Dziękuję za komentarze i zapraszam na rozdział. :)
Smakowite zapachy dolatujące z kuchni powitały Johna i Rafaela już
od schodów. Głód od razu dał o sobie znać. Ostatnio żywili się głównie płatkami
i kaszą, marząc o jajecznicy na bekonie.
— Lisa, mam nadzieję, że dużo tego zrobiłaś, bo jestem głodny jak
wilk — powiedział Davis, kiedy ledwie przekroczył próg kuchni tonącej w czerni
i bieli. Ucałował żonę przyjaciela w policzek.
— Tego jest tyle, że możecie prosić o kilka dokładek —
odpowiedziała kobieta o krótkich włosach, z których część po prawej
stronie była niebieska, a reszta czarna. Miała na sobie dżinsy z szerokimi
nogawkami i czerwony sweter. Jej oczy przesunęły się na Dravika, który patrzył
złym wzrokiem na siedzącego przy stole brata. — Ty jesteś Rafael — stwierdziła
i podeszła do prawnika z wyciągniętą ręką.
— Ekhem — odchrząknął Dravik. — Tak. — Uścisnął delikatnie jej
dłoń.
— Jestem Lisa żona tego tam. — Wskazała brodą na męża. — Dobrze
cię poznać. Alec dużo mi o tobie opowiadał.
— Nie wątpię. Jedzenie wyśmienicie pachnie. — Nie chciał być
niemiły dla tej kobiety, bo nic mu nie zrobiła. Dopiero ją poznał i był w
niemałym szoku, że człowiek, który odebrał mu ojca i brata ma tak miłą żonę.
— Smakuje jeszcze lepiej. Lisa gotuje jak najlepsza kucharka na
świecie — pochwalił ją John zajmując miejsce przy stole po tym jak nalał sobie
kawy.
Rafael nie chciał siedzieć przy stole z człowiekiem, który tak
bardzo skrzywdził jego rodzinę, ale nie miał wyjścia. Gdyby nie było Lisy
możliwe, że natychmiast by stąd wyszedł.
— Nie przywitasz się ze mną, braciszku? — zapytał Alec.
— Nie jesteś moim bratem. — Lód w głosie Dravika był słyszany dla
każdego z obecnych. — Mój tata ożenił się tylko z twoją mamą. Żyłby gdybyś
wszystkiego nie rozpierdolił. Przepraszam — zwrócił się do Lisy, na co ona
machnęła ręką.
— Nie przejmuj się. Sama klnę jak szewc. Jedzcie zanim wszystko
ostygnie. Ja uciekam do pracowni. Muszę skończyć jeden obraz zanim moja agentka
mnie zabije jedynie samym wzrokiem. — Podeszła do męża i pocałowała go w czubek
głowy.
Prawnik obserwował jak jego przybrany brat jedną ręką objął żonę w
talii i przyciągnął do siebie.
— Idź. Ja tu wszystko posprzątam i pozmywam. Obiad też zrobię.
— O, nie. Ja robię obiad. Gotowanie mnie odpręża. Szczególnie
przed wystawą. Rafaelu, moja pracownia jest po drugiej stronie domu. Łatwo ją
znaleźć. Wpadnij potem o ile chcesz, pokażę ci moje prace. Chciałabym cię
lepiej poznać. Na pewno macie rzeczy do prania, to na dole w piwnicy jest
pralnia. Jest do waszej dyspozycji. Teraz już zmykam. — Wywinęła się sprytnie z
uścisku męża i tanecznym krokiem wyszła z kuchni.
Dravik nie miał pojęcia co o niej sądzić. Wyglądała na wesołą i
miłą kobietę, ale nie chciał się z nią bliżej zapoznawać. To był jedyny raz
kiedy gościł w tym domu. Miał nadzieję, że razem z Davisem jak najszybciej się
stąd wyniosą i zapomni, że musiał siedzieć przy jednym stole z kimś kto zabił
mu tatę.
— Nigdy mi tego nie wybaczysz? — zapytał po chwili Alec.
— Tego co zrobiłeś? Nigdy. Gdyby nie ty i twój gang mój tata by
żył. Gdybyś nie wprowadził do gangu mojego brata też by żył. — Nałożył sobie na
talerz jajecznicy, ale nagle stracił apetyt. Kątem oka widział jak John
przysłuchuje się ich rozmowie opróżniając swój talerz i nakładając sobie
dodatkową porcję.
— Zaplanowaliśmy tamten napad na sklep twojego taty, bo nie miałem
wyjścia. Musiałem to zrobić zanim sam straciłbym głowę. Wiesz w jakiej
dzielnicy mieszkaliśmy. Było tak, że albo coś robisz, albo giniesz. Tamtej nocy
nie wiedziałem, że Paul będzie jeszcze w sklepie. Miał już dawno wyjść.
Odsiedziałem za to dziesięć lat. Nie pociągnąłem za spust. Nic nie mogłem
zrobić. Natomiast jeżeli chodzi o Isaaca, sam poszedł do Lazarusa. Nie
namawiałem go do tego.
— Za dużo o tym mówiłeś. O kasie, dragach i kolorowej przyszłości.
Miał tylko piętnaście lat, był podatny na wszystko. Ty miałeś dwadzieścia,
mogłeś go od tego odciągnąć.
— A ty osiemnaście i byłeś w stanie go namówić, by tego nie robił?
Odpowiedz sobie na to pytanie. Jakimś cudem tobie udało się uniknąć wejścia do
gangu, mimo że czasami bycie w nim, to była jedyna szansa na przeżycie.
— Głupie wytłumaczenie. Zawsze jest jakieś inne wyjście. Mnie się
udało tego uniknąć, mimo że już wtedy wiedziałem jak korzystać z broni. Tak na
wszelki wypadek. Za to mój rodzony — podkreślił to słowo — brat nie. Zanim się
pojawiłeś w naszym życiu, Isaac nawet nie myślał aby wstępować do
jakiegokolwiek gangu. Chcieliśmy się uczyć, pracować, zabrać tatę i wynieść się
jak najdalej od tego miejsca. Przez ciebie wszystko się zmieniło — wypluł każde
słowo przesączone jadem.
— Osiem lat temu wyszedłem z paki po dziesięciu latach odsiadki.
Dużo straciłem, wiem co zrobiłem i odpowiedziałem za to — powiedział spokojnie
Alec. — Od tamtych wydarzeń minęło osiemnaście lat, a ty nadal pielęgnujesz w
sobie nienawiść do mnie.
— W pielęgnowaniu nienawiści jestem dobry, zresztą nie tylko ja —
odpowiedział Dravik przerzucając spojrzenie z brata na Johna i z powrotem. —
Straciłem apetyt. — Wstał. — Davis, mam nadzieję, że jak najszybciej się stąd
wyniesiemy. — Wyszedł nie oglądając się za siebie.
John przez chwilę patrzył na krzesło gdzie jeszcze przed chwilą
siedział prawnik zanim odezwał się:
— Przyjemna rodzinna rozmowa przy śniadanku.
*
Dravik, aby czymś się zająć, spakował wszystkie swoje i Davisa
rzeczy do torby, a potem odszukał pralnię. Wrzucił ubrania do pralki nie
segregując ich, bo nie było takiej potrzeby i wlał do dozownika płyn do prania.
Przez chwilę myślał jak ustawić urządzenie, aby pranie odbyło się jak
najszybciej i wybrał funkcję ‘mieszane’, kiedy odkrył, że dzięki temu upranie
ich rzeczy wraz z wirowaniem potrwa tylko godzinę.
Wyprostował się, kiedy usłyszał za sobą kroki. Nie musiał nawet
oglądać się za siebie, aby wiedzieć kto przyszedł.
— Jeżeli pojawiłeś się, aby znów mnie namawiać na bliższy kontakt
z tym człowiekiem, to radzę ci się do mnie nie zbliżać o ile zależy ci na
zębach.
— Znam cię. Mógłbym je stracić — odparł detektyw. — Chciałem tylko
powiedzieć, że Alec zajmie się naszą sprawą, ale to potrwa. Nie chcę, aby go
przyłapano.
— Dlaczego jesteś z nim w tak dobrych kontaktach? — Odwrócił się
do Johna. — Przypomnij mi, jak długo się znacie?
— Poznałem go jak byłem z tobą czyli siedem lat temu.
— Ale wcześniej nie byliście w tak dobrych relacjach. Nazywasz go
przyjacielem. Kiedy to się zmieniło?
— Po tym jak pomiędzy tobą a mną zepsuło się to, co mieliśmy —
wycedził Davis.
— Poszedłeś do niego się wypłakać? — zakpił Dravik oglądając
przez szklane drzwiczki jak pranie w pralce kręci się w kółko.
— Niezupełnie. Uratował mi życie — oznajmił John. Oparł się o
betonowy filar. Założył ręce na piersi obserwując reakcję prawnika, który
spojrzał na niego z szeroko otwartymi oczami.
— O czym ty mówisz?
— Półtora roku temu, pół roku po tym jak powiedziałeś słowo,
którego nie chciałem usłyszeć, byłem w barze w którym rozpętała się strzelanina.
Alec pracował tam jako barman i skoczył na faceta, który celował mi w głowę, bo
mu się nie spodobałem. Nie miałem broni. Ten jeden jedyny raz jej zapomniałem.
— Może i dobrze, bo byś tam rozpierdolił wszystkich.
— Byłaby dobra zabawa, co nie? — Zaśmiał się Davis. — W każdym
razie gdyby nie Alec nie stałbym tutaj. Od tamtej pory spędziłem z nim dużo
czasu. Poznałem go lepiej i zaprzyjaźniliśmy się. Opowiedział mi o
przeszłości. O tym, że twój tata, po śmierci twojej mamy, kiedy miałeś
jedenaście lat, ożenił się z jego mamą. Adoptował go i dał mu swoje nazwisko.
Alec zrobił źle i wie o tym. Był młody, głupi, imponowali mu…
— To go nie tłumaczy. Wiekiem nie można tłumaczyć okrutnych
rzeczy, które się zrobiło.
— Dravik, bronisz ludzi takich jak on. — Davis wystrzelił tymi
słowami niczym kulą. Wnerwiała go różna moralność Rafaela. Stawał w sądzie u
boku ludzi, którzy zrobili gorsze rzeczy od tych jakie uczynił Alec.
— Bronię niewinnych, o ile jeszcze tego nie zauważyłeś. Bronię
tych, którzy nic nie zrobili, a prawo zamiast być po ich stronie, to jest
przeciw nim. Jak ten facet, któremu nie mogę teraz pomóc, bo ktoś, kurwa, chce
pozbawić mnie życia.
— Ten od napadu na aptekę? — dopytał detektyw by się upewnić czy
myśli o tym samym człowieku.
— Ten. I co wskazuje przeciw niemu? To, że jest trochę podobny do
sprawcy i jego odciski znaleziono w tej aptece. Dlaczego znaleziono? Bo kupował
tam leki dla chorej córki.
— Smith zajmował się tą sprawą. Powiedział, że są wystarczające
dowody aby aresztować faceta.
— Sprawdził jego alibi? Dowiedział się czegoś więcej? Poszukał
dowodów? Ten dupek to by zapuszkował własną matkę, gdyby znalazł tam jej
odciski. Wiem, że mój klient jest niewinny i to udowodnię, kiedy wykaraskam się
z tego bagna — wycedził wściekły i kopnął stojący obok niego wiklinowy kosz na
pranie. — Bagna które sprowadziło mnie do domu człowieka, którego nigdy już nie
chciałem widzieć. — Posłał oskarżające spojrzenie Davisowi.
— On może nam pomóc. Jeżeli…
— Tak, wiem. — Prawnik uniósł ręce do góry. — Niech się dowiaduje
tego czego ma się dowiedzieć i spieprzamy stąd. Kolejnej nocy tu nie spędzę i
nie ważne jaką ten chuj ma dobrą żonę. — Po prostu nie mógł znieść tego z kim
musiał przebywać pod jednym dachem. Powracały do niego obrazy z przeszłości. To
jak widział martwego ojca, wynoszonego w worku, to jak Isaac umierał mu na
rękach. Obwiniał za wszystko Aleca, bo gdyby ten nie pojawił się w jego domu,
wszystko mogło potoczyć się inaczej. W krótkim czasie przez Aleca stracił
dwie bliskie osoby i tego nigdy nie zapomni. Od tamtego czasu walczył jak lew,
by coś w życiu osiągnąć. Nawet chciał zostać prokuratorem, aby walczyć o to, by
tacy jak przybrany brat nie chodzili na wolności. Potem to się odmieniło, kiedy
na studiach był świadkiem tego jak niewinna kobieta została oskarżona o to,
czego nie zrobiła. Wtedy też dowiedział się, że nie każdy jest winny i mało
jest osób, które będą je bronić.
— Po wszystkim nie mieszkałeś długo z jego mamą — odezwał się
Davis po chwili milczenia i słuchania pracy pralki, która zaczęła wirować.
— Nie mogłem. Nie była złą kobietą, ale… — urwał na moment, by
wziąć głęboki oddech. — Wolałem uciec do ciotki. — To z nią zamieszkał do czasu
ukończenia liceum. Potem wyjechał na studia.
— Mama Aleca zmarła rok temu — powiedział John i wyszedł
zostawiając Dravika samego, który na tę wiadomość poczuł ukłucie w sercu, bo
mimo wszystko kilka lat mieszkał z tą kobietą.
*
Davis zajrzał do pokoju, w którym pracował Alec. Mężczyzna
siedział przed kilkoma monitorami, skupiony na tym co robił.
— I jak? — zapytał go od drzwi.
— Powoli brnę do przodu, ale jest dużo zabezpieczeń. Sam staram
się, aby mnie nie wykryto. W ogóle to dziwne, jesteś gliną, a ja bawię się w
hakera przy tobie. Powinieneś mnie aresztować za to, że włamuję się do banków.
— Nie jestem z wydziału do walki z cyberprzestępczością. Poza tym
jesteś lepszy od nich. Mogliby podjąć z tobą współpracę.
— Jestem przestępcą i hakerem. — Obejrzał się na Johna. — Fakt, że
to przeszłość, ale takich jak ja nie przyjmują do policji. Robią to tylko w
serialach i filmach. Zresztą wolę sprzedawać moje oprogramowanie antywirusowe i
pracować nad nim, by je ulepszać. Kto lepiej niż ja wie z czym się walczy i co
jest do tej walki potrzebne. A teraz zostaw mnie samego jeżeli chcesz dzisiaj
otrzymać informacje po które się pojawiłeś.
— Tylko nie rób czegoś za wszelką cenę.
— Wiem. Jesteś dobrym człowiekiem, John.
Davis wycofał się zostawiając przyjaciela samego. Wolał nie
komentować jego słów, bo wątpił czy był dobrym człowiekiem. Poszedł do kuchni
gdzie zrobił sobie kawy z ekspresu. Zrobił też drugą i z dwoma kubkami udał się
do pracowni Lisy. Kobieta trzymała w kąciku ust papierosa, malując
surrealistyczny obraz.
— Masz chwilę? — zapytał.
— Na kawę, zawsze. Kiedy trzy lata temu poznałam Aleca
pierwsze co o mnie wiedział to to, że kocham kawę i papierosy. — Odłożyła
pędzel patrząc krytycznym okiem na swoją groteskową pracę. — Maluję takie
bohomazy. Powinnam skupić się na pejzażach, a nie na drzewach wyrastających z
czyjegoś ciała. Nie mam pojęcia dlaczego ludzie je kupują. — Zaśmiała się i z
błyskiem w oku podeszła do detektywa. Wzięła od niego kubek w zamian częstując
go papierosem.
— Również nie wiem co im się w nich podoba. — Skulił się kiedy
pacnęła go dłonią w ramię. Papierosa odmówił. — Wystarczająco w nocy wypaliłem.
— Powinnam brać z ciebie przykład, bo to paskudny nałóg. Nie mam
jednak tak silnej woli by z tym wygrać. Nudzisz się, co? — zapytała wpatrując
się w niego. — Gdzie Rafael? Jak się pisze jego imię, przez F czy Ph?
— Zawsze się chwalił tym, że przez F.
— A, czyli jak imię tego Rafaela Redwitza, który jest brazylijskim
siatkarzem. Mam do tego faceta słabość. Przypomina mi trochę Aleca. No to gdzie
twój były?
— Wiesz, że byliśmy razem? — zapytał.
— Wiem dużo. Alec mi o was opowiadał. Byliście razem przez osiem
lat, zanim wszystko prysło jak bańka mydlana. — Upiła łyk kawy, potem
pociągnęła jednego bucha wypuszczając dym nosem. Przysiadła na podłokietniku
fotela, który poza sztalugami i obrazami był jedynym elementem pracowni.
Jedna ściana od ogrodu została całkowicie przeszklona wpuszczając do wnętrza
mnóstwo światła. — Nadal go kochasz, a on ciebie — powiedziała.
Davis roześmiał się na jej słowa. Lepszego żartu od dawna nie
słyszał. Udał, że ociera łzy rozbawienia.
— Dobry żart, Lisa.
— Nie żartuję. Dużo widzę. Mój mąż także. Co się stało, że ty i
Rafael nie jesteście razem? Od dwóch lat lub coś koło tego, nie?
Czuł się jak na przesłuchaniu. Podszedł do jednego z obrazów
stojących na podłodze i przyjrzał się powykręcanym zegarom, krzywym ludziom
oraz zielonemu niebu. Nigdy nawet przyjacielowi nie odpowiedział na to pytanie.
— To proste. Zadałem mu pytanie, a on powiedział „nie”.
— Potem nie chciałeś nawet wysłuchać moich wyjaśnień tylko się
wyprowadziłeś.
Davis natychmiast odwrócił się w stronę głosu. Rafael stał przy
wejściu do pracowni, a oczy prawnika rzucały gromy w jego stronę.
— Czego miałem wysłuchać? Tego, że po ośmiu latach związku nie
jesteś pewny co czujesz? — zaatakował John. — Padłem przed tobą na kolana i
zadałem pytanie, a ty mnie odrzuciłeś. — Podszedł do Rafaela tak samo wściekły
jak on.
— Duma była ważniejsza od wysłuchania mnie! Po prostu pokazałeś
jakim jesteś fiutem i tyle!
— Ja pokazałem?! Oddałem ci serce, do cholery, a ty powiedziałeś
„nie”!
— Panowie, panowie. — Lisa stanęła pomiędzy nimi. — Wydaje mi
się, że pewne rzeczy musicie sobie sami na spokojnie wyjaśnić.
— Nie mają czasu na wyjaśnienia. — Do pracowni wszedł Alec niosąc
kilka kartek. Podał je bratu i powiedział: — Wiem kto przesłał pieniądze za
głowę Rafaela.
*
Godzinę później po wysłuchaniu wszystkich informacji od Aleca i
przeczytaniu dokumentów, które wydrukował, Davis i Dravik spakowali swoje
czyste rzeczy do samochodu. Na drogę dostali stos kanapek i termos kawy oraz
mocne uścisku od Lisy. John długo rozmawiał z przyjacielem, który dał mu
gotówkę, by nie musieli przynajmniej martwić się o pieniądze.
— Oddam.
— Dlatego ci ją daję. Wiem, że przeżyjesz po to, aby mi ją oddać. —
Poklepał Davisa po ramieniu. — Nie daj się zabić, ani jego. — Wskazał brodą na
samochód, w którym siedział Rafael nie mający zamiaru żegnać się z bratem.
— Jeżeli o niego chodzi, to chętnie sam pociągnę za spust.
— Prędzej dasz się zabić — wtrąciła Lisa.
Istniała szansa, że tak by było — pomyślał John. Jeszcze raz
uściskał przyjaciela i jego żonę, po czym wsiadł za kierownicę. Mieli
wrócić do Louisville, gdzie istniało duże prawdopodobieństwo tego, że ktoś
dopadnie Dravika, ale nie było innego wyjścia. W ten sposób łatwiej dowie się
czy jego przełożony ich zdradził i dlaczego mafia wydała wyrok na Rafaela.
Zmuszony, zgodził się, by chronić tyłek byłego partnera, ale nie sądził, że z pozoru
prosta sprawa przybierze taki obrót. Nie przypuszczał też, że ich osobiste
sprawy zostaną poruszone, czego bardzo nie chciał. W dodatku nie powinien
pragnąć powtórki tego, co wydarzyło się pomiędzy nimi w chacie i dzisiaj rano.
Seks z Rafaelem zawsze był zbyt dobry i uzależniający.
— Jedno, wielkie, śmierdzące bagno — burknął pod nosem,
uruchamiając silnik.
— Zgadza się — rzucił Rafael zapinając pas.
— Zamknij się, Dravik.
— Dupek.
— Świetnie, awansowałem z kutasa na dupka.
— Ciesz się.
— Bardzo się cieszę. Szczególnie dlatego, że muszę spędzić z tobą
kolejne dni.
— Co tam, dostanę kulkę i będziesz miał mnie z głowy —
powiedział obojętnie prawnik, mimo że w duchu bardzo się bał.
— Będę świętował nad twoim trupem — odparł Davis, wbrew temu jak
mocny poczuł ból na samą myśl o tym, że ktoś zabiłby Dravika. Źle robią mi te
dni spędzone z nim — pomyślał, ruszając ku ich dalszemu przeznaczeniu.
— To już teraz ci życzę udanej zabawy — wycedził prawnik.
— Dziękuję. Na pewno taka będzie — odpowiedział detektyw kończąc
ich dyskusję.
Kochana ja również życzę ci wesołych świąt pełnych uśmiechu i szczęścia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam w.
Wesołych świąt, a w Nowym Roku dużo weny i radości z pisania:)
OdpowiedzUsuńŻyczy MIKA
Witam,
OdpowiedzUsuńto ja ;] udało mi się przeczytać i jak widać opublikować komentarz... więc to widać było chwilowe...
co do rozdziału to spełnił moje oczekiwania, wiele tutaj wyjaśnił, tego dlaczego tak bardzo Rafael nienawidzi brata, jeśli wierzy w niewinność i broni takich ludzi, to i w Aleca jednak powinien, bo jednak czy jest pewny, że ten jednak młodego nie próbował odciąć od takiego świata... mafia poluje na niego, ciekawe, ciekawe i tutaj właśnie się nie pomyliłam, bo miałam takie przypuszczenia..., ale i mamy wyjaśnienie co się wydarzyło między Rafaelem i Johnem, to smutne, ale tak przez myśl mi przemknęło, że może właśnie powiedział „nie” bo nie chciał go na rażąc, bo możliwe, że właśnie wtedy natknął się na mafie, broniąc kogoś... ale poczekamy, zobaczymy jak to się mówi...
wesolutkich i spokojnych świąt Tobie życzę...
Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Basia
Nie no kochana musiałam nadrobić dwa rozdziały bo sporo się u mnie działo.
OdpowiedzUsuńJednak nie bój się już jestem i czytam z wielką ciekawością.
Sporo się u Ciebie dzieje. Szczególnie między naszą dwójką. Dość mocno mnie intrygujesz.
Jestem ciekawa jak wszystko będzie dalej.
A od siebie życzę kochana Wesołych Świąt i wszystkiego najlepszego.
p.s. a ten ostatni tekst mnie rozwalił xp
Tobie też Wszystkiego Najlepszego, udanych, zdrowych, rodzinnych świąt. I życzę też dużo weny. Już się nie mogę doczekać aż będę mogła przeczytać 2 Tom Antologi gdzie są też twoje tekst
OdpowiedzUsuńCo tu się wydarzyło? Jak to padł na kolana? Tego to w ogóle się nie spodziewałam! Myślałam, że była jakaś zdrada czy coś takiego, a tu taka niespodzianka!
OdpowiedzUsuńPan policjant padł na kolana a pan prawnik odmówił. Niesłychana rzecz tym bardziej, że 8 lat byli w związku, a to o czymś świadczy. Czego John nie chciał wysłuchać? Co tak ważnego chciał mu powiedzieć Rafael?
Alec wyrządził rodzinie Rafaela wielką krzywdę, ale czy nie za długo Rafael żywi urazę? Tym bardziej, że Alec odpokutował swoje winy, ale może Rafael nie chce tego zauważyć, bo wówczas musiał by się przyznać, że także w jakimś stopniu przyczynił się do śmierci brata. Ciężki temat, ale może Rafael przebaczy winy bratu, oby.
Lisa jest cudowna :) Od razu rozgryzła naszych bohaterów :)
Dziękuję za rewelacyjny rozdział :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, jest to co chciałam aby było mamy wyjaśnienie co się stało, że Rafael nienawidzi brata... rozumiem to, ale Alec odpokutował i jeśli nie nacisnął spustu czy nie zaciągnął Issacka do tego gangu to w pewien sposób jest niewinny, fakt jako ten starszy jednak powinien zniechęcić, powstrzymać, poznaliśmy też historię rozstania Johna i Rafaela ale kołacze mi sie jedno, podejrzewałam właśnie że mafia może stać za tym zleceniem, ale mam wrażenie ze właśnie Dravik miał z nimi do czynienia w jakiś sposób te półtora roku wcześniej i dlatego powiedział "nie"...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, no tak mamy wyjaśnienie co się stało, że Rafael nienawidzi brata... rozumiem to, ale Alec odpokutował wszystko i jeśli nie nacisnął spustu, czy nie zaciągnął Issacka do tego gangu to w pewien sposób jest niewinny... choć jako ten starszy jednak powinien zniechęcić, powstrzymać, znamy także historię rozstania Johna i Rafaela, podejrzewałam że mafia stoi za tym zleceniem, ale mam takie wrażenie że Dravik miał z nimi do czynienia te półtora roku wcześniej i dlatego powiedział "nie"
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia