Trzej
jeźdźcy, zmęczeni nie bardziej niż ich konie, zatrzymali się
przy niewielkim zajeździe w pobliżu głównego traktu. Odprowadzili
swoje zwierzęta pod opiekę stajennego, ufając, że zajmie się
nimi należycie, za co otrzyma stosowną zapłatę. Sprawdzili
jeszcze, czy siano i owies nie są stęchłe, ale wszystko wyglądało
znakomicie. Zresztą, biorąc pod uwagę lokalizację miejsca i to,
że mają wielu gości, musiało być wszystko w porządku. Wieści
szybko się rozchodzą i nikt by się tutaj nie zatrzymywał.
Mężczyźni
udali się do wnętrza gospody i nie zastali nikogo w głównej sali.
Wyruszyli w podróż równe pięć wschodów słońca temu i to ich
pierwszy taki przystanek. Chcieli zjeść, obmyć się i wyspać oraz
zakupić nowe zapasy. Te działania na szlaku lub w lesie często
były możliwe, a sama kąpiel w rzece też nie była
najprzyjemniejszą czynnością. Mogli tylko się cieszyć, że do
zimy było jeszcze kilka pełni księżyca.
–
Być
może ktoś zaraz przyjdzie. Na pewno widzieli, że podjeżdżamy –
powiedział Riven, rozglądając się po wybudowanej z drewna i
kamieni izbie. W podróży nie chciał myśleć o mężu. Zaczynał
za nim tęsknić. Sam się dziwił, że podróż się przedłużała.
Posłańcy musieli znać skróty i dlatego dostarczanie telegramów i
innych przesyłek nie trwało tak długo. Chociaż w sumie odległość
była dobra, gdyż ten, kto wynajął Asmanda, nie miał z nim
kontaktu przez cały czas.
–
Wygląda
na to, że jedynymi gośćmi jesteśmy my – rzekł Asmand,
odpinając swoją pelerynę i przewieszając ją przez ramię.
Zastanawiał się, co teraz robi Erkiran. O tej porze zapewne wraca z
pracy do domu. Gdy myślał o nim, odzywało się w nim, poza innymi,
uczucie opiekuńczości. Doskonale je znał. Z odległych, jakby
zapomnianych czasów. Czasów, do których powrót na zawsze zamknął.
–
Mam
nadzieję, że mają dużo porządnego jedzenia. – Galdor usiadł
na długiej ławie i przyjrzał się towarzyszom. Cała podróż
zbliżała do siebie tak różnych ludzi. Księcia, mordercę i
żołnierza. Pozornie nic ich nie łączyło, ale jakby tak bliżej
się nad tym zastanowić, to każdy z nich zostawił kogoś w Antiri.
Yavetil nie miał wątpliwości, że ten mały chłopak, któremu nie
odejmował urody, był blisko z Delrethem. Nawet, jak wyjeżdżali,
Erkiran w ostatniej chwili zdążył na pożegnanie.
Wyjeżdżali
po cichu, będąc na tyłach stajni i żegnając się z Terrikiem
oraz Aranelem. Parobcy nie pytali, gdzie ich książę się wybiera,
ale po ich minach było widać zaciekawienie. On sam objął
mocno Terrika, który nakazał mu używać maści, mimo że szrama na
piersi nie odzywała się już tak często. Zwrócił uwagę, że
Riven głaszcze męża po policzku i całuje w usta, a do Delretha
podbiega Erki, tłumacząc się, czemu wczoraj nie przyszedł, a
potem rzuca się na jego szyję.
–
Wrócimy
najszybciej, jak się da.
–
Nie
pozabijajcie się po drodze. Trzech temperamentnych mężczyzn
razem... albo lepiej nie zróbcie czegoś, czego... – mówił
Melisi, ale urwał.
– Za dużo mówisz,
kochanie. Po powrocie idziemy do króla po zgodę na ślub. Nie chcę
czekać długo.
– Najpierw wróć.
Galdor
wiedział, że Terrik boi się tego, co może się stać. Nie
wiadomo, z kim mogą mieć do czynienia nie tylko po dojechaniu na
miejsce, lecz również w czasie drogi. Wspomniał napad w drodze do
Telmar.
Pierwszy wsiadł na
konia i czekał na swych towarzyszy, którzy żegnali się ze swymi
partnerami, o ile Erki był partnerem Asmanda. Riven i Asmand nie
popatrzyli na siebie ani razu.
Dziś to się zmieniło,
wszak o wiele lepiej jest podróżować w miłej atmosferze. Chociaż
Asmand nie był zbyt rozmowny, to nie odczuwało się do niego
niechęci, z jaką wyruszył.
Po
chwili z piętra zaczęło być słychać kroki i na schodach
pojawiła się pulchna kobieta z zarumienioną twarzą. Poprawiała
swoją suknię i włosy, co nie uszło uwadze mężczyzn. Mogli
domyślić się, co robiła, zwłaszcza, że zaraz za nią zszedł
mężczyzna w rozchełstanej koszuli. Chudy tak bardzo, że miało
się wrażenie, iż może się złamać, zwłaszcza przy jego wysokim
wzroście.
–
Wybaczcie,
panowie, ale mieliśmy problem z łaźnią – broniła się kobieta.
– Panowie u nas długo się zatrzymają? – Stanęła za
kontuarem.
–
Tylko
na jedną noc i chcemy coś zjeść oraz się wykąpać. – Riven
podszedł do kobiety. – Potrzebujemy też zapasów. Przed nami
jeszcze dwa dni drogi.
–
Wszystko
da się zrobić. – Obrzuciła ich wzrokiem. Nie wyglądali na
biednych ani na bogatych, ale leity zapewne mają, inaczej rozbiliby
obóz w lesie. – Doleru, zajrzyj no do kuchni i powiedz Elmar, żeby
przygotowała posiłki.
–
Od
miesiąca jesteśmy małżeństwem, a ty już rozkazujesz –
pomarudził wysoki mężczyzna, ale posłuchał żony i zniknął
gdzieś na tyłach zajazdu.
–
Elmar
powinna była wyjść do panów, ale pewnie znów zasnęła. Ostatnio
omal nie padła, mając zupę na ogniu. Chcą panowie osobne pokoje?
Riven
obejrzał się na nich, jakoś nie miał ochoty zostawiać Delretha
samego, pomimo że nie wyglądało, jakby chciał uciec.
– Jeden z trzema
posłaniami. Jest taka możliwość?
–
Oczywiście.
Mamy kilka różnych pokoi. Każdy dla różnych gości. Jak wróci
Doleru, zaprowadzi panów do komnaty, wskaże łaźnię, a później
zapraszamy na solidny posiłek. Zaręczam, że moja córka bardzo
dobrze gotuje i warto poczekać.
–
Dziękujemy
pani. – Saeros wolałby najpierw zapełnić żołądek, ale mógł
poczekać na jedzenie, zwłaszcza, że nie będzie to suchy chleb i
suszone mięso.
Niedługo
później wrócił mąż kobiety i zaprowadził trójkę podróżników
na piętro, żeby mogli wreszcie wypocząć oraz zmyć trudy podróży
przed udaniem się na kolację. Za oknem już nastała noc, a ich
myśli podążyły do tych, których zostawili.
*~~*~~*
Aranel
siedział na balkonie,
chłonąc chłód wieczoru. Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń.
Pomagał przy ziołach. Właściwie to jego praca polegała na
wiązaniu ich w pęki, które później zostały przywieszane do
wiszących sznurów i suszyły się. Haialdar okazał się bardzo
cierpliwym mężczyzną oraz niemłodym, na co wskazywał jego głos,
a także doświadczenie. Aranel po dotyku i węchu rozpoznawał każdą
drobną gałązkę, ale Haialdar tak układał ziela, aby młody
książę miał łatwiej i żeby się nie pomylił.
– Sądzisz, że
niedługo wrócą? – zapytał towarzyszącego mu Terrika.
– Wątpię w to.
Tęsknisz za nim. – Wyraźnie można było odczytać to po twarzy
Aranela.
–
Wiesz,
czemu siadam tutaj każdego wieczoru, odkąd wyjechał? – Nie
czekając na odpowiedź, Adantin kontynuował: – Gdyż wtedy jestem
pod tym samym niebem, co Riven. Nie widzę gwiazd, ale wiem, że te
same świecą dla nas obu.
–
Nawet
nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że zaczynanie żyć w prawdziwym
związku. – Odłożył czytaną książkę, ponieważ wiatr
poruszał płomieniami świec, a te migotały światłem przy
czytaniu i oczy zaczynały go boleć.
Aranel
wziął głęboki oddech i odwrócił twarz ku miejscu, gdzie
przebywał Melisi. Męczyło go coś i długo zastanawiał się, z
kim ma porozmawiać na pewne tematy. Czuł się przy tym jak
niedoświadczony, niepełnosprawny człowiek. W sumie taki był i nie
dotyczyło to jego oczu, raczej sfer bardzo intymnych.
–
Terrik,
ty jesteś... Sądzisz, że... – Westchnął i zaczął bawić się
palcami swoich dłoni, które ułożył na kolanach.
– Pytaj wprost.
Uwierz, że żadne pytania nie są dla mnie zbyt kłopotliwe.
–
Czy
spółkowanie, tak w pełni, cały czas boli?
–
Nie.
Na początku trochę, ale ogółem nie powinno boleć. To przyjemne.
Dla mnie bardzo. Dużo zależy od kochanka, ale i od ciebie. Jeżeli
będziesz niespokojny, będziesz się denerwował, twoje ciało... –
mówił z delikatnością i w duchu cieszył się, że Aranel się
otwiera, co znaczyło, o ile tego Riven nie zepsuje, że niedługo
Adantin i Saeros będą mogli oddać się swym pierwszym cielesnym
doświadczeniom. Nie wiedział, że już zrobili, co do tego,
pierwszy krok.
Książę,
czując gorąco na policzkach, słuchał wszystkiego i układał
sobie w głowie każde słowo. Przez te dni, kiedy w łożu był sam,
a przyzwyczaił się do budzenia przy ciepłym ciele, zaczynał
rozumieć, czego chce i był na to gotów.
*~~*~~*
Leżał
na brzuchu z rękoma pod brodą i obserwował Leteno. Chłopak
zachowywał się dziwnie od jakiegoś czasu. W sumie to było od tego
wieczoru,
w jaki nie mógł pójść zobaczyć się z Asmandem, gdyż Leto
wyszedł z domu. Brat nie patrzył na niego i niewiele mówił. Nie
znał go od wczoraj, żeby nie wiedzieć, że chodzi o coś ważnego.
– Przeszkadza ci, że
ja i Asmand... Wiesz.
Zaskoczony
pytaniem Leteno odwrócił się do brata, zostawiając czesanie
swoich świeżo umytych włosów.
–
Dlaczego
tak uważasz? – Odpowiedziało mu wzruszenie ramion Erkiego. –
Nie, nie mam nic przeciw temu. Nie wiem, czy Delreth jest odpowiednią
osobą, ale widzę, jak na ciebie patrzy. Poza tym, umie walczyć i
obroni cię, kiedy zaszłaby taka potrzeba. – Powrócił do
czesania włosów. – Jak da ci szczęście, to się z tego cieszę.
Erkiran
zerwał się z wąskiego łóżka i podszedł do brata, którego
uścisnął z radości i pocałował w skroń.
– Ej, co ty robisz? –
Zaskoczonemu Leteno szczotka wypadła z ręki, a obaj omal nie
polecieli na jego pościel.
– Bałem się, że
jesteś na mnie zły z tego powodu. Ale masz inny, żeby mnie unikać.
– Odsunął się i usiadł obok.
– Nie mam.
–
Znam
cię. Coś planujesz. – Złapał starszego brata za rękę i
patrzył na niego prosząco. – Nie odsuwaj się ode mnie, mamy
tylko siebie i Kala.
–
Nieprawda.
Ty już masz Asmanda. – Uniósł dłoń i pogłaskał Erkiego po
policzku. – Nie spędzisz życia z braćmi, choćbyś nie wiadomo
jak nas kochał. Wiesz, że jak zamieszkasz z Delrethem, to ja się
będę musiał odsunąć.
– Nie zgadzam się.
Zamieszkasz z nami. – O czym Leteno mówił? Jak osobno? Głupek
jeden. – Nie wyobrażam sobie życia bez was. Albo zamieszkamy w
sąsiednich domach. Ożenisz się, będziesz miał dzieci i nadal
będziemy razem.
– Tak to widzisz? –
Leteno przełknął gulę w gardle. Erki go znienawidzi, jak dowie
się czegoś o nim. Asmand już wiedział i to było jego życzeniem,
żeby zdradził swoją tajemnicę bratu, wtedy mężczyzna mu pomoże
odnaleźć morderców rodziców.
–
Równie
dobrze możesz być z mężczyzną, wiem, że od nich nie stronisz.
Nie doczekamy się wtedy twoich dzieci, ale i tak będziemy razem –
paplał wesoło Erkiran. Wiedział, że Kal ma mocny sen i mogą
swobodnie rozmawiać.
Leteno
wysunął swoją rękę z jego dłoni i przetarł nią twarz,
odsuwając grzywkę z czoła. Serce mu tak szybko biło.
–
Erki,
ja... Jestem zmęczony, chciałbym pójść spać. – Nie spojrzał
mu w oczy.
– O co chodzi? Co
przede mną ukrywasz? – Szarpnął go za ramię.
– Byłem u Asmanda
prosić go o pomoc w sprawie rodziców.
–
Nie
powinieneś go w to mieszać. W ogóle zakończ tę sprawę. –
Powrócił na swoje posłanie i położył się. – Rozdrapujesz
rany, braciszku.
–
One
się nie zabliźnią, dopóki nie znajdę tych ludzi. – Sam wsunął
się pod przykrycie, wcześniej gasząc świecę.
Erki tylko ciężko
westchnął. Bał się o brata.
–
Na
pewno tylko to bałeś się mi przekazać? Przecież wiedziałem, co
chcesz zrobić.
W
pomieszczeniu przez chwilę panowała cisza, zanim nie padło z ust
Leteno:
– Tak, tylko tyle.
Ale tylko najstarszy z
chłopaków wiedział, że nie tylko to chciał powiedzieć.
*~~*~~*
Najedzeni
położyli się w łożach w milczeniu i ciemności, gdyż jedyna
świeca,
jaka była w komnacie, którą zajmowali, wypaliła się szybko.
Pomimo zmęczenia sen nie chciał nadejść na Asmanda i Rivena.
Galdor, który zwinął się w kłębek na swoim posłaniu, od razu
zasnął.
– Delreth, mam
nadzieję, że ten twój plan zadziała – szepnął Riven.
– Też mam taką
nadzieję. Na pewno ten człowiek dostał wiadomość o spotkaniu.
Będzie na miejscu.
– Powinniśmy jechać
wraz z posłańcem, już bylibyśmy na miejscu. – Chciał dopaść
tego człowieka.
–
Oni,
książę, pędzą jak szaleni. Wymieniają konie w każdej ich
stacji, a ty raczej nie chciałbyś zajeździć Anwara lub zostawić
go obcym na wiele dni. Ważne, byśmy za trzy wschody słońca byli
na miejscu, a będziemy szybciej.
–
Muszę
wiedzieć, dlaczego komuś przeszkadza Aranel. – Odwrócił się na
lewy bok, plecami do ściany, a twarzą ku Asmandowi. Nie, żeby się
bał, iż ten mu coś zrobi.
–
Śpij,
książę, jutro czeka nas długa droga.
Następnego
poranka zjedli śniadanie i zakupili prowiant, wypytując jeszcze o
drogę. Starannie unikali pytań gospodyni, której ciekawość
dotyczyła głównie tego, czym się zajmują i czy są wolni, bo jej
córka z pierwszego małżeństwa, czyli ta, która im gotowała, a
której nie widzieli, jest już w wieku za mąż pójścia. A oni
wyglądają na mężczyzn, przy których boku kobieta może uzyskać
spełnienie w każdej części życia.
–
Droga
pani, bardzo żałujemy, ale w domach zostawiliśmy nasze połówki –
oznajmił Asmand, zarzucając na głowę kaptur i biorąc dwa z kilku
tobołów, które miał przewiesić przy siodle. Nie były ciężkie,
więc i dla jego konia, Lincela, pożyczonego z królewskich stajen,
nie będzie to wielki ciężar.
– Przykro mi to
słyszeć, ale serce nie sługa. – Załamała ręce kobieta.
Riven
rzucił jej na ladę wyliczoną sumę leitów i pożegnał się,
wychodząc pierwszy z zajazdu. Był ciekawy, jak Anwar zniósł tę
noc. Liczył na to, że ogier odpoczął. Słyszał, że jego dwaj
kompani idą za nim, więc nie dyskutowali długo z kobietą.
–
Widzicie,
panowie, jakby co, panna na nas czeka. – Zakpił książę.
–
Płeć
nie ta, a i wyglądu nie znamy – powiedział Yavetil, zrównując
się z księciem.
– Wygląd nie
najważniejszy, ale szkarady bym nie chciał.
– Tym bardziej, że
książę ma piękność przy boku – wtrącił Asmand. Sam uległby
Aranelowi.
– Nie zadowoli się
już byle czym – dołożył swoje Galdor w momencie, gdy
przekroczyli próg stajni.
– Panowie, nie tylko
o to chodzi, bo nadal sobie cenię piękne kobiety, ale odkryłem
męskie walory i jestem nimi zainteresowany. – Saeros mówił
swobodnie i nie przejmował się tym, że ktoś taki jak on w
większym towarzystwie nie powinien poruszać pewnych spraw. Wszak
teraz był zwykłym podróżnikiem, a i nigdy nie przejmował się
królewską etykietą.
–
Co
bardzo popieramy – pochwalił Yavetil, już myślami będąc przy
swym kochanku.
Podeszli
do śpiącego stajennego, budząc go. Być może z miłego snu,
sądząc po uśmiechu, jaki miał.
– Przyszliśmy po
swoje konie. – Riven z daleka wypatrzył trójkę zwierząt.
Wyglądały zdrowo.
–
Tak,
panie, możecie je zabrać. – Poprowadził ich do boksów, które
były zrobione z kilku zbitych desek. Odebrał od Saerosa zapłatę i
zadowolony, że monety pobrzękują mu w garści, odszedł na swoje
stałe miejsce dumania.
Mężczyźni
przygotowali konie, zakładając im siodła, a te rżały radośnie,
jakby czekały na dalszą część podróży. Riven przytwierdził
przyniesione przez siebie tłumoki do siodła, ucałował konia w
duży, czarny nochal i chwycił Anwara za uzdę.
–
Panowie,
ruszamy do Noir, naszego głównego przystanku.
*~~*~~*
Odłożył
łyżkę, którą jadł poranną zupę, będąc cały czas zamyślony
po tym,
co powiedział mu Terrik. Jedno tłukło mu się w głowie: „Nigdy
nie traktuj bycia cieleśnie z mężem jako obowiązku, który musisz
wykonać. To musi być twoja potrzeba, chęć. Nie, że mąż ci każe
czy ktoś inny. Dlatego tak bardzo nie podoba mi się poślubny
warunek, jaki musieliście spełnić. Teraz o nim zapomnij, bo to, co
zrobisz, to tylko dlatego, że ty tego zechcesz”.
– Aranelu, nie jesteś
głodny? Dobrze się czujesz? – Głos Naeli wyrwał go z tego
wspomnienia.
– Dobrze, powinienem
już iść do zielarza.
– Ale wszystko w
porządku? Masz rumieńce. – Zainteresowała się królowa.
–
To
nic. Ja pójdę do Haialdara. Jest dzisiaj nowy zbiór ziół. –
Sięgnął po swój kij i wstał. Drogę już znał. Zanim wyszedł,
usłyszał:
–
Mamo,
zawstydziłaś go, wspominając o rumieńcach. Sądzę, że myślał
o Rivenie.
Myślał. Każdego dnia
myślał i tęsknił. Niedawno temu dałby wiele, by mąż nie
wracał, ale teraz odliczał każdą chwilę do jego powrotu.
Przeszedł
długim korytarzem, mijając witającą się z nim służbę. Wielu
traktowało go z szacunkiem i przyjaźnią. Odczuwał na swej skórze,
że dawane dobro wraca. Zszedł po schodach na dół ku zewnętrznym
krużgankom. Tam zawsze słońce z rana oświetlało ściany i mógł
czuć na sobie jego promienie. Porankami w murach zamku było
chłodno.
–
Książę
Aranelu! – Adantin przystanął, usłyszawszy, że woła go znajomy
głos i ktoś biegnie w jego stronę. – Książę, jak dobrze cię
widzieć.
– Erkiranie, to ty? –
Upewniał się, gdyż od tamtej nocy spotkał go tylko przy wyjeździe
mężczyzn.
–
Ja,
panie. – Próbował uspokoić oddech. – Chciałem zapytać, czy
są jakieś wieści od księcia Saerosa.
– Nie ma, ale mówił,
że wyśle posłańca, kiedy będą coś wiedzieć. Dotrzymasz mi
towarzystwa? Idę do Haialdara.
–
Chętnie,
panie. W kuchni powiedziano, że mam chwilę wolnego. Później
czekają mnie większe zakupy. Ale wolę to niż być przy ubojni
drobiu. Mój brat pewnie nie miałby nic przeciw takiej pracy,
zwłaszcza, jakby mógł zjeść, ale ja... to nie dla mnie.
–
Masz
brata? – Zaciekawił się Aranel, uważnie słuchając chłopaka, a
i zwracając uwagę na drogę, którą szli. Pokój zielarza był
niedaleko, tuż za zakrętem.
– Mam, dwóch braci.
Jeden starszy, a drugi ma dziesięć wiosen.
–
Wasi
rodzice pracują w pałacu? – Spotykając się z milczeniem,
zapytał: – Dlaczego nic nie mówisz, Erkiranie?
– Nasi rodzice nie
żyją. Mieszkamy sami.
–
Moja
mama umarła, jak miałem piętnaście wiosen. Wiem, co czujesz.
– Ale masz ojca,
panie.
– Jest taki, jakbym
go nie miał. – Minął słup, przy którym orientował się, że
jest na miejscu. Zbliżył się do jedynych w tym miejscu drzwi.
– Przykro mi, książę.
Pomóc ci?
–
Dziękuję,
ale już jestem tu, gdzie mam być. Obiecuję, że dowiesz się
czegoś o naszych panach, jak tylko dostanę wiadomość.
– Dziękuję, książę.
– Erki patrzył, jak Aranel znika za drzwiami i miał nadzieję, że
jeszcze nieraz porozmawiają. Widział go wczoraj w ogrodzie, ale nie
miał odwagi podejść. Chociaż nie powinien liczyć, że prawie ten
sam wiek zjedna mu przyjaźń księcia. Przecież tak dużo ich
dzieliło. On był nikim, podczas gdy Aranel miał być królem. Ale
zawsze mogli ze sobą porozmawiać. Wrócił do kuchni gotowy na nowy
dzień pracy.
*~~*~~*
Kolejny las liściasty
powitał ich na szlaku, gdy słońce już zachodziło. Chwilami
Galdor miał dosyć drzew. Wśród nich zawsze mogli się skryć
bandyci. Aczkolwiek wąwozy w tym względzie były o wiele
niebezpieczniejsze. Zazwyczaj miały wąskie wejścia, które można
było zasłonić i podróżni wpadali w pułapkę. Na szczęście
takie miejsca spotykało się tylko w krainie Iensaur, gdzie
królowały góry.
–
Rozbijemy
obóz na jakiejś polanie. Nie mam zamiaru włóczyć się nocą po
nieznanych terenach – rzekł, siedząc pewnie na koniu, który
szedł wolno po wcześniejszym kłusie obok swoich towarzyszy.
–
Masz
rację, Galdorze, na obcych, zalesionych terenach lepiej... – Riven
urwał, ponieważ doleciał ich odgłos panicznego rżenia konia i
wycie wilka.
–
Ktoś
ma kłopoty – powiedział Yavetil i pospieszył swego ogiera.
Dwaj
mężczyźni pojechali za nim, od razu wyjmując broń. Pędzące
konie wzbijały tumany kurzu na wysuszonej z braku deszczu drodze, a
ich jeźdźcy coraz bardziej przekonywali się, iż ktoś jest w
potrzebie, zwłaszcza, że jakiś człowiek krzyczał, starając się
wezwać pomoc. Całą scenę zobaczyli z daleka. Dwa wilki obskoczyły
jeźdźca, który pomagał swojemu szalejącemu koniowi odplątać
się z krzaków, w jakie wpadł, chcąc zapewne uciec przez
drapieżnikami. Zwierzęta zbliżały się do nich powoli.
– Sądziłem, że
wilki polują w nocy – warknął Saeros.
–
Nie
na tych ziemiach, panie. Przychodzą z Losland. Tam jest ich o wiele
za dużo. Polowanie w nocy często skutkuje tym, że napotkają inne
sfory, więc nieliczni wybierają dzień na żer – mówił Galdor.
– Ajajajaj! – zaczął krzyczeć. Nie miał zamiaru zabijać
zwierząt, dopóki ich nie zaatakują. Liczył, że nie są tak
głodne i uciekną na jego krzyk oraz hałas, jaki wzbudzały końskie
kopyta.
Wilki rzeczywiście
wystraszone obejrzały się i czmychnęły w znaną im stronę, w
której zapewne mieściła się ich kryjówka.
Podróżnicy podjechali
do przestraszonego człowieka i jego konia, którego uzda została
już uwolniona.
–
Nic
panu nie jest? – zapytał Yavetil, zeskakując z ogiera.
–
Panowie
przybyli w samą porę. Gdyby nie wy, już by nas zjedli.
–
Nie
masz broni? – Asmand podszedł do nieznajomego. W oczy rzuciła mu
się broń umieszczona przy siodle.
– Mam, ale nie jest
moja. Jak wam się odwdzięczę?
– Powiedz nam, gdzie
możemy rozbić obóz? Nie widzę tutaj miejsca. Las jest bardzo
zarośnięty. – Riven nie schodził z Anwara.
Asmand
zmarszczył brwi. Jaki człowiek ma przy sobie broń i nie chce jej
użyć? Co z tego, że do niego nie należy. Tu chodziło o jego
życie. Najchętniej to by teraz zostawił tego mężczyznę i
pojechał dalej.
– Ja bym użył broni
bez względu na wszystko – powiedział.
– Byłem zdenerwowany
– odpowiedział tamten. Wyglądał na blisko trzydzieści wiosen, a
oczy miał rozbiegane, jakby nie mogły się skupić na jednym
punkcie.
– A
gdzie wyruszasz z tym towarem? – Asmand dokładnie zaczął oglądać
sztylety i miecz. – Wygląda na to, że są przeznaczone dla kogoś
bogatego. Rękojeści mają wysadzane drogimi kamieniami.
– To specjalne
zamówienie. Pokażę panom polanę, o tam. – Wskazał palcem
miejsce za wysokimi dębami.
–
Prowadź
– powiedział Delreth, a gdy nieznajomy ruszył przodem, zatrzymał
swoich towarzyszy. – Możecie się śmiać, ale wiem, kim ja
jestem, miałem do czynienia z ludźmi mego pokroju i innymi. Zawsze
czuło się od nich aurę zła. Nie ufam mu. Nie mam ochoty spędzać
z nim nocy, ale też nie pojedziemy dalej, szczególnie, kiedy w
lesie jest tyle wilków. Przy ogniu z ich strony nic nam nie grozi.
Gorzej ze strony tego człowieka. Miejcie oczy otwarte – dodał,
ruszając ku polanie.
Jestem pierwsza jupii :3
OdpowiedzUsuńWięc tak. Rozdzialik bardzo fajny i chłopcy jak zawsze super :3 Cieszę się, że Aranel przezwyciężył swoją barierę i już jest gotowy na coś poważnego.
Baaardziooo ale to Baaardziooo, jestem ciekawa, co ukrywa Leteno. Cuz, moja ciekawość nie zna granic, co niestety nie jest mą mocną stroną :)
Z niecierpliwością, czekam na dwudziesty pierwszy rozdział.
Pozdrawiam i Papatki ;*
No to tak: moze ten rozdzial nie byl pelen akcji ale byl bardzo wazny i ciekawy. As otwiera się na ludzi i milosc (i pewnie dowiemy się cos o jego przeszlosci na co czekam), nasze kasiazatka za soba tesknia, Terrik i Galdor biora slub, a Leteno ma jakas tajemnice i mam nadzieje ze za tydzien nam ja wyjawi. Dodatkowo jest jeszcze tajemniczy dostawca nozy i konczaca się droga do celu, gdzie na bohaterow czeka ten zly gosciu. Wszystko się rozkreca! Bosko... To opowiadanko (jak Twoje kazde) jest genialne i czekam na kolejny rozdzialik. Dzięki Tobie zawsze wiem jaki mamy dzien tygodnia, bo wyliczam do wtorku :). No to do nastepnego i powodzonka!
OdpowiedzUsuńTyle tajemnic, suuuper... :) I jak ja wytrzymam do następnego tygodnia, co? xD Cóż, jakoś będę musiała. Atmosfera się powoli zagęszcza... Mam nadzieję, że cała trójka bezpiecznie wróci do domu po pomyślnym załatwieniu sprawy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tyle dni rozlaki?? Toz to okrutne ;)
OdpowiedzUsuńCiesze sie, ze Aranel teskni za mezem i mam nadzieje na naprawde ciekawa akcje gdy panowie wroca zwyciesko z tej wyprawy :D
Weny
MaWi
Hej :-)
OdpowiedzUsuńRozdział dobry, spokojny, taki przejściowy.
Jednak uwaga ode mnie na temat ziół: suszone w pękach (związane) raczej nie miały racji bytu ;) Te, które były w środku po prostu gniły i cały pęk był do niczego. Rośliny suszono osobno, a dopiero potem wiązano. Na dworze zwykle nie robiono herbat ze zgniłych ziół ;)
Pozdrowienia i życzenia Weny,
av.r
Cieszę się, że jednak tydzień zleciał i przypomniałas sobie o nas. Ta pora tak zlatuje, że nie wiadomo nawet kiedy. Aj cora z bardziej widzę zmiany w zachowaniu Aranela i podoba mi się to. Jego rozmowy z Terrickiem wiele dają i pomagają uporać się z swoim problemem.
OdpowiedzUsuńWierzę, że jak Riven wróci jakoś się do siebie na nowo przekonają.
Widać jednak że wzmianka o bólu wciąż przeraża młodego księcia.
I jestem ciekawa jaką tajemnicę ma młody brat Erkiego.
Mam wrażenie, że ma to coś wpsólnego z rodziną książęcą, ale obym się myliła.
Ostatecznie nie raz mi się zdarzało.
I mam nadzieję, że tym razem też.
No i chciałabym żeby Aranel zaprzyjaźnił się z Erkim mimo różnic, które ich dzieliły.
Myślę, że pasowaliby na dobrych przyjaciół.
Czy mi się wydaje, czy rozdział jest znacznie krótszy niż do tej pory?
oczekuje ciągu dalszego.
pozdrawiam.
Super blog ! <3
OdpowiedzUsuńA rozdział - Aww ^^
Czekam na następny z niecierpliwością :D
Pozdrawiam i życzę weny ;)
Zapraszam do mnie , mam nadzieję że ci się spodoba
http://be-your-self-6969.blogspot.com/
Piękny rozdział, już się nie mogę doczekać kolejnych!
OdpowiedzUsuńZawsze przy końcu tak trzymasz w niepewności, że czasem szału idzie dostać!
Życzę jak najwięcej weny. ;)
Czekam na kolejny.. A co do tego super! Ślicznie tu u cb ;*
OdpowiedzUsuńKomentarz za komentarz? Obserwacja za obserwacje?
http://patrycja-patrishia-klodzinska.blogspot.com
Pozdrawiam :D
Wieje nudą w tym rozdziale... Najnudniejszy rozdział z dotychczasowych, oby kolejne były takie jak poprzednie ciekawe i interesujące...
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem dużo się dzieje. Wyruszyli przecież w podróż szukać tego kto wynajął Asmanda, ale co kto lubi. (:
UsuńOpowiadanie świetne, przeczytałam wszystkie rozdziały za jednym razem zarywając noc ;) Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy i pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńWakare.
No dobra.... Co z tego, że rozdział pojawił się we wtorek.. Ja dzisiaj wezmę się za komentowanie.
OdpowiedzUsuńTo tak.
Cieszę się, iż Aranel tęskni za mężem, no i że Riven też za nim tęskni. To dobrze wróży ich związkowi. Tak samo cieszę się, że z Asmandem Yav i Riven nawet dobrze się dogadują.. No i fajnie, że Aranel trochę pogadał z Erkim.. Mam dziwne wrażenie, że te trzy pary zaprzyjaźnią się...
No i zastanawiają mnie Ci ludzie.. Coś czuję, że Asmand się nie pomylił i coś się wydarzy.. Dobrze, że ostrzegł swoich kompanów. Nie mogę się doczekać by dowiedzieć się kto zlecił morderstwo Aranela... Nadal obstawiam, że to był jego ojciec...
Jeszcze chciałam poinformować, że Twój banner reklamowy znalazł się na moim blogu xP
Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥
Też mi się podobały te zaręczyny. Były zarazem groteskowe jak i fajne. Ale rozczuliłam się opisujące je. :) U... Nasi bohaterowie, dosłownie i w przenośni, mają nowego towarzysza podróży. Ciekawe co z tego wyniknie :) Podoba mi się, że książę jest tai normalny. Nie wywyższa się
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńrozdział cudowny, każdy z podróżujących tęskni za swoją „połówką”... nowy towarzysz podróży... oj mam nadzieję,z e nic się im nie stanie, bo ten trochę mi podejrzany jest....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Kochana Luano dodaj rozdział, proszę....
OdpowiedzUsuńczekamy! :)
OdpowiedzUsuń