Dziś spóźniony rozdział, ale do północy zdążyłam, by go dać 27. :DD
Dziękuję za komentarze. Wszystkie czytam, ale leń bierze, żeby na nie odpisywać.
Dajecie mi adresy do Waszych blogów, wybaczcie, ale ostatnio nie czytam blogów poza tymi już mi znanymi, a i też je zaczynam zaniedbywać.
Życzę miłego czytania. ^^
Ogień
w ognisku płonął żywo,
dając nie tylko światło, ale i ciepło. Noce w Elros w porównaniu
z Lorin były dość chłodne. Czterech mężczyzn siedziało
skupionych wokół paleniska, a jeden z nich wesoło opowiadał
historię swego życia, racząc się przy tym jakimś mocnym
trunkiem, który wprowadzał go w stan upojenia. Oczywiście pełen
uprzejmości nieznajomy najpierw chciał poczęstować swoich
wybawicieli, ale ci odmówili mu i powiedzieli, żeby sobie nie
przeszkadzał.
Asmand
nadal bacznie go obserwował. Wiele razy był świadkiem sytuacji,
kiedy złodziej udawał pijanego, a jego nowi kompani tracili
czujność, budząc się rankiem bez leita przy duszy. Sądząc po
zapachu tego, co mężczyzna pił, musiał to być trunek pędzony na
ziemiach Losland. Zdarzyło mu się smakować mareo i obiecał sobie,
że nigdy więcej tego nie skosztuje. Dwa dni umierał po wypiciu
kilku łyków. Cóż, widać ten człowiek był już wprawiony w
pochłanianiu trunku.
– Ja naprawdę panom
jestem winien podziękowania – mamrotał człowieczek.
–
Niech
pan powie, dokąd się pan wybierał. – Riven napił się wody z
bukłaka.
–
Ja?
Panoczki kochane. Przede mną daleka droga. Ojciec się zamartwia, że
jego plan się nie powodzi. Mówiłem mu, że ja się tym zajmę, ale
on nie zgodził się na to, mówiąc, że jestem głupi i
nierozważny. Ale ja – przerwał, pociągając z glinianej butelki
solidny łyk marea – taki nie jestem. Wiem, co robić. Niestety,
tatuś wolał odnaleźć tego… jak mu tam... Człowiek nigdy nie
przedstawiał się prawdziwym nazwiskiem. Można go było odnaleźć,
szukając Szarego Wilka. Trunek się kończy.
Asmand drgnął i
niepokój rozlał się po jego piersi. Czyżby sprawa okazała się
prostsza niż przypuszczał?
– Chciał odnaleźć
tego Szarego Wilka, po co? – Zawrócił mężczyznę na właściwe
myślenie.
–
Co?
A tak, chciał go odnaleźć, żeby załatwił jakiegoś księcia.
Dopiero niedawno dowiedziałem się, kogo. Niestety, ten człowiek do
tej pory nic nie zrobił, a tygodnie mijają jeden za drugim.
Zaproponowałem ojczulkowi, że się tym zajmę, już niejednego
załatwiłem – mówił tak, jakby się chwalił. – Zgodził się
i dostanę dom na własność, o ile zabiję tego...
–
Szarego
Wilka?
– podpowiedział Yavetil, zaczynając kojarzyć fakty szczególnie
łatwo, od kiedy patrzył na twarz Delretha.
– W
Antiri posługuje się jakimś nazwiskiem. – Zmarszczył brwi,
jakby usiłując sobie coś przypomnieć. Widać, że po pijanemu
ciężko mu się myślało. – Nieważne. W każdym razie
przygotowałem sobie wszystko, aby zabić tego kogoś i
srebrnowłosego księcia.
Riven
miał ochotę dopaść mężczyznę, zacisnąć rękę na jego gardle
i wydrzeć z niego wszystko, co na ten temat wiedział, lecz Asmand
odczytał jego intencje i powstrzymał go przed nierozważnym
krokiem. Niczego się wszak nie dowiedzą, jeśli Riven go zaatakuje.
–
Dlaczego
twój ojciec chce zabić tego księcia? – spytał Delreth, wbijając
w niego swe przenikliwe oczy.
– O
to trzeba pytać ojca. Ale z tego, co podsłuchałem, chodzi o
ziemię. Ma plany z kimś z Losland.
Riven poderwał się na
równe nogi i odszedł od ogniska. Po chwili dołączył do niego
Asmand.
– O
ziemię? Chcą zabić Aranela, bo chodzi o ziemię? Ale co Aranel ma
z tym wspólnego?
–
Książę,
wszystkiego się dowiemy już niedługo. Wątpię, by ten tu znał
prawdę. Jak się postaramy i popędzimy konie, to gdy minie
południe, wjedziemy do Noir. A ten człowiek będzie dobrym
przetargiem w rozmowie. Ponadto dzięki niemu wiemy, że ten ktoś na
razie wysłał swego syna, po nim będą inni. Dlatego nie ma co
zwlekać.
–
Tylko
co zrobimy, jak poznamy prawdę? – zapytał Saeros, opierając się
o drzewo.
–
Nasza
podróż jednak potrwa dłużej, jeżeli ktoś z Losland brał w tym
udział. Pojedziemy do Quentar i poprosimy o audiencję u króla
Margili. W sumie ty, panie. Ja jestem za bardzo znany w tamtej
krainie.
– Tak? Czemuż to?
Zabiłeś tam zbyt wiele osób? – zadrwił książę.
– Poniekąd. Pochodzę
z Quentar.
– Jesteś
Loslandczykiem – stwierdził. – Można się było domyślić po
twoich rysach twarzy.
– Jestem. Wróćmy do
ogniska. Chcę dowiedzieć się kilku rzeczy, zanim nasz pijaczyna
zaśnie. – Nie czekał, aż książę pozwoli mu odejść. Przecież
tutaj byli równi.
*~~*~~*
Mężczyzna
przebudził się i skrzywił, chroniąc oczy przed ostrym światłem.
Chciał się poruszyć, ale nie mógł. Otworzył więc oczy i
stwierdził, że jest wczesny poranek, a polanę oświetlają
promienie wschodzącego słońca.
–
Obudziłeś
się, doskonale. Możemy
wyruszyć – syknął Riven, stojąc nad mężczyzną.
– Dlaczego jestem
związany?
Riven obrzucił
wzrokiem więzy, jakie leżący człowiek miał na rękach.
– Po ognistym wypitku
masz bardzo długi język. – Dołączył do nich Asmand i szarpnął
swoim niedoszłym zabójcą, by ten się podniósł.
–
Kim
wy jesteście? – zapytał przestraszony nowy
przyjaciel.
–
Pamiętasz
Szarego Wilka? To ja – szepnął złowrogo Delreth,
popychając go ku jego koniowi. Wcześniej wszelką broń ukrył u
siebie.
– Jak to ty? –
Potknął się o kamień i omal nie upadł.
–
Jedziemy
właśnie na spotkanie z twoim ojcem – poinformował go Yavetil,
wskakując na swego konia. – Będziesz doskonałą kartą
przetargową.
–
Zobaczymy,
jak dużo znaczysz dla swego staruszka. A tak w ogóle, to jestem
Riven Saeros. Książę Saeros, mąż srebrnowłosego. I wiedz, że
gdyby nie ten facet z czerwonymi włosami, już byś wąchał kwiatki
od spodu. Nikt, podkreślam nikt, nie ma prawa podnieść ręki na
mego małżonka! Jak to zrobi, będzie miał ze mną do czynienia!
Wdrapuj się na swoją chabetę i wracamy do twego domu. Wybacz, ty
wracasz z niemiłymi wieściami.
–
Ależ
panowie, możemy się jakoś dogadać. Rozwiążcie mi ręce. Sznury
są za ciasne. Porozmawiam z ojcem i dam gwarancję, że nikt więcej
nie ucierpi. – Płaszczyła się marna podróbka mężczyzny.
–
Całe
szczęście, jeszcze nikt nie ucierpiał, ale ty możesz być
pierwszy. – As wyciągnął sztylet i przyłożył go do gardła
skacowanego pijaczyny. – Wsiadaj na konia albo powleczemy cię za
nim. Nadążysz galopem?
–
Dobrze,
panie, już dobrze. – Trzęsącymi się, związanymi razem dłońmi
złapał za łęk, a stopę umieścił w strzemieniu, z trudem
wspinając się na grzbiet zwierzęcia.
–
Żadnych
sztuczek, bo cię dopadnę i nie będziesz w stanie złapać oddechu,
a pożegnasz się z życiem. Będziesz grzeczny, to dojedziesz cało
do domu. – Delreth przesunął ostrzem po ubraniu mężczyzny. –
Taki tchórz wyruszył, by mnie zabić? Podejrzewam, że ojciec
wysłał cię tylko na przeszpiegi. Wróciłbyś, powiedział, co i
jak, a potem prawdziwy zabójca zająłby twoje miejsce. Na szczęście
nie dopuścimy do tego. Trzymaj się mocno.
– Ja... chciałbym na
stronę.
– Lej w spodnie –
powiedział Asmand i zostawił wystraszonego człowieka.
Po raz pierwszy Riven
stwierdził, że cieszy się, iż jedzie u boku Delretha. Mężczyzna
powstrzymał go przed niechybnym morderstwem i jest w stanie
rozpoznać wszelkie zagrożenie. Zresztą Galdor pod tym względem
też był bardzo dobry.
Jakiś
czas później pędzili, ile sił w końskich nogach, aby jak
najszybciej dotrzeć do Noir. Każda chwila jest ważna, żeby
ochronić Aranela i poznać odpowiedzi na pytania, a tych zbierało
się coraz więcej.
*~~*~~*
– Mój drogi
chłopcze. – Zielarz traktował Aranela bardziej jak swego syna, a
nie księcia. – Miłość rzadko kiedy przychodzi nagle. Czasami
trzeba miesięcy, nieraz lat, ażeby się zbudziła.
Książę odłożył
pęk suszonych ziół i zapytał:
– A
skąd mam wiedzieć, czy ona jest, Haialdarze? Dla osoby, która zna
uczucie, może łatwo jest ją rozpoznać, ale dla kogoś dopiero
zapoznającego się z tą częścią życia przegapienie tego wydaje
się możliwe.
Zielarz usiadł
spokojnie przy swoim księciu. Wyraźnie rozpoznawał oznaki zaufania
młodzieńca. Aranel potrzebował poczuć ojcowskie uczucia i odbyć
ważne rozmowy.
–
Wydaje
ci się, że to przegapisz. Zaręczam, młodzieńcze, iż będziesz
wiedział, co to miłość. Być może już wiesz. Zastanów się, co
czujesz w chwilach, kiedy jesteś z mężem blisko. – Widząc
postępujące rumieńce u Aranela, odkaszlnął. – Miałem na myśli
samą obecność.
Adantin
zakłopotany, że tak wyraźnie było widać, o czym pomyślał,
wziął do rąk kolejne gałązki alqu, ziela leczącego
przeziębienia, a następnie zaczął je związywać sznurkiem.
– Rozumiem,
Haialdarze.
–
Opowiem
ci coś. Gdy byłem w twoim wieku, mój ojciec chciał, bym ożenił
się z pewną szlachcianką. – Starszy mężczyzna powrócił do
wieszania przy suficie przygotowanych już pęków roślin. – Nie
chciałem tego. Sam miałem na oku inną pannę, ale nie miałem
wyjścia. Ślub odbył się szybko, jako że nie byłem nisko
urodzony, nikt się temu nie sprzeciwił. Oboje z małżonką nie
lubiliśmy się. Częste kłótnie nie wróżyły dobrego związku.
Mijały tygodnie, miesiące. Na świat przyszedł nasz pierwszy syn,
teraz jest już dorosły, ma dwadzieścia trzy wiosny. Nawet nie
wiedzieliśmy z małżonką, że zbliżamy się do siebie.
Przebywanie razem sprawiło, że zaczęliśmy się szanować,
przywiązywać do siebie, z czasem się pokochaliśmy. Dziś mamy
siedmioro dzieci i dwoje wnucząt. Nadal, po tylu latach, kocham ją.
Nie wiem, jakie moje życie byłoby bez niej, ale to nie ma
znaczenia, na pewno tkwiłoby w martwym punkcie. Teraz jest dobrze i
nie mogłoby być lepiej, młodzieńcze.
Aranel
słuchał tego, będąc pewnym, że spędziłby życie samotnie. Nikt
nie zechciałby ślepego księcia. Riven nie był zły. Z początku
obaj traktowali się chłodno, ale teraz było coraz lepiej. Nie czuł
już złości na ten cały pakt, jaki zawarli ich ojcowie, albowiem
to dało mu szansę na coś, co jak sądził, że nigdy nie nastąpi.
Przecież mógł trafić gorzej. Riven mógł być złym człowiekiem,
traktować go jak rzecz. Chyba zacznie dziękować za niego bogom. Za
zmianę, jaka się dokonała i prosić, żeby jak najszybciej do
niego wrócił.
*~~*~~*
Mury
Noir powitały ich kolorowym widokiem. Każda ściana budynku
przyozdobiona była barwnymi rysunkami lub roślinnością. Riven
słyszał z opowieści, że to bardzo różnobarwne miasto, lecz
dopiero dzisiaj mógł się przekonać o tym na własne oczy. Gdyby
był tu jego mąż,
opowiadałby mu o tym, co widzi. Po ulicach krążyli uśmiechnięci
ludzie, pozdrawiając się wzajemnie, jakby nie mieli trosk.
– Tu jest tak zawsze,
Ermoth? – Udało im się wydrzeć od niedoszłego zabójcy, jak ma
na imię.
–
Jest.
Udają, że życie wśród kolorów będzie łatwiejsze. Sądzą, że
wielobarwne spódnice kobiet, mury i męskie koszule przyciągną
gości, którzy przyjadą się tu zabawić i zostawić leity.
–
Widzę,
że mają rację, patrząc na wielu przechodniów. Widzę nawet
Kavorczyków. Ich długie nosy i spiczaste uszy ciężko przegapić.
– Są też
Iensaurczycy, ludzie gór – dodał Asmand.
– O tak, są. Oni
zostawiają najwięcej kruszcu. Noir to zbieranina różnych
osobowości. Miasto przygraniczne. Wychowałem się tutaj, więc wiem
– powiedział Ermoth z dumą, jakby zapominając, że jest więziony
przez trzech mężczyzn.
–
Powiedz
lepiej, gdzie znajdziemy twego ojca i nie kłam, o ile ci życie miłe
– odezwał się Galdor, a dla podkreślenia ostatnich słów
położył dłoń na rękojeści krótkiego miecza.
–
Musimy
dojechać do rynku, panie, a potem powiem, co dalej.
Ludzie
schodzili im z drogi, kiedy konie stąpały po kocich łbach trochę
zmęczone długą drogą, wszak od rana mieli tylko jeden postój.
Niektórzy ciekawie patrzyli na podróżnych, inni wyglądali, jakby
wywęszyli nowy zarobek, ale byli i tacy, którzy nie zwracali uwagi
na nowych, będąc już przyzwyczajeni do obcych.
Rynek
okazał się wielkim placem, pośrodku którego stały przekupki z
bukietami kwiatów i nawoływały do ich kupna,
obiecując, że tanio sprzedadzą swój towar.
Yavetil pomyślał o
dniu, kiedy dał Terrikowi kwiaty i oświadczył mu się. Nie mógł
się doczekać ich ślubu. Jak wróci, od razu zaciągnie go do króla
i poinformuje oficjalnie władcę o planach.
Ermoth
poprowadził ich uliczkami kawałek poza miasto do miejsca, gdzie
swoje domy mieli bogaci mieszczanie. Każdy z nich zbudowany z
kamienia był bogato ozdobiony i wyglądało na to, że poszczególni
właściciele domostw walczyli w tym względzie ze sobą. Riven nie
rozumiał tego, ale i nie komentował. Jedyne, co go interesowało,
to spotkanie z człowiekiem, który kazał zabić jego męża.
Zatrzymali się na
podwórzu przed budynkiem otoczonym kwiatami, które ustawione były
w szerokich donicach wzdłuż ścian. Z pewnością były pod opieką
kobiety, którą mogła być pani domu lub służąca. Podróżnicy z
Lorin nie wątpili, że nie ma tu służby. W takich domach zawsze
była.
–
Ojciec
jest w domu – powiedział Ermoth, wyglądając na bryczkę, którą
jeździł jego rodzic.
–
Doskonale.
Wejdziesz i przedstawisz nas jako zainteresowanych kupnem tego domu
lub po prostu tam wejdziemy. – Asmand miał na głowie kaptur, bo
nie chciał, aby mężczyzna zbyt wcześnie go rozpoznał. – Nie
zdradź się niczym, inaczej wiesz, co ci grozi. Chcemy z twoim ojcem
porozmawiać bez służby, twojej matki i innych świadków.
–
Wejdźcie,
panowie. – Drżącymi dłońmi otworzył drzwi, zapraszając
niechcianych gości do środka. Zaraz na ich powitanie przyszedł
służący, z trudem ukrywając zaskoczenie widokiem przybyłych
podróżników.
– Galdi, gdzie jest
mój ojciec?
– Jak zwykle w swoich
komnatach, paniczu. Pana mama wybrała się do przyjaciółki.
– Musimy porozmawiać
z moim ojcem, nie przeszkadzaj nam.
– Dobrze, paniczu.
Asmand
uważnie obserwował otoczenie. Nikt po domu się nie kręcił poza
tym służącym, co im sprzyjało. Poszedł za pozostałymi
towarzyszami, już uśmiechając się w duchu na wyraz twarzy
mężczyzny, który go wynajął.
*~~*~~*
Trudno mu było
wytrzymać kolejny dzień bez Asmanda. Przez ten krótki okres
przyzwyczaił się do niego. Tym bardziej, że serce na samą myśli
o nim szalało w piersi. Wcześniej nawet nie pomyślał, że
znajdzie się ktoś taki w jego życiu. Asmand był piękny, cudowny
i doskonale się kochał. Nie, żeby Erki miał jakieś doświadczenia
w tym względzie. Po prostu był to dla niego mężczyzna idealny,
pomimo licznych wad.
Szedł
sobie ścieżką po królewskich ogrodach i błądził oczami oraz
myślami w obłokach. Nie zwracał uwagi na pracujących ogrodników,
dopóki na jednego nie wpadł.
–
Uważaj,
chłopcze, jak chodzisz! Podepczesz kwiaty i przy okazji mnie
zabijesz! Kim ty w ogóle jesteś?! – Ogrodnik, mężczyzna w sile
wieku, naskoczył na Ladrimę. – Uważaj, bo zawołam straże.
– Aaa... ale ja tylko
przechodziłem, przepraszam. Nie ma co się rozjuszać.
– A kto tu się
rozjusza?! To ty włazisz, gdzie...
Nieopodal siedzący na
ławeczce Aranel usłyszał wrzaski, wziął swój kij i skierował
się w stronę głosów. Jeden rozpoznał i gdy głosy były już
blisko, odezwał się:
– Co tu się dzieje?
– Panie, wybacz, ale
ten młodzik...
– Kim ty jesteś? –
zapytał nieznajomego Adantin.
– Ogrodnikiem, jednym
z kilku, książę. Ten młodzik chciał zdeptać kwiaty...
– Nie chciałem nic
deptać – wtrącił Erkiran. – Szedłem ścieżką, zamyśliłem
się i wpadłem na tego człowieka. Przeprosiłem, a ten na mnie
wrzeszczy.
–
Erkiranie,
dotrzymaj mi towarzystwa, a pan niech wraca do pracy i będzie
uprzejmy w stosunku do innych – powiedział twardo książę.
Czując, że Erki stanął u jego boku, zwrócił się do niego: –
Mam nadzieję, że masz czas.
–
Mam,
dopóki mnie nie zawołają. Zrobiłem, co miałem zrobić, a że
nikt nie zabraniał mi przebywania w ogrodach, wybrałem się na
przechadzkę, więc z radością dotrzymam ci towarzystwa, panie.
– Jak podasz mi swoje
ramię, przejdziemy się w stronę stawu. Bez swojej osobistej służki
nie chodzę tam, łatwo się potknąć.
– Ze mną czujesz się
bezpiecznie, panie? – Podał mu swoje ramię.
–
Odnoszę
wrażenie, że mogę ci ufać. Poza tym, łączą nas nasi panowie.
– Właśnie jeden z
nich był obiektem moich myśli.
–
Pan
Delreth. Przyznam, że wzbudza mój niepokój. – Aranel uśmiechnął
się nieśmiało. Szli wolno, delektując się przestrzenią, jakiej
księciu nie dawały pałacowe mury. Odnosił wrażenie, że w Erkim
zaczynał odnajdywać bratnią duszę.
–
Mój
też wzbudzał. Wiem, kim jest i mam nadzieję, że nie będzie już
tego robił. Asmand jest bardzo tajemniczy i może pewnego dnia
dowiem się, dlaczego zaczął zabijać. Poznam jego przeszłość.
– Nie pytałeś?
–
Nie
było czasu. Właściwie to pierwszy raz kochaliśmy się tej nocy, w
której powstrzymałem... – urwał i zawstydzony spojrzał na
Aranela. – Przepraszam. Przy tobie, książę, rozwiązuje mi się
język.
– Dobrze mieć z kim
porozmawiać. – Czyli Erkiran też ma za sobą intymne
doświadczenia, a tylko on... nie liczył tamtej nocy bólu, ani
ostatniej, kiedy Riven... Ponownie poczuł gorąco na policzkach.
Musi przestać myśleć o takich rzeczach i nauczyć się nie być
tak zawstydzonym. Riven powiedziałby, że jest słodki.
Erkiran
z zafascynowaniem patrzył na księcia. Jego
mąż ma szczęście, mając u boku kogoś tak pięknego. Pokryte
czerwienią policzki, lśniące włosy i promieniejąca twarz dodają
mu wyglądu anioła. Jest księciem, a rozmawia ze mną, jak z równym
sobie. Nie ma nic cenniejszego, kiedy przyszły król ma dobre serce.
Był
dumny z siebie, że uratował mu życie.
Spacerowali jeszcze
długo, rozmawiając, głównie o trójce mężczyzn, którzy
wyruszyli w daleką drogę. Obu połączyła tęsknota za partnerem.
*~~*~~*
Mężczyzna z
siwiejącymi włosami podniósł na nich pytający wzrok, gdy weszli
do dużego pomieszczenia służącego za gabinet. Odłożył pióro i
zapytał:
– Ermoth, kim są ci
ludzie?
–
Tato,
ja... Oni są... – zacharczał, kiedy ręka Galdora przystawiła mu
sztylet do szyi.
Widząc
to, gospodarz zerwał się zza biurka i cofnął.
– Co tu się dzieje?!
– krzyknął.
–
Proszę
nie krzyczeć, o ile nie chce mieć pan tu kilku trupów. – Asmand
wystąpił na przód i zdjął kaptur, jego zimny wzrok przeszył
mężczyznę lodem. – Poznaje mnie pan, prawda? Miał pan okazję
zobaczyć moją twarz jako jedyna z osób, od których przyjąłem
zlecenie.
Asmand
stanął przed swym nowym „pracodawcą” z zasłoniętą twarzą
przez
nieodłączny kaptur chroniący w znacznej części jego wygląd.
– Natrudził się
pan, żeby mnie znaleźć. Czyżbym miał pozbawić życia kogoś
bardzo ważnego? Może ktoś pana okradł, a może grozi panu.
–
Nie
będę rozmawiał z kimś, kogo twarzy nie znam.
–
Dla
swego bezpieczeństwa zawsze ją skrywam. Moja praca nie polega na
zwykłych obowiązkach. Zabijam i nie ma w tym nic, czym mogę się
hołubić. Robię bardzo złe rzeczy. Rzeczy, za które czeka mnie
śmierć lub wieczność w więziennych lochach – powiedział
Asmand.
– Ty widzisz mnie,
jak chcę widzieć ciebie. Jestem wpływowym człowiekiem, jedno moje
słowo i nie istniejesz.
– Jedno moje
pociągnięcie ostrzem i okryje cię ziemia, panie.
–
Wiem,
kim jesteś, skąd pochodzisz. Wiem, kim była twoja pierwsza ofiara.
Wiem, że miałeś brata. I wiem, gdzie się przez jakiś czas
wychowywałeś. Musiało tam być bardzo ciężko, prawda? Chciałbyś
trafić w podobne miejsce? Pokaż twarz, inaczej mój krzyk
zaalarmuje moje straże i pożegnasz się z wolnością.
Asmand wiedział, że
mężczyzna to zrobi. Nie da rady kilku ludziom, pomimo swego
wyszkolenia w walce. Sama myśl o zamknięciu paraliżowała go. Ten
człowiek i tak poznał jego prawdziwą tożsamość, więc ujrzenie
jego twarzy nic nie zmieni. Sięgnął do materiału okrywającego
głowę i zsunął go na szyję.
Delreth
otrząsnął się od tego wspomnienia dość szybko. Przechylił
głowę,
nie spuszczając wzroku z przestraszonego człowieka.
–
Wyraźnie
widać, że pan się boi. Dlaczego? Był pan taki odważny? A już
wiem, chodzi o Ermotha? Spotkaliśmy go w drodze do Noir. Wszak, że
on jechał do Antirii, nie ma tu znaczenia. – Zaczął przechadzać
się po komnacie. – Postanowił zawrócić i nas ugościć.
– Czego chcesz i kim
oni są? – zapytał gospodarz.
Riven,
powstrzymując chęć mordu, wystąpił do przodu.
–
Książę
Saeros. Mąż mężczyzny, na którym miał zostać wykonany twój
wyrok, człowieku.
Oczy
starszego mężczyzny
rozszerzyły się w szoku.
– Ale ja nic...
– Masz pecha...
Właściwie jak się nazywasz? – spytał Saeros.
– Michgon. Perdun
Michgon – odpowiedział.
–
Perdun,
powiesz nam po dobroci, dlaczego mój mąż miał zginąć, czy mamy
sprawdzić, jak długo twój syn wytrzyma ból, jaki niewątpliwie go
spotka? Nie oszukujmy się, ale ściąganie żywcem skóry trochę
boli.
– Tato, nie pozwól
im.
– Zamknij się –
warknął Galdor.
Asmand
był pod wrażeniem słów Rivena. Sam Michgon na nie zadrżał.
Przemierzył pokój i schwycił mężczyznę za jego szaty. Rzucił
go na krzesło wyściełane drogim materiałem i pochylił się nad
nim.
–
Słyszałeś,
co książę z Lorin powiedział? Dlaczego i kto kazał ci to zrobić?
Nie wydaje mi się, by mieszczanin miał cel w pozbyciu się księcia
Aranela – zawarczał Delreth.
– Nic nie powiem. –
Wtedy rozległ się krzyk Ermotha, któremu Yavetil naciął na szyi
skórę, a po niej popłynęła stróżka krwi.
–
Tato,
powiedz im.
Mężczyzna
zacisnął zęby, przesuwając wzrokiem od Asmanda do syna i z
powrotem.
– Nic wam nie powiem!
–
Powiesz.
Wiesz, kim jestem – szepnął groźnie zabójca.
– Małym szczurem,
który nie potrafił zamordować głupiego księcia.
Słysząc
te słowa Riven odepchnął Asmanda i dopadł siedzącego mężczyznę.
Zacisnął mu rękę na chudej szyi, dusząc go.
– Pożegnasz się z
życiem, jeżeli nie wyjawisz prawdy.
Perdun
Michgon tym razem przeraził się nie tyle słów i tej ręki, ale
oczu księcia. Pałały tak wielką nienawiścią pomieszaną z
wściekłością i obiecywały ciężką oraz bolesną śmierć.
Czuł, że zaczął się dusić i złapał za dłoń Rivena, chcąc
ją od siebie odciągnąć.
–
Będziesz
mówił? – zapytał i puścił go dopiero, jak ten z trudem kiwnął
głową.
–
Wielu
nie chciało, żeby Lorin i Elros się połączyły w jedną krainę
– zaczął mówić mężczyzna, dotykając ostrożnie swojej szyi.
- Szlachcice i właściciele ziemscy nie chcą tego, gdyż wtedy
rządy obejmie bogatsza kraina. Pod rządami Lorin będziemy musieli
oddać swe prawa do ziemi im. Nie chcemy tego.
–
Kłamiesz!
Każdy głupi wie, że nawet połączenie krain nie zabiera ziem
mieszkańcom. Wręcz przeciwnie, nowe traktaty pozwalają na jej
zakup w dotąd niedostępnej krainie – powiedział Riven. – Znam
prawo. Nie na darmo król ojciec uczył mnie wszystkiego. Nie wierzę,
że o to chodzi. Kto ci tak kazał mówić?!
Mężczyzna
nie odezwał się, a wtedy Asmand podszedł do Ermotha i odebrał go
z rąk Galdora. Podprowadził syna gospodarza przed oczy ojca,
uderzył Ermotha tak mocno, że ten upadł na drewnianą podłogę.
– Zostawcie go!
– To mów prawdę!
Inaczej twój synek zostanie kaleką, o ile przeżyje! – Rozjuszony
Delreth miał już dość zabawy. Był głodny, zmęczony i
stęskniony za Erkim.
–
Tato,
powiedz im! – wystękał nosowo Ermoth, trzymając się za złamany
nos.
– Wszystko ukartował
pan z Saruy, z Losland! – padła odpowiedź.
Rozdział jak każdy rozdział cudowny.
OdpowiedzUsuńI znowu nie będę mogła się doczekać następnego rozdziału.
Pozdrawiam. :)
za bardzo nie moge pisać bo ręka prawa w gipsie ale chce powiedzieć, że świetny rozdział
OdpowiedzUsuńAa, teraz to dopiero zrobiło się ciekawie... Cały tydzień będę marzyła tylko o tym, żeby przeczytać kolejną notkę. A jak się sprząta pół dnia, to trzeba czymś zająć myśli, żeby czas szybciej zleciał :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No to robi się ciekawie.. Zastanawia mnie jak to się dalej potoczy.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i zapraszam do siebie.
http://nancyboyyaoi.blogspot.com/
http://love-is-to-difficult.blogspot.com/
http://lucky-stranger.blogspot.com/
O boziu... Znowu tydzien czekania :( !
OdpowiedzUsuńPrznajmniej jest na co czekac! ;)
Przyznam ze rozdzialik jak zwkle powala i w ogole jest cudowny. Pozostaje mi tylko wypatrywac tak oddalonego wtorku.
Mowac szczerze to Twoje opowiadanka sa jednym z jakze niewielu pocieszen w roku szkolnym, ktory się nieublaganie zbliza.
Lej w spodnie.....Zajebisty tekst :D Do tej pory się śmieje :3
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał. Taki tajemniczy, co uwielbiam. Wciąga czytelnika a o to właśnie chodzi.
Czekam z zacieszem na mordzie na kolejny rozdzialik ;3
Pozdrawiam i Papatki ;*
Jezu nie mogę się doczekać kolejnej części . :) Pisze na prawdę zajebiste opowiadania . Oby tak dalej !
OdpowiedzUsuńrozdział naprawdę zapierający dech w piersi. już za kilka dni szkoła!
OdpowiedzUsuńAj coraz bardziej trzymasz w napięciu kochana.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle genialny i warto było czekać. Już się wystraszyłam, gdy zobaczyłam komunikat, ale na szczęście strach był przedwczesny. Bo rozdział sie pojawił i to jaki. Nie spodziewałam się takiego rozwoju zakończenia. Szkoda tylko że Asmand zachował się brutalnie, ale nie miał wyjścia. Inaczej pewnie nie otrzymałby odpowiedzi na swoje pytania i to był jedyny sposób. Trochę za mało mi było Aranela w tym rozdziale. Strasznie go lubię i chyba nawet bardziej jak Rivena, chociaż to trudne. No, ale Riven też ma swoje zalety. Widać że to prawdziwy książę swoich włości i każdy musi liczyć się z jego zdaniem. Oczywiście też trzymam kciuki za Twoją nową powieść i liczę że powrócą dawne chęci.
pozdrawiam i ściskam mocno;*
Rozdział jak zwykle świetny.
OdpowiedzUsuńTylko szkoda, że wszyscy są daleko od swoich ukochanych i nie mogą zrobić z nimi niczego "niegrzecznego"
Chociaż z drugiej strony zaczynają się we mnie ujawniać jakieś chore pragnienia...
Tu trója sama...
I tu trójka sama...
Chyba nie powinnam myśleć...
Podam Ci adres mojego bloga, ale wątpię, że się nim zainteresujesz, bo to raczej slashe są http://akayashia.blogspot.com/
Na początku chcę strasznie, strasznie przeprosić, za ostatnie niekomentowanie rozdziałów, ale dopadł mnie komentarzowy leń ;-;
OdpowiedzUsuńAle wracam do rozdziału c: :
Szczerze mówiąc - wydaje mi się, że ta rozłąka dobrze na Nich wpłynie c: Bo jak zdążyłam zauważyć, Aranel z Erkim zaprzyjaźnili się jako tako, a Riven i Asmand darzą się minimalnym, ale jednak - zaufaniem : D
Nie wiem czemu, ale gdy czytałam ten rozdział, czułam się tak jakby unosiły mnie delikatne fale na wodzie...a przecież siedziałam na krześle xDD Też się troszkę wystraszyłam, gdy zobaczyłam komunikat, ale cały strach odleciał po jego przeczytaniu c:
Teraz jedynie zżera mnie od środka ciekawość co do następnego rozdziału i chęć jak najszybszego nadejścia 3 września *__* Ale na razie wystarczyć musi czytanie hehe :3
Jeszcze raz bardzo przepraszam, za brak komentarzy w poprzednich dwóch rozdziałach ;-; Ale już się poprawiam~! Heheh :D
Podam adres mojego bloga, choć sama sądzę, że nie piszę jeszcze najlepiej ^=^ : http://kimichi-shinigami.blogspot.com/
Pozdrawiam i weny życzę~!
Kimi~
Ko - cham !;)
OdpowiedzUsuńNie mogę sie doczekać następnego rozdziału !
I niech oni się w końcu spotkają ! :3
Jak dotąd piszesz najlepsze opowiadania jakie czytałam a uwierzył było ich sporo :D
Tęsknią za sobą jakie to kawai !
Bardzo mi się podoba tematyka i ogólnie wszystko ! ^^
Witam,
OdpowiedzUsuńdroga autorko rozdział jest fantastyczny.... bardzo szybko natrafili na ślad, który zaprowadził go do źródło, no nie do końca, ale już mają jakiś punkt zaczepienia.... podobał mi się Asmand i to jego zachowanie, jak widać bardzo zależy mu na znalezieniu człowieka, który za tym wszystkim stoi... trochę się dowiedzieliśmy o nim samym, no i tęskni za Erikm... więc darzy go bardzo silnym uczuciem...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Wybacz zaniedbanie, ale ostatnio czytam na komórce i nie chce mi się tam komentować ;P Ale już jestem. Metody zastosowane przez księcia i Delertha są nieco drastyczne... jednak skuteczne :) Historia zielarza była ciekawa i w ogóle podoba mi się pasja Aranela ^^ I jeszcze chciałam Ci powiedzieć, że tylko nowe rozdziały Połączonych stanowiły dla mnie orientację w dniach tygodnia, które zwykle na wakacjach się zlewają. W roku szkolnym nie będę potrzebować takiej pomocy, ale na notki będę czekać z jeszcze większą niecierpliwością, bo są pretekstem do olania całej góry zadań z chemii ;) Pozdrawiam gorąco
OdpowiedzUsuńWiem, miałam ostatnio dużego lenia. Wciągnęłam się w kolejną grę, tym razem zarywałam noce dla Skyrim i dlatego nie komentowałam rozdziałów. Ale już jestem, wszystkie rozdziały były cudne jak zawsze. I jak zawsze zakończyłaś rozdział w takim momencie, że ciekawość mnie aż zżera. Już niedługo dowiem się dlaczego Aranel miał zginąć. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i cieszę się, że będzie już jutro (mam nadzieję, że nie wypadnie Ci nic ważnego i rozdział będzie(: ). A Asmand... och, w tym to się zakochałam. Zazdroszczę Erkiranowi takiego faceta xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :*