Od dzisiaj rozdziały będę wrzucane około godziny 19:00
— Nigdy nie przestanie mnie nienawidzić — powiedział potężnie
zbudowany mężczyzna pojawiając się na tarasie obok Johna. Podał mu szklankę
wypełnioną whisky.
— Nigdy nie przestanie ciebie obwiniać za to, co się stało. Nie
znoszę tego świństwa — rzekł Davis biorąc od Aleca trunek.
— Zapłaciłem za to co zrobiłem — odpowiedział mężczyzna poruszając
temat brata. — Ale mniejsza z tym. Pij to najlepszy rocznik. Nie narzekaj. Nie
każdego nią częstuję. Piwa nie mam. — Klepnął detektywa po plecach.
— Nie narzekam. — Upił mały łyk alkoholu krzywiąc się z powodu
jego smaku. Pochylił się i oparł łokcie na balustradzie. Szklankę z grubego
szkła trzymał w lewej dłoni, a w prawej papierosa.
— Myślałem, że rzuciłeś to cholerstwo.
— Rzuciłem, ale czasami lepiej mi się przy tym myśli. — Włożył
papierosa do ust. Mały ognik na jego końcu rozpalił się żywo w ciemności, którą
przełamywało tylko światło nad drzwiami tarasowymi. Wszystkie inne oświetlenia
na zewnątrz domu zostały wyłączone.
Dochodziła pierwsza w nocy, a Davis nie mógł zebrać się do tego,
aby pójść spać. Dravik nie miał z tym problemów. Zniknął natychmiast po tym jak
pokazano mu, w której sypialni ma się zatrzymać. John podejrzewał jednak,
że mężczyzna mógł ukryć się w pokoju na piętrze, byle tylko nie przebywać w
pobliżu swojego znienawidzonego brata. Możliwym było też to, że naprawdę
poszedł spać. Całą drogę prowadził pozwalając zdrzemnąć się Johnowi.
— Nie zostaniemy tutaj długo. Nie zamierzam narażać ciebie i Lisy.
— Detektyw pociągnął łyk whisky. Nie znosił jej, ale przyjemnie rozgrzewała.
Mógł wejść do ciepłego domu, ale wolał odświeżyć umysł tkwiąc na dworze.
— Nie narażasz nas. Jesteśmy tutaj bezpieczni.
— Nie kiedy poproszę cię o prześledzenie drogi, którą podążyły
pieniądze przeznaczone na zapłatę za głowę Dravika. Nie chciałem ciebie
narażać, ale nie mam wyjścia.
— Bądź spokojny o te rzeczy. Umiem sobie radzić. — Oparł się
również o barierkę i tak jak John wpatrzył w ciemność. — Jest aż tak źle? —
zapytał.
John przez dłuższą chwilę palił tylko papierosa, z wyrazem
frustracji i napięcia na twarzy.
— Sprawa jest bardzo skomplikowana i dużo bardziej głęboka niż
przypuszczałem.
— Konkretnie jak bardziej?
Davis pokręcił głową.
— Nie jestem w stanie ci na to odpowiedzieć, bo nie wiem. Ale na
tyle jest to głębokie, że kiedy zadzwoniłem do mojego przełożonego, jeszcze
tego samego dnia zjawili się ludzie, którzy raczej nie mieli ochoty z nami
imprezować przy piwku.
— Rozumiem. Woleli inną imprezkę.
— Niestety.
— Podejrzewasz, że twój szef macza w tym palce?
Davis wolał, aby tak nie było. Tylko to czego on chciał, a jak
bywało naprawdę zazwyczaj okazywało się dwiema stronami piekła.
— Nie mam na to dowodów. Poza tym jest za uczciwy, aby coś takiego
robić. Chciał, bym chronił Dravika. Powiedział, że ma mu nie spaść włos z
głowy, więc po co miałby nas zdradzać. Dlatego muszę wrócić do miasta, bo
niczego się nie dowiem.
— Wolisz być w centrum walki, a nie na uboczu.
— Taa… — mruknął John
sięgając po kolejnego papierosa.
— Powinienem był schować paczkę jak tylko wiedziałem, że się
pojawisz. Lisa zostawia je wszędzie.
— Twoja żona nadal pali jak smok?
— Tak. Próbowała rzucić, ale tak naprawdę nie chce tego zrobić.
Pali nawet kiedy maluje. To ją odpręża. Ale wracając do tej całej sprawy, nie
sądziłem, że zobaczę ciebie chroniącego tyłek mojego brata.
— Też tego nie brałem pod uwagę — burknął John opróżniając
szklankę. — Nawet przez sekundę nie sądziłem, że będę próbował ocalić mu życie,
kiedy sam chętnie bym… — urwał, bo mężczyzna obok niego zaczął się śmiać. — Co
takiego śmiesznego powiedziałem? — zirytował się Davis.
— Jesteście tacy sami. Nic się nie zmieniliście. Może tylko nie
jesteście razem już tacy słodcy.
— Nigdy nie byliśmy słodcy — zaprzeczył detektyw.
— Byliście. I wiesz co ci powiem?
— Nie wiem czy chcę wiedzieć. — Odsunął się od mężczyzny i
spojrzał na niego z rozdrażnieniem na twarzy.
— Możecie ze sobą walczyć, ale nadal jeden za drugim wskoczyłby w
ogień.
— Prędzej bym go tam wrzucił. — Ponownie usłyszał śmiech Aleca, co
jeszcze bardziej go zirytowało. Rzucił peta na trawę, gasząc go uprzednio w
palcach i oddał szklankę właścicielowi. — Nie pogada się dzisiaj z tobą. Zimne
powietrze źle ci robi na mózg i gadasz głupoty. — Ruszył w stronę wejścia do
salonu, ale zatrzymał go głos przyjaciela:
— Widzę więcej. Nawet przez te kilka minut jak przyjechaliście.
Może z czasem i wy to zobaczycie.
— Nie ma na to najmniejszych szans — rzucił John znikając w
salonie, a tam otoczyło go ciepło i dopiero wtedy poczuł jak zmarzł na dworze.
Przeszedł do holu, gdzie zdjął kurtkę i buty, a potem udał się na
górę, by wziąć prysznic i spróbować zasnąć na kilka godzin. Nie był pewien
gdzie wraz z prawnikiem spędzą kolejną noc. Nie mieli nawet gotówki, a karty
nie zamierzał używać. Ci którzy szukali Dravika przecież już wiedzieli kto mu
pomaga, więc nawet nie mógł wrócić do mieszkania.
Wszedł po cichu do pokoju, w którym świeciła się jedynie maleńka
lampka po jednej stronie łóżka. Po tej która jak spostrzegł miała należeć do
niego. Drugą zajmował prawnik śpiąc na brzuchu. Kołdra szczelnie przykrywała
całe ciało, jedynie odsłaniając jego nagie ramiona. W dodatku mężczyzna był nią
tak owinięty, że John zaklął wyobrażając sobie jak długo będzie walczył o
choćby kawałek okrycia. Niestety musiał dzielić sypialnię z Dravikiem, co
uważał za przekleństwo. W domu Aleca trwał remont i pozostałe dwie
sypialnie z odrapanymi ścianami nie nadawały się do zamieszkania jeszcze przez
dłuższy czas. Im został tylko ten pokój; drugi zajmował Alec z żoną.
Wyszukał w torbie ostatnie czyste bokserki notując w głowie, że
muszą z Dravikiem skorzystać z pralki Lisy, by uprać rzeczy. Wziął też
szczoteczkę do zębów. Przy pokoju była łazienka, więc udał się do niej od razu
zauważając na podłodze porzucone ubrania Rafaela. Dołączył do nich swoje i po
skorzystaniu z toalety, sięgnął do kabiny i odkręcił wodę. Powoli wszedł pod
prysznic traktując go jako luksus, po tym w jakich warunkach musiał kąpać się w
chacie. Sięgnął po kokosowy szampon prychając pod nosem na to do kogo należał.
Dravik zawsze używał tylko tego szamponu i jego włosy pachniały kokosami.
Odstawił go i wziął ten, który był na wyposażeniu każdej łazienki w tym domu.
Myjąc się czyścił swoje ciało, ale nie potrafił tego zrobić z
umysłem. Kłębiło się w nim tysiące myśli, które próbował uporządkować w
coś, co dałoby mu odpowiedzi. Próby jednak spełzały na niczym, bo nie miał się
o co zaczepić. Miał nadzieję, że jeżeli uda im się jutro prześledzić drogę,
którą podążyły pieniądze, znajdzie jakiś haczyk, którego się uczepi. Tymczasem
wróciła do niego potrzeba snu, kiedy jego ciało odprężyło się po gorącej
kąpieli.
Wytarł się dużym, puszystym ręcznikiem, który wziął z półki
wiszącej niedaleko umywalki. Zawiesił go na wieszaku tuż obok tego, którego
użył prawnik, a potem wyszorował zęby i przygładził palcami włosy, bo nie miał
ich czym uczesać. Dopiero zauważywszy grzebień, którego używał Rafael
skorzystał z niego, a następnie ubrał bokserki. Z każdą mijającą minutą czuł
się coraz bardziej zmęczony. Wrócił do sypialni, po drodze wziął jeden ze
swoich pistoletów i schował pod poduszką. Położył się, od razu sięgając po
kołdrę. Pociągnął ją, a Dravik coś zamruczał.
— Nie mrucz mi tu, tylko oddaj część. Zawsze zabierałeś całość i
widzę, że to się nie zmieniło.
— Czy ty musisz gadać? — burknął sennie Rafael unosząc się trochę
i przekręcając tak, by uwolnić część kołdry. — Za jakie grzechy muszę z tobą
spać?
— Powiedziałbym to samo, ale twoje usta mogłyby się nie zamknąć, a
chcę spać. — Odwrócił się plecami do prawnika i przykrył, po tym jak wyłączył
lampkę. Żałował, że łóżko nie jest dużo większe, bo czuł ciało Dravika
niedaleko siebie.
— Możesz zająć kanapę w salonie, Davis.
— Nie ma, kurwa, mowy. Wolę wygodne łóżko. Jak zasnę to zapomnę,
że tu jesteś.
— Kutas — padło z ust prawnika, na co Davis miał ochotę
odpowiedzieć, ale gdyby to zrobił, to faktycznie mogli przegadać do świtu,
kłócąc się. Ewentualnie wybraliby coś innego i chętnie by na to przystał, ale
potrzebował snu. Od paru nocy nareszcie się wyśpi.
*
Dravika obudziły promienie słońca wdzierające się przez okno, a
także ruch obok niego, a raczej pod nim. Zaskoczony uchylił jedną powiekę
natrafiając jeszcze ledwie widzącym okiem na czyjś sutek. Otworzył drugie oko,
co powiększyło jego perspektywę widzenia. Spał z głową na klatce piersiowej,
która nie mogła należeć do nikogo innego jak tylko do Johna Davisa. Wszędzie
rozpoznałby bliznę po kuli znajdującą się pod prawym sutkiem. Mimowolnie
wyciągnął rękę i okrążył ją palcem przypadkiem trącając brodawkę, która
stwardniała.
— Co robisz i dlaczego jesteś nagi? — padło pytanie na wpół
śpiącego Johna. — I dlaczego twój kutas wbija się w moje biodro?
— Nie za dużo tych pytań z rana? Podobno człowiekowi mózg się
lasuje, kiedy jeszcze się nie przebudził, a już zadaje pytania.
— Gdzie to słyszałeś?
— O, widzisz, kolejne pytanie, detektywie.
— Dravik, od samego rana mnie wkurzasz. — Poruszył się pod na wpół
leżącym na nim mężczyzną. Noga Rafaela była wsunięta pomiędzy jego nogi, a ręka
błądziła po torsie. — Nie odpowiesz na moje pytania?
— Nie. Odpowiedzi mogą ci jeszcze bardziej zaszkodzić.
— Aha, czyli idąc twoim tokiem rozumowania, usłyszenie rano
odpowiedzi jeszcze bardziej lasuje mózg niż zadawanie pytań?
— Mniej więcej. — Zaśmiał się prawnik wyciągając się bardziej na
ciele byłego kochanka. Aż zaczynały powracać wspomnienia, kiedy to właśnie w
ten sposób często budzili się, a potem dawali sobie przyjemność. Jego kutas
drgnął przy biodrze Davisa, co mężczyzna wyczuł, bo westchnął. — Podobno nie
pozbycie się porannego wzwodu robi jeszcze gorzej — dodał, a ręka, która go
obejmowała zacisnęła się na jego ramieniu.
Dravik go zabijał mówiąc takie rzeczy w dodatku będąc tak twardym.
Ciało Johna reagowało bardzo szybko na obecność tego mężczyzny, który po raz
kolejny trącił palcem jego sutek.
— Cholera, jesteś dupkiem, Rafael.
— O, jak miło, wiesz jak mam na imię. — Uniósł się i spojrzał w
oczy Davisa. Miał ochotę go posmakować i nie zamierzał się z tym kryć. Lubił
sięgać po to czego potrzebował i pragnął. — Za to postanowiłem dać ci nagrodę. —
Wsunął rękę pod kołdrę, nakrywając dłonią krocze mężczyzny. — Jesteś twardy,
więc tym bardziej potrzebujesz pomocy.
— Chcesz ratować mój mózg? — zapytał zaczepnie John już w pełni
obudzony. Wcześniej miał ochotę na jeszcze kilka minut dodatkowego snu, ale
zmienił zdanie.
— Czy chcę? Chcę go wyssać, Davis — powiedział prawnik i
zanurkował pod kołdrę.
— Ja pierdolę — wymsknęło się detektywowi, kiedy Dravik odchylił
bokserki i językiem robił istne cuda na czubku główki jego fiuta. Sięgnął
ręką po kołdrę odrzucając ją na bok. Niebieskie oczy prawnika spojrzały na
niego. Miały w sobie ten błysk wyzwania, a także potrzeby, która kierowała
Rafaelem.
Dravik polizał jeszcze raz czubek penisa i odsunął się na tyle,
aby zdjąć Johnowi bieliznę. Odrzucił ją na bok i ułożył się pomiędzy jego
nogami podziwiając to jak bardzo mężczyzna był twardy. Zlizał pojawiającą się
na czubku członka kropelkę preejakulatu, a potem nie odrywając wzroku od
oczu Davisa przypomniał mu jak dobrze umie ssać kutasa.
— O kurwa! — krzyknął Davis odrzucając głowę na kark, a biodra
unosząc w górę, kiedy zatopił się w mokrym gorącu ust Dravika, który doskonale
umiał używać swoich ust oraz języka nie tylko do mówienia. Wsunął palce obu
dłoni w jego włosy bawiąc się nimi podczas, gdy mężczyzna obciągał mu tak
dobrze jakby się tylko do tego zadania urodził.
Uniósł głowę i podparł się na jednym łokciu chcąc zobaczyć to co
dawało mu taką przyjemność. Usta Rafaela zaciskały się na nim za każdym razem,
kiedy brał go głęboko do gardła i wysuwał prawie do końca, gdzie język trącał
spód główki sprawiając, że jądra Davisa mrowiły, a on czuł, że niedługo
dojdzie. Uniósł biodra wbijając się w to gorąco, a przyjemność spotęgowała się,
kiedy zaczął pieprzyć usta prawnika przytrzymując mu głowę. Oczy mężczyzny
ponownie spotkały się z jego, przez co poczuł pomiędzy nimi niezwykłe
zespolenie i to, razem z tym co odczuwał, doprowadziło jego ciało do upadku z
urwiska, na którym balansował od dłuższej chwili.
Rafael spijał każdą kroplę spermy, która trysnęła mu do ust
mrucząc przy tym wokół penisa i sprawiając większą przyjemność kochankowi.
Palce Davisa ciągnęły go za włosy zbyt mocno, ale jemu to nie przeszkadzało.
Brał to ochoczo, wysysając kutasa do końca, aż John przestał się trząść po tym
co przeżył. Wylizał go dokładnie, a potem podniósł się szybko i usadowił na
biodrach mężczyzny biorąc swojego penisa w dłoń. Ręce Johna znalazły się na
jego biodrach, a potem pośladkach ściskając je.
— Chodź tutaj — szepnął John, któremu nadal kręciło się w głowie. —
Nie chcemy narobić bałaganu. Też chcę poczuć jak smakujesz.
Dravikowi nie trzeba było powtarzać dwa razy co ma zrobić.
Przesunął się blisko twarzy kochanka i od razu przystawił główkę swojego
cieknącego kutasa do warg Johna. Te rozchyliły się biorąc całą jego długość.
— O tak! — krzyknął zatapiając się w przyjemności aż na chwilę
zacisnął oczy, by nie patrzeć jak wyglądają usta Davisa wypełnione jego fiutem.
Poczuł na swoich wargach palce mężczyzny, wiedząc co robić polizał je oplatając
językiem i possał jakby wciąż miał jego penisa.
Davis patrzył na ten kolejny spektakl pozwalając by Rafael
pieprzył jego usta. Wyjął palce spomiędzy jego warg i przeniósł je między
pośladki Dravika.
— O, tak. Tak. — Prawnik otworzył swoje błękitne oczy by spojrzeć
w drugi błękit i oparł ręce na wezgłowiu łóżka. Poruszał się wsuwając
kutasa w chętne usta Johna, kiedy poczuł jak palce mężczyzny masują jego
dziurkę. I kiedy potem jeden wchodził w niego miał wrażenie, że jego ciało
tonie w oszałamiającej rozkoszy.
Davis wolną rękę przesunął na pierś mężczyzny szczypiąc jeden z
jego sutków. Dravik poruszał się na jego palcach jakby miał w sobie kutasa.
Czuł jak penis prawnika coraz mocniej pulsuje w jego ustach i zacisnął bardziej
wargi na nim biorąc go tak jak mężczyzna lubił.
— Dojdę. Chcę dojść. Tak. Więcej — skamlał Rafael trzęsąc się
coraz mocniej. Jego oddech przyśpieszył, a kiedy palce Johna otarły się o jego
prostatę, a usta zamknęły ciasno wokół pulsującej długości, przepadł. Orgazm
niczym taran uderzył w niego sprawiając, że Dravik poczuł się tak, jakby to co
w nim się budowało, nagle eksplodowało, a on trząsł się opierając czoło na
przedramieniu.
Davis wyjął z niego palce i wypuścił członek, wciąż trzymając
część spermy w ustach. Chwycił kark rozkojarzonego mężczyzny, zmuszając go do
zgięcia się. Pocałował go mocno pozwalając, aby Dravik siebie posmakował, a
prawnik z tego skorzystał przesuwając się na nim i pogłębiając pocałunek, który
szybko przerodził się w walkę ich języków do czasu aż usłyszeli dobiegający zza
drzwi głos:
— Jeżeli skończyliście to zapraszam na śniadanie.
To opowiadanie jest po prostu cudne
OdpowiedzUsuń(Tak jak każde twojego autorstwa)
Nie mogę się doczekać tego co będzie dalej.
Mam też pytanie: Czy będzie jakiś maraton świąteczny?
Cieszę się, że opowiadanie Ci się podoba. Co do maratonu, to nigdy czegoś takiego nie było, na pewno nie w ostatnich latach i nie planuję tego zmieniać. :)
UsuńPozdrawiam.
W końcu sięgnęłam po rozdział i o to jestem!
OdpowiedzUsuńUwielbiam jednym krótkim słowem.
I te opowiadanie mi się nie nudzi. Ma sporo elemntów których do tej pory u Ciebie nie widziałam i to mi się podoba.
Oczywiscie czekam na NN i wesołych świąt! Spóźnione
Powiem ci, że mam wrażenie, że twój styl pisania w tym opo się zmienił. I jest jeszcze lepiej. Jesteś cudowna, Lu. Weny
OdpowiedzUsuńI oni się niby nie kochają?
OdpowiedzUsuńKogo oni oszukują? Chyba tylko siebie, a niby tacy mądrzy, a jednak są ślepi.
Alec dobrze powiedział, że wskoczyli by za sobą w ogień, gdyż jeden nie może być żyć bez drugiego. Coś ich rozdzieliło, ale nie zniszczyło ich uczucia.
Czy Alec im pomoże rozwiązać zagadkę?
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, bosko no po prostu bosko, ciągnie ich do siebie jak nie wiem co... no i Aleck to zauważył że wciąż jednak jeden za drugiego by w ogień skoczył... achbporanek taki gorący ale mógł się jeszcze Aleck wstrzymać z wołaniem ich na śniadanie ;)
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ciągnie ich obu do siebie... Aleck zauważył to, że jeden za drugiego by w ogień skoczył... a poranek taki goracy, ale Aleck mógł wstrzymać z wolaniem ich na śniadanie ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia