25 lutego 2018

Szczęście od losu tom 2 - Rozdział 9 ostatni + Epilog

Przed Wami ostatni rozdział wraz z epilogiem. Po tym blog zostanie zawieszony na czas nieokreślony. Jedyne co się w tym czasie na nim ukaże to pierwszy rozdział tekstu "Obietnice", który jest przeznaczony na sprzedaż, ale po jakimś czasie, myślę, że po okołu miesiącu od ukazania się, zostanie także publikowany na blogu. Kiedy cokolwiek będzie nie wiem Tekst jest nadal niepoprawiony. 

Co do "Szczęścia od losu" to  był to tekst pisany na luzie, skupiający się ma macierzyństwie i uczuciach głównego bohatera. Nie na jego: co lubię, czym się interesuję, jaki jestem i tak dalej i dalej. Może dla wielu Jaemin nie miał swojego charakteru itd. Ale może to dobrze, bo dzięki temu można się było łatwo pod niego podpiąć. I pewnej osobie mogę powiedzieć, że na pewno się uczył, a nie podjął decyzję o zostaniu lekarzem bez nauki itd. Po prostu tego nie pokazałam, bo czasami czytelnik musi użyć swojej wyobraźni, a czasami też tekst skupia się na czymś innym niż na tym jak całe dnie spędza postać, powiedzmy przy nauce. Co dla mnie nie zawsze jest ciekawe, a wręcz bywa nudne i tego może lepiej poszukać u innych autorów piszących obyczajówki. Jak wspomniałam, tekst miał być luźny, zwyczajny, prosty i krótki, a nie rozciągający się na kolejne długie rozdziały, kiedy miałabym użyć wszystkiego o czym wspominał jeden anonim. Do tego nazywanie mnie naiwną... Heh. Ja nie ośmieliłabym się tam nazwać żadnego autora, bo każdy pisze takie teksty i tworzy takie postaci jakie ma ochotę pokazać światu. I nie mam zamiaru czuć już strachu, depresji czy czegokolwiek przed publikacją nowego tekstu, bo zaręczam, że niewiele brakowało, a rzuciłabym to w diabły. :)

Dziękuję tym, którzy ze mną byli, są i będą. Ja będę dalej pisać. Odpocznę od bloga i wszystkiego. :)


Dziękuję za komentarze. :)

Pocałunek był dominujący, natarczywy, a przede wszystkim niechciany. Jaemin zacisnął usta, nie pozwalając, aby język SuJonga dostał się do środka. Serce biło mu mocno ze strachu, ale mózg intensywnie pracował, myśląc nad tym, jak się obronić. Chłopak trzymał go w stalowym uścisku. Robił to w taki sposób, że nie mógł nawet kopnąć napastnika w krocze. Raz a dobrze by go załatwił. W dodatku Jaemin bał się o synka. Czy aby SuJong niczego mu nie zrobi? Przecież nie podobało mu się, że to dziecko Daesoona.
Po chwili dryblas zostawił jego usta, zaczynając dobierać się do jego szyi. Lee próbował się wyrwać, ale poczuł ból, kiedy SuJong ścisnął go mocniej, dociskając przy tym kolano do jego krocza.
– Przestań, puść mnie.
– Puścić? Mogę cię teraz mieć, więc nie ma szans na to, bym cię uwolnił – powiedziawszy to, chwycił Jaemina w taki sposób, że wykręcił mu do tyłu ręce, przez co ten krzyknął. – Boli? Ma boleć. Ból jest przyjemny, kiedy się go zaakceptuje i pokocha. – Zaczął prowadzić Lee do salonu, w którym przebywał kilkumiesięczny chłopiec.
Jaemin spojrzał ze strachem w oczach na dziecko, które spojrzało na nich przez siatkowe ścianki kojca. Jinsoon zaczął płakać, kiedy SuJong rzucił jego tatę na podłogę, przyciskając go do niej całym ciałem. Zaatakowany chłopak przez cały czas patrzył na ukochanego synka i żałował, że Daesoon go odwiózł, a jeszcze bardziej żałował, że nie wpuścił Kima do domu. Ależ był głupi!
– Nie wyrywaj mi się – warknął SuJong, ocierając się kroczem o pośladki Jaemina. Był podniecony, co chłopak wyraźnie czuł. – Zawsze miałem na ciebie ochotę. Ale chciałem po dobremu. Pragnąłem mieć z tobą dzieci. Kilkoro. Zapłodniłbym cię za każdym razem, kiedy miałbyś ten czas na poczęcie dziecka – mówił, wsuwając rękę pod chłopaka i zaczynając rozpinać jego spodnie. – Pieprzyłbym cię codziennie. Byłoby ci dobrze, ale dzisiaj poczujesz trochę bólu. Spodoba ci się.
Lee zamknął powieki, czując napływające łzy. Miał chwilę na to, aby coś wymyślić. Ale co? Jeżeli wcześniej nie udało mu się uwolnić, to jak miałby zrobić to teraz? SuJong był silny, ciężki i duży. Od czasu, kiedy widział go po raz ostatni, nabrał mięśni. Nie mógł się pod nim ruszyć. Zostanie zgwałcony i to na oczach syna.
Nie, nie mógł na to pozwolić! Płacz dziecka rozbrzmiewał mu w uszach. Chciał przytulić chłopca, uspokoić go, ochronić.
– Zaraz będę cię pieprzył, aż zaczniesz krwawić. Jak dziewica przy swoim pierwszym razie. Fakt, że ty już nią nie jesteś. Ale ten cholerny Kim był dla ciebie delikatny, co? – Wbił biodra w pośladki Jaemina. – Wkurwiają mnie te twoje spodnie. Są takie ciasne. – Siłował się z nimi, nie mogąc ich ściągnąć z bioder, by odsłonić upragniony tyłek. – Spuszczę się, zanim ci wsadzę.
Te wszystkie słowa były dla Jaemina obrzydliwe. Cały czas próbował się wyrwać, a płacz dziecka był coraz głośniejszy.
– Nie tak! – krzyknął w pewnym momencie, kiedy SuJongowi udało się trochę obsunąć spodnie. – Nie tutaj. Nie na oczach dziecka.
– Niech się uczy i dowie tego, jak jego tatuś chętnie daje dupy.
– Nie! Nie! Nie! – W Jaemina wstąpiły większe siły. Adrenalina zaczęła mocniej krążyć w jego żyłach, nie tylko wzmacniając ciało, ale rozjaśniając przerażony umysł. – W łóżku. Tak jak należy. Chcę w łóżku. Obciągnę ci. – Jeżeli nie da sobie z nim rady, to przynajmniej nie chciał, aby Jinsoon patrzył na to, jak gwałci się jego tatę. Co prawda, chłopiec był malutki i niczego by nie pamiętał, ale teraz czuł, że dzieje się coś złego.
– Obciągniesz? – Zaprzestał prób rozebrania Jaemina.
– Jestem w tym naprawdę dobry. Zgodzę się na wszystko, ale nie na oczach syna.
– W sumie praktykowałeś na Daesoonie, a założę się, że jest wybredny. Zawsze brał to, co najlepsze. Tylko nie rób żadnych sztuczek – warknął SuJong i podniósł się z Jaemina.
Lee poprawił spodnie udając, że jest spokojny. Spojrzał na napastnika i uśmiechnął się do niego słodko. Tylko on wiedział, że w tym uśmiechu nie ma ani nuty słodyczy. Była w nim złość, nienawiść i chęć uszkodzenia SuJonga. Zmaltretowania jego ciała, ukarania go za czyn, którego chciał się dopuścić.
– Prowadź do sypialni. Mały niech ryczy – dodał, kiedy Lee chciał podejść do syna. – Dasz mi to, czego potrzebuję, a potem się nim zajmiesz.
Jaemin skinął głową, z trudem oddalając się od kojca, ale tylko on wiedział, że to była gra. Zaraz wróci do syna. O ile uda mu się to, co planował.
– To chodź. Łóżko będzie wygodniejsze. – Zdobył się na to, aby wziąć tego znienawidzonego już dryblasa za rękę i poprowadził go do wyjścia z salonu.
Znaleźli się na korytarzu i wtedy Lee odwrócił się do chłopaka.
– Może zaczniemy już tutaj? – Puścił jego dłoń, a swoją położył na jego piersi. Starał się zachowywać zachęcająco i kusząco.
– Zrobisz mi loda na korytarzu?
– Dlaczego nie? Wszędzie, byle nie na oczach syna. – Położył na jego piersi drugą dłoń. Przesunął je nieznacznie i złapał za sweter. Nie był pewny, kiedy SuJong pozbył się swojego płaszcza, ale nie obchodziło go to. – Pocałujesz mnie? – Oblizał usta, a oczy chłopaka zatrzymały się na nawilżonych wargach.
– Jesteś seksowny jak diabli, Jaeminie Lee – powiedział i pochylił się.
Już nigdy nie pozwolę mu się pocałować, pomyślał Lee i chwyciwszy mocniej za sweter napastnika, uniósł kolano, wyprowadziwszy cios prosto w jego krocze. SuJong pisnął cienko i skuliwszy się, upadł na kolana, od razu przykładając dłonie do bolącego miejsca.
– Nigdy. Więcej. Nie. Zbliżaj. Się.Do. Mnie. I. Mojej. Rodziny – Jaemin każde słowo wycedził osobno, a były one przepełnione nienawiścią i obietnicą okrutnej zemsty, jeżeli tylko chłopak pojawi się gdzieś w pobliżu. W dodatku każdemu słowu towarzyszył cios prosto w szczękę SuJonga. W pewnej chwili coś chrupnęło, a z nosa chłopaka zaczęła lecieć krew. W Jaemina wstąpiło coś złego i gdyby pozwolił przejąć temu kontrolę, z broniącego się w tej chwili dziewiętnastolatka zostałaby krwawa miazga. Nie był jednak mordercą, nie chciał go zabijać, tylko dać nauczkę i pokazać, że tak naprawdę nie jest bezbronny. Ostatni raz przyłożył mu prosto w szczękę, a chłopak całkiem przewrócił się na podłogę, skulił i zaczął płakać.
– Nie bij. Nie bij, proszę.
– Zadzwonię na policję – szepnął Lee. Nie zamierzał tego robić, bo nie był pewny, czy nie miałby przez to problemów. Nie było dowodów na to, że działał w samoobronie. SuJong z pewnością nie przyzna się do tego, co chciał zrobić.
– Nie! Nie. – Chłopak odczołgał się na bok. Z prawdopodobnie złamanego nosa wciąż leciała mu krew, ale nie tak bardzo jak wcześniej. Oddychał przez usta, próbując łapać długie hausty powietrza. – Nie, nie policja. Mój ojciec jest gliną. Zabije mnie. Nie. Nigdy więcej tu nie wrócę – mówił ciężko, nosowo i chrapliwie. – Nie będę zagrażał ani tobie, ani twojej rodzinie. Po prostu cię kocham i chciałem cię mieć.
– W takim razie nie wiesz, czym jest miłość. Wypierdalaj z mojego domu! – Ujrzał w korytarzu jego leżący na podłodze płaszcz. Podszedł do niego i szarpnął, podnosząc. Rzucił go na SuJonga. – Już cię tu nie ma!
Popatrzył na Jaemina i skinął głową. Wyglądał jak kupka nieszczęścia, ale Lee ani przez moment nie zrobiło się go żal. Chętnie uderzyłby go jeszcze raz. Raz za razem by to robił, ale nie przyniosłoby to nic dobrego.
– Jeżeli tylko zobaczę cię w pobliżu, już nigdy nie będziesz w stanie spłodzić dzieci. I lecz się. – Przyglądał się temu, jak chłopak z trudem podnosi się z podłogi, a potem skulony człapie w kierunku wyjścia. Ruszył za nim, by go wypuścić i zamknąć za nim drzwi. Wyglądając przez szybkę w nich obserwował, jak ten odchodzi w kierunku zaparkowanego niedaleko samochodu.
Dopiero w chwili, kiedy poczuł, że już jest bezpiecznie, adrenalina zaczęła ustępować, a on zaczął się trząść. Nogi powoli odmawiały mu posłuszeństwa, ale nie pozwolił im na to. Musiał dotrzeć do synka. Przytrzymując się ściany, powoli doszedł do salonu. Chłopiec nie płakał już tak mocno, jedynie kwilił cicho.
– Spokojnie, tatuś jest z tobą. – Pochylił się do kojca i wziął Jinsoona na ręce. Osunął się z nim na dywan, tuląc dziecko do piersi. I wtedy, kiedy strach już odszedł, pozwolił sobie na płacz. Zapragnął mieć Daesoona przy sobie. Wybaczyć mu, przytulić i kochać go do końca ich dni. Mieć jego i syna przy sobie.
Tulił jeszcze przez chwilę dziecko, które zasnęło. Łzy przestały mu już płynąć, ale wciąż był roztrzęsiony. Omal nie został zgwałcony przez oszalałego chłopaka. Przez kogoś, komu w swoim czasie ufał, kogo lubił. Potem to minęło, a teraz… Teraz pozostała w nim nienawiść do SuJonga. Wiedział, że to nie minie, tak jak miłość do Daesoona.
Uniósł się i zaniósł dziecko do jego pokoiku, gdzie położył je w łóżeczku. Później w łazience umył twarz, starając się nie spoglądać w lustro. Nie chciał na siebie patrzeć, jedynie po omacku próbował jakoś ułożyć zmierzwione włosy. Przyjrzał się swoim rękom, na których już wykwitały sińce w kształcie dłoni SuJonga. Dobrze, że była już jesień i nosił swetry, nikt tego nie zobaczy. Ale chciał, aby wiedziała jedna osoba. Poza tym nie chciał już być sam. Bez niego. Bez swojej połowy serca. Poradzi sobie z tym, że chłopak go zdradził. Pokona ten ból.
Odnalazł swoją komórkę w salonie i w chwili, kiedy wyciągnął do niej rękę, ta zaczęła dzwonić. Na ekranie ukazały się dwa słowa: „Kangsoon Kim”. Zdziwiło go to, bo mężczyzna nigdy nie dzwonił o tej porze. W prawym rogu ekranu maleńki zegarek wskazywał dwudziestą pierwszą. Odebrał, przesuwając w prawo zieloną strzałkę.
– Halo.
– Chodzi o Daesoona – usłyszał zmartwiony głos pana Kima.

*

Biegł, ile sił w nogach przez szpitalne korytarze. W uszach nadal rozbrzmiewał mu głos pana Kima: „Daesoon miał wypadek samochodowy, jest operowany”. Ktoś próbował go zatrzymać, coś krzycząc, ale nie reagował na to. Chciał już przy nim być. Przy tym, którego kochał, któremu wszystko wybaczył. Przeszłość przecież nie miała znaczenia. Ważne to, co będzie, o ile zostanie dana im szansa, bo podobno z Daesoonem było bardzo źle.
Wbiegł po schodach na trzecie piętro. Zadyszał się lekko, ale już widział z daleka pana Kima. Mężczyzna także go zauważył i wstał z krzesła. Obaj pokonali dzielącą ich odległość i w tym samym czasie powiedzieli:
– Co z nim?
– Nadal go operują. Gdzie Jinsoon?
– Jest z partnerem doktora Kwona. Ufam mu. – Żałował, że musiał poznać mężczyznę w takich okolicznościach. Kiedy tylko rozłączył się z ojcem Daesoona, pierwsze, co zrobił, to wykręcił numer do doktora Kwona. Powiedział mu, co się stało i nie minęło wiele czasu, jak mężczyzna przyjechał ze swoim partnerem, którym okazał się być miły, drobny mężczyzna po trzydziestce. Z radością został z dzieckiem, a Jijang zawiózł Jaemina do szpitala. Teraz poszedł się czegoś dowiedzieć. Z racji tego, że był lekarzem, szybciej mogli udzielić mu informacji, a Lee przybiegł tutaj.
– Spokojnie, chłopcze.
– Co się stało?
– Nie wiem. Z tego, co mówiła policja wynika, że to Daesoon miał pierwszeństwo, a tamten drugi kierowca nie zahamował. Wyjechał z przyporządkowanej z dużą prędkością. – Zmęczony Kangsoon podszedł do krzeseł i usiadł na jednym z nich. – Daesoon nie miał szans mu uciec.
– Złapali tamtego?
– Tak. Jest ranny, ale ma tylko złamaną rękę. Sprawcy zawsze wychodzą cało, a niewinni cierpią. Na pewno dostanie wyrok.
– Daesoon wracał ode mnie. Odwiózł naszego syna. Może gdybym go wpuścił do domu… – Nic z tego, czego ten wieczór był świadkiem, by się nie wydarzyło, dopowiedział sobie w myślach Jaemin. – Jak długo będą go operować? – Nie oczekiwał odpowiedzi na to pytanie i nie pomylił się, bo ta nie nadeszła. Żaden z nich nie znał odpowiedzi.
– Muszę zadzwonić do jego mamy – szepnął Kangsoon.
– Ja do swojej. Będzie bardzo zła, jeżeli tego nie zrobię. – Wyjął telefon, aby wykonać zadanie, ale drzwi windy znajdującej się nieopodal rozsunęły się. Wyszła z niej pielęgniarka, a po niej kolejna i obie pociągnęły za łóżko. Potem pojawiły się inne osoby, ale Jaemin już ich nie widział. W chwili kiedy, ujrzał leżącego na łóżku Daesoona, okrytego prześcieradłem i bladego jak ściana, liczył się tylko on. On stał się centrum wszystkiego.
– Co z moim synem? – zapytał Kangsoon lekarza, który się pojawił. Obaj odeszli na bok, by porozmawiać.
Jaemin szedł przy łóżku Daesoona do chwili, kiedy nie powstrzymano go przed wejściem do sali pooperacyjnej.
– Nie może pan tutaj wejść. Nie dzisiaj i nie bez odzieży ochronnej.
Przyłożył nos do szyby i patrzył, jak ustawiają łóżko po jednej stronie rozstawionego parawanu. Zaczęli podłączać do niego aparaturę, kable i wiele innych rzeczy. Serce mu się krajało, gdy go takim widział. Chciał do niego podejść, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i że na niego czeka. W dodatku, że kocha go bardzo, bardzo mocno.
– Ledwie go uratowali – szepnął pan Kim, znalazłszy się obok chłopaka. – Jego serce na chwilę przestało bić. Stracił wiele krwi i miał poważne obrażenia wewnętrzne, musieli wyciąć mu śledzionę. Nie wiedzą, czy da się uratować jedną z nerek, ale będą próbować. Ma złamaną nogę. Lekarz powiedział, że zagrożenie nie minęło.
– Nie chcę go stracić. – Jaemin usilnie powstrzymywał łzy. – Nie chcę. On musi żyć. Nawet jeżeli mnie nie zechce, to musi żyć.
– On cię kocha. – Mężczyzna położył rękę na ramieniu Lee. – Nie potrafi o tym mówić, ale to pokazuje. Jest porywczy, lecz cię kocha. Inaczej nie byłby z tobą i waszym synkiem. Wiem, co zrobił i błagam, wybacz mu.
– To już nie jest ważne. Liczy się tylko to, aby żył.

*

Od czasu wypadku minęły trzy dni. Daesoona przewieziono na jednoosobową salę. Wciąż leżał podłączony do aparatury monitorującej. W dodatku nadal się nie obudził. Jaemin, odkąd mógł bez przeszkód go odwiedzać, spędzał przy jego łóżku długie godziny. Jedynie świadomość lub inni, że musi zająć się synkiem zmuszała go, by wracał do domu. Jego mama wróciła i była dużą podporą, nijak to jednak nie koiło wystraszonego serca Lee. Chłopak wciąż się bał, że straci ukochanego chłopaka.
Siedział przy nim, trzymał za rękę, mówił do niego. Opowiadał mu o tym, że go kocha, o tym, co się działo i że wszyscy – włącznie z mamą Daesoona – czekają na niego.
– Powinienem był cię wpuścić wtedy do domu. Wyobrażam sobie, że tamtego wieczoru mogłem widzieć cię po raz ostatni. Bardzo mnie zraniłeś, ale to już się nie liczy. – Głaskał ostrożnie jego dłoń. – Pewnie nawet wtedy nie pomyślałeś, jak będę się czuł, kiedy ty… Ale wybaczyłem ci, kochanie. Wróć do mnie. Jeżeli nie do mnie, to do kogokolwiek, do kogo będziesz chciał. Po prostu wróć.
Liczył, że Daesoon otworzy oczy, coś powie, uśmiechnie się lub prychnie jak to on. Policzki miał zapadnięte, ale nie były już tak blade jak wcześniej.
– Mówią mi, że wszystko się ułoży. Próbuję w to wierzyć, ale ty się nie budzisz. Lekarze nie wiedzą dlaczego. Pewnie śnisz coś fajnego i chcesz to wyśnić do końca, co nie? Ja bym tak zrobił. Chciałbym znać zakończenie snu. – Po policzku spłynęła mu łza. Pociągnął nosem. – Jesteś idiotą, wiesz o tym? Czemu? Bo chcesz zostawić swojego syna. Jest mały, ale tęskni za tobą. Gdyby mógł mówić, pytałby, gdzie jest jego tatuś. A ja… Ja tak bardzo za tobą tęsknię. Proszę, otwórz te swoje piękne oczy. Facet nie powinien mieć takich oczu. Wiesz, co ze mną robisz, kiedy na mnie patrzysz? Dae… – Przytknął usta do jego dłoni i ucałował ją.
– Powinieneś pójść coś zjeść.
Jaemin drgnął, usłyszawszy głos mamy.
– Nie chcę go zostawić. Pojedź do domu i zajmij się Jinsoonem. Pan Kim pewnie chce przyjść do syna.
– Rozmawiałam z nim. Przyjedzie później. To chodź do baru i się czegoś napijemy. – Nie chciała, aby tutaj przesiadywał i się zamartwiał. Musiał dać sobie chwilę oddechu. – Podobno mają tu dobrą herbatę.
– Dobrze. Ale tylko na chwilę. – Wstał i pochyliwszy się nad chłopakiem, złożył delikatny pocałunek na jego policzku. – Zaraz wrócę, skarbie.
Barek był na niższym piętrze, więc tam udał się z mamą. Nie był rozmowny, za to jego mama dużo mówiła, próbując odwrócić jego myśli. Nijak to jednak nie pomagało. Nie było takiej możliwości, aby cokolwiek go od tego odwiodło. Pił herbatę, nie czując jej smaku, ale skłamał rodzicielce, że jest dobra. Czuł się otumaniony, siedząc tak wśród innych ludzi. Chciał już wracać, tym bardziej, że za dwie, może trzy godziny będzie musiał go zostawić, aż do jutra.
Dopił herbatę tak szybko jak się dało i wrócił do sali, w której leżał ukochany. Tym razem nie zastał go samego ani nie w towarzystwie pielęgniarki, która często przychodziła. W pokoju był obecny Minho i kiedy Jaemin go zobaczył, rozgorzała w nim złość.
– Co ty tu robisz? – syknął, zaciskając pięść.
– Spokojnie. – Minho uniósł ręce, by powstrzymać Jaemina przed uderzeniem go, bo chłopak właśnie się za to zabierał. – Spokojnie. Przyszedłem wyjaśnić…
– Co ty chcesz wyjaśniać?
– Nie spałem z nim – powiedział szybko niechciany gość. – On sądzi, że tak było, ale do niczego nie doszło.
– Co? – Opuścił rękę, którą jeszcze przed chwilą chciał przyłożyć Minho. To jego uważał za sprawcę wszystkiego. W sumie gdyby nie ten chłopak, pewnie nie byłoby nawet tego wypadku. – Mów, a potem się wynoś. – Założył ręce na piersi.
– Upiłem go i próbowałem zaciągnąć do łóżka, ale się opierał. Powiedział, że nie może, bo nie jest wolny. Wciąż mówił o tobie. Tak bardzo byłem wściekły… Zaprowadziłem go do swojego łóżka, a kiedy zasnął, rozebrałem jego i siebie, a potem położyłem się koło niego i tyle. Nic więcej nie zaszło. Rano wmówiłem mu, że coś było, bo niczego nie pamiętał. Był załamany. Nie widziałem go jeszcze takiego. Wyszedł z mieszkania i nie wiem, dokąd się udał. Przysięgam, do niczego nie doszło. Nie miałem u niego szans, bo liczysz się tylko ty.
Wierzył mu. Wierzył temu dupkowi, do którego w życiu nie poczuje nawet grama sympatii. Był jednak pewny, że ten chłopak już im nie zagraża.
– Możesz być spokojny, przenoszę się na inną uczelnię. W ogóle to wyjeżdżam stąd. Mam wiele rzeczy do przemyślenia. Zazdroszczę ci. Dbaj o niego – powiedział Minho i ostatni raz spojrzał na Kima, a potem skierował kroki ku wyjściu.
– Dziękuję – szepnął Lee, zanim usłyszał znajome kliknięcie zamykających się drzwi.

*

Następnego dnia pojawił się w szpitalu później niż zwykle. Wariował do chwili,w której znów nie znalazł się przy ukochanym. Usiadł na metalowym taborecie i wziął Daesoona za rękę.
– Jestem – powiedział smutno. – Zostanę przez kilka godzin. Twój tata rozmawiał z lekarzem. Jest lepiej, nawet nerka podjęła pracę. Wyjdziesz z tego. Noga też się zagoi. – Zerknął na zagipsowaną nogę, która była umieszczona na wyciągu. – A potem zrobisz, co zechcesz. Kocham cię.
Po pięciu minutach w pokoju pojawiła się mama Daesoona. Kobieta często tutaj bywała, ale do tej pory nie zamienili ze sobą słowa. Nie lubił przebywać w jej towarzystwie. Źle się przy niej czuł.
– Nie wierzyłam, że go kochasz – wyznała, podchodząc do łóżka. – Nienawidziłam cię. Szczególnie twoją mamę. Ona tego nie wie, ale zabrała mi kogoś, kogo kochałam.
Jaemin z zaskoczeniem spojrzał na kobietę.
– W szkole poznałam twojego tatę, miał wtedy osiemnaście lat. Zakochałam się w nim, był jedyną miłością mojego życia. Ale pewnego dnia spotkał twoją mamę. Była na pierwszym roku liceum. Piękna, wesoła i inna od wszystkich dziewczyn. Zabrała mi go,  mimo że nie był mój. Ale za to jej nienawidziłam, a ona nie miała pojęcia o moim istnieniu. To mnie zmieniło. Dopiero kiedy prawie straciłam syna, coś zrozumiałam. Nie oznacza to jednak, że będę idealną babcią i teściową. Ale macie moje błogosławieństwo – powiedziawszy to wyszła, nawet nie dając Jaeminowi szansy na odpowiedź.
Chłopak był w niemałym szoku, a potem nagle pojawiły się łzy.
– Słyszałeś? Teraz to już musisz żyć i się obudzić. Wróć. Pobudka, Daesoon, ty leniu. – Pochylił głowę, opierając czoło o trzymaną dłoń.
– Nie dasz człowiekowi pospać – wyszeptał Daesoon, otwierając oczy.
Jaemin poderwał głowę. Zerwał się ze stołka i zawisł nad chłopakiem, który na niego patrzył. Patrzył na niego! Nie spał!
– Przywalę ci, jak jeszcze raz mi to zrobisz – rzucił Lee.
– Wolałbym już po raz kolejny nie słuchać twoich monologów. – Jego głos był zachrypnięty od wyschniętego gardła i nieużywanych strun.
– Głupek. Powinienem iść po lekarza.
– Poczekaj, Jae. – Słabo ścisnął dłoń Jaemina. Nie miał w ogóle sił, ale nie miało to dla niego znaczenia. Zamierzał ich nabrać, wyzdrowieć.
– Hm? – Usiadł z powrotem i delikatnie pocałował rękę Kima.
– Było warto znaleźć się na krawędzi życia i śmierci, by wszystko się naprawiło – szeptał, bo źle mu się mówiło na głos.
– Nie, Dae, nie było warto. W inny sposób naprawiłoby się to, co zepsute. Zawsze jest jakieś wyjście, ale nie takie. – Przyłożył policzek do wierzchu jego dłoni. – Nigdy mi tego nie rób. Kocham cię.
– Nie zrobię. Nie chciałem tego wypadku. Stało się – zamilkł na chwilę, po czym kontynuował: – Nie wierzyłem w to, że kochasz.
– Wiem, Daesoon.
– Przepraszam, Jae. Tak trudno mi w cokolwiek uwierzyć. Taki jestem. Ja też cię kocham i możliwe, że powiedziałem to pierwszy i ostatni raz, ale tak czuję. Będę ci to okazywać. Nie rycz, błagam. Nie w tej chwili.
– W jakiej? – Lee rękawem swetra otarł oczy.
– Kiedy zamierzam ci się oświadczyć.
– Co? Tutaj? Teraz? – Zaskoczony chłopak wyprostował się, patrząc z niedowierzaniem na tego, który ledwie kilka minut wcześniej się obudził.
– Miejsce dobre jak każde inne. Najwyższa pora na to, bym cię zaobrączkował, panie Lee.
– Skąd wiesz, że się zgodzę?
– Widzę to w twoich oczach. To jak, chajtniemy się?
– Jesteś niemożliwy. Muszę iść po lekarza.
– Czekam na odpowiedź.
– Przecież wiesz, że ona zawsze będzie brzmiała pozytywnie. – Wstał i pochylił się nad Daesoonem. Cmoknął go w usta. – Tak. Wyjdę za ciebie – odpowiedział.
– To dobrze – odparł Kim. – Innej odpowiedzi bym nie przyjął.
– Innej bym nie dał. Nie, jeżeli chodzi o ciebie, Dae. – Przytulił głowę do jego piersi, a Kim uniósł rękę i pogłaskał go po niej.
Teraz Jaemin uwierzył, że już wszystko będzie dobrze. U swojego boku miał najwspanialszego chłopaka pod słońcem. Kogoś, kogo kochał i kto kochał jego. Z nim mógł dalej iść przez życie, pokonywać problemy, bo wierzył, że dopóki będą razem, ze wszystkiego wyjdą zwycięsko.
Tak jak udało im się to zrobić teraz. Dzisiaj był pierwszy dzień ich nowego życia, które postanowili dzielić wspólnie. 


Epilog



Kilka lat później.

– Nie biegnij tak szybko. Raemin, powiedziałem coś.
– Ale tatuś, chcę dogonić Jinsoona – zaprotestowała sześcioletnia dziewczynka z dwoma czarnymi kucykami. Tupnęła nogą, patrząc buntowniczo na tatę Daesoona.
– Jemu też nie wolno tak biegać. Jinsoon!
Dziewięcioletni chłopiec, który bardzo przypominał Jaemina, odwrócił się.
– Zwolnij, bo twoja siostra nie może cię dogonić.
– Dobrze, papo.
– To mogę iść? – zapytała dziewczynka.
– Idź.
Raemin odbiegła, a Daesoon, idąc wolno alejką parkową, nie spuszczał z oczu swoich dzieci. Jedno z nich urodził.
– To dzieci, niech biegają – powiedział Jaemin, który do tej pory milczał.
– Nie chcę, aby coś im się stało.
– Wiem, że się o nich troszczysz, ale daj im trochę swobody. – Chwycił dłoń Kima. – Będziesz się martwił za kilka lat, gdy dojrzeją. Nasz syn jest hermafrodytą.
– Zamknę ich oboje w domu i nie wypuszczę, dopóki nie skończą trzydziestu… czterdziestu lat.
Jaemin, który po ślubie został przy swoim nazwisku, zaczął się śmiać. Uwielbiał tego faceta. Byli razem od tylu lat i nadal chwilami nie mógł uwierzyć, że są razem. Poślubieni, wciąż w sobie zakochani. Ich życie nie zawsze było usłane różami. Rok po ślubie z Daesoonem spotkała ich tragedia. Zmarła mama chłopaka. To była dla niego ogromna strata, bo przez te miesiące zdążyli się pogodzić i żyli w dobrych stosunkach. Na całe szczęście, jak powtarzała mama Jaemina. Miała rację, bo inaczej Daesoon do końca swoich dni żałowałby, że nie doszło do zgody z rodzicielką.
Za to w niedługim czasie po tym tragicznym wydarzeniu stało się wielkie szczęście. Na samo wspomnienie Jaemin zawsze uśmiechał się szeroko.

Daesoon nie wychodził z łazienki już dobre trzydzieści minut i Lee zaczął się o niego niepokoić. Zapukał, ale chłopak powiedział mu, że zaraz wyjdzie. Niestety, nie robił tego przez kolejne minuty. W końcu Jaemin zaczął się na niego wnerwiać i mówił, że rozwali drzwi, jeżeli chłopak nie wyjdzie. Ten w końcu to zrobił, wyglądając tak, jakby zobaczył kosmitę.
– Coś ci jest? Dobrze się czujesz?
– Tak. Chyba tak. Nadal mnie mdli. Ale…
– Hm? To chyba nie są skutki wypadku. To było dawno temu. Wyzdrowiałeś.
– Pamiętasz, jak się czułeś, kiedy zaszedłeś w ciążę? – zapytał Kim.
– O. – Jaeminowi opadła szczęka i ledwie zebrał ją z podłogi. – Chcesz powiedzieć…?
– To stało się wtedy nad jeziorem. Nie mieliśmy zabezpieczenia. Poniosło nas, a to był…
– Dlatego tak cię wzięło. – Zbliżył się do Daesoona. Chłopak wziął jego rękę i położył ją sobie na brzuchu.
– Jaeminie, chyba mamy szczęście płodzić dzieci dzięki wpadkom. – Zaczął się śmiać, a Lee dołączył do niego. Potem się całowali i całą noc rozmawiali. W końcu nauczyli się to robić.

W czasie ciąży Daesoon był niemożliwy i ciężko było z nim wytrzymać, za to poród zniósł bardzo dobrze i szybko doszedł do siebie. Wydał na świat ich córeczkę mówiąc, że następnie rodzić będzie Jaemin.
– No patrz, nasza córka to żywioł. – Lee wskazał mężowi biegającą w kółko Raemin. – Nie zmęczy się szybko. – Sześciolatka była prawdziwym ogniem w ich rodzinie. Wszędzie było jej pełno, a w dodatku miała swój charakterek. Lubiła postawić na swoim w przeciwieństwie do brata, który był spokojnym i delikatnym chłopcem.
– Padnie. Albo wykończy brata. – Zaśmiał się Kim uspokojony przez małżonka tym, że dzieciom nic się nie stanie. To było ich prawo do zabaw, biegania, a nawet do tego, aby się przewrócić i poranić kolana.
– Zaraz i tak musimy ich zabrać, bo mama czeka z obiadem. Twój tata dzisiaj gotował. – Ucałował ramię Daesoona.
– Znów pewnie coś przesolił. Odkąd ożenił się z twoją mamą, to mu odbiło i wziął się za gotowanie. Po co, na co? Nie wychodzi mu to.
– Jest w tym coraz lepszy. – Wsunął niesforny kosmyk za ucho. Miał długie włosy, do ramion, ale wrócił do czarnego koloru. – Najwyższa była na to pora, aby się pobrali. Tyle lat z tym zwlekali.
– Dzisiaj jest ich druga rocznica ślubu – dodał Kim.
Obiad był wydawany dla bliskich osób w restauracji, którą prowadzili ich rodzice i babcia Jaemina. Staruszka zamieszkała z jego mamą i zięciem, a mimo że miała sporo lat na koncie życia, to nadal była pełna werwy, szczególnie kiedy spotykała się z prawnukami. Na obiedzie obecna miała też być siostra Daesoona, która po śmierci matki zamieszkała z ojcem, a obecnie wyjechała na studia medyczne, które ze swojego funduszu opłacił Daesoon, tak samo jak zrobił to ze studiami Jaemina. Chłopak dowiedział się o tym, kiedy miał opłacić pierwszą ratę za semestr. Pokłócili się wtedy, a potem kochali do upadłego. Dzisiaj Jaemin był już lekarzem. Pracował w miejscowym szpitalu u boku doktora Kwona. Jijang żył w szczęśliwym związku i też miał dwójkę dzieci, które zaprzyjaźniły się z Jinsoonem i Raemin.
– Ona chyba go nie uszkodzi, co? – zapytał Daesoon, przyglądając się temu, jak Raemin wiesza się na bracie.
– Nie martw się, nie jest aż tak delikatny. To w końcu nasz syn.
– Idealne geny – dodał drugi chłopak.
Lee nic nie powiedział, tylko przewrócił oczami. Cieszył się, że wszystko się w ich życiu ułożyło. Przez jakiś czas bał się, że SuJong wróci, ale tak się nie stało. Podobno opuścił kraj i ślad po nim zaginął.
Dobrze działo się również w życiu ich przyjaciół. JunHo i EunRa pobrali się i urodziła im się córeczka. Nie spotykali się często, bo para wyjechała, ale wciąż utrzymywali ze sobą kontakt. Oni natomiast wciąż mieszkali w tym samym domu. Nie potrzebowali innego. Może kiedyś, kiedy ich rodzina znów się powiększy, bo planowali mieć z czasem więcej dzieci. Na razie wystarczała im ta dwójka, którą kochali nad życie. Tak jak kochali siebie.
Jaemin zatrzymał Daesoona i spojrzeli sobie w oczy. Nic nie mówili, by wyznać sobie uczucia. Kimowi nadal ciężko przychodziły słowne wyznania, ale za to jednym spojrzeniem, dotykiem i uśmiechem mówił wszystko.
– Co tak patrzysz, Dae? Pocałuj mnie wreszcie. Od rana tego nie zrobiłeś. – Zarzucił ręce na jego szyję i poczuł, że chłopak owija ręce wokół jego pleców.
– Koniecznie trzeba to nadrobić – szepnął Daesoon i w chwili, gdy pochylił się do ust męża, by znów ich zasmakować, obaj usłyszeli:
– Tata.
– Papa, nudzimy się.
Zaczęli się śmiać, a potem przesunęli spojrzenie na swoje dzieci i niczego nie żałowali.
Nawet później, gdy mijały lata, a rodzina powiększyła się o jeszcze jedną, delikatną  dziewczynkę, którą urodził Jaemin i silnego chłopca będącego owocem pewnego gorącego poranka, kiedy to Daesoon chętnie oddał się mężowi, nigdy nie żałowali tamtej pierwszej nocy po imprezie.
Nocy, która odmieniła wszystko. Dzięki niej byli razem.
Byli rodziną i żyli długo i szczęśliwie, spełniając swoje marzenia, o które nigdy nie przestali walczyć.
Silni, piękni i kochający do końca swych dni.

KONIEC



 

45 komentarzy:

  1. Przepiękne zakończenie. Cieszę się że wszystko się ułożyło

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowita Luano,
    Nigdy nie odważyłam się napisać jakiekolwiek komentarza .Wolałam być czytelnikiem widmo ,który czyta ,a potem znika .
    Coś się we mnie przełamało, ale bardzo się z tego powodu cieszę.
    Jesteś jedną z najbardziej niesamowitych autorek, jakich dzieła zdarzyło mi się czytać .Twoje opowiadania są naprawdę świetne ,w każdym widzę ,,to coś ". Zdarzyło się ,że płakałam, kiedy je czytałam .Jesteś moją ulubioną autorką i mam nadzieję, że będziesz kontynuować pisanie. Jeśli nie ,będę musiała się z tym pogodzić.
    Pozdrawiam gorąco ,
    Patrycja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Łał, to bylo piękne. Pierwszy raz płakałam przy zakończeniu historii. Fajnie, że się pogodzili i powiększyli rodzinę. Zaskoczyłaś mnie w tym fragmencie kiedy Jeamin pobił SuJonga, cały czas byłam pewna, że to Daesoon wkroczy do akcji. Ale zakończenie jak najbardziej satysfakcjonujące.
    Smutno mi, że zawieszasz bloga, ale rozumiem też, iż każdy potrzebuje czasem przerwy. Tak więc zbieraj siły. A ja życzę ci dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Droga Luano,
    opowiadanie zakończone pięknie, rodzinnie, cieplutko. Nic dodać, nic ująć. Prawdę mówiąc było ze mną źle przy scenie z SuJongiem, ale wszystko skończyło się dobrze. Dziękuje Ci bardzo za kolejną historię. Jak wspominałem w swoim poprzednim komentarzu: będziemy tu Luano, nieważne jak długiej przerwy potrzebujesz. Od lat niestrudzenie raczyłaś nas historiami i jedyne, co możemy zrobić to powiedzieć jak bardzo Cię za to kochamy i że zasługujesz na odpoczynek. Weź głęboki oddech i wróć kiedy będziesz gotowa a nie kiedy ktoś będzie na Ciebie naciskał.
    ~Matti

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny rozdział���� GRATULACJE!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam moment oświadczyn, uśmiałam się 😁 Polubiłam to opowiadanie. Minho ma szczęście, że to jednak było kłamstwo, bo mnie krew zalewała. Dae i Jae są dla siebie idealni.
    Ostatnio tak sobie myślałam, ile ty cudownych par stworzyłaś i co by było gdyby się spotkali wszyscy. Coś cudownego. Trzymam za ciebie kciuki,za twoją wenę i chęć do pisania również. Nie zawsze się zgadzam z tym co piszesz, ale to właśnie lubię, bo przedstawiasz sytuacje i ludzi w sposób w jaki ty to widzisz. Odpocznij i wróć do nas z nowym super opowiadaniem ❤

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękna historia! Mega wzruszająca i chwytająca za serca czytelników. Od początku wierzyłam w szczęśliwe zakończenie. W końcu po tylu problemach należało się ono Lee.
    Nawiązując do twojego małego przemówienia, ja również nie rozumiem jak kogoś można nazwać naiwniakiem. I to w dodatku pod tak DOBRYM rozdziałem! Rozumiem, że każdy ma prawo do własnej opinii, ale musi także pamiętać jak demotywujące mogą być takie komentarze dla autora. Nie ma co się nimi w ogóle przejmować. Gdyby taka osoba sama spróbowała swoich sił w piśmiennictwie wiedziałaby jak to ciężko czasem cokolwiek stworzyć. Nie wspominając już o wydaniu takiego tekstu.
    Życzę weny, bo ona odgrywa tutaj pierwszą rolę, ale i przede wszystkim chęci do pisania i dzielenia się tym z innymi😉
    Pamiętaj Luano, że ci, którzy są wierni twojej twórczości, będą czekać nawet miesiące, aby z przyjemnością przeczytać kolejne twoje "dziecko".
    Pozdrawiam
    ~Kira

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka, czytam Twojego bloga już bardzo długo. Lubię wracać do Twoich starych opowiadań, gdy mam kiepski okres w życiu. A to opowiadanie jest wyjątkowe właśnie, dlatego że jest takie lekkie. Mam nadzieję, że odpoczniesz i wrócisz mając jeszcze więcej dobrych pomysłów, bo wiele osób na Ciebie tutaj czeka.
    A.

    OdpowiedzUsuń
  9. Joł to, że młody sam się obronił totalnie mnie zaskoczyło mega pozytywnie. Rzadko ten ,,na dole" radzi sobie sam.
    Krótkie i dobre zakończenie przyjemnego opowiadanka.
    Cierpliwie czekam na kolejne dając ci czas na odpoczynek.
    Ale ogólnie to się cudownie cieszę, że kiedyś tam kiedyś przypadkiem tu trafiła moja duszyczka i odważyła się zostać w tym świecie.
    Pozdrowionka Lua. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Aż miło mi się zrobiło czytajac epilog :3 W końcu są razem i wszytko się ułożyło. Szkoda,że już koniec,ale wiadomo, że każda historia ten koniec ma :) Z cierpliwością będę czekać na kolejne Twoje opowiadanie :D A do tego czasu planuje czytać Twoje inne opowiadania,bo naprawdę je uwielbiam i prawie znam na pamięć :D :3 Oczywiście weny życzę i dużo odpoczynku :) Pozdrawiam, Tsubi :3

    OdpowiedzUsuń
  11. A mnie sie podobało, lubię jak opowieść dobrze się kończy. W życiu jest wystarczająco dużo problemów, więc cieszmy każdym - nawet literackim "happyendem".
    Dziękuję, Luano. Za wszystkie miłe chwile spędzone przy Twoich opkach :) A.

    OdpowiedzUsuń
  12. Strasznie się cieszę z zakończenia. Prolog jest cudowny i łezka się aż w oku kręciła jak się to czytało. Żałuję, że to już koniec, nie mniej jestem zadowolona z przebiegu opowiadania. Świetnie napisane, postacie realistyczne i przyjemne w odbiorze. Dae znalazł w sobie równowagę, a Lee jest w końcu szczęśliwy. Postrzegam go jako osobę naprawdę twardo stąpającą po ziemi, wrażliwość w żaden sposób mu tego nie odejmuje (co się potwierdziło przy SuJongu XD best moment) Kocham opowiadania, które tworzysz i zawsze będę twoją fanką! A przede wszystkim dziękuję. Dobrze się bawiłam w trakcie czytania, umilało mi to chwile, w których nie czułam się zbyt dobrze.
    Niecierpliwie będę oczekiwać na jakiś nowy twór. Dużo wszystkiego najlepszego! ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Słabo. Wszystkie najbardziej oklepane motywy w jednym opowiadaniu, no i wszystko takie od łopaty.

    OdpowiedzUsuń
  14. Piękny rozdział.
    Wielka szkoda że już koniec i ta postucha.... mam nadzieję, że nie będziesz kazała zbyt długo czekać.
    Wiesz kochana że Cię uwielbiam.
    Mi osobiście tekst się podobał.
    Lekki, przyjemny ....prosty.
    Taki nie odmóżdżający a wręcz przeciwnie.
    Wspaniale że wsystko dobrze się skończyło.
    Kibicowałam im , chociaż trzymałaś w napięciu.
    Kochana trzymam za Ciebie mocne kciuki i liczę, że wkrótce coś się pojawi.
    Wiesz, ze uwielbiam Twoje teksty i nie patrz na te wyżej nieprzychylne komentarze.Zawsze trafi się idiota co nie rozumie co się piszę.
    Pozdrawiam mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymałaś w napięciu ? Przecież tutaj wszystkie motywy już gdzieś były. To wszystko było już klepane z każdej możliwej strony więc o jakim napięciu my mówimy. To, że ktoś ma inne zdanie znaczy, że jest zbyt głupi żeby zrozumieć to "działo"? Myślę sobie że dla czytelnika trzeba mieć szacunek a tutaj go chyba brakło. Myślę, przerwa dobrze zrobi na wenę i może odświeżą pomysły.

      Usuń
    2. Przepraszam, ale co z tym uparciem się na zawarte w opowiadaniu motywy? Motyw jest i będzie jaki chce Luana. To w końcu romans, w zamyśle mają być przyjemne, lekkie i kończyć się dobrze. Idąc tym tokiem myślenia powinno się zmieszać z błotem miliony książek bo dotyczą miłości i potencjalnej zdrady? :/
      Z kolei ja myślę, że każdemu będzie też milej jak przestaniesz naskakiwać ze swoim brakiem szacunku do czyjejś pracy i czasu jaki temu poświęcała. Konstruktywna krytyka jest okej, czepianie się nie bardzo.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Dokładnie azusa. Ludzie niech poczytają harlequiny. Każdy tekst o tym samym a sprzedają się w milionach. A Lu chce takie teksty pisać. Sama żałuję, że każdy to k/m.
      K.

      Usuń
    4. Romans może mieć miliony motywów. Zgadzam się z powyższym anonem. Luana ciągle trzyma się jednego schematu. Najpierw postacie się nie cierpią, a później kochają. Nuda. Kompletnie nic nowego się nie wydarzyło. Mam poczucie straty czasu bo już przewidziałam całość po przeczytaniu opisu tego opowiadania.
      Chociaż, szczerze mówiąc, zaskoczył mnie ostatni akapit, z którego można się dowiedzieć, że narobili jeszcze dodatkową dwójkę dzieci xD
      Poświęcenie czasu to jedno. Szacunek to drugie. Przez słaby warsztat opowiadania są bardzo niedojrzałe i odnoszę wrażenie, że narrator ma mnie za idiotę!
      ES.

      Usuń
    5. Daruję sobie już odnoszenie się do tego samego. Bawi mnie natomiast to absurdalne zdanie, że poświęcanie czasu to jedno, a szacunek drugie. Serio? Idąc tym tokiem myślenia Luana nie zasługuje na szacunek bo tobie się nie podoba, że jest inaczej niż oczekiwałaś? Dobrze się mówi, kiedy samemu się nie tworzy, nie spędza kilkanaście długich godzin pisząc i poprawiając w kółko to samo żeby było lepiej. Luana nie musi tego robić, już tym bardziej regularnie publikować na blogu, skoro może po prostu wystawić na sprzedaż. A jednak to robi. Jej czas. Jak dla mnie zasługuje na cholernie dużo szacunku i jako świadomy, myślący człowiek nie ośmieliłabym się wyjeżdżać z czymś takim.
      Cóż, przykro mi, że uważasz się za idiotę. Nikt inny nie odniósł takiego wrażenia. Mam nadzieję, że kiedy Luana wstawi nowe opowiadanie nie będziesz czuła podobnego rozczarowania ;)
      Pozdrawiam.

      Usuń
    6. ES, od miłości do nienawiści to jest mój ulubiony wątek. Mogłabym o tym pisać i pisać oraz również czytać. A autor z reguły pisze to co sam chciałby przeczytać i co lubi. Tak jak uwielbiam wątek z przymusowym małżeństwem. Gdybym miała pomysły, to i pięć kolejnych tekstów było by tylko o tym. A Jeżeli masz poczucie straty czasu to przecież ja nie zmuszałam Cię do czytania. Tego właśnie nie rozumiem, po co czytać coś co tak naprawdę się nie podoba, denerwuje. Ja też mam autorów, których lubię, ale nie czytam ich każdego tekstu, bo nie zawsze jest on w moim guście. A co do szacunku, to dziękuję bardzo, ale ja staram się szanować moich czytelników. Tylko jeżeli ten czytelnik mnie wyzywa, a były różne przezwiska, to ja nie czuję się w obowiązku czuć szacunek. Tak jak do osoby, która nazwała mnie naiwną. Taka jestem, że jak ktoś uderzy mnie, ja robię to samo. Chociaż staram się po prostu milczeć, bo czasem to najlepsze wyjście. Nie podsyca się ognia i on w końcu gaśnie.
      A pisać będę pisała to co chcę i jak chcę. A wspominałam, że ten tekst był po prostu czymś przy czym chciałam odpocząć i nie przejmować się przy pisaniu każdym zdaniem. Nie myśleć, że coś będzie nie tak choćby w głupim zdaniu i spadnie na mnie hejt. Wystarczająco tego było i ledwie dałam radę cokolwiek napisać i tak myślę, że to cud, że piszę. A teraz też piszę, w tym czasie. Nie mam od tego przerwy. Mam przerwę od bloga. A nie wstawiam nic nowego, bo po prostu nie pisałam tak długo, że niczego nie mam. I więcej głosu nie będę zabierać, bo w większości i tak nie zostanę zrozumiana. Między innymi dlatego tak bardzo usunęłam się w cień. Pozdrawiam.

      Usuń
    7. No to ja też się odezwę. Anonimie, przeczytałeś może słowo od autora przed rozdziałem? Jeśli nie, przytoczę tutaj pewien cytat:
      " I nie mam zamiaru czuć już strachu, depresji czy czegokolwiek przed publikacją nowego tekstu, bo zaręczam, że niewiele brakowało, a rzuciłabym to w diabły. :)"
      Strach i depresja to słowa kluczowe. Zdajesz sobie sprawę, że to między innymi Twoja wina, że Luana tak się czuła? Twoja i innych hejterów. Człowiek siedzi sobie przed ekranem komputera i myśli: "ach, nudzi mi się, zhejtuję ją". I to właśnie Ty i inni hejterzy jesteście odpowiedzialni za to, że Luana czuła się tak, a nie inaczej. Masz jakiekolwiek poczucie odpowiedzialności za życie drugiego człowieka? A jeśli kiedyś ktoś przez Twoje hejty popełni samobójstwo albo zachoruje na depresję, z której niełatwo jest wyjść i trzeba długiej terapii i leczenia? Masz świadomość tego, że to wtedy Ty będziesz za to odpowiedzialny? Chcesz mieć na sumieniu ludzkie życie albo zszargane zdrowie drugiego człowieka? Nie? Następnym razem zastanów się tysiąc razy, zanim cokolwiek zhejtujesz.
      Pozdrawiam ozięble.

      Usuń
    8. Żyjemy w czasach, gdy każda krytyka jest nazywana hejtem, co jest absurdalne. Ktoś zwrócił uwagę na schematyczność, oklepane motywy i nieumiejętność rozwijania postaci - słusznie. Ale wystarczy, że pojawi się jakiś komentarz, który poddaje pod wątpliwość wartość tekstu, by zaraz pojawili się fani, którzy krzyczą o głupocie albo hejcie, bo przecież tak najłatwiej.
      Poza tym nie rozumiem też podejścia samej autorki. Wychodzi na to, że nie można krytykować i zwracać uwagi na błędy, bo to autorkę i jej fanów bardzo boli. I nie rozumiem też tłumaczenia, że tekst miał być z założenia lekki, skoro każde Twoje opowiadanie, Luano, jest dokładnie takie samo. Może faktycznie utarłaś sobie jeden typ bohatera, jeden schemat i chcesz tak pisać, ale to nie znaczy od razu, że skomentowanie tego w sposób krytyczny jest hejtem.
      A to osoby powyżej - tak, teraz nie będzie można nic skrytykować, żeby przypadkiem nie wpędzić autora w depresję. Błagam o racjonalne myślenie. I zapoznanie się z definicją hejtu.

      Usuń
    9. Zastanawiałam się, czy w ogóle odpisać, jednak zdecydowałam, że tak. Mój komentarz był kierowany głównie do drugiego anonima, który podpisał się jako ES. Ale skoro już odpisałeś/aś... Nie, nie żyjemy w czasach, w których każda krytyka nazywana jest hejtem. Jeżeli chodzi o schematyczność tekstu - jak już wcześniej zauważyła azusa, Lu pisze romanse. W romansie zawsze są takie same motywy, schematy, tak samo, jak w każdym innym gatunku. Horror? Jakiś stwór, który chce wszystkich pozabijać. Postapokaliptyka? Katastrofa, zagłada świata, świat jako pustkowie, jacyś ludzie, którzy pozostali przy życiu i próbują przetrwać. W każdym gatunku literackim występują jakieś schematy, które właśnie charakteryzują ten gatunek. W romansie są to wzajemna niechęć bohaterów, wielka miłość, problemy w związku, często rozstania, a na końcu ponownie wielka miłość i "żyli razem długo i szczęśliwie". Luana chce pisać romanse i będzie to robić. I jeśli komuś nie pasują oklepane motywy i schematyczność, niech nie czyta. Szczerze mówiąc, czasami jestem zaszokowana tym, jak chamscy potrafią być ludzie, szczególnie w Internecie, gdzie są anonimowi. Jeżeli mi coś się nie podoba, to nie krytykuję, po prostu dalej nie czytam, nie oglądam, nie zajmuję się tym. Da się tak? Da się. Piszesz, że najłatwiej krzyczeć o głupocie albo hejcie. A nie jest przypadkiem tak, że najłatwiej jest coś skrytykować, siedząc wygodnie przed ekranem komputera i podpisać się jako anonim? No cóż, to jest o wiele łatwiejsze.
      Są ludzie wrażliwsi na krytykę i hejt (a od zwracania uwagi na błędy jest beta, która robi to w sposób kulturalny i miły), są też ludzie bardziej na nią odporni. I ci ludzie wrażliwsi będą odreagowywać taki hejt tygodniami, czując się kiepsko i źle. Ale to przecież Internet, żaden hejter nie zastanawia się nad tym, jak poczuje się ta druga osoba - najważniejsze, że on czuje się spełniony, bo napisał komuś, że nie umie pisać i to, co pisze, jest bez sensu, głupie i w ogóle do kitu - to jest właśnie absurdalne, a nie to, że dzisiaj każda krytyka uważana jest za hejt. Każdy tekst Luany jest lekki, ponieważ takie właśnie są romanse - lekkie.
      Ja natomiast błagam Cię o to, abyś Ty myślał racjonalnie. Nie wiem, może poczytaj sobie trochę o wrażliwości ludzkiej? Albo przejrzyj na oczy i zobacz, ile już osób miało problemy przez to, że wiecznie je krytykowano. Ile osób miało próbę samobójczą lub popełniło samobójstwo. Definicję hejtu dobrze znam, za to Ty chyba nie znasz cech konstruktywnej krytyki. Po pierwsze, bez ataku personalnego, po drugie, podaje się propozycje rozwiązania. Dla przykładu konstruktywna krytyka wygląda tak: "Tekst nie bardzo mi się podobał, ponieważ schemat był podobny do tego w innych opowiadaniach. Myślę, że dobrze by było napisać romans np. w jakimś wymyślonym świecie, obsadzić go w wymyślonej, magicznej krainie". Zwykła krytyka cechuje się tym, że jej autor pisze, co mu się nie podobało, ale nie podaje propozycji rozwiązania. Taka krytyka nie wnosi nic merytorycznego do dyskusji ani nie pomaga. Radziłeś mi, żebym zapoznała się z definicją hejtu? W takim razie poczytaj sobie o konstruktywnej krytyce: https://www.marcinosiak.pl/kiedy-krytyka-zamienia-sie-hejt/

      Usuń
    10. Dodam ze swej strony, że zgadzam się z Ayano. Dodam jeszcze, że krytyka nie uderza w autora. Nie nazywa go naiwnym, głupim, nie grozi mu śmiercią, co raz się Luanie zdarzyło, a to już podchodzi pod paragraf. Lu, wiesz, że czytam Twoje nowe teksty, kupuję je i wiesz, że po tym jak przesłałaś mi opis Obietnic już ubóstwam ten tekst. Romans, masa emocji wierzę, że to mnie czeka. Czekam na kupno tego tekstu i trzymaj się. Na maila odpiszę Ci jutro. Teraz jestem w podróży, piszę z telefonu i wybacz jeżeli pojawią się błędy. Niczym się nie przejmuj i pisz to co lubisz. :-)

      Usuń
    11. Rozumiem chęci pisania tego co się chce i sama będę tego bronić :) Ale pisarstwo ma zasady, których autorka się nie trzyma bo nie studiuje swoich błędów. Tylko słuchając i analizując krytykę jest się w stanie nauczyć czegoś. Odsunąć się emocjonalnie od własnych tekstów i spojrzeć na nie chłodnym wzrokiem.
      Luana pisze: "Tylko jeżeli ten czytelnik mnie wyzywa, a były różne przezwiska, to ja nie czuję się w obowiązku czuć szacunek. Tak jak do osoby, która nazwała mnie naiwną. Taka jestem, że jak ktoś uderzy mnie, ja robię to samo."
      Nie rozumiem skąd to się wzięło. Stwierdzenie, że ktoś jest naiwny nie jest obrazą ani wyzwiskiem??
      Droga Luano, piszesz co chcesz i jak chcesz. Nie trzymając się podstawowych zasad pisarstwa. Popełniasz błędy, które sprawią, że zasłaniam oczy z zażenowania. Po tylu latach publikacji opowiadań - i takie babole! Mam wymagania bo cenię swój czas. Pisanie to cholernie ciężka robota. I jeśli bierze się za to pieniądze to sorry, ale warsztat musi być co najmniej przeciętny.
      Jeśli ty, droga Ayano, uważasz, że każdy romans, horror czy katastroficzne opowiadanie zawsze są takie same motywy/schematy to podejrzewam, że nie wiesz czym mówisz. Mówiąc o schemacie w opowiadaniach Luany nie mam na myśli MOTYWU. Schemat, który był już tyle razy, że jest po prostu nudny i przewidywalny (w szczegółach!). Schemat to nie MOTYW! Pisząc o powtarzającym się schemacie, nie mam na myśli, że Luana powinna zacząć pisać opowiadania kryminalne! Niech pisze romanse. Tylko, może spróbowałaby coś nowego?
      Ludzie, czy wy mieliście/macie język polski w szkołach??
      Co do kwestii hejtu - to na samej stronie, która podała Ayano podała jest napisane jak byk: "Hejter wszczyna kłótnie, obrzuca innych obelgami, próbuje wszystkich rozzłościć swoimi komentarzami". Przeczytaj jeszcze raz mój komentarz. Opisałam w nim swoje własne odczucia, które zostały wywołane przez przeczytany przeze mnie tekst. Nie kierowałam żadnych obraźliwych słów w stronę autora. Jeśli, ktoś został urażony przez czyjąkolwiek szczerość to nie znaczy od razu, że to jest hejt. Świadczy to jedynie o wrażliwości odbiorcy ;) Publikując teksty w internecie, każdy autor GODZI się na OPINIĘ publiczną. Jeśli tekst mi się nie podobał to czemu mam odejść nie mówiąc o tym? Dlaczego mam nie komentować i nie wyrażać swoich uczuć? Czy nie tego autor właśnie chce? Czy autor chce być tylko głaskany i chwalony? Cóż. ¯\_(ツ)_/¯

      Polecam: http://www.jezykowedylematy.pl/
      ES.

      Usuń
    12. Tak to czytam i nadal nie wiem o co wam chodzi ES. Chyba jestem tempa albo coś. Może mnie trzeba to wytłumaczyć jak dziecku.
      Poza tym jak ktoś krytykuje to krytykuje tekst nie ma krytykować autora. Pisanie o kimś naiwny to krytyka autora. To tak jakbym poszła do galerii i zamiast obrazów krytykowałabym malarza. Którego nie znam, nic o nim nie wiem, ale mówię o nim to i owo.

      Usuń
    13. Proszę o nie mieszanie wątku z krytyką ze stwierdzeniem, że autor jest naiwny. Ja przytoczyłam to co pani Luana powiedziała w powyższym komentarzu. Zapytałam czy te słowa są wyzwiskiem :) A dopiero później poruszyłam wątek dotyczący krytyki. Czytanie ze zrozumieniem:)
      ES

      Usuń
    14. ES,
      stwierdzenie, że ktoś jest naiwny, jest obraźliwe. Fakt, nie każdy poczuje się po nazwaniu go naiwnym urażony, bo niektórzy przejdą obok tego obojętnie.
      Pisząc o schemacie i motywie, zamiast wykrzykników mogłaś napisać to w mniej zagmatwany sposób. Wcale się nie dziwię Monice Maj, że nadal nie wie, o co chodzi. I doskonale wiem, o czym pisałam i co to motyw i schemat ;). Zresztą, sama we wcześniejszym komentarzu pisałaś i o motywie i o schemacie, więc... XD. Zanim zaczniesz bezsensownie wytykać błędy innym, to spójrz na siebie.
      Co do hejtu i krytyki - serio, nie chce mi się tego pisać jeszcze raz. Zresztą, w ogóle nie rozumiem, po co mi odpisałaś, skoro mój drugi, ten dłuższy komentarz, nie był pisany do Ciebie XD.
      Tak szczerze, chce mi się śmiać. Dzięki, ES, zrobiłaś mi dzień XD. I nie odpisuj, nie mam zamiaru brać dłużej udziału w tej dyskusji.

      Wesołych Świąt wszystkim, kochajmy się i w ogóle.

      Usuń
  15. Jak zwykle piękne zakończenie. Życzę weny i podążania własną ścieżką. I mam nadzieję że do zobaczenia kolejnego dobrego opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  16. Kupiłam tekst więc nie wypowiadałam się, moją opinię na temat swoich tekstów zresztą znasz, a gdybyś nie pamiętała to powiem jeszcze raz - dla mnie jesteś guru. Nie mogę wyróżnić szczęścia bo jest na równie wysokim poziomie co wszystkie pozostałe twoje teksty które tak kocham i do których często wracam.
    Z innej beczki.
    Miałam pisać maila ale mogę i tu napisać. W nocy z soboty na niedziele czytałam drugą część Buntownika i płakałam ze wzruszenia. W grudniu straciłam ojca. Guz mózgu, operacja, chemia po niej zapalenie płuc i po człowieku. Człowiek który od 20 lat nie był mi ojcem i do końca nie chciał się pojednać. Płakałam z bólu a zarazem cieszyłam sie jak dziecko że znowu odnalazłam siebie w twoim tekście.

    Smutno mi że nie startujesz z nowym tekstem ale rozumiem twoją decyzję. Ja mimo wszystko będę tu zaglądać. I uciesze się kiedy wrócisz - pełna energia, wiary i nowych pomysłów których zapewne ci nie brakuje.

    Mija 5 lat odkąd się znamy, odkąd twoje teksty stały się dla mnie źródłem radości i nowych wrażeń, zarwanych nocy. Cokolwiek się zdarzy jestem zawsze po twojej stronie. Trzymaj się.

    Weno przybywaj i katuj naszą Luankę aż coś pięknego napisze nam znowu

    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci współczuję śmierci taty. Przykro mi. Bez względu na to jaki był Twój tata i czy był dla Ciebie ojcem czy nie, to zawsze był tata. Taka jest prawda. Ktoś bez serca nic by nie poczuł. Cieszę się, że mój tekst znowu Ci pomógł. Dobrze jak jest coś co pomoże w tak trudnych chwilach. :)

      Usuń
  17. Witam Luana.
    przede wszystkim chciałabym Ci życzyć dużo weny i pomysłów na nowe teksty. Dla mnie jesteś najlepsza. Twoje wszystkie opowiadania od początku, jakie umieściłaś, czy na tym,czy na innym blogu przeczytałam z zapartym tchem. I często do nich wracam, nie które to już chyba po 4 razy czytałam. E-booki jak tylko będę miała możliwość to również zakupie. Twoje opowiadania są po prostu piękne i warte przeczytania. Dlatego życzę Tobie,byś dalej tworzyła tak piękne teksty, niech wena zostanie z Tobą. Powodzenia w dalszej twórczości,bądź silna i wierz w siebie.
    Pozdrawiam i całuski.
    zabuchcia

    OdpowiedzUsuń
  18. Od dłuższego czasu nie czytam Twoich nowych tekstów - ale zdarza mi się wracać do starych - jednak cały czas trzymam za Ciebie kciuki. Dla mnie jesteś wielka :-D
    Pisz dalej i nie denerwuj się bzdurami, które co niektórzy wypisują. Wielbicieli Twojej twórczości jest z pewnością więcej.
    Powodzenia, trzymaj się ciepło.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  19. Kiedy pojawi się nowe opowiadanie w sprzedaży? Już się nie mogę doczekać twojego nowego tekstu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem kiedy się pojawi. Jest w trakcie poprawy, a to dość długi tekst. Trochę to potrwa. :)

      Usuń
    2. A można wiedzieć ile mniej więcej będzie kosztować?

      Usuń
    3. Jeszcze dokładnie nie wiem. Jest ponad 200 stron to pewnie tak koło 20 złotych. Mniej lub więcej.

      Usuń
  20. Witaj Luano ,nie przejmuj się malkontentami (frustratów nie brakuje), nas wiernych czytelników jest więcej .Uwielbiam Twoje teksty i niecierpliwie czekam na nowy ,abym mogła zakupić i się nim cieszyć.Zdrowi weny i cierpliwości.Pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
  21. Szkoda, ze nie bedziesz juz publikowac tu, ale na pewno przeczytam (nie wiem kiedy, ale na pewno to zrobie) wszystko co wypuscisz w sprzedaz.
    No ale.
    Nie atakujmy kazdego komu cos sie nie spodoba. Na swiecie jest tyle ludzi, kazdy ma inne upodobania. Sam lubie Luane, ale z tego co pamietam byl jeden tekst, ktory nie przypadl mi do gustu, ale mimo wszystko go przeczytalem, bo chcialem wiedziec czy cos sie stanie ciekawego. To normalne, ze kiedy cos lubimy to ot tak tego nie olejemy.
    Tak jak wczesniej bylo wspomniane - te opowiadanie mialo byc czyms lekkim, a nie jakims majstersztykiem. Polozyc sie w lozku i poczytac sobie romans dwoch chlopakow pijac herbate czy co tam. Nie spodziewalem sie po nim niczego szczegolnego, zadzwiajacego, nowego, bo sama autorka twierdzila, ze tego nie bedzie.
    Nie wiem szczerze na ile ocenic, mam wrazenie, ze ktos moglby mnie zabic jakbym to tutaj napisal, ale opowiadanie uwazam za udane. Czytalem w nocy, gdy chcialem milo zakonczyc dlugi (czasem meczacy) dzien. Nie lubili sie, pokochali, splodzili dzieci i zyli dlugo i szczesliwie. Kto by nie chcial takiego zwiazku?

    OdpowiedzUsuń
  22. Jejku mam do twoich opowidań tak duży sentyment....... w sumie to od nich się wszystko zaczęło, twoje opowiedanie było moim pierwszym jakieś 3 lata temu, wspaniale jest do nich wrócić i jednocześnie czytać twoje nowe małe dzieła <3.... jeśli mam być szczera ostatnie czego bym się spodziewała po twojej twórczości to nawiązanie do kpopu NAPRAWDĘ! Dzięki tobie zaczęłam czytać opowiadania o miłości bxb, a później właśnie ff ��..... cóż mogę jeszcze dodać? Opwiadanie wyszło ci wspaniałe jak zawsze, bardzo wzruszające, piękne, pod koniec łezka zakręciła mi się w oku :'), mam nadzieję że będę miała tę przyjemność czytać inne twoje dzieła ��❤ no cóż na koniec mogę tylko życzyć ci duuuużo szczęścia i weny, NIE PODDAWAJ SIĘ! papa do następnego ������

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się nie poddawać. Dziękuję ślicznie za komentarz. :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  23. wystrzałowy . połknełam w kilka godzin

    OdpowiedzUsuń
  24. Jak to epilog? Ja chce ciąg dalszy. Kiedy będzie. Mam nadzieję że szybko.
    Trzymam kciuki. Życzę dużo weny i czasu na pisanie nowych opowiadań.

    OdpowiedzUsuń
  25. Hejka,
    jak na razie to jest komentarz do rozdziału, epilog przeczytanie zostawiam sobie do przeczytania sa kilka dni...
    wspaniały rozdział, Jeamin bardzo dobrze sobie poradził, całe szczęście, że nic nie stało się Kim'owi, tak Minho kłamał i także wiemy dlaczego matka Kim'a tak ich nie lubiła... i mamy oświadczyny...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  26. Hejka,
    tak zakończenie jest fantastyczne, doczekali się jeszcze trójki dzieci, noni ich rodzice się pobrali... cudownie
    weny, weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)