Całość tekstu jest do kupienia tutaj: Ogród malw
–
Dlaczego ja? – zapytał szefa. – Są inni, którzy mogliby się tym zająć.
– Do
tego zadania najlepiej nadajesz się właśnie ty – odpowiedział Jerzy. Siedział
za dużym, ciężkim, starym biurkiem zawalonym tonami papierzysk. Łysiejący
mężczyzna z pociągłą twarzą o wklęsłych policzkach porośniętych gęstą brodą
patrzył na pracownika wnikliwie. – Zobacz, co tu mam. – Wskazał ręką wszystko
to, czym został niejako obłożony. – To teksty ludzi chcących stać się
pisarzami. Czytam je każdego dnia i mam dość. Nie widzę w nich nic dobrego. –
Popukał placem stos wydruków. – Jeden na dwadzieścia ma jakiś potencjał, dopóki
nie trafię na pięciostronicowy opis o niebie lub drzewie. Minęły czasy, gdy
oczekiwano takich właśnie rozbudowanych charakterystyk. Teraz ludzie chcą
czytać lekkie, proste teksty, interesujące, z miarowymi opisami, a nie ciężkie
na miarę Tolkiena. – Jerzy Lasek od dawna słynął z nielubienia wszelkiej
twórczości J.R.R. Tolkiena. Jego zdaniem „Władca pierścieni” to przereklamowane
dzieło dla dziewczynek. Jednakże z chęcią wydawał podobne dzieła, bo dobrze się
sprzedawały, a jemu chodziło o zarabianie pieniędzy. – Niemniej czasami trafia
się coś naprawdę dobrego, ale ostatnio coraz rzadziej, a nie zamierzam wydawać
szmiry i tracić renomy.
Darek
nerwowo założył nogę na nogę, usiłując zrozumieć, do czego dąży szef,
wygłaszając to krótkie przemówienie.
–
Kiliński, chodzi mi o to, że nikt z tych pseudo pisarzy nie stanie się gwiazdą,
autorem bestsellera, a tego właśnie potrzebujemy. Dlatego masz się podjąć
zadania, do którego cię przydzieliłem.
– Na
Boga, szefie, jestem tylko korektorem, nie negocjatorem. – Poruszył się
niespokojnie na krześle.
– Ale
masz to coś, potrafisz przekonywać. Daję ci miesiąc na przyciągnięcie do nas
Michała Sobolewskiego.
–
Słyszałem, że zniknął. Przerwał pisanie powieści i gdzieś się zaszył. Po co nam
ktoś taki?
– Zrezygnował
ze współpracy z wydawnictwem Tygrys. – Konkurencyjne wydawnictwo od lat
rywalizowało z jego. – Nie wiem, o co im poszło, ale nie wierzę, że przestanie
pisać. Zawsze do tego wraca. To jego życie. Ty potrzebujesz powietrza, żeby
żyć, a on pisania. Tym razem też się tak stanie i chcę, aby swoją następną
współpracę podjął z naszym wydawnictwem. Twoim zadaniem będzie przekonanie go
do tego. Spraw, żeby Sobolewski znów pisał. Od jutra masz miesiąc urlopu od wszystkiego,
poza tym facetem. Przywieź go do nas, najlepiej z zaczętą powieścią. Zrób to, nawet jeżeli znajdziesz go na końcu
świata.
Darek
Kiliński próbował protestować, ale jego szef już go nie słuchał. Opuścił więc
gabinet, przeklinając w myślach Jurka Laska – wydawcę i właściciela Luny.
Przełożony ubzdurał coś sobie i chce, żeby to on spełnił jego marzenie. Owszem,
zdobycie takiego autora, jak Sobolewski, było prestiżem. Wiele wydawnictw
walczyło o pisarza, tak samo jak Michał Sobolewski kilka lat temu walczył o ich
uwagę, prosząc o wydanie swojej pierwszej powieści przygodowej. Wydawnictwa
zamykały mężczyźnie drzwi przed nosem. W końcu któreś zdecydowało się wydać
jego książkę. Ta nieoczekiwanie znalazła się w dziesiątce najchętniej
kupowanych pozycji. Dopiero wtedy jej autor musiał się odganiać od propozycji
współpracy.
Mieć
możliwość wydawania powieści młodego, a już tak znanego autora oznaczało
korzyści nie tylko finansowe. Obecnie po paru latach wciąż każde z wydawnictw
chciałoby podpisać z nim kontrakt, tym bardziej, że Sobolewski zerwał umowę z
Tygrysem – do dzisiaj nikt nie wie
dlaczego. Właściciele wydawnictw zaczęli batalię o tak poczytnego autora,
jednak niefortunnie dla nich okazało się, że Michał Sobolewski oficjalnie
oświadczył, iż rezygnuje z pisania. Nie zamierzał do tego wracać. Dlatego Darek
wzdragał się przed podjęciem swego zadania. Od razu zajmował przegraną pozycję.
Sobolewski skończył z pisaniem. Uciekł z miasta i nikt nie wie dokąd. Nie
odbiera telefonów, maili. Zniknął. Darek obawiał się, że odnalezienie go to
pierwszy trudny krok, który będzie dopiero początkiem drogi. A przekonanie go
do pisania i współpracy z Luną…
–
Misja niemożliwa – szepnął do siebie, idąc wąskimi korytarzami budynku, w
którym pracował.
Jego
pokoik – inaczej nie można go było nazwać – z białymi ścianami i oknem mieścił
jedno duże biurko, dwa krzesła i tyleż samo regałów z piętrzącymi się na nich
segregatorami zawierającymi teksty. Zawsze lubił wydrukować sobie treść
poprawianego materiału, nad którym zaczynał pracę. Wtedy widział błędy, które
nawet jego wprawne oczy mogłyby przegapić, patrząc na ekran komputera. Owszem,
lubił korygować teksty na komputerze. Naniesienie poprawek stawało się
łatwiejsze, ale pierwszą korektę zawsze robił na wydrukach.
Opadł
na wysłużone krzesło i przeczesał dłońmi ciemne włosy. Teraz rozczochrane
nadawały mu wygląd niegrzecznego chłopca o poranku po upojnej nocy. One, plus
jego zielone oczy, a nawet niewielki garb na nosie pozostały po złamaniu w
dzieciństwie, przyciągały wzrok płci pięknej niczym magnes. Kobiety w różnym
wieku wodziły za nim tęsknym wzorkiem i cierpiały, kiedy nie zwracał na nie
uwagi. Zdecydowanie wolał mężczyzn. Problem w tym, że nie miał u nich
powodzenia. Nie, żeby się nie podobał i nie był podrywany. Chodziło raczej o
to, że wolał czegoś więcej niż seksu na pierwszej randce. Wyznawał zasadę, że
do bliższych kontaktów dopuści dopiero na trzecim lub czwartym spotkaniu.
Szkoda, że większość mężczyzn, z którymi próbował się spotykać, nie docierała
nawet do drugiej randki. Wszystkim chodziło tylko o jedno. Powtarzał sobie, że
to ich strata. Natomiast on nie tracił pewności siebie i wiary w to, że kiedyś
jakiś miły mężczyzna powie mu, że jest dla niego całym światem.
Pokręcił
głową, niedowierzając temu, na jaką drogę nieopatrznie skierował swoje myśli.
Powinien zająć się pracą. Planował dokończyć korektę jednego tekstu, a potem
pomyśleć, jak znaleźć Sobolewskiego. Chodziły słuchy, tuż po wyjeździe
mężczyzny, że zaszył się na którejś z bieszczadzkich wsi. Dla Darka, typowego
mieszczucha, to koniec świata. Jeżeli pisarz gdzieś tam jest, to pozostało
dowiedzieć się, na której wsi go szukać. W Bieszczadach nie było ich dużo, ale
nie mógł przeczesywać każdej, chodzić od domu do domu i pytać o niego. Jeżeli
go znajdzie, to będzie prawdziwy cud.
Uśmiechnął
się chytrze. Cudom można dopomóc. Podniósł słuchawkę telefonu stacjonarnego i
wykręcił jeden z wewnętrznych numerów. Po chwili usłyszał w głośniku kobiecy
głos z lekką chrypką.
–
Hej, Agnieszko, jesteś mi potrzebna.
–
Uuu… A co, przypiliło cię?
– Nie
do tego, zboczuchu. – Roześmiała się tak głośno, że musiał trochę odsunąć
słuchawkę od ucha. – Uspokoiłaś się, to słuchaj. Ty wiesz wszystko…
–
Prawie. Co chcesz wiedzieć? – Musiała coś jeść, bo zaczęła mlaskać.
–
Dowiedz się, gdzie obecnie zamieszkał Michał Sobolewski lub znajdź kogoś, kto
może to wiedzieć.
–
Nie ma sprawy. Poszukam tu i ówdzie. Masz do niego sprawę?
–
Poniekąd. Nasz szef ma. – Tym razem usłyszał zgrzyt i chrupanie. – Co tam
szamiesz?
–
Landryny. Co to za sprawa?
–
Opowiem ci za godzinę przy kawie.
–
Bosko. Do tej pory pogrzebię po necie. Cosik znajdę. Chociaż już mogę ci
powiedzieć, że jego żona może coś wiedzieć.
–
To on ma żonę? – zdziwił się. Czytając jego wywiady, nigdy nie znalazł wzmianki
o żonie. Zresztą, do tej pory nie bardzo interesował się tym człowiekiem.
–
To stare dzieje. Wszystko ci opowiem przy kawie.
Zamienił
z nią jeszcze parę zdań, nim się rozłączył. Agnieszka uchodziła za osobę, która
wszystko potrafi znaleźć, wszystko wie, a czego nie wie, to poszuka i się
dowie, zawsze pomoże. Lubił tę dziewczynę, ale nie chciałby mieć w niej wroga,
bo wtedy ujawniała się w niej wrodzona złośliwość, którą chętnie obdarowywała
tych, którzy nadepnęli jej na odcisk.
Uruchomił
komputer i parę minut później zabrał się za korektę romansu. W takich chwilach
żałował, że te wszystkie typowe Harlequinowskie – o ile tak można napisać o
tego typu tekstach stworzonych w Polsce – nie są opowieściami o miłości dwóch
mężczyzn.
–
Nie można mieć wszystkiego – szepnął do siebie, jak miał w zwyczaju, i pozwolił
pochłonąć się pracy.
k
Kawiarenka
w wydawnictwie Luna została niedawno otwarta. Niewielkie pomieszczenie po
niepotrzebnym magazynie odremontowano w szybkim tempie i zagospodarowano w
ciągu miesiąca. Mieścił się tutaj bar, kilka okrągłych stolików ze szklanymi
blatami oraz pomieszczenie gospodarcze, do którego wstęp miał wyłącznie
właściciel lokalu. A właścicielem był doskonale wykształcony barista. Młody
chłopak nie mogąc po szkole znaleźć pracy w kawiarniach, postanowił sam coś
otworzyć. Długo namawiał Jerzego Laska na to, by mu pozwolił założyć kawiarenkę
w jego wydawnictwie. Potem zdobył wszystkie pozwolenia i w końcu z czasem
wystartował. Parzył tak doskonałe kawy, że wszyscy pracujący w Lunie starali
się bywać tutaj jak najczęściej. Serwowano też drobne przekąski i kanapki oraz
ciasta. W jedno z nich Agnieszka wbiła widelczyk.
–
Ulala. Masz nie lada wyzwanie. Sobolewskiego nic nie przyciągnie do Warszawy. Z
jakiegoś powodu zniknął i wątpię, aby wrócił. – Rozejrzała się po prostym
wystroju tego miejsca. Podobały jej się ściany pomalowane na jasny błękit.
Miała wrażenie, że wchodząc do kawiarenki, wchodzi do nieba. Na trzech oknach
wisiały kremowe zasłony, a na parapetach pyszniły się kolorowe kwiaty. Nic
dziwnego, że każdy czuł się tutaj jak w domu. – Nie chcę źle wróżyć…
–
To nie wróż. – Wycelował w nią łyżeczką. – Doskonale zdaję sobie sprawę z tego,
że to misja niemożliwa. – Skrzywił się na samą myśl o tym. Napił się swojej
Caffe Latte.
– Powiedzmy,
że go znajdziesz. To nie będzie trudne. – Stuknęła widelczykiem o talerzyk,
nabijając na niego ostatni kawałek Wuzetki. – Dopiero później możesz mieć pod
górkę. Co prawda to są tylko przypuszczenia. – Wzięła do ust ciasto. Kilka
okruszków spadło na jej białą bluzkę, więc je strzepnęła. Zaczęła mówić dopiero
wtedy, gdy przełknęła. – W ostatnim czasie miała z nim do czynienia Elka
Polanowska. Wywiad nie wyszedł, bo on nic nie mówił. Nie wiem, po co się na
niego zgodził. Z drugiej strony ta suka mogła zapytać o coś, o czym nie chciał
mówić. Zawsze zastrzegał sobie, że nie odpowie na pytania, które wdzierały się
do jego prywatności. – Zamieszała swoją czarną kawę i napiła się, a potem
zabrała za kolejny kawałek ciasta. Raz się żyje i nie szczędziła sobie od czasu
do czasu takich rzeczy. – Namówienie go do pisania będzie trudne. Podobno ma
wielką blokadę. Ale ja nic nie wiem. – Uniosła dłoń do góry. Miała swoje źródła
informacji, których nie chciała zdradzać. – Wszystko to przypuszczenia. Wiem
tylko, że w Tygrysie przed zerwaniem kontraktu była potworna awantura. To po
niej wycofał się ze wszystkiego – powiedziała zachrypniętym głosem. Zawsze taki
miała, niski, głęboki i w dzieciństwie dzieci śmiały się, że mówi jak chłopak.
A ją z tego powodu rozpierała duma. Wolała to, niż mówienie wysokim, cienkim,
piskliwym głosikiem, którym chwaliła się nielubiana przez nią dziennikarka
Elżbieta Polanowska – prywatnie jej znajoma. Ich miłość do siebie znali
wszyscy. Dawniej było inaczej, ale od kiedy Elka zabrała jej narzeczonego,
robiąc to z premedytacją, zaczęła darzyć tę kobietę równie mocnym uczuciem jak
nieustające mrozy. A każdy wiedział, że zimy i mrozów nienawidziła z całej
duszy.
–
Ale wiesz, Dareczku, ja nic nie mówię.
–
Nie, ty nic nie mówisz. Jakbyś nie zauważyła, cały czas to robisz. Szkoda, że
nie o tym, co chciałem wiedzieć – rzekł, przyglądając się jej szarym oczom,
ustom w kształcie serca pomalowanym różową pomadką, które teraz zamykały się na
kawałku ciasta orzechowego. Jej czarne włosy, gładko uczesane, bez względu na
sytuację, czas i miejsce zawsze pozostawały związane w koński ogon ozdobiony
wściekle różową frotką. Znał Agnieszkę od paru lat i nigdy nie widział jej w
rozpuszczonych włosach, ani też bez czegoś różowego na sobie. To był jej
ulubiony kolor i gdyby mogła, chodziłaby tak ubrana od stóp do głowy. Ale jak
powtarzała, nie będzie robić z siebie Barbie, bo jeszcze ludzie pomyślą, że
jest pusta i głupia.
–
Dobsze, jusz szi mówię. – Przełknęła i dopiero kontynuowała: – Nikt nie wie,
gdzie Sobolewski się ukrył. Jedynym źródłem informacji jest Jagoda Sobolewska,
jego była żona – poinformowała, podkreślając mocnym akcentem ostatnie dwa
słowa.
– Zachowała
jego nazwisko? – Niedobrze mu się robiło, kiedy kobieta pochłaniała kolejne
kawałki ciasta. On unikał tak dużej dawki słodyczy, bo zaraz waga rosła w górę,
a na studiach pozbył się zbędnych kilogramów i chciał, żeby tak zostało.
Natomiast Agnieszka pożerała słodkie i jej nie przybywało, a dla odmiany
chciałaby przytyć. Większość kobiet w wydawnictwie jej zazdrościła.
–
Tak. Tym bardziej, że za panny nazywała się Ciapa. – Siorbnęła kawy.
–
Gdzie mogę ją znaleźć?
k
Kobieta
paląca papierosa, siedząc wygodnie w fotelu, patrzyła na gościa intensywnym
spojrzeniem niebieskich oczu. Obok niej, na niskim kwadratowym stoliku
przykrytym haftowaną serwetą stała kryształowa popielniczka i filiżanka
gorącej, aromatycznej zielonej herbaty, którą kilka minut temu zaproponowała
przybyszowi, on jednak wolał szklankę wody.
–
Mówi pan, że szuka mojego męża…
–
Męża? Sądziłem…
–
Tak czasami mówię. Lubię go tak od czasu do czasu nazywać, mimo że rozwiedliśmy
się wiele lat temu. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Wygląda pan na zaskoczonego.
Nie dziwię się, mało par po rozstaniu pozostaje w dobrych stosunkach. –
Strzepnęła popiół do popielniczki i ponownie się zaciągnęła. Dużo paliła.
Kochała to robić i nie zamierzała się z tym kryć w swoim domu. – Czego pan od
niego chce?
–
Najpierw muszę dowiedzieć się, gdzie mogę go znaleźć. Więcej wyjaśnię jemu. –
Walczył z tym, aby nie skulić się pod jej bacznym spojrzeniem. Czuł się tak,
jakby wrócił do lat szkolnych i znalazł się na dywaniku u nielubianej
dyrektorki, która karała za najdrobniejsze przewinienia.
Założyła
nogę na nogę.
– Michał
wyjeżdżając, jasno powiedział, że nie życzy sobie odwiedzin, telefonów,
ponieważ chce odpocząć.
–
Rozumiem, ale…
– Panie
Kiliński, jeżeli nie powie mi pan, dlaczego szuka Michała, to nie mamy o czym
rozmawiać – powiedziała chłodno.
–
Mamo? – Do pokoju wpadł może z trzynastoletni chłopak z jabłkiem w dłoni. – O,
dzień dobry – przywitał się, gdy ujrzał gościa. Zdmuchnął z czoła długą
grzywkę, ale ta natychmiast opadła na swoje stałe miejsce.
–
Co tam? – zapytała kobieta.
–
Idę do Kacpra. Nie wiem, kiedy wrócę. – Ugryzł jabłko, które aż zachrzęściło
pod jego zębami.
–
Masz wrócić na kolację – nakazała. – Nie będziesz ciągle jadł u Kacpra.
Pamiętaj, że jutro wyjeżdżasz na obóz i musisz się spakować.
–
Aha. – Po chwili już go nie było, niczym tornado, które pojawia się na chwilę,
robi swoje i znika.
Oszołomiony
Darek zamrugał. Rzadko miał do czynienia z dziećmi, ale w takich sytuacjach
jedno zauważał. Dzisiejsze dzieci i młodzież nie pytały, czy mogą wyjść do
kolegi, koleżanki, tylko oznajmiały, że wychodzą i tyle.
– Na
czym stanęliśmy? – zapytała Jagoda, gasząc peta. Wzięła w dłoń filiżankę z
nadrukiem kwiatowych bukietów i powoli zamieszała płyn łyżeczką, rozniecając wokół
przyjemny zapach.
–
W żaden sposób nie przekonam pani do zdradzenia miejsca, w którym przebywa pan
Sobolewski?
Upiła
łyk napoju, lustrując mężczyznę. Podobały jej się te czarne włosy z dłuższą
grzywką zaczesaną na prawy bok i przedziałkiem. Taka klasyczna, męska fryzura.
Zielone oczy uciekały trochę od jej osoby, ale potrafiły zatrzymać się na
dłużej. Natomiast na policzkach miał dwudniowy zarost, który pocierał co jakiś
czas ręką, jakby się denerwował, a może był zakłopotany. Zwróciła też uwagę na
jego nos. Dodawał mu czegoś i sprawiał, że jej gość nie wyglądał idealnie i to
właśnie powodowało, że budził w niej sympatię. Mimo tego nie zamierzała jednak
łatwo ustąpić. Zależało jej na Michale.
–
Dlaczego go pan szuka?
Westchnął.
Nie ucieknie przed powiedzeniem jej prawdy. Chciał tego uniknąć, ponieważ
sądził, że gdy była żona usłyszy, dlaczego szuka jej męża, nie zechce pomóc.
Nie mógł udawać jakiegoś jego starego znajomego, bo pogorszyłby tym sytuację.
Przejrzałaby go na wylot. Tym bardziej, że ona i pisarz znali się od liceum i
kłamstwo o jakimś znajomym nie miałoby sensu. Dlatego, dając sobie chwilę
wytchnienia na zwilżenie ust wodą, uległ, zdradzając prawdziwy powód przybycia
do niej.
Słuchała
uważnie i ze szczerym zainteresowaniem. Również uważała, że jej były mąż
powinien wrócić do pisania. Owszem, dużo się ostatnio wydarzyło, ale z pasji
nie powinno się rezygnować. Odetchnęła, kiedy okazało się, że człowiek siedzący
przed nią to nie wścibski dziennikarzyna poszukujący taniej sensacji. To tylko
prosty człowiek, korektor w wydawnictwie i ktoś, kto podjął się tajnej misji.
–
Mój mąż przebywa w domku odziedziczonym po swojej zmarłej cioci. Jest w Utopii[1]. –
Michał ją zabije.
–
Utopii?
– To
malutkie miasteczko w Bieszczadach. Jeszcze kawał drogi za Sanokiem. –
Podniosła się z fotela i podeszła do długiego regału zastawionego książkami w
takim stopniu, że nie można było wcisnąć pomiędzy nie palca. Zdjęła z górnej
półki atlas. – Pokażę panu gdzie dokładnie.
–
Dlaczego tak nagle mi pani pomaga? – zapytał, mimo wszystko zaaferowany jej
nagłą życzliwością.
–
Polubiłam pana. Jest w panu coś, co może namówić Michała go pisania.
–
Co takiego?
– Urok
osobisty – odpowiedziała szczerze, podając mu atlas. Wskazała palcem na maleńką
kropeczkę. – To tutaj. Na pewno pan trafi.
k
Spakował
się. W Internecie znalazł malutki pensjonat w Utopii i zarezerwował pokój.
Zadzwonił do Agnieszki, informując ją o planach oraz godzinie wyjazdu. Dzisiaj
już się tam nie wybierał, bo musiałby jechać w nocy, a tego nie znosił. Zjadł
prostą kolację składającą się z owoców i kromki chleba z dżemem. Wykąpał się i
dość wcześnie poszedł spać. Zamierzał dobrze wypocząć przed podróżą, bo miał do
przejechania prawie czterysta kilometrów. Niestety, jakkolwiek próbował
wcześniej zasnąć, tak męczył się, przewracając się z boku na bok aż do
pierwszej w nocy.
O
piątej obudził go dzwonek, ale nie telefonu, co spostrzegł, próbując wyłączyć
budzik. Szybko zrozumiał, że to ktoś dobija się do drzwi jego mieszkania. Wstał
z łóżka i jeszcze na śpiąco powlókł się otworzyć intruzowi. Jeżeli to sąsiad ze
skargą, że znów mu zalał mieszkanie, to chyba zatrzaśnie mu drzwi na jego
idealnym, prostym nosie. Jednak sąsiad nie okazał się sąsiadem, ale filigranową
kobietą o szerokim uśmiechu, w czarnych szortach i różowej bluzce na
ramiączkach.
–
Co ty tu robisz? – Potarł lewe oko.
–
Jadę z tobą – oznajmiła Agnieszka wesoło.
Fajnie że to publikujesz <3 zabieram się do czytania
OdpowiedzUsuńJak zwykle ciekawie. Już chcę więcej.
OdpowiedzUsuńPrzepiękna opowieść! Czekam na więcej! ;)
OdpowiedzUsuńNo i znowu zamówiłam, jakbyś tak fajnie nie pisała to cierpliwie czekałabym na kolejne rozdziały a tak to musze już widzieć co dalej.
OdpowiedzUsuńHejka,
OdpowiedzUsuńzapowiada się bardzo dobrze, podjął się tajnej misji? został do niej zmuszony... no tak w Agnieszce to lepiej nie mieć wroga, ciekawe jak zareaguje Michał jak pozna powód...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie ma odnośników do rozdziałów, gdyż blog jest zepsuty. Trzeba wszystkiego szukać w archiwum po lewej stronie.
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Alex cierpi, nawet zaczął się ciąć, a Konrad jak na to zareaguje?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, podjął się tajnej misji? początki chyba nie będą należały do miłych, zaszył się tam z jakiegoś konkretnego powodu ale "urok osobisty" Daniela na pewno zdziała tutaj cuda...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńjestem trochę zaskoczona brakiem tekstu tutaj (choć jeszcze nie dawno tutaj był, jeszcze jskiś czas temu ponownie go czytałm tutaj), pozwolę sobie tak skomentować...
więc rozdział trzeci teraz...
wspaniale, tak zuch dziewczyna przegnała Daniela po okolicy ;) ale ale o tak i jeden i drugi zwrócili uwage że to ideal (no w przypadku Daniela) Michał się nim okazał...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Luana napisała, że tekst jest dostępny jedynie do kupienia. Na blogu i tak go nikt już nie czytał.
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńhaha super... podjął sie tajnej misji? dobre sobie... chyba początki nie będą miłe, zaszył się z jakiegoś powodu, ale "urok osobisty" Daniela na pewno zdziała cuda... a Agnieszka tak lepiej nie mieć w niej wroga...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńkomentuję rozdział drugi, choć tutaj... bo choć przeczytałam dawno, to po prostu przeniosłam się z komentarzami na drugi blog, a teraz chcę to nadrobić...
wspaniale, miasteczko urokliwe, wyjechał ale może tylko chwilowo, ciekawe co się stało że nie ma ochoty na kontakty z wydawnictwami także...
weny i pomysłów życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńi komentarz do trzeciego rozdziału...
wspaniały, Maja tak zuch dziewczyna przegoniła Daniela po okolicy ;) ale, ale o tak i jeden i drugi zwrócili uwagę że to ideał (no w przypadku Daniela) Michao się nim okazał...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńkomentarz do rozdziału czwartego...
wspaniały rozdział, to ostatnie słowa Darka brzmią bardzo dwuznacznie... co to za tajemnica z babcią Agnieszki, może jakaś romantyczna historia ale zakończona bez happy endu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńTo jest komentarz do rozdziału czwartego...
wspaniały rozdział, to ostatnie słowa Darka brzmią bardzo dwuznacznie... a co to za tajemnica z babcią Agnieszki, może jakaś romantyczna historia ale zakończona bez happy endu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńi to jest komentarz do rozdziału piątego tego opowiadania...
wspaniały rozdział, o tak dwuznacznie zabrzmiały te slowa Darka i te nagle myśli Michała jak i Darka... coś mi się zdaje że nowa książka Michala miała być o czymś ci nie spodobało się wydawnictwu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńi rozdział szósty...
wspaniały rozdział, jakie napięcie między Danielem a Michałem tak trzeba je rozładować... ale właśnie może Ambroży by coś wiecej powiedział, rzucił światło na tą sytuacje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńto jest komentarz do rozdziału siódmego...
wspaniały rozdział, i wyjaśniła się historia z babcią Agnieszki, czyżby nie wróciła bo mąż się nie zgodził aby odeszła i zabrała dziecko, tajemnica ta już nie zostanie wyjaśniona...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńi rozdział ósmy...
wspaniały rozdział, niesamowite, taki moment i przerwanie to po prostu, ale wyobrażam sobie Michała sparaliżowanego tym pocałunkiem... bardzo książka się spodobała jak widać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga