Dziękuję za komentarze. ^^
– Nie
podoba mi się to – marudził Terrik. Pół leżał na szezlongu i
machał z nerwów stopą.
– Co
takiego?
– Ten
wasz wyjazd. Nie możecie posłać żołnierzy zamiast jechać we
trzech i to w dodatku ten dziwny człowiek omal nie zabił Aranela i
Rivena.
– Kochanie,
boisz się o mnie? – Yavetil ukucnął przed Terrikiem i położył
ręce na jego udach. Pochlebiało mu to, jak ten mężczyzna z
początku strachliwy, potem zimny za każdym razem otwierał się na
niego coraz bardziej. Teraz nawet zaczynał pozbywać się swojej
wielkiej dumy i nie uciekał przed publicznym pokazywaniem z kim jest
związany. A stało się to od chwili, kiedy biegł do medyka po
maść.
– O
ciebie? Przecież jesteś niezniszczalny. – Terrik nie nadawał się
do walk i takich tam rzeczy, więc nie będzie całej trójce
towarzyszył. Bał się, że rozstają się na wiele wschodów
księżyca.
– Będę
uważał, poza tym jestem wojownikiem. Dano mi do ręki broń zaraz
po urodzeniu, umiem się nią posługiwać. – Położył mu głowę
na udach, a na niej zaraz wylądowała ręka Terrika.
– Mój
wielki, dzielny żołnierz.
– Pokazałbym
ci jakiego mam żołnierza, ale muszę wracać do koszar. – Uniósł
głowę i poklepał kochanka po udzie.
– Twojego
żołnierza to ja już znam. I nie klep mnie, moje udo jest do
pieszczenia.
– Słodkie
udo. – Wstał i pochylił się, by złożyć pocałunek na policzku
partnera. – Muszę wszystko przygotować do drogi. – Od razu
spoważniał.
– Ja mam
spotkanie z królem i arystokratami. Co tygodniowe rozliczenia, umowy
i takie tam. – Terrik westchnął ciężko, ale nie podniósł się,
zdecydowany jeszcze chwilę odpocząć. Pożegnał ciepłym wzrokiem
kochanka.
*~~*~~*
Usiadł i
syknął, po czym ponownie opadł na poduszkę. Skutki tego co działo
się w nocy odczuwał dość boleśnie. Przechylił głowę na bok i
ujrzał wlepione w niego oczy Asmanda.
– Co się
gapisz?
– Boli? –
Asmand uśmiechnął się kpiąco.
– To
twoja zasługa.
– Nie
moja. Kto mi wszedł do łoża?
– A kto
mi wsadził... – Nie dokończył czerwieniejąc na policzkach. –
Nie śmiej się. – Uderzył go w ramię, kiedy kochanek uwolnił
swój długo powstrzymywany śmiech.
– Już
dobrze, dobrze. Wstawaj, miałeś iść do pracy, a słońce już
wysoko. Nie chcesz jej chyba teraz stracić.
Erkiran
zerwał się z łoża powstrzymując jęk i zebrał z podłogi koc,
którym się owinął.
– Muszę
się umyć i wrócić do domu, wziąć ubrania... – wyliczał
szukając wczorajszych rzeczy.
– Uciekasz.
– Delreth podszedł do niego całkiem nagi i Erki starał się nie
patrzeć na niego poniżej pasa, ale mu się to nie udało. Co nie
uszło uwadze mężczyzny. – Jest zmęczony po tym jak go
wymęczyłeś, nie bój się.
– Przestań,
zawstydzasz mnie. – W świetle dnia wyglądało wszystko inaczej i
gdy tylko pomyślał co wyprawiał, kiedy w tym miejscu panowała
ciemność zaczynał szybciej oddychać ze wstydu. Nagle znalazł się
w ramionach Asmanda.
– Zobaczymy
się później albo po powrocie.
– Liczę,
że wrócisz i nie uciekniesz. Będę czekał. – Erkiran pogłaskał
pierś kochanka. – Muszę iść. Ubiorę się i wykapię w domu.
Wolę nie psuć wody klientom gospody.
– Raczej
nie chcesz, aby wiedzieli co robiłeś w nocy. Nie przejmuj się.
Gospodarze są bardzo dyskretni, dlatego wybrałem to miejsce.
– Żałujesz,
że to zrobiliśmy? – Ladrim zmienił temat patrząc uważnie
w oczy wyższego mężczyzny.
– Nie
chciałem tego. Wiesz kim jestem.
– Ale...
– Daj mi
skończyć. Nie żałuję i mam nadzieję, że ty też nie. Gdy się
kochaliśmy nie miałem już wątpliwości.
– Co do
tego co robimy, czy do nas? Wybacz. Nie powinienem był pytać. –
Odsunął się i wdział na siebie spodnie.
– Nie
nadaję się do związku.
– Przeciwnie.
Nadajesz i zastanów się nad tym, bo ja bardzo bym chciał. – O
bogowie o czym on mówi? Nie może się zamknąć? Zarzucił na
siebie koszulę i naciągnął na nogi buty.
– Uciekasz.
– Chciał go zatrzymać. – Erki.
– Nie
uciekam. Tylko nie powinienem był pytać, to tak jakbym się
napraszał.
– Ależ
napraszaj się, napraszaj. – Chwycił go w ramiona i mocno
pocałował. – Teraz możesz uciekać. Przed podróżą chcę cię
zobaczyć – rzekł Asmand zanim go puścił.
– W nocy
było naprawdę wspaniale – powiedział Erkiran i będąc już
ubranym opuścił komnatę.
Asmand
podszedł do okna i wyjrzał przez nie. Chwilę później ujrzał
idącego chłopaka w stronę swojej dzielnicy. Naprawdę nie żałował
tej nocy i nie miał na myśli cielesnego połączenia z nim.
*~~*~~*
Po
odwiedzeniu pastwisk Riven i Aranel zatrzymali się przy ludziach
pracujących na polu zboża, a żniwa były już w pełni. Aranel
słyszał szelest koszonego zboża, latające wysoko na niebie
skowronki, które przyśpiewywały wesoło pracującym żniwiarzom,
gdzieś w trawach nieopodal grały świerszcze, a lekki wietrzyk
igrał sobie wśród tego wszystkiego. Młody książę kochał takie
chwile, a w połączeniu z ogrzewającym go słońcem, były
bezcenne. Wiedział, że jest obserwowany przez partnera i w
połączeniu ze wspomnieniami ponownie rumienił się, co skutecznie
zrzucał na coraz większy upał.
– Jak
miło widzieć wasze książęce mości. – Podszedł do nich jeden
z zarządców i ukłonił się. – Właśnie przygotowujemy się do
przerwy, kobiety już ustawiają mleko, wodę i jedzenie, może się
się do nas przyłączycie?
– Z
radością, Mardil, dotrzymamy wam towarzystwa. – Riven przyjął
zaproszenie, ponieważ odmawiając zrobiłby afront, a i lubił tych
ludzi. Za dobre traktowanie odwdzięczali się tym samym, chociaż
zdarzały się wyjątki, i można było wśród nich odpocząć oraz
nasłuchać się wielu opowieści jakie krążyły wśród ludzi od
wielu pokoleń. Poza tym widział podekscytowanie Aranela na słowa
zarządcy. Wielu innych książąt z pozostałych krain nie bratało
się tak z parobkami, ale nie Riven. On zawsze było blisko ludzi i
nie zamierzał tego zmieniać. Wiedział nawet komu ostatnio urodziło
się dziecko i kto w przyszłym miesiącu tuż po pełni księżyca
zawrze ślub. Znał tych ludzi i ich kochał.
– Chodź,
Aranelu usiądziemy na kocu, napijemy się zimnego mleka i wysłuchamy
wielu zabawnych historii.
Riven
zaprowadził męża na położony na ziemi koc w cieniu mendla
ułożonego z kilku snopów. Usiadł tak, żeby Aranel mógł się o
niego oprzeć, gdyby zechciał. Zaraz do rąk zostały im podane
gliniane kubki napełnione mlekiem, które było chłodzone w
ukrytych pod ziemią komorach.
Aranel
napił się i westchnął. To przypominało mu odwiedziny robotników
w czasach dzieciństwa, kiedy chodził na pola razem z mamą.
– Bardzo
dobre – powiedział. Słyszał, że więcej osób się do nich
przysiada i opowiadają ile jeszcze do wieczora wykoszą. Niektórzy,
szczególnie kobiety, chwalili jego urodę i podkreślali, jak bardzo
cieszą się, że ktoś tak dobry został mężem ich księcia. W
takich chwilach Adantin uśmiechał się i dziękował, że został
dobrze przyjęty do społeczności. Naprawdę zaczynał się tutaj
dobrze czuć, a było mu jeszcze lepiej na myśl, że pomiędzy nim i
Rivenem wszystko szło ku dobremu.
Natomiast
Riven był zadowolony, że jego mężowi podoba się wyprawa i
spędzany razem czas. Powinien zająć się swoimi obowiązkami, ale
zawsze mógł powiedzieć ojcu, że właśnie to robił. Przecież
dogląda prac polowych. Chciał ten dzień spędzić z mężem, gdyż
nie wiedział jak długo potrwa wyprawa i co może ich spotkać.
Mogli dać temu spokój, ale znał takich ludzi, nie poprzestaną na
jednej próbie zabicia, tylko będą próbować do skutku i pewnego
dnia może w mieście pojawić się ktoś, kto naprawdę dopnie swego
celu.
– Inelem
– zwrócił się do młodej dziewczyny, najgłośniejszej z
towarzystwa – opowiedz, tę historię, którą znasz od babki.
– Tą o
romantycznym porwaniu jej matki przez przyszłego małżonka, panie?
– Zdecydowanie
tą. – Rozsiadł się wygodnie i objął jedną ręką Aranela, by
ten mógł swobodnie oprzeć się o jego pierś, co mężczyzna
zrobił i był tak blisko, że Riven mógł czuć jego zapach
wymieszany teraz ze słońcem.
– To było
dawno, dawno temu... – zaczęła dziewczyna i wciągnęła
wszystkich w historię.
*~~*~~*
Erki wpadł
do domu w biegu ignorując szczypanie w strategicznym miejscu. Zastał
obu braci przy grze, którą sam zrobił. Za planszę służyła
kwadratowa tektura, pola do gry narysował skrobiąc po niej piórem,
a za pionki służyły guziki.
– Jedliście?
– Do tej
pory? Cały czas przygotowywałeś to przyjęcie? – zapytał Leto.
Erki miał
wrażenie, że chłopak wie, co on robił w nocy. Nie chciał go
okłamywać.
– Sądziłem,
że wrócisz z rana – kontynuował swoje śledztwo najstarszy z
braci, szczególnie gdy widział, że Erki ma założoną koszulę na
lewą stronę, a na szyi ślad po zębach.
– Nie
byłem w pałacu. To znaczy byłem, ale potem... – Usiadł powoli,
co upewniło Leteno w tym, co porabiał jego brat. – Muszę ci
wiele powiedzieć i nie wszystko ci się spodoba.
– Masz
swoje życie, nie jesteś dzieckiem i nie mam prawa cię kontrolować
– odpowiedział szybko.
– Ja nie
mam prawa cię okłamywać, jakbym robił coś złego. – Erkiran
spojrzał na Kala. – Proszę, zostaw nas samych.
Chłopiec
położył karty, które wyznaczały o ile pól do przodu może się
posunąć.
– Nie
będę was podsłuchiwał, ale nie rusz guzika, wiem, który jest na
jakim polu – zastrzegło dziecko i wyszło do pomieszczenia
sypialnego.
– Widzę,
że to poważna sprawa. – Leteno założył ręce na piersi. –
Byłeś z Delrethem, jak rozumiem?
– Byłem.
– Spałeś
z nim? Nie wypieraj się, chyba że ktoś inny cię tak oznaczył. –
Wyciągnął rękę i przesunął palcem po szyi brata.
– Tak, to
był on. Z tymże nie o tym chcę rozmawiać. Wcześniej zdarzyło
się coś więcej.
– Więcej,
niż to, że mój braciszek stracił cnotę? – Leto oparł się
łokciami o stół nachylając w stronę chłopaka. Starał się
ukryć swoje uczucia, co do tego czego się właśnie dowiedział.
– Asmand
jest kimś komu się płaci za zabicie kogoś.
– Domyśliłem
się, że to zabójca. Jak myślisz czemu chciałem, aby mi pomógł
odnaleźć morderców naszych rodziców? Wie czego szukać, jak.
– Nie
wiesz, co on tu robił...
Wiele czasu
później, gdy Erki poszedł się myć i myślał, jak ubłagać
kucharkę, by nie wyrzucała go z pracy, Leteno krążył po kuchni
próbując poukładać sobie wszystko w głowie. To co usłyszał,
było niewiarygodne. Do tego podziwiał brata za taką odwagę. Jego
samego niewiele obchodziły książęce tyłki, których on sam też
nie obchodził, w sumie przecież nie znali go, i zapewne nie
odwiódłby Delretha od wykonania zadania. To go coraz bardziej
upewniało w tym, że Erki ma lepsze serce od niego.
– Nadal
to roztrząsasz? – Ubrany w świeże ubrania Erkiran pojawił się
w kuchni.
– Trudno
przejść nad tym do porządku dziennego.
– Wiem.
Biegnę do pałacu.
– O
której wrócisz? Chciałbym wyjść wieczorem – poinformował
Leteno.
Erkiran
bardzo chciał się spotkać z Asmandem, ale wiedział, że nie może
więzić brata w domu z Kalem. Coraz bardziej frasowało go to, że
Kal nie chce wyjść z domu. Musi poszukać dla nich czterech ścian
gdzieś w mieście, ale to będzie zależało od tego, czy nadal ma
pracę.
– Wrócę
na czas. Tylko mam nadzieję, że nie idziesz do swoich kolegów,
którzy tak naprawdę nimi nie są.
– Erki,
ty mój głosie rozsądku – położył ręce na ramionach brata –
tym razem mam coś innego do załatwienia. Idź już. – Podał mu
kurtę i wypchnął za drzwi. – Kal, chodź dokończymy grę –
zawołał chłopaczka.
*~~*~~*
Wieczorem
nad miasto napłynęły chmury, ale z żadnej z nich nie spadła
kropla deszczu, co mogło ochłodzić trochę duszne powietrze, ale
Leteno to nie przeszkadzało. Skręcił z głównej ulicy w stronę
swego celu i zanim wszedł do budynku zastanowił się, czy naprawdę
chce o to prosić tego człowieka. Podjął decyzję tuż po wejściu
do gospody. Asmanda zobaczył od razu. Mężczyzna siedział przy
jednym ze stołów i pił piwo, jego oczy spoczęły na Leteno.
Chłopak podszedł do niego.
– Wiem,
kim jesteś – szepnął – nie przeszkadza mi to. Nawet lepiej, bo
ktoś taki jak ty wie co, gdzie i jak szukać kogoś kto zapadł się
pod ziemię.
– O co ty
mnie prosisz?
– Pomóż
mi znaleźć morderców moich rodziców.
Asmand
uniósł wysoko brwi słysząc prośbę. Nie tego się spodziewał.
Widząc go, bardziej oczekiwał, że obrzuci go plugastwami
wypominając sytuację z bratem. Tym bardziej, że domyślał się
jego tajemnicy.
– Pomóc?
Skąd mam wiedzieć, że mi się to opłaci?
– Jak nie
dla mnie, zrób to dla Erkiego – rzekł Leteno studiując twarz
mężczyzny. Sam nie odmówiłby mu spotkania w łożu.
– Skąd
wiesz, że dla niego coś zrobię?
– Będzie
to dowód, że ci na nim zależy lub nie.
– Fakt,
to dobry argument.
– Jaka
jest twoja decyzja? – zapytał Ladrim.
*~~*~~*
– I
dopiero teraz mi o tym mówisz?! – ryknął król Saeros. – Cały
dzień bawiłeś się z mężem w zwiedzanie pól, unikając
obowiązków i teraz wiem dlaczego! Jak śmiałeś nie powiedzieć,
że był na niego, w sumie na was, zamach!
– Wybacz,
ojcze. – Riven okazał skruchę opuszczając głowę w dół. Źle
zrobił nie informując wcześniej króla o całym zajściu, ale
musiał zwlekać z tym, ponieważ dzięki temu ojciec nie zdąży
przygotować wielkiej wyprawy. Trzech ludzi będzie mniej rzucało
się w oczy, niż pół kawalerii i więcej osiągnął.
– I cały
ten, morderca jest teraz na wolności i może ponownie wam zagrozić!
– Uderzył pięścią w biurko.
– Wierzę
mu.
– Wierzysz?
Zaczynasz nie myśleć nad konsekwencjami. Synu, jesteś księciem,
nie możesz od tak wyruszyć w nieznane i szukać... nawet nie wiesz
kogo.
– Pojadę
nie jako książę, tylko zwykły podróżnik, tak samo jak dowódca
Galdor. Poza tym jesteśmy doskonale wyszkoleni i damy sobie radę.
– To nie
przystoi księciu! – Nie ustępował król. – A ty nic nie
powiesz? – zwrócił się do Dantego Elesnara.
– Ciężko
mi się z nim nie zgodzić – mruknął Dante. Jego wielka postura
górowała nad oboma mężczyznami. – Trójka podróżników nie
będzie rzucać się w oczy.
– I
ufacie temu mordercy?!
– Nie
ojcze, ale jak powiedziałem wierzę mu. Proszę przekaż moje
obowiązki komuś innemu i nie zostawcie Aranela samego – poprosił.
– Sądzisz,
że pod twoją nieobecność, twój mąż zostanie odepchnięty?
Przecież to my go pierwsi przyjęliśmy, a ty...
– Tak,
ojcze, wybacz proszę. Nie to miałem na myśli.
– Naela,
skutecznie uprzyjemni mu dni. Odkryła, że twój mąż zna się na
kwiatach i ziołach – mówił Dante – także zielarz Haialdar
będzie miał dla niego zajęcie. Do tego nie są ważne oczy,
bardziej nos, a jak już zdążyłeś zauważyć, Adantin ma dar do
kwiatów. Zapewniam, że pół dnia spędzi pracując, o czym go
Naela poinformowała, jak tylko wróciliście do pałacu.
– Tak,
wiem, bardzo się ucieszył, jednakże nie chcę by się
zamartwiał...
– Synu,
on nie mieszka tu od dzisiaj, jest lubiany i każdy chętnie dotrzyma
mu towarzystwa – powiedział już spokojnie król. – I muszę
przyznać, że jestem dumny z ciebie. Obawiałem się tego związku i
twojej postawy. Tymczasem układa się wam, co mnie cieszy. Możecie
odjeść. Co do twojej wyprawy, synu, zgadzam się. – Odprawił obu
mężczyzn i zasiadł za biurkiem wyciągając czysty pergamin,
chciał napisać list do króla Adantina, że jego syn ma się
znakomicie i, że Riven dobrze się nim zajmuje.
*~~*~~*
Riven
wrócił do komnaty i zastał Aranela śpiącego. Cały dzień musiał
go zmęczyć, więc nie dziwił się mężowi. Zanim sam przygotował
się do snu sprawdził jeszcze spakowane rzeczy i powiódł wzrokiem
po twarzy partnera. Długo jej nie zobaczy. Droga do Noir nie potrwa
jeden dzień. Pochylił się nad mężem i ucałował go w czoło.
– Śpij...
kochanie. – I po raz pierwszy poczuł, że nie chce wyjeżdżać,
ale to był jego obowiązek, który na siebie narzucił. Nie mógł
ryzykować, kolejnego zabójcy na karku.
*~~*~~*
– Co
powiedziałeś? – zapytał Terrik odstawiając pusty kielich po
winie na parapet okna przy którym stał.
– Wiesz,
jak już weźmiemy ślub, będziesz idealną żoną – stwierdził
Yavetil prowokująco.
– Masz
mnie za kobietę w tym związku? – Zbliżył się do niego jak
drapieżnik. Galdor się cofnął, a on podążył za nim. Krok do
tyłu jednego oznaczał krok do przodu drugiego.
– Ostatnio
nawet twoje gesty przypominają płeć przeciwną. – Zatrzymał się
gdy natrafił na brzeg łoża i nie miał już drogi ucieczki.
– Jestem
mężczyzną nie kobietą i zaraz ci to pokażę. – Popchnął
Yavetila na pościel i łapiąc jego nadgarstki umieścił je nad
głową mężczyzny. Usiadł okrakiem na jego udach.
– Co ty
mi możesz pokazać, hrabio? – Wyszczerzył się.
Terrik już
nic mu nie odpowiedział tylko zabrał się za całowanie swego
mężczyzny i nie robił tego z nutą delikatności. To co się
działo można było podłączyć pod męski, drapieżny pocałunek,
na który Yavetil zamruczał z aprobatą, nie próbując się
wyrywać. Miał dziś ochotę na uległość, a do tego Terrik nie
raz musiał być właśnie sprowokowany. Wygiął się, kiedy
pocałunki obsypały jego szyję, a jedna z dłoni, która nie
trzymała jego nadgarstków zaczęła rozpinać koszulę odsłaniając
pierś. Przy tej czynności palce Melisiego łaskotały go po skórze
dając tym samym miłe wrażenia.
Terrik
zszedł z niego i drżącymi dłońmi zdjął jego spodnie męcząc
się przy tym, ponieważ wąski materiał nie bardzo miał ochotę
opuścić nogi Yava. Mężczyzna zawarczał pozbywając się tkaniny
i obrzucając partnera coraz bardziej spragnionym wzrokiem.
– Na
razie mnie tylko rozebrałeś. Sam jesteś owinięty w ten swój
kokon łaszków. Nie widzę czy jesteś mężczyzną – podkreślił
ostatnie słowo i chciał się unieść, ale natychmiast został
ponownie przyparty do pościeli.
– Leż.
Ty nie musisz widzieć, wystarczy, że poczujesz – powiedział
Terrik trącając nosem jego nos, a potem cmokając go. Następnie
pocałował jedno oko i drugie sprawiając, że Yavetil zamknął
powieki. – Nie otwieraj ich, bo nic nie dostaniesz – szepnął
Melisi, gdy dotarł do ucha i polizał je przeciągle. Ponownie
zaczął obsypywać pocałunkami kochanka nie poprzestając na szyi,
jak najszybciej znalazł się ustami przy sutku i possał go na tyle
mocno, że wywołał u kochanka sapnięcie. Znał Yavetila, mężczyzna
nie lubił, by obchodzono się z nim delikatnie, kiedy się oddawał.
Zawsze chciał czuć, że ma nad sobą i w sobie prawdziwego
mężczyznę, który wie co ma robić i jak go brać.
Galdor czuł
usta, język i ręce kochanka na swym ciele, te przemieszczając się
szybko po nim rozsyłały przyjemność wzbudzając coraz większą
rozkosz. Tak dużą, że zapragnął więcej i kiedy już miał o to
poprosić nagie ciało partnera opadło na niego.
– Czujesz?
– Terrik docisnął się biodrami do jego uda.
– Czuję,
ale to i tak mało. – Zagryzł wargę.
– Uwielbiam
jak to robisz. – Rozsunął Galdorowi nogi i ulokował się
pomiędzy nimi. – I to mnie rozpala, Yav. To jak chcesz być
wzięty. To, że pragniesz mnie poczuć sprawia, że mam ochotę
dojść na samą myśl o tym – mówił opierając czoło o jego
czoło. Rude kosmyki opadły na twarz leżącego na plecach mężczyzny
zasłaniając go pachnącą rumiankiem kurtyną. Poczuł ręce Yava
na swoich pośladkach, na które nacisnął tak mocno, że członek
Melisego naparł na penisa żołnierza.
– Czuję,
jak mnie chcesz, więc nie baw się zbytnio. – Patrzył
roziskrzonym wzrokiem na Terrika, wręcz błagając go o to czego
chciał. Nie pragnął pieszczot, potrzebował więcej.
– Niecierpliwy
jesteś. – Wychylił się do małej szafeczki i wyciągnął
mazidło. Otworzył słoiczek a po komnacie rozszedł się słodki
zapach magnolii.
– I kto
to mówi. – Przejechał paznokciami po plecach Terrika, a ten
wygiął się ku temu doznaniu. Patrzył, jak kochanek zatapia palce
w śliskiej substancji i zamiast je wyjąć, bawi się kremem. Yav
miął ochotę jęknąć, a tylko uniósł biodra w górę. Już w
wyobraźni czuł, jak zatapiają się w nim. Uwielbiał być na
górze, w Terriku, ale czasami potrzebował przestać myśleć i
zostawić wszystko w rękach partnera. W ten sposób odpocząć
skupiając się tylko na swoich pragnieniach.
– Połóż
się na brzuchu. – Usłyszał Yavetil i z radością przyjął
propozycję. Gdy jego penis dotknął ciepłej pościeli, mężczyzna
ponownie poruszył biodrami. – Jeszcze raz to zrobisz, nic nie
dostaniesz. Sam chciałeś przejść do rzeczy i nie pozwoliłeś mi
się nim zająć, więc leż grzecznie – warknął ostrzegająco
Melisi.
– Kocham,
jak tak mówisz, a twoje usta pobawią się nim innego razu.
Wtedyyyy... – Już nie był w stanie nic powiedzieć, albowiem
dostał to na co czekał. Najpierw jeden palec, potem dołączył do
niego drugi rozgrzewając go mocniej. W niedługim czasie potrafił
już tylko błagać.
Terrik
widząc go takim rozognionym wsuwał w niego palce do czasu, aż sam
nie potrafił wytrzymać napięcia. Oczekiwanie sprawiało, że nie
wypieszczony członek zaczynał boleć. Cały czas rysował językiem
mokre ślady na plecach kochanka wzmacniając wszystko to, co mu
dawał, gdyż Yavetil miał bardzo wrażliwy kręgosłup. Nasmarował
swój członek mazidłem i klęcząc nad złożonymi nogami mężczyzny
i lekko uniesionym tyłkiem rozsunął palcami jego pośladki.
Wejście kochanka tylko czekało na niego całe mokre, otwarte, więc
nakierował się na nie pocierając najpierw główką o nie i
okrążając nią okolice. Nadal mając jego uda pomiędzy swoimi
klęczącymi zaczął powoli wsuwać się w niego. Ta pozycja nie
dawała Galdorowi zbyt wielkiego ruchu, więc tylko on sam mógł
kierować ich cielesnym połączeniem.
Dobił się
w niego do końca, nie ruszając się dopóki nie odgonił od siebie
szczytowania, a kochanek nie przyzwyczaił się do niego. W chwili,
gdy położył się na mężczyźnie wprawiając swoje ciało w ruch
i mógłby świat walić się, to nie przestałby tego robić. Ruszał
się w nim powoli przyklejając się szczelnie do jego pleców.
– Cudownie
ciasny – wyszeptał Yavetilowi do ucha i pocałował je. Ten
powolny rytm podobał się im obu, ale nie trwał długo, gdyż
paląca gorączka chciała sama posterować ich cielesnymi
przeżyciami.
– Mocniej!
– krzyknął Galdor unosząc kochanka na swym ciele, kiedy ten
trafił w najczulszy punkt. I dostał to czego chciał. Terrik uniósł
się z niego i ustawił ich tak, że Yav mógł się na nim sam
poruszać, jednocześnie otrzymując pchnięcia. Znaleźli wspólny
rytm, co trudne nie było, znali się przecież całe lata i mogli
dawać sobie wzajemnie wszystko, wyczuwać czego druga osoba pragnie.
Yav wypychał biodra w stronę kochanka oddając się w pełni. Cały
dygotał wbijając palce w pościel i ściskając ją coraz mocniej.
– Cudownie
Yav, ale nie wytrzymam dłużej. – Sięgnął między jego nogi,
drugą ręką łapiąc go za ramię, i złapał w stalowy uścisk
jego członek.
– Nie
czekaj na mnie, o tak Terrrr, właśnie tak. Szybciej. – Był już
blisko, ale zanim biała substancja wystrzeliła z niego, dostał w
siebie nasienie kochanka i to poprowadziło go ku szczytowaniu.
Melisiemu
wirowało w głowie po tym co przeżywał i poczuł, jak członek
partnera pulsuje w jego dłoni, więc poruszył nią mocniej, a wtedy
palce zalała gorąca substancja.
– Bardzo
cię kocham, Yav. – Objął go w pasie i przytulił się. Jak
nastanie ranek będzie musiał się z nim pożegnać. Nie na zawsze,
ale długie rozstania go bolały.
Galdor
wymęczony roześmiał się serdecznie na te słowa. I odpowiedział
tym samym. Opadł całym ciałem na pościel mając ochotę już
tylko spać.
– Jak ty
będziesz jutro siedział na koniu? – Padło pytanie Terrika, który
położył się obok.
O tym Yav
nie pomyślał wcześniej.
– Poradzę
sobie, nie byłem dziewicą, kochanie. – Zgarnął narzeczonego w
ramiona. Nie miał ochoty się myć, chciał tylko spać i po raz
kolejny dostał to czego pragnął, tym razem spokojny sen.
Kolejna część .Po prostu wspaniałe. Czekam na następne .
OdpowiedzUsuńNudne i głupie.
OdpowiedzUsuńO proszę .. To napisz coś lepszego niż to , geniuszu . !
UsuńNudne i głupie możesz być Ty. Nie napiszesz nawet w jednej trzeciej tak dobrego odcinka.
UsuńTak jest! Dla mnie to rewelacja. I kropka. Wielka kropka. Albo lepiej wykrzyknik. Nawet sto. I koniecznie drukowanymi literami.
UsuńTrzymaj się Luana, jesteśmy z Tobą.
Pozdrawiam
To wypierdalaj, jak ci się nie podoba - proste.
OdpowiedzUsuńCzemu ja czuję, że Yav zginie?! ;___; Głupie przeczucie. Rozdział fajny aczkolwiek bardziej przegadany, nie działo się nic ważnego ale podejrzewam, że w następnym rozdziale wiele się wydarzy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.
Princuś~
Też mam takie wrażenie... i jak najbardziej mnie się to nie podoba. Ale nawet jeśli Yav nie zginie to niestety po mojej głowie krążą myśli, że ta wyprawa nie skonczy się dobrze.
UsuńJa was proszę nie kraczcie! Pozwalam zginąć jedynie tym, którzy chcieli zabić Aranela! No i Yav tyle przeszedł razem z Terrikiem...
UsuńCO?! Już koniec rozdzialiku? Tak się wczytalam ze jak zobaczylam komentarze a nie tekst to az mnie zatkalo. Calkowicie zapomnialam ze musze czekac na kolejne. Kurcze no... Caly tydzien meczarni przede mna! Mam nadzieje ze wytrzymam. Co mnie nie zabije to wzmocni. A jak już jestesmy przy tym, to wiedz ze na kazdym Twoim opowiadaniu umieram z przezywanej przyjemnosci. Kocham Twoje teksy. Piszesz pieknie i nie ma wielu bledow jak nie raz u innych. Twoj styl opisywania scen powala (szczegolnie tych upragnionych przeze mnie scen). Masz poczucie humoru ale tez doprowadzasz do rozpaczy. Jak już jestesmy przy rozpaczy, to reka boska niech Cie broni przed smiercia ktoregos z bohaterow (chyba ze tych niefajnych zlych)! Wszyscy maja zyc szczesliwie! To znaczy mozesz dac jakas fajna dramatyczna scenke ale ma się skonczy dobrze, bo jak nie, to jak mamusie kocham przestane czytac Twoje blogi (tak to grozba, bo już mi smutno jak pomyle ze moglabys zrobic cos strasznego swoim postacia). W kazdym bądź razie chcialabym Ci podziekowac za to ze w ogole piszesz i raczysz nas ta chwila przyjemnosci. Jak już wczesniej wspomnialam masz duzy talent do pisania i wymyslania szczegolnie scen erotycznych (mesko-meskich rzecz jasna), do ktorych dochodzi w czasie wciagajacych wydarzen i cudownych dialogw, ktore sa bardziej podniecajace niz niejeden film. Uwazam ze zaslugujesz na oskara. Jeśli chodzi o ten rozdzialik to się zgodze z poprzedniczka ze duzo gadania ale ja lubie jak gadaja więc jest okej. Zgodze się tez, co do tego, ze było bardzo spokojnie. Za spokojnie... Co mnie martwi. Ale coz... Mogę tylko siedziec i czekac. A co do tamtego anonima to jak się cos nie podoba to dziekujemy i do widzenia. Cholota nam nie potrzebna! Tak więc koncze ten wywod i do nastepnego :).
OdpowiedzUsuńAaaaa !!!!
OdpowiedzUsuńDobra opanowanie i skupienie.
Więc tak. Rozdział super jak zawsze, ale nie będe mówić rzeczy oczywistych ;p
Erki cudny, Asmand cudny, Aranel cudny, Riven cudny, Yavetil cudny, Terrik cudny,Leteno cudny......... Zapomniałam o kimś?? NIE.
Yav i Terrik O.O Kocham tą parkę <33 Więc prosze cię tylko o jedno.....Nie uśmiercaj Yava czy też Terrika :'( Bo będe ryczeć jak bóbr :c Już tak miałam w opowiadaniu IBARA, gdzie uśmierciłaś Tadashiego Sekozawe ;c Ryczałam właśnie jak bóbr. A uwierz, nie lubie płakać. Więc tylko prosze nie uśmiercaj żadnego z nich.
Ale teraz wracam do opowiadania.
Z Rivena strony było słodkie to, że powiedział do Aranela "kochanie". Och, jakie to urocze ^.^
Asmand się pomału zakochuje, albo już się zakochał :3
To tyle z mojej stony, czekam na następny rozdział ;p
Papatki, Pozdrawiam i życze duuuuużeeeej weny.
Było nudno i nic się szczególnego nie działo ale i tak napisałaślepiej niż ja :D Bardzo ci dziękuje za to opowiadanie! nie mogę przestać go czytać. Błagam nie uśmiercaj NIKOGO! ewentalnie zrań ale nie uśmiercaj. Będę ryczała i mój świat się zawali! Jk chcesz mogę podać ci mojego bloa ale najpierw muszę tam pare rzecz zrobić. ale nigdy, powiadam nigdy nie będzie to takie zacne jak twoje / Kori
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się z powyższym, notka podobała mi się bardziej niż wcześniejsza, bo właśnie trochę się w niej działo :) Chyba to wątek hrabiego i Yavetila jest moim ulubionym ^^ Ale Erkirana też kocham. I Aranela, oczywiście. Ciekawi mnie, co wyjdzie z poszukiwań Lenteno i Asmanda i, jak zawsze, niecierpliwie czekam do kolejnego wtorku ;D
OdpowiedzUsuńNo kochana jak zwykle cudowny rozdział.
OdpowiedzUsuńCieszę się że Asmand nie rezygnuje z okazjii do szczęścia.
W końcu mimo tego kim był zasługuje na to;)
No i jeszcze ta wyprawa.
Czuje że będą kłopoty.
I jak się zachowa Aranel gdy dowie się, że Riven pojechał bez niego?
Bo przecież nie wie nic o wyprawie prawda?
I w ogóle chociaż za wiele się nie działo to napisałaś cudowny rozdział.
W ogóle sama jesteś wspaniała na pewno doskonale wiesz o tym, ale powtórzę z chęcią.
Czekam na kolejny wtorek.
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział... Raven cały dzień spędził z mężem... podobała mi się scena między Yaventilem, a Terrikiem... król się dowiedział o całej tej sytuacji i bardzo się zdenerwował...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Yavetil zginie (deathflag w ostatnich rozdziałach bije po oczach), a Terrik zostanie sparowany z Leteno.
OdpowiedzUsuń;____; Czemu czuję, że tak będzie?! A ja ni chcę! Za bardzo polubiłam Yava :(
UsuńCrinpuś~
Mam wewnętrzne rozstrojenie. Z jednej strony wiem, dlaczego Riven nie zamierza brać męża ze sobą - mimo wszystko martwi się, że niewidomy człowiek nie poradzi sobie. No i chyba mu na nim zależy. Z drugiej - wyobrażam sobie, jak poczuje się Aranel... Szczerze mu współczuję.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze bardzo mi się podoba i czekam na dalszy rozwój akcji.
Wielbie ; )
OdpowiedzUsuń