Kilka słów ode mnie. Po pierwsze informuję, że ebook "Tam gdzie topnieje lód" którego autorką jest Leśna można już kupić tutaj: Klik
Po informacje jak kupić książkę i inne takie zapraszam na stronę TGTL: Klik. Bardzo polecam tę opowieść tym, którzy są jeszcze niezdecydowani. Kochałam ten tekst od początku jak na niego trafiłam, a teraz po poprawkach na pewno pokocham go jeszcze bardziej.
Zapraszam też do nowo powstałego sklepu, gdzie można kupić nie tylko książkę Leśnej, ale także książki napisane przez Shikat Tales. Ale ja też podam Wam tutaj link: Klik.
Teraz kilka informacji do u mnie i mojego chorego psiaka. Nie ma już go. We wtorek wezwałam weterynarza do domu i moja mordeczka albo morduchna, bo to był duży pies, została uśpiona. Spokojnie sobie zasnął. Oszczędziłam mu cierpienia i jest teraz w lepszym świecie. Ja mogę tylko się cieszyć, że sobota była takim super dniem, kiedy wyglądał i zachowywał się jakby był zdrowy (w niedzielę już było źle). Ostatni taki podarowany dzień. Tak samo miałam z psem wiele lat temu. Też nam dano taki dzień, ale go nie wykorzystałam, bo komputer był ważniejszy. I zawsze jeżeli znajdziecie się w tak smutnej sytuacji i dostaniecie taki dzień, że Wasz chory zwierzak nagle będzie taki jak przed chorobą to go wykorzystajcie. Pójdźcie na spacer, na ten ostatni, pobądźcie z nim/nią, pobawcie się. Nic wtedy nie jest ważniejszego od tego. Piszę to po co, abyście później niczego nie żałowali. Czasu się nie cofnie i nie da się tego dnia ponownie przeżyć. Pamiętajcie o tym. I kochajcie swoje, czyjeś zwierzaki, nie pozwólcie im cierpieć, bo one też czują, nie są rzeczą, pomagajcie im, bo dużo wnoszą do naszego życia. :***
Dziękuję za komentarze i zapraszam na kolejny rozdział. :**
– Gdzie
on jest?! Gdzie jest ten pedał, którego miałem za syna?!
Kamil
uniósł się z parapetu i podszedł do drzwi. Mógł się z kimś założyć, że z ojcem
nie pójdzie tak łatwo. Znał go i chyba podświadomie właśnie jego się obawiał.
–
Idziesz do niego? – zapytał Szymon.
– Co mam
robić? Nie będę się ukrywał. W końcu muszę wyjść z pokoju.
– Idę z
tobą.
– Może
byłoby lepiej, abyś został… – Głupim pomysłem było, że Szymon tutaj przyszedł.
Nie chciał, żeby tata mu coś zrobił.
– Nie ma
mowy, skarbie. – Chwycił go za brodę i przytrzymując ją, złożył na jego ustach
soczysty pocałunek, ale trwający zaledwie ulotną chwilę. – Idziemy – zarządził.
Zarzycki
otworzył drzwi. Z parteru dobiegały różne głosy, a wśród nich przebijał się ten
należący do ojca. Kamil, zbliżywszy się do schodów, z góry obserwował sytuację.
Babcia stała na pierwszym stopniu, broniąc zięciowi wejścia na piętro. Dziadek
stał trochę z tyłu, a mama kłóciła się ze swoim mężem. Płakała i krzyczała
na niego:
– Jest
naszym synem! Nie możesz się go pozbyć, wyrzucić z domu, wyrzec!
– Nie
wychowałem cioty!
– Ja też
nie. Mnie również jest trudno!
– Cała
wieś ma nas na językach. – Jan Zarzycki spojrzał w górę. – Chodź tutaj,
ścierwo! Nie ukrywaj się! I co tu robi ten drugi pedał?! Naszego syna na złą
drogę sprowadził. Ludzie już gadają. Wysiadłem przed sklepem, żeby sobie piwo
kupić, i co? Od razu mnie napadli i się pytają, czy wychowałem syna pedzia.
Paluch i Filipiakowa mi wszystko opowiedzieli. Gdyby nie twoja mama i babka,
tak bym cię sprał na kwaśnie jabłko, że zaczęłyby cię interesować dziewuchy a
nie chłopy! Skąd ci się to wzięło?!
–
Znikąd, tato…
– Nie
mów tak do mnie! Dopóki będziesz tym ścierwem, nie mów tak do mnie! – Chciał
wejść na schody, ale teściowa zastąpiła mu ponownie drogę, żona złapała za
jedną rękę, a teść za drugą.
Kamil
patrzył na rozjuszonego ojca i wiedział, że tylko cud ratuje go przed jego
twardą ręką. Od dawna nie widział go tak wściekłego. Twarz miał całą czerwoną,
wzrok dziki. Usta wypowiadały przekleństwa, których zazwyczaj chłopak nie
słyszał od rodzica. Dziewiętnastolatek żałował, że ojciec wysiadł na przystanku
obok sklepu i nie mógł mu sam o sobie powiedzieć. Kto wie co mu ludzie
naopowiadali.
– I
jeszcze jedno, ty mała mendo! – krzyczał Jan, wymachując rękoma, nie wiedząc,
że syn nie słyszał części jego wypowiedzi. – Wychowałem na własnym łonie…
– Janek,
daj już spokój! Nic nie zrobisz! Niczego nie zmienisz! To zawsze będzie twój
syn. – Beata próbowała zaciągnąć męża do kuchni. – Chodź, dam ci zupy,
ochłoniesz i zrozumiesz, że nic nie zmienisz.
– A to
co? Jesteś po jego stronie? Dupy, kurwa, będzie dawał! Ja mu, kurwa, dam dupy
facetom, to mu nogi z dupy powyrywam i się nigdzie nie ruszy. Jeszcze mi goły
po wsi będzie latał i wymachiwał nadgarstkami jak baba, malował się i na różowo
ubierał. Ludzie nie dadzą nam żyć. Filipiakowa już działa.
Szymon
zmarszczył brwi, słysząc to ostatnie zdanie. Jak niby ta kobieta ma działać?
Pewnie plotki rozsiewa, dorzucając swoje pięć groszy.
– Już
kobiecina ci pokaże, Bieńkowski. Już ci pokaże. Albo ja wam obu, kurna, pokażę…
– Nie
gróź ludziom! Do kuchni! – krzyknęła rozkazująco Beata. Popatrzyła na syna i
jego partnera. – Idźcie do pokoju, bo nie ręczę za niego.
– Nie
ręczysz, kurwa, za mnie?! Nie ręcz za swojego synalka pedzia! Kurna, ciotę mam
w domu. Niech to jasny szlag trafi! Nie jesteś moim synem, rozumiesz?! –
Wycelował w niego wskazujący palec. – Dopóki się nie zmienisz, nie odzywaj się
do mnie. Jesteś dla mnie powietrzem!
Kamil
zahaczył małym palcem palec Szymona i pociągnął go do swojego pokoju. Dopiero
tam, kiedy zamknął drzwi, poczuł, jak bardzo się trzęsie. Szymon objął go mocno
i przez chwilę tak stali, nic nie mówiąc. Nie było na to słów wsparcia,
pocieszenia. Każde wydawałoby się nie na miejscu. Czasami po prostu lepsze było
milczenie i bycie razem.
– Jak
to przyjęli twoi rodzice… Gdy dowiedzieli się o tobie? – zapytał Kamil,
przechwytując spojrzenie Szymona, kiedy w końcu odsunął się od niego i usiadł
na łóżku.
– Mama
płakała przez trzy dni, a tata… Tego się nie spodziewałem. Powiedział, że jak
ktoś mnie skrzywdzi, to mu na kopie. Mój ojczulek, rozumiesz? Wtedy nie był tak
poważny. W sumie to było jedenaście lat temu. – Odsunął krzesło od biurka i
usiadł na nim okrakiem. Rzucił mu się w oczy laptop, który ucierpiał, gdy spadł
na podłogę. Musi powiedzieć Konradowi, żeby się nim zajął.
– Serio?
Miałeś wtedy piętnaście lat.
– Wiedziałem,
czego chcę. – Położył ręce na oparciu i oparł o nie brodę. Kamil mógł udawać,
że się nie przejmuje i na luzie przyjął zachowanie ojca, ale on już go zdążył
poznać. Przygryzł od środka policzek, zastanawiając się, co powinien zrobić,
żeby chłopak się rozluźnił i na trochę przestał o tym wszystkim myśleć. Dużo go
jeszcze czekało. Właściwie ich obu, więc dlaczego nie mogli pozwolić sobie na
trochę szaleństwa?
– Szybki
byłeś – stwierdził Zarzycki.
– Można
tak powiedzieć. Jak twój laptop?
– E,
chodzi, ale obudowa…
– Powiem
Konradowi…
–
Szymon?
– Hm?
– Nie
martwi cię to, że wszyscy wiedzą i będą cię wytykać palcami? – Podwinął nogę pod
siebie. Jego to przerażało, a partner wyglądał, jakby nic go to nie obchodziło.
– Nie
jest tak, że to olewam, ale co mam zrobić? Mówiłem ci, że bardziej męczyło mnie
to ukrywanie. Nie zamierzam nagle całować się przed ludźmi czy coś albo
zachowywać obcesowo. Ale nareszcie będę sobą.
– Nie
mów, że wybierzemy się na spacer do wsi, trzymając się za ręce.
– Piękna
wizja. – Puścił mu oczko. – Chciałbym,
ale do niczego cię nie zmuszę. Nie, nie będę aż tak obscenicznie pokazywał tego
i owego. Wystarczy, że wiem, iż mogę. Co powiesz na nocną przejażdżkę motorem?
– zmienił temat.
– To co, nie chcesz już wspiąć się do
mojego pokoju i… – Kamil wstał i wolnym krokiem podszedł do Szymona. Wczesał mu
palce we włosy i nachylając się, ucałował go w czubek głowy. Miał nadzieję na
gorącą noc, podczas której nie będzie myślał. Nie potrafił ukryć swojego
rozczarowania.
Bieńkowski
wyciągnął ręce i przycisnął chłopaka do oparcia krzesła. Położył jedną dłoń na
jego pośladku, a drugą uniósł nieznacznie koszulkę, odsłaniając brzuch.
Wyciągnął się i pocałował skórę w miejscu, skąd biegła cienka linia
włosów, chowając się za paskiem spodni. Do ust napłynęła mu ślina, gdy
wyobraził sobie, jak obsuwa mu spodnie w dół, a potem jego usta obejmują
nabrzmiałą główkę członka. Dawno nie miał penisa w ustach. Lubił czuć, jak
przesuwa się po jego podniebieniu, dociera do gardła… Poczuł palącą potrzebę w
podbrzuszu i oderwał się od tych myśli. Spojrzał w górę na wpatrzonego w niego
Kamila.
– To jak
z tą przejażdżką? Chcesz poczuć zawrotną prędkość?
– A
czemu nie? O której?
– O
dwudziestej drugiej będę czekał na ciebie przed domem. – Wsunął rękę pod
koszulkę i przesunął ją na tors Kamila. Lubił jego gładką skórę. W ogóle lubił
mężczyzn z niewielką ilością owłosienia. Chyba że tym otaczającym penisa i
jądra. To go podniecało. I ten zapach…
– Spoko.
– Przeczesał rude włosy partnera. Miał ochotę go o coś zapytać, ale nie bardzo
wiedział, jak to zrobić. Jednak jeśli nie wydusi tego z siebie, to niczego się
nie dowie. Internet to jedno a życie drugie. – Czy gdybym chciał, żebyś ty
kiedyś mnie, no wiesz…, ale nie mówię, że chcę. Tak teoretycznie, to… Lewatywa
jest potrzebna, co?
Szymon
starał się nie okazać zaskoczenia. Chłopaka speszyło to pytanie, podczas gdy
dla niego są to ludzkie tematy. Zawsze był zdania, że higiena musi być. Co nie
znaczy, że nie lubił seksu spontanicznego. Nie zawsze jest wtedy czas na pewne
rzeczy, ale sam starał się dbać o siebie na tyle, by partner nie miał przykrych
niespodzianek. Tego sobie też życzył od Kamila.
– Tak,
ale niekoniecznie. Czasami wystarczy palcem lub są do tego gruszki. To już
sprawa indywidualna. Najważniejsze jest dokładne mycie. W środku też fajnie
byłoby.– Przesunął palcem po szwie spodni układającym się pomiędzy pośladkami.
– Miło byłoby. Szczególnie gdybym chciał zrobić ci coś przyjemnego językiem –
szepnął. – Wtedy to już tylko po myciu. – Wyczuł, jak pośladki chłopaka spinają
się. Potarł go nosem po brzuchu.
– Ale… –
Cholera, wizja tego była gorąca. Tyle się naoglądał filmów o rimmingu. Jak to
jest? On nie byłby w stanie czegoś takiego zrobić. Mógł mu tam wkładać palce i
fiuta, ale nie język, ale gdyby jemu… Zadrżał. Jego penis żywo zainteresował
się sytuacją, więc Kamil musiał odetchnąć. Może oddanie się Szymonowi nie
byłoby takie złe. Coś w jego brzuchu ścisnęło go przyjemnie z ekscytacji.
Wcześniej o tym nie myślał. Był bardzo na „nie” w tym względzie.
– Nie
musisz robić czegoś, czego nie chcesz. Możesz mi sprawiać przyjemność czymś
innym – wypowiedział te słowa, chuchając gorącym powietrzem na jego skórę.
Nakręcał się i powinien to przerwać. Nie mógł się tutaj na niego rzucić.
Gdyby byli sami, wiedziałby co z nim zrobić. Mógłby… Pukanie do pokoju
przerwało jego myśli.
Kamil
odszedł od partnera, starając się ochłonąć.
– Co
tam?
–
Kamilku, kolacja – głos babci przedarł się przez zamknięte drzwi.
– Nie
mam ochoty jeść. – Otworzył wejście. – Nie jestem głodny.
– A
Szymon…
– Ja już
wychodzę, proszę pani. – Bieńkowski wstał, poprawiając długą koszulkę tak, by
zasłoniła krocze. Podniecał się przy Kamilu jak nastolatek. – A ty lepiej coś
zjedz – powiedział do partnera. – Żebyś nie stracił sił na motorze – szepnął mu
na ucho. Czekała ich prędkość i szaleństwo, a planów miał wiele. – Do widzenia
pani – zwrócił się do sąsiadki. – I dziękuję. – Pochylił się i ucałował
policzek kobiety.
– A do
widzenia, do widzenia. – Zofia zamrugała szybko i przepuściła w drzwiach
Szymona. – Odprowadzę cię.
–
Poradzę sobie. Cześć, Kamil.
– Cześć.
Babcia, gdzie jest tata?
– Wyżywa
się przy rąbaniu drzewa. Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
– Słowa
zaklęcia – wymamrotał.
–
Słucham? – Obok niej przemknęła Milagros. Suczka pomachała ogonem Kamilowi i wskoczyła
na łóżko. Zrobiła kilka kółek i ułożyła się na narzucie.
–
Wszystko będzie dobrze. Wypowiadasz je i tak się dzieje. – Na to liczył, ale
wiara w to, to już inna para kaloszy. – Może jednak coś zjem, a potem pójdę się
umyć i posiedzę przy kompie.
– To
chodź, kanapki czekają. Twoja mama je zrobiła i prosiła, by cię zawołać.
Zobaczysz, z czasem zmieni się jej nastawienie. A twój dziadek… Próbuje to
przełknąć. Jeszcze z nim porozmawiam. Martwi się o ciebie. Każdy potrzebuje
czasu.
– Zaraz
przyjdę, co? – Usiadł na łóżku i pogłaskał Milagors.
– Zrobię
za ten czas herbaty. – Zamknęła drzwi po cichu.
Kamil
dopiero zostając sam, przytulił suczkę. Mili zamachała ogonem, wyrażając tym
swoją aprobatę do takich czułości.
– Wiesz
co? Za parę dni pewnie jakoś wszystko przełknę. Na razie boję się jak cholera.
Nie powinienem się tym martwić. W Zamościu nie przejmowałbym się reakcją
staruszka. Miałbym to gdzieś. Pewnie bym mu odpyskował, żeby się walił i
poszedłbym napić się porządnie i jarać papierochy jeden za drugim. Bogdan by mi
towarzyszył, Tomek marudziłby nad wyższością wina nad piwem, Dorota z Anką
gadałyby do upadłego o ciuchach, kosmetykach i która sobie ostatnio robiła
maseczkę, i czy dzięki nowemu kremowi do depilacji włosy na nogach nie za
szybko odrastają. Tam było proste życie. Można się było ukryć. Tutaj każdy o
każdym wszystko wie. Ale wiesz co? – Pogłaskał zadowoloną z pieszczot
Milagros. – Jakbym tamto życie miał zamienić na to… Wolę chyba to. Nie wierzę,
że to mówię, ale taka prawda. Tam naprawdę byłem dupkiem. Wiesz, raz kazałem
małolatowi oddać całą kasę, jaką miał. Wyśmiewałem kujonów. Dokuczałem ludziom.
Robiłem głupie żarty. I ciągle chodziłem zły. Kradłem. Raz, ale to zrobiłem.
Jabłonkowo… – umilkł na chwilę i zapatrzył się w okno. – Wiesz, są takie
miejsca, które koją, potrafią wydobyć z człowieka jego najlepsze cechy. Jestem
przekonany, że Jabłonkowo tym właśnie stało się dla mnie. Ostoją, podporą,
miejscem, które koi duszę i pozwala żyć tak, jak tego chcę. – Chwycił pysk psa
w obie dłonie. Popatrzył w oczy swojej pupilce. Jej ogon nie przestawał uderzać
o łóżko. – I wiesz co? Na pohybel tym wszystkim ludziom ze wsi. Niech się
odwalą. Będę się przejmował moją rodziną, ale ludźmi nie. Będą gadać, niech
gadają, niech rzucają kamieniami, kochana. Będę żył, jak chcę. A wiesz, czego
chcę? Być z Szymonem i walczyć o to, że my też mamy prawo do wyjścia,
trzymając się za ręce. Dobra, nie od razu będę na to gotów, ale stawimy im
czoło. – Cmoknął suczkę w nos. – Zgadzasz się z tym? Żyjmy jak chcemy. Hm?
Milagros szczeknęła wesoło. Wstała i zaczęła
wspinać się na niego, żeby polizać go po policzku. Zaśmiał się. Przebywanie ze
zwierzętami było doskonałą terapią na wszystko. Odetchnął pełną piersią. Spadł
mu ciężar z pleców. Poza tym nie mógł się doczekać przejażdżki w środku nocy na
motorze.
– Będzie
się działo, jak to mówi Iwona.
*
Punktualnie
o dziesiątej wieczorem Kamil zszedł po cichu na parter. W dużym pokoju grał
telewizor. Założyłby się z kimś, że to babcia oglądała powtórkę jakiegoś
serialu, a dziadek chrapał na kanapie. Wcześniej słyszał rozmowę rodziców
dobiegającą z sypialni. Głosy były podniesione, ale nie kłócili się. Skorzystał
z tego, że nikt nie zwracał na niego uwagi i wymknął się z domu. Noc była
ciepła, parna, zapowiadająca kolejne upalne dni. Włączył latarkę w telefonie i
oświetlając sobie drogę, dotarł do czekającego na niego Szymona i jego bestii.
– Hej.
– Hej. –
Podał chłopakowi kask. – Zakładaj i jedziemy.
Chwilę
później Kamil siedział za partnerem, obejmując go mocno. Czuł pomiędzy nogami
siłę dwukołowej maszyny i prędkość, gdy mknęli pustymi drogami. Tym razem
Bieńkowski nie oszczędzał motoru. Honda ryczała i wydawało się, że mknie z
prędkością światła. Kamil czuł się fantastycznie. Nic go nie obchodziło. Cały
miniony dzień zniknął, jakby go nigdy nie było. Zniknęły troski, obawy, a byli
tylko oni dwaj jadący na motorze, pola ukryte w ciemności rozpraszanej przez
towarzyszącą im pełnię księżyca i ciemna linia horyzontu zbliżającego się lasu.
Zwolnili dopiero, gdy do niego podjechali. Szymon wprowadził motor na wąską
dróżkę i wolno przejechał kawałek. Kierował się na znaną im polanę, którą tak
często odwiedzali, jeżdżąc konno.
Mężczyzna
zatrzymał się i zdjął kask. Kopnął potężną stopkę od motoru, by go postawić i
zsiadł z niego. Ledwie Kamil zrobił to samo, jego usta zostały zmiażdżone przez
wargi Szymona całujące go z dużą potrzebą. Poddał się temu, opuszczając swój
kask na trawę, a palce rąk zaciskając na skórzanej kurtce. Przechylił
głowę, gdy Szymon wsunął język do wnętrza jego ust i przeciągnął nim wzdłuż
zębów. Ciało mężczyzny przylgnęło do niego, a on miękł w jego ramionach,
zarzucając mu ręce na szyję, poruszając przy tym biodrami, dopóki nie ocierał
się o krocze kochanka. Zaskoczyło go to, że Szymon jest twardy jak skała.
Pocałunek zmienił się. Stał się bardziej drapieżny, dziki. Kamil jeszcze nie
był całowany w taki sposób. To tak, jakby Szymon czekał ostatkiem sił, żeby to
zrobić. Nakręcony kochanek przesunął dłonie w dół jego pleców i w górę. Ręce
były bardzo gorące, praktycznie spalając dziewiętnastolatka przez koszulkę.
Kamil chciał coś powiedzieć, ale natrętne wargi kochanka nie pozwalały na to,
odbierając nie tylko prawo głosu, lecz także i oddech, który był mu tak
potrzebny. Szczególnie odczuł to wtedy, gdy ręce Szymona pociągnęły mu koszulkę
i szorstkie palce znalazły się na jego skórze, a on zapomniał, jak się
oddycha przez nos. Zaczerpnął jednak powietrza i zassał się na języku partnera.
Gdzieś w duszy jęknął, kiedy palce Szymona zaczęły bawić się jego paskiem, nie
przestając parzyć jego skóry. Ciało Szymona było tak gorące, że mógłby ogrzać
pomieszczenie, jeżeli byliby w jakimś, a on by mu w tym wtórował, bo sam
rozgrzewał się w szybkim tempie przy tak rozpalonym kochanku.
Szymon
po bardzo długim czasie uwolnił zmaltretowane usta Kamila i przesunął się z pocałunkami
na szczękę chłopaka. Polizał ją przeciągle, a potem zaczął obsypywać całusami
brodę i szyję partnera, który odchylił głowę, pozwalając mu prowadzić. Uniósł
wyżej koszulkę Kamila i założył mu ją za kark, odsłaniając tors. Niewiele
widział, ale to nie było ważne. Wystarczyło, że czuł. Przesuwając językiem w
dół ciała, zassał jeden sutek, badając wrażliwość za pomocą zębów. Kochanek
nastawił się do pieszczot, a jego biodra zafalowały. Przenosząc się na drugi
sutek, drażnił go między swoimi zębami, otaczał językiem, kojąc ból. Oddech
Kamila przyśpieszył, a ręce wczepiły się we włosy Szymona, naciskając głowę do
torsu, jakby prosił o więcej. Szymon przesunął dłonią na ukrytą pod spodniami
nabrzmiałą erekcję chłopaka. Oderwał się od jego sutków i pochylony, spojrzał w
górę. Oczy przyzwyczaiły się do ciemności i widział kontur twarzy Kamila
wychylony w jego stronę, jakby partner go obserwował, czekając na więcej.
Odpiął górny guzik jego spodni i rozsunął zamek. Wskazującym palcem zaczął
śledzić włoski pod pępkiem, schodząc niżej. Wsunąwszy palce pod materiał
spodni, zahaczył o brzeg bielizny, ale nie posunął się dalej. Zabrał rękę i
ułożył ją na głowie Kamila. Przytrzymując go, wsunął w jego usta język, penetrując
je, owijając jego język swoim, a ich wargi muskały się tylko na ułamki sekund.
Lizał organ Kamila, zaczepiał go, zderzał się z nim, aż strużka śliny pociekła
im po brodach. Równie szybko zakończył pieszczotę, opadając na kolana. Przyssał
się do skóry na brzuchu chłopaka, skubiąc ją zębami, posuwając się coraz niżej.
Wtedy zabłysło światło. Spojrzał w górę.
– Muszę
to widzieć – wytłumaczył Zarzycki, trzymając w ręku latarkę, którą wziął z małego
schowka przy motorze.
Szymon
wciągnął głęboko powietrze przez nos i zaczął obsuwać spodnie kochanka wraz z
bielizną. W twarz uderzył go sztywny penis, wyskoczywszy ze swojej uwięzi.
Mężczyzna połasił się o niego policzkiem. Członek Kamila był mniejszy niż jego,
ale grubszy. Główka duża, osłonięta częściowo napletkiem, wyglądająca na
smakowitą. Ślina napłynęła mu do ust i nie powstrzymał się przed
smagnięciem jej koniuszkiem języka, zbierając wilgoć i delektując się tym
niczym najznakomitszym deserem. Kamilowi zadrżały biodra. Bieńkowski chwycił
mocno trzon członka i przycisnął go do brzucha partnera. Wcisnął nos w mosznę,
wciągając zapach kochanka. Zamruczał z zadowoleniem. Złapał się za krocze i
potarł siebie. Od długiego czasu był podniecony i penis coraz bardziej wołał o
uwolnienie go, a jądra chciały wytrysnąć spermę. Tak łatwo było to zrobić,
ale przekonał sam siebie, że opłaci mu się jeszcze trochę zaczekać.
– O
cholera – syknął Kamil, czując na jądrach gorący język partnera i jego usta
sunące sekundę później wzdłuż trzonu fiuta, docierające do samego czubka.
Pozwalając na to, by przechodzący przez niego dreszcz połaskotał wrażliwe
punkty wewnątrz niego, patrzył, jak Szymon drażni go od spodu wędzidełka i
rowka na główce, by dotrzeć do dziurki, wylizując wypływający z niej
preejakulat. Z satysfakcją obserwował jego dalsze poczynania, jak wargami
otacza koronę, wsuwając sobie jego członek do ust. Kamil szarpnął biodrami
wypchniętymi do przodu, prawie opuszczając latarkę. Chciał widzieć, jak jego
penis chowa się w ustach Szymona i wysuwa, mokry od śliny, a potem znów dociera
głęboko, niemalże do gardła mężczyzny, a jego przechodzą dreszcze. – Och.
Przełyk
przez chwilę zaprotestował, ale gardło przyjęło penisa. Szymon wiedział co
robić, żeby wziąć go całego, aż jego nos dotknął włosów łonowych kochanka. W
oczach pojawiły mu się łzy, ale przytrzymał go przez chwilę, a potem wypuścił z
głośnym plaskiem. Zrobił tak kilka razy, by później zassać się na nim, samemu
czerpiąc rozkosz z tego, co robił. Kochał to. Kochał czuć twardą, prężącą się
męskość w swoich ustach, lizać ją, wąchać, podgryzać i ssać. Kochał to, jak
mężczyźni pieprzą jego usta, jakby to robili z jego tyłkiem, a potem
dochodzą i chociażby nigdy się do tego nie przyznał, tak brał wszystko to, co
kochał. Położył dłoń na napiętych jądrach Kamila, a ustami possał główkę.
Biodra chłopaka podrygiwały coraz mocniej. Kutas w jego ustach jakimś cudem
jeszcze urósł, a na języku pojawiły się pierwsze krople spermy. Objął dłonią
jądra, a drugą potarł szybciej trzon.
–
Szymon…
– Nie
powstrzymuj się – szepnął, by niemalże połknąć penisa, z którego w tym samym
czasie zaczęły strzelać strugi słodko-słonego nasienia, zalewając mu gardło i
usta. Kamil podrygiwał biodrami, wyrzucając je mocno do przodu i Szymon musiał
się trochę wycofać, żeby się nie udławić. Przełknął wszystko, oblizał główkę,
dłonią wyciskając ostatnią kropelkę spermy. Spojrzał w górę na próbującego
dojść do siebie chłopaka. Wstał, obejmując go w pasie i przytrzymując.
Wyjął mu z ręki latarkę i za sznurek, który miała przy sobie, zawiesił ją na
kierownicy motoru, który cały czas stał za Kamilem. Chłopak chyba nawet nie
zdawał sobie sprawy, że się o niego opiera.
–
Wyssałeś mi mózg. – Otworzył oczy. Musiał odetchnąć i zająć się kochankiem, bo
jego naprężona pod ubraniem męskość wołała o uwagę.
– Nieraz
to zrobię. Przyzwyczajaj się do tego. – Chwycił zębami dolną wargę kochanka, a
Kamil jęknął. Nie na ten gest, ale na to, że jego penisa, który tylko trochę
zmiękł, otoczyły gorące palce. – Na tym nie koniec. Powiedziałem ci, że
potrzebuję dobrego pieprzenia. – Nachylił się do ucha dziewiętnastolatka. –
Wyruchaj mój tyłek tak, żebym przez następne dni nie mógł na nim usiąść.
Przez
ciało Kamila przebiegł prąd. Był tak silny, że zachwiał się. W życiu nie
pomyślał, że takie słowa niemalże zwalą go z nóg. Szybko zrozumiał, że kochanek
także chce zapomnieć o dzisiejszym dniu.
– Twoje
życzenie jest dla mnie rozkazem. – Tym razem to on zawarczał i wpił się w usta
partnera. Zaczął rozpinać mu spodnie i wsunął w nie dłoń. Sapnął, kiedy wyczuł,
że Szymon nie ma bielizny. Sukinkot planował to wszystko. Wręcz się doprasza o
dobre pieprzenie. Dzisiaj nie będą się kochać, bo trudno to będzie tym nazwać.
Postara się spełnić życzenie niczym złota rybka.
Pogłaskał
męskość partnera, a drugą ręką spróbował mu zdjąć skórzane spodnie. To
cholerstwo było tak wąskie, że dziwił
się, jakim sposobem penis nie zrobił w tym dziury.
– Pomóż
mi. – Chwycił go za włosy i odsunął jego głowę od siebie. – Rozbierz się. – Jak
dobrze, że mieli to nikłe światło latarki. Oby bateria nie wyczerpała się w
najmniej oczekiwanym momencie. Złapał za brzeg spodni i z pomocą kochanka
zsunął je z jego bioder. Musiał uklęknąć, żeby pozbyć się butów, a potem
uwolnić nogi Szymona. Przesunął dłońmi po łydkach, przez uda docierając do
bioder, a stamtąd na pośladki. Zaczął je ściskać, miętosić, rozdzielać. Jego
wzrok spoczął na stojącym penisie. Długi, gruby, ale nie tak gruby jak jego,
taki w sam raz, idealny. Tak naprawdę teraz miał okazję widzieć go w pełni
gotowości. Do tej pory działali na tyle szybko, że nie było czasu delektować
się widokami. Objął go dłonią i przesunął nią po nim. Szymon wydał dziwny
dźwięk, odrzucając głowę na kark. Kamil rozumiał jego pragnienie. Samego go to
nakręcało, mimo że niedawno przeżył fantastyczny orgazm. Potrzebował z dziesięć
minut, żeby mógł być gotów na dalszą zabawę.
– Chcę
twoich ust na moim fiucie – wyszeptał Bieńkowski, zdejmując górną część
odzieży. Bał się, że dojdzie, ale nie mógł sobie tego odmówić, kiedy już miał
Kamila na kolanach. Do tej pory nie uprawiali razem seksu oralnego, od razu
idąc na całość i chciał zobaczyć, jak dobry jest w tym chłopak. Kiedy jego
obolały penis bez żadnych ceregieli znalazł się w mokrej jaskini ust, niemalże
zawył. Ścisnął nasadę członka, żeby nie dojść, a był już bardzo blisko.
Kamil
lizał go, oplatał językiem główkę, pocierał nim penisa, zaciskał usta i ssał.
Nie miał problemów z robieniem czegoś takiego. Może nie uwielbiał tego, ale
penis Szymona mu się podobał i smakował mu. Doprowadzając kochanka oralnie do
szaleństwa, sam poruszał dłonią po swoim członku, by postawić go do pełni
gotowości. Palcami drugiej ręki dotarł do dziurki Szymona i stwierdził, że
został mile zaskoczony. Mężczyzna był tam bardzo mokry, a w jego odbycie
coś było. Musiał to zobaczyć. Wypuścił członka z ust i kazał partnerowi się
odwrócić.
– Korek
analny. Musi cię nieźle nakręcać.
– Nawet
nie wiesz jak bardzo. – Wygiął się, opierając o motor. Kiedy Kamil poruszył
zatyczką, zagryzł wargę, żeby nie wydać żadnego dźwięku. Odkąd się przygotował,
to coś odbierało mu zmysły. Kiedy pod prysznicem rozciągał siebie palcami,
nawilżał, a potem wsunął korek, myślał już tylko o jednym. Bestia w nim,
spragniona seksu, dotarła do głosu. – Pieprz mnie, Kamil. – Podał mu
prezerwatywę.
Zarzycki
wyjął ostrożnie korek i okrążył palcami odbyt, wsunął je do środka. Mięśnie
przepuściły go bez problemów. Wyjął palce i wstał. Rozebrał się. Już miał
zapytać, jak ma go wziąć, kiedy Szymon przełożył nogę przez siedzenie motoru i
usiadł na nim. Rękoma oparł się o kierownicę, pochylając ciało go przodu.
Stopka i jego nogi trzymały maszynę w ryzach.
Kamil
przymknął na chwilę oczy z powodu niesamowitego widoku. Kochanek mu się
oddawał, prezentując siebie w pełnej okazałości. Szczególnie ten słodki, mały,
krągły tyłek i wąskie biodra, za które go będzie trzymał. Usiadł za nim i
założył kondom. Kilka razy przesunął ręką po penisie, a potem przystawił główkę
do wygłodniałej dziurki, przeciskając się do środka powoli, ale robiąc to
stanowczo, nawet gdy usłyszał stęknięcie Szymona, a mięśnie zacisnęły się
na nim protestująco. Jego szeroka główka została wchłonięta, a jądra przesunęły
się po skórzanym siedzeniu, dając mu dodatkową stymulację. Położył mężczyźnie
ręce na biodrach i wchodząc do końca, zaczął się poruszać.
Szymon
mocniej przytrzymał się kierownicy, zostając pchnięty do przodu. Latarka
chybotała się, kiedy Kamil poruszał nim i całym motorem, przez co światło
ściągające owady oświetlało go i znikało, by zaraz wrócić. Gruba męskość
kochanka wsuwała się w niego i wysuwała. Partner nie dał mu chwili oddechu
i mężczyzna cieszył się z tego.
– Pieprz
mnie. Pieprz mocno – błagał, dysząc. Drżącą ręką sięgnął do swojego penisa, a kiedy
to zrobił, jęknął, chwytając łapczywie powietrze, niezdolny do normalnego
oddychania. Wypiął się bardziej, dając chłopakowi lepszy dostęp do swojego
tyłka. Prawie dochodził. Poczuł, jak jego palce, trzymające penisa, są oplatane
przez palce Kamila, powstrzymując go przed szczytowaniem. Przez ten cały czas
chłopak odbierał mu oddech, ale teraz zabrał mu go całkowicie, a potem jeszcze
raz, gdy pchnął mocniej, ocierając się penisem o cudowny splot wewnątrz niego.
Wbijał
się teraz w Szymona, nie kontrolując swoich ruchów. Biodra rytmicznie pchały do
przodu, a twardy jak skała penis wchodził w uległe, domagające się ostrego
seksu ciało. Poczuł, jak mięśnie jego
kochanka zaciskają się rytmicznie na jego męskości, co jeszcze bardziej
namawiało Kamila do szybszych ruchów i podrażniania czułego punktu. Krótkie
jęki i bardzo nierówny oddech świadczyły o tym, że Szymon zaraz dojdzie, mimo
prób powstrzymywania go. Uwolnił jego dłoń, ale nie odsunął ręki. Czuł, jak
Szymon przesuwa palcami po swoim naprężonym fiucie, a potem jak mięśnie odbytu
zaciskają się na nim jeszcze mocniej.
Bieńkowski
krzyknął, zaciskając dłoń na kierownicy, a drugą trzepiąc sobie. Niewiele
potrzebował, by orgazm przetoczył się przez jego ciało, a potem wystrzelił
obficie, ochlapując spermą siodło i bak motoru. Cały się trząsł. Tracił zmysły,
nie przestając poruszać ręką tak, jak lubił, nawet kiedy minął pierwszy orgazm.
Wciąż się masturbował, by w końcu wydusić z siebie drugie szczytowanie i
resztkę nasienia, które zostało na jego dłoni. Rzadko to mu się zdarzało, ale
potrafił dojść dwa razy. Zmęczony, pragnął tylko tego, by opaść na łóżko i odpocząć,
ale nie mógł. Łóżka nie było, w dodatku Kamil wciąż go pieprzył, a obolały
tyłek Szymona przyjmował go, mimo że przyjemność zanikała. Nie musiał długo
czekać, by usłyszeć głośniejszy jęk kochanka, nagle czując się pustym. Obejrzał
się za siebie. Kamil w ostatniej chwili zdjął prezerwatywę i doszedł na
jego plecy, pośladki, a nawet odbyt, nie patrząc na to, gdzie strzela. Jego
twarz wykrzywiała się w błogim upojeniu. Szymon odwrócił się i zagryzł zęby na
ręce. Gdyby mógł, widok doprowadziłby go do jeszcze jednego orgazmu. Miał
idealnego kochanka i partnera, którego kochał.
Kamil
opadł na plecy Bieńkowskiego i objął go. Spletli ze sobą pobrudzone nasieniem
dłonie, pokazując, że są ze sobą blisko.
– Ale
jazda.
– Jedna
czy druga? – zapytał słabo Szymon. Nogi mu drętwiały.
– Obie.
– W
bagażniku jest koc. Wyjmiemy go i się położymy, co? Nie dam rady tak dłużej. I chusteczki
też tam są.
– Mhm. –
Z ociąganiem wstał i pomógł wyprostować się partnerowi. – Motor nadaje się do
mycia.
– To go
umyję jutro. Jadąc na nim, będę pamiętał, co się tu stało. – Wstał, podpierając
się na maszynie. Pomógł Kamilowi wyjąć pled. Obaj wyczyścili się chusteczkami
nawilżającymi, a Szymon jeszcze wytarł motor. Wyłączyli latarkę, która świeciła
znacznie słabiej.
Gdy już
mogli położyć się na kocu, Kamil przysunął się do Szymona. Jedno udo położył na
nogach kochanka. Obaj leżeli zadowoleni, przez dłuższy czas wylegując się i
nabierając sił. Patrzyli na rozgwieżdżone nad nimi niebo widoczne dzięki temu,
że drzewa nie zasłoniły widoku.
– Wiesz,
że jesteś na mnie skazany? – odezwał się Zarzycki, przerywając milczenie.
– Podoba
mi się ta myśl. Nawet nie wiesz jak bardzo. – Uniósł rękę i pogłaskał włosy
Kamila.
– Na
pewno? Jeszcze będziesz miał mnie dość.
– Zaufaj
mi, skarbie. Jestem szczęśliwy, musząc cię znosić. To nie mój cytat, tylko z pewnego
tekstu, który czytywałem dawno temu, ale idealnie pasuje do tego, co myślę.
Kamil
uniósł się i odnalazł usta Szymona. Ich wargi zetknęły się w delikatnym
pocałunku.
– Jak
twój tyłek? – spytał.
–
Dobrze, a co? – Uniósł brwi, mimo że chłopak nie mógł tego widzieć.
– Byłbyś
gotów na kolejną rundkę?
Śmiech
Szymona przedarł się przez leśną ciszę. Chłopak wciągnął Kamila na siebie,
biorąc go między swoje nogi.
–
Pytanie, czy twój przyjaciel jest gotowy na trzeci spust.
–
Będzie. Mam dopiero dziewiętnaście lat, staruszku – odpowiedział, łącząc ich
usta.
Tej nocy
kochali się jeszcze raz. Tym razem spokojnie i czule. Kiedy Szymon oplatał
nogami biodra Kamila, wiedział, że nigdy już nie pozwoli mu odejść. Jego ciało
go uwielbiało, a serce kochało. Usta jednak nadal nie potrafiły wypowiedzieć
tych dwóch słów, za to gesty mówiły wszystko. A Kamil nie pozostawał na nic
obojętny, szczególnie że jego serce biło bardzo mocno za każdym razem, gdy
widziało Szymona.
Kiedy
dużo później zasypiali, okryci drugą połową koca, ustawiwszy uprzednio budziki
w telefonach na czwartą rano, czuli się nie tylko spełnieni, ale i szczęśliwi.
To była ich noc pełna wrażeń i upojnego, namiętnego seksu. Noc pozwalająca na
cieszenie się cielesną bliskością partnera i bliskością ich dusz. Noc kończąca
szczególnie trudne popołudnie. Oddzielająca ich od jutra, do którego żaden się
nie śpieszył.
To było przepiękne. Zaskoczyłaś mnie też że jednak nie doszło do zamiany ról choć początek to sugerował. Czapka z głowy przed twoim geniuszem
OdpowiedzUsuńPrzykro mi z powodu twojego psa. Wiem jak ciężką jest decyzją pozwolić odejść ukochanemu zwierzakowi i jak to boli. Ja od 7 lat przechowuje w pudełku rzeczy po mojej kotce i zawsze gdy przypadkowo na nie trafiam wzruszam się.
Ciężko pozwolić jest odjeść, ale trzeba to zrobić. Niestety.
UsuńTak jak napisałaś, teraz jest w lepszym świecie i już nie cierpi. Jeśli to było najlepsze wyjście, tak własnie powinno się postąpić. Przykro mi z tego powodu. Ja kocham mojego psiaka i nie chcę myśleć jak będę przeżywać jego ostatnie dni. Mam nadzieję, że do tego jeszcze dużo czasu :) Utrata najlepszego przyjaciela zawsze boli.
OdpowiedzUsuńDokładnie, utrata najlepszego przyjaciela zawsze boli. Niestety kiedy bierze się zwierzaka ma się tę świadomość, że kiedyś przyjdzie się pożegnać. Życzę Ci, abyś jeszcze dużo spędziła z nim czasu i aby dane Wam go było jak najwięcej. :) Powiem Ci, że ja czuję spokój, przed to, że on się nie męczy. :)
UsuńTo uczucie kiedy jest tak zimno, że twoja duma upada, i robicie to w skarpetkach <3 Śmialiśmy się z tego później. Rozdział świetny Lu <3 Tak trzymaj ;)
OdpowiedzUsuńTwój komentarz wpadła do spamu. Dopiero go wydostałam. E tam, duma może upaść, byle stopy nie zmarzły. :D
UsuńPrzykro mi z powodu Twojego psa, wiem co czujesz ponieważ ja w zeszłym roku również pożegnałam moją sunię po chorobie. Odeszła sama, po cichu.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się.
A rozdział jak zawsze zachwycający, mimo ż czytałam już historię Kamila i Szymona.
Pozdrawiam
Współczuję utraty suni. Dobrze, że sama odeszła, po cichu. Tego pragnęłam dla swojego psiaka, ale niestety nie udało się.
UsuńTrzymam się. Dziękuję i pozdrawiam. :)
Ten rozdział to dzieło sztuki, nie mówię tylko o genialnych scenach na zwieńczenie tego ciężkiego dnia, ale także o braku akceptacji. Ojciec Kamila zachował się okropnie, niepoprawnie i haniebnie, ale to dodało pędu i niepowtarzalności tej historii. Zrobiłaś to idealnie i nic bym nie zmieniła. Żadne wydawnictwo nie zainteresowało się twoją twórczością? Buntownik powinien być na półkach Empiku. (Myślę, że to jest możliwe, ponieważ można w nim kupić Love Stage, Zakochanego Tyrana itp.)
OdpowiedzUsuńDo sławnych wydawnictw nie aspiruję. Do Empika także. Jak na razie to są wysokie progi. Na razie sprzedaję ebooki, może jak się uda to jeden z tekstów zostanie wydany jako książka i sprzedany tutaj: http://book-self.pl/
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ta reakcja ojca Kamila biedny... ale jest Szymon i ta przejażdżka, a potem gorąco...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia