Dziękuję za komentarze. :)
Wrzesień minął. Nadszedł październik z deszczem, chłodem,
które utrzymywały się przez kilka dni. Dopiero gdzieś w drugim tygodniu
miesiąca wyszło słońce i zrobiło się odrobinę cieplej jak na tę porę roku.
Liście na drzewach, krzewach pokryły się różnymi kolorami, a przewodziła im
czerwień. Ludzie stali się bardziej ponurzy, jakby z nadejściem jesieni gdzieś
ich humory ulatniały się. Aaron poniekąd ich rozumiał, bo sam nie był w świetnym
nastroju, tylko u niego pora roku nie miała na to wpływu. Raczej jego głupota,
za którą ponosił karę. Minęły dwa tygodnie od kiedy Ian dowiedział się o
zakładzie. Przez ten czas wiele razy próbował się z nim skontaktować, zwrócić
na siebie jego uwagę, przeprosić, lecz bezskuteczność jego działań coraz
bardziej go przygnębiała. Ian w żaden sposób mu nie ulegał. Nie chciał się z
nim spotkać i unikał jak ognia. Rozumiał go. Sam nie chciałby mieć do czynienia
z kimś takim. Jakże niby miałby zaufać takiej osobie? Tylko wariował, bo
ciągnęło go do Bradshawa, a od tygodnia go nie widział. W końcu posłuchał
Joela, by nie zbliżać się do Iana. Nie liczył, że zostanie mu wybaczone, ale
może chłopak trochę za nim zatęskni. Nie wątpił, że Bradshaw wciąż przeżywa to
czego stał się ofiarą. Czas potrafi leczyć rany, ale te głębokie potrzebują o
wiele więcej. Aaron nie zamierzał czekać miesięcy na to by mu chłopak wybaczył
i znów mu zaufał. Czekała go walka ze wszystkim tym co targało uczuciami Iana
oddalając chłopaka od niego. Jednym z nich na pewno był żal, który i jego
nieustannie męczył. Ten negatywny stan nie pozwalał mu niczym się cieszyć.
Najgorsze, że nawet rodzina już to zauważyła i dopytywała o wszystko. Czuli, że
coś się stało, ale on nigdy nie zamierzał wyznać im prawdy. Zawiódłby rodziców.
To było pewne jak to, że po dniu nadejdzie noc.
– Byłeś głupi i za to płacisz – powiedział sam do siebie
Aaron siedząc w samochodzie. Wracał właśnie z uczelni i dopadły go przemyślenia
o tym z jaką łatwością skrzywdził Iana i jak bardzo chciałby wszystko naprawić.
To nie pozwalało mu spokojnie prowadzić samochodu, więc zaparkował na poboczu i
tak siedział targany kolejną burzą w jego sercu. Nie miał pojęcia co zrobić,
żeby naprawić to co zepsuł. W dodatku miał też inne zmartwienia. Jego brat miał
problemy w szkole. Dowodem były coraz gorsze oceny. Daniel nie dawał sobie rady
będąc na ostatnim roku w liceum. Wcześniej też idealnie mu nie szło, ale w
miarę wszystko ogarniał. Wszystko przez nowego dyrektora, bo podniósł tak wysoko
poprzeczki, że słabsi uczniowie mieli problemy. Mężczyzna chciał stworzyć jedno
z lepszych liceów w mieście. Z wysokimi standardami, wymaganiami, z którymi nie
każdy dawał sobie radę.
Przez ostatnie kilka dni Aaron próbował uczyć Daniela,
ale okazywało się, że sam nie rozumiał wielu zagadnień. Poza tym
osiemnastolatek w ogóle go nie słuchał. Dlatego rodzice podjęli decyzję o
zatrudnieniu korepetytora. Zmusili też syna do poświęcenia większej ilości
czasu nauce. Aaron obawiał się jednak, że to nie będzie takie łatwe. Daniel
mógłby godzinami siedzieć nad książkami, a wiedza i tak mu do głowy nie
wejdzie. Do tego wszystkiego dochodziła Tina. Siostra ewidentnie uzależniła się
od nagrywania materiałów na Youtube, montowania swoich filmów i całego
całokształtu związanego z jej publikacjami. Nie miał pojęcia, że coś takiego
może się stać. Dziewczyna nie odchodziła od komputera przez długie godziny.
Zaniedbała studia. Nawet nie miała czasu jeść. Nie słuchała dobrych rad jego i
rodziców. Zresztą kto w tych czasach słucha dobrych rad. Każdy sądzi, że inni
nie mają racji. Nie miał pojęcia co zrobić. W tym wszystkim bardzo potrzebował
czasami przytulić się do kogoś. Nie, nie do kogoś. Do konkretnej osoby za którą
tęsknił. Nie wierzył w to jeszcze, ale naprawdę zakochał się w Ianie i czasami
nachodziły go myśli, że jeżeli miałby za kogoś wyjść za mąż, byłby to właśnie
ten chłopak.
– Tylko on cię nie chce, po tym co mu zrobiłeś – szepnął
do siebie i już miał uruchomić silnik, by jechać dalej, ale rozdzwoniła się
jego komórka. – Mama. Pewnie znów coś z Danielem lub Tiną. – Odebrał, bo nawet
nie przyszło mu na myśl, że mógłby postąpić inaczej. Ostatnie tygodnie nauczyły
go wiele, a szczególnie odpowiedzialności i tego, że nie był sam na tym
świecie, a rodzina potrzebowała jego pomocy.
*
– To wszystko? – zapytał Ian po tym jak ułożył resztę
drewna. Był w domu rodziców chcąc im pomóc w pracach domowych.
– Tak – odpowiedziała Aisha. – Dzięki, że przyjechałeś.
Wujek kicha i smarka, a my z ciocią nie ułożyłybyśmy tego drewna za dzień. W
każdym razie jesteśmy już zabezpieczeni na zimę. – Zdjęła robocze rękawice. –
Chodź, zrobię czegoś gorącego do picia.
– Zaraz przyjdę. – Chciał przez chwilę pobyć sam.
– Wszystko w porządku? Wierz mi, widzę, że coś jest nie
tak. Nawet wczoraj rozmawiałam o tym z Brentem. Też zauważył, że się zmieniłeś.
Kuzynka jak zawsze była spostrzegawcza, ale on nie
zamierzał jej niczego mówić. Zamierzał zachować w tajemnicy to co mu zrobił
Aaron. Tym bardziej, że to już przeszłość, a on powoli się jakoś z tego
podniósł. Jeszcze chwilami było dość trudno, kiedy nawiedzały go myśli o tym
jak bardzo żałuje, że nie mieli szans.
– Ian, nie jestem głupia. Pamiętasz tę niedzielę,
kiedy zebraliśmy się wszyscy, a ty esemesowałeś z kimś? To był jakiś facet
prawda?
Spojrzał na nią mrużąc oczy przed słońcem, które go
oślepiło. Skinął głową.
– Nie wyszło, prawda? Przykro mi. Byłeś wtedy taki podekscytowany.
Wybacz, że o tym mówię.
– W porządku. – Może powinien jej powiedzieć? Nie miał
komu się zwierzyć, poza Erikiem i jego żoną, ale to nie było to, i czasami się przez to
dusił. Przecież nie był sam i nikt go nie potępi. On nic nie zrobił. To jego
skrzywdzono. Przecież oni wiedzieli co się stało cztery lata temu i bardzo mu
wtedy rodzina pomogła. Tylko jakoś nie potrafił tego zrobić. Gdzieś
podświadomie chciał chronić Aarona, a to było już naprawdę głupie. Powinien
wyśmiać za to samego siebie.
– Pamiętaj, że to co raz się nie udało, uda się następnym
razem. – Pogłaskała go po ramieniu.
– Na pewno. Wiesz, co? Może jednak napiję się czegoś
gorącego. – Uśmiechnął się do kuzynki.
– To chodź. – Poszła pierwsza w stronę domu.
Ian jeszcze zamknął przybudówkę i udał się w ślad za
kuzynką postanawiając, że spędzi to popołudnie miło i przyjemnie.
Kilka minut później siedział w salonie z Aishą i mamą, bo
tata z powodu przeziębienia, które dopadło go na rybach, poszedł się położyć.
Popijał kawę przygotowaną przez kuzynkę. Na stoliku przed nim stało ciasto,
które do południa upiekła rodzicielka. W kominku płonął ogień, a cichy głos z
telewizora mówił, że ktoś właśnie coś wygrał. Jego mama uwielbiała
teleturnieje. Dzisiaj jednak nie skupiała się na programie, a na nim. Wyglądała
na zdenerwowaną. W dłoniach obracała kubek z herbatą, a jej kawałek ciasta
pozostawał nietknięty.
– Synku – zaczęła, a on napiął wszystkie mięśnie – nie
bądź zły.
Jeżeli ona tak zaczyna to zastanowił się czy ma się bać
następnych słów.
– Bo ja… Umówiłam cię na randkę w ciemno.
Zamurowało go, a Aisha opluła się herbatą i zaczęła
kaszleć.
– Ian, pomyślałam, że tak długo jesteś sam, a przecież
samotność to nic dobrego, synku. To podobno miły chłopiec.
– Chłopiec? To ile on ma lat? – Miał nie był zły, ale nic
na to nie mógł poradzić.
– Jest w twoim wieku. Dla mnie ty też zawsze będziesz
chłopcem.
– Mamo, nie pomyślałaś, że ja nie chcę iść na żadną
randkę? – Odstawił kubek i wstał. Zaczął krążyć po pokoju. Co ona sobie
wyobrażała robiąc coś takiego za jego plecami. Mógł się tego spodziewać.
Przecież ją znał! Od zawsze go swatała, ale nic nigdy z tego nie wyszło.
– Pomyślałam, ale co ci szkodzi. – Również wstała z
kanapy i podeszła do niego. Popatrzył na nią ze złością, ale nic sobie z tego
nie zrobiła. Ian był dobrym synem. Chwyciła go za rękę. – Spotkanie jest
dzisiaj i proszę idź na nie. Do niczego cię to nie zobowiązuje. Jeżeli ci się
nie spodoba to nikt cię nie zmusza do kolejnych spotkań. Potraktuj to jako wyjście
towarzyskie.
Odsunął się od matki. Przesunął ręką przez włosy. Dzisiaj
miał je rozpuszczone.
– Mamo, to randka w ciemno. Nie spotkanie towarzyskie. –
Co miał zrobić, aby się z tego wymigać zręcznie? Nie chciał się z nikim
spotykać. Na pewno nie teraz. W jego sercu niczym zadra wciąż tkwił Aaron.
Chciałby go znienawidzić. Może wtedy byłoby łatwiej. Jego serce nie biłoby
szybciej choćby na wspomnienie imienia tego oszusta.
– Wiesz o co mi chodzi. Nie udawaj.
– Ale mamo…
– Mamo, mamo. Ian, ile będziesz tracił życia na dawnych
wspomnieniach? Nie każdy jest taki jak tamten chłopak. Są porządni mężczyźni.
Ciekawe gdzie ona takich widziała, pomyślał ledwie
powstrzymując się przed wypowiedzeniem tych słów na głos.
– Synku, nie chcę, abyś za kilka lat żałował. Młodość
masz tylko jedną. Wiesz ile ludzi teraz żałuje, że czegoś nie zrobiło, nie
poznało kogoś, bo się bali? Nie każę ci za niego wychodzić. Po prostu się z nim
spotkaj.
– Ale mamo…
– Czasami lekiem na jednego faceta jest inny – wtrąciła
Aisha.
Musiał przyznać jej rację. Faktycznie nikt mu nie kazał
zaraz wiązać się z tym kimś, a może takie spotkanie sprawi, że ruszy do przodu.
Może dzięki temu Aaron wywietrzeje mu z głowy. Bo z serca niełatwo się go
pozbędzie.
– Dobrze. To o której i gdzie ma być to spotkanie?
*
Ian denerwował się coraz bardziej kiedy przekroczył próg
restauracji. Miejsce może nie było pełne przepychu czy elegancji, gdzie
wymagano formalnych strojów, a na pewno obowiązkowych krawatów. Dlatego
odetchnął z ulgą, że restauracja była przytulna, miała swój wyjątkowy klimat i
urządzono ją tak, aby zapewnić dyskrecję gościom. Wszędzie były kwiaty,
podejrzewał, że większość sztucznych, ale i tak sala wyglądała niczym ogród. Lokal
musiano otworzyć dosyć niedawno, bo pamiętał jeszcze jak w tym samym miejscu
mieścił się jakiś klub dla samotnych.
– Dzień dobry, życzy pan sobie stolik? – zapytała młoda jasnowłosa
dziewczyna, której nie zauważył kiedy do niego podeszła.
– Jestem umówiony. – Pokazał jej czerwoną różę, którą
trzymał w ręku. To miał być znak rozpoznawczy.
– A tak. Jest ktoś już kto także przyszedł z takim samym
kwiatem. Zaprowadzę pana do stolika.
Idąc za dziewczyną ubraną w czarną, prostą spódnicę do
kolan oraz białą bluzkę, rozglądał się wokół. Gdyby z Aaronem nie potoczyło się
tak źle to by go tutaj zabrał. Odgonił myśli, miał do nich nie wracać. Skupił
się bardziej na tym dokąd dziewczyna go prowadzi. Przeszli przez środkową część
sali i weszli za półściankę za którą mieściła się druga część lokalu. Tutaj
było zajętych kilka stolików. Przy nich siedziały tylko pary. Na blatach,
okrytych białymi koronowymi serwetami, w okrągłych szkłach stały palące się
świece ozdobione u dołu uplecionym wiankiem z fioletowych kwiatków. Przytulnie
i romantycznie do tego, pomyślał, mama wiedziała co robi.
– To ten stolik proszę pana.
Przeniósł spojrzenie z obrazu, który mu się nawet
spodobał, na dziewczynę, a potem przesunął go w miejsce, które wskazywała.
Natychmiast przystanął. To musiał być jakiś żart lub pomyłka.
– Proszę oto pana stolik. – Uśmiechnęła się miło
dziewczyna.
Aaron uniósł wzrok znad przeglądanego menu i napotkał
znajome szare oczy, nie osłonięte szkłami okularów. Do tego gdy jeszcze ujrzał
różę w ręku Iana wszystko zrozumiał. To on był jego randką w ciemno do której
zmusiła go mama. Bronił się jak lew przed czymś takim. Ale ona wystosowała
takie argumenty, że uległ. Nie żałował.
– To pomyłka. – Bradshaw zdołał wydobyć z siebie głos.
Odwrócił się by odejść.
– Uciekasz? – zapytał Aaron.
– Co innego miałbym robić?
– Usiąść i zjeść ze mną kolację.
Pracownica restauracji dostrzegając niezręczność w jakiej
się znalazła pożegnała się z nimi, życząc miłego pobytu w lokalu. Żaden jej
jednak nie słyszał, bo obaj patrzyli sobie w oczy w napięciu.
– Sądziłem, że mam od ciebie spokój. W jaki sposób moja
mama…
– Zna moją mamę – odparł Daddario. – Wierz mi nie
wiedziałem, że to z tobą mam się spotkać.
Ian pochylił się i warknął:
– Wierzyć tobie? Śmieszne. Mówił ci ktoś, że jesteś irytujący?
– Usiądź, bo inni się na nas patrzą. Naprawdę nie
wiedziałem. Jakimś cudem nasze matki się poznały… Czy twoja chodzi na kurs
pieczenia?
– Tak, od jakiegoś czasu. Jak to nasze matki się poznały?
Zaplanowały to? Wiedzą co się stało? – Nie zwracał uwagi na to, że usiadł nie
zdejmując skórzanej kurtki.
– Nic nikomu nie mówiłem. – Co miał zrobić? Jak go
zatrzymać? To była jego szansa, aby spędzić czas z Ianem i spróbować go
przekonać do siebie. Przeprosić. – To nasze mamy zaprzyjaźniły się ze sobą na
tym kursie i wymyśliły tę randkę. To jakiś… Nie sądzisz, że to coś oznacza?
– Ciekawe co takiego? – Że też jego randką w ciemno
musiał okazać się Aaron Daddario. Prędzej spodziewałby się prezydenta. A nie
jego. Dotarło do niego, że mężczyzna nie mógł sobie tego zaplanować, bo
przecież nie znał jego mamy. Obaj padli ofiarami podstępu własnych matek, które
nie miały pojęcia co się pomiędzy nimi wydarzyło i, że w ogóle się znali.
– Nie dziwi cię to jak się ułożyło? Nasze mamy się
poznały, chcą nas zeswatać, nie mając pojęcia, że się znamy. To tak jakby…
– Tylko nie chrzań mi tu o przeznaczeniu. – Ian założył
ręce na piersi. – Coś takiego nie istnieje. Sądzisz, że los poznał nasze matki
ze sobą, abyśmy dzięki nim mogli naprawić to coś pomiędzy nami.
– Coś w tym stylu – odparł Aaron.
– Tylko, że pomiędzy nami niczego nie było. To tylko
kłamstwo. Kłamstwo, które ty wymyśliłeś.
– Coś się zaczęło rodzić. Wiesz o tym, Ian. Kiedy my…
– Nie kończ.
– Kiedy się kochaliśmy już nie chodziło mi o zakład.
Wszystko się zmieniło. Już wcześniej się zmieniało, ale tego nie dostrzegałem.
Raczej nie chciałem tego widzieć.
– Aaron, słuchaj, ja ci już nigdy nie uwierzę. Niczym
mnie nie przekonasz. Zawiodłeś moje zaufanie, a tego nie da się naprawić, nie
ze mną. Dlatego… – urwał, bo do ich stolika podszedł kelner.
– Dobry wieczór, mam na imię Trevor, czy wybrali już
panowie posiłek?
– Nie – odpowiedział Ian.
– Tak. – Aaron nie zamierzał pozwolić na ucieczkę Ianowi.
Nie kiedy mogli porozmawiać dłużej niż pięć minut. Złożył zamówienie dla siebie
i dla Bradshawa, który był bardzo zaskoczony tym, że Aaron zapamiętał co on
lubi jeść na kolację.
– Nie mówiłem, że zostanę – warknął Ian, kiedy kelner
odszedł.
– Mam nadzieję, że zostaniesz i zjemy razem. Zrób to dla
swojej mamy…
– Ty masz tupet. Teraz bierzesz się za szantaż? Przez
ostatni tydzień kiedy cię nie widywałem, odetchnąłem. Sądziłem, że w końcu
zrozumiałeś o co cię prosiłem. To było takie dobre uczucie. – Nie do końca, bo
jakaś mała cząstka niego chciała z powrotem ujrzeć Aarona, ale ta część według
niego nie miała już głosu. – Nadal nie wierzę, że dałem się wtedy tak omotać.
Odrzuciłem swoje zasady, wszystko. A wszystko to co robiłeś i mówiłeś to jedno
wielkie kłamstwo. – Nachylił się w stronę Aarona, opierając łokcie na stoliku.
– „Ja już w życiu się na kimś przejechałem i boję się ostatecznie komuś zaufać.”
– zacytował. – „Ty mi się podobasz. Masz w sobie coś… Co sprawia, że ci ufam i
jestem w stanie uwierzyć, że mnie nie zranisz.” Tak, pamiętam każde twoje
słowo. Jak przypuszczam to też było kłamstwo. Jak wszystko.
– Nie wszystko, Ian. To akurat prawda. – Westchnął. – Poznałem
go trzy lata temu. Pokochałem go. Wierz mi, że dawniej byłem inny. I dzięki
tobie znów jestem tym kim byłem zanim pojawił się Justin. – Kelner właśnie
przyniósł im posiłek, więc poczekał chwilę i kontynuował kiedy zostali sami: –
Zwariowałem na jego punkcie. Nawet szukałem obrączek, bo mimo że wtedy
małżeństwa homoseksualne nie były zalegalizowane, to pragnąłem, abyśmy obaj
złożyli sobie przysięgę. Wierzyłem, że on jest tym z kim chcę być. Nie zdążyłem
dać mu obrączek. Kupiłem je, ale kiedy wychodziłem od jubilera zobaczyłem go w
samochodzie z innym facetem. Całowali się. W pierwszej chwili sądziłem, że to
była pomyłka. Ale to był on. Nie widział mnie. Domyśliłem się gdzie mogli
pojechać po pocałunku. Zacząłem być podejrzliwy. Zrozumiałem te jego tajemnicze
wyjścia, wyjazdy integracyjne. Integrował się, ale z kolejnym facetami. Zdradzał
mnie na okrągło. Miałem dwadzieścia jeden lat i mój świat się zawalił.
Przysiągłem sobie, że już nigdy nie uwierzę żadnemu facetowi i będę się nimi
bawił. Wierzyłem, że do tego oni są. Byłem pewny, że żaden gej nie nadaje się
do związku, bo nie potrafią w nim wytrwać. Przecież jeszcze jest tyle dup do
przelecenia. Dopiero ty sprawiłeś, że otworzyłem oczy. Wiem co zrobiłem.
Przepraszam. Co mam zrobić, abyś mi uwierzył.
Ian słuchał tego wszystkiego przyglądając się Aaronowi.
Usta zawsze mogły kłamać, ale oczy nie potrafiły tego robić. Dlatego uwierzył
mu w tę historię. Widział ból w tych czarnych oczach, za którymi tęsknił. Mimo
tego nie mógł mu uwierzyć w to, że Aaron ma jakieś większe uczucia do niego. A
może po prostu się bał. Nie przetrwa kolejnego noża wbitego w plecy. Raz za
razem taki cios był bolesny, ale w końcu może być ten ostateczny. Aaron pokazał
jakim dupkiem potrafi być.
– Ian, wiem, że cię zraniłem. Otoczyłeś się murem. –
Usłyszał prychnięcie. – Chciałbym znać sposób na to jak mogę go rozwalić.
– Nie ma takiego sposobu. Nie ma i nie będzie. – Wstał
nie tykając w ogóle swojej kolacji na którą składała się sałatka z indyka.
– Poczekaj. – Aaron również podniósł się. Nie wierzył, że
to mógłby być koniec. – Wiem, że mi nie wierzysz i zasługuję na to, ale daj mi
szansę. Jedną jedyną.
– Dostałeś ją, kiedy w ogóle pozwoliłem ci się do mnie
zbliżyć. Cztery lata temu ktoś postąpił dokładnie tak jak ty. Wyobraź sobie co
ja czuję. Co takiego może być ze mną nie tak, że ktoś się bawi moimi uczuciami.
To boli, Aaron.
– To pozwól mi,
bym załagodził ten ból. – Zbliżył się do Iana. Chciał go dotknąć, ale chłopak
cofnął się.
– Jeżeli chcesz to zrobić to daj sobie spokój.
– A co jeżeli nie mogę?
– Ludzie się patrzą – szepnął Bradshaw. Nie chciał tego,
ale czuł, że w murze którym się otoczył zrobiła się mała wyrwa. Dlatego nie mógł
pozwolić, żeby w jakikolwiek sposób Aaron dotarł do tej jego części, która aż
krzyczała, by ją wypuścić.
– Niech patrzą. Niech widzą, że nie jesteś mi obojętny.
Tak, wiem, nie wierzysz mi, ale gdybyś dał mi szansę…
– Nie.
– Ian…
– Aaron, przepraszam cię za te pieniądze… Wiesz które,
ale daj sobie spokój. Jeżeli naprawdę się zmieniłeś to spotkasz kogoś kogo nie
zdeptałeś tak bardzo. To nasze ostatnie spotkanie.
Gdy Ian chciał odejść Aaron przeżywał kausze. Chłopak mu
uciekał, a on stracił ostatnią szansę, by wszystko naprawić. Nagle coś
podsunęło mu pomysł do głowy i złapał się go jak tonący brzytwy.
– Nie chcesz mnie, ale pomóż mojemu bratu.
Ian przystanął i spojrzał na Daddario przez ramię. Zmarszczył
brwi.
– Daniel ma problemy w szkole. Nie radzi sobie choćby z
matematyką. Studiujesz ją, to jesteś w niej dobry. Pomóż mu. Ale wiedz jedno,
nie przestanę o ciebie walczyć. Nie poddam się, Ian.
Och piękne!
OdpowiedzUsuńTego się nie spodziewałam.
Ich matki są po prostu genialne i sama nie wpadłabym na coś lepszego.
Osobiście będę czekać na kolejny rozdział gdyż jestem ciekawa co wyniknie dalej z współpracy chłopaków.
W końcu Ian kiedyś musi wybaczyć Aaronowi.
Mam taką cichą nadzieję.
Ściskam mocno i czekam na kolejny rozdział.
Kupiłam i przeczytałam
OdpowiedzUsuńNa celowniku
Skrawek nadziei
Spontaniczna decyzja
POLECAM
galaxa2
PS niewiem gdzie bym mogła wysłać więc wysyłam tutaj
Przeczytałam już wszystkie twoje opowiadania i wszystkie są równie ciekawe i świetne chociaż do niektórych dodałbym więcej akcij, dramatyzmu ale tak je uwielbiam. Planujesz teraz coś nowego? Albo może już piszesz jakieś nowe arcydzieło?
OdpowiedzUsuńJa zawsze planuję coś nowego, ale gorzej u mnie z pisaniem. Obecnie nic nie piszę, chcę do tego wrócić, ale niestety nie mam na to najmniejszej ochoty. Będę się jednak starać napisać kolejny tekst. :)
UsuńFajnie, że przeczytałaś wszystkie moje opowiadania. Ja akurat nie jestem za dramatyzmem itd. Wolę właśnie coś innego. :)
Pozdrawiam. :)
I jak dobrze, że młodszy brat ma problemy w szkole xD
OdpowiedzUsuńIan na pewno będzie chciał pomóc tym bardziej, że ciągle czuje coś do Aarona :)
Wiedziałam, że mamuśki wyswatają synów :D Rodzicielki zawsze stawiają na swoim :D
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no tak jak myślałam to ich matki się poznały na tym kursie gotowania i teraz urządzily im randke w ciemno... haha
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no tak jak myślałam to ich matki poznały się, na tym kursie gotowania i teraz to urządzily im randkę w ciemno...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia