Tekst w całości można kupić tutaj: https://bucketbook.pl/pl/p/Na-celowniku-e-book/269
Idą święta Bożego Narodzenia. Przypominam i nowym osobom wrzucam info, że rok temu napisałam tekst świąteczny pod tytułem "Świąteczne życzenie", który ukazał się jako ebook i książka papierowa. Kto chce, to książeczki są jeszcze do kupienia. Zapraszam do mojego profilu na Bucketbook.pl tutaj: https://bucketbook.pl/pl/producer/Luana/25
Niestety w tym roku nic świątecznego mojego autorstwa nie ukaże się. Nie dałam rady niczego napisać. Brak pomysłów, weny i chęci do pisania.
Koniec ogłoszeń parafialnych i miłego czytania. :)
Mam też kolejne ogłoszenie. Kochani, jakiś czas temu napisała do mnie moja czytelniczka, która wydała książkę papierową. Bardzo mnie cieszy coś takiego i chciałam Wam wspomnieć o tej książce, gdyż jest już do kupienia. To fantastyka z wątkiem romansowym homoseksualnym i elementami horroru. Nie czytałam książki, jeszcze jej nie mam, planuję zakup. Książka nosi tytuł: "Korporacja bezpieczeństwa cywilnego" i jego autorką jest Agatha Magpie.
Zostawiam Wam link do bloga autorki, gdzie są wrzucane różne ciekawostki na temat świata przedstawionego, a także fragmenty książki, która jak się okazuje jest pierwszym tomem "Kronik Shashali". Możecie się zapoznać z tymi fragmentami, ze światem, postaciami.Także zajrzyjcie tutaj i przeszukajcie bloga: Kroniki Shashali
Książkę można kupić zarówno w Empiku: Kliknij mnie
A także w Księgarni Internetowej Znak: Klik :)
I na pewno w innych sklepach internetowych.
Jeżeli coś Wam się spodoba, ktoś jest tym zainteresowany to naprawdę warto wspierać nowych autorów, którzy mają często świetne pomysły. Ja na pewno książkę zakupię. :)
— Działaj — burknął John do sprzętu, który podłączył do
zwykłego telefonu komórkowego bez dostępu do Internetu.
Opierał się o samochód próbując skontaktować się z przełożonym. Na
dworze było zimniej niż dwa dni temu, kiedy się tu pojawili. Na trawie osadziła
się szadź, która coraz bardziej przypominała o nadchodzącej zimie.
— Może ten twój sprzęt do wzmacniania sygnału komórkowego nie
działa — powiedział dygoczący z zimna Rafael stojąc obok mężczyzny.
— Działa, tylko mam problem z blokadą do namierzania. A ty może
zamiast marudzić i trząść się, to wróciłbyś do domu i mnie nie wkurwiał?
— Davis, po raz kolejny podkreślasz jaki z ciebie kretyn — warknął
Dravik.
Nie zamierzał się nigdzie ruszać. Chciał być świadkiem rozmowy, do
której wczoraj nie doszło. Aczkolwiek trzymanie się z dala od Johna byłoby
lepszym wyjściem. Od dwóch dni, odkąd tutaj siedzieli, Davis warczał na niego
przez cały czas. To był kolejny dowód na to, że obaj nie mogli przebywać ze
sobą dłużej niż pięć minut.
— Nie powiedziałeś, że masz taki telefon. Zadzwoniłbym w sprawie
mojego klienta.
— Pieprzę twojego klienta, Dravik.
— Jest niewinny i ktoś z was popełnił… — umilkł, kiedy John uniósł
rękę każąc mu być cicho, po tym jak w końcu uzyskał połączenie telefoniczne.
— Kapitanie, to ja — powiedział detektyw.
Dravik żałował, że nie może usłyszeć tego co mówił Bronson. Pusta
twarz Johna także niczego nie wyrażała, mimo że nawet na moment nie spuszczał
jej z oczu. Zaczął się jeszcze bardziej denerwować w chwili, kiedy Davis
zaklął, a oczy mężczyzny spoczęły na nim.
— Dobra będziemy czekać. Jesteśmy bezpieczni w moim miejscu. Jest
obok mnie — mówił nie odrywając oczu od Dravika. — Jutro zadzwonię. Wolę nie
ryzykować. — Rozłączył się zaraz po tych słowach i odpiął cały sprzęt od
telefonu.
— Co ci powiedział?
— Niewiele wie. Smith prowadzi śledztwo. Ci którzy splądrowali
twoje mieszkanie nie zostawili odcisków palców. Znają jednak dane tych, co do
nas strzelali. To najemnicy. Zrobią wszystko za kasę. — Wrzucił sprzęt do
samochodu, a telefon całkowicie wyłączył. — Nie wiedzą kto ich wynajął. Dostali
tylko instrukcje telefoniczne, a kasa została przelana na ich konto z Kajmanów.
Szła takimi drogami, że jest nie do wyśledzenia. — Znał kogoś kto mógłby
spróbować to zrobić mniej legalnymi sposobami, ale nie chciał narażać tej
osoby. — Jedno czego Bronson dowiedział się to, to, że jest wyrok na ciebie i płacą
dużo.
— Cholera. — Rafael przesunął ręką przez włosy, które już nie były
idealnie ułożone. Dłuższe kosmyki z przodu opadały mu na oczy i żałował, że nie
wziął niczego, aby je ujarzmić.
— Coś ty, kurwa, zrobił, że wpakowałeś się w takie gówno?! —
krzyknął Davis trzaskając drzwiami od samochodu, chociaż zawsze starał się tego
nie robić. To pokazywało jak bardzo jest wściekły.
— Skąd mam wiedzieć?! I siedząc tutaj się tego nie dowiemy!
— Siedzimy tutaj, bo chronię twój cholerny tyłek! Chętnie bym
tego nie robił! Wkurwiasz mnie, Dravik! — Zbliżył się do mężczyzny i spojrzał
na niego. Czuł satysfakcję z tego, że Rafael jest od niego niższy o dziesięć
centymetrów i może patrzeć na niego z góry. — Chciałem odpocząć, planowałem
wziąć urlop i pieprzyć się! I szlag mnie trafia za każdym razem kiedy na ciebie
patrzę!
— Szlag cię trafia?! A co ja mam, kurwa, powiedzieć?! Chcesz,
zostaw to! Nie chciałem opiekuna i na pewno nie chciałem ciebie! — Wyciągnął
palec i wbił go w pierś Davisa. — I wiesz co? Też mnie wkurwiasz, więc pierdol
się, Davis! — krzyknął i odwróciwszy się na pięcie ruszył w stronę chaty.
Ledwie tylko przekroczył jej próg, silna ręka złapała go za prawe
przedramię i pociągnęła tak, że stanął przodem do Johna, któremu
wściekłość wyraźnie rysowała się na twarzy i w każdym ruchu ciała. Nic nie
powiedział tylko patrzył na Dravika tymi hipnotycznymi oczami, które sprawiały,
że Rafaelowi robiło się gorąco.
— Puść mnie — wycedził prawnik przez zaciśnięte zęby. — Wpierdolę
ci jeżeli tego nie zrobisz.
— Proszę bardzo — warknął John. Nogą zamknął drzwi od chaty, a
palce mocniej zacisnął na ręce prawnika. Wyraźnie widział narastającą w jego
oczach furię.
— Puść, sukinsynie. — Zwinął palce wolnej ręki w pięść. — Puść —
powtórzył.
— Wal śmiało — rzekł John szybciej oddychając. Nie zamierzał
puścić Dravika. Miał ochotę go rozszarpać. Przesunął rękę na jego nadgarstek. —
Lubisz uderzać niespodziewanie i boleśnie. Raz to zrobiłeś.
— Nagle przeszliśmy do tamtego? Nie jesteś w porządku, Davis. Nie
chciałeś wysłuchać powodów, sądziłeś, że wiesz lepiej, więc chrzań się!
Na słowa Rafaela John zaśmiał się podle, co rozwścieczyło
prawnika. Uniósł z rozmachem rękę, chcąc uderzyć mężczyznę w szczękę, ale
detektyw był zdecydowanie szybszy i drugi z nadgarstków prawnika został
uwięziony. Jego plecy uderzyły o ścianę, a ręce zostały podniesione nad głowę,
a potem John go brutalnie pocałował. Wbrew sobie Rafael jęknął, gdy całe jego
ciało przeszył prąd. Dopiero po chwili opamiętał się i ugryzł mężczyznę w
wargę. Davis odsunął twarz od niego i mruknął:
— Skurwiel. — Patrząc w dalszym ciągu wściekle na mężczyznę, John
oblizał dolną wargę, z której pociekła kropla krwi. Gdy to zrobił uśmiechnął
się zadziornie unosząc prawy kącik ust i ponownie sięgnął po pocałunek.
Ugryzienie tylko go nakręciło, a Dravik o tym doskonale wiedział.
Pocałunek był mocny, głodny, a w połączeniu z nieokiełznaną siłą
Davisa i żarem jego ciała, bardzo przytłaczający. Prawnik przyjął to wszystko z
ochotą, tym razem nie tylko pozwalając się całować, ale oddając pocałunek z
równym zaangażowaniem. Zahaczył nogę o udo Johna, który przytrzymał jego
nadgarstki jedną ręką, a drugą opuścił na udo Rafaela i podciągnął je sobie na
biodro. Przycisnął się mocniej do Dravika ocierając ich krocza o siebie. Obaj
sapnęli na to uczucie przyjemności, której zapragnęli jeszcze więcej.
Davis wciąż całował mężczyznę, kiedy puścił jego ręce, a palce
jednej od razu zaplątały się w jego włosach. Przez chwilę sądził, że Dravik
chwyci za nie i odciągnie jego głowę, ale zrobił coś wprost przeciwnego.
Przytrzymał go, by nie przerwał pocałunku splatając ich języki ze sobą. John
wolną ręką chwycił jego drugą nogę i podciągnął mężczyznę w górę. Rafael
od razu zaplótł nogi wokół jego bioder niemalże się po nim wspinając i
naciskając, aby ich ciała miały ze sobą jak największy kontakt. Czując to
detektyw wydał z siebie odgłos podobny do warczenia i chwytając mężczyznę pod
pośladkami przeszedł kilka kroków. Z trudem, ale udało mu się w końcu ułożyć go
na materacu i przycisnąć do niego swoim ciałem. Zebrał jego nadgarstki
przyszpilając je do materaca. Przez cały czas Dravik więził przy sobie jego
biodra nie zabierając nóg. Popychał swoje biodra w jego stronę błagając o
więcej.
— Mówiłem, że wciąż pamiętam co lubisz — wyszeptał John. —
Pamiętam jak potrafisz reagować i jak wyglądasz gdy jesteś podniecony. —
Ocierał się o niego tak jakby go pieprzył. Penis mężczyzny był tak samo twardy
jak jego i wyobraził sobie jak się dotykają bez przeszkody w postaci ubrań.
— Na litość Boską, musisz gadać? — zapytał zaczepnie Dravik
wykręcając ręce i przesuwając je tak, by spleść palce z palcami Johna. W
kurtce, mimo że była rozpięta, tak jak ta należąca do Johna, było mu bardzo gorąco.
Czuł pot zraszający skórę i tak bardzo jak chciał pozbyć się ubrań, tak nie
miał ochoty odsuwać się nawet na moment od tego mężczyzny. Jego ciało cały czas
krzyczało z wdzięczności, odczuwając cudowny ciężar na sobie.
— Lubię gadać — odparł detektyw kąsając wargi Dravika.
— Czasami dużo gadania jest niepotrzebne. Czasem trzeba
wybrać działanie, Davis. — Westchnął kiedy na jego policzek, podbródek, szyję
padały kolejne pocałunki. Kłujący zarost na ich twarzach cicho chrzęścił kiedy
ocierali się o siebie.
— Do działania mogą prowadzić różne drogi — wyszeptał John do ucha
prawnika, a potem spojrzał mu w oczy. — Dążenie do czegoś powoli to kolejna
przyjemność.
— Pieprz się z tym twoim powoli — wycedził Dravik. — Potrzebuję
orgazmu. — Jego kutas był twardy i obolały. Wszystko czego potrzebował to
poczuć ulgę. Nie chciał działać powoli. Uniósł głowę i chwycił zębami dolną
wargę kochanka. Pociągną ją mocno, co doprowadziło Davisa na wyższy poziom
podniecenia. — Widzisz, też pamiętam co lubisz. — Nie dane mu już było nic
więcej powiedzieć, ponieważ usta mężczyzny opadły na jego.
Z piersi Johna wydostał się kolejny warczący dźwięk przypominający
ryk dzikiego zwierzęcia. Takiego właśnie Dravik go chciał, a nie łagodnego i
czułego. Pamiętał jego dzikość, nieokiełznaną potrzebę, która sprawiała, że
Davis brał to czego potrzebował. Za każdym razem była to piekielna jazda i
żałował, że w tej chacie nie mogą sobie na zbyt wiele pozwolić. Uwolnił
miednicę kochanka pozwalając mu kołysać biodrami i czując jego podniecenie.
Davis puścił jedną rękę prawnika i sięgnął pomiędzy nich. Rozpiął
spodnie mężczyzny i swoje. Potem zepchnął je z bioder Rafaela. Niestety musiał
się unieść, by się ich pozbyć, a także swojej odzieży. Kierowany gorączką
pożądania pociągnął spodnie Dravika i pozbywając się jego butów, zdjął je wraz
ze skarpetkami i bielizną. Swoje spodnie tylko opuścił do połowy ud, a potem
kładąc się na mężczyźnie, który westchnął z radością, skopał całkiem z siebie.
Przylgnął biodrami do jego, a ich penisy nareszcie otarły się o siebie. Usta
ponownie spotkały się i John pożałował, że nie zdjął jeszcze ich górnej
odzieży, zaraz jednak o tym zapomniał, bo palce Dravika oplotły ich członki, a
on wbił się w jego pięść.
— Chciałem twojej ręki na sobie — wyszeptał patrząc w oczy
prawnika. Nie przestawał się poruszać.
— Tylko ręki? — zapytał zaczepnie Rafael. Wolną dłoń wsunął we
włosy mężczyzny chwytając jego kosmyki.
— Nie tylko. Masz najlepsze usta stworzone do ssania, Dravik. —
Podparł się na jednej ręce, a drugą położył na dłoni kochanka, która pieściła
ich kutasy. Nadał większe tępo, potrzebując uwolnienia.
— Nawzajem i żałuję… Że… O kurwa, to nie potrwa długo… — odrzucił
głowę na kark uderzając nią o materac.
— Czego? Czego żałujesz? — pytał Davis coraz bardziej zdyszany.
Preejakulat, który z nich cieknął nadał upragnionej śliskości, czym tylko
zwiększył rozkosz.
— Tego, że nie poczuję cię w dupie. Głęboko w sobie… jak dawniej,
kiedy mnie brałeś.
— Pan i pana brudny język panie prawniku. — Polizał jego usta.
Uwielbiał to, że Dravik był wyłącznie pasywnym kochankiem. Pamiętał każdą
chwilę z nim spędzoną. Za czasów, zanim zaczęli się nienawidzić. — Moglibyśmy…
— Za późno! — krzyknął Dravik i wygiął się, kiedy wszystko w nim
wybuchło. Orgazm przepłynął przez jego ciało w niszczycielskim, upragnionym
zniszczeniu powodując, że zapomniał jak się nazywa.
Davis przez chwilę obserwował mężczyznę. Pocałował go, przesunął
zębami po jego zarośniętym policzku zanim poddał się swojemu orgazmowi,
ukrywając krzyk pełen ulgi i rozkoszy w szyi Dravika.
— Narobiliśmy bałaganu — wyszeptał Rafael obejmując jedną ręką
mężczyznę, który całkiem na niego opadł.
Obaj byli bardzo spoceni, brudni od spermy i potrzebowali się
umyć. Rano nanieśli wody, więc wystarczyło tylko ją podgrzać. Przez ostatnie
dwa wieczory nalewali gorącej wody do wanny, która na szczęście tutaj była i
mogli wziąć jakąś kąpiel. Oczywiście o wannie pełnej wody nie było mowy.
John wziął głęboki oddech, a potem zsunął się z prawnika i położył
obok niego na plecach.
— To nic nie zmienia pomiędzy nami — powiedział wpatrując się w
sufit. — Ulegliśmy i tyle.
— Ulegniemy, kiedy wsuniesz kutasa w moją dupę — rzekł z
wulgarnością Rafael. — Teraz o tym co było, możemy mówić jako o wspólnym
przyniesieniu sobie przyjemności.
— Taa… — burknął detektyw, mając ochotę znaleźć się w jego dupie
najlepiej natychmiast. Tylko nie miał już sił i faktycznie warunki na to nie
były sprzyjające. Choćby to, że nie mieli prezerwatywy i żelu, nie mówiąc o
higienie. Przymknął powieki, ale natychmiast je otworzył kiedy usłyszał i
wyczuł ruch obok siebie.
— Nagrzeję wody — rzucił prawnik wstając i rozbierając się z
resztek ubrań. Nago podszedł do kuchenki i włączył palnik. Gar wody stał już na
swoim miejscu, więc wystarczyło poczekać by się zagrzała.
Odwrócił się i przestał oddychać, kiedy zobaczył, że Davis patrzy
na niego. Śmiało przesunął oczami po leżącym mężczyźnie, zatrzymując się na
jego kroczu. Penis, nie do końca miękki leżał na jego jądrach, które doskonale
widział, bo jedna z nóg Johna była ugięta i odchylona. Wewnętrznie zadrżał na
ten widok, a w ustach mu zaschło. Wieki nie uprawiał seksu. Nie miał na to
czasu. Mogło to być wyjaśnieniem tego, co się chwilę temu stało. Tego musiał
się trzymać. Na pewno nie chodziło tu o Johna Davisa, mężczyznę, którego dawno
temu kochał.
*
Od chwili kiedy umyli się, obaj milczeli. John wyczyścił swoją
broń, sprawdził magazynki i przestawił nawet samochód tak, aby ten nie był
widoczny. Powiedział jedynie, że już wcześniej powinien to zrobić i od tej pory
nie odezwał się. Za to wydawał się mniej nerwowy. Dravik przypuszczał, że to po
tym co zrobili. Także czuł się rozluźniony, a ich kłótnie były głównie
spowodowane napięciem pomiędzy nimi. W końcu to by się wydarzyło i obaj
podświadomie o tym wiedzieli. Oczywiście nic by się nie stało, jeżeli nie
zostaliby skazani na przebywanie przez cały czas razem. Jedyne chwile bez
siebie to były te, kiedy któryś wyszedł na dwór lub do łazienki.
Rafael przyniósł jeszcze wody, aby była w łazience i służyła do
spłukania toalety. Jakimś cudem mieli nawet papier toaletowy, co było dużym,
ale miłym zaskoczeniem. Mogło być tutaj gorzej. Jednak mimo w miarę dobrych
warunków wolałby już opuścić to miejsce. W dodatku miał ochotę zjeść coś
lepszego niż gotowana kasza i suche płatki kukurydziane. Wolałby zjeść je z
mlekiem.
— Pójdę po drewno — powiedział do Davisa.
John odburknął coś i kiedy mężczyzna wyszedł odłożył broń i potarł
twarz dłońmi. Nie powinno mieć miejsca to co się stało pomiędzy nimi. Był
jednak tak wściekły, tak napięty i nie miał co się oszukiwać, chciał
rozładowania. Dravik znalazł się po prostu pod ręką, tak to sobie tłumaczył.
Ewentualnie mógł go jeszcze zastrzelić, ale to nie wchodziło w grę.
Ponownie zajął się jednym z pistoletów, kiedy ten, którego
chronił, wrócił z koszykiem drewna.
— Paliwa w agregacie wystarczy na ten wieczór.
— Będziemy oszczędzać. Wcześniej pójdziemy spać. — Przeszukali już
chatę w poszukiwaniu świec, ale żadnej nie znaleźli.
— Davis, myślę, że powinniśmy wrócić. Zameldujemy się w jakimś
motelu za miastem i będziemy mogli kontrolować co się dzieje. Gówno wiemy
siedząc tutaj. Ktoś inny tam szuka tego, kto chce mnie zabić. Wolałbym sam…
— Zamknij się, kurwa — rzekł twardo Davis, pomimo tego, że Dravik
miał rację. Siedzenie tutaj nic nie dawało. Raz na dzień kontaktowanie się z
kapitanem również. W mieście mogły dziać się rzeczy, o których nie mają
pojęcia. Powinien uczestniczyć w śledztwie, a nie bawić się w ochroniarza.
— Poczekamy jeszcze dwa dni i wracamy.
— Mhm. Tyle mogę czekać. — Otworzył palenisko i włożył kilka
drewien do pieca. Starali się, aby nie zgasło, bo zapałki już się kończyły i
oszczędzali je tylko, by zapalić palniki w kuchence. — Zrobię kaszy.
Wstał z kucek i miał sięgnąć do puszki z kaszą, kiedy do jego uszu
dotarł ryk silnika. Obejrzał się przez ramię, by sprawdzić czy Davis też to
usłyszał. Okazało się, że tak, bo mężczyzna zarzucił kurtkę na siebie i wziął
broń.
— Ubieraj się. Tu nikogo nie powinno być. Nawet strażnika. Nie o
tej porze roku.
Niepokój i napięcie w głosie detektywa sprawiły, że prawnik o nic
nie pytał. Zarzucił na siebie kurtkę i czapkę, kiedy John chwycił go za rękę i
pociągnął w stronę wyjścia do szopy. Nie było nawet czasu na wzięcie torby z
rzeczami czy czegokolwiek.
— Musimy spadać i to natychmiast.
— Może to jednak strażnik?
— Strażnik nie jeździ samochodem mającym taki silnik i na pewno
zawsze pojawia się sam. Słyszę przynajmniej dwa samochody.
Przeszli przez szopę i wyszli małymi, chyboczącymi się drzwiami.
Davis wskazał kierunek do miejsca, gdzie mogli pozostać niezauważeni. Miał
nadzieję, że nikt nie zobaczy jego samochodu. Na pewno stąd, jak i sprzed domu
nie było go widać pomiędzy krzakami. Ktoś musiałby specjalnie wybrać się na
poszukiwania. Cieszył się też, że jeszcze nie było śniegu, bo nie miałby czasu
zatrzeć śladów.
Nie puszczając dłoni Dravika wciągnął go w gąszcz krzaków, za
którymi był głęboki wąwóz. Za nim natomiast znajdowała się wnęka w ziemi gdzie
mogli się ukryć. Walczyć zamierzał dopiero w ostateczności, mimo że miał na to
ogromną ochotę. Jego priorytetem był jednak prawnik, któremu, jak to powiedział
kapitan, nie powinien spaść włos z głowy.
— Uważaj, tu jest ślisko — ostrzegł Dravika, zanim zsunęli się do
wąwozu. Nie zdążyli jednak schować się w kryjówce, kiedy usłyszeli serię
nieprzerwanych strzałów. Obaj upadli na ziemię mając wrażenie, że huk jest tuż
obok.
— Do kogo, kurwa, strzelają? — zapytał prawnik.
— Ostrzeliwują chatę i mam nadzieję, że poprzestaną tylko na tym.
Jeżeli zaczną nas szukać, to nie obejdzie się bez rozlewu krwi. Na pewno nie
naszej. — Na wszelki wypadek John wyjął broń i odbezpieczył.
— Też chcę się bronić — powiedział Rafael sięgając pod kurtkę
mężczyzny i wyjmując pistolet zza paska jego spodni. — Nie zamierzam się
łatwo poddać — rzekł, a potem mogli już tylko czekać na dalsze wydarzenia.
Dziękuję za rozdział
OdpowiedzUsuńUuu cudowny rozdzialik. Kocham to opowiadanie i nie mogę się doczekać następnych rozdziałów. Żałuję że nie mogę kupić tej książki 😭
OdpowiedzUsuńWENY życzę i następnego...
O, się dzieje ��
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dużo weny życzę :)
~Tsubi
Oj kochana wiem coś o tym!
OdpowiedzUsuńZ weną bywa rożnie i saa mam wrażenie, że pisze nieco odgrzewane kotlety.
Ciężko to czasami ogarnąć.
Tymczasem rozdział jak zwykle udany. Szkoda tylko że krótki nie zdołałam się nim nacieszyć.
Czekam na kolejny i pozdrawiam życząc udanych Mikołajek.
Super całość już przeczytalam
OdpowiedzUsuńAle napięcie. Uwielbiam bohaterów z takimi charakterami
OdpowiedzUsuńRewelacyjny rozdział :)
OdpowiedzUsuńAkcja się rozkręca :)
Napięcie zostało uwolnione, ale z drugiej strony wspólne, namiętne chwile otworzyły dawno zamknięte drzwi, co się stało, że nie są parą?
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, zastanawia mnie jak mogli ich znaleźć? czy jest zdrajca na policji lub po prostu pojechali śladem w jakim mogli się kierować i tak dotarli do domku... chociaż bardziej jestem przekonana o pierwszej opcji... rozładowanie napięcia pięknie, pięknie naprawdę... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, jak mogli ich znaleźć? czy jest zdrajca na policji? a może po prostu pojechali śladem w jakim mogli sie kierować i tak dotarli do tego domku... chociaż bardziej jestem przekonana o tej pierwszej opcji... rozładowanie napięcia pięknie, pieknie...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia