4 lutego 2018

Szczęście od losu tom 2 - Rozdział 5

Dziękuję za komentarze. :)



– Podaj mi! – krzyknął Daesoon w stronę Gima, swojego przyjaciela, z którym od kilku tygodni miał słabszy kontakt
– Nie jesteś już kapitanem, nie muszę się ciebie słuchać – odparł mocnym głosem WooJong i podał piłkę JunHo.
Jaemin zaśmiał się. Czuł się fantastycznie. Spędzał niedzielne, wrześniowe popołudnie z przyjaciółmi, grając w piłkę nożną. Razem z Daesoonem udało im się zebrać dziesiątkę osób z ich dawnej drużyny. Ci bardzo chętnie przybyli, by rozegrać mecz w pomniejszonym składzie. Pogoda im dopisywała. Słońce nie przygrzewało tak mocno jak przez ostatnie dwa tygodnie, a niebo pokrywały kłębiące się białe obłoki, które tworzyły najróżniejsze kształty. Jeden z nich przypominał człowieka, a inny wzburzone fale na oceanie. Zerknął na stojące przy boisku ławki. Siedziały na nich siostra JunHo i kuzynka Gima wraz z jego nową dziewczyną. Wszystkie trzy kołysały Jinsoona leżącego w wózku, a jedna z nich śpiewała mu tradycyjne kołysanki. Dziewczyna miała bardzo ładny głos. Zabrał małego na to spotkanie, by mama miała wolną niedzielę. Daesoon trochę się sprzeciwiał, ale on postawił na swoim. Nie chciał synka zamykać w domu. Odkąd mały skończył dwa miesiące, jego mama wszędzie go zabierała
– Jaemin, nie stój jak słup. Znów nam wbili gola. – Kim przerwał tok jego myśli i spojrzał na piłkę, która leżała w rogu bramki, a bramkarz, którym był jeden z dawnych kolegów, patrzył na nią z rezygnacją.
– Ale i tak wygrywamy – rzucił beztrosko Lee. Nie zależało mu na wygranej. Ważne było to, że spędzi czas z przyjaciółmi i przypomni sobie jak to było, gdy należał do szkolnej drużyny i wszyscy razem ubiegali się o mistrzostwo szkół w ich okręgu. – Nie piekl się tak.
– Nie pieklę się. – Daesoon rozrzucił ręce na boki. – Chcę wygrać.
– Ale za wygraną nie ma żadnej nagrody.
– Jest satysfakcja. Poza tym… – Kim zbliżył się do Jaemina i nachyliwszy się do jego ucha, szepnął: – Jeżeli wygramy, oddam ci się.
Lee uniósł brew, zastanowił się przez chwilę nad tym, czy nagroda jest wystarczająca i uśmiechnął się szeroko. Po chwili krzyknął do chłopaków z ich grupy:
– Do roboty, chłopaki, musimy wygrać! – powiedziawszy to, rzucił okiem na kochanka. Przez ten krótki moment ich spojrzenia pełne obietnic starły się ze sobą. Jaemin najchętniej by go pocałował, ale wiedział, że Daesoon nie zareagowałby pozytywnie na coś takiego, kiedy byli w grupie osób, a on nie wypił nic mocniejszego. Niektórzy z nich, zobaczywszy ich razem, nie mogli uwierzyć, że tak rozwinęła się sprawa pomiędzy nimi. Jakby zapomnieli, że ci mieli syna.
– No i tak ma być – burknął Kim, po czym odbiegł na środek boiska, wydając rozkazy. Nie zapomniał, jak to jest być kapitanem.
Mecz trwał jeszcze przez trzydzieści minut. Zremisowali, ale Lee i tak nie zamierzał odmówić sobie dzisiaj w nocy seksownego tyłka Daesoona i jego jęków jednocześnie tak dziwnych i podniecających. Wraz z chłopakami podbiegł do grupki dziewczyn i porwał jedną z leżących na trawie butelek wody. Odkręcił ją i napił się. Kilka małych łyków nawilżyło mu gardło, co przyjął z ulgą. Odzwyczaił się od takiego wysiłku. Był zmęczony, ale szczęśliwy.
– Twój synek jest cudowny – powiedziała Umiko. Jej ojciec był Japończykiem i podobno to po nim odziedziczyła niski wzrost. Nastolatka ledwie sięgała do połowy klatki piersiowej Jaemina. Natomiast idealnie pasowała do Gima, bo jej chłopak nie był tak wysoki jak jego koledzy. – Przespał cały mecz. Moja babcia zawsze powtarza, że świeże powietrze najlepiej robi dla dzieci.
– Teraz śpi, a w nocy pospać nie da. – Nachylił się do wózka. Faktycznie Jinsoon smacznie spał i uśmiechał się.
– To może pójdziemy na pizzę? – zaproponował ktoś.
– Dobry pomysł.
– Ja pasuję – powiedział Lee. – Muszę małego zabrać do domu i wziąć prysznic. – Ciało nieprzyjemnie lepiło mu się od potu. Jego zdaniem zanim ktokolwiek pójdzie na pizzę, powinien najpierw się umyć.
– W sumie racja – przyznał Hooyun Park, którego koszulka była cała mokra.
– To może spotkamy się za dwie godziny w tej pizzerii na rogu – głos zabrała jedna z dziewczyn. –Dla takiej grupy będą zniżki.
– Ja też pasuję, muszę uczyć się na niespodziewany egzamin – mruknął Daesoon, popijając wodę. – Poza tym mały już musi dostać jeść. Ale umówimy się jeszcze.
– Dobra, przykładny tatusiu. – Gim jak zwykle zaśmiał się, ale obaj ojcowie Jinsoona wiedzieli, że ma bzika na punkcie ich synka. Spodziewali się, że chłopak nie będzie długo czekał na to, by zostać tatą.
Jaemin zerknął na JunHo. Chłopak patrzył gdzieś w przestrzeń.
– Co tam? – zapytał. Żałował, że tak rzadko mieli dla siebie czas.
– EunRaesa mi wysłała. Chce się dzisiaj ze mną spotkać.
Odeszli na bok, by przez tę krótką chwilę spokojnie porozmawiać.
– Nigdy mi do końca nie wyjaśniłeś, dlaczego się rozstaliście.
– Nie wyobrażaliśmy sobie związku na odległość. Ja wyjechałem, ona też, ale w przeciwnym kierunku… – Potarł dłonią czoło.
– Nadal coś do niej czujesz? – Lee wsunął ręce do kieszeni krótkich sportowych spodni.
– Chyba tak. Wydawało mi się, że nie. Wiesz, na mojej uczelni jest tyle dziewczyn… Żadna jednak jej nie dorównuje. Ten esemes… Dużo wspomnień się przez niego odezwało.
– Mhm, rozumiem. Chcesz się z nią spotkać?
– Tak i nie. Nie wiem. – JunHo zaśmiał się trochę histerycznie. – Nawet nie wiem, dlaczego chce mnie widzieć. Nie jesteśmy razem od kilku miesięcy.
– Nie dowiesz się tego, jeżeli się z nią nie spotkasz. – Trącił pięścią ramię przyjaciela. – Podejmij męską decyzję. Chociaż podświadomie wiesz, co zrobisz. Znam ciebie nie od dzisiaj.
Chłopak uśmiechnął się do Jaemina. Ich przyjaźń nie potrzebowała więcej słów, aby mogli się porozumieć. JunHo wyjął telefon i napisał swojej byłej dziewczynie, że chętnie się z nią spotka.
– To czekam na relację. – Lee obejrzał się przez ramię. Daesoon czekał na niego. Rozmawiał z chłopakami, ale co rusz ponaglał go wzrokiem. – Lecę. Zdzwonimy się. – Lee skłonił głowę i ruszył w stronę tego, któremu oddał serce, duszę i ciało.

*

Wieczór upływał spokojnie. Daesoon uczył się w sypialni, a Jaemin siedział w salonie, oglądał film i grał na swoim laptopie w karty. Próbował ograć komputer i znów mu się to nie udawało. Jego synek bawił się z babcią, która niedawno wróciła ze spotkania z tatą Daesoona. Powiedziała, że to było spotkanie służbowe, ale Jaemin wiedział lepiej. Tych dwoje miało się ku sobie. Nie miał pojęcia, czy jego kochanek to zauważył i jak na to zareaguje. Mimo wszystko chłopak nadal kochał swoją mamę i żałował, że małżeństwo rodziców się rozpadło. Lee nie chciał, aby z tego powodu powstały pomiędzy nimi jakieś nieporozumienia. On kibicował związkowi mamy i pana Kima. Oboje zasługiwali na to, by być szczęśliwymi.
– Wiesz, kogo dzisiaj widziałam w restauracji? – zapytała YuRin, odrywając syna od kart.
– Kogo?
– Doktora Kwona. Nie był sam. Towarzyszył mu jakiś mężczyzna. Dosyć interesujący.
Uśmiechnął się pod nosem. Jego ciekawska matka nigdy nie potrafiła ukryć tego, że interesują ją ploteczki. Szczególnie jeżeli te dotyczyły czyjegoś domniemanego związku. Aczkolwiek jego to też zainteresowało. Widział się ze swoim lekarzem i przyjacielem w jednym dwa tygodnie temu i Jijang słowem nie wspomniał, że z kimś się spotyka. Jedynie mówił mu, że planował umówić się na rozmowę ze swoim byłym facetem. Chciał wiedzieć, czy tamten mu wybaczył śmierć ich dzieci. Lekarz bardzo bał się tego spotkania po latach. Może to był właśnie jego były partner, pomyślał Jaemin.
– Nic na ten temat nie wiem – odpowiedział matce.
– Doktor JijangKwon to bardzo miły, młody mężczyzna. Żal mi, że jeszcze sobie nie ułożył życia osobistego. Prawda,Jin? On przyjął cię na świat. Bardzo pomógł twojemu tatusiowi – mówiła do chłopca, kołysząc go na rękach.
– Tylko go nie uśpij. Spał całe popołudnie.
– Szlag! – Dobiegło ich z jednej z sypialni. Po chwili w salonie pojawił się wściekły Daesoon. – Chodź mi pomóż, bo mnie coś trafi – zwrócił się do Lee.
– Co się stało?
– Mój laptop się zawiesił, a potem zgasł i jak go uruchamiam, to nie reaguje. Włączy się tylko i tyle. Miałem tam swój projekt na zaliczenie.
Jaemin podniósł się i podążył z drepczącym mu po piętach Kimem. W sypialni usiadł przy biurku, patrząc na laptop, na którego ekranie pojawiał się to bluescreen, to ekran ładowania systemu i tak w kółko.
– Próbowałeś naprawiać system?
– Nie! Nie znam się na tym! – Chłopak chwycił się za włosy. – Straciłem kilkanaście godzin pracy. Mój profesor mnie zamorduje. Miałem ją skończyć i we wtorek oddać. – Zaczął krążyć nerwowo po pokoju. Był coraz bardziej rozżalony i zły.
– Nie wiemy, czy coś straciłeś. – Lee odsunął szufladę biurka i poszukał płyty z napisem „Odzyskiwanie systemu”. Znał się lepiej na komputerach niż Kim, ale akurat teraz czuł się tak, jakby nie wiedział nic. Z czymś takim nie miał do czynienia. – Jeżeli nie uda mi się go chociaż na chwilę uruchomić, jutro zaniosę go do serwisu i może im uda się ściągnąć dane z dysku. – Wsunął płytę do laptopa. – Rozumiem, że nie zrobiłeś sobie kopii?
– Gdybym zrobił, to by mnie teraz szlag nie trafiał. – Przysunął sobie krzesło i usiadł obok Lee. – Szukałem w necie materiałów i nagle bum. Zaczął buczeć, wyłączył się i koniec. – Stukał nerwowo palcami o blat biurka, przyglądając się temu, co robi chłopak.
Jamin poczekał, aż laptop zacznie uruchamiać się z płyty, ale nic się nie działo. Nie był dobrej myśli. Zrestartował go i ponownie czekał. Płyta szumiała, kręcąc się jak szalona, ale nadal nic się nie pojawiało na ekranie.
– No i?
– Nic chyba nie zrobię.
– Chyba?! – krzyknął Kim. Poderwał się z krzesła tak zamaszyście, że to odsunęło się i upadło, wydając drażniący dźwięk, co jeszcze bardziej rozłościło Daesoona. – Co ty w ogóle umiesz?! Myślałem, że mi pomożesz!
– Nie wyżywaj się na mnie. Nie jestem informatykiem i nie mam potrzebnego sprzętu. Jutro…
– Jutro?! Niech to szalg! – Kopnął w łóżko, a to mu oddało bólem palca.
Jaemin przewrócił oczami i jeszcze przez kolejną godzinę siedział, próbując coś zrobić z laptopem. Wiedział jak czuje się Kim. Jemu też się coś takiego przydarzyło, ale na szczęście udało mu się odzyskać dane. Jednak nie miał tak ważnych rzeczy jak Daesoon. Chłopak mógł stracić masę materiałów na studia. Owszem, robił kopie, ale tu chodziło o bardzo trudny projekt architektoniczny.
– Nic nie zrobię. Nie da się. Nie mam sprzętu, aby sprawdzić, co się dzieje. Mógł wysiąść system, mogło się coś spalić albo chodzi o dysk. – Odwrócił się na krześle obrotowym w stronę wściekłego kochanka.
– Akurat dzisiaj! Niechby wysiadł we środę!
– Nie krzycz, bo drzesz się jak opętany i nasz syn nawet przez ścianę to słyszy – upomniał go Jaemin.
– Nie pouczaj mnie! – Popatrzył groźnie na Lee.
– Powiedziałem, nie wyżywaj się na mnie. – Lee był tak spokojny jak tylko potrafił. Gdyby i on zaczął krzyczeć, nie byłoby miło. – Rozumiem cię.
– Nic nie rozumiesz. – Ponownie próbował wyrwać sobie włosy z głowy. – Nie rozumiesz. – Chciało mu się płakać. – Chcę zostać sam.
– Ale…
– Wyjdź!
Lee skinął głową i wyszedł, nie próbując pocieszać chłopaka. W przypadku Kima przyniosłoby to opłakany skutek. Wrócił do salonu i usiadł ciężko na kanapie. Zatrzasnął klapę swojego laptopa, na którym elektroniczny gracz czekał na jego ruch. Odechciało mu się wszystkiego. Obawiał się, że ten spokojny i przyjacielski Daesoon na jakiś czas odszedł.
– Jest zły i będzie każdego obwiniał…
– Wiem, mamo. Doskonale to wiem i nie musisz go tłumaczyć. Niewiele brakowało, a to mnie oskarżyłby o to, że zepsułem jego laptopa. – Potarł zmęczone oczy, po czym wyciągnął ręce po syna. Gdy mama podała mu chłopca, a on spojrzał na jego łagodną buzię, duże oczy tak podobne do oczu Daesoona, zrobiło mu się lepiej. Przytulił go. – Jutro zaniosę laptopa do serwisu – powiedział, zanim umilkł, pragnąc się wyciszyć. Nie podobało mu się to, że on siedzi teraz tu, a Daesoon w drugim pokoju. Poczuł się odtrącony, kiedy chłopak kazał mu wyjść. I był zły na siebie za to, że posłuchał.

*

Następnego dnia, kiedy Daesoon pojechał na uczelnię, Jaemin spakował jego laptopa, ubrał synka i wyruszył spacerkiem do najbliższego serwisu. Musiał przejść kawał drogi, ale nie chciał gnieść się z wózkiem w autobusie. W końcu ich miasto nie było tak olbrzymie, by na spokojnie piechotą nie dotarł do celu. Postanowił, że w końcu musi zrobić prawo jazdy. Chociaż i tak nie miałby czym pojechać. Mama wzięła swój samochód, a Kim swój. Gdyby miał prawo jazdy, musiałby kupić jakieś autodla siebie, a na to nie było go stać. Także cel zostania kierowcą oddalał się.
Dotarcie do serwisu zajęło mu dwadzieścia minut. Wyjął chłopca z wózka, który ustawił pod ścianą w nadziei, że nikt go nie ukradnie. Trzymając Jinsoona jedną ręką, drugą wziął laptopa. Nauczył się już, jak sobie radzić, mając dziecko na rękach, a jednocześnie musząc zrobić coś innego. Pomagając sobie łokciem, otworzył drzwi. Miał nadzieję, że uda się zdziałać coś ze sprzętem Daesoona. Najbardziej obchodziło go to, czy zdołają odzyskać dane.
Spędził w serwisie około piętnastu minut i kiedy wyszedł, nie miał wesołej miny. Daesoon będzie bardzo zły.
– Twój tatuś rozniesie dom, kiedy się dowie, że jego dane na dziewięćdziesiąt procent przepadły na zawsze. – Dopóki nie zadzwonią z serwisu z ostateczną wersją, to nie zamierzał chłopakowi nic mówić. – To nie kłamstwo. Po prostu niczego nie powiem. Wracamy do domu?
Chłopiec w jego ramionach zakwilił, jakby wiedział, o co tatuś pyta.
– To dobrze, wracamy. Muszę zrobić pranie, ugotować obiad… Kiedy stałem się gospodynią domową? – Spojrzał na synka i uśmiechnął się. – Za to jestem z tobą. Zanim pójdę na studia, to wykorzystam ten czas.
Ułożył małego w wózku. Przypomniał sobie, że po drodze chciał jeszcze zrobić małe zakupy. Ruszył w drogę powrotną. Wiał lekki, przyjemny wiaterek, smagając go delikatnie po twarzy i poruszając białymi włosami. Było też bardzo ciepło. Nie gorąco, ale tak w sam raz.
Komórka Jaemina zaczęła dzwonić, zanim chłopak wszedł do jednego ze sklepów spożywczych, które miał po drodze. Odsunął się na bok, aby nie tarasować chodnika i odebrał.
– JunHo, nie masz zajęć?
– W tym tygodniu nie pojechałem. Masz chwilę?
– Mam. Akurat idę na małe zakupy. Co tam?
– Rozmawiałem wczoraj w EunRa i… Znów jesteśmy razem. Ona nadal mnie kocha, a ja ją. Głupio zrobiliśmy, rozstając się. Z odległością sobie poradzimy. Mamy przecież weekendy.
– Cieszę się. To dobra wiadomość.
– Też tak sądzę – odpowiedział JunHo. – Wydajesz się jakiś nieswój.
– Dużo by opowiadać.
– Mam czas.
– Ja nie za bardzo. Muszę zrobić zakupy i zająć się tym, czym zajmuje się gospodyni domowa – odparł Jaemin i po chwili usłyszał śmiech. – Ale wiedz, że się cieszę. Lubię EunRa. Jest świetną dziewczyną i nie zmarnuj drugiej szansy.
Jeszcze chwilę porozmawiał z przyjacielem, a później pożegnał się. Kiedy chował komórkę do kieszeni, przyszedł mu na myśl JijangKwon.
– Może go odwiedzimy, co? – zapytał synka.  Pamiętał, że Kwonw poniedziałki dopiero po południu zaczyna pracę.
Zrobił szybko zakupy, które spakował do materiałowego worka i powiesił go przy wózku, tuż obok schowka na pieluchy i inne drobiazgi dla dziecka. Mały spokojnie spał, więc on zadzwonił do drugiego przyjaciela, by uprzedzić o wizycie.

*

Po raz pierwszy znajdował się w mieszkaniu doktora Kwona. Było niewielkie i urządzone minimalistycznie. Pachniało płynem do podłóg i ziołami. Lee czuł się dobrze, będąc tutaj. Może tak na niego działała atmosfera mieszkania lub obecnośćJijanga. Mężczyzna poczęstował go sokiem i usiadł w fotelu. Lee zajął kanapę. Trzymał synka na kolanach i dawał mu pić z butelki, którą wziął ze sobą z domu.
– Rośnie jak na drożdżach – rzucił Kwon, popatrując na dziecko.
– Z dnia na dzień jest coraz większy i cięższy. Czasami ręce mnie bolą, jak długo go noszę. A lubi noszenie. Moja mama go do tego przyzwyczaiła. – Otarł usteczka synka i odstawił butelkę na stolik. Wpatrzył się w lekarza, który swego czasu uratował życie zarówno jemu, jak i Jinsoonowi, kiedy ten był jeszcze w jego brzuchu. Na lepszego człowieka nie mógł trafić. Chciałby być takim lekarzem jak towarzyszący mu mężczyzna.
– Widziałem wczoraj twoją mamę, więc domyślam się, że ciekawość cię tu przyniosła. – Jijang pochylił się, wziął szklankę soku porzeczkowego i podał gościowi.
– Jest to wizyta przyjaciela, ale fakt, że i nuta ciekawości też się w niej zawiera.
– Tyko ty potrafisz ująć to w nieprzeciętne zdanie. – Kwon uniósł kąciki ust.
– Ten mężczyzna… Czy to był…
– Nie, to nie on. Owszem, spotkałem się z nim…  Z moim byłym… – Wpatrzył się w fioletową ścianę tuż nad głową Jaemina. – Nie wybaczył mi i nie wybaczy. Rozumiem go.
– Nie może wiecznie uważać cię…
– Zabiłem nasze dzieci. Sam sobie jeszcze nie wybaczyłem. Zmieniając temat, ten mężczyzna, z którym widziała mnie twoja mama, to ktoś, kogo poznałem stojąc w kolejce do kasy w banku.
– Zaiskrzyło – stwierdził Lee, bujając się lekko, by kołysać chłopca.
Kwon nie odpowiedział, jedynie skinął głową. Jego oczy mówiły wszystko. Jaemin życzył temu człowiekowi wiele szczęścia. Uważał, że Jijang na to zasługuje. Ostatnio wokół niego działy się takie rzeczy. Ludzie łączyli się w pary. Jak zwierzęta i ptaki na wiosnę. Co prawda jeszcze nie był pewny, jak to jest z jego mamą i panem Kimem, ale intuicja mu podpowiadała, w którym kierunku idą te ich spotkania. Nie zdziwiłby się, gdyby za kilka miesięcy oznajmili, że się pobierają.
Czas z Jijangiem spędził na przyjemnej, niezobowiązującej rozmowie. Dopiero kiedy zbliżała się godzina nakarmienia małego, musiał się zbierać.
– Mam nadzieję, że jeszcze mnie odwiedzisz – powiedział Kwon, odprowadzając go do windy. – Z synkiem.
Lee, prowadząc wózek po niedługim korytarzu, rzekł:
– Na pewno. Ale wiesz, że Jinsoon zabiera cały mój wolny czas. Mimo tego cieszę się, że go mam. Dzięki też za propozycję pomocy w napisaniu wniosku na uczelnię i w dostarczeniu papierów. Muszę już o tym myśleć, aby ze wszystkim zdążyć. Mam nadzieję, że mnie przyjmą. – Zamierzał dostać się na uczelnię w sąsiednim mieście, aby nie dojeżdżać daleko. Kwon także w niej studiował i opowiadał mu o toku nauczania i o tym, że wydział medyczny miał bardzo wysoką renomę. – Chciałbym szkolić się w męskich ciążach, aby móc pomóc, kiedy będzie potrzeba. Chciałbym też dowiedzieć się, dlaczego męskie ciąże są bardziej zagrożone niż te u kobiet. – Obaj stanęli przed drzwiami windy, a Jaemin nacisnął przycisk, by sprowadzić ją na siódme piętro.
– Nie boisz się tak ciężkich studiów?
– Nie, mam cel i go osiągnę. – Winda nadjechała i doktor pomógł mu do niej wprowadzić wózek.
– Postaram ci się pomóc jak tylko będę w stanie – odparł Kwon, opuszczając małe, metalowe pomieszczenie.
Zanim drzwi się zamknęły, Jaemin dodał:
– Powodzenia w zdobywaniu serca tego mężczyzny.
– A tobie z Daesoonem.
Tak, to mi się przyda, pomyślał Lee, bo zdobycie serca Daesoona Kima to jak przedarcie się przez rozległą pustynię w czasie burzy piaskowej bez osłoniętej twarzy i kropli wody.

*

Daesoon wrócił po zajęciach wciąż zły, co odbiło się na Jaeminie. Chłopak akurat przewijał ich synka i miał problem z zapięciem guzika w śpioszkach.
– Nawet dzieciaka ubrać nie potrafisz – syknął.
Lee przymknął powieki, kiedy kochanek ot tak wyleciał z czymś takim.
– A tobie co znowu? – zapiął guzik, który nie chciał wejść do zbyt małej dziurki. Śpioszki były nowe i dopiero pierwszy raz zakładał je chłopcu. Miały zielony kolor z wygrawerowanym na piersi białym misiem.
– Co z laptopem? – zapytał student.
– Chwilę temu dzwonili z serwisu.
– I? No mówże wreszcie!
Jinsoon zaczął płakać przestraszony podniesionym głosem drugiego ojca.
– Nie krzycz – warknął Jaemin do Kima. – Poczekaj na mnie w kuchni.
Zanim Daesoon wyszedł, uderzył otwartą dłonią w ścianę. Lee wiedział już, że będzie ciężko. Uspokoił syna i już śpiącego ułożył go w łóżeczku. Wyniósł brudną pieluchę i wstawił jeszcze delikatne pranie, by uprać rzeczy dla dziecka. Nie spieszyło mu się do rozmowy, mimo że to jeszcze bardziej rozsierdzało kochanka. Jakżeby chciał kiedyś nazwać go swoim chłopakiem, partnerem.
Po tym, jak umył dłonie, pojawił się w kuchni. Daesoon stał oparty pośladkami o szafkę, a ręce założył na piersi.
– Co z lapkiem? Nie odzyskam danych?
– Niestety nie. – Spojrzał na niego.
– Niech to jasny szlag trafi – szepnął lodowatym głosem Kim. – Dzisiaj profesor pytał mnie, czy jutro oddam mu ten projekt na zaliczenie. To był ostateczny termin. – Cały się trząsł z nerwów. Coś w nim drgało i chciało się uwolnić. Czuł się jak rozjuszone zwierzę, które za chwilę zaatakuje. – Nie zaliczę jego przedmiotu w tym terminie.
– Zaliczysz w drugim… – umilkł, kiedy Kim zatrzymał na nim swoje duże oczy.
– W drugim? Sądzisz, że poszedłem na te studia, aby zaliczać w drugim podejściu? Chyba zgłupiałeś! Siedzisz sobie wygodnie w domu, gówno robisz i bagatelizujesz to, że będę odstawał od grupy? Będę gorszy?! Nie wiesz, jak to jest, kiedy musisz być jednym z najlepszych w tym wyścigu szczurów, bo inaczej możesz pożegnać się z tą uczelnią i z marzeniami o zostaniu inżynierem, o budowaniu mostów, zmianie czegoś na lepsze! Minho to rozumie!
– Minho! Ten cholerny Minho! – Lee nie wytrzymał, kiedy usłyszał to imię. – Tylko czekałem, kiedy w końcu o nim wspomnisz! Jeżeli jest dla ciebie taki ważny, to leć do niego! Nie zniewoliłem cię! Wiem, że chciałbyś być z nim, a nie być uwiązanym ze mną…
– Pierdolisz! – krzyknął Daesoon, odrywając się od szafki i podchodząc do Jaemina. – Słyszysz siebie? Pokazujesz jaki jesteś słaby, mówiąc coś takiego! Jaki jesteś niepewny! Jaki jesteś głupi! Sądzisz, że nowy styl, fryzura coś zmieniają? – Postukał palcem czoło kochanka. – Tu się stuknij i może zmądrzej, bo niemiłosiernie mnie wkurwiasz, kiedy tak mówisz. – Odsunął się. – Jesteś takim skończonym kretynem – warknął, wychodząc z kuchni i mając gdzieś to, że zranił ojca swojego dziecka.
Zanim Lee usłyszał charakterystyczne trzaśnięcie drzwi wejściowych,dobiegł go brzdęk kluczyków. Podszedł do okna i wyjrzał przez nie. Daesoon wsiadł do samochodu i po chwili odjechał, a Lee wyczuł, do kogo chłopak może jechać i zrobiło mu się niewyobrażalnie przykro. Do tego te wszystkie raniące słowa wbijały mu się niczym ostrze prosto w serce, mocno raniąc.
Nagle poczuł się bardzo samotny.

16 komentarzy:

  1. Niech Jaemin sobie kogoś znajdzie, to Daesoon będzie zazdrosny. Jak zacznie go tracić to doceni i ogarnie sie ze swoimi uczuciami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może nie byłby zazdrosny. Kto go tam wie, co on naprawdę czuje. :)

      Usuń
  2. Biedny Lee jak on mogl tak się zachować w stosunku do niego. Super kolejny rozdział 😉

    OdpowiedzUsuń
  3. Uu wiedziałam, że coś się spie... :P Oj biedaki,a zaczęło się od tak niewinnej rzeczy. Hmm...tak się zastanawiam dokąd zmierza ta ich relacja i czy w niedalekich rozdziałach dojdą do porozumienia obustronnego. Może to dziwnie zabrzmi,ale tak trochę lubię te ich kłótnie :P ,ale cóż i tak mam nadzieje,że dojdą do regi porozumienia. O i że któryś nie zrobi czegoś głupiego ;)
    Pozdrawiam Tsubi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię te ich kłótnie, a szczególnie wkurzonego Dae. Przyznam, że zachowałabym się tak samo jak on w tej sytuacji z komputerem.

      Usuń
  4. Po co on z nim jest/chce być? Czaję, że go kocha i takie tam, ale być z kimś kto bez powodu cię obraża, a ze związku bierze tylko to co mu się podoba to głupota. Mam nadzieję Prze Pani Lu, iż rozwiąże to Pani w stosowny sposób. Teraz jeszcze kilka dni i dalszy ciąg. Jaram się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety tak bywa. Nawet jak druga osoba bije, poniża to i tak jest się z nią, bo się kocha. Akurat dla mnie to jest głupie, ale widocznie Jae lubi się męczyć.

      Usuń
  5. Cholera, ten Daesoon mnie tak wkurza... I naprawdę ma być tak, że wszystko jest niby ok, ale w pewnym momencie coś go wkurzy i zacznie się na Jaeminie? Może jeszcze na dziecku? Niech się ogarnie, albo trzyma z daleka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat Daesoona rozumiem. Ja bym się zachowała dokładnie tak samo, kiedy by się okazało, że mogłam coś stracić w takiej sytuacji.

      Usuń
  6. Fajnie, gdyby na drodze Jaemina pojawił się jakiś gościu i żeby to Daesoon musiał się ciągle obawiać. Wkurza mnie, że za swoje niepowodzenia rani innych. A Minho mam ochotę zabić. Jaemin też nie powinien ciągle wybaczać Dae bo tamten będzie sb ciągle tak pozwalał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby się ktoś pojawił to może Daesoon zrozumiałby, że może stracić Jaemina. A może po prostu mi nie zależy tak bardzo i jest z nim bo tak jest wygodniej. :)

      Usuń
  7. Smutna końcówka.
    Szkoda mi Jae... naprawdę szkoda.
    Bo mimo wszystkich zmian Dae miał rację. On wciąż jest niepewny, niewiedzący. Chciałby się zmienić. To widać, ale zmiany nie przychodzą same. One potrzebują czasu. No i Dae za bardzo się wścieka. Przez to może skrzywdzić niechcący ukochaną osobę. Aby do tego nie doszło. Jednak jak będzie dalej? Pozostaje mi czekać na ciąg dalszy tej historii
    Wiesz, że Cię uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. "Miały zielony kolor z wygrawerowanym na piersi białym misiem."

    Jesteś pewna co to znaczy grawerować???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem co to znaczy grawerować, a każdy może się pomylić, prawda?

      Usuń
  9. Hej,
    wspaniały rozdział, ale Kim to tutaj mnie bardzo wkurzył, zranił Lee, dobrze że doktor Know spotkał się z byłym, choć może tamtem mu nie wyłączył to może z czasem... no i zaiskrzyło może jednak coś z tego wyjdzie? aż bym miała ochotę aby Jeamin z małym na jakiś czas zniknął z życia Deassona i wiedzieć co ten zrobi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)