14 września 2015

Dług - Rozdział 9



Zapraszam do głosowania: http://opowiadania-luana-slash.blogspot.com/p/galeria.htm


  

Dziękuję za komentarze. :)




Upił łyk ponczu i skrzywił się. Co za paskudztwo podano gościom? Odstawił szklankę. Od tego czegoś, czym opatrznie pozwolono częstować się przychodzącym, można było z miejsca nabawić się cukrzycy. Poza ponczem, który nie należał do najlepszych, nie było tutaj nic dobrego do picia. Podobno to decyzja gospodyni przyjęcia, która chyba nie umiała przyjąć gości. Najchętniej by stąd wyszedł, ale niestety, ważne interesy potrzebowały poświęcenia. Stojący obok niego Alec także nie przyjął pozytywnie przesłodzonego napoju, wyrażając swoją opinię przez zabijanie wzrokiem wazy wypełnionej niekoniecznie niesmacznym napojem.

– Za coś takiego powinni karać. To nawet nie ma smaku, poza toną cukru.

– Zgadzam się z tobą, Alecu. – Podczas spotkania zarządu, dwa tygodnie temu, został zaproszony na bal przez jednego ze wspólników. Otrzyma jego głos w sprawie przeniesienia projektu inwestycji z Chin do Europy, ale najpierw musi znieść towarzystwo snobów, ich głupie żarty – udając przy tym, że są zabawne – oczy pełne skrajnych emocji: nienawiści, ciekawości i głodu, które pożerały go na każdym kroku.

– Zawsze musiałeś uczestniczyć w najnudniejszych przyjęciach, czy przytrafiło ci się to pierwszy raz i mam pecha? – Przyszedł z obowiązku, jako mąż Morgana Latimera, spodziewając się czegoś lepszego, ale wiało tutaj taką nudą, że miał ochotę ziewać. Do tego jedzenie i napoje pozostawiały wiele do życzenia. Jak mógł się najeść surową rybą, jakimiś robalami czy czymś, co przypominało… Nie, ta sterta niezidentyfikowanego posiłku niczego mu nie przypominała. Jest tutaj od godziny, a już się stęsknił za potrawami, które robiła pani Anna.

– Niestety, acz nie zawsze. Bywały przyjęcia dość interesujące, do tego z dobrą muzyką, nie z kimś, kto gra na skrzypcach, wydając dźwięki przeraźliwie miauczącego kota. Gospodyni nie ma za grosz gustu, a ja muszę tu być, bo potrzebuję poparcia jej męża. Jedyna pociecha w tym, że ty tu jesteś. – Położył mu rękę na plecach, prowadząc w drugi koniec sali, z dala od przekąsek nie z tego świata.

– Nie ma to jak towarzystwo w cierpieniu. Chcę do domu. – W pełni zignorował śmiech męża. Dobrze się czuł, czując jego dotyk. Od przeszło dwóch tygodni byli małżeństwem i zaczynał szaleć na punkcie Morgana. Kiedy z nim przebywał, skupiał się tylko na nim, a kiedy się rozstawali, mąż bez ustanku był w jego myślach. Wczoraj, będąc w pracy, tak bardzo zatopił się w myślach o nim, że nie zauważył klienta, który kolejny raz zadawał pytanie dotyczące rezerwacji pokoju.

Bywały noce podczas których się nie kochali, a wtedy nawiedzały go sny pełne erotycznych scen, po których budził się spocony i podniecony. Wówczas płonął ze wstydu, kiedy patrzył na śpiącego Morgana, mając ochotę łasić się do niego. Z trudem uspokajał swoje rozbudzone libido, próbując zasnąć. Nieraz korciło go, aby obudzić Morgana, ale jeszcze nie odważył się na ten krok i raczej szybko go nie zrobi. Co najbardziej go frustrowało, to nie te momenty, kiedy aż do bólu go pożądał, ale chwile, w których po prostu potrzebował tego, aby mąż go objął, przytulił, dodając mu tym siły i otuchy. Wtedy najwięcej pytań cisnęło mu się do głowy i nie był zachwycony napływającymi odpowiedziami.

Siłą woli oderwał się od swoich myśli, robiąc to akurat w tej samej chwili, kiedy podszedł do nich gospodarz przyjęcia wraz z żoną. Morgan przedstawił ich sobie zaraz po przyjściu.

– Moi drodzy, jak się bawicie? – spytała starsza kobieta, badając obu mężczyzn swoimi przesadnie umalowanymi oczami.

– Doskonale, pani Foley. Wyjątkowe przyjęcie, a muzyka niepowtarzalna. Rzekłbym, bardzo oryginalna – zapewnił Morgan, kątem oka zauważając, że Alec potakuje każdemu jego słowu.

– Bardzo się cieszę, panowie.

– Kochanie, nie męcz pana Latimera – wtrącił mąż kobiety, starszy pan pod sześćdziesiątkę z pokaźnym brzuszkiem.

– Trevor, na pewno panów nie męczę. Od dawna nie wydawałam przyjęcia i chcę, aby goście się u nas dobrze czuli.

– U „nas” – podkreślił – byłoby, gdybyś nie wynajęła do tego sali balowej – szepnął do niej mąż.

Morgan odchrząknął, nie zamierzając być świadkiem dalszej rozmowy. Przeprosił gospodarzy i odszedł z Aleciem na bok.

– Irytujący ludzie. Oboje, niestety. Gdyby nie interesy, nie chciałbym mieć z nimi nic wspólnego – powiedział, pochylając się do jego ucha. – Poza tym świetnie mi pomagałeś w tym małym kłamstwie.

– To nic trudnego, a ucieszyło gospodynię. Nie wiesz jak bardzo muszę grać, patrząc z uśmiechem na hotelowych gości. Nie wszystkich, bo są i mili ludzie, ale zdarzają się indywidua zachowujący się jak gwiazdy. W każdym… – zamilkł, dostrzegając minę swojego męża, jakby chciał kogoś zabić. Odwrócił się, rozwiązując zagadkę zachowania małżonka.

Garrett Robertson w oficjalnym stroju sprawiał wrażenie niezwykle dystyngowanego. Zbliżywszy się do nich zmierzył Morgana zimnym wzrokiem, po czym skupił spojrzenie na Alecu.

– Dzień dobry, miło znów pana zobaczyć, Alecu. Uroczy wieczór, nieprawdaż? – przywitał się.

Alec nie widział go od czasu spotkania w teatrze i tak samo jak wtedy uderzyło w niego wrażenie lodowatego zimna mówiące mu, że powinien uciekać, na co zadrżał.

– Morganie, nie przywitasz starego przyjaciela? – Garrett wyciągnął rękę w stronę Latimera.

– Prędzej wszedłbym w gniazdo żmij, niż podał ci rękę. Każde przyjęcie, na którym ty jesteś, zatruwasz swoją osobą.

– Ze wzajemnością. W przeciwieństwie do twojego pięknego męża. Wcześniej nie powiedziałbym, że mężczyzna może być piękny, ale ty Alecu jesteś niczym diament wśród łajna. – Rzucił wymowne i wrogie spojrzenie Morganowi, po czym wbił łagodniejszy wzrok w małżonka swojego rywala. – Moja zmarła żona określiłaby cię w ten sposób.

– Żona? – zainteresował się Alec.

– Zmarła trzy lata temu. To była wspaniała kobieta. Mógłbym panu o niej opowiedzieć.  Zgodziłby się pan spotkać ze mną jutro na lunchu?

Morgan zacisnął pięści, próbując nie uderzyć go publicznie. Przez lata zastanawiał się, dlaczego Gaelen wyszła za mąż za tego łajdaka i do dzisiaj intrygowały go okoliczności śmierci, pięknej, zdrowej i młodej kobiety.

– Nie mogę – odpowiedział Alec, chociaż ciekawość bardzo kusiła go, żeby się zgodził. Mógłby dowiedzieć się, dlaczego jego mąż i Robertson tak bardzo się nienawidzą, lecz wewnętrznie wręcz odrzucało go od niego, pomimo niezaprzeczalnie przystojnej twarzy i atrakcyjnej aparycji. – Pracuję.

– Przyjadę po pana do hotelu. – Garrett nie ustępował. W końcu jakoś musi zarzucić na niego sieć.

– Mój mąż jest jutro umówiony ze mną, a teraz wybacz nam, ale właśnie mieliśmy udać się do domu.

W innym przypadku Alec pewnie poczułby złość do Morgana, ale naprawdę nie miał ochoty na spotykanie się z tym człowiekiem. Może kiedyś. Nie w najbliższym czasie, kiedy ktoś obcy mógłby mu jeszcze bardziej namieszać w głowie. Niemniej postanowił, że dzisiaj nie odpuści Morganowi i dowie się prawdy o nim i tym mężczyźnie.



*



– Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć… – zaczął Alec, wchodząc do gabinetu Morgana, ale mąż skutecznie nie pozwolił mu dokończyć zdania. Rozchylił usta, spomiędzy których wyrwał się jęk, a kochanek wsunął język pomiędzy jego wargi. Zapragnął go do siebie przyciągnąć, ale po krótkiej chwili odsunął się od niego. – Znów chcesz uniknąć tego tematu.

– Chcę się z tobą kochać. Tutaj, w moim gabinecie, na tej kanapie, na biurku, podłodze i wszędzie gdzie tylko będzie możliwość. – Podchodził do Aleca jak drapieżnik, rozwiązując krawat i rzucając go gdzieś za siebie.

– Ktoś tu może wejść. – Cofał się, przełykając ślinę. Podobał mu się taki Morgan. Gorący, namiętny, wiedzący, czego chce. Najgorzej, że on też to wiedział i jego pragnienia pokrywały się z tymi Morganowymi. Nie mógł ukrywać przed samym sobą tego, jak ten mężczyzna na niego działa. Przecież powiedział sobie, że powinien brać dla siebie jak najwięcej. Brać i dawać, aby im obu było oszałamiająco dobrze.

Morgan podniósł słuchawkę telefonu i wystukał na klawiaturze dwie cyferki.

– Alfredzie, jestem z moim mężem w gabinecie. Niech nikt nie waży się nam przeszkadzać, nawet jakby się waliło i paliło. – Odłożył słuchawkę, rozpinając koszulę i po chwili ją też odrzucił za siebie. Został w samych spodniach i skarpetkach, bo buty już pożegnał przy progu domu. – Czy teraz jesteś już spokojny?

– Mam być spokojny, kiedy tygrys chce na mnie zapolować? – Zrobił krok do tyłu, natrafiając na kant biurka, tym samym odgradzając sobie drogę ucieczki. Zarumienił się.

– Podoba ci się to, co ten tygrys potrafi. – Dopadł go i z dzikim pomrukiem przywarł ustami do jego ust. Czubki ich języków otarły się jeden o drugi, najpierw łagodnie, z czasem przechodząc do walki pełnej namiętności. Alec smakował wspaniale, pobudzał zmysły, a on rozkoszował się tym, co odbierał. Przesunął językiem po języku kochanka, zaczynając całować go z jeszcze większym zapałem, w między czasie pozbywając się jego marynarki i rozpinając koszulę. Nagle przerwał pocałunek i okręcił go do siebie tyłem. Przywarł do jego pleców, zaczynając całować Aleca po szyi, a dłońmi odpiął spodnie i zsunął je z jego tyłka wraz z bielizną. Zawinął palce wokół twardniejącego penisa kochanka, sukcesywnie go pobudzając.

Zadrżał. Morgan umiał go pieścić i to tak, że silne doznania uderzały w niego z ogromną siłą, przez co czuł, że się rozpada z przyjemności. Możliwość bycia w jego ramionach, poddawania się dotykowi, pocałunkom, zdanie się na umiejętności Morgana stały się ważniejsze od rozmowy, która wciąż się oddalała. Mąż wędrował dłonią po jego brzuchu, drugą nadal go pobudzając, a kroczem ocierając się o jego tyłek, co wprawiło Aleca w stan porównywalny z odurzeniem. Niespodziewanie wszystko się skończyło, a Morgan pozbył się jego koszuli i pchnął tak, że Frost położył się płasko na biurku, zdecydowanie nie mając nic przeciw temu zagraniu, tym bardziej, że jego rozgrzane ciało z ulgą przyjęło zimny blat mebla. Coś przy tym spadło na podłogę, ale nie interesował się tym. Teraz ważniejszy był mężczyzna stojący za nim.

To był dla niego najbardziej zmysłowy widok na świecie. Alec leżący na biurku, wystawiający mu swoje seksowne pośladki, ufający mu i oddający się w pełni. Przesunął dłońmi po dwóch przyciągających go półkulach.

– Wyglądasz jak seks – zamruczał, wyjmując ze spodni swojego penisa.

– Będziesz gadał czy weźmiesz się za to, co masz robić? – warknął Alec, unosząc się na łokciach i oglądając na niego. Policzki pokryły mu się szkarłatem ze wstydu i podniecenia.

– Kochanie, zobaczysz, że dzisiaj dam ci taką jazdę, iż na długo ją zapamiętasz.

– To na co czekasz? – Jęknął, kiedy został pchnięty z powrotem na biurko, a penis mężczyzny ułożył się pomiędzy jego pośladkami i zaczął tak znajomy mu masaż. Co rusz główka ocierała się o jego dziurkę, doprowadzając do tego, że już chciał go mieć z sobie.

Morgan rozerwał opakowanie prezerwatywy. Jedną z wielu, które zawsze starał się mieć przy sobie. Sięgnął ręką do zamkniętej na klucz szuflady biurka i wyjął z niej żel nawilżający. Odkąd w domu zagościł bohater jego mokrych snów, przygotował się na różne okazje.

– Zaraz dostaniesz czego chcesz, Alecu. – Kilka minut później po długich pieszczotach Morgan nałożył kondom i przystawił główkę do przygotowanej i chętniej dziurki. Wszedł w męża stanowczo i płynnie.

– Och! – krzyknął z ulgi, kiedy dostał to, czego tak pragnął. Bez penisa Morgana w sobie czuł się taki pusty. Mężczyzna potrafił go rozpalić, a także sprawić, że otwierał się na niego i miękł – poza jedną częścią ciała – pozwalając mu bez problemu wsunąć się w siebie. Drugi krzyk wydostał się z jego ust, kiedy kochanek nie czekał, od razu zaczynając się szybko poruszać, przez co Alec jeździł policzkiem po biurku.

Trzymał go za kark, panując nad Alekiem i wbijając się w niego raz za razem. Przyśpieszał i gwałtownie zwalniał, chcąc przedłużyć miłosny akt, bo jeśli Alec chciał dobrej jazdy, to ją dostanie, a on sam chętnie skorzysta z jego ciasnej dziurki, napawając się wyglądem chłopaka oraz jego jękami, które tak próbował w sobie zdusić.

Oddychał z trudem, ale czuł się jak w niebie, rozpływając się z rozkoszy. Wrażenie, że Morgan jest w nim, na nim, potęgowało się z każdym pchnięciem bioder mężczyzny i ruchem penisa w nim. Pozwalał, aby jego rozpalone ciało wibrowało niecodziennymi doznaniami, które rosły, kumulując się w nim całym. Nagle to wszystko się skończyło, ale zanim Alec zdążył pomyśleć o przyczynie nieuzasadnionej niewygody, mąż podniósł go, odwrócił w swoją stronę i kazał mu się położyć na plecach. Morgan zdjął jego spodnie owinięte do tej pory wokół kostek, a później rozszerzył mu uda, zawieszając nogi na ramionach i wszedł w niego, ponownie wyrywając mu z ust dźwięki jakich się wstydził. Alec chwycił się dłońmi za kraj biurka, bo kochanek pieprzył go tak ostro, że przesuwał go po blacie. Zastanawiał się, ile jeszcze wytrzyma, bo jeśli to się nie skończy, to zaraz dojdzie.

Miał zamknięte oczy i rozchylone usta, łapiąc ciężko powietrze, co jeszcze bardziej doprowadzało Morgana do szaleństwa. Ujmujący, oszałamiający i piękny Alec leżał teraz na tym biurku i była to rzeczywistość, a nie sen, który tak często dręczył Latimera. Mógł z nim zrobić wszystko, czego chciał. Właściwie robił to, pieprząc go i ciesząc się z tego, że im obu jest dobrze i przedłużał ten akt najdłużej jak się dało. Penis Aleca leżał twardy na jego brzuchu, sącząc przeźroczyste krople. Chwycił go jedną ręką, zaciskając palce tuż u nasady. Nie pozwoli mu dojść. O nie, to jeszcze nie koniec. Uspokoił pchnięcia bioder i zatrzymał się.

Alec odtworzył zamglone pożądaniem oczy. Dlaczego Morgan przerwał? Chce dojść.

– Morgan.

Mężczyzna odsunął się od niego, niestety, znów zostawiając pustkę w swym mężu. Złapał go za ręce, pomagając mu się podnieść. Alec zagapił się na jego penisa i jądra wystające z odrobinę zsuniętych spodni.

– Chodź. – Poprowadził Aleca w stronę kanapy. Rozłożył leżący na oparciu koc i usiadł na nim. Pociągnął Aleca za rękę, tak, że chłopak stanął okrakiem nad jego biodrami. – Usiądź na nim. – Pociągnął męża w dół.

– Morgan. – Bardziej czerwieńszy chyba już nie mógł być. Ze wstydem, ale i rozkoszą spełnił prośbę męża i usiadł na nim, powoli wchłaniając w siebie jego członek. Morgan uniósł biodra i wbił się w niego, dociskając go do siebie.

Alec poczuł pocałunki na szyi i policzku. Nawet nie wiedział kiedy sam zaczął się na nim poruszać, współpracując z kochankiem. Kiedy Morgan unosił swoje biodra, on opuszczał swoje, chcąc go czuć jeszcze mocniej. Przy każdym poruszeniu z jego gardła wydobywały się sapnięcia i przytłumione dźwięki zachwytu. Przyśpieszyli. Jego mięśnie zacisnęły się na gorącym, twardym członku w nim i w tej samej chwili poczuł, że się roztapia. Orgazm napłynął do niego upragnioną falą i słysząc swój własny krzyk pozwolił swojemu rozedrganemu ciału na poddanie się niewyobrażalnej ekstazie.

Morgan widząc to, dołączył się do dzikiego rytmu bioder Aleca, dochodząc wraz z nim. Nie przestawał podrzucać biodrami, aż w końcu zastygł, odurzony, pozwalając Alecowi opaść w swoje ramiona.

Pozostali w tej pozycji przez kilka minut, po czym Morgan przechylił głowę Aleca, składając na ustach leniwe pocałunki. Dłońmi gładził go po pokrytych potem plecach i pośladkach, nie chcąc się z niego wysuwać.

– Mógłbym zostać w tobie już na zawsze. – Zaśmiał się, kiedy policzki Aleca zrobiły się bardziej rumiane. – Nie wiedziałem, że można się aż tak czerwienić.

– Zamknij się – wyszeptał, zmęczony.



Kilkanaście minut później obaj leżeli na kanapie, przykryci kocem, w pomieszczeniu pachnącym spermą, ostrą wonią potu i seksem. Morgan chwilę wcześniej udał się do kuchni po coś do jedzenia i teraz znów zamknęli się w gabinecie. Alec, na razie nie mając ochoty się nigdzie ruszać, chętnie jadł pokrojone przez Morgana owoce.

– To teraz powiesz mi coś o sobie czy nadal będziesz unikał tego tematu? – zaczął Alec, połykając wcześniej kawałek brzoskwini, którą mąż podał mu do ust.

– Dlaczego tak bardzo chcesz to wiedzieć? Czy nie lepiej jest tak jak jest?

– Chciałbym coś o tobie wiedzieć. Ty niczego nie chcesz się o mnie dowiedzieć?

– Wiem, co chcę wiedzieć. Pracujesz w jednym z najlepszych hoteli w mieście, jako recepcjonista i zastępca kierownika zmiany. Studiowałeś zarządzanie, ale zrezygnowałeś.

– Nie zrezygnowałem. Wywalili mnie, podobno za oszukiwanie na egzaminie, ale nie zrobiłem tego – dodał. – Po prostu zostałem wrobiony. Niestety, nie miałem możliwości, by to udowodnić. – Przeczesał dłonią swoje zmierzwione włosy. – Zresztą zarządzanie nie było dla mnie.

– Wiem. Dlatego odpuściłeś i poszedłeś gdzie indziej. Skończyłeś dwuletnią szkołę hotelarską i od roku pracujesz. Dobre wyniki w pracy sprawiły, że szybko awansowałeś i możesz piąć się w górę.

– Tak, najlepiej na kierownika hotelu. Nie, dziękuję. Może powiesz mi jeszcze, jaki lubię kolor?

– Lubisz czarny, bo często chodzisz w takich rzeczach, ale kochasz też błękit. W błękicie wyglądasz cholernie seksownie.

– Jesteś jasnowidzem. Nie wiesz jednego.

– Czego?

– Lubię pisać. To właśnie robię, zaszywając się w tym „moim” pokoiku.

– Pokażesz mi co piszesz? – Wziął do ręki kolejny kawałek brzoskwini i podał Alecowi do ust.

– Kiedyś. Pod warunkiem, że teraz ty powiesz coś o sobie – powiedział, kiedy ponownie przełknął słodki kawałek owocu.

Morgan usiadł, pocierając oczy palcami. Spojrzał na swojego nieustępliwego męża.

– Nie odpuścisz?

– Nie. – Również usiadł, owijając się kocem. Morgan przynajmniej ma spodnie, a on był nagi. – Gdzie jest twoja rodzina? Rozumiem, że nie chcesz mnie z nimi poznać, zważywszy na rodzaj naszego… nietypowego związku.

– Moja rodzina nie żyje – mówiąc to, patrzył gdzieś przed siebie. Dopiero cisza sprawiła, że znów skierował oczy ku mężowi. Alec przyglądał mu się z wyrazem twarzy mówiącej jak bardzo mu przykro. – Moi rodzice zginęli w wypadku dwadzieścia pięć lat temu. Nie oczekuję litości – zastrzegł.

Przysunął się do Morgana i położył mu dłonie na policzkach.

– A mogę powiedzieć, że bardzo ci współczuję? Tylko współczucie, nie litość. – Złożył na jego ustach czuły pocałunek. Przyciągnął go do siebie, zamykając w uścisku.

Przez chwilę opierał się Alecowi, ale szybko się poddał. Ulegając kochankowi przylgnął do jego nagiego ciała.

 – Sądziłem, że po prostu mieszkają gdzie indziej. – Po dłuższej chwili odsunął się od Morgana, zatapiając palce w jego gęstej czuprynie.

– Jeśli dobrze byś poszukał, to w starych gazetach odnalazłabyś jakieś informacje na ten temat. W Internecie również. Nie da się wszystkiego wyczyścić, mimo że się staram.

– Nie szukałem i nie zamierzam szukać. – Zaczerpnął powietrza, przygotowując się do zadania kolejnego pytania: – Jak zginęli?

– Wypadek samochodowy. Nie pamiętam dokładnie. Miałem jakieś siedem lat. – Poczuł na karku dotyk placów. Przymknął na chwilę powieki. Nie powie mu nic więcej na ten temat, bo wtedy cała prawda wyszłaby na jaw, a nie tego chciał. – Na pewno chcesz wiedzieć, kto mnie wychował. Mój tata miał siostrę i to ona przejęła opiekę nade mną oraz nad jego firmą. To, co mam teraz, wtedy dopiero się rozwijało. Tata produkował różne części elektroniczne służące do budowy telewizorów. Wiesz, co oznaczało posiadanie telewizora w tamtych czasach?

– To tak jak teraz posiadanie najnowszego mercedesa. Gdzie jest twoja ciocia?

– Pięć lat temu zmarła na raka. – Przed śmiercią wyznała mu prawdę. Zdarzały się chwile, kiedy bardzo tego żałował, bo to stało się początkiem planu zemsty, którą żył od tamtego czasu.

– Przykro mi – powiedział, przyglądając się jak Morgan wychyla się do stolika i nalewa im herbaty.

– Rany się zagoiły. Wierz mi. – Niestety, są i takie, które zagoją się wtedy, kiedy winni zapłacą za wszystko. – Co chcesz jeszcze wiedzieć? – Podał mu filiżankę.

– Garrett Robertson i ta wasza nienawiść. – Zamieszał herbatę łyżeczką i upił łyk. Pomarańczowa, słodka, taką, jaką lubił. Czyżby Morgan wiedział co pije, czy to pani Anna mu podpowiedziała? Nie zamierzał o to pytać, mimo wszystko mile tym połechtany.

– Garretta znam od dziecka i są to sprawy, o których może on sam ci opowie… kiedyś, przy romantycznej kolacji. – Wstał, napięty. Samo nazwisko tego człowieka sprawiało, że otwierał mu się nóż w kieszeni, a gdy pomyślał, jak ten facet patrzy na Aleca, miał ochotę rozszarpać go na miejscu.

– Romantycznej kolacji? – Z trzaskiem odstawił filiżankę na stół. Wstał, owijając koc wokół bioder i zbierając swoje rzeczy. – Zapomniałeś, że nie mam ochoty mieć z tym człowiekiem cokolwiek wspólnego? To śliski typek. Na odległość czuć, że to niebezpieczny facet, a ty mi, draniu, pieprzysz, że chciałbym się z nim umówić?! – syknął mu w twarz. – Za kogo mnie, do cholery, masz?! – Popchnął go. – Jestem z tobą i nie ma znaczenia, że ten związek to układ. Przez ten rok nie zamierzam cię zdradzać, a tym bardziej spotykać się sam na sam z kimś takim jak Robertson! No, chyba że to od niego dowiem się prawdy o waszej wzajemnej miłości! Idę na górę, a ty, jeśli zdecydujesz się mi o nim opowiedzieć, to wiesz gdzie mnie znajdziesz. – Opuścił pomieszczenie, mając gdzieś to jak wygląda i, że zamiast ubrania ma na sobie tylko koc.

Morgan stał z otwartymi ustami, próbując zrozumieć, co właśnie się stało. Szybko się jednak otrząsnął. Sięgnął po koszulę i marynarkę, kierując się w ślad za mężem.



*



Alec wziął długą kąpiel, wcześniej zamykając się w łazience. Nie zamierzał wpuszczać tutaj Morgana. Mężczyzna dobijał się do drzwi, ale po bezowocnych próbach wreszcie przestał. Aleca bardzo zdenerwowała insynuacja, że mógłby zdradzić własnego męża. Za kogo Latimer go miał? Zapomniał już, co mu o sobie powiedział? Sądzi, że teraz będzie sypiał z kim popadnie? Może znów chciał odwrócić kota ogonem i zbyć go, nie wyznając mu prawdy? Nie da mu spokoju i mężczyzna w końcu przyzna się do związków, jakie go łączą z panem Robertsonem. Jest uparty i prędzej piekło zamarznie, niż Morgan ucieknie od wyjaśnień.

Ubrał się i uczesał. Dopiero wtedy wyszedł z łazienki. Męża znalazł siedzącego na fotelu przy kominku, wpatrującego się w niepodpalone szczapy drewna. Popijał coś z grubej szklanki. Alec nie potrafił rozróżniać tych wszystkich rodzajów alkoholi. Spora ilość z nich była dla niego to po prostu obrzydlistwem, którego nie da się przełknąć.

– Kiedy miałem pięć lat – zaczął Morgan, obracając w dłoni szklankę – moi rodzice poznali rodziców Garretta. Polubiliśmy się. Garrett jest ode mnie starszy o kilka lat. Wiem, nie wygląda na takiego, ale ma trzydzieści siedem lat. Spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu. Nasi rodzice i wuj Robertsona również bardzo się polubili. Jakieś dwa lata później wszystko się skończyło. Najpierw przeżyłem śmierć moich rodziców, a potem straciłem jego. Pewnego dnia Garrett się odsunął. Łaziłem za nim, jak to dzieciak, chciałem mieć przyjaciela, starszego obrońcę, brata. Brakowało mi rodziców, został on, ale… Kazał mnie pobić jakiemuś sztubakowi. Ten gówniarz prawie mnie zabił. Pamiętam to jak dziś – zamilkł, wyglądając tak, jakby powracał myślami w przeszłość.

Alec usiadł na drugim fotelu, wpatrując się w męża. Nie chciał się odzywać. Wolał cierpliwie poczekać aż Morgan będzie kontynuował swoją opowieść.

– Sądził, że nie powiem cioci, kto kazał mnie pobić. Powiedziałem, za co został bardzo srogo ukarany, a mnie to sprawiło wielką przyjemność. Rodzice wysłali go do Akademii Wojskowej, a raczej do szkoły przy akademii. Wiesz, takiej z przepisami, musztrami. Nie wiem, co tam się stało, ale od tamtej pory mnie nienawidzi, a ja jego. Jednak przez te lata jakoś się tolerowaliśmy, a potem w naszym życiu pojawiła się Gaelen. Dzięki niej małymi kroczkami zaczęliśmy się dogadywać… Nie, raczej w dalszym ciągu tolerować. Kobieta zaprzyjaźniła się ze mną i ślepo zakochała w nim. Wiesz, była piękna, ale nie tylko z wyglądu, ale też z duszy. Nie popierałem tego związku, nie tego dla niej chciałem. Zasługiwała na kogoś o wiele lepszego. Byli razem kilka lat. Bardzo mnie to zaskoczyło. Wydawali się szczęśliwi. Pewnego dnia Gaelen umarła. – Przystawił szklankę do ust, ale nie napił się. Odsunął ją ponownie, przenosząc spojrzenie na męża, którego postawa wskazywała, że oczekuje na dalszy ciąg i boi się tego. – Podobno spadła z balkonu.

– Nie wierzysz w to. – Przełknął ciężko ślinę.

– Nie. Dzień przed śmiercią dzwoniła do mnie i chciała się ze mną spotkać. Podobno miała mi coś ważnego do powiedzenia. Umówiliśmy się na popołudnie następnego dnia. Nie mogłem wcześniej, czego bardzo żałuję. Na spotkaniu już się nie pojawiła.

– Czy ty mi chcesz powiedzieć…

– Robertson to wilk w owczej skórze. – Pochylił się w stronę męża opierając łokcie na kolanach. – Trzymaj się od niego z daleka. Nie wiem, co się wtedy wydarzyło, nie mam dowodów. Nie mam też pojęcia, co Gaelen chciała mi powiedzieć. Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiem. Podejrzewam, że ona nie wypadła z tego balkonu bez niczyjej pomocy. Tamtego dnia dziwnym trafem służba miała wolne. Gaelen została w domu sama z mężem.

– Zabił ją? To mi chcesz powiedzieć? – szepnął.

– To niebezpieczny typ. Nigdy mu nie ufaj. On pewnie opowiedziałby ci bajeczkę o tym, jak po jej śmierci cierpiał, jak ją kochał. Nie wierz mu.

– Ale skąd wiesz, że ją zabił?

– W jej dłoni znaleziono kawałek materiału. Należał do koszuli, którą mu kupiła z moją pomocą. Musiała się go trzymać, kiedy chciał ją wypchnąć. Niestety, koszuli nie znaleziono w domu, a zresztą wpływy i pieniądze potrafią wiele zdziałać. Wiem coś o tym. Garrett Robertson to morderca i, mimo że ja nie jestem święty, to on jest jeszcze gorszy. On wie, że ja wiem, ale nic nie może zrobić. Ja też, ale kiedyś za to zapłaci, jak każdy. – Oparł plecy o oparcie fotela, przenosząc wzrok na drewno. Było za ciepło, aby palić w kominku, ale chętnie pogapiłby się w ogień. – Nie chciałem ci tego mówić, bo wolałem, żebyś nie wiedział. Nie zdradź się, że wiesz coś o nim, bo… to niebezpieczne. – Chciał powiedzieć, że boi się o Aleca, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie.

Alec odetchnął ciężko, nie wiedząc, co ma o tym myśleć. Poczuł się przytłoczony tym wyznaniem. Nie tego się spodziewał. W sumie to by wyjaśniało, dlaczego czuje względem Robertsona taką niechęć. Nie chciał go nigdy więcej widzieć, co się pewnie nie uda dopóki będzie mężem Morgana. Trudno, da sobie radę z tym panem i posłucha rady Morgana. Sam skierował spojrzenie na kominek, pozwalając sobie na zatopienie się w świecie myśli.



*



Idąca ulicą postać w długim płaszczu i kapeluszu z szerokim rondem, zatrzymała się przed wielką bramą odgradzającą willę Latimera od reszty świata. Okrutny uśmieszek wstąpił na jej usta, a palce zacisnęły się w pięści. Już niedługo wszystko ulegnie zmianie, pomyślała postać, po chwili ruszając w dół ulicy.


8 komentarzy:

  1. Ech, szkoda, że nie można kupić całości:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Draznia mnie te komentarze ,,czemu nie mozna kupic calosci, ojej, biedny ja musze tyle czekac, ojoj". Uczcie sie cierpliwosci. Odkad autorka zaczela wydawac ebooki staliscie sie strasznie wymagajacy. Jakos wczesniej nie bylo z tym problemow. Az mi sie smiac chce z was. Zamiast komentowac rozdzial swoje zale tutaj przenosicie.
    Ja to ja - licze ma mega drame. Chce, zeby Latimer i Alec sie poklocili. To by bylo takie emocjonujace wydarzenie.
    Ciekawe czy Morgan kiedys sie dowie, co chciala mu powiedziec zona tego typka. Moze kto inny wiedzial? Zreszta jak mozna samemu wypasc z balkonu? Jesli nie jest to proba samobojcza to raczej nie mozna, bo co... Wiatr ja podniosl i wypadla za barierke? XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham to opowiadanie. Troszkę się denerwuję jak dzieje się coś niedobrego, no ale trudno... Coś musi się dziać, żeby nie było nudno. Co nie znaczy, że jest nudno bez awantur i różnych tajemnic :P W sumie biedny ten Morgan... W końcu się przekona, że Alec to twarda sztuka :) A ich wrogowie... Już nie mogę się doczekać ciągu dalszego.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. No to się porobiło... Jakim cudem można wypaść z balkonu, no błagam. Czy ten sku*ysyn Robertson naprawdę mógł zamordować swoją żonę, którą ponoć kochał? Intryga jakich mało. Chyba nawet większa niż w Połączonych, no ale nie ma co tych tekstów do siebie porównywać. Mówiłam już o tym- Niech Morgan pilnuje tyłka swojego i męża (i nie tylko dlatego, że jest seksowny), bo wkrótce pewnie stanie się coś złego - (Luano, proszę cię byś im to przekazała) - tak jak powiedziała to ta mroczna postać w kapeluszu. Czy mi się tylko zdaje czy między małżeństwem zaczyna coś się dziać? Jakieś tam nikłe iskierki lecą, może później będzie ich więcej. OBY! xD
    Wiesz co kobieto? Jak wspomniałaś o tym opowiadaniu Buntownik to nie mogę przestać o nim myśleć. Ech... mam prawie tak jak Alec gdy myśli o Latimerze he he.
    Życzę Weny Luano! xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja chcę wiedzieć co to za postać

    OdpowiedzUsuń
  6. W końcu chociaż raz udało misię przeczytać na bieżąco Twój rozdział.
    To chyba jakiś cud.
    Jesteś fascynująca naprawdę.
    Muszę przyznać spodobała mi się mściwa postać Garetha.
    Nie sądziłam, że okazał się aż taki okrutny. Młody Morgan szukał tylko przyjaciela a ten tak go potraktował. Nic więc dziwnego że wzajemna nienawiść ciągnie się w ten sposób. I czy mi się wydaje czyżby Alec zaczął coś czuć do Latimera? Coś co wychodzi po za ten cały układ? RObi się zdecydowanie coraz ciekaweiej i akcja zagęszcza. Jak ja przeżyje cały tydzień bez kolejnego rozdziału? Tak się nie da. Błagam, błagam wspomóż jakoś ;) pozdrawiam i ściskam mocno! (mówiłam już że kocham Aleca?)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uaaa tak czytam i czytam i teraz juz cala moja teoria o zemscie Latimera poszla w nie powiem co xD Alec zawsze w moim sercu <3 Normalnie swoetna postac c: Brutalne dziecinstwo... nie spodziewalam się :o W sesnie o Gareth'ie dzie? Tak czy siak xD Chce poznacz zakonczenie (oczywiscie i sceny milosne) jak najszybciej ^^ Chociaz bwm bo tez bym chciala sie pograzac w myslach co i jak bedzie w kolejnym rozdziale KOBIETO DOPROWADZASZ MNIE DO SZALENSTWA !!! No coz bede czekac jednak (sprobuje) cierpliwie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    mam przeczucie, ze to ojciec Aleca stoi za śmiercią rodziców Morgana, ciekawe czy kiedyś dowie się co chciała mu przekazać...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)