Zapraszam na
ostatni rozdział. Nie wiem co będzie za tydzień i czy cokolwiek będzie.
Muszę dobrze przemyśleć to co chcę wstawiać. Może sięgnę po Ogród malw.
Już tekst zapomniany, dawno temu wydany. Ale jak pisałam jeszcze to
muszę przemyśleć. Także za tydzień może nic się nie pojawić.
Dziękuję za komentarze i zapraszam do zapoznania się z ostatnim kawałkiem układanki. :)
Dziękuję za komentarze i zapraszam do zapoznania się z ostatnim kawałkiem układanki. :)
Patrzył jak Dravik przekręca się na plecy, a potem jak otwierają
się jego oczy. Powieki mężczyzny zamrugały kilka razy, patrząc w sufit.
Zauważył kiedy do prawnika powróciła świadomość, a potem mężczyzna poderwał się
do siadu i z jego ust padło:
— John…
— Jestem tutaj — szepnął detektyw siedzący w kącie pomieszczenia,
które wyglądało na piwnicę. Przez małe okno w górze wpadało trochę światła.
Wokół unosił się kurz, a powietrze pachniało stęchlizną.
Dravik dostrzegając mężczyznę zerwał się z podłogi, ale zaraz
upadł na kolana, ponieważ jego nogi nadal były zbyt słabe.
— To efekt środka usypiającego, który podali. Niedługo przejdzie —
wytłumaczył John.
— Ty żyjesz — wydusił z siebie Rafael, na kolanach podszedł do
kochanka i objął go z całych sił. W głowie mu się kręciło i nie czuł się
najlepiej, ale to nie było ważne w porównaniu z tym, że Davis żył. — Kiedy
zobaczyłem cię, że leżysz tam na ziemi... — Wziął drżący oddech. — Cholera —
szepnął i wcisnął twarz w szyję mężczyzny odgarniając nosem kołnierz czarnej
kurtki. Potrzebował dotknąć jego skóry i mieć poczucie, że to nie sen.
Davis owinął rękoma ciało, które do niego przylgnęło ciesząc się,
że może go trzymać przy sobie. Chociaż wolał, aby Dravik był wolny, a nie
zamknięty z nim w jakiejś piwnicy, która powoli doprowadzała go do ataku
paniki. Nienawidził takich miejsc, w których jego wyobraźnia pracowała na
najwyższych obrotach podpowiadając mu, że na pewno zabraknie powietrza, ściany
mogą runąć, a on zginie pod zwałami gruzu. Wolałby zwyczajnie kulkę w łeb.
Szybka, łatwa śmierć, a nie powolne umieranie.
— Gdzie jesteśmy? Jak długo tu jesteśmy? — zadawał pytania
prawnik, odsuwając się od kochanka tylko na tyle, by móc rozejrzeć się.
— Nie wiem jak długo. Obudziłem się kilka… może kilkanaście minut
temu.
— Dobrze się czujesz? — zapytał Dravik, przestając skanować
pomieszczenie i spoglądając na twarz Johna. Przeczesał palcami jego włosy,
odgarniając kilka kosmyków z czoła.
— Na razie tak. Jeszcze ściany nie chcą mnie zgnieść. — Zaśmiał
się. Oparł ich czoła o siebie i tym razem to on głęboko westchnął by
przynajmniej przez chwilę poczuć zapach kochanka.
— Nie pozwolę na to, abyś spanikował. Nie ma na to czasu.
Musimy się stąd wydostać — powiedział Rafael.
— Nie ma jak. Sprawdziłem drzwi. Są zamknięte, a okno jest za
wysoko. Zresztą żaden z nas nie przedostałby się przez ten lufcik.
— Ale przyjdą po nas, Davis i wtedy ich załatwimy.
— Zabrali nawet mój nóż. Jakoś wiedzieli, że mam go w bucie. Jakby
mnie znali na wylot. Czyli znów na myśl przychodzi mi tylko Bronson. Jesteśmy
skazani, aby tu siedzieć i czekać na śmierć. Może nas ta piwnica zabije
najpierw.
Dravik łatwo wyczuł zrezygnowanie mężczyzny, które było pierwszą
oznaką zbliżającej się paniki Johna. Nie był to przyśpieszony oddech, ani inne
znane sytuacje, ale właśnie, zdaniem prawnika, głupie gadanie o śmierci.
Przekręcił się i przełożywszy nogę przez uda mężczyzny usiadł na nim okrakiem.
Objął go rękoma w wokół szyi i pocałował w szorstki policzek.
— Nikt nas nie zabije. Ani oni, ani ta piwnica. Kurwa! Nie po to
cię odzyskałem, aby teraz głupio zginąć.
Davis spojrzał w oczy Rafaela. Przesunął rękoma po jego plecach. Z
całych sił starał się myśleć tylko o nim, a nie o miejscu, w którym się
znajdowali.
— Odzyskałeś mnie? — zapytał, ale w głosie nie była słyszana jego
zwyczajowa zadziorność. Był w nim spokój, ciekawość i nadzieja.
— Tak. Sądzę, że tak. Nigdy nie przestałem cię pragnąć, Davis.
Nigdy nie przestałem cię kochać.
— Czy musiano nas zamknąć w piwnicy, grozić nam utratą życia, abyś
to powiedział? — Tym razem głos Johna był przepełniony zadziornością, na co
Dravik w duchu odetchnął.
— Widocznie nie jesteśmy jak inni. Musimy być na czyimś celowniku,
aby powiedzieć to, co powinniśmy mówić zawsze. Tylko jest jeden problem…
— Jaki?
— Taki, że nie wiem jak jest z tobą, John. Co ty czujesz?
— Czy tego nie widać? — Wychylił się i cmoknął usta Rafaela. —
Jeżeli trzeba będzie oddam za ciebie życie, Dravik. Potrzebujesz więcej wyznań?
— Nie masz oddawać za mnie życia, draniu. — Prawnik położył dłonie
na policzkach partnera. — Tylko byś spróbował. Skopałbym ci dupsko za takie
coś.
— Musiałbyś mnie odnaleźć w piekle i ożywić. Byłbyś na to gotów? —
Detektyw przesunął dłoń na szyję mężczyzny, głaszcząc skórę opuszkami palców.
Bardzo żałował, że nie zrobił czegoś więcej, aby nie znaleźli się w tej
sytuacji. Ciągle myślał jak mógł zadziałać, co wykombinować i dlaczego dał się
schwytać. Wytłumaczenie miał tylko takie, że od początku przestał myśleć i
ponownie stracił głowę dla Dravika. Wolał z nim uciekać i w ten sposób go
chronić, niż stanąć otwarcie do walki z tymi, którzy chcą ich zabić.
— Zrobiłbym to — mówił Rafael, patrząc głęboko partnerowi w
oczy. — Znalazłbym cię w najdalszych czeluściach piekła, nieba czy czegokolwiek
co istnieje po drugiej stronie i sprowadził. Potem bym ci nakopał i powiedział,
że nie masz prawa mnie zostawiać. — Połączył ich usta na małą chwilę,
zaciskając powieki.
Davis wciągnął powietrze nosem i przytrzymując głowę prawnika
sprawił, że pocałunek trwał o wiele dłużej i stawał się z każdą chwilą pełen
desperacji oraz chęci, aby mogli tak zastygnąć w czasie i trwać w tej małej
przyjemności. Kiedy rozłączyli swoje usta, John zadał pytanie na które
odpowiedzi na początku nie chciał, ale teraz bardzo pragnął ją poznać.
— Dlaczego powiedziałeś „nie”?
Dravik ucałował mężczyznę w czoło, a potem odpowiedział:
— Bo byłem głupi? Może tak. Teraz to wiem, ale wtedy bałem się.
Bałem się, że poślubisz mnie i nasza bajka się skończy. Znam wiele przykładów z
życia osób z jakimi miałem do czynienia, że po ślubie wszystko się zmieniało, a
para rozstawała się.
— Bo nie znali się tak dobrze jak my. Nie znali swoich potrzeb,
słabości, wad. Tamtego dnia, wiedziałem, że chcę spędzić z tobą życie, Rafaelu.
Moi rodzice byli dobrym małżeństwem. Bardzo się kochali przed i po ślubie.
Owszem kłócili się jak każdy i nas by to nie ominęło, ale wiem, że
przetrwalibyśmy.
— Wytłumaczyłbym ci wtedy wszystko — wtrącił prawnik, oplatając
ramionami szyję kochanka — ale wyszedłeś i nie wróciłeś.
— Byłem zły, załamany i przekonany, że tak naprawdę chciałeś tylko
mojego fiuta, a nie mnie, kłamałeś o miłości…
— Przez osiem lat, głupolu? Kocham twojego kutasa, ale ciebie
kocham bardziej — powiedział prawnik, przysuwając się jeszcze bliżej. Nogi mu już
trochę ścierpły od siedzenia okrakiem na udach mężczyzny, ale nie zamierzał się
ruszać. — Nie kłamałem mówiąc co czuję. Nie kłamię też teraz.
— Wiem. Masz rację, byłem głupi. Wybrałem walkę z tobą niż
rozmowę. To się zmieni, jeżeli tylko będziemy mieć szansę by kontynuować to co
mieliśmy — rzekł Davis. Zapomniał, że znajdują się w piwnicy, o tym co im grozi
i widział przed oczami jedynie człowieka, który dla niego był najważniejszy na
świecie. Dravik sprawiał, że zmieniał się przy nim. Stawał się czuły nie tylko
w łóżku, lubił dbać o niego, troszczyć się i być przy nim. — Jestem przy tobie
lepszym człowiekiem.
Usłyszeli szczęk zamka w drzwiach i obejrzeli się w tamtą stronę.
Dravik powoli podniósł się na nogi i pomógł wstać Davisowi. Nadal czuł się
słaby, ale był gotów na walkę. Drzwi piwnicy otworzyły się, a do środka weszło
kilku zamaskowanych mężczyzn.
— No, zakochane laleczki, koniec tych czułostek — powiedział jeden
z nich. — Brać ich i wsadzić pod prysznic.
— Co, chcecie nas wykąpać zanim odstrzelicie nam głowy? — zakpił
Davis. Wciąż odczuwał efekty środka usypiającego i mimo determinacji oraz woli
walki, nie był pewny czy pokona w walce wręcz sześciu ogromnych facetów. Nawet
dodając do tego umiejętności Rafaela, mogli nie mieć żadnych szans na wygraną. —
Może lepiej nie marnujcie wody, rachunki trzeba zapłacić. Załatwcie to od razu.
Ewentualnie może zabawimy się i zobaczymy kto jest silniejszy.
Kilku z zamaskowanych mężczyzn zaśmiało się, a potem podeszli do
pary. Davis rzucił się na jednego z nich, a Dravik na drugiego zadając im ciosy
których tamci uniknęli.
— Kurwa, przeklęty lek! — krzyknął prawnik do kochanka, mierząc
prosto w szczękę przeciwnika i poczuł jak skóra mężczyzny jedynie ociera
się o jego dłoń.
— Przestańcie się bawić! — wrzasnął przywódca grupy do swoich
ludzi. — Nie ma na to czasu. Łapcie ich i mają się wykąpać. Szef chce z nimi
gadać.
Davis wymierzył jeszcze kilka ciosów w chcących schwytać go
mężczyzn. Dravik także nie był w tym gorszy, ale szybko poddali się tracąc siły
i prawnik został schwytany, a potem do głowy przystawiono mu pistolet.
— Jeszcze chwila i dostanie kulkę — powiedział ten który trzymał
Rafaela.
John spojrzał na niego, potem na kochanka i zdając sobie sprawę w
jakim momencie się znalazł, zrozumiał, że obaj nie mają szans na ucieczkę. Nie
w takim stanie w jakim się znajdowali. Gdyby przynajmniej miał nóż to
załatwiłby tego, który groził jego partnerowi. Nie miał jednak nic i, mimo że
obaj trenowali to jak z takiej sytuacji się wydostać, tym razem detektyw poddał
się. Uniósł ręce i powiedział:
— Chętnie spotkam się z waszym szefem, by napluć mu w twarz.
*
Kazali im się umyć i ubrać w garnitury, które idealnie na nich
pasowały. Powiedziano im, że szef lubi elegancko ubranych gości. Dostali też po
zastrzyku, który całkowicie wyeliminował ich słabość po działaniu środka
nasennego. Nawet nie chcieli zastanawiać się w ogóle co to był za specyfik.
Prowadzeni byli przez długie korytarze eleganckiego domu, którego
podłogi wyłożono marmurem. Obaj czuli się niczym doskonale ubrane prosiaki,
które prowadzono na rzeź. Ręce mieli skute za plecami, a grupa która ich
nadzorowała była uzbrojona po zęby.
— Zachowują się jakbyśmy byli terrorystami — burknął Davis.
— Stul dziób! Nie gadamy. Pogadacie z naszym szefem.
— Jakoś, kurwa, idziemy i idziemy, i nie ma tego szefa —
powiedział Dravik za co został popchnięty.
— Zostaw go! — krzyknął detektyw.
— No patrz jak go broni. — Zaśmiał się jeden z mężczyzn do
drugiego, czym wszystkich rozbawił.
Wkrótce stanęli przed dwuskrzydłowymi drzwiami, które otworzyły
się, kiedy jeden z zamaskowanych mężczyzn zapukał w nie. Ręce Dravika oraz
Davisa zostały uwolnione i obu wepchnięto do pokoju.
— Co to, kurwa, jest? — wymsknęło się prawnikowi na to co
zobaczyły jego oczy.
— Określiłbym to bardziej dosłownie, ale i tak może być —
powiedział John pocierając nadgarstki po zbyt ciasno zapiętych kajdankach.
Obaj przyglądali się grupie osób, które doskonale znali poza
jednym mężczyzną stojącym obok kapitana Bronsona. Niedaleko nich stał Alec
Dravik przytulając swoją żonę, z tyłu siedział w głębokim fotelu, z drinkiem w
dłoni prokurator Larry Stiles. Poza nimi w rozległym gabinecie znajdowali się
też niektórzy z tych, którzy pracowali razem z Rafaelem i Johnem. Każdy z nich
był ubrany elegancko, a w głębi gabinetu znajdował się stół z przekąskami oraz
dobrze zaopatrzony barek.
— Witam panowie na waszym przyjęciu — odezwał się mężczyzna w
średnim wieku, którego po raz pierwszy widzieli. Na sobie miał granatowy
garnitur w prążki. Idealnie skrojony i nie tani, jak zauważył Dravik.
Nieznajomy był szczupłym, bardzo wysokim mężczyzną o pociągłej twarzy i orlim
nosie. Blond włosy uczesane na prawy bok i czujne oczy wraz z wąskimi ustami,
dopełniały wyglądu. — Przepraszamy za wszystkie niewygody, których
doświadczyliście przez ostatnie dni, ale to wszystko prowadziło do tego właśnie
momentu.
— Jakiego momentu? Może ktoś nam to wyjaśni, zanim komuś
wpierdolę!
— Rozumiem pańskie zdenerwowanie panie Davis…
— Nic pan nie rozumie. Co się tu u jebanego chuja dzieje?! —
John spojrzał na swojego przełożonego. — Wyjaśnisz mi to?
Dravik nie denerwował się tym aż tak bardzo jak jego partner.
Wsunął ręce do kieszeni garniturowych spodni i oparłszy się o ścianę czekał na
to co usłyszy. Powoli coś do niego zaczynało docierać, bo rozpoznawał blondyna
z telewizji, ale wolał wszystko usłyszeć z ust Bronsona, swojego przeklętego
przybranego brata i całej reszty osób.
— To była gra — odezwał się kapitan. — To co was spotkało przez
ostatnie dni było grą. Człowiek stojący obok mnie został przez nas wynajęty
wraz ze swoimi ludźmi do zadania, które miało polegać na uświadomieniu wam obu
tego, co każdy z nas wiedział, ale wy tego nie widzieliście. To jest nasz
prezent urodzinowy dla was, przecież macie urodziny za kilka dni.
— Że co? — John nacisnął kąciki oczu. Pieprzył urodziny, które
miał tego samego dnia co Dravik. — Albo ja jestem głupi, albo was popierdoliło.
— Zrobili to by nas znowu połączyć — przemówił Dravik. — To co nas
spotkało było zabawą. Dla nas wyglądało to jak prawdziwe, ale dla nich każdy
moment był dobrze wyreżyserowany.
— Właśnie tak — wtrącił Bronson. — Byłem pomysłodawcą całej akcji.
Każdy szczegół został obmyślony już kilka miesięcy temu. Dużo rzeczy musiało
być dokładnie zaplanowane. Jak na przykład strzelanina w barze po waszym
wyjeździe. Musieliśmy być zawsze krok przed wami. Doskonale wiedziałem, że
zabierzesz Rafaela do chaty w lesie. Przyjazd domniemanych gangsterów był już
od dawna ukartowany. Sądzisz, Davis, że gdyby to byli prawdziwi zabójcy to nie
szukaliby was w lesie? Zrobiliby wszystko, aby was zabić.
— To byli moi ludzie — rzucił właściciel firmy przygotowującej
grę. — Doskonale wyszkoleni aktorzy.
— Czekaj. — Davis uniósł rękę. — Mówicie, że to była zabawa? Niech
was szlag trafi! Myśleliśmy, że zginiemy. Ryzykowaliście życie ludzi. Mogłem
kogoś zabić.
— To ryzyko jest zawarte w umowie. Moi ludzie są jednak doskonale
wyszkoleni i zabezpieczeni, by nie dać się zabić.
— Poza tym mając Rafaela przy sobie, byłeś rozkojarzony — wtrącił
tym razem Alec. — Normalnie byś wszystko przejrzał.
— Co ty nie powiesz. Myślałem, że jesteś moim przyjacielem —
powiedział John do Aleca. — Ty i twoja żona. A wy — zwrócił się do swoich
kolegów z wydziału — wydawało mi się, że dogadujemy się…
— Ciężko się było z tobą dogadać, kiedy cały czas wściekałeś się
na Dravika. Wystarczyło, że się pojawił na chwilę, a potem przez kilka dni nie
przestawałeś o nim gadać — wyjaśnił jeden z najbliższych współpracowników
Davisa.
— Wiedząc co do siebie czujcie — kontynuował Bronson — podjąłem
decyzję i wciągnąłem w to nas wszystkich. Zrobiliśmy to dla was.
Zainscenizowaliśmy to, po to, abyście spędzili ze sobą trochę czasu.
— Strach o drugą osobę — głos zabrała Lisa Dravik — budzi
najskrytsze uczucia, które my ludzie potrafimy przed sobą głęboko ukryć. Nie
znałam Rafaela i całej waszej historii, ale po tym co słyszałam od Aleca
kochaliście się bardziej niż ktokolwiek inny. Takie uczucie nie kończy się od
tak. Raczej głupota je psuje, ale nie zabija.
— Trudno było patrzeć jak się męczycie. Daliście nam popalić przez
ostatnie dwa lata. — Tym razem odezwał się milczący dotąd Larry Stiles. — Jako
prokurator miałem z wami oboma do czynienia i zaręczam wam, że ciężko
wytrzymać z jednym i drugim kiedy jesteście w stanie wojny.
— Dlatego zostaliście poddani grze, by wywołać to czego normalnie
nigdy nie zrobilibyście — dokończył Alec. — Scena z piwnicy była wyjątkowa.
— Kamera. Była tam kamera — szepnął jakby do siebie Dravik. —
Chyba nie…
— Nigdzie indziej nie było kamer — wyjaśnił Bronson. — Tylko w
piwnicy. Dawaliśmy wam ten czas spokoju byście się do siebie zbliżyli. W motelu
za długo siedzieliście i musieliśmy was stamtąd wykurzyć. Dzisiaj jest koniec
gry i wygraliście.
— Co wygraliśmy? — warknął John.
— Siebie — podpowiedziała Lisa. Podeszła do Davisa i ucałowała go
w policzek. — Wygrałeś miłość. Gratuluję. — Nawet nie drgnęła, kiedy detektyw
popatrzył na nią groźnie.
Dravik słuchał tego wszystkiego w ogóle nie czując nerwów. Był
gotów im podziękować za otworzenie oczu, ale musiał wyjaśnić kilka spraw. Nadal
nie ruszając się ze swojego miejsca powiedział:
— Nie wszystko wyjaśniliście. Skąd wzięliście dane o Tisdale’u i
tym, że przelał pieniądze za wykonanie wyroku na nas. Co z O’Brianem? Jak
domyśliliście się, że pojedziemy do fabryki? I czy wiedziałeś kapitanie, że
John przyjdzie do twojego domu? A mój samochód? Wyleciał, kurwa, w
powietrze.
— Wszystko to zostało zainscenizowane. Dzięki zdolnościom Aleca, a
dość dobrze go poznałem rok temu, szukając sprzymierzeńców do mojego planu,
zainscenizowaliśmy kilka artykułów o O’Brianie. Dzięki cudom techniki, nie
pytaj jak to zrobił, dostałeś artykuł o wyjściu mężczyzny z więzienia. Nic
takiego nie miało miejsca. Czy widziałeś w telewizji jakąkolwiek wiadomość
na ten temat? Alec nie szukał także żadnych informacji o przelewie z Kajmanów.
Tisdale i O’Brian nie mają niczego ze sobą wspólnego. Co do fabryki… Znam Johna
i wiedziałem, że będzie uciekał w stronę fabryki, by nie skrzywdzić niewinnych.
Przypuszczałem też, że w końcu przyjdzie do mojego domu, ale nie sądziłem, że
będzie tak śmierdział.
— No, dziękuję za przypomnienie o tym — burknął Davis zakładając
ręce na piersi i stojąc w rozkroku. Obserwował wszystkich, którzy go
wykołowali. Nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Najchętniej to
skopałby tyłek każdemu z osobna. — Zamknąłeś mnie w piwnicy.
— Przepraszam — odparł kapitan. — Wiedziałem, że mając Rafaela u
boku nie wpadniesz w panikę. Nie pozwoliłby na to. — Kapitan doskonale
wiedział, że John Davis jako dziecko wpadł do piwnicy w opuszczonym domu i
spędził tam dwie doby zanim go znaleziono. Od tego czasu bał się takich miejsc.
— Mój samochód! — przypomniał Dravik i tym razem to on się
zdenerwował.
— Twój samochód jest bezpieczny. Podstawiliśmy inny, wzięty ze
złomowiska i odrestaurowany. Wybuch bomby był inscenizowany. Nawet ludzie,
którzy wtedy byli obok ciebie byli aktorami. Każdy, z kim mieliście do
czynienia to aktor. Chłopak, który skierował was do motelu też był z firmy.
— Każdy? Nawet cywile w barze, na stacji? — dopytał John.
— Każdy — odparł spokojnie właściciel firmy. — Przewidywaliśmy
każdy wasz krok.
— Jak? — zapytał Rafael i po chwili go olśniło. — Mieliście
nadajnik w samochodzie Davisa?
— Tak. Ukryty starannie pod siedzeniem. — Tym razem odpowiedział
jeden ze współpracowników Johna. — Nie patrz tak, stary. Jesteś mi winien, za
połączenie cię z twoją miłością, kilka browarów — powiedział rozbawiony.
— Żebyś się tymi browarami nie udławił, Smith. — Spojrzał po
wszystkich. — Jesteście nam winni jeszcze wiele wyjaśnień, na przykład co z
moją chatą, ze zrujnowanym mieszkaniem Rafaela, ale zanim do tego dojdzie muszę
się napić. — Davis podszedł do barku, nalał dwie pełne szklanki burbonu i podszedł
do Dravika. Podał mu jedną, a potem chwycił mężczyznę za dłoń i wyprowadził na
balkon, który już od dłuższego czasu go kusił. Potrzebował uciec od tych ludzi.
Zimny wiatr owiał ich, kiedy stanęli na balkonie, zamykając za
sobą drzwi. Kilka płatków śniegu, który zaczął padać, w tym samym momencie,
jakby ktoś wydał im rozkaz, opadło na ich szare garnitury. Znajdowali się
gdzieś na odludziu, przypuszczali, że dom należał do właścicieli firmy
organizującej grę. Możliwe, że to była ich główna siedziba, ale nie chcieli o
tym rozmyślać.
— Pieprzę ich wszystkich — warknął Davis.
— Wolałbym, abyś pieprzył tylko mnie. Jestem trochę zazdrosny.
John zaśmiał się natychmiast rozluźniony. Wypił łyk mocnego
alkoholu, który próbował wypalić mu gardło i spojrzał na Rafaela.
— Urządzili grę, aby nas połączyć. Wierzysz w to?
— Muszę. Zrobili dużo. Wplątali w to wszystkich. Nawet cholernego
Aleca. Jeszcze bardziej go nie znoszę.
— A mnie lubisz? — zapytał zadziornie John. Wyraz jego oczu
wyrażał wyzwanie, tak samo jak ton głosu.
— Ciebie? Trochę. Odrobinkę. — Dravik zbliżył się do kochanka i
pocałował go mocno, mając gdzieś to, że inni widzą ich przez szerokie, oszklone
drzwi.
— Miłe — zamruczał John. Objął jedną ręką Rafaela w pasie i
przytrzymał przy sobie.
— Moje pocałunki są zawsze miłe.
— Nie wątpię. Ale mówiłem o nich. Może kiedyś im wybaczę.
— Może ja też. To co będzie dalej? — zapytał prawnik.
— Dalej to jesteśmy chyba już tylko my.
— A zapytasz mnie jeszcze kiedyś bym za ciebie wyszedł? —
Rafael odstawił szklankę nietkniętego przez siebie alkoholu na małym stoliku i
obiema rękami objął wokół szyi partnera.
— Pomyślę o tym. A co byś odpowiedział?
— Również o tym pomyślę — wyszeptał Dravik przybliżając usta do
warg kochanka. Zanim go pocałował dodał: — Mój samochód jest cały.
— A ty tylko o tym. — Zaśmiał się John. — Może wreszcie mnie
pocałujesz.
— Z przyjemnością, kochanie — odpowiedział Dravik, dla żartu
cmokając policzek detektywa, na co ten warknął ze złością i sam sięgnął po jego
usta, których nigdy nie będzie miał dość. Tak samo jak cholernego Dravika. Bo
co jak co, ale kochał go i wierzył, że tym razem im się uda.
Kiedy skończyli się całować łapiąc głęboki oddech, śnieg padał
obficie. John napił się jeszcze łyka burbonu i powiedział:
— A teraz chodź, na nasze przyjęcie urodzinowe, pomożesz mi skopać
ich tyłki, za to, że otworzyli nam oczy i znów muszę się z tobą męczyć. — Jego
oczy posyłały wesołe iskry w stronę Dravika, któremu zarzucił rękę na ramiona
prowadząc go ku drzwiom balkonowym.
— Kutas z ciebie — rzucił prawnik śmiejąc się. — Dobrze, że wciąż
jesteś sobą.
— Ty też, skarbie. Ty też.
Koniec
Wiedziałam! Po prostu wiedziałam! Od tygodnia chodziło mi po głowie podobne zakończenie. Kocham tą historię. Życzę weny i do zobaczenia...
OdpowiedzUsuńMiałam małą przerwę w czytaniu Twojego bloga. Opis e-booka Na celowniku mnie nie porwał dlatego nie kupiłam wcześniej. Jednak po przeczytaniu od razu się zakochałam! Kocham jak piszesz :3 Cieszę się jednak z tej małej przerwy, mogłam dzisiaj od razu przeczytać cały tom <3 Nie dałabym rady czekać tygodnia na rozdział. Kochana pisz więcej jesteś niesamowita!
OdpowiedzUsuńCzytelniczka od pierwszego bloga ^-^
Zazwyczaj nie piszę negatywnych komentarzy pod rozdziałami, ale... W życiu mnie żadne zakończenie opowiadania/książki tak nie rozczarowało. Jedyne co czułam pod koniec to cringe i zirytowanie.
OdpowiedzUsuńEch.
~Tess
Dlaczego tak czułaś? Czego spodziewałaś się? Może rozwiniesz temat. Luana na pewno będzie chciała wiedzieć co cię tak zirytowało.
UsuńTeż bym chciała znać odpowiedź na pytania które zadała Monika. Poza tym muszę dodać, że zakończenie było inspirowane bardzo starym filmem. Po prostu była to gra. :)
UsuńNie chce mi się rozpisywać, bo i nie ma za bardzo nad czym... Po prostu zakończenie według mnie było zwyczajnie słabe, tak jakby nie było innych bardziej ambitnych pomysłów, więc postawiono na najmniejszą linie oporu. Zwyczajnie po poprzednich rozdziałach, które miały trochę inny "vibe", ten ostatni wydaje się nie na miejscu. Sprawił, że poczułam się zażenowana i oszukana ;)
UsuńNie wiem jak to inaczej napisać, po prostu zakończenie nie pasowało i sprawiło, że całe opowiadanie straciło w oczach (moich).
~Tess
Hejka,
OdpowiedzUsuńrozdział o ja niesamowity... ta scena w piwnicy, to wyznanie, już wiemy czemu Rafael wtedy powiedział "nie" bał się, że właśnie po ślubie coś się popsuje... ale wspaniale tego to się nie spodziewałam co za zwrot akcji, to była gra, która miała ich ponownie zbliżyć do siebie, jak widać ich wspołpracownicy mieli ich dość, tego ich zachowania...
weny i pomysłów życzę...
Pozdrawiam cieplutko Basia
Tak właśnie czułam że inspirowalas sie tym filmem z Michaelem Douglasem ,ale doszlam do tego dopiero pod koniec rozdziału 🤣Luano ty wiesz ze ja nie lubię czekac na twoje opowiadania,a niedzielny wieczór z twoimi opowiadaniami to cos na co czekam caly tydzien. Ok,nie będę marudzić, pozdrawiam serdecznie i zyczę ciepełka i słońca. 😃
OdpowiedzUsuń...
OdpowiedzUsuń...
...
To ja już bym chyba wolał żeby bohaterów zabito. A jestem fanem happy endów. Ale na tym czuję tylko cringe, jak to dobrze ujął ktoś przede mną, i rozczarowanie.
I mean... Really? Zaryzykujemy życia ludzi i urządzimy przedstawienie stulecia po to tylko, aby pewna para przygłupków po 2 latach wreszcie sobie wyjaśniła 1 kwestię, zamiast... Nie wiem... Zamknąć ich razem w pokoju i nie wypuścić dopóki tego nie zrobią?! I mam uwierzyć, że znalazł się cały szwadron ludzi chętnych, by urządzić całą tę szopkę?! No nie, nie kupuję tego. A nawet jeśli... Cały wątek kryminalny, cały ten dreszczyk, poszedł się paść po dowiedzeniu się, że to była tylko zabawa. Dwaj napaleni na siebie, muszący się ukrywać mężczyźni w sytuacji zagrożenia to już dobry pomysł na fabułę, po co to niszczyć? To tak jakby Harry Potter skończył się słowami "I wtedy Harry obudził się w swojej komórce pod schodami". Najgorsze rozwiązanie akcji ever.
Wszystkie poprzednie rozdziały super, tego wolałbym żeby nie było. Ale to tylko moje zdanie.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPrzecież ich życie nie było zagrożone. Nie, ja wolałabym, żeby nie ginęli. A zaangażowanych było paru przyjaciół i kilku aktorów. Poza tym zakończenie jest inspirowane filmem gra. Tam dopiero się działo, a na końcu okazało się, że to tylko prezent urodzinowy.
UsuńWłaśnie o to chodzi, że nie było. I w takim razie film pewnie też by mi się nie spodobał, zależy jak naciągane by to w nim było, ale idk bo nie oglądałem. Gusta ¯\_(ツ)_/¯
UsuńNie no finalne zakończenie wow!
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie jedno z Twoich najlepszych opowiadań i widzę mega duży progres.
Jesteś niesamowita!
kurdę zaskoczyłaś mnie nie podziewałam się że to taka niewinna niespodzianka.
Nie spodziewałam się kochana poważnie.
Jestem pod dużym wrażeniem i czekam na kolejną historię jaką przed nami odsłonisz
ściskam mocno! i pozdrawiam.
To było naprawdę świetne. Opowiadanie trzymało w napięciu, było też wesoło i słodko, a czasami smutno. Bardzo mi się podobało. Dziękuję ci za nie! ❤️
OdpowiedzUsuńO matko, strasznie trzymało w napięciu to opowiadanie! Ale nie zawiodłam się, zresztą na innych twoich pracach też. One wszystkie są świetne :) ❤️
OdpowiedzUsuńPrzeszło mi przez myśl, że takie może być zakończenie ale od razu pomyślałam, że nie ma szans xD opowiadanie mega w moim klimacie. Uwielbiam ich charaktery.
OdpowiedzUsuńFantastyczne opowiadanie, rzeczywiście szybko pokochałam głównych bohaterów. Cudowne zakończenie.
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę.
Pozdrawiam Olga
Muszę powiedzieć ze mnie zaskoczyłaś i to pozytywnie.
OdpowiedzUsuńPrzez cale opowiadanie byłam ciekawa kto za tym stoi, kto wymyślił taki plan by ich zabić. A tu takie zakończenie.. Szacun.
Bohaterowie sa cudni, kocham ich od 1 rozdziały, nie od samego opisu juz ich pokochałam.
Super opowiadanie, szybko sie czytało.
Życzę ci dużo weny, ale tes zdrowia i byś odpoczywała.
Dziękuję i pozdrawiam
Dziękuję za wspaniałą historię :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że trochę mnie zaskoczyłaś, po poprzednim rozdziale zaczęłam podejrzewać, że coś jest nie tak, ale i tak nie spodziewałam się, że wszyscy ich znajomi wzięli udział w tej grze. Wszystko zostało wyreżyserowane rewelacyjnie :) Nie dziwię się, że główni bohaterowie nie połapali się o co chodzi, tym bardziej, że byli zajęci czymś o wiele przyjemniejszym ;) Wspaniale, że wszystko się tak cudownie skończyło :)
Szczerze to mogli być ciągle para, gdyby tylko ze sobą porozmawiali, w sumie strach ich rozdzielił, ale myślę, że dostali mega nauczkę i teraz komunikacja będzie podstawą ich związku.
Ich przyjaciele mogą zacierać ręce, gdyż ich swatanie zakończyło się sukcesem, jeszcze czekałam na moment, że stoi przed nimi pracownik urzędu, aby ich połączyć, to byłby dopiero szok :D
Dziękuję za Twoją ciężką pracę :) Bardzo się cieszę, że uwielbiasz tworzyć nowe historię, gdyż zawsze pokazujesz jakiś problem i starasz się pokazać, jak można go przezwyciężyć oraz to, że miłość wszystko zwycięża :)
Mam nadzieję, że nigdy nie porzucisz pisania i ciągle będziesz uszczęśliwiać czytelników swoimi dziełami :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, rozdział o ja niesamowity... ta scena w piwnicy, to wyznanie, już wiemy czemu Rafael wtedy powiedział "nie" bał się, że właśnie po ślubie coś się popsuje między nimi... ale wspaniale tego to się nie spodziewałam, co za zwrot akcji, to była gra, która miała ich ponownie zbliżyć do siebie, jak widać ich wspołpracownicy mieli ich dość, tego ich zachowania...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ta scena w piwnicy, to wyznanie, już wiemy czemu Rafael wtedy powiedział "nie" bał się, że właśnie po ślubie coś się popsuje miedźy nimi... ale wspaniale tego to się nie spodziewałam co za zwrot akcji, to była gra, która miała ich ponownie zbliżyć do siebie, jak widać ich wspołpracownicy mieli dość ich zachowania...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka