrzegł, Alec zamachnął się i uderzył go
solidnie z pięści prosto w szczękę. Głowa Morgana odskoczyła na bok.
– Powiedziałem ci dwa razy, żebyś się do
mnie nie zbliżał i moje słowa cały czas znaczą dokładnie to samo, ale widać
twój mózg przeżarty jakąś zemstą już doszczętnie zniknął! – Alec nadal trzymał
zaciśniętą pięść uniesioną do góry. – Nigdy już nie pozwolę ci się dotknąć! Co
tam, nigdy mnie już nie zobaczysz! Mam w dupie twoje wyjaśnienia i wszystko.
Chcesz zniszczyć mojego tatę, to najpierw musisz to zrobić ze mną, ty cholerny
skurwysynu! Jadę do mojego prawdziwego domu, a jak coś, to wolę mieszkać pod
mostem niż w złotej, zgubnej klatce!
– Alec, wysłuchaj mnie!
– Ciebie? Po co? Żeby wysłuchać
kolejnych kłamstw?! Spierdalaj! Nie chcę cię więcej widzieć! Możesz zrobić co
chcesz. Zniszczyć nas, wywalić z domu, bo jak rozumiem ten cały kontrakt
obejmował to, że kiedy zerwany zostanie związek mam spłacić dług. Nie spłacę
go! – Odwrócił się na pięcie. Nie spędzi w tym domu ani minuty dłużej.
– Alec! – Morgan wybiegł za mężem.
Goście gapili się na nich, ale miał to głęboko w poważaniu. Teraz musi
zatrzymać męża, bo inaczej już nigdy go nie zobaczy. Partner zabrał kluczyki i
pobiegł do swojego samochodu. On miał zrobić to samo, niestety został
zatrzymany przez Briana i Rafe’a.
– Daj spokój, stary, nie możesz
prowadzić w takim stanie – powiedział Rafe. – Zostaw go, niech ochłonie.
– Puśćcie mnie, bo wam przypierdolę! –
Wyrwał się mężczyznom. – Jeśli dzisiaj tego nie naprawię na zawsze go stracę, a
na to nie pozwolę!
*
Alec,
ignorując kolejny dzwonek telefonu, prowadził szybko, ale pewnie, pomimo
trzęsących nim nerwów. Czym więcej upływało czasu, tym bardziej czuł się zawiedziony, zraniony i roztrzęsiony.
Zaufał temu człowiekowi i co dostał? Hazard, alkoholizm, dług, to wszystko
sprawka Latimera, a do tego dochodziło złamane serce.
Niech go szlag! Co za podstępny diabeł!
Jak mogę go kochać? Muszę pozbyć się tych uczuć, myślał, zatrzymując się z piskiem opon na czerwonym świetle. Nigdy się
nie nauczę, żeby nie ufać. Potem tylko dostaję po tyłku.
Tym razem oberwał znacznie mocniej.
Takie jego życie. Najlepsze, że dzisiaj chciał wyznać mu uczucia. Morgan pewnie
wyśmiałby go. Co z tego, że był taki miły dla niego, niemal idealny, kiedy za
plecami uknuł jakąś intrygę.
– I on mówi, że Robertson jest zły?
Śmiało może do niego dołączyć. Obaj są siebie warci – burknął do siebie samego, skręcając na podjazd swojego domu.
Już nigdy więcej nie da się nikomu omamić. Może powinien dopuszczać do siebie
facetów i wyłącznie pieprzyć się z nimi, ale nikomu nie może już pozwolić
dotrzeć do swojego serca, które i tak nadal nie ma miejsca na uczucie do
kolejnej osoby. Niestety, Latimer nadal w nim mieszkał i obawiał się, że tak
łatwo nie dojdzie do wyprowadzki.
Oparł czoło o kierownicę. Nie ma na nic
siły. Skończyło się to, co się ledwie zaczęło. Te szesnaście tygodni, były niczym z bajki. Nie zawsze było
różowo, ale naprawdę dobrze im się żyło. Na wspomnienie tego serce go bolało.
Chyba tylko on musi tak cierpieć. Jakaś karma, czy co? Nie przypominał sobie,
żeby komuś zrobił coś takiego. Paul? Paul go nie kochał. Chodziło mu tylko o
jedno. Zresztą byli dzieciakami. Widocznie tak musi z nim być.
Kolejny denerwujący dzwonek telefonu
zadudnił mu w głowie. Wyprostował się i spojrzał na dom rodzinny. Pewnie go
stracą, przecież chwilę temu zerwał umowę. Jeśli tylko Latimer nie puści ich z
torbami, to może znajdą coś małego, skromnego i jakoś przeżyją. Nadal przecież
ma pracę w hotelu. Jak dobrze, że nie musiał dzisiaj do niej iść. Zebrał się
jakoś w sobie i z trudem, czując się jak staruszek, wyszedł z samochodu. Nawet
pogoda go nie cieszyła. Darlin jeszcze na przyjęciu wspominała, że jest
przepiękne popołudnie. Teraz na pewno jest taki sam wieczór, ale on i tak
odnosił wrażenie, że pada deszcz, a chłodne krople spływają po jego policzkach
jak łzy, które, pomimo ogarniającego go bezgranicznego smutku, nie zamierzały
nadejść. Wszystko przez to, że nadal władała nim złość. Mógłby rozszarpać
Morgana. Nawet nie chciał wiedzieć, co, po co, dlaczego. Co mu da jakakolwiek
wiedza, bo i tak nie wróci już do tego mężczyzny.
Smętnie powlókł się do domu. Przekroczył
jego próg, w przedpokoju założył kapcie i już zamierzał udać się do swojego
pokoju, kiedy z salonu wyszła mama.
– Alec?
– Hej, mamuś. Wybacz, ale nie jestem w
stanie z nikim rozmawiać – odpowiedział cicho, głosem odległym o setki mil.
– Masz gościa. On czeka na ciebie od
kilku minut. Powiedział, że nie wyjdzie,
dopóki nie porozmawiacie.
Serce mu szybko zabiło, a w gardle
pojawiła gula. I dlaczego poczuł nadzieję? Po co, na co? Przecież nic się nie
zmieni.
– On?
– Musimy poważnie porozmawiać, Alecu i
wysłuchasz mnie. Pora żebyś poznał prawdę,
kim jest twój ojciec – powiedział Morgan, stając w drzwiach salonu.
no cholera jasna! z dusza na ramieniu czekam na nastepny rozdzial, ktory okazuje sie wspanialy i takie zakonczenie.... no no!! jeny!!! az jestem roztrzesiona!! wspanialy :((
OdpowiedzUsuńNo to mnie zmroziło, ale i tak nie ma chyba usprawiedliwienia za kłamstwo, albo zemsta albo miłość...
OdpowiedzUsuńTo było za krótkie. Ledwo się akcja rozwinęła a Ty już ją uciełaś.
OdpowiedzUsuńNo dobra koniec marudzenia. Było świetnie,
Pa,pa .
Mefisto
Strasznie krótki! Ale jest cudny... Śledzę twojego bloga prawie od poczatku ale pisze dopiero teraz:) Mam nadzieje ze Alec go wysłucha. Nie mogę się doczekać poniedzialku. Kocham twoja twórczość
OdpowiedzUsuńWeny
Yuki Hurogatti
Teraz ja mam ochotę na morderstwo - na tobie. Nigdy się nie przyzwyczaje że w takich momentach przerywasz. Super rozdział ale nie mogę się doczekać do następnego
OdpowiedzUsuńWow... Moje oczy są jak spodki od filiżanek (1% z gorączki i 99% od czytania). Rano zupełnie zapomniałam przeczytać, bo kiepsko się czułam... Rozdział jak zawsze cudowny. Jeszcze tylko 5 i Epilog... Chyba zniosę jajko z oczekiwania :P Mam nadzieję, że szybko się pogodzą, a wszyscy źli dostaną to, na co zasługują.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dużo weny życzę.
Kobieto nawet sobie nie wyobrażasz jaka była moja reakcja na to, gdy Alec usłyszał rozmowę Morgana, Briana i Rafa. Mogę tylko Bogu dziękować, że w domu nikogo nie było kiedy darłam się na głos "Nie! To nie może być prawda! Przecież oni mieli dziś wyznać sobie uczucia! Nie!!!" I tak w kółko. Ja tu cała w skowronkach, a tu BUM! Cholera nooo! A w dodatku zakończyłaś w takim momencie! I jak ja mam teraz przeżyć do przyszłego tygodnia?! Za zakończenie rozdziału takim perfidnym sposobem powinno się karać! A tak z innej beczki, to bardzo lubię Rafa i Briana są takim odzwierciedleniem wspaniałych i wiernych przyjaciół. Mam nadzieję, że to cholernie rodzeństwo nie doprowadzi do tragedii i po prostu są mocni w gębie, a Morgan i Alec poradzą sobie z nimi bez rozlewu krwi. Rozdział cudowny, nie spodziewałam się czegoś takiego.
OdpowiedzUsuńWeny Lu!!!
O kurczę spodziewałam się że Alec pozna prawdę ale w ten sposób?
OdpowiedzUsuńBiedny, podejrzewam iż prędzej, czy później w jakiś sposób by ją poznał. Alec jest zaślepiony w ojca a ja jestem ciekawa co takiego zrobił tamten mężczyzna iż Morgan tak bardzo pragnie zemsty.
I ja mam czekać cały tydzień?
I w dodatku liczyłam, że w końcu powiedzą sobie co czują a ty to przerwałaś.
Ech chyba najbardziej emocjonujący rozdział jakiego oczekiwałam.
Jesteś cudowna, wiesz? Wiesz, wiesz mówiłam Ci to nie raz.
I potwierdzam te słowa.
Blogger bez Ciebie nigdy nie będzie taki sam.
Po prostu kocham i kocham!
Całym małym serduszkiem!
NIE ZNOSZĘ CIĘ Q__Q
OdpowiedzUsuńBędę teraz cierpieć, czekając do następnego poniedziałku...
MOJE SERCE BOLI
Ja pi****le normalnie jazda bez trzymanki, to opowiadanie jest najlepsze jakie czytałam dotychczas poważnie jestem pełna podziwu szacunek.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Valhalla.
Dobra doszłam do wczorajszego rozdziału XD
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak Morgan dojechał do jego domu szybciej niż on sam.. magia. Bardzo spodobała mi się fabuła tego opowiadania i ze zniecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam :D
Jechał inną, krótszą drogą. Dlatego dotarł pierwszy. :)
UsuńRozumiem.. :D
UsuńHej opowiadanie super
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńMorgan chce powiedzieć Alecowi, ze go kocha, ale czeka do zakończenia przyjęcia, Rafe czy Braian jest szpiegiem, stawiam na Braiana... uuu Alec usłyszał wszystko i się bardzo zdenerwował, czyli co po rozwodzie powinien spłacić cały dług, jak to się stało, ze Morgan był szybciej u niego w domu?
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie