Następnego dnia od podjęcia
pracy w pałacu, Erkiran wstał o świcie i zaczął się ubierać.
Leteno leżący na drugim, w pokoju, łóżku przeciągnął się,
zbudzony hałasem. Spojrzał jeszcze czy Kal śpi i ponownie wpatrzył
się w drugiego brata.
– Gdzie ty się tak śpieszysz?
– zapytał szeptem.
– Mam być w pałacu tuż po
wschodzie słońca. Trzeba przygotować wszystko do śniadania.
– Powiedz, jak było wczoraj. –
Podciągnął się na łóżku i oparł o ścianę. – Późno
wróciłeś, byłeś zmęczony, więc nie pytałem jak ci poszło.
– Chodź do kuchni, nie chcę
obudzić Kala. – Erki założył na siebie koszulę i w drodze do
kuchni zaczął ją zapinać. W pomieszczeniu od razu poszedł po
dzban z wodą i nalał trochę do metalowego garnuszka. – W kuchni
panuje rozgardiasz. Każdy czegoś chce, coś komuś podaje, rzuca
lub rozkazuje, ale po początkowym oszołomieniu zacząłem się
orientować kto kim jest. Moje zadanie, to głównie dostarczanie
towaru, więc często bywam na targu. Na dziś wiem, że trzeba kupić
kosz owoców, które pójdą na śniadanie i będą dodatkiem do
deseru.
– Jakich owoców? – Leteno
podparł głowę na dłoni. Pospał, by jeszcze. Teraz jak musiał
siedzieć w domu z najmłodszym bratem i sam go uczyć pisać oraz
czytać, nie miał nawet czasu pochodzić i poszukać zabójców
rodziców. Mama Kala i Erkiego też była jego matką i nigdy nie
traktował jej jak macochy.
– Różnych, ale głównie
pomarańcze i granaty. Mam nadzieję, że kupcy będą mieli Ackee,
kucharka kazała mi to znaleźć. – Wypił wodę duszkiem i
odstawił kubek. – Idę.
– Weź kurtę, rano jest
chłodno.
– Wezmę. Opiekuj się Kalem.
– Erki? – Leteno podrapał
się po piersi zasłoniętej koszulą nocną. – Sądzisz, że
Delreth pomógłby nam znaleźć zabójców rodziców?
– Oszalałeś? – Prawie
podniósł głos słysząc to. – Nie mieszaj go w to i przestań
szukać. Boję się, że w coś się wplączesz. Jesteś nam
potrzebny, Leto. – Erki przytulił brata.
Leteno natychmiast owinął ręce
wokół szczupłego ciała i wtulił nos w szyję brata. Zatrzymał
go przy sobie chwilę dłużej.
– To mnie męczy. Po prostu
muszę, to zrobić.
– Nie musisz. – Odsunął się
od starszego brata, zdjął z wieszaka kurtę i wyszedł.
– Nie rozumiesz, braciszku. To
jest taka potrzeba, której nie czujesz. Nie zrozumiesz też jeszcze
czegoś innego, ale tego się nie dowiesz – powiedział do siebie
smutny Leteno i poszedł jeszcze pospać.
^~~^~~^
W Telmar, tuż po wschodzie
słońca, wszyscy zasiedli do śniadania. Aranel był bardzo głodny,
zmęczenie wczoraj dało o sobie znać w sposób jakiego się nie
spodziewał. Kiedy zasnął, to dopiero obudził się dziś rano.
Riven zanim położył się przy nim zaglądał co jakiś czas do
sypialni zaintrygowany dlaczego mąż nie wstaje, ale widząc go
śpiącym i to, że jest wszystko w porządku nie budził go. Terrik
podjadał ukochanemu z talerza co lepsze kawałki owoców, a ten
zabierał mu mięso pokrojone w plastry.
– Yav, kiedy wreszcie powiesz
mi jaką masz dla mnie niespodziankę? – marudził Terrik.
– Cierpliwość to
najpiękniejsza z cnót, kochanie.
– Skończy się, jak zakażę
ci wchodzić do mojej komnaty do następnej pełni.
– Ciekawym kto ile wytrzyma –
parsknął Galdor. – A teraz wybaczcie mi, muszę zobaczyć, co u
moich ludzi.
Riven przypatrywał się mężowi,
który uważnie słuchał wypowiedzi pary. Na policzkach Aranela
wykwitł lekki rumieniec, kiedy skojarzył o co chodziło w tym
zakazie wejścia do komnaty. Położył dłoń na jego i zapytał:
– Aranelu, miałbyś ochotę na
spacer?
Wzdrygnął się na dotyk męża.
Powinien przestać tak reagować.
– Z przyjemnością. Hrabio
przyłączysz się do nas? – Chciałby móc mieć możliwość
poznania przyjaciela męża.
Terrik z ochotą już miał się
zgodzić, ale wzrok Saerosa jasno powiedział mu, że jak to zrobi,
to pożegna się ze swoim przyrodzeniem.
– Chętnie Aranelu, ale
później, teraz koniecznie muszę dowiedzieć się jaką
niespodziankę ma mój mężczyzna.
– Długo jesteście razem? –
W obecności innych osób stawał się mniej spięty niż przy mężu.
– Dziesięć wiosen. Gdybyś
miał ochotę porozmawiać, Aranelu, co do tej pory nie było nam
dane, to chętnie sam wybiorę się z tobą na spacer.
– Wspaniale. Może popołudniu?
– Wyśmienicie.
– To macie umówione spotkanie,
ale teraz zabieram ciebie, mężu, do ogrodu. – Riven wstał mając
cały czas splecione palce z palcami Adantina. Nie miał zamiaru
przeszkadzać we wzajemnym poznaniu się tych dwóch mężczyzn, ale
teraz była jego pora na bycie z Aranelem, jak i kilka następnych
dni. Z nadzieją w sercu na polepszenie stosunków z mężem, kiedy
Aranel wziął swój kij, poprowadził go na dwór.
^~~^~~^
Przeglądał
owoce i wybierał tylko te najlepsze. Jak był dzieckiem mama
nauczyła go, jak szukać pierwszych oznak zepsucia produktu. Dlatego
teraz do koszyka trafiały tylko te najlepsze i nie próbował sobie
wmówić, że te gorsze też są dobre. Zawsze połowa z nich
trafiała go kosza na odpady po obraniu.
– Ma pan
Ackee? – zapytał kupca.
– Chłopcze
trudno o takie. Sprowadzają je z Kavore. Musisz szukać, jak
będziesz miał szczęście to je znajdziesz. A może kumkwaty będą
lepsze?
– Wybaczy
pan, ale one w żaden sposób nie przypominają tego czego szukam.
Ile płacę? – Erkiran sięgnął do sakwy, którą dał mu jeden z
mężczyzn zajmujących się finansami.
– Dwadzieścia
leitów.
– Aż
tyle? Przecież to nie kosztuje więcej niż szesnaście. –
Wiedział, że kupcy uwielbiają się targować.
– Phi.
Szesnaście? Chłopcze chcesz mnie okraść w biały dzień? Niech ci
będzie, osiemnaście i to moje ostatnie słowo. – Mężczyzna
machnął ręką.
– Zgoda.
Zbił bym do szesnastu, ale muszę znaleźć Acee. – Odliczył
potrzebną sumę. Wysypał leity na rękę kupca i kiedy spojrzał mu
w oczy, w tle zobaczył znajomą postać idącą wzdłuż straganów.
– Dziękuję bardzo.
– To ja
dziękuję, chłopcze.
Erkiran
ominął kram i poszedł śladem Asmanda. Wydawało mu się, że
mężczyzna czekał na niego. Ladrimowi przypomniało się, jak
dobrze mu było w ramionach Asa.
– Podobno
nie chodzisz w dzień pomiędzy ludźmi – zagadał Erki.
– Wmieszanie
się w tłum, to najlepszy kamuflaż. Poza tym byłem w swojej
sprawie i zauważyłem cię. – Udawał, że ogląda szaty, jakie
zazwyczaj zakładali ogrodnicy. Nie obawiał się mówić, tutaj
panował taki hałas, że i tak nikt nikogo nie słyszał. – Nie
poinformowałeś mnie, że masz już pracę.
– Od
wczoraj i nie było na to czasu.
– Przyjdź
dziś do mnie – powiedział Asmand i zniknął chowając się za
rosłym przechodzącym obok mężczyzną.
Erki nie
wiedział dlaczego na tą prośbę poczuł gorąco. Zamrugał
powiekami i rozejrzał się. Wypatrzył jeszcze jedno miejsce gdzie
mógł kupić poszukiwane owoce.
^~~^~~^
Wrócił do
komnaty w celu pobycia samemu i poużalania się nad tym, że Yavetil
od czasu pobytu w Elmeriad mówi mu, że ma coś ważnego dla niego,
a wciąż ucieka. Nie lubił tego, był niecierpliwy.
Otworzył
drzwi i stanął jak wryty. Na środku pokoju z wielkim bukietem
czerwonych róż stał Galdor i uśmiechał się do niego szeroko.
– Co tu
robisz? Miałeś...
– Poszedłem
zebrać je w ogrodzie. Sądzisz, że książę Saeros będzie miał
mi to za złe?
– Nie
wiem. Zależy po co ci one. – Terrik wszedł w głąb pokoju.
– Długo
się zastanawiałem, jak to zrobić, czy to zrobić. Nie wiem co
odpowiesz i przez to staję się niepewny.
– Ty?
– Tak,
ja. Chciałem poczekać do wieczora, ale to chyba też dobry czas. To
dla ciebie. – Wyciągnął kwiaty w stronę ukochanego, a gdy
zakłopotany Terrik je wziął, Yav upadł przed nim na kolana.
– Yav, co
ty robisz?
– Nie
wiesz? – Wyjął z kieszeni spodni okrągłe pudełeczko i otworzył
je. W środku na białej, miękkiej poduszce tkwił sygnet. –
Hrabio Terriku Melisi czy wyjdziesz za mnie?
Terrikowi
zabrakło tchu, a oszołomienie nie pozwoliło mu zabrać głosu.
Tego się nie spodziewał. Wszystkiego, ale nie tego i nie wiedział
co miał zrobić. Co na to król? Chociaż król zawsze powtarzał,
że już dawno powinien się ustatkować i przestać udawać, że nic
go nie łączy z Galdorem. Spojrzał w oczy kochanka. Ujrzał w nich
niepewność i ból. Czyżby tak długo zastanawiał się co
powiedzieć? Uklęknął przed nim i odłożył bukiet na brązowy
dywan.
– Yav, a
masz drugi dla siebie, bo nie mam zamiaru cały czas odganiać od
ciebie mężczyzn. Skoro ja będę oznaczony to ty też –
powiedział poważnie.
– To
znaczy, że się zgadzasz? – Przez chwilę zwątpił, że mężczyzna
się zgodzi. Odczytał z jego twarzy wątpliwości.
– Tak,
ale musimy i tobie taki kupić...
– Mam
drugi. – Zaraz obok pierwszego pudełka pojawiło się drugie takie
samo i podał je Terrikowi.
– Dowódco
królewskich wojsk i mój kochanku Yavetilu Galdorze czy wyjdziesz za
mnie? – Otworzył pudełeczko.
– Z
rozkoszą.
Mężczyźni
wymienili się pierścieniami i tą ich małą ceremonię zakończyli
pocałunkiem pełnym uczucia.
– To co z
tą rozkoszą? – zapytał Melisi.
– Jesteś
wiecznie niewyżyty. – Już miał go ponownie pocałować, ale tym
razem tak jak narzeczony lubił, gdy do komnaty zajrzała jedna ze
służących. Wszystko przez to, że Terrik nie zamknął drzwi.
Dziewczyna
spłoniła się po czubki uszu widząc ich tak blisko siebie i
klęczących, dygnęła.
– Niech
panowie wybaczą, że przeszkadzam, ale stajenny szuka księcia
Saerosa i Adantina.
– Co się
stało? – zapytał hrabia. Obaj mężczyźni wstali.
– Koń
księcia Adantina jest chory.
Galdor
nabrał głęboko powietrze w płuca słysząc wiadomość. Adantin
będzie niepocieszony sytuacją. Rozumiał miłość tego człowieka
do Zariona. Porozumiewali się bez słów jakby byli jednym.
– Znajdę
ich, ale najpierw zanim przekażę złe wieści sam sprawdzę co się
dzieje – rzekł Yavetil.
– Pójdę
z tobą, a ty Silno wstaw kwiaty do wody. – Przekazał zanim
poszedł w ślad za narzeczonym.
^~~^~~^
Dotknął
mokrej skały, była gładka, jakby woda ze stawu ją wyszlifowała.
Zamoczył place w cieczy i przelał ją pomiędzy nimi. Czuł się tu
naprawdę dobrze. Do tego wszędzie wokół śpiewały ptaki, a ich
trel był pełen radości życia.
Słońce
zaczęło przygrzewać siedzącą na trawie postać Aranela. Riven
był obok i nie potrafił oderwać oczu od rozpromienionej twarzy
swego męża. Młodzieniec był tu taki inny. Porzucił maskę i
zachowywał się swobodniej. Nawet nieznacznie uśmiechał się.
Riven żałował, że do tego co spotkało Aranela sam dodał mu
zmartwień. Gdyby teraz miała nastąpić ich wspólna pierwsza noc
zrobiłby dużo, żeby się pohamować.
– Opisz
mi to miejsce, Riven. Opisz mi dokładnie, co tutaj jest poza skałami
i wodą. Co jest blisko, a co daleko. Chcę to zobaczyć twoimi
oczami. – Adantin podparł się na jednej ręce, a druga spoczęła
na kolanie. Czuł ciepło pochodzące od męża, który zajmował
miejsce blisko niego. Po tym co wczoraj usłyszał, kiedy Riven
sądził, że on śpi inaczej się czuł. Lepiej.
– Będzie
łatwiej mi mówić, jak pozwolisz mi na coś.
– Nie
rozumiem.
– Nie bój
się. Najwyżej mi powiedz, żebym się odsunął. – Saeros
przysunął się bardziej do męża, tak blisko, że mógł bez
problemu objąć go ramionami i oprzeć o swoją pierś. – Nie bój
się, nic złego ci nie zrobię – zapewnił, kiedy Aranel napiął
wszystkie mięśnie. – Powiedziałem, że nie zrobię nic czego nie
będziesz chciał i na pewno nie zmuszę cię znów do... stosunku. –
Jemu samemu dziwnie było wypowiadać to słowo. – Podaj mi rękę.
– Sięgnął po tą co spoczywała na udzie męża. – Tak łatwiej
pokażę ci kierunki.
Aranel
poczuł się przez chwile spętany strachem, ale kojący głos
niedaleko ucha uspokoił go trochę, pomimo tego pozostał czujny.
Nie pozwoli, żeby małżonek coś w nim rozbudził, a później
ponownie sprawił taki ból. Podał mu rękę, na której lekko
zacisnęły się palce Rivena.
– Spokojnie.
– Nie wiedział czy to dobry pomysł, być tak blisko, gdyż Aranel
się go obawiał, ale może to najwyższy czas, aby powoli
przyzwyczajać go do siebie. Samo dotykanie dłoni nic nie da. Czasem
nie umiejącego pływać trzeba puścić na głęboką wodę i tylko
być przy nim, aby się nie utopił. W tym wypadku Aranel bał się
jego dotyku, więc pora mu go dawać i pokazać, że nie stanie
krzywda mu się. – Wsłuchaj się w mój głos. Na zachodzie w
oddali widać pasmo górskie. Nie jest ono tak nieprzystępne i
okrutne jak w krainie Iensaur, ale jeszcze nikt nie zdobył się na
to, by się wspiąć na najwyższy szczyt i ujrzeć stamtąd bezkres
oceanów. W ogóle wszędzie wokół jest las, głównie przeważają
drzewa liściaste. To miejsce gdzie stoi dom, można uznać za polanę
na której znajdują się różne części ogrodu. Tu gdzie
przebywamy są liczne skały otoczone trawą i wodą.
Adantin
wsłuchiwał się w ciepły głos starając się wszystko zapamiętać.
Chciał jak najwięcej wiedzieć. Riven sterował jego dłonią i
pokazywał kierunki czasami kierował ją na trawę pozwalając
ponownie zatopić palce w długich źdźbłach. Pozwolił sobie już
na pełny spokój. Nagle gdy mąż opowiadał o kolejnych ciekawych
rzeczach usłyszał, czyjeś kroki.
– Ktoś
od nas idzie – powiedział. – Z tego co słyszę, to Galdor, ale
nie jestem pewny, kroki są dość mocne, nerwowe.
Riven
skierował wzrok w tą samą stronę skąd i jego dobiegł stukot
twardych podeszew butów o wyłożoną kamieniami ścieżkę.
– Masz
rację, to Yavetil. – Obserwował sylwetkę zbliżającego się
mężczyzny.
Galdor
widział ich, jak siedzą blisko siebie i innym razem, byłby
uradowany tą bliskością, lecz teraz musiał przekazać im złe
wieści. Zbliżył się do nich i skłonił. Rano podczas śniadania
mógł pozwolić sobie na mniej oficjalne zachowanie, kiedy w izbie
jadalnej byli sami, teraz musiał się zachować, jak przystało na
jego stanowisko.
– Wybaczcie
mi, że przeszkadzam, ale to bardzo ważne. Chodzi o Zariona, książę
Aranelu.
^~~^~~^
– Nie ma
mowy! – odkrzyknął Erkiran.
– Dlaczego
nie?!
– Nie
utnę łba tej gęsi! Nie i koniec! Może pan sam to zrobić! –
Nigdy niczego i nikogo nie zabił i nie zamierza tego zmieniać.
– Maden,
zostaw chłopaka! – wrzasnęła kucharka.
– A ty co
jego matka? – zapytał rosły mężczyzna z blizną pod lewym
okiem. – Niech się uczy.
– Ty nie
jesteś dobrym nauczycielem. Erki, chłopcze możesz odpocząć. To
twoja nagroda za zdobycie Acee. Wybierz się na spacer, zawołam cię,
jak będziesz mi potrzebny. Iadil, dotrzymaj mu towarzystwa.
– Erki,
chodź. Usiądziemy na ławce i zjemy pomarańczę. – Dziewczyna,
która go tu przyprowadziła poprzedniego dnia pokazała, że trzyma
w dłoni owoc. Wyprowadziła go z kuchni i poszli wzdłuż wydeptanej
ścieżki w stronę gdzie rozciągały się pałacowe ogrody. Usiadła
w słońcu na drewnianej ławce ciągnąc chłopaka za sobą, by
zrobił to samo.
– Miło
tu – powiedział przysiadając na ławce i oparł się o mur.
Akurat ten kawałek nie był porośnięty winoroślą, która pięła
się po południowej ścianie ku wieżom pałacu.
– Wiem.
Lubię tu być. – Zaczęła obierać owoc. – Mogę sobie
popatrzeć na robotników pracujących przy ziołach. Widzisz tego
bez koszuli? – Wskazała mu młodego chłopaka.
– Tak. –
Z daleka mógł ocenić, że chłopak ma ładne ciało. Przyszło mu
na myśl pytanie: Jakie ciało ma Asmand. Zawsze ukrywa je pod
płaszczem lub peleryną.
– To mój
narzeczony. Mamy się zimą pobrać.
– Gratuluję.
– Uśmiechnął się do niej szczerze.
– Dziękuję.
O, a widzisz obok niego mężczyznę bardzo elegancko ubranego? –
Chłopak przytaknął. – To nasz zielarz. Pewnie przyszedł po
zioła. Dalej pracują mój tata, brat i inni ludzie zatrudnieni z
miasta i okolic. Pałac daje wyżywienie im wszystkim. Król jest
dobrym człowiekiem. – Oddzieliła pół owocu i podała Erkiemu. –
A wiesz, że książę Riven ma małżonka? Widziałam z bliska jego
męża. Jest niewidomy, ale doskonale sobie radzi. Wspaniale się
porusza, jak już pozna teren. Najczęściej przebywa po drugiej
stronie pałacu. O tam. – Pokazała mu ręką. – Spędza czas
raczej samotnie, mam wrażenie, że książę Saeros go unika. A
książę Adantin jest taki piękny. – Rozmarzyła się.
Przełknął
cząstkę owocu i zapytał:
– A
komnaty książąt gdzie są?
– Widać
stąd balkon i okno, chyba sypialni, nie wiem. Nigdy nie byłam na
wyższych piętrach. Wiem tylko to, co mówiła mi mama. Jest
pokojową i zajmuje się południowym skrzydłem.
– Nie
chciałabyś też robić tego co twoja mama? – Erki otarł ręce z
soku w spodnie.
– Nie mam
ochoty siedzieć cały dzień zamknięta w murach i sprzątać. A w
kuchni...
– Tu
jesteście. – Jedna z pomocnic kucharki przerwała dziewczynie
wypowiedź. – Koniec przerwy. Do pracy.
– Już
idziemy, pani Lotnem.
Erkiran
podniósł się rzucając jeszcze okiem na widziany w oddali balkon z
którego zwisały girlandy fioletowych kwiatów. Zapisał sobie w
głowie, że musi zapytać Asmanda po co mu potrzebna wiedza na
temat, gdzie się znajduje komnata Adantina.
^~~^~~^
Zdenerwowany
Aranel w drodze do boksu potknął się i tylko to, że przytrzymywał
się ramienia męża nie upadł. Tak bardzo się bał o życie
Zariona. To był jego przyjaciel. Wiele razy mu mówiono, że zwierzę
nie może być przyjacielem. Śmiał się im w twarz, on wiedział
swoje.
– Jesteśmy
już w boksie Aranelu – poinformował go mąż.
– Gdzie
jest Zarion? Co robi?
– Leży
na sianie. Jest tutaj Terrik, stajenny i Agathe.
Aranel
puścił się męża i ufając swej intuicji, rozglądając wokół
rękoma, zbliżył się do ciężko oddychającego zwierzęcia.
Wymacał dłońmi jego łeb i pogłaskał.
– Co ci
jest? Nigdy nie chorowałeś. – Przytknął czoło do szyi Zariona.
– Maleńki. – Teraz nie obchodziło go, że pokazuje prawdziwego
siebie, liczyło się tylko to cierpiące zwierzę. Miał ochotę
płakać.
– Wiecie
już co mu jest? – zapytał Riven klękając przy mężu i
obserwując wszystkich po trochu.
– Nie
wiemy. – Wzruszył ramionami stajenny.
– To co
wiecie? – warknął Saeros.
– To, że
jest źle.
Na
odpowiedź stajennego broda Aranelowi niebezpiecznie zadrżała i
skulił się. Nie chciał stracić przyjaciela. Nie jego. On był
jego oczami podczas przejażdżek. On go prowadził przez przeszkody.
On pozwalał się przytulić.
– Macie
się dowiedzieć co mu jest, natychmiast. Terrik, co sądzisz? –
Melisi dużo czytał na temat koni, ich zachowań, chorób i
wszelkich objawów, więc miał nadzieję, że coś na to poradzi.
– To
przez jego brzuch. Coś jest nie tak. – Terrik dotykał ogiera po
brzuchu. – Coś mu zaszkodziło. Co on jadł?
– Ale nie
otruliśmy go, panie. – Przerażony stajenny cofnął się. –
Jadł to co inne konie.
Riven
zobaczył, że Agathe szuka czegoś w trawie jaką dostał Zarion.
Przeniósł wzrok z niej na męża. Aranel, był przytulony do ogiera
i trzęsły mu się ramiona. Wyciągnął w jego stronę ręce i
przyciągnął do siebie.
– Chodź
do mnie.
– Chcę
być z nim.
– Będziesz,
Aranelu. Na pewno nic mu nie będzie.
Aranel
posłuchał ciepłego głosu, tylko jemu tu w tym momencie ufał.
Przecież Riven też kochał Anvara. Nie chciał, by mu się coś
złego stało, by... Wyobraził sobie śmierć swego konia i wtulił
się w przyciągające go ramiona. Wsunął głowę pod brodę męża,
objął rękoma jego plecy i rozpłakał się.
– Szzzzz.
– W tym momencie coś w Rivenie pękło, zapragnął ochronić tego
delikatnego mężczyznę od wszystkiego zła. – Będzie dobrze.
Zarion wyzdrowieje. – Na jego serce spłynęło coś ciepłego i
stopiło ten kawałek lodu, jaki jeszcze tam gdzieś tkwił i mówił,
że powinien być z kobietą. Nie chciał kobiety, od teraz chciał
Aranela i będzie walczył o niego i jego uczucia swoją
cierpliwością, stałością i być może w przyszłości miłością.
– Szzzzz. – Głaskał go po plecach, aby ukoić ból męża.
Zapach
Rivena już nie kojarzył mu się w tamtą nocą, tylko teraz z
opiekuńczymi i pomocnymi ramionami, w których pragnął się
schować i tam czekać na dobre lub złe wieści. Wolał te pierwsze,
ale czy mógł się łudzić? Przecież powiedzieli, że jest źle.
Pewnie zjadł coś czego nie powinien albo został otruty.Choć stawiam na tą pierwszą opcje.Przynajmniej książę może potuluć swojego męża, bez obawy, że ten ucieknie. Ciekawe co chce Asmand od Erki
OdpowiedzUsuńHaha, jestem ciekawa co będzie dalej :) Erki z tą gęsią był Boski :)
OdpowiedzUsuńLuana, świetna robota :)
:'( dlaczego od początku czułam, że coś się stanie konikowi!?
OdpowiedzUsuńBłagam nie uśmiercaj go, jak oglądam filmy czy coś, to nigdy mnie nie obchodzą ludzie dla mnie mogą zdychać ile wlezie, ale jak coś się stanie zwierzaczkowi, to mi serce rozdziera się na pół, a następnie przychodzi facet z wielką piłą i na koniec je jeszcze tnie na maleńkie kawałeczki. Błagam nie rób mi tego!
Jupiii, miła lekturka do obiadu :)
OdpowiedzUsuń1. Ojjj, co też ten Leto ukrywa? Hmm, może jest chory chce zdążyć z zemstą zanim będzie za późno??
2. No, no, no, te spojrzenia Rivena... :)
3. Oświadczyny były słodkie. Kocham takie romantyczne scenki, choć niektórym mogą wydać się przesłodzone.
4. Riven się zmienia... To dobrze. Przynajmniej nie będę musiała mu nakopać :P
5. Mam nadzieję, że Zarionowi nic nie będzie.
6. OOO, jaki romantyczny kawałek na koniec... Teraz nie będę mogła spać, tylko będę wyobrażać sobie, co będzie dalej :P
Pozdrawiam
Jak pojawił się wątek o Zarionie, miałam łzy w oczach.. Teraz nic nie napiszę. Wrócę tu jutro jak dojdę do siebie. Dużo Wena i pozdrawiam : )
OdpowiedzUsuńAj kochana zachwycona i w pełni poruszona.
OdpowiedzUsuńNaprawdę mnie zaskoczyłaś i ciężko uwierzyć, że rozdział nie był zbetowany.
Nie spodziewałam się, że bedzie aż tak dobry, ale mnie nie oceniać.
Osobiście nie znam sie na tych wszystkich błędach dlatego jestem tak pozytywnie nastawiona.
Poruszyłaś mnie w momencie, gdy przeczytałam te historię o koniu... gdyż to było naprawdę szokujące.
Nie spodziewałam się że coś takiego się stanie naprawdę a tymczasem może to dobry wybór?
Być może ta sytuacja pomoże zbliżyć się mężczyznom do siebie?
Riven już pokazał swoją zmianę i to pozytywną.
Po raz pierwszy przed sobą pokazał, że nie chce kobiety tylko męża.
Taka przemiana jest naprawdę bardzo dobra według mnie.
Być może jest jeszcze szansa dla ich związku.
I mam nadzieję że z Zarionem nic się nie stanie.
czekam niecierpliwie na ciąg dalszy.
pozdrawiam.
Miałam nadzieję, że Erki pójdzie na te spotkanie już w tej notce, a tu przysłowiowa dupa. Teraz znowu muszę czekać caluuutki tydzień na nowy rozdział. to okrutne.
OdpowiedzUsuńCo do Twojego pytania, to tak, zamierzam umieścić Granice jako ebooka, który będzie można sobie pobrać, ale ostrzegam, że te zakończenie raczej nie będzie ostateczne i być może napiszę dalsze losy Sebastiana i Robina.
Pozdrawiam!
Ooo czyżby trójkącik z Erkim, Leteno i Asmandem??? Chciałabym <3 Proszę nie zabijaj Zariona .... Dużo weny
OdpowiedzUsuń~Olcia
Noooo wkońcu ksiażulek zaczyna oswajac się z niechcianych mężem i kielkujacymi uczuciami noo i tak daleji żeby tylko Riven znów czegoś niespartoli
OdpowiedzUsuńLalalulu;)
Od przyszłego tygodnia nadrabiam. ;) Od 10:00 (jutro) trzymaj kciuki, bo mam obronę licencjatu. :P
OdpowiedzUsuńMało, mało... ;) Z jednej strony zastanawiam się, czy sobie nie odpuścić i nie poprosić cię, żebyś mnie poinformowała po zakończeniu historii, ale tak naprawdę wiem, że nie przeżyłabym bez tego. Już po dwóch dniach jestem spragniona, więc nie dam rady przerwać ;D Pozdrawiam i życzę weny ;P
OdpowiedzUsuńNo... jestem mile zaskoczona. Małżeństwo idzie w dobre strony... a co jeśli koń mojego ukochanego księcia zdechnie? :( będę płakać! może... kolka go złapała ;( źle lub nie leczona zabija konia.
OdpowiedzUsuńAsmand nieźle pasuje mi do Erkirana ;) Jupii ^^
życzę weny i miłego dnia ;) ps: już w wt przeczytałam ale nie miałam czasu odpisać. ;**
To było piękne. te oświadczyny Yavetila.....yhhhhh.... piekne i tyle, brak słów. Uszczęśliwiłaś mnie jak nikt inny.
OdpowiedzUsuńRiven wreście się zmienił, wreście. Płakać mi się zachciało gdy usłyszałam że coś dolega Zarionowi. Sama doświadczyłam smierci ukochanego konia wiec wiem przez co przechodzi w tym momencie Aranel ;c
Erki jest taki delikatny. Sama bym nie ucieła gęsi głowy za chiny.
Mam tylko małe pytanko. A mianowicie :
Czy Leteno kogoś sobie znajdzie ?
Pozdrawiam i życze duzo weny Papatki ;*
Misiaczek
Mogę powiedzieć, że Leteno będzie kochany, ale nic więcej nie dodam. :)
Usuńooooo.. to bosko *o* Dziekuje za iformacje ;)
Usuńmisiaczek
Tak szybko przeczyta.łam Twojego bloga, że jestem, w szoku. Wszystkie opowiadania w zaledwie 3-4 dni. Muszę podziękować Kimi za linka. Cieszę się, że zostałałam na dłużej. Wygląd bloga zupełnie nie w moim stylu, ale piszesz genialnie i praktycznie nie mogę się doczekać na kolejne notki, oraz jak potoczą się losy bohaterów. Nie ukrywam, iż moim gustem są nowoczesne opowiadania, aniżeli tego typu. Jednak udało Ci się m,nie zaciekawić tym, jakże, bistym, opowiadaniem. Czekam z niecierpliwością na więcej.
OdpowiedzUsuńPS. Przepraszam za tak mało komentowania, jednak za bardzo się wczytałam.
Zapraszam także na yaoi: http://justtruejust.blogspot.com/ . Zdaję sobie sprawę, iż jest zbyt rażący wygląd, jednak go zmienię jak tylko będę mogła usiąść na laptopie. Teraz jestem na stacjonarnym brata.
Życzę weny.
Meggu~
Witam,
OdpowiedzUsuńoch jaki wspaniały rozdział, Yaventil w końcu pokazał „tą niespodziankę” Teriikowi, cieszę się bardzo..... Raven stara się i to bardzo, końcówka bardzo wzruszająca, mam nadzieję, że nic poważnego nie jest Zorionowi.... Aranel opuścił ta swoja maskę obojętości....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Zostałaś nominowana przeze mnie do Liebster Award. Szczegóły u mnie na blogu: http://justtruejust.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za anonima. Meggie~ |terror|
Kiedy kolejny rozdział? Błagam wstaw juz...
OdpowiedzUsuńBiedny koń oby nie zdechł....
OdpowiedzUsuń