Dziękuję za komentarze. :D
Rozdział niesprawdzany.
Ciężko mu
było znieść wzrok Yavetila na sobie. Mężczyzna patrzył na niego
wyczekująco, a uniesione brwi i założone na nagiej piersi ramiona
tylko potęgowały wrażenie, że Terrik nie opuści tego miejsca
dopóki nie powie o sobie prawdy. Prawdy jakiej Yav w końcu zażądał,
po całym dniu kochania się nad rzeką i w chatce. Zanim jednak
zaczął mówić, wpierw porozglądał się po chacie, w której
znajdowała się jedna izba dzielona na część kuchenną i
sypialną. Znajdowali się w tej pierwszej części i chociaż Terrik
miał ochotę usiąść na stołku, i dać ciału odpocząć, nie
potrafił tego zrobić. Przechadzał się z kąta w kąt, czasami
przystając i dopiero po długim milczeniu w końcu podjął temat:
– Miałem
zaledwie szesnaście wiosen, kiedy spotkałem tego mężczyznę.
Tego, który... Wiesz, że zainteresował mnie, ale nie miałem
wielkiej nadziei, że coś z tego będzie. Po pierwsze był starszy,
a po drugie rok wcześniej byłem ślepo zakochany w pewnym
dwudziestolatku, ale on moich uczuć nie odwzajemniał. To było
właściwie uczucie z mojej strony. Potem spotkałem Iatriela. Jemu
się podobałem. Byłem w niego strasznie wpatrzony. Tak bardzo, że
gdy on poprosił mnie o rękę zgodziłem się.
– Słucham?
– Przerwał Galdor. Znał tę historię, ale jak teraz słyszał,
nie całą. – Jak to zgodziłeś się i jak to poprosił? Byłeś
dzieckiem, nie mogliście się zaręczyć, a tym bardziej pobrać.
– To był
bardzo majętny pan. Za zgodą mego ojca i zgodą biskupa mogliśmy
się pobrać. A jak wiesz dawny biskup był bardzo przekupnym
człowiekiem.
– Ale
król nie mógł na to pozwolić.
– Król
Saeros, był przyjacielem mego ojca. I chciał dla mnie jak
najlepiej. Iatriel obiecywał dać mi miłość i opiekę, a jak
wiesz mój ojciec już był bardzo chory, umierał, więc uznali, że
tak będzie lepiej. Moje zaślepienie nie pozwalało się sprzeciwić.
Iatriel i ja pewnego dnia poszliśmy do króla i w obecności mego
ojca on poprosił mnie o rękę. Zgodziłem się, a król na to
przystał. Nie było tam rady, arystokratów, ale do księgi został
wpisany mój status.
– I nie
chciałeś mi powiedzieć, że byłeś zaręczony? Nie potrafiłeś
wyznać, że nie pierwszy poprosiłem cię o rękę i nie pierwszy
będę widniał w oficjalnej księdze jako twój przyszły małżonek?
O to chodziło? Dlatego chciałeś uciec? To był twój głupi powód?
– syknął Yavetil.
– Po
części tak. Król odczytałby, że byłem zaręczony, wściekłbyś
się, że nic ci nie powiedziałem, a po drugie było mi wstyd, że
ktoś, komu zaufałem i kogo zgodziłem się poślubić zgwałcił
mnie To nie był zwykły mężczyzna, tylko mój narzeczony. Wstyd
mi, że byłem z kimś takim i wstyd mi, że to nie ty jesteś moim
pierwszym mężczyzną jakiego chciałem i chcę poślubić. Boli
mnie, że już nie będę w twoich oczach taki jaki byłem, bo
pozwoliłem na tamten ślub. Zwyczajnie sprzedałem się, by nie
zostać sam. Nie chciałem żebyś wiedział, gdyż moja głupota i
strach przed samotnością, gdy stracę ojca zmieniły dużą część
mego życia. Zaufałem nie temu komu trzeba i zapłaciłem jedną z
najgorszych cen. Odebrano mi niewinność siłą i zrobił to ktoś,
kto miał być moim mężem. – Terrik chciał, by Yavetil zrozumiał
co on czuje. I nie patrzył na niego tak jak w tej chwili. Ze złością
w oczach. – Nie chciałem, żebyś wiedział jaki byłem głupi i
naiwny. Jak zaufałem...
– Przestań!
Chodziło tylko o to? O to, że jak się dowiem, że jesteś tylko
człowiekiem, to nie zaakceptuję ciebie, bo zawsze byłeś idealny?
– Zbliżył się do niego.
– Nie, po
prostu bałem się twojej reakcji. Wstydziłem siebie. Sprzedałem
się jak ulicznica.
– I to
miało zmienić moje zdanie o tobie? Miałeś szesnaście lat. Miałeś
prawo się bać. Spotkałeś człowieka, który jak się wydawało
był godny zaufania. Tymczasem prawie cię zabił. – Przyciągnął
go do siebie i skrył w ramionach. – Nie wątp w to, że cię znam.
Wiem jaki jesteś i kocham cię – szeptał mu do ucha.
– Wybacz,
że wziąłeś moje zachowanie, jako okaz tego, że się ciebie
wstydzę. – Objął rękoma plecy Yava. – Nigdy się ciebie nie
wstydziłem i nie wstydzę. Bałem się z początku jak dwór będzie
patrzył na nasz związek, ale nikt nie ma nic przeciw. Kocham cię i
nie chcę nikogo innego.
– Mój,
Terrik. – Uśmiechnął się w jego włosy.
– Jak
dobrze być z tobą. – Czuł się przy tym mężczyźnie bezpieczny
i kochany.
– Kiedy
chcesz wracać do pałacu? – zapytał Yavetil nie wypuszczając go
z ramion.
– Wolałbym
na tę noc zostać tutaj o ile ci to nie przeszkadza.
– Mam
wolne dni. Co powiesz na zrobienie czegoś do jedzenia, a potem
oddaniu się wyłącznie przyjemnościom.
– Aż do
jutra? Przez całą noc? – uniósł głowę z jego ramienia, by
spojrzeć na twarz narzeczonego. Ten tylko kiwnął głową, a w
oczach pojawił się znajomy błysk. – Jest jeszcze jedna rzecz,
którą musimy wyjaśnić. – Wsunął rękę do kieszeni szaty i
wyjął pierścień. – Będę się z tobą kochał, ale wolę to
robić z narzeczonym. Przyjmiesz go ponownie?
A kiedy
pierścień zajął swoje stałe miejsce na palcu Yavetila, mężczyźni
zapomnieli o posiłku po raz kolejny, nigdy sobą nienasyceni,
oddając się wyłącznie sobie i sycąc się płynącą z ich ciał
rozkoszą.
*~~*~~*
Naela
ponownie została uściskana przez królową matkę, która okazywała
zachwyt swej brzemiennej córce. Księżniczka i Dante uznali, że
już najwyższy czas powiedzieć swym bliskim o przyszłym
potomstwie.
–
Wspaniale córeczko. Wielkie gratulacje. Dante, Naelo jestem z was
dumna – powiedziała królowa ocierając dyskretnie łzę.
Riven i
Aranel, ten drugi stojący w objęciach męża, czekali na swoją
kolej, by złożyć gratulacje Naeli. Chociaż Riven miał teraz
głowę zaprzątniętą czymś innym i koniecznie musiał porozmawiać
o tym ze swym ojcem. Tak nie może być, żeby porywano dzieci i
wykorzystywano je w tak różny sposób, a każdy z nich był
straszniejszy. To psuło psychikę dzieci i nie miało to znaczenia w
jakim byli wieku. Oni powinni żyć przy boku bliskich, bawić się,
pobierać nauki o ile mieli taką możliwość, a nie pracować czy
oddawać się choremu człowiekowi. Człowiekowi, którego już
nienawidził. I gdyby tylko nie chciał zostawiać Aranela już byłby
w Lare wymierzając sprawiedliwość. Tym razem, jednak zostawi
wszystko ojcu i jego żołnierzom, a on sam zajmie się mężem, a
także sprawdzi tę dzielnicę, o której opowiadał Delreth. Nie
wierzył, że tamto miejsce jest pozbawione bezprawia. Jakim cudem,
skoro ludzie, którzy są odpowiedzialni za tamten rejon miasta,
mieli dość złota i lejtów, aby wszystkiego pilnować? I czemu
ludzie stamtąd nic nie robili? Cóż bandytom dobrze, robią co
chcą, a zwyczajni obywatele nie raz się boją, będąc
zastraszanym, i wolą milczeć niż się skarżyć królowi lub już
przyjmują, że tak ma być. On nigdy się niczym nie interesował,
ale teraz dostrzegał jak wielki robił błąd. Ślub z Aranelem
sprawił, że stał się odpowiedzialnym człowiekiem i takim będzie
księciem.
Pogrążony
w rozmyślaniach nawet nie zauważył, kiedy przyszła ich kolej na
uściskanie Naeli i pogratulowanie Dantemu, że z nią wytrzymuje,
tym bardziej teraz.
Aranel
czuł się częścią tej rodziny, pomimo że ostatnio szczególnie
myślał o swoim ojcu. Nie akceptował, że dopiero w rok po ślubie
może pojechać do miejsca, gdzie się urodził i wychował. Robiono
tak, aby ten kto zamieszkał w obcym miejscu i wbrew swej woli,
przyzwyczaił się do nowego życia, a powroty do domu rodzinnego
wzmacniały by tęsknotę i ból wyjazdu. Nie chciał tego. Pragnął
pojechać do Risran. Wspaniałego Risran. Pozwolił sobie na smutek
dopiero jak Naela go wyściskała i mógł z mężem wrócić do ich
komnaty.
–
Aranelu co się stało? – Przygnębienie na twarzy ukochanego
natychmiast rzuciło się w oczy Rivena. Wziął go za rękę i
zaprowadził na szezlong, na którym usiadł, a Aranela usadził
pomiędzy swoimi nogami i oparł o siebie plecami. Objął go przy
tym w pasie przytulając twarz do głowy partnera. – Nie udawaj, że
wszystko jest w porządku.
– Nie
chcę udawać. – Położył dłonie na jego rękach i gładził je
kciukiem. – Zastanawiam się co u mego ojca. Jak byliśmy tak
wszyscy razem przy kolacji, to zacząłem myśleć, że dobrze mi
tutaj, ale...
– Ale
mimo wszystko tęsknisz za nim, za pałacem.
– I
Risran. Chociaż przebywałem tylko w pałacu i ogrodach. Co do ojca
jest mi obcym człowiekiem, lecz chciałbym zadać mu wiele pytań
wśród których jest jedno.
–
Czemu cię nie kocha? – Nie uzyskał odpowiedzi na pytanie, ale
wiedział, że trafił z tym w sedno. Aranel spiął się. – Możemy
tam wyruszyć.
– A co
z tym, że dopiero po roku mogę tam pojechać?
– To
dekret, który można podważyć. To tylko punkt w umowie. Nie jest
prawnie narzucony. Potrzebować będziemy jakiegoś miesiąca, na
uchylenie dekretu i możemy wyruszyć do Risran.
Gdyby
Aranel mógł widzieć, zapewne wbił by teraz szczęśliwy wzrok w
niego, ale nie mógł i tylko odwrócił się bokiem do Rivena i
wtulił twarz w jego ciało. Saeros dokładnie wiedział co to
oznacza, już zdążył poznać męża. Jeszcze wiele przed nimi, ale
potrafił rozróżniać jego nastrój i pragnienia, nie tylko te
życiowe. Na razie jednak odrzucił na bok pragnienia dotyczące
bliskości cielesnej wiedząc, że dziś w nocy Aranel będzie
potrzebował innej czułości. Był nawet zły na siebie, że nie
brał pod uwagę tego, iż partner zatęskni za Risran.
Dobrze
mu było w jego ramionach, bardzo dobrze. Był szczęśliwy, że tak
dużo się zmieniło i to na dobre. Z Rivenem u boku, a zawsze chciał
go już przy sobie mieć, nic nie wydawało się straszne.
*~~*~~*
Oderwał
się od ciepłego ciała, przewrócił na drugi bok wpadając w
kolejne ramiona. Usta mimowolnie się uśmiechnęły. Wszędzie wokół
było mu ciepło i rozkosznie. Otworzył oczy, ale w ciemności nic
nie mógł zobaczyć. Wiedział jedynie, że teraz jest skierowany
twarzą do swego partnera, a za plecami ma Leteno. Poczuł, że chce
mu się pić i jakoś musiał wydostać się z łoża. Uniósł się
trochę, czując jak ma obolałe mięśnie i nie tylko. Siłą rzeczy
przypomniał sobie co we trójkę zrobili i zakłopotany, tym
bardziej, że ten cały błogostan minął, chciał pobyć chwilę
sam. Przekroczył Asmanda i zsunął jedną nogę, a potem drugą na
podłogę. Po ciemku odnalazł jakieś ubranie, czym była koszula
Asmanda, co stwierdził będąc już w kuchni i zapalając lampę
naftową. Koszula sięgała mu do połowy ud i pachniała jego
kochankiem. Jednym z jego kochanków.
O
bogowie. Ja i Leto. I to co czuję. Kocham go. Czyżbym kochał go w
taki sposób jak on mnie? Ale jak to możliwe? To mój brat.
Myślał
nalewając sobie do glinianego kubka wody z dzbana.
Mój
brat, a ja mu się oddałem i chciałem tego. Nie dlatego że, byłem
zaślepiony pożądaniem. Ja go naprawdę chciałem. To niemożliwe,
to jest złe, ale...
Potarł
dłonią czoło, a po chwili napił się.
– Za dużo
myślisz.
Erki
odwrócił się gwałtownie, omal nie wylewając na siebie wody.
– Leto,
błagam, nie strasz mnie tak w środku nocy. – Przesunął wzrokiem
po ciele chłopaka odzianym tylko w prześcieradło. – Zabrałeś
to z łoża? – Wskazał palcem na niecodzienne ubranie.
– Nie. Z
półki, nie mogłem znaleźć spodni, a nie chcę chodzić nagi na
wszelki wypadek, gdyby Kal się zbudził.
– Dla
mnie mógłbyś i nagi chodzić. – Zasłonił dłonią usta
przestraszony tym co one wypowiedziały.
– Erki,
dla ciebie mógłbym wiele. Wracaj do sypialni, a tam to zrzucę.
Sama myśl,
że znów zobaczy go nago, nie pomogła w uspokojeniu swego ciała.
Miał to być tylko jeden jedyny raz, lecz czy chciał na tym
poprzestać?
– Znów
to roztrząsasz. – Nie okazywał tego, ale się bał reakcji
Erkirana na to wszystko. Niemniej jednak jego strach się zmniejszył,
widząc jak Erki na niego patrzy i co mówi.
– Nie...
Nie patrz tak. Może trochę wgłębiam się... Dobrze, przeżywam
nikły szok, ale nie taki, którego się spodziewałem. Raczej jestem
zaskoczony swą reakcją i uczuciami. Leto, od zawsze cię kochałem
i potrzebowałem. Jesteś mi najbliższą osobą na świecie. –
Odstawił kubek i podszedł do brata, który wyglądał na
niepewnego. – Przepraszam, że kiedy wyznałeś mi swoje,
dodatkowe, uczucia, ja... – Wyciągnął rękę i odsunął mu
opadającą grzywkę z czoła.
– Sam
czułem do siebie to, co ty powiedziałeś. To nie jest normalne. –
Posmutniał.
– Nikt
nie musi o tym wiedzieć, że nasza miłość jest inna. –
Przemieścił dłoń na jego kark i zagryzł dolną wargę.
– Czy to
znaczy, że chcesz... – Nadzieja urosła w potężną falę radości
i miłości, i ponownie bał się, że z następnym słowem spadnie w
dół, ale musiał zapytać. – Chcesz byśmy byli razem?
– Razem z
Asmandem.
– Nie ma
mowy, że bez niego. Świetnie całuje i nie tylko to. – Teraz to
zakłopotany Leteno zagryzł wargę.
– Co
jeszcze dobrego robię?
Drgnęli i
spojrzeli w stronę skąd doszedł głos ich, tak ich, kochanka.
Asmand stał oparty o futrynę drzwi z rękoma na piersi i patrzył z
czułością na nich. Przyjemnie było ich widzieć razem. Nie
odpowiedzieli mu tylko uśmiechnęli się w taki sposób, że poczuł
jak jego penis drgnął w spodniach.
– Wracajcie
do łoża.
– Nie
chce nam się spać – powiedział Erkiran zadziornie, nadal
głaszcząc brata po szyi.
– To ja
mam dobry sposób na sen. – Wskazał ręką w stronę sieni.
– Nie
powiesz co to za sposób? – zapytał Leteno prawie mrucząc z
powodu dotyku Erkirana.
– Zrobię
to co nazwałeś „nie tylko to”. – Wolnym krokiem As podszedł
do nich i obu złapał za ręce, by zaprowadzić ich do sypialni, a
tam pokazać, jak bardzo ich pragnie. Owszem poszli za nim, jak mogli
odmówić takiej prośbie? Erki tylko zawrócił, by zagasić świecę
i pomieszczenie kuchenne pogrążyło się w mroku.
*~~*~~*
Tawerna
wciąż wywoływała w Asmandzie chęć ucieczki, ale nie miał
wyboru. Powrót tutaj wiązał się z tym co obiecał Leto. Powrót
myślami do tego młodzieńca, z którym on i Erkiran od przeszło
trzech tygodni są razem, sprawiła, że w serce mężczyzny wpłynęło
kolejny raz ciepło. Spodziewał się, że będzie o wiele dłużej
trwało przekonywanie Erkirana do tego, by byli w trójkę ze sobą,
a tu, ten jeden pocałunek Leteno zmienił wszystko.
Usiadł za
wielkim stołem, mając na sobie swój płaszcz z kapturem, który
zasłaniał mu twarz jak w dniach, kiedy był zupełnie inną osobą,
chcącą zabić Aranela, tylko pobrudził go trochę, aby wyglądał
na zniszczony. Obserwował dokładnie całą salę i przysłuchiwał
się rozmowom. Wiedział na kogo miał zwracać szczególną uwagę.
Stolik przy którym grano za leity pozostawał nadal pusty. Lecz z
tego co Leteno mu opowiadał, mężczyźni zbierali się o
późniejszym czasie. Przesuwając wzrokiem po ludziach tak różnych
z wyglądu i charakteru, że miał wrażenie, jakby w tym miejscu
zbierała się cała dzielnica, natrafił na wchodzącego do gospody
swego tymczasowego wspólnika. Mężczyzna ubrany w stare odzienie od
razu go rozpoznał. Pewnym krokiem podszedł do niego i usiadł na
drugiej ławie.
– Mam
nadzieję, że nie spóźniłem się zbytnio.
– Sam
dopiero się tu pojawiłem, Yav. Naszych obiektów jeszcze nie ma.
– Poczekamy,
bracie.
– Co
szanownym panom podać? – Do ich stolika podeszła kuso ubrana
dziewczyna.
– Wody
dla nas obu – rzekł Yavetil.
– Są
panowie tutaj nowi? – zapytała zaciekawiona.
– Jak
najbardziej nowi. – Asmand wiedział, że w tym stroju nikt go nie
rozpozna, ale gdyby zrzucił kaptur niektórzy mogliby przypomnieć
go sobie, kiedy był tu z Erkim po Leteno. Sam Galdor wyglądał
inaczej. Stare łachmany, włosy tak upięte, że wyglądały jakby
były o wiele krótsze i zdjęte kolczyki, nie wskazywały na
zajmowane stanowisko. Do tego narysowane dwie szramy na policzku, co
było zasługą Erkiego, odmieniło całą jego postać. A to, że są
tutaj razem zmieniło jedno spotkanie. Kiedy mężczyzna wrócił z
narzeczonym do pałacu, nie minęły dwa wschody słońca, jak zjawił
się w jego domu i powiedział, że książę się z nim spotkał i
opowiedział mu o sytuacji z rodzicami Erkirana oraz tej dzielnicy.
Żołnierz, poniekąd wysłany przez Rivena, a poniekąd przez samego
siebie, zaproponował mu pomoc w odnalezieniu osób, które jak
podejrzewał Dante, gdyż także był na rozmowie z Saerosem, zabili
nie tylko Tirette i Linela Ladrimów. W taki sposób znaleźli się w
tym miejscu dokładnie wiedząc co robić.
– Panowie,
ta dzielnica schodzi coraz bardziej na psy, nie radziłabym długo
pozostawać – rzekła dziewczyna.
– Droga
pani, interesy nas tutaj trzymają – powiedział Yavetil. –
Poprosimy o wodę. – I tak nie zamierzali tutaj nic pić, ale nie
mogli siedzieć przy pustym stole.
– Twój
narzeczony wypuścił cię tutaj samego? – zapytał Delreth, kiedy
zostali sami. Od ich pierwszego spotkania w domu, widzieli się już
wiele razy i nawiązała się pomiędzy nimi nić przyjaźni,
zapoczątkowana w czasie podróży do Noir. Wydawało mu się to
śmieszne, on morderca przyjaźni się z kimś kto mógłby go
wtrącić do lochu. Wiedział, że hrabia nie ma za wielkiej ochoty
wypuszczać narzeczonego ze swego łoża i ramion. Zwłaszcza odkąd
byli oficjalnie zaręczeni.
Yavetil
uśmiechnął się tylko, od razu powracając wspomnieniami do
jednego z najwspanialszych dni w swoim życiu.
Zaraz
następnego dnia, po powrocie z chatki, poprosili o audiencję władcę
krainy Lorin, żeby na oczach zebranych Yavetil mógł poprosić
kogoś, kto w pewien sposób stał się ojcem dla Terrika, o rękę
ukochanego. Na audiencji była obecna cała królewska rodzina wraz z
ważnymi arystokratami będącymi w królewskiej radzie.
Yavetil,
ubrany w swój wyjściowy strój ozdobiony złotymi ornamentami jasno
określającymi pełnioną funkcję i u jakiego władcy służył,
uklęknął przed królem:
– Wasza
królewska mość, jestem tylko nic nieznaczącym dowódcą twoich
wojsk, nie zasługuję na to o co proszę, ale proszę z całego
serca, które umiera bez mężczyzny swego życia, o zgodę na
poślubienie hrabiego Terrika Melissi.
– Chłopcze
– odezwał się król – to nie przede mną powinieneś klękać,
tylko przed swym wybrankiem i jego pytać o zgodę.
– Już
to zrobiłem, panie. – Podniósł głowę i spojrzał prosto w
przyjazne oczy króla. – Zgodził się, ale teraz obaj potrzebujemy
zgody naszego króla, wedle starych praw. Chcę, aby wszystko było
tak jak należy i, żeby mój ukochany dostał to co jemu się
należy.
– Terriku,
podejdź tutaj. – Król wyciągnął rękę i wskazał miejsce, do
którego mężczyzna miał podejść.
Terrik
zrobił to na drżących nogach wzruszony działaniami narzeczonego.
Naprawdę mogli wziąć zwyczajny ślub, bez zgody króla. Chociaż
zawsze o tym marzył. O oficjalnych zaręczynach z kimś kogo
naprawdę kochał. Tylko gdyby jego ojciec i matka żyli, Yav
klęczałby teraz przed nimi, a potem oni poszliby do władcy.
– Wasza
wysokość.
– Terriku,
jesteś dla mnie jak syn. Miałeś niecałe siedemnaście wiosen, gdy
odszedł od nas mój drogi przyjaciel, a twój ojciec i to ja wziąłem
cię pod opiekę. Jak wiesz tamte czasy były trudne dla wszystkich.
Czy chcesz poślubić Yavetila Galdora?
– Tak,
panie, z całego serca tego pragnę. – Upadł na kolana przy
narzeczonym.
– Czy
dowódca Galdor wie o twojej przeszłości?
– Tak
wie, że miałem już narzeczonego.
– W
takim razie odczytanie tego nie będzie szokiem dla niego, a później
sam wpiszę wasze nazwiska do księgi związków i już teraz
udzielam wam zgody na ślub pod warunkiem, że nie nastąpi on za
wiele lat.
– Obiecuję,
panie, że z twoją zgodą i przychylnością postaram się, aby
Terrik już mi nie uciekł – powiedział Yavetil i obecni w sali
ludzie roześmiali się. Nawet Aranel siedzący przy boku męża i
promieniejący szczęściem. Szczęściem, które i on czuje.
– Gdy
podpisaliśmy dokument już widziałem, że nic nas nie rozdzieli, a
za kilka tygodni zostaniemy związani na zawsze. – Nawet nie
zwrócił uwagi, że nie tylko wspominał, ale w pewnym momencie
zaczął opowiadać wszystko Asmandowi. – Nienawidzę wielu starych
praw, książę Riven chce coś zmienić, ale akurat to, kiedy
narzeczony prosi o rękę wybranka, samego króla, zawsze szanowałem.
Co najdziwniejsze to właśnie ono nie musi być respektowane, a
inne, które są upokarzające... – urwał, gdyż jego uwagę
zwrócili mężczyźni rozpychający się pomiędzy klientami tawerny
i kierujący się do stolika przy którym grali. Byli bardzo głośni
i wyglądali jakby oni tu rządzili.
– To oni.
Odczekamy, aż się napiją i na stole będzie stos leitów, a potem
się przyłączymy, jak sądzisz szybko się zaprzyjaźnimy z tymi
panami? – zapytał Delreth.
– Panie,
Tasaru nie my się zaprzyjaźnimy, ale to tak. – Dotknął
przypiętą do swego pasa pełną sakwę leitów. Na potrzeby misji
zmienili swe nazwiska i albo dobrocią i przekupstwem dowiedzą
się pełnej wersji wydarzeń sprzed roku, albo zrobią to dość
brutalnie, ale najwyższy czas, by prawda dlaczego zabito Ladrimów
wyszła na jaw. Wiedzieli, że nie stanie się to dzisiaj, ale
najdalej za kilka księżyców wszystko będzie jasne.
*~~*~~*
Późnym
wieczorem król wezwał Rivena do swego gabinetu z czego książę
nie był rad, gdyż musiał zostawić męża, co do którego miał
plany na tę noc, a Aranel był co do nich bardzo przychylny. Dlatego
w nie najlepszym humorze wpadł do gabinetu ojca.
– Co jest
tak ważnego, że przysyłasz służbę do mnie, kiedy kazałem
nikomu nie wchodzić, ani nie przeszkadzać Aranelowi i mnie, jak
jesteśmy w swoich komnatach i nikogo nie wzywamy.
– Sądziłem,
że bardzo martwisz się sprawą pana Obalina z Lare i zechcesz
wiedzieć, że mężczyzna nareszcie powrócił ze swej podróży i
został aresztowany za handel dziećmi i nie tylko. – Król
skrzywił się na samą myśl co im robiono. – Właśnie posłaniec
przywiózł informację.
– Znaleziono
dzieci? Jak on mógł to robić? Powiedział coś? – Nie potrafił
ustać w miejscu.
– Dzieci
znaleziono, trochę potrwa zanim odnajdą ich rodziców. Była ich
dwudziestka z czego piątka dwóch chłopców i trzy dziewczynki
służyły w domu do... tych obrzydliwych rzeczy. Obelin to
szaleniec. Tylko się śmieje i powtarza, że te dzieci same do niego
przyszły lub rodzice ich oddali na służbę. Dlatego nikt się tym
nie interesował.
– Niechby
wpadł w moje ręce...
– Uspokój
się. Czeka go kara. Sam go skarzę. Sądzę, że dożywotnie
więzienie za to co robił, a przecież dowody mamy, będą większą
karą niż śmierć. Obelin żyje w luksusach i srogą będzie dla
niego karą śmierdzący loch w Ariży. Dlatego lepiej, że wolałeś
zostać u boku męża niż jechać i zabić tego człowieka.
– Masz
rację ojcze. Czasem śmierć bywa wybawieniem, więc niech ten
człowiek żyje i cierpi tak bardzo jak ci, których porywał i
niewolił. – Zadowolony z wiadomości wstał i skłonił głowę. –
Pozwól, że wrócę do męża.
– Idź.
Zawołałem cię tylko, gdyż wiedziałem, że czekasz na te wieści
niecierpliwie synu. I pamiętaj, że jutro masz jechać na pastwiska.
Trzeba będzie przed zimą sprowadzić stada na jarmark kupiecki i
wybrać konie, które z nami zostaną. Jakkolwiek bym nie cenił
twojej biurowej pracy, tak zawsze byłeś najlepszy w wyborze
odpowiednich ogierów i klaczy na sprzedaż.
– Ojcze,
dziękuję. – Myśl, że spędzi dwa dni i noc bez męża bolała,
ale zew przestrzeni wzywał go uparcie od jakiegoś czasu i nie
zaspokajały go długie przejażdżki konne, nawet jak przy boku miał
Aranela.
Teraz
jednak powrócił do czekającego męża, by spełnić swą obietnicę
kochania się z nim do rana.
*~~*~~*
Mężczyźni
opuścili tawernę później nocy. Tak jak się domyślali, niczego
się nie dowiedzieli, ale zostali przyjęci do gry. Wszak wielu oczy
się błyszczą na widok takiej ilości leitów, które mogą wygrać.
– Ten
Slotan wie dużo. Podejrzewam nawet, że to oni zabili rodziców
twego partnera.
– Też
tak sądzę. Z tego co mówił Leteno ten mały, pyskaty człowieczek
jest szefem i tak też wynika z obserwacji. Gdybyśmy Slotana wzięli
na stronę i zmusili do rozmowy, nie ważne w jaki sposób, powie nam
wszystko. A przekupny jest skoro sam z siebie zaproponował
informację, gdy przysiadł się do Leteno.
Szli
krótszą drogą, która prowadziła obok byłego domu Erkirana i
Asmand nagle zatrzymał się, łapiąc Yavetila za rękaw.
– Co
jest? – Galdor przystanął.
– Tutaj
mieszkało rodzeństwo Ladrima. Ktoś się kręci koło ich domu.
– Może
ogląda, bo chciałby tu zamieszkać, dziwię się. Gdy zakończymy
obecne zadanie, wyślę tu straż. Już wiemy, że ci odpowiedzialni
za dzielnicę nie zajmowali się nią, tak bardzo jak sobą i swymi
rodzinami. Nie straż królewska, ale straż miastowa powinna mieć
pod opieką...
– Yav,
zostań tutaj. Zapytam czego ten ktoś szuka – powiedział Asmand i
ruszył krok za krokiem w stronę mężczyzny. Z każdą chwilą jak
się do niego zbliżał widział, że ten ktoś jest ubrany
elegancko. Co ktoś taki robi w miejscu, gdzie mogą go okraść?
– Co pan
tu robi? – zapytał Asmand.
Człowiek
natychmiast odwrócił się do niego sięgając po broń.
– Spokojnie,
nie chcę walczyć, ale tutaj mieszkali bliscy mi ludzie i chcę
wiedzieć dlaczego kręci się pan przy ich domu.
– Powiedziano
mi, że tutaj mieszka mój syn. – Mężczyzna nadal trzymał rękę
na nożu. Nie widział twarzy tego z kim rozmawia, a wielu już go
tak zagadywało, aby potem napaść.
– Syn?
– Tak.
Leteno, mój syn.
wooooow ojciec? : o I znowu trzeba czekać cały długi tydzień ; -;
OdpowiedzUsuńO boże !! :O Cholera .. czekać tydzień -.-"
OdpowiedzUsuńw gorszych momentach Luana potrafi przerywać rozdziały :D super jak zwykle
OdpowiedzUsuńoch ty szalona tak podkręcać napięcie
OdpowiedzUsuńOjciec?! Już się bałam, że może Asmandowi stać się krzywda, na szczęście nie..:) tego się nie spodziewałam :D cudowny odcinek!!
OdpowiedzUsuń.:Ta co buja w obłokach:.
No, nie ma to jak kolejny fantastyczny rozdział po meczącym dniu w pracy :)
OdpowiedzUsuń1. Biedny Terrik... Dobrze, ze wszystko się wyjaśniło. Mam ochotę skopać tyłek tamtemu draniowi... Albo go uśmiercić, o ile jeszcze żyje xD.
2. Naela na pewno będzie miała ślicznego dzidziusia. A Dante... No cóż, na pewno z nią wytrzyma :)
3. Riven naprawdę robi się innym człowiekiem... Chciałabym zobaczyć, jak wpada do domu tego drania co wykorzystuje dzieci i robi z nim porządek :) No i to, że dla Aranela jest gotowy podważyć dekret... Co ta miłość z nim zrobiła... xD.
4. Fiu-fiu, nasz trójkącik ma się świetnie... Będzie jeszcze coś? ;P
5. Ooo, znalazł się ojciec Leteno?! Ciekawe kto jeszcze się pojawi... Ale na to trzeba czekać cały tydzień, buu...
Uff, skończyłam. Pozdrawiam i weny życzę... Bo z moją jakoś cienko :(
"Będzie jeszcze coś? ;P" Może tak, może nie. ;)
UsuńZ moją weną też cienko, a nawet bardziej niż cienko. :(
Wiedziałam!!! Wiedziałam,że Leteno to tak nie do końca brat Erika :)
OdpowiedzUsuńSuper, chłopcy przynajmniej będą mieli czyste sumienie:
Pozdrawiam
fankayaoi
JEE!!!! WIEDZIAŁAM!!! WIEDZIAŁAM! I KNOW!! Nieźle to się rozwija! Jak ja cię kocham Lu!
OdpowiedzUsuńJak zwykle w każdym rozdziale jest coś co tak bardzo zafascynuje! że już chce się czytać dalej! :*
Ty jak zwykle wiesz w którym momencie to zakończyć.
OdpowiedzUsuńUwielbiam te historię i wciąga coraz bardziej.
W końcu się doczekałam ślubu a trójka Leto, Asmand i Erki coraz bardziej mi się podoba.
Mam nadzieję że będą żyli długo i szczęście im dopisze, ale coś czuje że pojawienie się ojca Leto może sporo namieszać.
Szczególnie iż nie wiadomo jak Leto zareaguje na pojawienie się swego ojca.
No żeby zakończyć w takim miejscu?
Ty chyba naprawdę kochana chcesz oberwać w łepek solidnie.
I wciąż brakuje mi Rivena i Aranela.
Za duża sielanka u nich trwa a przecież to główni bohaterowie tej historii.
Nie zapominajmy o nich;)
Będę niecierpliwie czekać na ciąg dalszy.
I prosze nie zapominaj mi tu o wspaniałej historii.
pozdrawiam serdecznie;)
...... O.O o.O ŻE CO??!!! ŻE JAK??!!! NANI*???!!! OJCIEC??!!!!! O.O Ale sie prorobiło już widze miny Lateno i Erikana oraz Kala oj matko .... czekaj... on powiedział ze "mieszka tu jego syn" , syn nie synowie... to znaczy ze bracia nie są braćmi ??!!! o.O oj moja biedna głowa .... osz ty nie dobra .... w takim momencie przerywać oj nie ładnie oj oj :) paskudniku ty i mamy czekać caaaaaaaaaaaały tyyyydzieeeeeeeeń na kolejny rozdział?? jesteś Sadystką !!!!!!!!!!!!!!! osz ty wrrrrrrr :P
OdpowiedzUsuńA wracając do opowiadania to rozdzialik świetnie napisany bardzo mi się podoba :) z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg :)
P.S. * nani - to po japośku znaczy "co"
Pozdrawiam i życzę duuuuuuuuuuuużo kwitnącej i twórczej weny :D sadysto-paskudniku jeden :P Pisz tak dalej , opowiadanko pierwsza klasa :D
Karygodny błąd - zapomniałam, że był wtorek, więc i notka... xD A z przyjemnością czytałam prawie 40 minut. :D
OdpowiedzUsuńNa początku chciałabym zapytać, co u Ay. Czy wszystko dobrze z oczami?
Terrik nie miał pomyślnej przeszłości. Kierowany pośpiechem i zaślepiony miłością chciał jak najlepiej dla wszystkich, a on najbardziej na tym ucierpiał. Dobrze, że wyjawił wszystko Yavetilowi. Może i Yav nie zrobiłby wielkiej awantury, ale dowiedzenie się o takiej sprawie z ust kogoś innego byłoby przykre.
Cieszy mnie coraz lepsza postawa Rivena. Wiele zawdzięcza mężowi. ;3 Będzie dzięki jego miłości wspaniałym królem. I hurra dla Dantego i Naeli! :D
"Oderwał się od ciepłego ciała, przewrócił na drugi bok wpadając w kolejne ramiona." - ciepły uśmiech wpłynął na moje usta po przeczytaniu tego zdania. ;D Pomyślałam - ach, będą wszyscy w tym rozdziale! Naprawdę przyjemnie czyta się o braciach i słodkich zachowaniach Erkiego. ;3 Nadal ma w sobie ten młodzieńczy, urokliwy styl bycia. ;3
A na łopatki rozłożyła mnie scena, gdy pojawił się As. xD I bracia zaczęli go tak perfekcyjnie kokietować... coś mi się wydaje, że prześcieradło, którym Leto był okryty, mogło pełnić wiele funkcji - od pasków na sznur po opaskę na oczy i wiele innych. :D
"że te dzieci same do niego przyszły lub rodzice ich oddali na służbę." - antycypowałaś! XD Przewidziałaś sytuację z ks. Michalikiem! xD Słowo daję, parsknęłam śmiechem - bynajmniej na słowa, jakich użyłaś, a przypominając sobie te, które wygłosił ten ksiądz. Dziwni są ludzi i to dowodzi, że wyobraźnia człowieka zawsze ma ziarno realizmu. Czasami to aż straszne.
"Leteno, mój syn." - no tak, kończ w tym momencie! xD Mogę tylko wyobrażać sobie, jak to spotkanie będzie wyglądało... i w ogóle... normalnie... Czyli... to nie są bracia... Proszę bardzo, no to LEA (LetoErkiAs) można zalegalizować! xD
Ciężko mi pisać ogłoszenia na blogu, że nie dodaję notek, bo coś... - dziwne zapychacze by powstawały. Dlatego mam konto na facebooku - Akemi Hatakeyama. Jak coś, zapraszam. ;)
Syn?! Nie synowie. Czyli Leteneo nie jest bratem rodzonym tylko przyrodnim Erkiego i Kala ?? Czyli nie będą w związku kazirodczm ? Hah i dobrze, cieszę się ;D
OdpowiedzUsuńNie mogę sie doczekac następnego rozdzialu ! Pozdrawiam
Damiann
(dzisiaj nie z konta)
ciekawe czy ojciec się dowie o związku ijak zareagują na to wszystko bracia ;o
UsuńWiesz co droga Luano? Nie wiesz....więc Ci powiem. Czasami są takie momenty, żeby przyjść do cb do domu, zasadzić Ci kopniaka tam, na czym siadamy i przyprowadzić do kompa żebyś mogła dokończyć coś Baaardziooo ważnego c:
OdpowiedzUsuńI to jest właśnie jeden z tych momentów. Niestety, mwm gdzie mieszkasz (tym lepiej dla cb, bo bym do cb przyszła z orszakiem krwiożerczych gumisiuch) więc muszę zadowolić się, mentalnymi kopniakami w twój zacny kufer milordzie :3 Ehh....dobra.....rozdział świetny (jak zawsze) tylko jedna rzecz mi zawadza a jest nią...:
JAKI KURDE OJCIEC?!
- WTF?
- Normalny ojciec droga Natalio.
- Ale co? ._.
- No jajco =,= no ojciec ciemna maso...
- Ale, że kto? ._.
- Boże -.- z tb pisać to szczyt możliwości człowieka.
- ._.
- No proste, luana napisała i dała nam do uświadomienia, że Leteno nie jest prawdopodobnie nawet przyrodnim bratem Erkiego i Kala!! To tak trudno pojąć nie ogarnięte dziecko!! -,-
- Nie krzycz głucha nie jestem :3
- -_-
- Dobra, dobra :3 kapuje......Tylko czemu (cenzura) w tak pięknym momencie!! ;[
- Bo tak....
- Aha -_-
- Idę na pole..
- Ja tyż :3
- Przyjdę po cb...
- Ok
I o to moja piękna konwersacja (kawałek tylko bo nie bd pokazywać wszystkiego ^.^) z moją przyjaciółką Dagmarą ^_^
Łatwo się domyślić, że ta mniej kumata i rozgarnięta to JA! :3 ubustwiam wkurzać swoją psiapsiułe, która ma stalowe nerwy (do czasu ._.) i która w tym momencie się ze mnie śmieje ._. Dobra. Daga Cię gorąco pozdrawia i ja z resztą tyż ^_^ pisz szybciutko następny rozdzialik papatki :3
To bardzo dobrze, że nie wiesz gdzie mieszkam. :D Również Was pozdrawiam dziewczyny. <3
UsuńDroga Luano od tej pory "krytyka" Dagmary bd znajdowała się także w moim komentarzu dobrze? Jej samej jest na rękę kiedy wszystko jest złożone w jedną spójną całość c:
UsuńDaga nie lubi gdy coś jest komentowane z anonima (mówi, że równie dobrze komentować z anonima, może jakiś stary, zrzędliwy i zboczony staruszek, który podszywa się za nastolatka) Boże ta dziewczyna ma pomysły z innego wymiaru =,= Ja sama kiedyś komentowałam z anonima =.=
Ale wracając do tematu XD chcę tylko poinformować, że w moim komentarzu bd też zawarta opinia Dagmary ^.^
Cudne opowiadanie! Uwielbiam trojkacik, ktory nam sie tu rozwija. Ech... Oni razem sa tacy slodcy, ze prochnicy mozna dostac ;) (w moim slowniku to komplement, bo lubie wszystko co slodkie). Juz nie moge sie doczekac wtorku! Jesli sie okaze ze ten ktos "OJCIEC" jest nim na prawde dla Leto to moze Erki nie mial by az takich wyzutow sumienia pieprzac sie z nim :D
OdpowiedzUsuńFaajnie *u*
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział jest fantastyczny.... Yav poznał prawdę i nie odrzucił Terrika z tego powodu, czego ten się tak bardzo obawiał.... Między Asmandem, a braćmi jest coraz lepiej... sama końcówka mnie bardzo zaintrygowała....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia