Przypominam, że tekst można kupić tutaj: https://bucketbook.pl/pl/p/Na-celowniku-e-book/269
Dziękuję za komentarze i cieszy mnie to, że opowiadanie, a szczególnie bohaterowie podobają Wam się. :)
Miłego czytania.
Rafael umył ręce po skorzystaniu z pisuaru i wrócił do stolika.
Razem z Davisem zatrzymali się w niewielkim przydrożnym barze, w którym
pachniało smażonymi kiełbaskami, bekonem i przyprawami. Znaleźli miejsce z dala
od okna, a John usiadł twarzą do sali. Nie było tutaj wielu ludzi poza kilkoma
kierowcami ciężarówek i małżeństwem z dwójką dzieci. Bar wyglądał jakby
nie był remontowany od dawna, ale wokół było czysto. Pod oknami i przy ścianach
stały zestawy składające się z dwóch czarnych kanap oraz podłużnego stolika.
Ściany oraz podłoga były drewniane, jak większość rzeczy w tym miejscu.
Klientów obsługiwały dwie kelnerki, z których jedna miała minę mówiącą, że
lepiej do niej nie zagadywać, bo jest wkurzona. Od czasu do czasu było słychać
tubalny głos kucharza, który informował, że jakaś potrawa była gotowa.
— Co zamawiasz? — zapytał Davisa biorąc do ręki menu.
— Już zamówiłem. Dwie kawy, hamburgera i frytki z dużą
ilością keczupu dla nas obu — odpowiedział John rozsiadając się wygodnie.
— Może miałbym ochotę na sałatkę.
— A proszę bardzo jeżeli lubisz jeść jak królik. — Davis
popatrzył na prawnika i pochylił się nieznacznie do niego, szepcząc: —
Przecież wiem co lubisz.
— Proszę, proszę, detektyw ma dobrą pamięć — zakpił Dravik
odkładając menu, którego już nie potrzebował.
— Zbyt dobrą — odpowiedział John prostując się i posyłając
szeroki uśmiech kelnerce, która przyniosła ich posiłek..
— Proszę bardzo chłopcy. Mam nadzieję, że będzie wam smakować. —
Stawiając jedzenie na stoliku posłała Davisowi czarujący uśmiech. — Gdybyście
jeszcze czegoś potrzebowali jestem do usług.
— Dziękujemy — wycedził Dravik ostrzej niż zamierzał. Kiedy
odeszła powiedział do swojego towarzysza: — Jak długo udawałbyś, dając jej
nadzieję na numerek, zanim przyznałbyś się, że lubisz tylko fiuty?
John sięgnął po frytkę. Zamoczył ją w keczupie, a potem zjadł
bardzo powoli wpatrując się w Rafaela.
— Może miałbym ochotę spróbować czegoś innego — powiedział. —
Szkoda tylko, że przez następne dni jestem skazany jedynie na ciebie.
— Przykro mi, że tak ci z tym źle — zakpił Rafael zabierając się
za swojego hamburgera. — Gdybym mógł wyjść z siebie to współczułbym sobie, że
jestem zmuszony spędzać czas z tobą. W dodatku nie wiem gdzie mnie zabierasz.
— A co, wolisz, żeby ktoś spełnił groźby? Chętnie cię odwiozę do
miasta i przykleję do pleców tarczę, by wiedzieli gdzie strzelać.
— Pierdol się, Davis.
Detektyw zaśmiał się.
— Jak sobie życzysz, Dravik. Tylko nie mam z kim. — Również zajął
się posiłkiem, bo głód dał o sobie znać, a przed nimi były jeszcze dwie godziny
jazdy. Na miejsce dotrą już w ciemności. Nie chciał nawet myśleć o tym, że
właśnie oglądałby w domu mecz, a potem pieprzył jakiś seksowny tyłek.
Gdyby jeszcze towarzystwo miał inne, to jakoś mógłby tę sytuację przeżyć na
spokojnie.
— Jesteś takim kretynem, Davis. — Rafael wziął hamburgera w dłonie
i ugryzł solidny kęs. Pyszny smak dawno niejedzonego fast foodu sprawił, że
miał ochotę zamruczeć. Hamburger zawierał wszystkie dodatki, które uwielbiał.
Do tego podwójna ilość majonezu to było dla niego niebo w gębie.
— Smakuje, co nie? Lepsze niż to twoje dietetyczne żarcie.
— Nie mam diety. Po prostu jem zrównoważone posiłki i dużo
ryb. W przeciwieństwie do ciebie, Davis, moje ciało jest pozbawione
szkodliwych toksyn.
— Bo ty jesteś jedną wielką toksyną, Dravik, więc gdybyś miał je
też w środku, to byś się nimi zatruł.
— Kutas z ciebie.
— Coś za często myślisz o moim… — urwał, bo jego uwagę
zwróciła postać przemykająca się za oknem. Odłożył kubek z kawą na blat i
sięgnął pod kurtkę.
Dravik natychmiast przestał jeść stając się czujny.
— Co się dzieje? — Otarł usta serwetką obserwując Johna.
— Albo to ktoś kto lubi się kryć zanim tu wejdzie, albo ktoś tu za
nami przyjechał.
— A może masz paranoję.
— Zamknij się, Dravik. — Sięgnął po pieniądze i rzucił kilka
banknotów na stół. W tym samym momencie wysoki mężczyzna wszedł do baru
nie przypominając kierowcy ciężarówki czy kogoś miejscowego. Był elegancko
ubrany i rozglądał się tak jakby kogoś szukał. — Znasz go?
Rafael obejrzał się. Od razu wypatrzył tego, o którego pytał
detektyw.
— Po raz pierwszy go widzę, ale czuję podskórnie, że nie jest tu
klientem.
— Już to dawno poczułem. Wstaniemy i na spokojnie wyjdziemy
tylnym wyjściem.
— Jest tu tylne wyjście? — zapytał prawnik.
— Jest. Nie pierwszy raz tu jadłem — poinformował Davis i nie
zdążył wstać, bo kolejną rzeczą którą zrobił było krzyknięcie: — Padnij!
Tym razem Dravik natychmiast posłuchał mężczyzny i wskoczył pod
stół wdzięczny, że pomiędzy nim a ławką było dużo miejsca. Ledwie to zrobił po
pomieszczeniu rozległ się huk wystrzałów i krzyk ludzi.
— Sukinsyn — wycedził John. — Nie boi się pokazać twarzy i
strzelać w miejscu, gdzie każdy może go zobaczyć. Kim są ci ludzie którzy chcą
cię zabić? — zapytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi. Nie było już czasu na
rozmowę. Wychylił się i oddał kilka strzałów do mężczyzny. — Teraz, w stronę
toalet. Nie podnoś się — rozkazał prawnikowi i ponownie strzelił, by osłaniać
jego ucieczkę.
Mężczyzna, do którego strzelał, także się ukrył, Davis najchętniej
by go schwytał i przesłuchał, ale nie było na to szans. Musiał wydostać
stąd prawnika. Zaklął siarczyście i oddając jeszcze kilka strzałów, wydostał
się spod stołu biegnąc za Dravikiem. Ten czekał na niego tuż przy wyjściu i
obaj wypadli na zewnątrz w chwili, kiedy kula zrobiła dziurę w ścianie obok
głowy detektywa. W tej samej chwili kiedy pochyleni próbowali biec do
samochodu, padły strzały z innej strony. Dravik automatycznie sięgnął pod
kurtkę Davisa, by zza paska jego spodni wyjąć broń. Natychmiast ją odbezpieczył
i kiedy detektyw chronił ich ucieczkę przed pierwszym z napastników, Rafael
zajął się drugim.
Oddając kilka strzałów prawnik dotarł do samochodu Davisa i ukrył
się za pojazdem. Obok niego przykucnął John, który wyglądał jakby świetnie się
bawił.
— Pamiętałeś o broni — powiedział.
— Tak jak i ty mam dobrą pamięć. — Kolejna kula świsnęła obok
nich.
— Zabiję tych skurwysynów jeżeli zadrasną mi samochód! — wrzasnął
detektyw, a Rafael strzelił kilka razy. — Wsiadajmy i spierdalajmy stąd —
zarządził John otwierając drzwi od strony pasażera. Pierwszy wczołgał się do
samochodu, by przejść na miejsce kierowcy, a za nim wsiadł Dravik. — Tylko nie
wychylaj się, bo nie mam kuloodpornych szyb.
— Powinieneś je sobie załatwić. Lepiej stąd spadajmy.
— Już to robimy. Trzymaj się. — Davis uruchomił silnik, a potem
tylko trochę unosząc głowę, nacisnął pedał gazu i z piskiem opon wyjechał ze
swojego miejsca na parkingu. Zrobił to tak szybko, że wokół wzniecił tumany kurzu.
Dravik w ostatniej chwili jedną ręką przytrzymał się siedzenia, a
drugą rękę oparł na desce rozdzielczej, zanim rozwalił sobie o coś głowę.
Powinien był się tego spodziewać. W sytuacjach zagrożenia Davis stawał się
szalonym kierowcą, ale tak dobrym, że prawnik w takiej chwili nie zaufałby
nikomu innemu.
— Pojadą za nami — powiedział kiedy już usadowił się na siedzeniu
i obejrzał. Kurz już opadał, więc mógł zobaczyć, że dwóch mężczyzn biegnie w
stronę jednego z samochodów.
— Niech jadą i tak nas nie dogonią. Zresztą jednego chyba
trafiłeś. — Wyjechał z placu przed barem i ruszył drogą nawet na chwilę
nie zwalniając, by sprawdzić czy nikt nie nadjeżdża. Nie było na to czasu. W
dodatku adrenalina podniosła się do tego stopnia, że John czuł się jakby mógł
pokonać każdą przeszkodę. Nacisnął mocniej pedał gazu i Dravik tylko zerkał
to na licznik, to w lusterko by sprawdzić czy są ścigani.
— Jak nas znaleźli? Dopiero wyjechaliśmy — warknął policjant. —
Wyłączyłeś telefon jak ci mówiłem? Dravik, zrobiłeś to?! — Popatrzył na
prawnika i ponownie siarczyście zaklął. — Mówiłem, abyś to zrobił! — Wyciągnął
rękę. — Daj mi go.
— Wal się, kurwa. Włączyłem go tylko na moment by ktoś się zajął
moim klientem.
— Mam w dupie twojego klienta. Kapitan kazał ratować twoją dupę,
nie jakiegoś typka. Daj mi go!
— Nie rozpieprzysz mi kolejnego telefonu, Davis! — Ledwie skończył
to mówić poleciał do przodu, kiedy mężczyzna gwałtownie zahamował. Gdyby nie
pasy po raz kolejny istniała by szansa, że jego głowa spotka się z deską
rozdzielczą. — Co ty odpierdalasz?!
— Zamknij się, Dravik! — Wychylił się do prawnika i sięgnął do
jego kurtki po telefon. — Nie dasz po dobroci… — Siłując się z mężczyzną, który
tak łatwo nie pozwolił sobie zabrać telefonu ich twarze znalazły się bardzo
blisko siebie. Obaj spojrzeli sobie w oczy, a potem John uśmiechnął się tak
jakby wygrał milion dolarów, pochylił się i wycisnął szybki, wilgotny
pocałunek na wargach prawnika. To na tyle zaskoczyło i zdezorientowało
mężczyznę, że John zdążył zabrać telefon, a potem wyprostował się i wyjął
z aparatu kartę sim oraz pamięci.
— To jest cholernie, złe zagranie, Davis! — krzyknął wnerwiony
Dravik.
— Skuteczne. — Rzucił obie karty na kolana mężczyzny, a potem
otworzył okno i rozwalił telefon o asfaltową drogę. — Mam nadzieję, że nie
będzie ci go żal. Powiedz mu pa, pa.
— Jesteś świrem!
— Jakbyś tego nie wiedział — rzekł posyłając prawnikowi
roziskrzone spojrzenie, a potem ponownie ruszył i tym razem miał nadzieję, że
bez przeszkód dotrą w bezpieczne miejsce.
— Niech cię szlag! — krzyknął Dravik. Wszystko co się właśnie
stało, wraz z tym, że ktoś chce go zabić i z tym cholernym pocałunkiem,
wyprowadziło go z równowagi. — Niech cię szlag! — powtórzył, a jego słowom
zawtórował śmiech Davisa.
*
Ściemniło się kiedy dotarli do niewielkiej chaty pośrodku lasu.
Powitały ich odgłosy, które nocami było słychać w leśnej głuszy. Noc była
bardzo zimna, w powietrzu wyczuwało się mróz, a nawet śnieg.
— Powinienem był wiedzieć — szepnął Dravik wysiadając z
samochodu. Przez ostatnie dwie godziny uspokoił się i już nie miał ochoty
rozszarpać na strzępy Davisa. — Chatka twoich dziadków.
— Nadal stoi i jest używana przeze mnie od czasu do czasu. —
Detektyw skierował się w stronę bagażnika. — Mamy kuchnię, łazienkę. Co prawda
wodę do mycia trzeba będzie wyciągnąć ze studni wiadrem, a grzać na kuchni, ale
wszystko da się zrobić.
— Dlaczego? Nie ma pompy?
— Nawaliła, a ja nie mam ochoty włazić do studni by ją naprawić.
— No tak, boisz się głębokości, dziur i zamknięcia. —
Podszedł do mężczyzny, aby wziąć swoje rzeczy, bo jeszcze Davis wrzuciłby jego
torbę w błoto, które pokazywało, że musiał tu dzisiaj padać ulewny deszcz.
Tylko raz był w tej chatce, ale wolał tamtego momentu nie wspominać.
Weszli do środka czując nieprzyjemną woń powietrza, które od dawna
nie było wymieniane. Rafael zostawił otwarte drzwi i położył torbę w głębi
pomieszczenia będącego jednocześnie kuchnią i salonem. Obok prowadziły drzwi do
łazienki, a kolejne dwoje do dwóch sypialni. Była jeszcze jedna para drzwi, ta
która prowadziła do szopy, z której można było wyjść na dwór.
— Spróbuję uruchomić generator, jeżeli nikt go nie ukradł, to może
będziemy mieli światło — powiedział John kierując się do tych ostatnich drzwi.
Tymczasem Dravik zajrzał do łazienki ciesząc się, że wziął ze sobą
ręczniki. Znalazł tu jakieś, ale wolał ich nie używać. Sprawdził też sypialnie
i miał nadzieję, że jest tutaj jakaś czysta pościel. Kiedy wracał do salonu
rozbłysło światło, po chwili zgasło, ale ponownie zaświeciło się i tak już
zostało.
— Dobra, działa. Musiałem tylko paliwa dolać. Nie ma go dużo,
ale na trochę wystarczy — powiedział John wracając do środka. — Oddaj mi moją
broń. — Wyciągnął rękę w stronę prawnika. — A może chcesz, żebym ci ją siłą
zabrał?
Dravik przewrócił oczami i wyjął pistolet zza paska oddając go
właścicielowi.
— Powinienem mieć coś by się bronić — rzekł. Nie zdejmował kurtki,
bo w chacie było zimno. Spojrzał na piec, który ogrzewał pomieszczenie. — To
działa?
— Działa. Trzeba tylko drewna przynieść i rozpalić. A do obrony masz
mnie.
— Wolałbym już by mnie wilki pożarły.
— Da się to zrobić. Muszę sobie tylko przypomnieć jak je zwabić.
— Odetnij sobie rękę to może wyczują krew i przyjdą — rzucił
Rafael decydując się na to by przynieść trochę drewna. — Lub najlepiej odetnij
sobie to, co masz między nogami, bo ci się do niczego nie przyda.
— Nie dziękuję, jestem do niego za bardzo przywiązany — zawołał
John zanim prawnik wyszedł.
Trochę drewna leżało pod ścianą, a stary generator ledwie zipał.
Dravik wątpił w to, że to coś wytrzyma więcej niż dwa dni. Znalazł koszyk,
który miał w dnie dziurę, ale nie przeszkadzała ona w przeniesieniu drewna.
Niewielkie szczapy nie miały szans, aby przez nią wypaść. Załadował ile tylko
się dało i wrócił do chaty. Postawił koszyk przed piecem mając nadzieję, że
komin jest sprawny, bo nie zamierzał się tutaj zaczadzić. Obejrzał się kiedy
Davis wrócił z dwoma wiadrami wody, a potem ustawił je przy kuchence.
— No patrz jaka z nas para — powiedział detektyw — jedno rozpala w
piecu, aby podtrzymać ognisko domowe, a drugie zagrzeje wodę, by mężuś miał jak
się umyć.
Rafael zignorował słowa mężczyzny, skupiając się na ułożeniu
drewna.
— Masz coś do rozpalenia tego? Jakiś ogień, papier — zapytał kilka
minut później.
— Stare gazety powinny leżeć w tej szafce przy wejściu. Zapałki
też tam powinny być. Mam tylko nadzieję, że w tej butli jest trochę gazu i
uruchomimy kuchenkę. Nie widziałem zapasowej. — Davis postawił dwa garnki z
wodą na kuchence, a potem odkręcił butlę gazową stojącą niedaleko kuchenki.
— Powiedz mi dlaczego zabrałeś nas tutaj, zamiast do jakiegoś
hotelu? — zapytał Rafael grzebiąc w szafce w poszukiwaniu zapałek. Jeżeli ich
nie znajdzie to są ugotowani.
— Bo tutaj możemy się ukryć, a w hotelu trzeba się meldować,
podawać dane i tak dalej — wytłumaczył John jak dziecku.
— Nie wiem kim są ci ludzie, ale szybko nas znaleźli — rzekł
prawnik odnajdując w końcu zapałki.
— Mogli nas znaleźć tylko w jeden sposób. Ktoś skorzystał z twojej
lokalizacji lub podłożył ci nadajnik do telefonu, ale zająłem się tym.
— Nadajnik? A może do twojego samochodu też go przyczepili, Davis.
Obaj w tym samym momencie popatrzyli na siebie, a potem wybiegli
na dwór.
Za szybko koniec XD Ale podoba mi się klimat :3 Czekam na kolejne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :)
~Tsubi
Dzięki za wenę, bardzo się przyda, bo krucho z nią i chęciami do pisania.
UsuńPozdrawiam. :)
Oni się znają i to bardzo dobrze. Może trochę powspominaja stare dobre czasy.
OdpowiedzUsuńZnają się bardzo dobrze.
UsuńPozdrawiam. :)
Przeczytałam już dawno ale dopiero komentuje :) Wciągnęłam się! Czuje, że to coś zupełnie innego niż pisałaś do tej pory. Odrobina kryminału w tle. Tom może być coś dobrego. Czekam na kolejny rozdział jak zawsze.
OdpowiedzUsuńTak coś czułam po pierwszym rozdziale, że nasi bohaterzy znają się i to bardzo dobrze i ten rozdział to potwierdził :) Gdyby byli tylko znajomymi to nie znaliby swoich przyzwyczajeń, a oni pamiętają je wręcz na 100%, czyżby kiedyś byli parę? Co ich rozdzieliło?
OdpowiedzUsuńCieszę się, że prawnik nie jest ciepłą kluchą, że też potrafi się bronić, to jak wyciągnął broń od policjanta było mega :) Kto to ściga naszego prawnika?
Skradziony całus był słodki, i jak zamknął usta prawnika ;)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no, no komu tak naprawdę zaszedł Dravik za skórę że ci nie mają żadnych oporów przed zabiciem w miejscu publicznym i nawet nie zakrywają twarz bardzo mnie ciekawi jak wygladalo ich pierwsze spotkanie czy spotkania...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, komu to Dravik zaszedl za skórę, że ci nie mają oporów przed zabiciem w miejscu publicznym... i nawet nie zakrywaja twarzy bardzo mnie ciekawi jak wyglądało ich pierwsze spotkanie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia