Z takich ogłoszeń to nadal mi pisanie nie za bardzo idzie. Ale staram się od czasu do czasu pisać w zeszycie. Nie powiem kiedy będzie kolejny tom "Obrazów miłości" jestem dopiero na początku. Końca nie widać. Jedynie gdyby na jakiś inny tekst wena mnie dopadła i potrafiłabym go napisać w ciągu dwóch tygodniu jak "Znalezione na strychu" to może by się coś pojawiło. Ale wątpię w to.
Dobra, nie nudzę Wam. Zapraszam do czytania.
W
piątek potwornie lał deszcz. Po pięknej, słoneczniej pogodzie nie został ślad.
Zrobiło się zimno, jakby to była połowa stycznia, a nie kwiecień. Siłą rzeczy
Kamil musiał wyciągnąć z szafy grubszą kurtkę, by nie zmarzł w drodze na
spotkanie z Piotrem. Stał właśnie samotnie na przystanku, czekając aż podjedzie
autobus do Zydla. Postanowił sobie, że koniecznie musi zrobić prawo jazdy i
może uda mu się w przyszłości kupić jakiegoś gruchota. Raczej nie sądził, by
było go stać na auto lepsze od sprowadzonego z Niemiec starocia. Poza tym w
domu było Punto, które i tak w większości stało na podwórku. Dzisiaj mama
pojechała nim do pracy z powodu pogody, ale zazwyczaj pieszo chodziła do
sklepu.
Po
tym jak podjechał wyczekiwany autobus, Kamil od razu wsiadł do ciepłego
wnętrza. Kupił bilet i zajął miejsce tuż za kierowcą. I tak za dziesięć minut
miał wysiadać, więc nie pchał się do tyłu. Gdyby była ładna pogoda, pożyczyłby
rower od dziadka i pojechał nim do kuzyna. Obserwował przez boczną szybę mijane
krajobrazy. Za nim siedziały dwie kobiety, które plotkowały, obmawiając swoich
mężów, sąsiadów, rodzinę. Przez chwilę miał ochotę odwrócić się do nich i im napyskować,
lecz wolał się nie wtrącać. Dawny Kamil od razu by coś powiedział.
Wysiadł
na pierwszym przystanku w Zydlu. Z niego do domu wujka Adama miał tylko parę
kroków. Przebiegł więc ostatnie metry, narzucając na głowę kaptur. Wszedł przez
furtkę, szybko pokonując krótki odcinek prowadzący do kilku schodów, po których
się wspiął. Nad nimi był daszek, więc już tak nie mókł, chociaż deszcz i tak
zacinał. Nacisnął dzwonek. Zrzucił kaptur z głowy, kiedy drzwi się otworzyły.
–
Kamil?
–
Dzień dobry, wujek. – Przywitał się uprzejmie, jak nie on. – Jest Piotrek?
–
Jest. Wejdź. – Adam wpuścił siostrzeńca do przedpokoju. – Zdejmij buty, bo
Magdusia myła podłogi. A narobiła się kobita.
– Trzeba
było jej pomóc – rzucił Kamil, rozbierając się. – Nie narobiłaby się. Dobra,
Piotrek u siebie? – zapytał, zanim wujek zaczął wykład o tym, że jedne prace są
dla kobiet, a inne dla mężczyzn. On tak nie myślał. Uważał, że każdy powinien
pomagać w domu, jeśli zachodzi taka potrzeba. A mycie podłóg to nie tylko
zajęcie dla kobiet. Sam w domu pomagał w tym babci.
–
Tak.
–
To lecę do niego. – Znając drogę do pokoju kuzyna, pospiesznie pokonał schody,
przeskakując po dwa schodki. Potem na korytarzu skręcił w lewo i zapukał do
pierwszych drzwi.
Piotrek
otworzył po chwili. Miał na sobie spodnie dresowe i powyciągany sweter.
–
Siemka. Właź. Czekaj, tylko napiszę kumplowi, że mam gościa. – Piotr pochylił
się nad klawiaturą komputera.
– Spoko.
– Zaczął rozglądać się po pokoju, którego białe ściany zostały oblepione
plakatami różnych zespołów muzycznych. Wielu z nich Kamil nie znał.
–
Dobra, to napijesz się czegoś?
–
Soku, co?
–
Jabłkowy może być? Tylko taki mamy.
–
Pewnie.
–
To czekaj chwilę, zaraz wrócę.
–
Mhm. – Zostając sam, Zarzycki wyjrzał przez okno. Widać było z niego dom
sąsiadów, a w oddali dachy innych budynków oraz wieżę kościoła. Potem usiadł w fotelu
przy biurku i zaczął się na nim okręcać. Napisał też esemesa do Szymona, że
jest na miejscu.
Chwilę
później do pokoju wrócił kuzyn.
– Mam
jeszcze ciastka. Kupione. Mama nie piecze – powiedział Piotr, stawiając
wszystko na biurku. Odsunął przy tym na bok bezprzewodową klawiaturę. – Babcia
to super piecze, nie?
–
No. Ale moja mama już nie ma do tego drygu, jak to mówi. A babcia piecze, kiedy
się denerwuje. Ostatnio zrobiła sernik, bo pokłóciła się z przyjaciółką. Obie
się lubią, a kochają drzeć ze sobą koty. Co ma jedna, to chce mieć i ta druga.
Normalnie jak dzieci. Dziadek tylko kręcił głową i zajął się swoją robotą. –
Wyciągnął rękę po herbatnik z czekoladą. Popatrzył na kuzyna, który usiadł na
łóżku. – Słuchaj, jestem ciekaw co z Pawłem.
– Paweł?
Daj spokój. – Machnął ręką. – Jest coraz gorzej. Teraz już całe dnie spędza z
tymi ludźmi. Wczoraj przyszedł na noc, a z rana znów wybył. Ojczulek wierzy, że
mój brachol pracuje u tego faceta. Rozumiesz?
–
Słuchaj, a czy…
–
No, wal śmiało.
–
Czy nie wydaje ci się, że oni mogą mieć coś wspólnego z narkotykami? – Ze
szklanką soku w dłoni przesiadł się na łóżko. Usiadł przodem do kuzyna,
zginając jedną nogę pod siebie. – Może Paweł coś bierze.
–
Nie zdziwiłbym się. Dobra, też ideałem nie jestem. Tata się drze, że powinienem
sobie znaleźć robotę, bo jestem facetem. Mamcia staje po mojej stronie, że
jeszcze jestem młody i się w życiu napracuję. Też tak sądzę, a robotę znajdę.
Jak powiedziałem, idealny nie jestem, ale lubię swojego brata. Dziwne, co nie?
I wiem, że on lubi się przypodobać innym i dla szpanu mógłby coś brać. A czy
oni czymś handlują… Też by mnie to nie zaskoczyło. Pawła jednak mimo wszystko
nie rozumiem. Widziałeś, jak on wygląda? Niejeden chciałby być takim
przystojniachą, a on to marnuje. Za chwilę zrobi się z niego obleśny typek, z
którym nikt nie zechce mieć do czynienia. A w ogóle to co tak o nich
wypytujesz?
–
Z ciekawości. Raz Paweł i jego kumple przyjechali do sklepu po fajki. Musiałem
mordę na ich wydrzeć, bo zaczęli śmiecić i pyskować. Wkurwiający kolesie. Mogę
zapalić?
–
Tylko uchyl okno.
–
Spoko. – Kamil zrobił to, o co kuzyn prosił, po czym zapalił. Zrezygnował z
rzucenia nałogu. Na razie nie miał motywacji, a Szymonowi chyba nie
przeszkadzały pocałunki smakujące dymem papierosowym. Poza tym gumy o mocnym
smaku jakoś go niwelowały. – A powiedz mi jeszcze kto w tej ich grupie naprawdę
rządzi?
–
Gargamel. Mówiłem ci, to przyrodni brat Maćka. Maciek rządzi chyba tylko ślepo
wpatrzonym w nim Pawłem. Jest jeszcze ten łysol, ta dziewucha, która przez
jakiś czas była dziewczyną mojego brata i ten jeszcze jeden oryginał. –
Poprawił się na łóżku, podsuwając bardziej pod ścianę, by się o nią oprzeć.
Nogę zgiął w kolanie, opierając na nim rękę. – Gadałem kiedyś z Pawłem. Mówi o
nich w taki sposób, że nie trzeba być bystrzachą, by zobaczyć, że jest pod ich
dużym wpływem. Jak jeszcze w styczniu nie było tak źle, to teraz gdybyś go
zobaczył… Ciągle chodzi wkurwiony, rzuca się na wszystkich. Bić się nawet chce.
Zbir się z niego robi i tyle. Co tu dużo gadać. Czasami faktycznie byłoby
dobrze, jakby ktoś rozwalił tę ich bandę i przemówił mojemu bratu do rozumu.
–
Ta. – Popalając, Kamil zmrużył oczy. Byłby na to sposób, ale czy wtedy rodzina
nie miałaby mu za złe tego, że doniósł na Pawła? W sumie nie na niego, tylko na
tę grupę. Przecież w ten sposób chce uratować kuzyna, mimo że dalej go nie
cierpiał. Nie chciał jednak, aby ten skończył w grobie. Byłoby lepiej, gdyby
zamknięto Pawła za kratkami. Pewnie wiele by nie dostał, jakby nic przy nim nie
znaleziono. Wujek Anety by im pomógł. A może nie powinien się do tego mieszać,
tylko zająć swoim życiem? Przed nim leżał trudny do zgryzienia orzech.
*
Szymon
pomachał dzieciakom i ich rodzicom. Żałował, że pogoda nie dopisała i musiał
zrobić zajęcia w hali. Dobrze, że taką mieli, bo w przeciwnym razie musiałby
odwołać dzisiejsze spotkanie. W dodatku kiedy w ubiegłym roku wpadła kontrola z
Polskiego Towarzystwa Hipoterapii, mógłby mieć większe problemy przez brak
miejsca pod dachem. Zaprowadził konie do boksów, gdzie nagrodził je kostkami
cukru.
–
Dzieciaczki cię uwielbiają – powiedział Jacek.
–
Ja je też. Która godzina?
–
Chyba po szesnastej.
–
Jadę po Kamila. Nie będzie się tłukł autobusem. – Chętnie też odwiózłby go do
kuzyna, ale przez zajęcia nie mógł tego zrobić. Za to umówili się, że jak tylko
będzie wolny, da znać Kamilowi i chwilę później po niego podjedzie.
–
W końcu się wam układa. Cieszę się.
–
Też się cieszę. – Pogłaskał jeszcze Ariadnę po pysku. – Czasami mam podły
humor, ale on to wytrzymuje.
–
Nie zawsze ma się tylko te dobre dni. W związku nie ma różowo. Wiem coś o tym.
–
A jak twój synek?
– Bez
zmian. Co nas cieszy, bo jego stan się nie pogarsza. Czekamy na cieplejsze dni,
byśmy mogli wziąć go na dwór. Na razie lekarz zabronił. Do dzisiaj jestem ci
wdzięczny za zorganizowanie zbiórki pieniędzy. – Poklepał Szymona po ramieniu.
– Dobry z ciebie człowiek. A że czasami wychodzi z ciebie diabełek… Z kogo nie
wychodzi, kiedy chce się walczyć o swoje racje? Jedź po partnera, ja uprzątnę
następne boksy. Kazik czyści uprzęże. Tylko coś ostatnio narzekał na
monitoring. – Spojrzał w stronę wiszącej pod sufitem kamery.
– Przypomnij
mu, że w dzień są wyłączone. Nie chodzi tu o szpiegowanie moich pracowników,
tylko o dobro zwierząt.
–
Już z nim o tym gadałem. Ale chyba zrobię to jeszcze raz.
–
Jak coś to sam z nim porozmawiam. Dobra, spadam.
–
Do później.
Podali
sobie ręce, a Szymon wyszedł ze stajni. W domu szybko umył dłonie i zabrał
kluczyki od samochodu.
–
Mamo, jadę po Kamila.
–
Uważaj na drodze, bo leje jak z cebra i jest ślisko.
–
Wiem. Będę uważał.
Założył
kurtkę oraz ciężkie buty, odpowiednie na taką pogodę. Dziarskim krokiem dotarł
do bramy i otworzywszy ją po chwili, wyjechał na drogę. Zamknąwszy bramę,
wsiadł do samochodu i zadzwonił do Kamila, mówiąc mu, że dotrze do niego za
piętnaście minut. Naprawdę nie zamierzał się śpieszyć, szczególnie kiedy widoczność
na drodze była nikła. Deszcz uderzał w szyby, a wycieraczki pracowały pełną
parą. Szymona wnerwiało to, że kiedy latem ubiegłego roku deszcz był potrzebny,
to go jak na złość nie było. Nie mógł jednak narzekać, bo deficyt wody jest tak
duży, że każdy taki dzień, kiedy leje, przydawał się.
Pod
dom Dutkiewiczów dotarł trochę później, niż planował. Dał znać Kamilowi, że już
jest i chwilę później chłopak pojawił się w samochodzie.
–
I jak było?
–
Nawet spoko. Pogadałem z Piotrkiem o tym, o czym planowałem, a potem tak na
luzie. Pograliśmy nawet na PlayStation.
–
Nie nudziłeś się. – Wycofał ostrożnie, pamiętając o listopadowej stłuczce, jaką
miał na parkingu w Rzeszowie. Wykonując wówczas ten sam manewr, cofnął prosto w
stojący za nim samochód. Nie widział go, bo patrzył na inny, który czekał, by
wjechać na jego miejsce. Za to za nim zatrzymała się młoda dziewczyna, która
czekała na wyjeżdżającego obok kierowcę. Niestety, coś go na tyle oślepiło, że
nie zauważył jej i wjechał na jej auto, uszkadzając lewe drzwi. O dziwo jego
samochód miał tylko małe zadrapanie na zderzaku. Tamto zdarzenie nauczyło go,
że prowadząc samochód, nawet na parkingu trzeba mieć oczy z każdej strony
głowy. Szczególnie w kiepską pogodę, kiedy widoczność była ograniczona.
–
Nie. Zaraz ci powiem co i jak z Pawłem, ale coś mnie zastanowiło. – Zagryzł
dolną wargę.
–
Co?
– Zszedłem
na dół do toalety, bo na górze remontują łazienkę. Potem jak wyszedłem z
kibelka, doleciał do mnie fragment rozmowy ciotki i wujka.
–
To znaczy?
–
Ona powiedziała: „Adam, ile będziesz jeszcze czekał, aby zacząć działać. Nie na
darmo robimy to, co robimy. Dali jej wszystko, a tobie nic. Też na coś
zasłużyłeś”. Wtedy wujek dodał: „Ty myślisz, że to tak da się szybko działać.
Muszę się najpierw zorientować co i jak”. Wtedy ciotka, już taka wkurzona,
powiedziała, żeby nie zwlekał. Obiecał jej się tym zająć.
–
I sądzisz, że o co chodzi? – Deszcz trochę przestał, więc teraz lepiej mu się
jechało.
–
Tak sobie myślę na co wujek miał niby zasłużyć i kto co dostał? Może chodzi o
moją mamę. Na to by wychodziło. Bo przecież wuj zawsze uważał, że rodzice
dawali jej wszystko, a on nic nie dostał. Ale jak potrzebował pieniędzy na
budowę domu, to dziadkowie mu pomogli. Miałem z jedenaście lat, a do dzisiaj
pamiętam, jak babcia dawała wujowi kasę. Mówiła, że to jego część i aby o
więcej już nie prosił, bo dali mu wszystko, co powinien od rodziców dostać.
Także nie wiem, czego on by jeszcze chciał. W ogóle to jak można czegoś żądać
od rodziców? I to jeszcze pieniędzy.
–
Jeśli jest tak jak podejrzewasz, to z tego co twój wujek mówił, pewnie niedługo
się okaże co i jak.
–
Obym się mylił.
–
Dokładnie. – Zdjął rękę z kierownicy i pogłaskał udo Kamila. – A co tam z
Pawłem?
– Ho,
z nim to istny cyrk. Nie wiem, co robić. Jakoś nie uśmiecha mi się donoszenie
na kuzyna.
–
Nie na niego. Chodzi o tę grupę. Nawet nie o Maćka czy jak mu tam, ale tego
szefa.
–
Gargamela – podpowiedział Kamil.
– Właśnie.
Jeśli handlują czymś nielegalnym, a my o tym wiemy, to trzeba by coś nie coś
zrobić.
–
Niby tak. Ale szlachetność to twoje drugie imię, nie moje. Kurwa, nie chcę, aby
Paweł poszedł siedzieć.
– Jeśli
jest niewinny, to nic mu nie będzie. Musisz pamiętać, że kumpluje się z dosyć
niebezpiecznymi typkami. W razie kłopotów, gdyby coś mu się stało, to będziesz
sobie pluł w brodę.
–
Też racja. Nie wiem, co mam robić. Może poczekamy jeszcze parę dni?
–
Do poniedziałku najwyżej, co?
–
W porzo. – Przymknął powieki. Spać mu się chciało. Taka pogoda go rozleniwiała.
Poza tym lubił jechać w samochodzie, kiedy na zewnątrz padał deszcz.
–
Zmęczony? – zapytał Szymon.
–
Bardzo. Jak tylko wrócę, to się na trochę kimnę, bo nie wytrzymam do nocy.
– To
może położysz się u mnie w pokoju. Ja i tak muszę popracować, a tobie nikt nie
będzie przeszkadzał.
–
Dobry pomysł.
Jak
postanowili, tak zrobili. Kiedy tylko dojechali do domu, Kamil przywitał się z
mamą Szymona i poszedł na górę się zdrzemnąć. Szymon przyszedł do niego chwilę
później i widząc, że jego partner już zasnął, przykrył go z troską kocem.
Pocałował go w skroń, po czym zostawił samego. Zszedł do gabinetu, gdzie
czekało go kilka godzin pracy na komputerze. Musiał zająć się całą
księgowością, obejrzeć plany pól, w końcu sprawdzić, czy nie zapomniał niczego
zasiać, a co musiał jeszcze posiać. Już nie mógł się doczekać, kiedy na dobre
wyjedzie w pole i spędzi tam cały dzień, jeżdżąc na traktorze.
*
Kamil
obudził się, kiedy na dworze zrobiło się ciemno. Musiało już być bardzo późno.
Odwrócił głowę, zauważając, że nie jest sam w pokoju. Szymon siedział obok w
fotelu i czytał coś, co nie było dokumentacją, fakturami czy ogólnie czymś
związanym z prowadzeniem gospodarstwa. Kamil rzadko widywał go z książką,
dlatego w tym przypadku był to taki dosyć niecodzienny widok.
–
Która godzina?
–
Prawie dwudziesta pierwsza. Nie chciałem cię budzić.
–
Cholera. – Usiadł. Koc, którym był okryty, owinął się wokół jego pasa. Odrzucił
go na bok. – Muszę iść.
– Zostań.
– Szymon odłożył książkę i wspiął się na łóżko. – Proszę. – Położył rękę na
jego torsie, zmuszając chłopaka, aby się położył.
–
Jak ładnie prosisz. – Z początku zaskoczony, wyciągnął rękę, aby położyć ją na
karku mężczyzny.
–
Bardzo? – Nachylił się nad Kamilem. – Zostaniesz? – Polizał jego usta. – Hm?
–
Za mało prosisz. Chcę więcej.
–
Więcej? – Położył się na nim, podpierając na łokciach po bokach jego głowy.
Połączył ich usta w subtelnym, przyjemnym pocałunku. Zamruczał, kiedy Kamil
wsunął nogę pomiędzy jego uda i poruszył się, ocierając w strategicznych
miejscach, a palce dłoni wsunął w jego włosy. Pogłębił pocałunek, dociskając
się do chłopaka całym ciałem. Potrzebował kochać się z nim. Potrzebował po
prostu z nim być.
Kamil
oddał pocałunek, który powoli przeradzał się w coraz zachłanniejszą walkę warg
i języków. Jedną rękę wsunął pod sweter i podkoszulek mężczyzny, szukając
kontaktu z jego skórą. Miło mu było z tym, że Szymon tak bardzo go chciał.
Nagle poczuł, że w jego kieszeni zaczyna wibrować telefon, a za chwilę ostry
dźwięk rockowej piosenki przerwał ciszę.
– Nie
odbieraj – zamruczał Szymon, dobierając się do jego szyi. Chciał się popieścić,
zanim pójdą się umyć, a potem będą się kochać całą noc.
–
Mhm. – Odchylił głowę, pozwalając mu się całować. Telefon ku jego uldze
przestał dzwonić. Nie na długo jednak, bo za chwilę znowu się odezwał. – Muszę
odebrać, bo ktoś nie da nam spokoju.
Szymon
ciężko westchnął, jak to miał w swoim zwyczaju i zsunął się z chłopaka. Położył
się na boku, czekając aż partner skończy rozmowę. Tymczasem Kamil, który
odebrał telefon, rozmawiał z mamą.
–
Jak to go nie ma?
–
No nie ma. Dzwoniłam do tego jego kolegi i powiedział, że Janek wsiadł do
autobusu i po piątej pojechał do domu. Ale nie dotarł. Kamil, musimy go
poszukać.
–
Dobra. Dobra, zaraz będę. – Rozłączył się i spojrzał przepraszająco na
Bieńkowskiego.
–
Co tam?
– Tata
nie wrócił do domu. Mama chce go szukać. Martwi się. Muszę jej pomóc. – Położył
dłoń na policzku kochanka. – Przepraszam. Wynagrodzę ci to. Obiecuję. –
Ucałował szybko jego usta.
–
Uch. Na pewno wynagrodzisz. Pomogę ci. Zawsze jest tak, że gdy więcej osób
szuka, to zguba szybciej się znajdzie. – Wstał z łóżka, poprawiając ubranie. –
Pojedziemy moim samochodem. Może twój tata jest gdzieś niedaleko.
–
Podobno wsiadł w autobus do Jabłonkowa. Pod sklepem nie siedzi, a baru u nas
nie ma. Do Kaliny do baru też nie zawędrował. No chyba że jednak tam się udał.
–
Zobaczymy.
Zeszli
na parter. Ubrali się szybko. Szymon tylko zabrał kluczyki i razem z Zarzyckim
odganiając się od Aresa, który sądził, że idą na spacer, wyszli na zewnątrz. Na
szczęście już przestało lać, lecz było potwornie zimno. Kamil zadrżał.
Zdecydowanie bardziej wolałby siedzieć w ciepłym domu, kochać się z Szymonem, a
nie szukać zapijaczonego ojczulka.
–
Podjedź pod mój dom. Ja skoczę i powiem mamie co i jak. Ona pojedzie do wsi, a
my poobjeżdżamy okolice. Ojciec powinien przecież wysiąść na tym przystanku
niedaleko stąd.
Bieńkowski
już tego nie skomentował, bo nie czuł takiej potrzeby.
Pięć
minut później mama Kamila pojechała do wsi, aby tam sprawdzić zakątki, w
których urzędowały miejscowe pijaczki, a oni zaczęli objeżdżać okoliczne drogi.
Poszukiwania utrudniała im ciemność. Szymon jechał powoli, aby niczego nie
przegapić.
Kamil
coraz bardziej się denerwował, zaczynając kląć na ojca i jego
nieodpowiedzialność, głupotę.
–
I on ma się za dorosłego. Jak diabli, do kurwy nędzy, jest dorosły. Oczywiście
– prychnął. – Tylko mózg mu gdzieś odjebało. – Bał się o tatę. Mimo tego, jak
ten go traktował, to przecież cały czas Jan Zarzycki pozostawał jego ojcem. Nic
tego nie zmieni, nawet słowa mężczyzny, kiedy ogłosił, że jest wprost
przeciwnie.
Szymon
nie próbował uspokajać partnera. Skręcił tylko w polną drogę, chcąc przejechać
kawałek na skróty do głównej ulicy. Dojeżdżając do niej, zobaczył coś w
światłach samochodu i mrużąc oczy, zwolnił jeszcze bardziej, po czym się
zatrzymał.
–
Co jest?
–
Tam coś leży. Przy rowie. – Wskazał Kamilowi palcem. – O tam, widzisz?
Zarzycki
natychmiast wybiegł z samochodu. Miał ze sobą latarkę, więc ją włączył.
Dobiegłszy do miejsca, które wskazał Bieńkowski, ujrzał półleżącego w rowie
człowieka. Natychmiast go rozpoznał. Mężczyzna chrapał. Ubrania miał
doszczętnie przemoczone.
– Mój
kochany tatusiek postanowił sobie uciąć drzemkę na dworze, podczas ulewy.
Pięknie, kurwa – warknął, kiedy Szymon pojawił się przy nim.
–
Musimy go zawieźć do domu.
–
Zafajda ci siedzenia.
– Wożę
plandekę w bagażniku, to zaraz pościelę ją na siedzeniach. Nie możemy go tak
zostawić. Podjadę bliżej.
–
Mhm. Zadzwonię do matki. – Wściekły Kamil wyjął telefon i skontaktowawszy się z
rodzicielką, powiedział jej, że znaleźli ojca i niedługo przywiozą go do domu.
Nie mówił wiele, bo go nosiło i jeszcze zacząłby się wydzierać na troskę, która
przebijała się w jej głosie. Ona nadal kochała tego zapijaczonego skurwysyna.
Nie mógł w to uwierzyć. Może sam na jej miejscu tak by się zachowywał.
Bieńkowski
zaparkował tuż obok. Szybko powyścielał siedziska folią.
– Weź
go za jedno ramię, ja za drugie. – Poza malującą się na twarzy wściekłością
widział u Kamila potworny smutek. To wzburzyło mu krew w żyłach. Nie chciał,
aby ktoś, kogo kocha, tak się czuł. Z pomocą Kamila podniósł mężczyznę, który
się obudził i zaczął na nich kląć.
–
Wy chuje, zoszawszie mnie.
–
Spokojnie, panie Zarzycki, to tylko my i zabieramy pana do domu.
–
Piedrole wasz. Pusssie mnie. Wraszam do domu. – Szarpnął się, ale w ogóle nie
miał siły.
– Spokojnie,
zaraz zabierzemy pana do domu. Cuchnie pan – stwierdził Szymon, wyczuwając woń
alkoholu.
–
Śmierdzi jak gorzelnia. Gorzej.
–
Ja bsz…bszy… brzydszy…
– Zamknij
się tato, bo i tak nic nie rozumiemy – syknął Kamil przez zaciśnięte zęby,
wsadzając ojca do samochodu. – Powinienem nakręcić film i jutro mu to pokazać.
–
Daj spokój. – Zapiął pas mężczyźnie, który usilnie się przed tym bronił. Szymon
przez chwilę miał ochotę mu przyłożyć. Wkurwiała go postawa ojca jego partnera.
– Jeszcze byś oberwał.
–
Zosawszcie mnie. Jade do domu. Pobole wasz. Robote mi zabszali – mamrotał Jan.
–
Co on gada poza tym, że nas pierdoli? Robotę mu zabszali? – zapytał Kamil.
– Chyba
stracił pracę. Tak mi się wydaje. Wsiadaj. – Bieńkowski zatrzasnął drzwi
mocniej niż zwykle.
– Pięknie,
kurwa! Tego brakowało, żeby go wywalili z roboty. Nie jedną już stracił. Szlag!
Chwili spokoju nie ma. Co się jeszcze wydarzy?! – wrzasnął, dając ujście
emocjom, które chciały go rozerwać od środka. Dopiero potem wsiadł do
samochodu, usiłując nie słuchać pijackiego paplania człowieka, którego nazywał
tatą.
po tobie nigdy nie wiadomo czego się spodziewać ;)
OdpowiedzUsuńLubię Twoje opowiadani. Na tyle mocno, że gdy już wkroczyłam w dorosły etap życia (chociaż 18 miałam już jakiś czas temu) i założyłam sobie konto w banku (no i posiadam na nim jako takie środki) w ciągu dwóch tygodni kupiłam prawie wszystkie Twoje e-booki (nie kupiłam JESZCZE "Szczęścia od losu", ale niedługo na pewno dołączy do mojej kolekcji).. Tak więc podsumowując: mimo że jedne twoje opowiadanie podobają mi się bardziej inne mniej czytam na bieżąco i cieszę się że piszesz ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
Ank.
Dziękuję ślicznie i pozdrawiam. :)
UsuńPisalas chyba kiedys opowiadanie o pewnym niewidomym chlopaku, ale nie moge go znalezc. Jest gdzies dostepne? Jestem pewny, ze to Ty je pisalas ;/
OdpowiedzUsuńJedyne opowiadanie jakie pisałam o postaci która była niewidoma to Połączeni. To fantasy, nie wiem czy o to Ci chodziło. Ale jest tutaj na blogu: http://opowiadania-luana-slash.blogspot.com/p/poaczeni.html Tylko tekst jest czarny, bo po zmianie kolorów czcionki tak zostało. Ewentualnie jest ono do pobrania tutaj: https://chomikuj.pl/Luana2012/Moje+opowiadania+MM jest wśród tych wszystkich plików. Hasła nie ma.
UsuńPostanowiłam się znów odezwać od paru rozdziałów xD kurcze..to opowiadanie jest po prostu..no słów aż mi brak. Nie rozumiem ludzi, którzy dajmy na to czepiają się ciebie o nie danie autora jakiegoś tektu czy ciul wie czego jak to zrobiła Ai~chan czy jak jej tam..nawet nie chce mi się pamiętać jej niku bo to bezsensu...ja uwielbiam twoje opowiadania i nawet nie czytam skąd brałaś dane cytaty bo mi to nie jest potrzebne, najważniejsze jest to, że wiesz kiedy je dawać aby pasowały do całości. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Pozdrawiam :D :*
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że czytając inne teksty mnie też nigdy nie interesowało skąd jaki cytat pochodzi. Taką informację zamieszcza się obowiązkowo i tyle. A Ai-Chan, no cóż, odezwała się chamsko, zamiast grzecznie skąd cytat itd. oceniła coś, nie mając pojęcia jak było kiedy pisałam Buntownika. I wtedy w życiu by nie znalazła kto jest autorem drugiego cytatu. A obecnie nie czytam rozdziałów które wstawiam i nawet nie zwróciłam uwagi na te cytaty.
UsuńDziękuję za komentarz. :)
Hej,
OdpowiedzUsuńbardzo emocjonalny rozdział, mam nadzieję że ojciec Kamila w końcu zrozumie i ich relacje będą cieplejsze i tak samo u Szymona...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia