Zapraszam do zapoznania się z rozdziałem numer sześć i dziękuję za komentarze. :D
Philip ledwie co otworzył drzwi nie zdążył się
uśmiechnąć, bo wściekły Aaron wpadł do środka, popchnął go i uderzył z pięści w
szczękę. Mężczyzna zaskoczony zachwiał się i złapał za bolące miejsce.
– Co jest, kurwa? – pisnął jak dziewczynka.
– Jak śmiałeś dzwonić?! Mówić cokolwiek!
– Ale co?
Ze swojego pokoju wyszedł Joel i przyglądał się całej
sytuacji. Postanowił nie interweniować.
– Ty się jeszcze pytasz co?! Ian o wszystkim wie. To on
odebrał telefon, a ty nawet nie upewniłeś się z kim rozmawiasz! Wszystko spieprzyłeś!
– Miał ochotę go ponownie uderzyć, ale jaki to by miało sens.
– Ale że co? Przeszkodziłem w wygraniu zakładu czy jak? O
to się wściekasz? – Podszedł do szafy i otworzył drzwi. Na ich wewnętrznej
stronie wisiało lustro, w którym zaczął oglądać szczękę. Nie wątpił, że pojawi
się na niej ogromny siniak.
– Pieprzę ten cały zakład! Nie chciałem, aby się
dowiedział!
– O czyli jestem ci winien pięć stów. A co? Wkurzył się
pewnie co nie?
– Ty nic, do jasnej cholery, nie rozumiesz! – wrzasnął
Aaron wciąż nie mogąc się uspokoić. – Nic, a nic. Zraniłem go!
– Mówiłem, że to się źle skończy – burknął Joel, ale
żaden z przyjaciół go nie słyszał.
– I o to się, kurwa mać, wściekasz? Po co odbierał? To
twój telefon. Nie piekl się, bo co ja mam powiedzieć na moją uszkodzoną buźkę?
– Nie chciałem, aby wiedział.
– I tak wygrałeś, masz go z głowy – prychnął Philip. –
Muszę przyłożyć lód. Chociaż przegrana bardziej boli. – Nawet nie spodziewał
się tego, że poleci na szafę, a jego twarz zostanie przyciśnięta do jej ściany.
– Co…
– Zamknij się – szepnął lodowato Daddario przyciskając
mężczyznę do mebla. – Stul dziób zanim ci go bardziej nie uszkodzę. Mam w dupie
ten cały zakład. Zatrzymaj kasę. Nie chcę jej. Jest brudna. Chcę Iana i masz
wymyślić jak mam go odzyskać. – Odsunął się od niego na odległość kilku kroków.
Philip odwrócił się i spojrzał na Aarona.
– Ty się w nim zabujałeś. Przecież to była tylko zabawa. No,
kurwa! To ty miałeś go w sobie rozkochać, a nie się w nim zakochiwać.
– Za późno. Zrozumiałem to za późno. – Usiadł na kanapie
i pochylił głowę. Łapiąc się za włosy pociągnął je, by poczuć przez moment inny
ból, niż ten który rozdzierał mu pierś. Myślał o tym jak czuje się teraz Ian i
wcale mu się to nie podobało. Skrzywdził go i to tak bardzo, że chłopak już
nigdy się do niego nie zbliży. Bradshaw to był pierwszy mężczyzna od trzech lat
do którego coś poczuł, z którym mógłby być, tymczasem wszystko spieprzył. Zachciało
mu się wygrywać jakieś głupie wyzwanie. Mógł myśleć głową, mieć swój własny
rozum, a nie działać jak idiota, którym przecież był. Kiedy się dzisiaj
kochali, myślał, że cudowniej nie może się czuć. Chciał mieć blisko Iana,
dotykać go, całować, rozmawiać z nim. W końcu czuł się szczęśliwy. Nagle z tej
całej euforii, która dodawała mu skrzydeł, boleśnie spadł na ziemię. Dostał
kopniaka na którego zasłużył. Taka była prawda. Zasłużył na solidną karę. Tylko
Ian nie zasłużył na to co się stało.
– A nie mówiłem! – Joel nie wytrzymał. Rzucił paczkę
mrożonych warzyw Philipowi. – Mówiłem, że to co robicie to świństwo. Żaden z
was nie pomyślał, że może to kogoś zranić. Aaron, gdybyś się w nim nie
zakochał, w tej chwili świętowałbyś zwycięstwo i nie pomyślałbyś jak bardzo
złamałeś mu serce. Cierp, bo na to zasłużyłeś!
– Wiem o tym! – Poderwał się z kanapy. – Wiem! Zasłużyłem
na wszystko co czuję. Ale Bradshaw nie. – Wyjął telefon i ponownie spróbował
się dodzwonić do Iana. Bał się o niego. Chciał z nim być, przeprosić na
kolanach i błagać o wybaczenie. Może nawet wyznałby mu co czuje, ale chłopak
nie uwierzyłby mu. Już mu nie uwierzy, nie zaufa. – Nie odbiera. Co mam zrobić,
by go odzyskać? – Popatrzył bezradnie na przyjaciół. Tak się czuł. Niczym mały,
nieporadny chłopiec, któremu trzeba pomóc, bo sam nic nie zdziała. Nigdy taki
nie był. Prawie nigdy. Zdarzyło się raz i nie chciał wracać do tamtych chwil. W
dodatku jeżeli sobie przypomniał tamte emocje wyobrażał sobie jak czuje się
Ian. To mu nie pomagało w racjonalnym myśleniu.
– Na pewno na razie nic nie zrobisz – powiedział Joel. –
Philip zamknij się.
– Wszyscy mi się każą zamknąć.
– Aaron, na pewno teraz nic nie zrobisz. Musisz poczekać
aż on się uspokoi. Ty też. Siadaj. – Joel miał wrażenie, że w tej chwili wśród
ich trójki, to on jest tym dorosłym. – Pogadamy.
Aaron kiwnął głową. Z powrotem zajął miejsce na kanapie,
ale myślami był daleko stąd. Przy Ianie i żałował, że nie pojechał do niego. Na
pewno łatwo odnalazł mieszkanie chłopaka. Powiedział o tym Joelowi.
– To byłby dobry pomysł. Zrozum, on teraz nie chce cię
widzieć. Jeżeli nie dasz mu spokoju to cię znienawidzi. Chcesz tego?
– Ale on jest pewnie sam… – Popatrzył na przyjaciela ze
łzami w oczach, całkowicie ignorował naburmuszonego Philipa. – Nie mogę znieść
tego, że cierpi. Złamałem go. Chciałbym…
– To czego ty byś chciał, jego nie obchodzi. Nie pomożesz
mu teraz, bo to ty jesteś sprawcą jego cierpienia. On już ci nie ufa. Cokolwiek
byś mu powiedział nie uwierzy w ani jego twoje słowo. Jesteś na jego czarnej
liście. Jesteś dupkiem, Aaron. Dupkiem, który jednak nie ma serca z kamienia.
– Ten kamień pękł. – Kamień, który był jego ochroną.
*
Ian długo włóczył się po ulicach Nowego Jorku. Miał
gdzieś, że lało, a on przemókł doszczętnie. Deszcz przynajmniej ukrywał łzy,
które w żaden sposób nie chciały przestać lecieć. Już się nimi nie przejmował.
Niczym się nie przejmował. Było mu wszystko jedno co się dzieje, co się z nim
stanie. Czuł się nikim. Czuł się jak ktoś wykorzystany, zniszczony, zgwałcony.
Zgwałcono jego uczucia, złamano serce. Zdeptano wszystko. Był jak zepsuta,
ożywiona zabawka, którą się pobawiono przez chwilę nie zważając, że ona też
może cierpieć.
Nie miał pojęcia jak dotarł do domu. Działał jak na
automacie. Ktoś chyba do niego dzwonił, ale nie zważał na to. Mogło mu się to
tylko wydawać. Zdjął z siebie wciąż krzywo zapiętą koszulę. Odgarnął włosy z
twarzy. Spływała z nich woda, ale tym się też nie przejął. Nie ważne co się
działo. Chciał się tylko położyć, mimo że wciąż było widno, bo nastał dopiero
wczesny wieczór. Pragnął zniknąć. Schować się pod kołdrą jak robił to będąc
małym chłopcem. Brat nastraszył go, że pod łóżkiem siedzą potwory, a on ukrywał
się pod przykryciem czując się tam bezpiecznie. Tam nikt go nie mógł
skrzywdzić.
Wciąż mokry położył się na łóżku, przykrył kołdrą i
zwinął się w kłębek tuląc poduszkę. Z jego piersi wyrwał się szloch. Zacisnął
dłonie na poduszce i płakał tak bardzo, jakby chwilę temu stracił wszystko. Dał
upust swojemu bólowi kryjąc się bezpiecznie w czterech ścianach swojego
mieszkania, nie wierząc, że jutro będzie lepiej. Pragnął, by jutro nigdy nie
nadeszło.
*
Pomimo tego, że Joel nie chciał go wypuścić Aaron wrócił
do domu. Nie mógł zostać w tamtym mieszkaniu, patrzeć na Philipa, na którym
pragnął się wyżyć. Nie tylko mężczyzna był winien całej sytuacji, ale i on sam,
ale gdy na niego patrzył nachodziła go ochota na rozerwanie przyjaciela. To on
go podpuścił, to on zaczął. I nic nie pomagała w tym myśl, że gdyby nie ten
zakład, nigdy nie zbliżyłby się do Iana. Nigdy też by go nie zranił.
Z Joelem długo rozmawiał. Thompson radził mu, aby dał
czas Ianowi, ale czuł, że nie będzie potrafił tego zrobić. Ledwie wytrzymywał,
by do niego nie pojechać. Starał się też nie dzwonić. Napisał mu tylko
wiadomość, że go przeprasza, nie chciał tego, kiedy się z nim kochał to zakład
już nie miał znaczenia. Taka była prawda, ale będąc na miejscu Bradshawa nie
uwierzyłby w te słowa.
Wszedł do sypialni. Na szafce stała pusta butelka po
winie i kieliszki. Na łóżku pościel leżała w takim samym stanie jakby dopiero
obaj wstali. Wziął poduszkę i powąchał ją chcąc wyczuć zapach Iana. Wbił w nią
paznokcie. Potem ją odrzucił i pomasował się po piersi. Ból wciąż nie
ustępował. Czy tak to już ma wyglądać?
Jego telefon zaczął dzwonić. Zostawił go w salonie razem
z kluczykami od samochodu. Nie chciało mu się odbierać, ale myśl, że to może
dzwoni Ian dodała mu sił i prawie tam pobiegł. Opadł jednak ciężko na kanapę,
kiedy na wyświetlaczu ujrzał słowo „mama”. Nie chciał odbierać, ale musiał.
Ponieważ ona znów zadzwoni. Zmusił się więc do wzięcia głębokiego oddechu i
postarał się mieć wesoły głos.
– Tak mamo?
– Odebrałeś, wreszcie. Słuchaj, przyjedziesz w niedzielę
na obiad? Ostatnio nie byłeś. Nie zaglądasz do nas.
– Przepraszam, ale na uczelni jest młyn – skłamał – mam
mnóstwo nauki. Raczej nie będzie mnie w niedzielę.
– Ale przecież to jeszcze nie czas na egzaminy.
– Mamo, to ostatni rok i jednak chcę coś wynieść z tych
studiów.
– Tak, masz rację – przyznała. – Masz dziwny głos. Coś
się stało?
Stało się tak wiele, że gdyby jej o tym powiedział,
powiesiłaby go na najbliższym drzewie i dostałby taką reprymendę, że
pożałowałby swojego istnienia na ziemi. Jego mama jak chciała potrafiła gryźć.
– Jestem zmęczony. Cały dzień dzisiaj siedziałem nad
książkami.
– To odpocznij. Może przyjedziesz dzisiaj do nas.
Zostaniesz na noc. Możesz od nas pojechać jutro na zajęcia. Zresztą pamiętam,
że w piątki masz wolne. Jutro tata ma malować garaż to mu pomożesz, bo Daniel
ma do tego dwie lewe ręce. Więcej farby będzie na nim niż na ścianie.
Nie da rady tam być i ukryć to co czuje. Rodzice od razu
rozpoznają, że coś jest nie tak i mama nie da mu żyć, wyciągnie z niego
wszystko, a potem będzie katastrofa. Chociaż podobno był dobrym aktorem. Tylko
nawet ta zdolność dzisiaj w niczym nie pomoże.
– Muszę się jeszcze dzisiaj uczyć. Ale jeżeli dam radę to
przyjadę jutro rano i zostanę na cały dzień. Nic jednak nie obiecuję. – To mu
pomoże w tym, aby jutro nie pojawić się w barze, w którym pracował Ian. Chłopak
miał jutro popołudniową zmianę, a w sobotę dzień. W ogóle to pojawi się w
pracy? Na pewno nic Aarona nie powstrzymałoby, aby tam nie pójść. – Jutro mam
zajęcia. Nie miałem ich na poprzednim roku, ale mogę je opuścić. Przyjadę rano
i pomogę tacie. W ogóle jeżeli jest coś do roboty to mogę to jutro zrobić.
Potrzebuję zajęć fizycznych.
– Uważaj na co się piszesz. To już ci nie przeszkadzam.
Ucz się. Tym bardziej, że jutro opuścisz zajęcia. Do widzenia synku.
– Do widzenia. – Rozłączył się zanim ona to zrobiła, bo
coraz ciężej przychodziło mu udawanie bycia w dobrym humorze. Rzucił telefon na
stolik na którym wciąż stały nieruszone przekąski.
Wstał i wrócił do sypialni. Odsunął jedną z mniejszych
szuflad w komodzie, w którym trzymał ważne rzeczy i spojrzał na leżące w niej
okulary. Należały do Iana. Oprawka pękła, kiedy upadły. Czy Ian będzie ich
potrzebować? Na pewno ma zapasowe. Wziął je do ręki i przesunął po nich palcem.
Da się je naprawić?, pomyślał. Nie znał się na tym. Nigdy nie nosił okularów.
Chciałby je wsunąć na nos Iana. Ujrzeć jego wesołe oczy. Żal ogarnął go całego,
że zabrał z nich tę radość. Położył okulary z powrotem w szufladzie i ją
zatrzasnął. Odwrócił się. Wszystko w tym pokoju przypominało mu co się
wydarzyło kilka godzin temu. Oddałby wiele za możliwość cofnięcia czasu. Gdyby
udało się to zrobić, zachowałby wiedzę, którą ma teraz i wszystko zmienił. Z
nikim nie zakładałby się, podszedłby do Iana i zdobył jego serce, a potem
postarałby się go nie skrzywdzić.
Położył się na łóżku na boku. Leżał tak długo z otwartymi
oczami, nie ruszając się. W jednej chwili całkowicie zabrakło mu energii. Nie
miał pojęcia ile tak przeleżał, zanim zasnął zarejestrował tylko, że w pokoju
zrobiło się zupełnie ciemno. Tej nocy nie miał spokojnego snu. Nawiedzały go
koszmary i chociaż bardzo chciał, nie mógł się ani ich pozbyć, ani się obudzić.
Nawet nie tego chciał, bo po obudzeniu trwałby w jeszcze gorszym koszmarze, bo
realnym.
*
Udawanie kogoś kto ma dobry humor przychodziło Aaronowi z
trudem. Męczył się, ale rodzina nie domyślała się, że coś jest nie tak. Mama
tylko dziwnie na niego popatrzyła gdy przyjechał z samego rana. Powiedział jej,
że mało spał, bo się uczył i psychikę ma wykończoną. Kłamał jej w żywe oczy.
Nie był z tego powodu dumny, ale to było jedyne wyjście. Miał nadzieję, że
prawda nigdy nie wyjdzie na wierzch.
– Zjesz coś? – zapytała. – Właśnie skończyliśmy
śniadanie, ale coś dla ciebie przyszykuję…
– Nie. Już jadłem. – Nic nie jadł. Próbował, ale nie
potrafił niczego przełknąć. Jedynie wypił odrobinę kawy. Było źle jeżeli
ulubiony napój mu nie smakował. – Mógłbym zabrać się do pracy. Gdzie tata?
– Pojechał do sklepu, bo czegoś tam zapomniał. Ale dobra,
nie będziemy na niego czekać. – Wyjrzała z kuchni i zawołała: – Daniel, złaź na
dół!
Aaron już zapomniał jaka głośna potrafi być jego mama. Aż
podskoczył kiedy krzyknęła. Jej wołanie szybko przyniosło efekt, bo
osiemnastoletni brat pojawił się na parterze. Podali sobie ręce.
– Cześć.
– Cześć. To co tam chciałaś?
– Sądziłeś, że jeżeli masz dzisiaj wolny dzień od
szkoły, bo nie miałeś ochoty jechać na wycieczkę ze swoją klasą, to będziesz
siedzieć przed komputerem? Masz pomóc Aaronowi w wyniesieniu reszty rzeczy z
garażu. Oni będą malować, a ty byś trawnik skosił. Jeszcze jest ciepło, wczoraj
był deszcz i trawa rośnie.
– Ale mamo…
– Masz osiemnaście lat, trzeba się brać do pracy, a nie
czekać aż ci manna z nieba spadnie.
– Daniel, chodź. – Aaron ruszył ku wyjściu z kuchni. –
Znajdę gdzieś jakieś rękawice?
– W garażu w szafce tata ma kilka par –
odpowiedziała kobieta. – Nie przebierzesz się? Ubrudzisz się.
– Przywiozłem ubranie na zmianę. To co mam na sobie mogę
zabrudzić. Daniel.
– No idę już idę.
Słońce dzisiaj bardzo mocno świeciło ogrzewając
ziemię. Nastała już jesień, a lato nie
chciało odejść. Daniel aż zmrużył oczy wychodząc na dwór.
– Ale daje czadu. Wolałbym, aby tak nie raziło.
– Do rana siedziałeś na necie? – Starszy Daddario
otworzył drzwi od garażu. Rodzice musieli wczoraj większość rzeczy powynosić,
bo w sumie nie zostało wiele do roboty. Tylko trzeba było przenieść szafę z
narzędziami na środek pomieszczenia i wynieść kilka mniejszych rzeczy.
– No. Mama jakby wiedziała to by mi dała popalić.
– A jak tam w ogóle w szkole? – zapytał Aaron chcąc
odwrócić swoje myśli od tego co go przygnębiało.
– Zależy o co pytasz. Ogólnie jest dobrze. – Daniel wyjął
rękawice z szafki. Jedną parę rzucił bratu, drugą sam założył.
– Ale?
– Ale mimo że dopiero rozpoczął się rok szkolny to już
mam złe oceny. Co ja poradzę na to, że nie rozumiem wielu rzeczy.
– Przeniesiemy tę szafę na środek – powiedział Aaron
stając z boku mebla i przekładając od spodu pasy, by dzięki nim mogli w ogóle
podnieść coś tak ciężkiego. – Z jakich przedmiotów idzie ci kiepsko?
– Prawie ze wszystkich. Matma jest najgorsza. Tylko z
wychowania fizycznego mam dobre oceny. – Również po swojej stronie Daniel
przełoży pasy. – To podnosimy?
– Tak. – Stęknął i podniósł szafę. Poruszając się powoli przenieśli
ją na środek, dość dużego pomieszczenia i z ulgą ją postawili. – To najcięższa
robota za nami. – Odetchnął. – A ty się lepiej ucz. Rodzice się dowiedzą jakie
masz oceny to nie dadzą ci żyć. Nie musisz mieć idealnych, ale takie, aby nie
kiblować na drugi rok lub nie chodzić do letniej szkółki.
– Staram się. Ale niczego nie rozumiem. To co teraz? – zapytał
Daniel. Zawsze polegał na starszym bracie, słuchał się go i wolał aby to Aaron
o wszystkim decydował. On nie był typem przywódcy. Nie chciał rządzić.
– Teraz wyniesiemy te mniejsze rzeczy. – Spojrzał przed
ramię brata. – Tata przyjechał.
– Wiesz, że zapisał się do klubu modelarstwa? Wreszcie ma
z kim gadać o swoich modelach. A mama nie lepsza. Chodzi na kurs pieczenia
ciast.
Aaron już miał podnieść duże pudło z ukrytymi w nim
starociami, kiedy się wyprostował.
– Mama i pieczenie? Przecież ona ma do tego dwie lewe
ręce.
– No, boję się, że my staniemy się jej królikami
doświadczalnymi.
– To będę przyjeżdżał wtedy kiedy na deser będzie twoje
ciasto. Hej, tato – przywitał się Aaron kiedy do garażu wszedł rodzic.
*
Błąkał się po mieszkaniu bez celu. Nakarmił jedynie
rybki. Sam nie chciał nic jeść. Nawet kawy sobie odmówił, bo kiedy jej
skosztował smakowała jak podeszwa starego buta. W żołądku wciąż go ściskało,
ale to było nic w porównaniu z dziurą w piersi, której sprawcą był Aaron
Daddario. Odczytał od niego wiadomość, a potem ją skasował. Tak samo zrobił ze
wszystkimi połączeniami od niego. Usunął też kontakt i wszystkie esemesy. Nie
chciał mieć nic wspólnego z tą szują. Pragnął o nim zapomnieć i nigdy już nie
wracać do tego na co miał nadzieję. Żałował, że poszedł z nim do łóżka. Gdyby
się trzymał swoich zasad nie cierpiałby teraz. Od razu powinien kopnąć go w
cztery litery, a nie mu ulec. Bardzo go bolało to, że został wykorzystany w ten
sposób. Naprawdę lepiej zniósłby to, kiedy sprawa postawiona byłaby jasno.
Zwykły seks, jednorazowa przygoda, a potem miałby spadać. Tymczasem to co mu
zrobiono było jego zdaniem okrutne. Spotkało go to już drugi raz. Po tym jak
miał dziewiętnaście lat także stał się obiektem zakładu. Tamten chłopak uwodził
go przez miesiąc, aby potem zaciągnąć go do łóżka. Gdy było po wszystkim po
prostu wyszedł, a Ian dopiero następnego dnia dowiedział się prawdy. Wtedy
poczuł się tak samo jak teraz. Podniósł się jednak z tego i to było łatwiejsze,
bo nie zakochał się w tamtym chłopaku. Gdy miłość nie wchodzi w grę to jest
łatwiej? Już wiele razy pytał o to sam siebie. Nie znalazł jeszcze na to
odpowiedzi. Może ktoś inny by mu jej udzielił, ale wolał aby inni nie wiedzieli
o tym co go spotkało.
Spojrzał na zegar. Dochodziło południe. Nie dał rady iść
dzisiaj na uczelnię, tak samo nie miał siły, by pojawić się dzisiaj w pracy.
Dlatego chwilę później zadzwonił do kuzyna.
– Ian, hej.
– Hej. Chciałbym wziąć sobie dzisiaj wolne. Coś mi
wypadło. Nagle. Przepraszam.
– Cholera, nie będzie miał co cię zastąpić. Ale dobra,
może zadzwonię po JC. Pobawi się w kelnera. Wspominał, że chciałby coś dorobić.
Ma dzisiaj wolne, to raczej przyjedzie. To dzisiaj sobie poradzimy, ale jutro
będziesz?
Ian przymknął powieki. Nie wiem co będzie jutro, pomyślał.
*
Malowanie zmęczyło Aarona na tyle, że czuł się dużo
lepiej psychicznie. Okazało się, że nałożenie koloru na ściany garażu nie było
takie łatwe, bo w kilku miejscach odpadała farba i musiał zdrapać pół ściany,
żeby to jakoś wyglądało. Tata zamierzał sam to wszystko zrobić? Zamęczyłby się.
Rodzice tylko jeżeli chodziło o malowanie w domu wynajmowali firmę. W
mniejszych sprawach nigdy tego nie robili. Dla niego dobrze, bo przynajmniej
miał zajęcie, nie myślał za wiele. Nie, żeby całkowicie zapanował nad myślami.
Te od czasu do czasu biegły ku Ianowi i Aaron zastanawiał się co teraz chłopak
robi, a przede wszystkim jak się czuje.
– To chyba skończyliśmy – powiedział Christopher
odkładając pędzel. – Zrobiliśmy kawał dobrej roboty. Ale przyznam, opadłem już
z sił.
– To za dużo dla ciebie. Pewnie gdyby mama wczoraj nie
zadzwoniła z pytaniem czy wpadnę w niedzielę to byście nie dali mi znać, że
potrzebujecie pomocy w malowaniu.
– Wiesz jaka jest mama. Poradzimy sobie sami i tak dalej.
– Ona sądzi, że ma dwadzieścia lat. Trzeba to wszystko
umyć – rzekł Aaron. Do jego uszu dolatywał dźwięk kosiarki. Jego brat dobrze
sobie radził z trawnikiem, ale martwiło go to, że Danielowi zaczęło iść źle w
liceum. Nie miał pojęcia czy osiemnastolatek udzielał się na zajęciach, czy
tylko siedział cicho i nic nie robił. On wspominał liceum bardzo dobrze. Nie
było ciężko, nauczyciele dużo nie wymagali. Zajęcia bardziej były skierowane na
samodzielność myślenia i umiejętności praktyczne niż ogólną teorię. Jeżeli
tylko nauczyciel widział zainteresowanie przedmiotem oraz wysiłek włożony w
opanowanie wiedzy szło całkiem dobrze. Trzeba było się po prostu starać. Nawet
tym którym nauka sprawiała kłopot, dawano szansę i otrzymywali dobre oceny,
gdyż angażowali się w zajęcia pozalekcyjne takie jak sport, teatr, jakieś akcje
społeczne. Nie wiedział czy w ciągu paru lat tak się wszystko zmieniło, od
czasów kiedy to on chodził do liceum, ale jakoś w to wątpił.
– Ej, pracusie. – W garażu pojawiła się Tina. Nadal chuda
jak szkielet. Aaron uświadomił sobie, że pierwszy raz dzisiaj siostrę widzi. –
Mama woła na obiad.
– Już pora na obiad? Ale jestem głodny. Powiedz mamie, że
zaraz przyjedziemy.
– Dobrze, tatku.
– Czy ona w ogóle coś je? – zapytał Aaron ojca zanim
wyszedł umyć wałki i pędzle.
– Je, ale bardzo mało. Martwimy się z mamą o nią. Ale
Tina jak to ona, mówi, że wszystko jest w porządku.
– Przypilnuję ją dzisiaj. Mam nadzieję, że nie wpadła w
jakąś anoreksję.
– Wątpię. Twoja mama w jej wieku też taka była. Pomogę ci
z tym myciem, sami też musimy się umyć i pójdziemy jeść.
Pół godziny później Aaron pojawił się w kuchni. Umył się
już i przebrał. Po obiedzie chciał wracać do domu. Było już popołudnie i
wieczór chciał spędzić u siebie. Wprawdzie to może mu nie wyjść na dobre. Czuł,
że jak tylko wróci do mieszkania znów zacznie myśleć, przeżywać i nie wytrzyma.
Pojedzie do Iana. Odnajdzie jego mieszkanie i będzie się do niego dobijał
dopóki nie zostanie wpuszczony do środka. To był dobry plan, ale głupi.
Niemniej jednak nie wytrzymywał już i chciał go zobaczyć. Nagle pożałował, że
nie ma zajęcia, by znów móc odłączyć się od wszystkiego. Najgorsze, że musiał
udawać wesołego. Z drugiej strony był zmęczony, więc jakby coś nie wyszło
zrzuci winę na przepracowanie. Kogo on chciał oszukać?
– Widziałam jak pomalowaliście – odezwała się Pamela
Daddario. – Cały garaż jest niczym cytryna.
– Co na obiad, kochanie? – W kuchni pojawił się
Christopher z planem jakiegoś modelu samolotu. Aaron przypuszczał, że ojciec
miał już nowy model do sklejania.
– Lasagne. Weźmiecie sobie co? Ja za chwilę wychodzę na
kurs.
– Daniel wspominał, że chodzisz na kurs pieczenia. –
Aaron dopiero teraz zauważył, że mama jest ubrania do wyjścia.
– Tak. Przypadkiem znalazłam ogłoszenie i zapisałam się. Wstyd
mi, że mój osiemnastoletni syn lepiej piecze ode mnie. – Wyjęła z torebki
malutkie lusterko i zaczęła poprawiać włosy. – Poza tym poznałam bardzo miłych
ludzi. Jest kilku mężczyzn, ale więcej chodzi kobiet. Z taką jedną panią
zgadałyśmy się o naszych dzieciach. Wiesz, że ona ma syna geja, który jest w
twoim wieku? – Popatrzyła na Aaron w taki sposób, jakby już miała plan w
głowie.
– Nie umawiaj mnie z nikim.
– Tak tylko mówię. Jutro zamierzamy wyjść razem do
kawiarni, tam na spokojnie porozmawiamy.
– Nie chcę randek w ciemno – przypomniał rodzicielce.
– Niczego takiego nie planuję. Uciekam. Christopher,
biorę samochód.
– Poczekaj, dam ci kluczyki, bo nie znajdziesz. –
Mężczyzna wyszedł za żoną, a w kuchni został sam Aaron.
– Nie chcę randek w ciemno – powtórzył pod nosem. Chciał
Iana. Dlatego korzystając z tego, że jest sam zadzwonił do niego. Nikt nie
odebrał, co nie było nowością, ale martwił się. Joel pisał dzisiaj do niego, że
Bradshawa nie było na uczelni.
– Widzę, że mama już wybyła – odezwał się Daniel po
wejściu do pomieszczenia. Od razu sięgnął do szafki o talerz.
– Pożycz mi na chwilę komórki.
– Masz swoją.
– Tak, ale muszę coś sprawdzić. – Dlaczego nie wpadł
na ten pomysł wcześniej? Przecież normalne, że Ian nie odbierze od niego
telefonu. Gdy brat dał mu swojego smartfona spisał numer i kliknął na zieloną
słuchawkę. Chwilę czekał, ale tym razem połączenie zostało odebrane, a on
usłyszał cichy głos Iana:
– Halo.
– To ja… – Westchnął, bo chłopak się rozłączył.
Przynajmniej wie, że żyje i potrzebuje czasu. Pytanie tylko czy kiedy mu na to
pozwoli, to później nie będzie gorzej?
Aaron zasłużył na taki los, co innego Ian. Zastanawiam się co mogłaby się stać gdyby Ian nie przyszedł i nie dowiedział się o zakładzie.
OdpowiedzUsuńChyba szykuje się jakiś ciekawy zwrot akcji w relacjach bohaterów...???
Matki w akcji i randka w ciemno.... no pewnie będzie ciekawie - nie mogę się doczekać co z tego wyjdzie.
Podziwiam Twoje pisarskie umiejętności :)
I trzymam kciuki
Dziękuję za komentarz. :)
UsuńCzekałam wprawdzie aż opowiadanie zostanie zakończone ale nie mogłam się powstrzymać i przeczytałam wszystkie rozdziały na raz. Nie mogę się doczekać tego co będzie dalej i mam nadzieję że wena pozwoli Ci napisać to w miarę szybko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Cieszę się, że opowiadanie Ci się podoba. Ono jest już dawno napisane. Od paru lat. W całości jest do kupienia na Bucketbook.pl. :)
UsuńPozdrawiam.
Niesamowicie smyutny rozdział.
OdpowiedzUsuńZachowanie Iana sprawia, że mam bardzo złe przeczucie.
Sama nie wiem do czego chłopak może się posunąć. Nie wiem normalnie co można pomyśleć o tym wszystkim.
Dobrze, że Aaron zrozumiał swój błąd. Aby tylko nie za późno. Koniec końców nie wiadomo jak to wszystko się skończy.
Jestem mocno zaintrygowana i czekam na kolejny rozdział.
Trzymam kciuki za chłopaków ;)
Obaj cierpią, tak jak myślałam, pająk wpadł we własną sieć, czy uda im się pogodzić? Czy Ian jeszcze raz zaufa Aaronowi?
OdpowiedzUsuńAaron miał sprytny plan, aby usłyszeć głos Iana, ale myślę, że to nie wystarczy, aby Ian z nim porozmawiał.
Coś tak myślę, że dwie mamuśki w końcu wyswatają swoich synów :D
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, tak to prawda gdyby się Aaron nie zakochał w Ianie to by teraz świętował zwycięstwo bez zawracana sobie głowy co czuje Ian... czy przypadkiem chodzi tutaj o Iana?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, o tak to jest prawda gdyby się Aaron jednak nie zakochał w Ianie to by teraz świętował zwycięstwo bez zawracana sobie głowy co czuje Ian... a czy przypadkiem chodzi tutaj o Iana?
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia