Zapraszam do głosowania: http://opowiadania-luana-slash.blogspot.com/p/galeria.htm
Dziękuję za komentarze. :)
Upił łyk ponczu i skrzywił się. Co za
paskudztwo podano gościom? Odstawił szklankę. Od tego czegoś, czym opatrznie
pozwolono częstować się przychodzącym, można było z miejsca nabawić się
cukrzycy. Poza ponczem, który nie należał do najlepszych, nie było tutaj nic
dobrego do picia. Podobno to decyzja gospodyni przyjęcia, która chyba nie
umiała przyjąć gości. Najchętniej by stąd wyszedł, ale niestety, ważne interesy
potrzebowały poświęcenia. Stojący obok niego Alec także nie przyjął pozytywnie przesłodzonego
napoju, wyrażając swoją opinię przez zabijanie wzrokiem wazy wypełnionej niekoniecznie
niesmacznym napojem.
– Za coś takiego powinni karać. To nawet
nie ma smaku, poza toną cukru.
– Zgadzam się z tobą, Alecu. – Podczas
spotkania zarządu, dwa tygodnie temu, został zaproszony na bal przez jednego ze
wspólników. Otrzyma jego głos w sprawie przeniesienia projektu inwestycji z
Chin do Europy, ale najpierw musi znieść towarzystwo snobów, ich głupie żarty –
udając przy tym, że są zabawne – oczy pełne skrajnych emocji: nienawiści,
ciekawości i głodu, które pożerały go na każdym kroku.
– Zawsze musiałeś uczestniczyć w
najnudniejszych przyjęciach, czy przytrafiło ci się to pierwszy raz i mam pecha?
– Przyszedł z obowiązku, jako mąż Morgana Latimera, spodziewając się czegoś
lepszego, ale wiało tutaj taką nudą, że miał ochotę ziewać. Do tego jedzenie i
napoje pozostawiały wiele do życzenia. Jak mógł się najeść surową rybą, jakimiś
robalami czy czymś, co przypominało… Nie, ta sterta niezidentyfikowanego
posiłku niczego mu nie przypominała. Jest tutaj od godziny, a już się stęsknił
za potrawami, które robiła pani Anna.
– Niestety, acz nie zawsze. Bywały przyjęcia
dość interesujące, do tego z dobrą muzyką, nie z kimś, kto gra na skrzypcach, wydając
dźwięki przeraźliwie miauczącego kota. Gospodyni nie ma za grosz gustu, a ja
muszę tu być, bo potrzebuję poparcia jej męża. Jedyna pociecha w tym, że ty tu
jesteś. – Położył mu rękę na plecach, prowadząc w drugi koniec sali, z dala od
przekąsek nie z tego świata.
– Nie ma to jak towarzystwo w
cierpieniu. Chcę do domu. – W pełni zignorował śmiech męża. Dobrze się czuł,
czując jego dotyk. Od przeszło dwóch tygodni byli małżeństwem i zaczynał szaleć
na punkcie Morgana. Kiedy z nim przebywał, skupiał się tylko na nim, a kiedy
się rozstawali, mąż bez ustanku był w jego myślach. Wczoraj, będąc w pracy, tak
bardzo zatopił się w myślach o nim, że nie zauważył klienta, który kolejny raz
zadawał pytanie dotyczące rezerwacji pokoju.
Bywały noce podczas których się nie
kochali, a wtedy nawiedzały go sny pełne erotycznych scen, po których budził
się spocony i podniecony. Wówczas płonął ze wstydu, kiedy patrzył na śpiącego
Morgana, mając ochotę łasić się do niego. Z trudem uspokajał swoje rozbudzone
libido, próbując zasnąć. Nieraz korciło go, aby obudzić Morgana, ale jeszcze nie
odważył się na ten krok i raczej szybko go nie zrobi. Co najbardziej go
frustrowało, to nie te momenty, kiedy aż do bólu go pożądał, ale chwile, w
których po prostu potrzebował tego, aby mąż go objął, przytulił, dodając mu tym
siły i otuchy. Wtedy najwięcej pytań cisnęło mu się do głowy i nie był
zachwycony napływającymi odpowiedziami.
Siłą woli oderwał się od swoich myśli,
robiąc to akurat w tej samej chwili, kiedy podszedł do nich gospodarz przyjęcia
wraz z żoną. Morgan przedstawił ich sobie zaraz po przyjściu.
– Moi drodzy, jak się bawicie? – spytała
starsza kobieta, badając obu mężczyzn swoimi przesadnie umalowanymi oczami.
– Doskonale, pani Foley. Wyjątkowe
przyjęcie, a muzyka niepowtarzalna. Rzekłbym, bardzo oryginalna – zapewnił
Morgan, kątem oka zauważając, że Alec potakuje każdemu jego słowu.
– Bardzo się cieszę, panowie.
– Kochanie, nie męcz pana Latimera –
wtrącił mąż kobiety, starszy pan pod sześćdziesiątkę z pokaźnym brzuszkiem.
– Trevor, na pewno panów nie męczę. Od
dawna nie wydawałam przyjęcia i chcę, aby goście się u nas dobrze czuli.
– U „nas” – podkreślił – byłoby, gdybyś
nie wynajęła do tego sali balowej – szepnął do niej mąż.
Morgan odchrząknął, nie zamierzając być
świadkiem dalszej rozmowy. Przeprosił gospodarzy i odszedł z Aleciem na bok.
– Irytujący ludzie. Oboje, niestety.
Gdyby nie interesy, nie chciałbym mieć z nimi nic wspólnego – powiedział,
pochylając się do jego ucha. – Poza tym świetnie mi pomagałeś w tym małym
kłamstwie.
– To nic trudnego, a ucieszyło
gospodynię. Nie wiesz jak bardzo muszę grać, patrząc z uśmiechem na hotelowych
gości. Nie wszystkich, bo są i mili ludzie, ale zdarzają się indywidua
zachowujący się jak gwiazdy. W każdym… – zamilkł, dostrzegając minę swojego
męża, jakby chciał kogoś zabić. Odwrócił się, rozwiązując zagadkę zachowania
małżonka.
Garrett Robertson w oficjalnym stroju
sprawiał wrażenie niezwykle dystyngowanego. Zbliżywszy się do nich zmierzył
Morgana zimnym wzrokiem, po czym skupił spojrzenie na Alecu.
– Dzień dobry, miło znów pana zobaczyć,
Alecu. Uroczy wieczór, nieprawdaż? – przywitał się.
Alec nie widział go od czasu spotkania w
teatrze i tak samo jak wtedy uderzyło w niego wrażenie lodowatego zimna mówiące
mu, że powinien uciekać, na co zadrżał.
– Morganie, nie przywitasz starego
przyjaciela? – Garrett wyciągnął rękę w stronę Latimera.
– Prędzej wszedłbym w gniazdo żmij, niż
podał ci rękę. Każde przyjęcie, na którym ty jesteś, zatruwasz swoją osobą.
– Ze wzajemnością. W przeciwieństwie do
twojego pięknego męża. Wcześniej nie powiedziałbym, że mężczyzna może być
piękny, ale ty Alecu jesteś niczym diament wśród łajna. – Rzucił wymowne i
wrogie spojrzenie Morganowi, po czym wbił łagodniejszy wzrok w małżonka swojego
rywala. – Moja zmarła żona określiłaby cię w ten sposób.
– Żona? – zainteresował się Alec.
– Zmarła trzy lata temu. To była wspaniała
kobieta. Mógłbym panu o niej opowiedzieć.
Zgodziłby się pan spotkać ze mną jutro na lunchu?
Morgan zacisnął pięści, próbując nie
uderzyć go publicznie. Przez lata zastanawiał się, dlaczego Gaelen wyszła za
mąż za tego łajdaka i do dzisiaj intrygowały go okoliczności śmierci, pięknej, zdrowej i młodej kobiety.
– Nie mogę – odpowiedział Alec, chociaż
ciekawość bardzo kusiła go, żeby się zgodził. Mógłby dowiedzieć się, dlaczego
jego mąż i Robertson tak bardzo się nienawidzą, lecz wewnętrznie wręcz odrzucało
go od niego, pomimo niezaprzeczalnie przystojnej twarzy i atrakcyjnej aparycji.
– Pracuję.
– Przyjadę po pana do hotelu. – Garrett
nie ustępował. W końcu jakoś musi zarzucić na niego sieć.
– Mój mąż jest jutro umówiony ze mną, a
teraz wybacz nam, ale właśnie mieliśmy udać się do domu.
W innym przypadku Alec pewnie poczułby
złość do Morgana, ale naprawdę nie miał ochoty na spotykanie się z tym
człowiekiem. Może kiedyś. Nie w najbliższym czasie, kiedy ktoś obcy mógłby mu
jeszcze bardziej namieszać w głowie. Niemniej postanowił, że dzisiaj nie
odpuści Morganowi i dowie się prawdy o nim i tym mężczyźnie.
*
– Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć… –
zaczął Alec, wchodząc do gabinetu Morgana, ale mąż skutecznie nie pozwolił mu
dokończyć zdania. Rozchylił usta, spomiędzy których wyrwał się jęk, a kochanek
wsunął język pomiędzy jego wargi. Zapragnął go do siebie przyciągnąć, ale po
krótkiej chwili odsunął się od niego. – Znów chcesz uniknąć tego tematu.
– Chcę się z tobą kochać. Tutaj, w moim
gabinecie, na tej kanapie, na biurku, podłodze i wszędzie gdzie tylko będzie
możliwość. – Podchodził do Aleca jak drapieżnik, rozwiązując krawat i rzucając
go gdzieś za siebie.
– Ktoś tu może wejść. – Cofał się,
przełykając ślinę. Podobał mu się taki Morgan. Gorący, namiętny, wiedzący, czego
chce. Najgorzej, że on też to wiedział i jego pragnienia pokrywały się z tymi
Morganowymi. Nie mógł ukrywać przed samym sobą tego, jak ten mężczyzna na niego
działa. Przecież powiedział sobie, że powinien brać dla siebie jak najwięcej.
Brać i dawać, aby im obu było oszałamiająco dobrze.
Morgan podniósł słuchawkę telefonu i
wystukał na klawiaturze dwie cyferki.
– Alfredzie, jestem z moim mężem w
gabinecie. Niech nikt nie waży się nam przeszkadzać, nawet jakby się waliło i
paliło. – Odłożył słuchawkę, rozpinając koszulę i po chwili ją też odrzucił za
siebie. Został w samych spodniach i skarpetkach, bo buty już pożegnał przy
progu domu. – Czy teraz jesteś już spokojny?
– Mam być spokojny, kiedy tygrys chce na
mnie zapolować? – Zrobił krok do tyłu, natrafiając na kant biurka, tym samym
odgradzając sobie drogę ucieczki. Zarumienił się.
– Podoba ci się to, co ten tygrys
potrafi. – Dopadł go i z dzikim pomrukiem przywarł ustami do jego ust. Czubki
ich języków otarły się jeden o drugi, najpierw łagodnie, z czasem przechodząc
do walki pełnej namiętności. Alec smakował wspaniale, pobudzał zmysły, a on
rozkoszował się tym, co odbierał. Przesunął językiem po języku kochanka,
zaczynając całować go z jeszcze większym zapałem, w między czasie pozbywając
się jego marynarki i rozpinając koszulę. Nagle przerwał pocałunek i okręcił go
do siebie tyłem. Przywarł do jego pleców, zaczynając całować Aleca po szyi, a
dłońmi odpiął spodnie i zsunął je z jego tyłka wraz z bielizną. Zawinął palce
wokół twardniejącego penisa kochanka, sukcesywnie go pobudzając.
Zadrżał. Morgan umiał go pieścić i to
tak, że silne doznania uderzały w niego z ogromną siłą, przez co czuł, że się
rozpada z przyjemności. Możliwość bycia w jego ramionach, poddawania się
dotykowi, pocałunkom, zdanie się na umiejętności Morgana stały się ważniejsze
od rozmowy, która wciąż się oddalała. Mąż wędrował dłonią po jego brzuchu,
drugą nadal go pobudzając, a kroczem ocierając się o jego tyłek, co wprawiło Aleca
w stan porównywalny z odurzeniem. Niespodziewanie wszystko się skończyło, a
Morgan pozbył się jego koszuli i pchnął tak, że Frost położył się płasko na
biurku, zdecydowanie nie mając nic przeciw temu zagraniu, tym bardziej, że jego
rozgrzane ciało z ulgą przyjęło zimny blat mebla. Coś przy tym spadło na
podłogę, ale nie interesował się tym. Teraz ważniejszy był mężczyzna stojący za
nim.
To był dla niego najbardziej zmysłowy
widok na świecie. Alec leżący na biurku, wystawiający mu swoje seksowne
pośladki, ufający mu i oddający się w pełni. Przesunął dłońmi po dwóch
przyciągających go półkulach.
– Wyglądasz jak seks – zamruczał,
wyjmując ze spodni swojego penisa.
– Będziesz gadał czy weźmiesz się za to,
co masz robić? – warknął Alec, unosząc się na łokciach i oglądając na niego.
Policzki pokryły mu się szkarłatem ze wstydu i podniecenia.
– Kochanie, zobaczysz, że dzisiaj dam ci
taką jazdę, iż na długo ją zapamiętasz.
– To na co czekasz? – Jęknął, kiedy został
pchnięty z powrotem na biurko, a penis mężczyzny ułożył się pomiędzy jego
pośladkami i zaczął tak znajomy mu masaż. Co rusz główka ocierała się o jego
dziurkę, doprowadzając do tego, że już chciał go mieć z sobie.
Morgan rozerwał opakowanie prezerwatywy.
Jedną z wielu, które zawsze starał się mieć przy sobie. Sięgnął ręką do
zamkniętej na klucz szuflady biurka i wyjął z niej żel nawilżający. Odkąd w
domu zagościł bohater jego mokrych snów, przygotował się na różne okazje.
– Zaraz dostaniesz czego chcesz, Alecu.
– Kilka minut później po długich pieszczotach Morgan nałożył kondom i
przystawił główkę do przygotowanej i chętniej dziurki. Wszedł w męża stanowczo
i płynnie.
– Och! – krzyknął z ulgi, kiedy dostał
to, czego tak pragnął. Bez penisa Morgana w sobie czuł się taki pusty.
Mężczyzna potrafił go rozpalić, a także sprawić, że otwierał się na niego i
miękł – poza jedną częścią ciała – pozwalając mu bez problemu wsunąć się w
siebie. Drugi krzyk wydostał się z jego ust, kiedy kochanek nie czekał, od razu
zaczynając się szybko poruszać, przez co Alec jeździł policzkiem po biurku.
Trzymał go za kark, panując nad Alekiem i
wbijając się w niego raz za razem. Przyśpieszał i gwałtownie zwalniał, chcąc
przedłużyć miłosny akt, bo jeśli Alec chciał dobrej jazdy, to ją dostanie, a on
sam chętnie skorzysta z jego ciasnej dziurki, napawając się wyglądem chłopaka oraz
jego jękami, które tak próbował w sobie zdusić.
Oddychał z trudem, ale czuł się jak w
niebie, rozpływając się z rozkoszy. Wrażenie, że Morgan jest w nim, na nim,
potęgowało się z każdym pchnięciem bioder mężczyzny i ruchem penisa w nim. Pozwalał,
aby jego rozpalone ciało wibrowało niecodziennymi doznaniami, które rosły,
kumulując się w nim całym. Nagle to wszystko się skończyło, ale zanim Alec
zdążył pomyśleć o przyczynie nieuzasadnionej niewygody, mąż podniósł go,
odwrócił w swoją stronę i kazał mu się położyć na plecach. Morgan zdjął jego
spodnie owinięte do tej pory wokół kostek, a później rozszerzył mu uda,
zawieszając nogi na ramionach i wszedł w niego, ponownie wyrywając mu z ust
dźwięki jakich się wstydził. Alec chwycił się dłońmi za kraj biurka, bo
kochanek pieprzył go tak ostro, że przesuwał go po blacie. Zastanawiał się, ile
jeszcze wytrzyma, bo jeśli to się nie skończy, to zaraz dojdzie.
Miał zamknięte oczy i rozchylone usta,
łapiąc ciężko powietrze, co jeszcze bardziej doprowadzało Morgana do
szaleństwa. Ujmujący, oszałamiający i piękny Alec leżał teraz na tym biurku i
była to rzeczywistość, a nie sen, który tak często dręczył Latimera. Mógł z nim
zrobić wszystko, czego chciał. Właściwie robił to, pieprząc go i ciesząc się z
tego, że im obu jest dobrze i przedłużał ten akt najdłużej jak się dało. Penis
Aleca leżał twardy na jego brzuchu, sącząc przeźroczyste krople. Chwycił go
jedną ręką, zaciskając palce tuż u nasady. Nie pozwoli mu dojść. O nie, to
jeszcze nie koniec. Uspokoił pchnięcia bioder i zatrzymał się.
Alec odtworzył zamglone pożądaniem oczy.
Dlaczego Morgan przerwał? Chce dojść.
– Morgan.
Mężczyzna
odsunął się od niego, niestety, znów zostawiając pustkę w swym mężu. Złapał go
za ręce, pomagając mu się podnieść. Alec zagapił się na jego penisa i jądra
wystające z odrobinę zsuniętych spodni.
– Chodź. – Poprowadził Aleca w stronę
kanapy. Rozłożył leżący na oparciu koc i usiadł na nim. Pociągnął Aleca za
rękę, tak, że chłopak stanął okrakiem nad jego biodrami. – Usiądź na nim. –
Pociągnął męża w dół.
– Morgan. – Bardziej czerwieńszy chyba
już nie mógł być. Ze wstydem, ale i rozkoszą spełnił prośbę męża i usiadł na
nim, powoli wchłaniając w siebie jego członek. Morgan uniósł biodra i wbił się
w niego, dociskając go do siebie.
Alec poczuł pocałunki na szyi i
policzku. Nawet nie wiedział kiedy sam zaczął się na nim poruszać,
współpracując z kochankiem. Kiedy Morgan unosił swoje biodra, on opuszczał
swoje, chcąc go czuć jeszcze mocniej. Przy każdym poruszeniu z jego gardła
wydobywały się sapnięcia i przytłumione dźwięki zachwytu. Przyśpieszyli. Jego mięśnie
zacisnęły się na gorącym, twardym członku w nim i w tej samej chwili poczuł, że
się roztapia. Orgazm napłynął do niego upragnioną falą i słysząc swój własny
krzyk pozwolił swojemu rozedrganemu ciału na poddanie się niewyobrażalnej
ekstazie.
Morgan widząc to, dołączył się do
dzikiego rytmu bioder Aleca, dochodząc wraz z nim. Nie przestawał podrzucać
biodrami, aż w końcu zastygł, odurzony, pozwalając Alecowi opaść w swoje
ramiona.
Pozostali w tej pozycji przez kilka
minut, po czym Morgan przechylił głowę Aleca, składając na ustach leniwe
pocałunki. Dłońmi gładził go po pokrytych potem plecach i pośladkach, nie chcąc
się z niego wysuwać.
– Mógłbym zostać w tobie już na zawsze.
– Zaśmiał się, kiedy policzki Aleca zrobiły się bardziej rumiane. – Nie
wiedziałem, że można się aż tak czerwienić.
– Zamknij się – wyszeptał, zmęczony.
Kilkanaście minut później obaj leżeli na
kanapie, przykryci kocem, w pomieszczeniu pachnącym spermą, ostrą wonią potu i
seksem. Morgan chwilę wcześniej udał się do kuchni po coś do jedzenia i teraz
znów zamknęli się w gabinecie. Alec, na razie nie mając ochoty się nigdzie
ruszać, chętnie jadł pokrojone przez Morgana owoce.
– To teraz powiesz mi coś o sobie czy nadal
będziesz unikał tego tematu? – zaczął Alec, połykając wcześniej kawałek
brzoskwini, którą mąż podał mu do ust.
– Dlaczego tak bardzo chcesz to
wiedzieć? Czy nie lepiej jest tak jak jest?
– Chciałbym coś o tobie wiedzieć. Ty
niczego nie chcesz się o mnie dowiedzieć?
– Wiem, co chcę wiedzieć. Pracujesz w
jednym z najlepszych hoteli w mieście, jako recepcjonista i zastępca kierownika
zmiany. Studiowałeś zarządzanie, ale zrezygnowałeś.
– Nie zrezygnowałem. Wywalili mnie,
podobno za oszukiwanie na egzaminie, ale nie zrobiłem tego – dodał. – Po prostu
zostałem wrobiony. Niestety, nie miałem możliwości, by to udowodnić. –
Przeczesał dłonią swoje zmierzwione włosy. – Zresztą zarządzanie nie było dla
mnie.
– Wiem. Dlatego odpuściłeś i poszedłeś
gdzie indziej. Skończyłeś dwuletnią szkołę hotelarską i od roku pracujesz.
Dobre wyniki w pracy sprawiły, że szybko awansowałeś i możesz piąć się w górę.
– Tak, najlepiej na kierownika hotelu.
Nie, dziękuję. Może powiesz mi jeszcze, jaki lubię kolor?
– Lubisz czarny, bo często chodzisz w
takich rzeczach, ale kochasz też błękit. W błękicie wyglądasz cholernie
seksownie.
– Jesteś jasnowidzem. Nie wiesz jednego.
– Czego?
– Lubię pisać. To właśnie robię,
zaszywając się w tym „moim” pokoiku.
– Pokażesz mi co piszesz? – Wziął do
ręki kolejny kawałek brzoskwini i podał Alecowi do ust.
– Kiedyś. Pod warunkiem, że teraz ty powiesz
coś o sobie – powiedział, kiedy ponownie przełknął słodki kawałek owocu.
Morgan usiadł, pocierając oczy palcami.
Spojrzał na swojego nieustępliwego męża.
– Nie odpuścisz?
– Nie. – Również usiadł, owijając się
kocem. Morgan przynajmniej ma spodnie, a on był nagi. – Gdzie jest twoja
rodzina? Rozumiem, że nie chcesz mnie z nimi poznać, zważywszy na rodzaj
naszego… nietypowego związku.
– Moja rodzina nie żyje – mówiąc to,
patrzył gdzieś przed siebie. Dopiero cisza sprawiła, że znów skierował oczy ku
mężowi. Alec przyglądał mu się z wyrazem twarzy mówiącej jak bardzo mu przykro.
– Moi rodzice zginęli w wypadku dwadzieścia pięć lat temu. Nie oczekuję litości
– zastrzegł.
Przysunął się do Morgana i położył mu
dłonie na policzkach.
– A mogę powiedzieć, że bardzo ci
współczuję? Tylko współczucie, nie litość. – Złożył na jego ustach czuły
pocałunek. Przyciągnął go do siebie, zamykając w uścisku.
Przez chwilę opierał się Alecowi, ale
szybko się poddał. Ulegając kochankowi przylgnął do jego nagiego ciała.
–
Sądziłem, że po prostu mieszkają gdzie indziej. – Po dłuższej chwili odsunął
się od Morgana, zatapiając palce w jego gęstej czuprynie.
– Jeśli dobrze byś poszukał, to w
starych gazetach odnalazłabyś jakieś informacje na ten temat. W Internecie
również. Nie da się wszystkiego wyczyścić, mimo że się staram.
– Nie szukałem i nie zamierzam szukać. –
Zaczerpnął powietrza, przygotowując się do zadania kolejnego pytania: – Jak
zginęli?
– Wypadek samochodowy. Nie pamiętam
dokładnie. Miałem jakieś siedem lat. – Poczuł na karku dotyk placów. Przymknął
na chwilę powieki. Nie powie mu nic więcej na ten temat, bo wtedy cała prawda
wyszłaby na jaw, a nie tego chciał. – Na pewno chcesz wiedzieć, kto mnie
wychował. Mój tata miał siostrę i to ona przejęła opiekę nade mną oraz nad jego
firmą. To, co mam teraz, wtedy dopiero się rozwijało. Tata produkował różne
części elektroniczne służące do budowy telewizorów. Wiesz, co oznaczało
posiadanie telewizora w tamtych czasach?
– To tak jak teraz posiadanie
najnowszego mercedesa. Gdzie jest twoja ciocia?
– Pięć lat temu zmarła na raka. – Przed
śmiercią wyznała mu prawdę. Zdarzały się chwile, kiedy bardzo tego żałował, bo
to stało się początkiem planu zemsty, którą żył od tamtego czasu.
– Przykro mi – powiedział, przyglądając
się jak Morgan wychyla się do stolika i nalewa im herbaty.
– Rany się zagoiły. Wierz mi. – Niestety,
są i takie, które zagoją się wtedy, kiedy winni zapłacą za wszystko. – Co
chcesz jeszcze wiedzieć? – Podał mu filiżankę.
– Garrett Robertson i ta wasza nienawiść.
– Zamieszał herbatę łyżeczką i upił łyk. Pomarańczowa, słodka, taką, jaką
lubił. Czyżby Morgan wiedział co pije, czy to pani Anna mu podpowiedziała? Nie
zamierzał o to pytać, mimo wszystko mile tym połechtany.
– Garretta znam od dziecka i są to
sprawy, o których może on sam ci opowie… kiedyś, przy romantycznej kolacji. –
Wstał, napięty. Samo nazwisko tego człowieka sprawiało, że otwierał mu się nóż
w kieszeni, a gdy pomyślał, jak ten facet patrzy na Aleca, miał ochotę rozszarpać
go na miejscu.
– Romantycznej kolacji? – Z trzaskiem
odstawił filiżankę na stół. Wstał, owijając koc wokół bioder i zbierając swoje
rzeczy. – Zapomniałeś, że nie mam ochoty mieć z tym człowiekiem cokolwiek wspólnego?
To śliski typek. Na odległość czuć, że to niebezpieczny facet, a ty mi, draniu,
pieprzysz, że chciałbym się z nim umówić?! – syknął mu w twarz. – Za kogo mnie,
do cholery, masz?! – Popchnął go. – Jestem z tobą i nie ma znaczenia, że ten
związek to układ. Przez ten rok nie zamierzam cię zdradzać, a tym bardziej
spotykać się sam na sam z kimś takim jak Robertson! No, chyba że to od niego
dowiem się prawdy o waszej wzajemnej miłości! Idę na górę, a ty, jeśli
zdecydujesz się mi o nim opowiedzieć, to wiesz gdzie mnie znajdziesz. – Opuścił
pomieszczenie, mając gdzieś to jak wygląda i, że zamiast ubrania ma na sobie
tylko koc.
Morgan stał z otwartymi ustami, próbując
zrozumieć, co właśnie się stało. Szybko się jednak otrząsnął. Sięgnął po
koszulę i marynarkę, kierując się w ślad za mężem.
*
Alec wziął długą kąpiel, wcześniej
zamykając się w łazience. Nie zamierzał wpuszczać tutaj Morgana. Mężczyzna
dobijał się do drzwi, ale po bezowocnych próbach wreszcie przestał. Aleca bardzo
zdenerwowała insynuacja, że mógłby zdradzić własnego męża. Za kogo Latimer go
miał? Zapomniał już, co mu o sobie powiedział? Sądzi, że teraz będzie sypiał z
kim popadnie? Może znów chciał odwrócić kota ogonem i zbyć go, nie wyznając mu
prawdy? Nie da mu spokoju i mężczyzna w końcu przyzna się do związków, jakie go
łączą z panem Robertsonem. Jest uparty i prędzej piekło zamarznie, niż Morgan
ucieknie od wyjaśnień.
Ubrał się i uczesał. Dopiero wtedy wyszedł
z łazienki. Męża znalazł siedzącego na fotelu przy kominku, wpatrującego się w
niepodpalone szczapy drewna. Popijał coś z grubej szklanki. Alec nie potrafił
rozróżniać tych wszystkich rodzajów alkoholi. Spora ilość z nich była dla niego
to po prostu obrzydlistwem, którego nie da się przełknąć.
– Kiedy miałem pięć lat – zaczął Morgan,
obracając w dłoni szklankę – moi rodzice poznali rodziców Garretta. Polubiliśmy
się. Garrett jest ode mnie starszy o kilka lat. Wiem, nie wygląda na takiego,
ale ma trzydzieści siedem lat. Spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu. Nasi
rodzice i wuj Robertsona również bardzo się polubili. Jakieś dwa lata później
wszystko się skończyło. Najpierw przeżyłem śmierć moich rodziców, a potem
straciłem jego. Pewnego dnia Garrett się odsunął. Łaziłem za nim, jak to
dzieciak, chciałem mieć przyjaciela, starszego obrońcę, brata. Brakowało mi
rodziców, został on, ale… Kazał mnie pobić jakiemuś sztubakowi. Ten gówniarz
prawie mnie zabił. Pamiętam to jak dziś – zamilkł, wyglądając tak, jakby
powracał myślami w przeszłość.
Alec usiadł na drugim fotelu, wpatrując
się w męża. Nie chciał się odzywać. Wolał cierpliwie poczekać aż Morgan będzie
kontynuował swoją opowieść.
– Sądził, że nie powiem cioci, kto kazał
mnie pobić. Powiedziałem, za co został bardzo srogo ukarany, a mnie to sprawiło
wielką przyjemność. Rodzice wysłali go do Akademii Wojskowej, a raczej do
szkoły przy akademii. Wiesz, takiej z przepisami, musztrami. Nie wiem, co tam
się stało, ale od tamtej pory mnie nienawidzi, a ja jego. Jednak przez te lata
jakoś się tolerowaliśmy, a potem w naszym życiu pojawiła się Gaelen. Dzięki
niej małymi kroczkami zaczęliśmy się dogadywać… Nie, raczej w dalszym ciągu
tolerować. Kobieta zaprzyjaźniła się ze mną i ślepo zakochała w nim. Wiesz,
była piękna, ale nie tylko z wyglądu, ale też z duszy. Nie popierałem tego
związku, nie tego dla niej chciałem. Zasługiwała na kogoś o wiele lepszego.
Byli razem kilka lat. Bardzo mnie to zaskoczyło. Wydawali się szczęśliwi.
Pewnego dnia Gaelen umarła. – Przystawił szklankę do ust, ale nie napił się.
Odsunął ją ponownie, przenosząc spojrzenie na męża, którego postawa wskazywała,
że oczekuje na dalszy ciąg i boi się tego. – Podobno spadła z balkonu.
– Nie wierzysz w to. – Przełknął ciężko
ślinę.
– Nie. Dzień przed śmiercią dzwoniła do
mnie i chciała się ze mną spotkać. Podobno miała mi coś ważnego do powiedzenia.
Umówiliśmy się na popołudnie następnego dnia. Nie mogłem wcześniej, czego
bardzo żałuję. Na spotkaniu już się nie pojawiła.
– Czy ty mi chcesz powiedzieć…
– Robertson to wilk w owczej skórze. –
Pochylił się w stronę męża opierając łokcie na kolanach. – Trzymaj się od niego
z daleka. Nie wiem, co się wtedy wydarzyło, nie mam dowodów. Nie mam też
pojęcia, co Gaelen chciała mi powiedzieć. Prawdopodobnie nigdy się tego nie
dowiem. Podejrzewam, że ona nie wypadła z tego balkonu bez niczyjej pomocy.
Tamtego dnia dziwnym trafem służba miała wolne. Gaelen została w domu sama z
mężem.
– Zabił ją? To mi chcesz powiedzieć? –
szepnął.
– To niebezpieczny typ. Nigdy mu nie
ufaj. On pewnie opowiedziałby ci bajeczkę o tym, jak po jej śmierci cierpiał,
jak ją kochał. Nie wierz mu.
– Ale skąd wiesz, że ją zabił?
– W jej dłoni znaleziono kawałek
materiału. Należał do koszuli, którą mu kupiła z moją pomocą. Musiała się go trzymać,
kiedy chciał ją wypchnąć. Niestety, koszuli nie znaleziono w domu, a zresztą
wpływy i pieniądze potrafią wiele zdziałać. Wiem coś o tym. Garrett Robertson
to morderca i, mimo że ja nie jestem
święty, to on jest jeszcze gorszy. On wie, że ja wiem, ale nic nie może zrobić.
Ja też, ale kiedyś za to zapłaci, jak każdy. – Oparł plecy o oparcie fotela,
przenosząc wzrok na drewno. Było za ciepło, aby palić w kominku, ale chętnie
pogapiłby się w ogień. – Nie chciałem ci tego mówić, bo wolałem, żebyś nie
wiedział. Nie zdradź się, że wiesz coś o nim, bo… to niebezpieczne. – Chciał
powiedzieć, że boi się o Aleca, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie.
Alec odetchnął ciężko, nie wiedząc, co
ma o tym myśleć. Poczuł się przytłoczony tym wyznaniem. Nie tego się
spodziewał. W sumie to by wyjaśniało, dlaczego czuje względem Robertsona taką
niechęć. Nie chciał go nigdy więcej widzieć, co się pewnie nie uda dopóki
będzie mężem Morgana. Trudno, da sobie radę z tym panem i posłucha rady
Morgana. Sam skierował spojrzenie na kominek, pozwalając sobie na zatopienie
się w świecie myśli.
*
Idąca ulicą postać w długim płaszczu i
kapeluszu z szerokim rondem, zatrzymała się przed wielką bramą odgradzającą
willę Latimera od reszty świata. Okrutny uśmieszek wstąpił na jej usta, a palce
zacisnęły się w pięści. Już niedługo wszystko ulegnie zmianie, pomyślała
postać, po chwili ruszając w dół ulicy.
Ech, szkoda, że nie można kupić całości:-)
OdpowiedzUsuńDraznia mnie te komentarze ,,czemu nie mozna kupic calosci, ojej, biedny ja musze tyle czekac, ojoj". Uczcie sie cierpliwosci. Odkad autorka zaczela wydawac ebooki staliscie sie strasznie wymagajacy. Jakos wczesniej nie bylo z tym problemow. Az mi sie smiac chce z was. Zamiast komentowac rozdzial swoje zale tutaj przenosicie.
OdpowiedzUsuńJa to ja - licze ma mega drame. Chce, zeby Latimer i Alec sie poklocili. To by bylo takie emocjonujace wydarzenie.
Ciekawe czy Morgan kiedys sie dowie, co chciala mu powiedziec zona tego typka. Moze kto inny wiedzial? Zreszta jak mozna samemu wypasc z balkonu? Jesli nie jest to proba samobojcza to raczej nie mozna, bo co... Wiatr ja podniosl i wypadla za barierke? XD
Kocham to opowiadanie. Troszkę się denerwuję jak dzieje się coś niedobrego, no ale trudno... Coś musi się dziać, żeby nie było nudno. Co nie znaczy, że jest nudno bez awantur i różnych tajemnic :P W sumie biedny ten Morgan... W końcu się przekona, że Alec to twarda sztuka :) A ich wrogowie... Już nie mogę się doczekać ciągu dalszego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No to się porobiło... Jakim cudem można wypaść z balkonu, no błagam. Czy ten sku*ysyn Robertson naprawdę mógł zamordować swoją żonę, którą ponoć kochał? Intryga jakich mało. Chyba nawet większa niż w Połączonych, no ale nie ma co tych tekstów do siebie porównywać. Mówiłam już o tym- Niech Morgan pilnuje tyłka swojego i męża (i nie tylko dlatego, że jest seksowny), bo wkrótce pewnie stanie się coś złego - (Luano, proszę cię byś im to przekazała) - tak jak powiedziała to ta mroczna postać w kapeluszu. Czy mi się tylko zdaje czy między małżeństwem zaczyna coś się dziać? Jakieś tam nikłe iskierki lecą, może później będzie ich więcej. OBY! xD
OdpowiedzUsuńWiesz co kobieto? Jak wspomniałaś o tym opowiadaniu Buntownik to nie mogę przestać o nim myśleć. Ech... mam prawie tak jak Alec gdy myśli o Latimerze he he.
Życzę Weny Luano! xD
Ja chcę wiedzieć co to za postać
OdpowiedzUsuńW końcu chociaż raz udało misię przeczytać na bieżąco Twój rozdział.
OdpowiedzUsuńTo chyba jakiś cud.
Jesteś fascynująca naprawdę.
Muszę przyznać spodobała mi się mściwa postać Garetha.
Nie sądziłam, że okazał się aż taki okrutny. Młody Morgan szukał tylko przyjaciela a ten tak go potraktował. Nic więc dziwnego że wzajemna nienawiść ciągnie się w ten sposób. I czy mi się wydaje czyżby Alec zaczął coś czuć do Latimera? Coś co wychodzi po za ten cały układ? RObi się zdecydowanie coraz ciekaweiej i akcja zagęszcza. Jak ja przeżyje cały tydzień bez kolejnego rozdziału? Tak się nie da. Błagam, błagam wspomóż jakoś ;) pozdrawiam i ściskam mocno! (mówiłam już że kocham Aleca?)
Uaaa tak czytam i czytam i teraz juz cala moja teoria o zemscie Latimera poszla w nie powiem co xD Alec zawsze w moim sercu <3 Normalnie swoetna postac c: Brutalne dziecinstwo... nie spodziewalam się :o W sesnie o Gareth'ie dzie? Tak czy siak xD Chce poznacz zakonczenie (oczywiscie i sceny milosne) jak najszybciej ^^ Chociaz bwm bo tez bym chciala sie pograzac w myslach co i jak bedzie w kolejnym rozdziale KOBIETO DOPROWADZASZ MNIE DO SZALENSTWA !!! No coz bede czekac jednak (sprobuje) cierpliwie :)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńmam przeczucie, ze to ojciec Aleca stoi za śmiercią rodziców Morgana, ciekawe czy kiedyś dowie się co chciała mu przekazać...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie