1 grudnia 2019

Na celowniku - Rozdział 4

Dziękuję za komentarze i zanim przeczytacie rozdział, zatrzymajcie się przy ogłoszeniach, bo są ważne. :)

Tekst w całości można kupić tutaj: https://bucketbook.pl/pl/p/Na-celowniku-e-book/269

Idą święta Bożego Narodzenia. Przypominam i nowym osobom wrzucam info, że rok temu napisałam tekst świąteczny pod tytułem "Świąteczne życzenie", który ukazał się jako ebook i książka papierowa. Kto chce, to książeczki są jeszcze do kupienia. Zapraszam do mojego profilu na Bucketbook.pl tutaj: https://bucketbook.pl/pl/producer/Luana/25  

Niestety w tym roku nic świątecznego mojego autorstwa nie ukaże się. Nie dałam rady niczego napisać. Brak pomysłów, weny i chęci do pisania.
Koniec ogłoszeń parafialnych i miłego czytania. :)

Mam też kolejne ogłoszenie. Kochani, jakiś czas temu napisała do mnie moja czytelniczka, która wydała książkę papierową. Bardzo mnie cieszy coś takiego i chciałam Wam wspomnieć o tej książce, gdyż jest już do kupienia. To fantastyka z wątkiem romansowym homoseksualnym i elementami horroru. Nie czytałam książki, jeszcze jej nie mam, planuję zakup. Książka nosi tytuł: "Korporacja bezpieczeństwa cywilnego" i jego autorką jest Agatha Magpie.  
Zostawiam Wam link do bloga autorki, gdzie  są wrzucane różne ciekawostki na temat świata przedstawionego, a także fragmenty książki, która jak się okazuje jest pierwszym tomem "Kronik Shashali". Możecie się zapoznać z tymi fragmentami, ze światem, postaciami.Także zajrzyjcie tutaj i przeszukajcie bloga: Kroniki Shashali

Książkę można kupić zarówno w Empiku: Kliknij mnie
A także w Księgarni Internetowej Znak: Klik :)
I na pewno w innych sklepach internetowych. 

Jeżeli coś Wam się spodoba, ktoś jest tym zainteresowany to naprawdę warto wspierać nowych autorów, którzy mają często świetne pomysły. Ja na pewno książkę zakupię. :)




— Działaj — burknął John do sprzętu, który podłączył do zwykłego telefonu komórkowego bez dostępu do Internetu.
Opierał się o samochód próbując skontaktować się z przełożonym. Na dworze było zimniej niż dwa dni temu, kiedy się tu pojawili. Na trawie osadziła się szadź, która coraz bardziej przypominała o nadchodzącej zimie.
— Może ten twój sprzęt do wzmacniania sygnału komórkowego nie działa — powiedział dygoczący z zimna Rafael stojąc obok mężczyzny.
— Działa, tylko mam problem z blokadą do namierzania. A ty może zamiast marudzić i trząść się, to wróciłbyś do domu i mnie nie wkurwiał?
— Davis, po raz kolejny podkreślasz jaki z ciebie kretyn — warknął Dravik.
Nie zamierzał się nigdzie ruszać. Chciał być świadkiem rozmowy, do której wczoraj nie doszło. Aczkolwiek trzymanie się z dala od Johna byłoby lepszym wyjściem. Od dwóch dni, odkąd tutaj siedzieli, Davis warczał na niego przez cały czas. To był kolejny dowód na to, że obaj nie mogli przebywać ze sobą dłużej niż pięć minut.
— Nie powiedziałeś, że masz taki telefon. Zadzwoniłbym w sprawie mojego klienta.
— Pieprzę twojego klienta, Dravik.
— Jest niewinny i ktoś z was popełnił… — umilkł, kiedy John uniósł rękę każąc mu być cicho, po tym jak w końcu uzyskał połączenie telefoniczne.
— Kapitanie, to ja — powiedział detektyw.
Dravik żałował, że nie może usłyszeć tego co mówił Bronson. Pusta twarz Johna także niczego nie wyrażała, mimo że nawet na moment nie spuszczał jej z oczu. Zaczął się jeszcze bardziej denerwować w chwili, kiedy Davis zaklął, a oczy mężczyzny spoczęły na nim.
— Dobra będziemy czekać. Jesteśmy bezpieczni w moim miejscu. Jest obok mnie — mówił nie odrywając oczu od Dravika. — Jutro zadzwonię. Wolę nie ryzykować. — Rozłączył się zaraz po tych słowach i odpiął cały sprzęt od telefonu.
— Co ci powiedział?
— Niewiele wie. Smith prowadzi śledztwo. Ci którzy splądrowali twoje mieszkanie nie zostawili odcisków palców. Znają jednak dane tych, co do nas strzelali. To najemnicy. Zrobią wszystko za kasę. — Wrzucił sprzęt do samochodu, a telefon całkowicie wyłączył. — Nie wiedzą kto ich wynajął. Dostali tylko instrukcje telefoniczne, a kasa została przelana na ich konto z Kajmanów. Szła takimi drogami, że jest nie do wyśledzenia. — Znał kogoś kto mógłby spróbować to zrobić mniej legalnymi sposobami, ale nie chciał narażać tej osoby. — Jedno czego Bronson dowiedział się to, to, że jest wyrok na ciebie i płacą dużo.
— Cholera. — Rafael przesunął ręką przez włosy, które już nie były idealnie ułożone. Dłuższe kosmyki z przodu opadały mu na oczy i żałował, że nie wziął niczego, aby je ujarzmić.
— Coś ty, kurwa, zrobił, że wpakowałeś się w takie gówno?! — krzyknął Davis trzaskając drzwiami od samochodu, chociaż zawsze starał się tego nie robić. To pokazywało jak bardzo jest wściekły.
— Skąd mam wiedzieć?! I siedząc tutaj się tego nie dowiemy!
— Siedzimy tutaj, bo chronię twój cholerny tyłek! Chętnie bym tego nie robił! Wkurwiasz mnie, Dravik! — Zbliżył się do mężczyzny i spojrzał na niego. Czuł satysfakcję z tego, że Rafael jest od niego niższy o dziesięć centymetrów i może patrzeć na niego z góry. — Chciałem odpocząć, planowałem wziąć urlop i pieprzyć się! I szlag mnie trafia za każdym razem kiedy na ciebie patrzę!
— Szlag cię trafia?! A co ja mam, kurwa, powiedzieć?! Chcesz, zostaw to! Nie chciałem opiekuna i na pewno nie chciałem ciebie! — Wyciągnął palec i wbił go w pierś Davisa. — I wiesz co? Też mnie wkurwiasz, więc pierdol się, Davis! — krzyknął i odwróciwszy się na pięcie ruszył w stronę chaty.
Ledwie tylko przekroczył jej próg, silna ręka złapała go za prawe przedramię i pociągnęła tak, że stanął przodem do Johna, któremu wściekłość wyraźnie rysowała się na twarzy i w każdym ruchu ciała. Nic nie powiedział tylko patrzył na Dravika tymi hipnotycznymi oczami, które sprawiały, że Rafaelowi robiło się gorąco.
— Puść mnie — wycedził prawnik przez zaciśnięte zęby. — Wpierdolę ci jeżeli tego nie zrobisz.
— Proszę bardzo — warknął John. Nogą zamknął drzwi od chaty, a palce mocniej zacisnął na ręce prawnika. Wyraźnie widział narastającą w jego oczach furię.
— Puść, sukinsynie. — Zwinął palce wolnej ręki w pięść. — Puść — powtórzył.
— Wal śmiało — rzekł John szybciej oddychając. Nie zamierzał puścić Dravika. Miał ochotę go rozszarpać. Przesunął rękę na jego nadgarstek. — Lubisz uderzać niespodziewanie i boleśnie. Raz to zrobiłeś.
— Nagle przeszliśmy do tamtego? Nie jesteś w porządku, Davis. Nie chciałeś wysłuchać powodów, sądziłeś, że wiesz lepiej, więc chrzań się!
Na słowa Rafaela John zaśmiał się podle, co rozwścieczyło prawnika. Uniósł z rozmachem rękę, chcąc uderzyć mężczyznę w szczękę, ale detektyw był zdecydowanie szybszy i drugi z nadgarstków prawnika został uwięziony. Jego plecy uderzyły o ścianę, a ręce zostały podniesione nad głowę, a potem John go brutalnie pocałował. Wbrew sobie Rafael jęknął, gdy całe jego ciało przeszył prąd. Dopiero po chwili opamiętał się i ugryzł mężczyznę w wargę. Davis odsunął twarz od niego i mruknął:
— Skurwiel. — Patrząc w dalszym ciągu wściekle na mężczyznę, John oblizał dolną wargę, z której pociekła kropla krwi. Gdy to zrobił uśmiechnął się zadziornie unosząc prawy kącik ust i ponownie sięgnął po pocałunek. Ugryzienie tylko go nakręciło, a Dravik o tym doskonale wiedział.
Pocałunek był mocny, głodny, a w połączeniu z nieokiełznaną siłą Davisa i żarem jego ciała, bardzo przytłaczający. Prawnik przyjął to wszystko z ochotą, tym razem nie tylko pozwalając się całować, ale oddając pocałunek z równym zaangażowaniem. Zahaczył nogę o udo Johna, który przytrzymał jego nadgarstki jedną ręką, a drugą opuścił na udo Rafaela i podciągnął je sobie na biodro. Przycisnął się mocniej do Dravika ocierając ich krocza o siebie. Obaj sapnęli na to uczucie przyjemności, której zapragnęli jeszcze więcej.
Davis wciąż całował mężczyznę, kiedy puścił jego ręce, a palce jednej od razu zaplątały się w jego włosach. Przez chwilę sądził, że Dravik chwyci za nie i odciągnie jego głowę, ale zrobił coś wprost przeciwnego. Przytrzymał go, by nie przerwał pocałunku splatając ich języki ze sobą. John wolną ręką chwycił jego drugą nogę i podciągnął mężczyznę w górę. Rafael od razu zaplótł nogi wokół jego bioder niemalże się po nim wspinając i naciskając, aby ich ciała miały ze sobą jak największy kontakt. Czując to detektyw wydał z siebie odgłos podobny do warczenia i chwytając mężczyznę pod pośladkami przeszedł kilka kroków. Z trudem, ale udało mu się w końcu ułożyć go na materacu i przycisnąć do niego swoim ciałem. Zebrał jego nadgarstki przyszpilając je do materaca. Przez cały czas Dravik więził przy sobie jego biodra nie zabierając nóg. Popychał swoje biodra w jego stronę błagając o więcej.
— Mówiłem, że wciąż pamiętam co lubisz — wyszeptał John. — Pamiętam jak potrafisz reagować i jak wyglądasz gdy jesteś podniecony. — Ocierał się o niego tak jakby go pieprzył. Penis mężczyzny był tak samo twardy jak jego i wyobraził sobie jak się dotykają bez przeszkody w postaci ubrań.
— Na litość Boską, musisz gadać? — zapytał zaczepnie Dravik wykręcając ręce i przesuwając je tak, by spleść palce z palcami Johna. W kurtce, mimo że była rozpięta, tak jak ta należąca do Johna, było mu bardzo gorąco. Czuł pot zraszający skórę i tak bardzo jak chciał pozbyć się ubrań, tak nie miał ochoty odsuwać się nawet na moment od tego mężczyzny. Jego ciało cały czas krzyczało z wdzięczności, odczuwając cudowny ciężar na sobie.
— Lubię gadać — odparł detektyw kąsając wargi Dravika.
— Czasami dużo gadania jest niepotrzebne. Czasem trzeba wybrać działanie, Davis. — Westchnął kiedy na jego policzek, podbródek, szyję padały kolejne pocałunki. Kłujący zarost na ich twarzach cicho chrzęścił kiedy ocierali się o siebie.
— Do działania mogą prowadzić różne drogi — wyszeptał John do ucha prawnika, a potem spojrzał mu w oczy. — Dążenie do czegoś powoli to kolejna przyjemność.
— Pieprz się z tym twoim powoli — wycedził Dravik. — Potrzebuję orgazmu. — Jego kutas był twardy i obolały. Wszystko czego potrzebował to poczuć ulgę. Nie chciał działać powoli. Uniósł głowę i chwycił zębami dolną wargę kochanka. Pociągną ją mocno, co doprowadziło Davisa na wyższy poziom podniecenia. — Widzisz, też pamiętam co lubisz. — Nie dane mu już było nic więcej powiedzieć, ponieważ usta mężczyzny opadły na jego.
Z piersi Johna wydostał się kolejny warczący dźwięk przypominający ryk dzikiego zwierzęcia. Takiego właśnie Dravik go chciał, a nie łagodnego i czułego. Pamiętał jego dzikość, nieokiełznaną potrzebę, która sprawiała, że Davis brał to czego potrzebował. Za każdym razem była to piekielna jazda i żałował, że w tej chacie nie mogą sobie na zbyt wiele pozwolić. Uwolnił miednicę kochanka pozwalając mu kołysać biodrami i czując jego podniecenie.
Davis puścił jedną rękę prawnika i sięgnął pomiędzy nich. Rozpiął spodnie mężczyzny i swoje. Potem zepchnął je z bioder Rafaela. Niestety musiał się unieść, by się ich pozbyć, a także swojej odzieży. Kierowany gorączką pożądania pociągnął spodnie Dravika i pozbywając się jego butów, zdjął je wraz ze skarpetkami i bielizną. Swoje spodnie tylko opuścił do połowy ud, a potem kładąc się na mężczyźnie, który westchnął z radością, skopał całkiem z siebie. Przylgnął biodrami do jego, a ich penisy nareszcie otarły się o siebie. Usta ponownie spotkały się i John pożałował, że nie zdjął jeszcze ich górnej odzieży, zaraz jednak o tym zapomniał, bo palce Dravika oplotły ich członki, a on wbił się w jego pięść.
— Chciałem twojej ręki na sobie — wyszeptał patrząc w oczy prawnika. Nie przestawał się poruszać.
— Tylko ręki? — zapytał zaczepnie Rafael. Wolną dłoń wsunął we włosy mężczyzny chwytając jego kosmyki.
— Nie tylko. Masz najlepsze usta stworzone do ssania, Dravik. — Podparł się na jednej ręce, a drugą położył na dłoni kochanka, która pieściła ich kutasy. Nadał większe tępo, potrzebując uwolnienia.
— Nawzajem i żałuję… Że… O kurwa, to nie potrwa długo… — odrzucił głowę na kark uderzając nią o materac.
— Czego? Czego żałujesz? — pytał Davis coraz bardziej zdyszany. Preejakulat, który z nich cieknął nadał upragnionej śliskości, czym tylko zwiększył rozkosz.
— Tego, że nie poczuję cię w dupie. Głęboko w sobie… jak dawniej, kiedy mnie brałeś.
— Pan i pana brudny język panie prawniku. — Polizał jego usta. Uwielbiał to, że Dravik był wyłącznie pasywnym kochankiem. Pamiętał każdą chwilę z nim spędzoną. Za czasów, zanim zaczęli się nienawidzić. — Moglibyśmy…
— Za późno! — krzyknął Dravik i wygiął się, kiedy wszystko w nim wybuchło. Orgazm przepłynął przez jego ciało w niszczycielskim, upragnionym zniszczeniu powodując, że zapomniał jak się nazywa.
Davis przez chwilę obserwował mężczyznę. Pocałował go, przesunął zębami po jego zarośniętym policzku zanim poddał się swojemu orgazmowi, ukrywając krzyk pełen ulgi i rozkoszy w szyi Dravika.
— Narobiliśmy bałaganu — wyszeptał Rafael obejmując jedną ręką mężczyznę, który całkiem na niego opadł.
Obaj byli bardzo spoceni, brudni od spermy i potrzebowali się umyć. Rano nanieśli wody, więc wystarczyło tylko ją podgrzać. Przez ostatnie dwa wieczory nalewali gorącej wody do wanny, która na szczęście tutaj była i mogli wziąć jakąś kąpiel. Oczywiście o wannie pełnej wody nie było mowy.
John wziął głęboki oddech, a potem zsunął się z prawnika i położył obok niego na plecach.
— To nic nie zmienia pomiędzy nami — powiedział wpatrując się w sufit. — Ulegliśmy i tyle.
— Ulegniemy, kiedy wsuniesz kutasa w moją dupę — rzekł z wulgarnością Rafael. — Teraz o tym co było, możemy mówić jako o wspólnym przyniesieniu sobie przyjemności.
— Taa… — burknął detektyw, mając ochotę znaleźć się w jego dupie najlepiej natychmiast. Tylko nie miał już sił i faktycznie warunki na to nie były sprzyjające. Choćby to, że nie mieli prezerwatywy i żelu, nie mówiąc o higienie. Przymknął powieki, ale natychmiast je otworzył kiedy usłyszał i wyczuł ruch obok siebie.
— Nagrzeję wody — rzucił prawnik wstając i rozbierając się z resztek ubrań. Nago podszedł do kuchenki i włączył palnik. Gar wody stał już na swoim miejscu, więc wystarczyło poczekać by się zagrzała.
Odwrócił się i przestał oddychać, kiedy zobaczył, że Davis patrzy na niego. Śmiało przesunął oczami po leżącym mężczyźnie, zatrzymując się na jego kroczu. Penis, nie do końca miękki leżał na jego jądrach, które doskonale widział, bo jedna z nóg Johna była ugięta i odchylona. Wewnętrznie zadrżał na ten widok, a w ustach mu zaschło. Wieki nie uprawiał seksu. Nie miał na to czasu. Mogło to być wyjaśnieniem tego, co się chwilę temu stało. Tego musiał się trzymać. Na pewno nie chodziło tu o Johna Davisa, mężczyznę, którego dawno temu kochał.

*

Od chwili kiedy umyli się, obaj milczeli. John wyczyścił swoją broń, sprawdził magazynki i przestawił nawet samochód tak, aby ten nie był widoczny. Powiedział jedynie, że już wcześniej powinien to zrobić i od tej pory nie odezwał się. Za to wydawał się mniej nerwowy. Dravik przypuszczał, że to po tym co zrobili. Także czuł się rozluźniony, a ich kłótnie były głównie spowodowane napięciem pomiędzy nimi. W końcu to by się wydarzyło i obaj podświadomie o tym wiedzieli. Oczywiście nic by się nie stało, jeżeli nie zostaliby skazani na przebywanie przez cały czas razem. Jedyne chwile bez siebie to były te, kiedy któryś wyszedł na dwór lub do łazienki.
Rafael przyniósł jeszcze wody, aby była w łazience i służyła do spłukania toalety. Jakimś cudem mieli nawet papier toaletowy, co było dużym, ale miłym zaskoczeniem. Mogło być tutaj gorzej. Jednak mimo w miarę dobrych warunków wolałby już opuścić to miejsce. W dodatku miał ochotę zjeść coś lepszego niż gotowana kasza i suche płatki kukurydziane. Wolałby zjeść je z mlekiem.
— Pójdę po drewno — powiedział do Davisa.
John odburknął coś i kiedy mężczyzna wyszedł odłożył broń i potarł twarz dłońmi. Nie powinno mieć miejsca to co się stało pomiędzy nimi. Był jednak tak wściekły, tak napięty i nie miał co się oszukiwać, chciał rozładowania. Dravik znalazł się po prostu pod ręką, tak to sobie tłumaczył. Ewentualnie mógł go jeszcze zastrzelić, ale to nie wchodziło w grę.
Ponownie zajął się jednym z pistoletów, kiedy ten, którego chronił, wrócił z koszykiem drewna.
— Paliwa w agregacie wystarczy na ten wieczór.
— Będziemy oszczędzać. Wcześniej pójdziemy spać. — Przeszukali już chatę w poszukiwaniu świec, ale żadnej nie znaleźli.
— Davis, myślę, że powinniśmy wrócić. Zameldujemy się w jakimś motelu za miastem i będziemy mogli kontrolować co się dzieje. Gówno wiemy siedząc tutaj. Ktoś inny tam szuka tego, kto chce mnie zabić. Wolałbym sam…
— Zamknij się, kurwa — rzekł twardo Davis, pomimo tego, że Dravik miał rację. Siedzenie tutaj nic nie dawało. Raz na dzień kontaktowanie się z kapitanem również. W mieście mogły dziać się rzeczy, o których nie mają pojęcia. Powinien uczestniczyć w śledztwie, a nie bawić się w ochroniarza. — Poczekamy jeszcze dwa dni i wracamy.
— Mhm. Tyle mogę czekać. — Otworzył palenisko i włożył kilka drewien do pieca. Starali się, aby nie zgasło, bo zapałki już się kończyły i oszczędzali je tylko, by zapalić palniki w kuchence. — Zrobię kaszy.
Wstał z kucek i miał sięgnąć do puszki z kaszą, kiedy do jego uszu dotarł ryk silnika. Obejrzał się przez ramię, by sprawdzić czy Davis też to usłyszał. Okazało się, że tak, bo mężczyzna zarzucił kurtkę na siebie i wziął broń.
— Ubieraj się. Tu nikogo nie powinno być. Nawet strażnika. Nie o tej porze roku.
Niepokój i napięcie w głosie detektywa sprawiły, że prawnik o nic nie pytał. Zarzucił na siebie kurtkę i czapkę, kiedy John chwycił go za rękę i pociągnął w stronę wyjścia do szopy. Nie było nawet czasu na wzięcie torby z rzeczami czy czegokolwiek.
— Musimy spadać i to natychmiast.
— Może to jednak strażnik?
— Strażnik nie jeździ samochodem mającym taki silnik i na pewno zawsze pojawia się sam. Słyszę przynajmniej dwa samochody.
Przeszli przez szopę i wyszli małymi, chyboczącymi się drzwiami. Davis wskazał kierunek do miejsca, gdzie mogli pozostać niezauważeni. Miał nadzieję, że nikt nie zobaczy jego samochodu. Na pewno stąd, jak i sprzed domu nie było go widać pomiędzy krzakami. Ktoś musiałby specjalnie wybrać się na poszukiwania. Cieszył się też, że jeszcze nie było śniegu, bo nie miałby czasu zatrzeć śladów.
Nie puszczając dłoni Dravika wciągnął go w gąszcz krzaków, za którymi był głęboki wąwóz. Za nim natomiast znajdowała się wnęka w ziemi gdzie mogli się ukryć. Walczyć zamierzał dopiero w ostateczności, mimo że miał na to ogromną ochotę. Jego priorytetem był jednak prawnik, któremu, jak to powiedział kapitan, nie powinien spaść włos z głowy.
— Uważaj, tu jest ślisko — ostrzegł Dravika, zanim zsunęli się do wąwozu. Nie zdążyli jednak schować się w kryjówce, kiedy usłyszeli serię nieprzerwanych strzałów. Obaj upadli na ziemię mając wrażenie, że huk jest tuż obok.
— Do kogo, kurwa, strzelają? — zapytał prawnik.
— Ostrzeliwują chatę i mam nadzieję, że poprzestaną tylko na tym. Jeżeli zaczną nas szukać, to nie obejdzie się bez rozlewu krwi. Na pewno nie naszej. — Na wszelki wypadek John wyjął broń i odbezpieczył.
— Też chcę się bronić — powiedział Rafael sięgając pod kurtkę mężczyzny i wyjmując pistolet zza paska jego spodni. — Nie zamierzam się łatwo poddać — rzekł, a potem mogli już tylko czekać na dalsze wydarzenia.

9 komentarzy:

  1. Dziękuję za rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuu cudowny rozdzialik. Kocham to opowiadanie i nie mogę się doczekać następnych rozdziałów. Żałuję że nie mogę kupić tej książki 😭
    WENY życzę i następnego...

    OdpowiedzUsuń
  3. O, się dzieje ��
    Pozdrawiam i dużo weny życzę :)
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj kochana wiem coś o tym!
    Z weną bywa rożnie i saa mam wrażenie, że pisze nieco odgrzewane kotlety.
    Ciężko to czasami ogarnąć.
    Tymczasem rozdział jak zwykle udany. Szkoda tylko że krótki nie zdołałam się nim nacieszyć.
    Czekam na kolejny i pozdrawiam życząc udanych Mikołajek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super całość już przeczytalam

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale napięcie. Uwielbiam bohaterów z takimi charakterami

    OdpowiedzUsuń
  7. Rewelacyjny rozdział :)
    Akcja się rozkręca :)
    Napięcie zostało uwolnione, ale z drugiej strony wspólne, namiętne chwile otworzyły dawno zamknięte drzwi, co się stało, że nie są parą?
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, zastanawia mnie jak mogli ich znaleźć? czy jest zdrajca na policji lub po prostu pojechali śladem w jakim mogli się kierować i tak dotarli do domku... chociaż bardziej jestem przekonana o pierwszej opcji... rozładowanie napięcia pięknie, pięknie naprawdę... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, jak mogli ich znaleźć? czy jest zdrajca na policji? a może po prostu pojechali śladem w jakim mogli sie kierować i tak dotarli do tego domku... chociaż bardziej jestem przekonana o tej pierwszej opcji... rozładowanie napięcia pięknie, pieknie...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)