– Co kuzyn króla
chciał osiągnąć przez śmierć mego męża? – Riven zacisnął
pieści.
–
Od
zawsze chciał doprowadzić do waśni pomiędzy Elros a Lorin. Miał
wiele planów, jak tego dokonać, ale nie potrafił nic zrobić.
Zgoda pomiędzy oboma królami była ogólnie znana. Dopiero wieści
o ślubie sprawiły, że zaczął działać. – Umilkł i otarł
usta wierzchem dłoni.
–
Co
by mu z tego przyszło? Jak śmierć Aranela sprawiłaby, że oboma
krainami zawładnąłby chaos? – zapytał Saeros, opierając się o
ścianę domostwa.
–
Po
jego śmierci
kuzyn króla zjawiłby się w Lorin z propozycją znalezienia dowodów
na to, kim był morderca. Oczywiście dowody padłyby na ciebie,
panie. – Ostatnie słowo Michgon prawie wypluł z siebie z odrazą.
–
Na
mnie? Mój ojciec nie uwierzyłby, że to ja zrobiłem! Zresztą,
przyznałbym, że nie ja jestem winien! – Riven coraz gorzej nad
sobą panował.
– Znalazłby na to
sposób. Wiele sposobów. Twoja siostra to bardzo piękna kobieta.
Jej życie jest dla ciebie wiele warte, prawda?
Riven
zamachnął się i uderzył mężczyznę w twarz tak mocno, że
krzesło przewróciło się i Michgon znalazł się na swojej wiele
wartej podłodze.
– Zabilibyście moją
siostrę, jeżeli bym się nie przyznał do morderstwa?! I wszystko,
aby doprowadzić do wojny?!
–
Aby
król Margili z Quentar pomógł w zemście królowi Adantinowi, za
co ten zgodziłby się, aby Losland pochłonęło Elros i w ten
sposób stało się jedną z najpotężniejszych krain tej ziemi! –
wykrzyczał Michgon.
Asmand
słuchał tego i nie wierzył. Okazywało się, że stał się
pionkiem w wielkiej grze o terytorium. Zawarczał, popchnął Ermotha
na ścianę i ogarnięty furią podniósł krzesło wraz z leżącym
mężczyzną, po czym złapał go za ubranie.
– A jakie miejsce
znalazło się dla mnie poza dokonaniem morderstwa?!
–
Opuściłbyś
miasto, ale po jakimś czasie wąchałbyś kwiatki od spodu. –
Perdun Michgon splunął na twarz szarpiącego go mężczyzny, co
rozwścieczyło Delretha i gdyby nagle nie powstrzymujące go ręce
Yavetila, siedzący człowiek już byłby trupem.
–
Daj
spokój! Martwy nic nam nie powie. – Sam niewiele rozumiał. Przede
wszystkim Yav był zły, że nie miał takiej politycznej wiedzy, co
do tego, kim był pan z Saruy.
Asmand
zostawił mężczyznę i przeszedł na drugi koniec komnaty,
wycierając po drodze twarz rękawem.
–
Losland
chce być potężną krainą, a raczej ten ktoś? – Riven nie
przejął się zachowaniem kompana. Zaczynał lubić tego
czerwonowłosego mężczyznę. – Rozumiem. W każdym razie próbuję
zrozumieć, o co w tym chodzi, ale co tobie by z tego przyszło?
Wszak bogaty mieszczanin nie ma królewskiej władzy.
– Pan z Saruy obiecał
mi, że Noir będzie moje. Miałem stać się tu panem, a mój syn
miał poślubić jego córkę.
– I
za to miał zginąć jeden niewinny młodzieniec. Za większy teren,
władzę i twego syna? A ja miałem zgnić w lochu i tam oszaleć.
Mój ojciec miał żyć w przekonaniu, że zabiłem męża i
zniszczyłem przyszłość rodu?! I sądzicie, że wszyscy by wam
uwierzyli? Przecież to dziecinny plan!
– I dlatego by się
powiódł. Niby prosty, a jednocześnie skomplikowany w tej prostocie
– odparł Michgon.
– Czyli tu nie chodzi
o ziemię, jak powiedział twój syn – odezwał się Galdor.
– Mój syn?
– Och, nie wiesz.
Twój syn po pijanemu ma bardzo rozwiązły język – dodał
Delreth, którego ręce świerzbiły, żeby zabić tego marnego
człowieczka.
Ojciec spojrzał na
syna skulonego w kącie pokoju z okrwawioną twarzą.
– Ty podły zdrajco.
Mówiłem, żebyś nie pił. Jesteś nic nie wartą kanalią. A ja ci
chciałem dać pannę, szlachciankę i krewną króla za żonę!
– Ojcze, wybacz,
ale...
–
Milcz!
Dorosły mężczyzna, a myśli i zachowuje się niczym bachor!
–
Panowie,
później rozwiążecie rodzinne sprawy, teraz mamy coś ważniejszego
na głowie. Mianowicie chcę usłyszeć odpowiedzi na inne pytania i
nie wyjdziemy stąd, dopóki nie zapłacisz za wszystko, Perdun. –
Riven nie miał szacunku do tego człowieka. I już zaczął myśleć,
co dalej. Czuł, że nie wróci do męża szybko, a teraz okazywało
się, że czas się przedłuży. Ludzie związani ze sobą okrutnym
planem muszą ponieść karę. – Skąd taka pewność, że król
Adantin wywołałby waśń z moim ojcem? Każdy wie, że ten nie był
na ślubie syna, ponieważ nie ma do niego ciepłych uczuć. I czy
król Losland wie o wszystkim? – Jak wie, to mają poważny
problem. Musi coś zrobić.
–
Król
Margili żyje w swoim świecie, dlatego łatwo daje się manipulować
kuzynowi. Nic nie wie. Nie zgodziłby się na coś takiego, za bardzo
szanuje twego ojca – powiedział Michgon, nadal mrożąc syna
zimnym wzrokiem. – A król Adantin... po swojemu kocha syna i
namówiony przez dobre wróżki po otrzymaniu smutnych wieści byłby
dobrym pionkiem w grze. – Zaśmiał się szyderczo. – Przecież
zawsze chodzi o wpływy, ziemię i władzę. Z ziemią nie kłamałem.
Panowie ziemscy dostaliby jej dużo więcej i nikt by nie narzekał,
że Elros nie istnieje. A biedacy... Na nich znalazłby się sposób.
Nagle
Asmand wbił nóż w biurko, co spowodowało niemały hałas i
przerażenie mężczyzny. Perdun wiedział, że to coś może znaleźć
się niedługo w jego ciele.
–
Jeszcze
jedno słowo o biedakach i że należy się ich pozbyć, a stracisz
głowę. Jedno moje cięcie i po tobie. – Asmand poklepał się po
mieczu, który wisiał u jego pasa. – Jest ostry. Ścina grube
konary drzew, a ludzkie ciało jest takie kruche.
Galdor
uśmiechnął się pod nosem. Kto by powiedział
na początku podróży, że polubi człowieka, którego powinien
schwytać i postawić przed sądem za zbrodnie, jakich dokonał. Ale
Asmand sam powiedział, że zabijał tylko tych złych, a przecież
Aranelowi nic nie zrobił. Tak, polubi go, zwłaszcza widząc, jak
jego słowa działają na Michgona. Jego uwagę zwrócił Riven,
który wziął czysty zwój papirusu i zaczął coś na nim pisać.
Po chwili książę podszedł do niego.
–
Tutaj
jest wiadomość dla Aranela, a tym samym dla Terrika i tego
dzieciaka od Delretha. – Podał mu dokument. – Znajdź w mieście
posłańca i niech jak najszybciej dostarczy pismo do pałacu –
szeptał. – Muszą wiedzieć, co się dzieje i co będzie dalej.
Nie wrócimy do domu wcześniej niż za czternaście księżyców.
Postanowiłem już, co zrobimy.
– Losland?
– Udajemy się
najpierw do Quentar. Wyjaśnimy wszystko królowi, a potem on zajmie
się kuzynem. Ojca i syna zabieramy ze sobą.
– Panie, to rozsądne
brać ich ze sobą?
–
Inaczej
musielibyśmy
ich zabić, a wolę w miarę możliwości mieć czyste ręce.
Wyruszamy jutro, a dzisiaj pan Michgon nas ugości tak, jak przystało
na wspólników w interesach – powiedział głośno, odwracając
się do pozostałych mężczyzn. – Inaczej pożegna się z żoną,
która zapewne niedługo wróci od przyjaciółki.
– Tylko nie moja
Klaudi.
–
Będzie
żyła, jak będziesz posłuszny. Kobieca szyja jest jeszcze bardziej
delikatniejsza – dodał Asmand, nadal trzymając dłoń na
rękojeści miecza.
*~~*~~*
Kobieta
przekroczyła pałacowe mury,
idąc za młodą służką, która utykała. Rozglądała się wokół,
oczarowana pięknymi wnętrzami. Żyła w takich miejscach od lat,
pracowała, ale ten pałac zachwycał ją tak bardzo, że miała
ochotę wzdychać. Dziewczyna wprowadziła ją do niewielkiej salki i
poprosiła, by poczekała. To dało jej sposobność na zatracenie
się w bogactwie tego miejsca. Aranelu,
mój książę, żyjesz w pięknym pałacu. Mam nadzieję, że równie
piękne serca mają jego właściciele, myślała
kobieta, muskając palcem sekretarzyk stojący w rogu komnaty.
–
Karena?
– Aranel wszedł do pomieszczenia często używanego do
przyjmowania bliskich. Kiedy otrzymał wiadomość, kto przyjechał,
nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Jego niania i przyjaciółka
jest tutaj, w miejscu, które sądził, że okaże się piekłem.
–
Książę.
– Natychmiast podbiegła do niego i zatrzymała się nie wiedząc,
czy może go dotknąć. U boku Aranela stała ta sama służka, która
ją tu wprowadziła.
–
Obejmiesz
mnie? Wcześniej nie miałaś przed tym oporów. – Doskonale
wyczuwał jej wahanie.
– Wtedy nie byłeś
zamężnym mężczyzną, tylko moim podopiecznym. – Mimo swoich
słów ostrożnie go przytuliła.
–
Co
tu robisz? – zapytał, gdy odsunęła się od niego. – Proszę,
usiądź. I zwracaj się do mnie mniej oficjalnie.
– Nie wypada...
–
Wypada,
ale będzie, jak chcesz. Poznaj, proszę, moją osobistą służkę i
można powiedzieć, że kogoś, kto zna moje sekrety. – Wskazał
ręką na Agathę.
–
Książę
wiele mi o pani mówił. Wychowała go pani. Jestem Agatha.
–
To
teraz ty przejęłaś niektóre z moich obowiązków. Proszę, mów
mi Karena.
–
Czyta
mi, rozmawiamy. Pomaga mi we wszystkim. Proszę, przynieś owoców i
coś dobrego do picia – poprosił Adantin. Gdy Agathe wyszła,
zwrócił się do Kareny: – To co cię sprowadza? Sądziłem, że
nie będziesz mogła tu przyjechać.
– Twój ojciec,
książę, zgodził się na mój pobyt tutaj przez dwa tygodnie, o
ile będę mogła zostać. Doszły go wieści, że twój związek z
mężem się układa i uznał, iż twój kontakt z przeszłością
nic złego nie uczyni twemu małżeństwu.
– Bał się, że
zapragnę powrotu do Risran. Dobrze mi tutaj. Lepiej niż w pałacu u
ojca. – Nadal go bolało, że rodzic go nie kochał. – Przyznaję,
z początku było źle, ale teraz moje życie pnie się ku dobremu.
– Jak twoje kontakty
z małżonkiem? – Bała się o niego w każdym względzie związku.
Przecież nie chciał tego, a w dodatku Riven Saeros kochał kobiety.
–
Nie
ma go teraz, musiał wyjechać, ale zaręczam, że jest coraz lepiej.
– Traktował ją, jakby nie minęło dużo czasu od kiedy się
widzieli. Może to nie była wieczność i miesiące, ale bał się,
że gdy ponownie spotka Karenę, nie będzie potrafił z nią
rozmawiać. Ale na całe szczęście było inaczej. Była mu matką,
przyjaciółką od zawsze i to się nie mogło zmienić. Co to byłaby
za więź, kiedy rozstanie ją niszczy? Niedługo później Agathe
przyniosła poczęstunek i mógł Karenie opowiedzieć o tym, jak mu
się żyje w Antiri. Pominął tylko przykre wspomnienie tamtej nocy
z Rivenem. Na szczęście o intymność na razie go nie wypytywała i
bardzo się z tego cieszył. Szczególnie z jej przyjazdu.
*~~*~~*
Nadchodził wieczór, a
oni mogli uspokoić nerwy po przesłuchaniu Perduna Michgona. Nie
obawiali się, że w tym domu ktoś ich zaatakuje. Gospodarz za
bardzo się bał i doskonale grał przed służbą uprzejmego.
Szczególnie przed żoną, która okazała się nad wyraz niemądrą
i naiwną osobą. Uwierzyła, że jego wspólnicy w interesach nie
mają gdzie nocować i zaproponowała im pokój. Oczywiście nie
mogli ryzykować, że nocą, gdy mężczyzna zostanie sam z żoną,
wszystko jej opowie, więc zatrzymali go na całą noc w pokoju pod
pretekstem gry w karty.
Teraz
mężczyzna wraz z synem spali na podłodze, a trójka mężczyzn
siedziała przy drewnianym stole w drugim kącie pokoju, rozprawiając
o minionych wydarzeniach i o tym, co mają robić.
–
Wybacz,
panie, że zapytam, ale kim jest pan z Saruy? – Galdor trzymał w
dłoniach glinianie naczynie, w którym była resztka wody.
–
To
kuzyn króla. Wielki pan. Miasto należy do niego. Ma dom na wzgórzu,
z którego widzi całe Saruy. Wszystkie okoliczne ziemie należą do
niego, a ludzie składają mu pokłony, jak królowi. Był na ślubie
moim i Aranela. Powinieneś pamiętać delegację, jaka przybyła z
Saruy.
– Teraz sobie
przypominam. Wielcy arystokraci ze sztucznymi minami. – Yavetil
powrócił do tamtego wieczoru.
–
Teraz
wiemy, dlaczego uśmiechali się z przymusu. Nie podobał im się
ślub. Ale sądząc po planie, powinni być zadowoleni, dzięki niemu
mogli zrealizować cele. Mój mąż byłby teraz martwy, a ja
zostałbym oskarżony za jego zabicie i musiałbym się do tego
przyznać, chcąc ratować życie siostry. Teść by się wściekł,
chociaż w to osobiście wątpię, a potem wojna gotowa.
–
Nie
ma co rozpatrywać, co by było, gdyby – wtrącił się Asmand. –
Jutro z rana wyruszymy do stolicy Losland i miejmy nadzieję, że
długa podróż przebiegnie bez problemów, król Margili nas
przyjmie i uwierzy w nasze słowa i tych tam. – Wskazał na
śpiących.
– I
oby król skutecznie zdusił to, na co się zanosiło. Nie chcę, by
mój Aranel żył w strachu, że ktoś go może zabić. – Skierował
wzrok na gwiazdy za oknem, zatapiając się w myślach. Jutro czeka
ich kolejny etap podróży, a potem powrót do domu w ramiona
Aranela, bo był pewny, że te go przyjmą bez problemu i strachu. –
Idźcie spać – zabrał głos po długiej chwili ciszy. –
Pierwszy posiedzę na warcie.
–
Dobrze,
książę, obudź mnie później, to cię zmienię – zaproponował
Delreth.
Riven
skinął głową i życzył im spokojnego snu. Sam wiedział, że w
tym momencie nie zasnąłby szybko. W głowie kotłowało mu się za
dużo myśli, by mógł spać.
*~~*~~*
Kolejność
wydarzeń, jakie nastąpiły kilka wschodów słońca później, była
dla Rivena do przewidzenia. I stało się to dzięki temu, że król
Margili nie był tak naiwny i głupi, jak przewidywał jego krewny. Z
radością przyjął Saerosa i jego dwóch towarzyszy w swoim pałacu,
wysłuchując wszystkiego, co książę miał mu do powiedzenia. Król
wpadł w szał na wieść o niecnych planach kuzyna. Riven obawiał
się, że ten nie uwierzy, ale stało się przeciwnie, ponieważ od
jakiegoś czasu władca podejrzewał, że jego kuzyn robi się coraz
bardziej chciwy władzy. Tak bardzo, że był w stanie nawet go
zrzucić z tronu. Margili natychmiast wezwał kuzyna przed swoje
oblicze, a gości na te kilka dni czekania na przybyłego ugościł
tak, jak należało.
Natomiast
syna i ojca Michgon wtrącił do pałacowej celi i mieli tam czekać
na swój los, a ten dotyczył wywiezienia ich do Risran, a tam
ukarania przez króla Adantina, do którego wysłano posłańca z
listem.
Riven
obawiał się, jak teść zareaguje na wieści, ale nie jego w tym
głowa, o ile ukarze mieszkańców swojej krainy i spiskowców
pragnących zabić jego syna.
Pan
z Saruy przybył uradowany, wielce rad z audiencji u krewnego,
spodziewając się nagród i darów w postaci innych miast, do
których od dawna zamierzał nabyć prawa. Dlatego był bardzo
zaskoczony, kiedy zastał straże, swoich znajomych z Noir i surową
minę nieprzychylnego króla. Król wyjaśnił mu całą sytuację, a
ten zaczął się bronić.
Asmand
stojąc u boku towarzyszy, obserwował krewniaka władcy Losland.
Człowiek miał ponad pięćdziesiąt wiosen, długie, białe włosy,
niski wzrost, a wiszące na nim szaty wskazywały na wątłą
sylwetkę. Mimo niepozornego wyglądu miał w głosie siłę i cała
postawa emanowała wielką mocą połączoną z chciwością oraz
nienawiścią. Przysłuchiwał się krzykowi mężczyzny.
–
Chciałem
doprowadzić do rozpadu więzi handlowych i politycznych, które
nigdy nie powinny zostać zawiązane! Ponieważ Lorin i Elros
połączone w jedno miałyby władzę nad innymi krainami! Jeden
zamek, jeden król i nie obchodzi mnie, że miałoby to nastąpić po
śmierci jego marnej wysokości Adantina! – Riven w tym momencie z
niedowierzaniem uniósł brwi. – Pozbyłbym się wszystkich, byleby
zawładnąć tak urodzajną ziemią Elros. Stałbym się panem!
–
To
chory człowiek, panie – szepnął Rivenowi Galdor. – Szaleniec,
który namówił chciwego Michgona na morderstwo.
–
Wszyscy
zasłużą na swoją karę – powiedział Saeros. – Postaram się
o to, zanim wrócimy do domu.
Delreth
wiedział, że ich podróż dobiega końca i chciał zrobić jeszcze
jedną ważną rzecz. Rzecz, na którą nie miał odwagi, odkąd tu
przybyli. Kiedy tylko przesłuchanie dobiegło końca, pokazał się
niedługo już byłemu właścicielowi miasta Saruy, mówiąc, kim
jest, a to sprawiło, że człowiek się na niego rzucił. Szaleniec
natychmiast został schwytany przez królewską straż, a później
uwięziony. Czekał go królewski sąd i jak zapewnił Margila, życie
w lochach tak głębokich, że więźniowie zapomnieli, co to jest
światło słoneczne. Wtedy Asmand mógł wyjść z pałacu za zgodą
Rivena i króla Losland.
*~~*~~*
Stary,
opuszczony budynek, bardziej długi niż wysoki, wyglądał równie
groźnie jak za czasów, kiedy Asmand w nim mieszkał. Mur z jednej
strony był pęknięty i to w tej części dawniej znajdowały się
pokoje sierocińca. Miejsca, w jakim przyszło żyć jemu i jego
bratu. Miejscu, gdzie zamknął swe serce na zawsze, w każdym razie
tak do tej pory myślał, zostając całkiem sam. Pamiętał słowa
tego człowieka, jakby to było dziś: „Twój brat umarł”. Ale
on już wtedy wiedział, że śmierć brata nie była taka, jaką
usiłowano mu wmówić.
Przeszedł
na drugą stronę placu. W obszar, który stał się jego niewolą.
To tutaj prowadziły schody do piwnic, śmierdzących i zimnych. Tu
przez długie dni był zamknięty z bratem. Pozwalano tu na ich
bicie, gwałcenie, wyzywanie, byle nauczyć ich posłuszeństwa, a
przecież wciąż byli dziećmi! To tu pewnego dnia zabrano Asalma i
już nigdy nie wrócił. I to tu As popełnił pierwszą zbrodnię.
Tu narodził się Szary Wilk. Asmand przysiągł sobie, że prędzej
umrze niż da się zamknąć w niewoli. Nie zniósłby zamknięcia.
–
Nie
wiem, co to za miejsce, ale bardzo cierpisz – odezwał się Galdor.
Asmand zgodził się, by mu towarzyszył.
–
Sierociniec.
Jeden z najstraszniejszych, jakie są. Nie było tu praw, tylko
przemoc. Przemoc, która zabiła mi jedyną rodzinę, jaka mi
została. Czuję tu płacz dusz osób, jakie tutaj zginęły. –
Przesunął palcami po murze. – Minęły lata, a ja widzę każdy
szczegół tamtego życia, jakby to było wczoraj. Przyszedłem tu,
aby zamknąć tę część siebie. Tę, która się w tym miejscu
narodziła i dziś umarła. A wszystko dzięki pewnemu chłopakowi z
prawie różowymi włosami.
–
Trzeba
się starać, by przeszłość nie niszczyła przyszłości. Po
kolacji wyruszamy. Będziemy się spieszyć, żeby jak najszybciej
dotrzeć do Antiri. Ty przytulisz swego Erkiego, a ja narzeczonego.
– Tak, przytulę moją
przyszłość. – A kto wie, może i jego rodzinę.
*~~*~~*
Ten
czas pobytu Kareny w Antiri, a było to wiele dni i nocy, książę
Aranel wykorzystał na pokazanie kobiecie miejsca, w jakim został
zmuszony zamieszkać, a które zaczynał kochać. Razem z Terrikiem
kilka razy wybrali się z nią na przejażdżkę i Karena mogła
podziwiać wspaniałe, bezkresne łąki. Dlatego tak ciężko
przyszło mu się z nią żegnać. W dniu wyjazdu przytulił kobietę
i poprosił ją, aby do niego pisała.
–
Powiedz
też mojemu ojcu, że... Nie, nic mu nie mów. Pozbył się mnie,
więc zapewne nie chce mieć ode mnie wiadomości.
– Rozumiem, książę,
ale twój ojciec...
–
Nawet
się ze mną nie pożegnał, na ślubie go nie było, tym samym jasno
powiedział, że jestem odrzutkiem i wszystko przez moje ślepe oczy.
– Masz piękne oczy.
Jest mi przykro, że nie widzą, ale po tobie nie widać ślepoty.
Doskonale sobie radzisz.
Do rozmawiających
podszedł mężczyzna, jeden ze strażników z Risran, który jej
towarzyszył.
– Proszę wybaczyć,
ale musimy ruszać.
–
Tak,
Virin. Aranelu, mój książę, będę pisać i dziękuję, że
spędziłam tutaj z tobą i twoimi bliskimi czas. Jestem spokojna o
twoją przyszłość. Tu mieszkają dobrzy ludzie. Mam nadzieję, że
twój małżonek powróci szybko do domu. Z listu wynikało, a
przyszedł dawno temu, że sprawy zajmą im jeszcze wiele dni, ale te
już minęły i tylko czekać, aż się pojawi. – Wzięła jego
rękę w swoje. Trudno było wyjeżdżać. – Mam nadzieję, że
będę mogła go szybko poznać i pamiętaj, co ci mówiłam.
–
Zapamiętam.
– Doskonale pamiętał chwilę, kiedy Agathe przyniosła wiadomość
od Rivena i przeczytała mu ją. Oczywiście Terrik i Erkiran także
mieli wgląd na pismo. Riven opisał w nim sytuację oraz o co
chodziło, także Aranel miał ogólne pojęcie o całej sprawie.
Teraz tylko nocami siedział na balkonie i czekał na przybycie
partnera oraz na nowe wieści. A rozmowy z Kareną, kobietą, która
wiedziała o nim wszystko i była doświadczona, będą mu bardzo
pomocne po powrocie małżonka. Pożegnał się, a później już
tylko wsłuchiwał w oddalający się odgłos końskich kopyt.
Dłoń na ramieniu
dodała mu otuchy.
– Wspaniała kobieta
– powiedział Terrik.
–
Cudowna.
Wróćmy do środka, mam do nadrobienia pracę u zielarza. –
Pokochał to zajęcie. Co z tego, że był księciem i nie powinien
się zajmować takimi rzeczami? Przecież zanudziłby się na śmierć,
a nie był w stanie trudnić się pracą z dokumentami, jak to robił
Melisi, do której potrzebne były oczy.
Ledwie
zawrócili ku wejściu do pałacu, po drodze odpowiadając na
pozdrowienia dam dworu, jakie spacerowały po dziedzińcu i innych
ludzi, a za plecami rozległ się hałas. Przystanęli, nie wiedząc,
co się dzieje.
– Konie? Czyżby
zawrócili?
– To nie oni,
Terriku. – Rozpoznał po odgłosie liczbę zwierząt.
– Masz rację, to nie
twoja była niania, to ktoś znacznie ważniejszy.
*~~*~~*
Widział
go. Stał wraz z Melisim u wrót budowli, taki piękny. Tak bardzo
się za nim stęsknił. Rozstanie wskazało mu drogę do uczuć i do
tego, co robić. Powrotna podróż dała im się we znaki. Kilka dni,
a okazały się cięższe niż te wcześniejsze, gdyż wracali i nie
mogli się doczekać bycia z tymi, których zostawili. Wszystko się
ułożyło tak, jak chcieli. Jeszcze tylko ma przyjść decyzja króla
Adantina, ale trzech podróżnych było dobrej myśli, że winni
zostaną ukarani.
Zatrzymali konie na
placu, a on zeskoczył z Anwara, jakby był piórkiem. Zostawił broń
i podbiegł do Aranela.
– Wróciliśmy,
kochany. – Ujrzał radość na twarzy męża, a w tych zawsze
pustych oczach pojawiły się łzy.
–
Riven.
– Co za cudowna chwila. Pożegnał się z przyjaciółką, a w
nagrodę dostał tę wyczekiwaną osobę.
–
Tak,
to ja. – Objął lico partnera swymi gorącymi dłońmi, kątem oka
widząc, jak Terrik rzuca się na Galdora, a Asmand rozgląda w
poszukiwaniu tego młodego chłopaka. Ale i tak w centrum jego uwagi
był Aranel, do którego ust pochylił się i złożył wytęskniony
pocałunek, a mąż wpierw zaskoczony po chwili oddał pieszczotę
warg, czerwieniejąc na policzkach.
Aranel
opuścił kij i chwycił za koszulę na piersi męża, delektując
się pocałunkiem i tym, że nareszcie znów byli razem, a
postanowienia, jakie powziął, będą mogły się urzeczywistnić.
Bardzo tego chciał i wielu innych rzeczy też. Rzeczy, na myśl
których ogarniał go wstyd. Lecz odrzucił te myśli, ciesząc się
obecnością męża.
HURRA!!!!!!!!! A już myślałam, że będę musiała czekać na rozdział do powrotu z pracy... Jest cudowny, fantastyczny, rewelacyjny :) Tyle się w nim działo, że dosłownie go "połknęłam". I będę miała o czym myśleć w pracy. I naturalnie już nie mogę doczekać się następnej notki. Przepraszam że tak krótko, ale muszę lecieć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Piękny rozdział.
OdpowiedzUsuńAj jak się cieszę że Riven bezpiecznie wrócił do domu i do Aranela.
No i jednak jego ojciec wcale nie jest taki zły czyż nie? W ogóle podobał mi się też moment przesłuchania. W końcu dostali to na co zasłużyli a Asmand otrzymał drugą szansę. Być może z Erkim ułożą sobie odpowiednio życie. Zasłużył na to po tych wszystkich przejściach. No i pewnie jeszcze pokażesz ślub Terricka. Ale ja dzisiaj wyprzedzam naprzód, ale nie dziw się. Po prostu pokochałam to opowiadanie i czyta się je jednym tchem. Mam też nadzieję, że Aranel przełamie się i przeżyją wspólnie noc. Podoba mi sie też przybycie ukochanej niani Aranela. Szkoda że nie została z nim na zawsze, ale jej nieobecność pomogła mu przywyknąć do nowego miejsca. Mam nadzieję że tydzień zleci bardzo szybko, gdyż czekam na nowy rozdział!!
pozdrawiam.
JEST!!!!
OdpowiedzUsuńWreście wrócili ;) Cudownie, wszystko idzie ku dobremu :)
Riven i Aranel......Są tacy słodcy *o*
Erki szykuj się, Asmand chcę z tobą spędzić reszte życia :D
Dopiero teraz komentuje bo godzine temu dopiero wruciłam ze szkoły -.- Bosze...pochlastam się -.- Przed chwilą co były wakacje kurde ;_;
Życze dużo weny i czekam do nastepnego tygodnia na 23 rozdział. Jea! :3
Papatki ^^
Aż nie wiem co powiedzieć. Fabuła wraz z każdym rozdziałem coraz bardziej mnie zaskakuje. Dawno nie czytałam tak dobrego opowiadania. :)
OdpowiedzUsuńBardzo ladnie, milo i przyjemnie. Myslalam ze rozciagniesz i do domu wroca dopiero w naszepnym rozdziale ale dobrze ze tak nie zrobilas bo byloby za dlugo. Teraz tylko wyczekiwac nastepnego wtorku i zobaczyc ktora parka jako pierwsza "przypieczetuje" ten powrot ;). Już się nie mogę doczekac. To do nastepnego!
OdpowiedzUsuńStrasznie się cieszę, że wrócili do zamku, cali i zdrowi. A ta scena powrotu była po prostu rozczulająca... :) W sumie rozdział lekki i jak dla mnie za krótki ;p Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy ;** weeny :)
OdpowiedzUsuńYes! Jednak Yav żyje! Wiedziałam, że moja kobieca intuicja jest jakaś lewa! <3
OdpowiedzUsuńMiędzy zadaniem z biologii i zadaniem z matmy przybiegłam napisać krótki komentarz :) Jestem zaskoczona (ale nie zmartwiona ;), że książę i jego kompani tak szybko wrócili z wyprawy. Trochę szkoda, że Riven nie spotkał Kareny. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, myślę o bohaterach przez cały tydzień i zadręczam kolegę streszczeniami twoich opowiadań ^^ Cierpliwy jest, mam nadzieję :) Pozdrawiam cię ciepło spomiędzy podręczników rozszerzonej chemii i biologii, brr.
OdpowiedzUsuńOj nie martw się, nie jesteś w tym osamotniona :) Chemia jest straszna wraz z fizyką i matmą ;_;
UsuńŻyczę miłej nauki :D
Świetne opowiadanie. Moim zdanie jest lekkie i przyjemne przez co dobrze się je czyta.
OdpowiedzUsuńCo do tego rozdziału to bardzo mi się podoba. Szczególnie scena powrotu. Riven i Aranel w końcu się spotkali po długiej rozłące i wtulili się w siebie stęsknieni. To było niezwykle subtelne, ale przez to urocze i takie niewinne.
Uwielbiam tą historię i z (nie)cierpliwością czekam na kolejny wtorek, żeby móc dalej czytać.
Pozdrawiam- Desire
Xoxoxo
Moja droga cudowna Luano !! Więc .. piszesz zajefantasycznie !
OdpowiedzUsuńPostacie są jakby żywe, a romans wpleciony w porywającą historię jest świetny!
Tyle od mnie! WENY :D
Sue-chan
Jak to się dzieje, ze każde Twoje opowiadanie uważam za lepsze od poprzedniego, przy czym ostatnio czytane wydaje mi się doskonałe? Jeśli śnię o Twoich bohaterach, to zbyt niewielka rekomendacja, to muszę przyznać, że marzę o nich również na jawie... Wyobrażam sobie, jak potoczą się ich losy.... Jeśli to nie jest dostateczną rekomendacją, to mówię do męża: Odczep się, muszę teraz poprawić prace do gazetki. Od wtorku do wtorku jestem twoja, ale we wtorek poprawiam gazetkę szkolną." Kłamię oczywiście... To ja pisałam, że nie wiem jak wytrzymam bez Twoich opowiadań przez wakacje, skoro będę za granicą naszego kraju. Cóż, wytrzymałam, przeczytałam na telefonie i ...niecierpliwie czekam, co zdarzy się dalej.. Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuń)
Kochana kiedy dodasz rozdział?
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, w zasadzie wszystko się wyjaśniło... no i Riven, Galdor oraz Asmand wracają już do tych za którymi tęsknią... bardzo mi się podobała postawa Asmanda... Aranel pożegnał Karene,a przywitał Rivena, a gdzie jest Erki? Powinien przywitać Delethra...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Ooo az robi sie sie tak miło . na ich widok.... Teraz ide spać ( mam szkołe) i bede wracać do tego momentu <3
OdpowiedzUsuńW szkole chyba sie nie skupie na nauce bo bede zamyślona tym opowiadaniem... Kocham Cię...i towje opowiadania...
Nie chce iśc spac , chce czytać ale musze iść do szkoły ( masakra)..szkoda że lektury szkole nie są az takie ciekawe jak to a nie jakis hłam ...
Nie mofe sie doczekać powrotu do domu a teraz żegnam z uśmiechem na twarzy :D
Ps jak zaczela czytac twoje opowiadania od razu zmienil mi sie charakter .. Jestem taka promienna i usmiechnięta haha :D az milo...
Pozdrawiam~Shizuo