Przypominam o konkursie teksty i rysunki przesłane po północy 13 września nie zakwalifikują się do konkursu Klik
Zapraszam na rozdział.
Wziął długą, gorącą, relaksującą kąpiel,
a później ubrał się w szeroki, dość gruby sweter i spodnie od dresu. Po
kilkunastu godzinach męki jego żołądek w końcu się uspokoił, ale nadal nie czuł
się idealnie. Jednak jego stan na tyle się poprawił, że Alec mógł wyjść z
sypialni. Przespał cały dzień i jak przez mgłę kojarzył niektóre fakty, na
przykład to, że ktoś był w pokoju, okrywał go kołdrą, dotykał czoła. Jedyną
osobą, która by to robiła, jest jego mama, ale tutaj jej nie było, więc wynikało
z tego, że mógł to być tylko Morgan. Nie spodziewał się po tym człowieku takich
aktów dobroci, ale nie mógł powiedzieć, że się rozczarował. Zachowanie
mężczyzny wpływało bardzo pozytywnie na opinię Aleca o nim. Drań z dobrym
sercem? Czy mógł go tak nazywać? Na pewno nie powie mu tego głośno.
Wychodząc za niego za mąż spodziewał
się, że poczuje się upokorzony, samotny, a raczej, że Morgan będzie się starał o
to, żeby on po prostu czuł się źle. Przecież nie musiał dbać o niego. Tymczasem
jego przypuszczenia rozwiały się. Mąż dbał o niego. Opiekował się nim przez
całą noc i dzień, liczył się z jego uczuciami i nawet w przypływie największej
namiętności myślał o nim. Zawsze zabiegał o to, aby to jemu było przyjemnie.
Zapytał się go o to tamtej nocy, kiedy wrócili z teatru i leżeli obok siebie,
tuż po tym jak się kochali.
Upojony
orgazmem uniósł się na łokciu i wsunął dłoń we włosy Morgana, a potem przemknął
nią po uchu i policzku, czując łaskotanie odrastającego zarostu, który tak
lubił. Nigdy nie podobali mu się mężczyźni z wąsami czy brodami, ale kochał
taki dwu, trzydniowy zarost drapiący przy każdym dotyku i dodający uroku
niektórym mężczyznom. Szczególnie Morganowi, wyglądającemu wtedy jak taki
dzikus lub groźny hulaka. Pomimo że przed chwilą się kochali, nadal pragnął go
dotykać, całować i czerpać satysfakcję z tak prostego gestu jak głaskanie po
głowie, a Morganowi to się bardzo podobało, bo poddawał się jego zabiegom,
przymykając powieki, to unosząc je, wbijając wtedy w niego ten magnetyzujący
wzrok.
–
Powiesz mi coś?
–
Hm?
–
Dlaczego tak się starasz, żeby i mnie było w łóżku dobrze?
–
Spodziewałeś się, że cię przerżnę i zostawię?
–
Nie… Po części tak – przyznał.
–
Zawsze zależało mi na tym, aby moi kochankowie byli usatysfakcjonowani, a ich
satysfakcja jest również moją.
Ta odpowiedź zadowoliła go w zupełności
i o nic więcej nie pytał, chociaż czuł, że Morgan nie powiedział mu
wszystkiego. Tamtej nocy zasnęli przytuleni do siebie jak prawdziwa, kochająca
się para i nie mógł powiedzieć, że na to narzekał.
Wszedł do kuchni, od razu skupiając na
sobie spojrzenie kilku osób. Trzech z nich nie znał, ale podejrzewał, że byli
to brakujący członkowie reszty pracowników.
– Panie Alecu, czy pan oszalał? – głos
kucharki przerwał ciszę.
– Dlaczego?
– Jest pan chory. Chłopcze, powinieneś
leżeć w łóżku.
– Czuję się lepiej i jestem trochę
głodny. – Poczuł się jak mały chłopiec, który dostał reprymendę.
– Dostanie pan kleik ryżowy, nic więcej.
A tak w ogóle to Doroty pójdzie zmienić pościel.
Alec przyjrzał się niskiej dziewczynie
żującej gumę. Jej krótkie brązowe włosy z fioletowymi pasemkami były
nastroszone, szare oczy patrzyły na niego oceniająco, mały nosek dodawał
zadziorności, a usta umalowane delikatnym kolorem pomadki poruszały się w takt
żucia. Ubrana była w strój pokojówki, który dodawał jej uroku.
– Nareszcie mogę pana poznać. Ci tutaj –
wskazała Annę i Alfreda – zapomnieli, że miałam wolne. Zastępowała mnie
koleżanka, ale proszę nie żałować, panie Alecu, że jej pan nie poznał. Poza tym
ona ma zakaz wchodzenia do pana sypialni.
– Dlaczego? – Nadal stał pośrodku kuchni,
jak ten idiota.
– Chciała pana poderwać. Głupia krowa,
ale lubię ją. Tylko musi zmądrzeć…
– Doroty, może przestałabyś plotkować i
zajęła się pracą – skarcił ją Alfred.
– Tak, już. Soreczki, paniczu, ale
robota wzywa. – Obróciła się na pięcie i opuściła pomieszczenie.
– Co za dziewczyna. Pan ją lubi i ona na
za dużo sobie pozwala. – Kucharka pokręciła głową. – Siadaj chłopcze, zaraz dam
ci kleik.
Skrzywił się, ale jeśli zamierzał jutro
iść do pracy, bo na pewno nie skorzysta ze zwolnienia chorobowego, to musi
przestrzegać diety pani Anny.
– Jestem Marcus – odezwał się potężny
mężczyzna około czterdziestki, z włosami ostrzyżonymi bardzo krótko. Siedział
po drugiej stronie stołu. – A ten tutaj to Keith, szofer pana Morgana, ale
wiecznie nic nie robiący.
– Głównie jeżdżę po zakupy i czasami
wożę pana Latimera na oficjalne spotkania.
– Pan Morgan woli sam prowadzić – dodała
Anna.
– Płaci mi za nic. Nie mogę narzekać,
chyba że na nic nie robienie – powiedział Keith, mężczyzna wyglądający na około
trzydzieści lat, z ciemno rudymi włosami, piegami na nosie i zielonymi oczami.
Posturę też miał dosyć mocno zbudowaną i można go było nazwać przystojnym, o
ile ktoś lubił rudych, a Alec zawsze wolał brunetów. – Robię też za
ochroniarza, tak jak Marcus. Dobra praca, dobra płaca, nie narzekamy.
– Keith, nie gadaj tyle. Ruszaj cztery
litery i jedź w końcu po te zakupy. Co
ja z wami mam – narzekała kucharka, zajmując się podgrzaniem gotowego już
kleiku. – I kup te owoce. Wszystko masz na liście.
– Widzi pan? Trzeba jej się słuchać, bo
za chwilę oberwę chochlą po głowie. – Szofer wstał, co pokazało, jak bardzo jest
wysoki. – Miło było poznać.
– Wzajemnie. – Ponownie się skrzywił na
to, co stanęło przed nim. – A nie mógłbym…
– Nie, panie Alecu. Na kolację dostanie
pan trochę owoców i tyle. Zresztą mój kleik jest dobry.
Czy takie rzeczy mogą być dobre? Wątpił
w to, ale głód zmusił go do przełknięcia białej, gęstej mazi.
*
Garrett Robertson pojawił się w miejscu,
które wzbudzało w nim chęć ucieczki. Przytknął do nosa chusteczkę, nie chcąc
wąchać roznoszącego się zewsząd smrodu. Nie rozumiał, jak można doprowadzić dom
do takiego stanu. Od lat nikt tutaj nie sprzątał, wszędzie było czuć
stęchliznę, zapach papierosów, a nawet i mocz, którymi przesiąkły już ściany i
z pewnością otworzenie brudnych okien nie pomogłoby w usunięciu zapachów. Do
tego wszędobylski kurz unosił się przy każdym jego ruchu.
– Po co przyszedłeś? – zapytał siedzący
koło nieczynnego kominka człowiek, wyglądający niczym starzec, a tak naprawdę
dobiegający pięćdziesiątki.
– Potrzebuję twojej pomocy.
– Jestem wrakiem człowieka, w niczym nie
mogę ci pomóc.
– Chodzi o Latimera.
– A kto to jest?
Roberston westchnął, rozglądając się za
miejscem, gdzie mógłby usiąść, ale po krótkiej chwili namysłu wolał postać niż
pobrudzić kurzem swój niebieski garnitur w prążki. Strząsnął z rękawa
niewidzialny paproch. Znów będzie musiał oddać garnitur do prania.
– Nie możesz się tutaj wiecznie ukrywać.
– Latimer w końcu pozna prawdę i mnie
wykończy. Powinieneś się go bać, Garrett.
Garrett wybuchnął śmiechem.
– Nie bądź śmieszny. Już ci mówiłem, że
nie boję się Latimera. Może i jest silny, ma władzę nad wieloma ludźmi, z
których większość chce mu wleźć do tyłka bez wazeliny, szczególnie te dwie
suki, ale nie będę się przed nim trząsł. Zresztą on darzy mnie taką samą
sympatią. – Nienawidzę samego nazwiska tego człowieka, pomyślał, zaciskając
dłonie w pięści. Jak daleko sięgał pamięcią czuł do niego wrogość. Już od
dzieciństwa. Chociaż nie zawsze tak było. Jeżeli teraz głupi padalec zamierza
mu się postawić, nawet nie wyobraża sobie jak mocno tego pożałuje. Mówiono, że
Morgan Latimer jest bezwzględny? Nikt jeszcze nie wie, jak bezwzględnym
człowiekiem potrafi być on, Garrett Robertson.
–
Nie jestem śmieszny. Wolę nie mieć z nim do czynienia. On nie zostawi
tej sprawy w spokoju. Już działa. Biedny ten Andrew Frost. Odpowiada za
grzechy, których nie popełnił. – Mężczyzna wstał. – Garrecie zrozum, ja już
jestem ruiną, tak jak i ten dom. Przed laty zniszczyła nas chciwość i nadal to
robi. Byłeś wtedy dzieckiem, nie powinieneś odpowiadać za to, co zrobiła
reszta. Ty masz z nim inne niesnaski, ale ostrzegam cię, bój się Latimera, bo
ja się go boję. – Poklepał swojego gościa po ramieniu. – Teraz już idź i nie
proś mnie o przysługi. Jestem na to za stary.
– Wuju, nie jesteś stary.
– Moje ciało może i nie, ale moja dusza
ma już starczy wiek, a kiedy Latimer pozna prawdę, będzie po nas.
– Przeklęte babsko! Po co ona mu to
powiedziała?!
– Nie znała prawdy, wierzyła w to, w co
on teraz wierzy. Może i dobrze, że umarła z taką wiedzą. Natomiast on nie jest
głupi i w końcu wszystko wyjdzie na jaw. Idź już. Idź. – Usiadł, ponownie
zatapiając się w fotelu, obok którego stał stolik, a na nim talerz z
niezjedzoną kanapką odwiedzaną przez muchę.
– Strach nie może doprowadzać cię do
takiego stanu! Człowieku, przypomnij sobie, jaki byłeś! – wrzasnął na wuja.
– To nie strach, to grzechy przeszłości
i dług, którego nigdy nie spłacę. – Uniósł rękę i zamachał nią. – Idź.
– W takim razie życzę ci uroczego
popołudnia – pożegnał się. – Wrócę tu jeszcze.
– Jak zawsze, jak zawsze.
Robertson pokręcił głową i czym prędzej
wyszedł, dusząc się smrodem, brudem, a w szczególności tchórzliwym zachowaniem
wuja.
Zniszczę cię, Latimer, pomyślał.
*
Morgan
uniósł wzrok, kiedy skrzypnęły drzwi do gabinetu. Musi powiedzieć Alfredowi,
żeby się zajął zawiasami.
Jego
mąż przekroczył próg pomieszczenia, wciąż wyglądając blado, ale na szczęście na
policzki już wracały mu kolory. Odłożył długopis i podszedł do niego.
–
Sądziłem, że nadal śpisz.
–
Ileż można spać? Już się dobrze czuję. Przyszedłem powiedzieć ci, że jutro
wracam do pracy. – W ogóle to przyszedł tutaj, bo gdy zjadł posiłek, zapragnął
spędzić z mężem trochę czasu. Wystarczy mu po prostu siedzenie na kanapie i
gapienie się na niego.
–
Jesteś uparty jak osioł. Wrócisz do pracy za kilka dni.
–
Co ja tu będę robił? – Usiadł na kanapie, biorąc do ręki jedną z gazet leżących
na stoliczku.
–
Odpoczywał? – Alec go irytował. Kilka godzin temu niemal mu umierał, a teraz
zachowuje się tak, jakby nie był chory. Zajął miejsce obok niego i dotknął
dłonią jego czoła.
–
Nie traktuj mnie jak dziecko. Ale w sumie dziękuję.
–
Nie masz już gorączki. – Już miał coś dodać, ale znajomy głos dobiegający zza
drzwi zwrócił jego uwagę. – Za chwilę poznasz mojego drugiego przyjaciela.
–
Co?
–
Poczekaj. – Morgan podniósł się i zbliżywszy do drzwi otworzył je z rozmachem.
– A ty jak zwykle zachowujesz się jak gówniarz.
Alec
zmarszczył brwi, odkładając pisemko dotyczące finansów, bardziej skupiając się
na mężu i niewidzialnemu rozmówcy.
–
A ty już narzekasz. Facet, przestań być taki sztywny, bo pomyślę, że ktoś ci
wsadził kij od szczotki tam gdzie światło nie dochodzi. Chociaż może by ci się to
podobało.
–
Właź, Brian i nie dyskutuj. – Przepuścił przyjaciela w drzwiach, mając do niego
masę pytań. Czekała na niego praca, a ten gdzieś wybywa, jak zwykle myśląc o
zabawie i niczym więcej. – Poznaj mojego męża, Aleca Frosta – przedstawił obu
mężczyzn, którzy podali sobie dłonie.
–
Słyszałem, słyszałem, że mój drogi przyjaciel znalazł męża, co było dla mnie
wielkim zaskoczeniem. Nie wierzyłem, że ten wieczny kawaler odda komuś serce. –
Przechylił na bok swoją ciemnoblond głowę.
–
Nie oddałem nikomu serca. Znasz prawdę – podkreślił, ale zrobił to tak, żeby
przypomnieć Brianowi, dlaczego poślubił tego mężczyznę. Młodszy przyjaciel był wciągnięty
w jego plan, a Morganowi zależało na tym, aby Alec nadal wierzył w powód, który
znał.
–
To już nie można pomarzyć? Nie zwracaj na mnie uwagi, Alecu. Tak jak inni,
możesz mieć mnie za błazna. Dużo mówię, lubię się bawić i nie stronię od
towarzystwa. Wybyłem na jakiś czas z
miasta z uroczą szatynką i przepiękną blondynką, ale zostałem sam, i wróciłem.
Panie wolały zabawić się razem, nudząc się mną.
Morgan
przewrócił oczami, już mając go dość. Czasami żałował, że obaj z Rafem pomogli
mu na studiach, kiedy ten został zaatakowany, ale z drugiej strony tylko
infantylny Brian potrafił wzbudzić w nim opiekuńcze uczucia i coś wniósł w jego
życie.
–
Nie przejmuj się tym, co mówię. Ogólnie to jestem spoko.
–
Ma trzydzieści lat, zachowuje się, jakby miał piętnaście, jest nadpobudliwym,
leniwym typkiem, którego nie sposób nie lubić – wtrącił Morgan – i do tego
przedłużył sobie urlop bez uzgodnienia tego ze mną, więc musimy porozmawiać.
–
Zaczyna się. Wiesz, że on czasami zachowuje się jak mój ojciec? W ogóle mój
tatuś to też niezły talent – mówił dużo niższy od Aleca mężczyzna, rozsiadając
się wygodnie na kanapie.
–
Poznał go z samego rana, a teraz pajacu porozmawiamy sobie.
–
Zostawię was. Miło było cię poznać, Brian.
–
Na pewno jeszcze się spotkamy.
Alec
opuścił gabinet, niemal parskając śmiechem, kiedy ton Morgana zabierającego
głos faktycznie przypominał karcący, ojcowski. Brian wydał mu się bardzo
pozytywną postacią, wesołą i mógłby go polubić.
Wrócił
do sypialni. Na łóżku przepocona pościel została już zmieniona, a on nabrał
ochoty, by się położyć. Zanim to zrobił, napisał do Darlin, że jutro wraca do
pracy oraz zadzwonił do mamy. Tata nadal przebywał w ośrodku i miał nadzieję,
że tak zostanie.
Nie
mówił rodzicielce, że się rozchorował, nie chcąc dokładać jej zmartwień.
Zresztą, z godziny na godzinę było coraz lepiej i wbrew sobie musiał przyznać,
że ten kleik pani Anny nie był taki zły, a dobrze mu zrobił.
Zanim
się położył, wziął ze sobą pilot, a chwilę później włączył telewizor.
*
– Masz fajnego i ładnego męża. Nie
lepiej zostawić zemstę w spokoju i zająć się nim, może się zakochać?
– Brian, nie denerwuj mnie. To
małżeństwo jest zawarte tylko z powodów, które znasz. Nie ma nic więcej i nie
będzie. – Usiadł za ciężkim biurkiem. – Mam dla ciebie pracę. Zawieziesz te
dokumenty Rafe’owi. Podpisałem je. Powiedz, że na zebranie zarządu mamy już
wszystko gotowe.
– Mam się zabawić w kuriera?
– Tylko tobie mogę ufać.
– Jak zawsze, przyjacielu. – Założył
nogę na nogę. – Powiedz mi, jak szybko chcesz przeprowadzić swój plan do końca.
Czy wiesz, że twój mąż poznając prawdę może się bardzo wściec?
– Nie śpieszy mi się. Jestem cierpliwym
człowiekiem. Alec. Hm. Przyjdzie czas, że pozna prawdę o swoim ojczulku. –
Schował dokumenty do dużej koperty i zakleił ją.
– Naiwnym ojczulku. Z łatwością przekonałem go do zaciągnięcia pożyczki u
ciebie i do tego, że może odegrać się w kasynie. Parę sugestii i załatwione. –
Brian uśmiechnął się, zadowolony z siebie. – Wiesz, może powinienem był zostać
aktorem.
– Ciekawe kto by przyszedł na twój film.
– Napisał na przesyłce imię drugiego z przyjaciół i przesunął ją na drugi
koniec biurka. – Bierz to i jedź do niego.
– Interesy. Wolałem pogadać o tym, czy
masz dla mnie jeszcze jakąś rolę do odegrania.
– Na razie nie. Póki co skupię się na
pracy i mężu, a także postaram się trzymać Garretta Robertsona z dala od niego.
*
Powrót do pracy był dla Aleca niczym
orzeźwienie. Czuł się tak, jakby w jego życiu nie nastąpiły żadne zmiany. Znów
stojąc za ladą recepcji witał klientów, udzielał rad, słuchał, na równi pochwał
i narzekań ludzi, którym nie często można było dogodzić. Koledzy z pracy
wypytywali się go, co oznacza obrączka na palcu i musiał się przez to
tłumaczyć, w czym na szczęście pomagała mu Darlin. Zamieniła się z koleżanką i
także wzięła dzienną zmianę, aby się z nim spotkać. Już nie była na niego zła.
Co więcej – uspokoiła się i nie
marudziła mu o tym, co złego wyczytała o Morganie. Nie miałby sił tego słuchać
i zapewne znów by się pokłócili, a co jak co, ale potrafili się kłócić.
– Po pracy zabieram cię na to odłożone
spotkanie. Powiedziałam Zoe o tobie i Latimerze, a znając ją, już wszyscy
wiedzą.
– Wiem, pisali do mnie. Dopiero dzisiaj
rano odczytałem smsy. – Korzystając z wolnej chwili usiadł na wysokim krześle
przed służbowym komputerem.
– Zrobić ci kawy?
– Tak. Nie! Mój żołądek zaraz się
zbuntuje. Nadal jestem na lekkim żarciu i soczkach. – Sprawdził listę
rezerwacji na weekend.
– Powinieneś był mi powiedzieć, że
jesteś chory. Wpadłabym.
– Po co? Wystarczyła mi jedna opiekunka.
– Przynajmniej zachował się przyzwoicie i
jak mąż – mruknęła, uśmiechając się do przechodzącej pary. – Czy wiesz kto to
jest?
– Kto?
– Ta kobieta i ten facet.
– Skąd mam wiedzieć? Nie znam każdego
klienta.
– Tych powinieneś. To Clarice Hurst i
jej ojciec, ten prokurator. Raz w tygodniu umawiają się tutaj na obiad.
Zostawił w spokoju listę gości,
postanawiając zainteresować się ludźmi, których pokazała mu przyjaciółka.
Wysoka blondynka właśnie roześmiała się i odebrała telefon. To ta kobieta
chciała usidlić jego męża. Musi przyznać, że jest piękna i niewątpliwie wielu
mężczyzn się nią interesuje. Starszy pan obok niej wskazał jej wyjście i
powiedział coś do boya hotelowego.
– Oceniasz konkurencję?
– Nie jest moją konkurentką. Po pierwsze,
Morgan jej nie chce, a po drugie, nie łączy mnie z nim uczucie. To interes i
takim pozostanie.
– Tak, na pewno, a ja jestem cesarzową.
– Proszę?
– Nie, nic. – Machnęła ręką. – Wracamy
do pracy, a potem pamiętaj, nie uciekniesz mi. Zadzwoń do męża i powiedz, że
masz spotkanie ze znajomymi.
– Morgan ma ważne zebranie i nie mam
zamiaru mu przeszkadzać. Zajmij się lepiej klientami, wołają cię – powiedział,
a sam uprzejmie uśmiechnął się do podchodzącego do lady mężczyzny. Kolejny ze
stałych klientów, zawsze gburowaty, niezadowolony i lubiący się wyżyć na
personelu. Tak, ma ciekawą pracę, w której musi uśmiechać się do dupków i co
najlepsze, to ją kocha. – W czym mogę pomóc?
Kilka godzin później wszedł z Darlin do
ich ulubionego pubu. Grupkę znajomych zastali tam gdzie zwykle, w rogu na końcu
sali, siedzących przy dwóch złączonych stolikach zapełnionych chipsami, orzeszkami
i kuflami z piwem. Rozgadana Zoe pierwsza ich zobaczyła, machając do nich ręką.
– No w końcu, kopę lat, Alec. Ty nas już
chyba nie lubisz.
– Lubię, ale w przeciwieństwie do was
nie mam czasu przesiadywać w barach. – Usiadł tyłem do pomieszczenia, wcześniej
podsuwając Darlin krzesło.
– E tam, w barach. Wpadłbyś kiedyś do
nas – wtrącił Jason mający po swojej prawej stronie małomównego Raula,
przybranego brata. Ich rodzice pobrali się kilka lat temu, kiedy ojciec Jasona
ożenił się z mamą Raula, Argentynką z pochodzenia. Obaj się w równym stopniu
kochali, jak i nienawidzili. – Eva pytała o ciebie, a Jodie chętnie nakarmi cię
swoimi ciastami. – Eva, sześcioletnia córka Jasona, była wpadką jego i Jodie,
gdy oboje mieli po siedemnaście lat, ale oboje kochali ją nad życie i nie
wyobrażali sobie życia bez małej.
– Wpadnę, spokojnie. Najpierw moje życie
musi się trochę unormować. – Uniósł rękę, przywołując kelnerkę.
– No właśnie. Słyszeliśmy coś nie coś. –
Brithany, dziewczyna z kolorowymi włosami, kolczykami i tatuażami nachyliła się
ku niemu. Chłopczyca z charakteru i dziewczyna z wyglądu, biorąc pod uwagę jej
krótkie spódniczki i kuse bluzeczki, bywało, że potrafiła ciąć słowami jak
nożem. – Nie mogłeś wcześniej powiedzieć, że masz kłopoty, zanim musiałeś brać
ten jakiś popierdolony ślub? Zgromadzilibyśmy kasę.
– Nie. Powiedzenie „chcesz stracić
przyjaciela, pożycz mu pieniądze”, się sprawdza – powiedział, patrząc na nich.
– Przy prośbie o kasę przyjaźń się kończy, a suma jest… była zawrotna. Nie,
dzięki.
– Ale na przyszłość pamiętaj, że
jesteśmy – rzucił James, mąż Zoe wyglądający na kujonka. Był dosyć chuderlawy,
o jasnych blond włosach.
– Do ciebie pierwszego się zgłoszę. –
Puścił mu oczko, a potem zamówił piwo dla Darlin, a dla siebie szklankę soku
pomarańczowego.
Objął wzrokiem grupkę ludzi – brakowało
jeszcze dwóch osób, Jodie oraz Emmy, która wyjechała na studia na drugi koniec
kraju. Byli specyficznym towarzystwem, począwszy od studenta informatyki,
weterynarii, po dziewczynę pracującą w salonie tatuażu i bezrobotnego Raula.
Lubił ich. Każdego z nich poznał w różnych okolicznościach. To w liceum, na
studiach, na ulicy, kiedy omal nie potrącił Brith. Dziewczyna wtedy dała mu
nieźle popalić, ale i on nie był dłużny. Jako piesza, nie jest świętą krową i
też powinna uważać przy przechodzeniu przez jezdnię. Później się okazało, że
ona zna Raula, zaś Alec Jasona – co było dobrym przykładem na to, że świat jest
mały – i tak jakoś z czasem grupka się powiększyła. Najważniejsze, że czuł się przy
nich sobą, nie musiał niczego udawać, ufał im, ale pomimo tego, to Darlin,
jeśli chodzi o kobiety, zawsze będzie mu najbliższa.
– Dobra, to teraz opowiadaj. – Zoe
przerzuciła na plecy swoje czarne, długie i kręcone do pasa włosy.
– Czego to szanowna pani chciałaby się
dowiedzieć? – Uniósł brwi.
– Gadaj jak tam seks, bo chyba mieliście
noc poślubną, co nie? – pytaniu zawtórowały jęki mężczyzn, którzy na pewno nie
chcieli tego słuchać. – Ale jesteście delikatni. Jak wy godzinami gadacie o
cyckach i…
– Nie kończ, proszę cię – rzuciła Darlin,
odbierając od kelnerki swoje piwo.
– To my możemy pogadać o penisach –
dokończyła Zoe, unosząc kufel z trunkiem i wypiła kilka łyków, w czym
zawtórowały jej Darlin i Brithany.
– Oszczędzę wam szczegółów, ale nie narzekam
– rzucił, śmiejąc się w duchu z ulgi, jaka zalała twarz jego męskich
przyjaciół. Jak była mowa o seksie dwóch facetów, cała trójka nabierała wody w
usta i udawała, że ich nie ma. Nie miał im tego za złe, bardziej chciało mu się
z nich śmiać. Głównie dlatego, że gdyby chciał porozmawiać poważnie, mógł to
zrobić z każdym z nich. Szczególnie z Jasonem, bo był mu, poza Darlin,
najbliższy.
W połowie spotkania zadzwonił do niego
Morgan z pytaniem, gdzie jest, więc powiedział, że spotkał się z przyjaciółmi.
Mężczyzna życzył mu więc udanej zabawy, a on uśmiechnął się głupio, już mając
ochotę go zobaczyć. Słyszał, że Darlin zamruczała coś w stylu „tak, to tylko
interes” ale nie ingerował w to, bo taka była prawda.
Siedział z nimi długo, rozmawiając,
pijąc i korzystając z ich towarzystwa. Alec w pełni się przy nich rozluźnił,
ładując baterie na kolejne dni.
*
Kobieta odstawiła kieliszek białego wina,
patrząc wrogo na swojego wspólnika. Miał załatwić tak prostą sprawę, a
tymczasem znów nawalił.
– Nie wiem dlaczego ja cię jeszcze nie
wyrzuciłam na zbity pysk, każąc iść żebrać pod płotem. Latimer wymyka nam się z
rąk, a ty nic nie robisz.
– Latimer nie jest głupi. To bardzo
inteligentny człowiek.
– I dlatego rezygnuje z rynku
azjatyckiego, o który miał się starać, tracąc na tym?
– Sama się o to postarałaś, żeby nie
kupił tam ziemi. Nie chce czekać i szuka innych rozwiązań.
Kobieta prychnęła jak dzika kotka.
– Wy, mężczyźni, jesteście naprawdę
głupi i niecierpliwi.
– Może gdybyś powiedziała, o co ci
chodzi, byłoby prościej…
– Chcę, żeby zapłacił za wszystko. Mnie
i mojemu bratu. Z czasem to się stanie. Nie musisz więcej wiedzieć. Roberston
powinien się tym zająć, tymczasem ma inne sprawy na głowie, czyli uroczego męża
Morgana. Szkoda tylko, że jakoś jeszcze nic z tym nie robi. Chyba pora, aby
wzięła się za to kobieta, bo na was nie mogę liczyć. – Położyła wypielęgnowaną
dłoń na kominku i postukała w fotografię jednym z długich krwistoczerwonych
paznokci.
Zapłaci
za wszystko, co ci… co nam odebrał, pomyślała, gdy z nim skończę, zostanie w
samej koszuli na grzebiecie i niczym więcej. Po chwili zadumy odprawiła swojego
gościa, wznosząc wcześniej toast samej sobie.
Brawo za decyzję o wyłączeniu anonimowych komentarzy! :)
OdpowiedzUsuńCzyżby zaczynało się coś dziać? Trochę mi za mało było czułości pomiędzy małżonkami ale czyta się cudnie i szybko, za szybko :P
pozdrawiam
Hurra... Od razu poprawił mi się humor w ten brzydki, mokry i deszczowy poranek :)
OdpowiedzUsuńWujek Garretta ma rację... Facet powinien się go bać. Oj czuję, że będzie się działo... I oczywiscie nie mogę się doczekać kolejnej notki.
Pozdrawiam
Dobrze, ze sie nie boi. Przynajmniej nie jest ciota :D
UsuńBedzie wiecej akcji, dramy, klotni, bojek. Osobiscie nie moge sie doczekac tej tajemnicy zwiazanej z ojcem Aleca. Licze na mega klotnie. Wszystko dzieki nim jest ciekawsze :D
Robi sie co raz bardziej tajemniczo i ciekawie. Rozdzial cudowny. Moim zdaniem dobrze, ze wylaczylas anonimowe komentarze. Ciekawe cxy teraz anonimki odwaza sie hejtowac. Zobaczy sie. Pooozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdzial : D fajnie tak przeczytac sobie rozdzial przed szkola :3 zycze weny i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNo ej, jesteś zła ;;; Coraz bardziej rozbudowana intryga, więcej pytań niż odpowiedzi... NAAAH Q__Q Ja chcę wiedzieć, o co chodzi, noooo ;-; Nie wytrwam do poniedziałku!
OdpowiedzUsuńI mam teraz misz-masz w głowie! Latimer jest w końcu dobry czy zły? No, pewnie swoje za uszami ma, ale czemu się mści na ojcu Aleca... czy co tam robi... Q.Q
Jesteś niedobra :<
A, i popieram decyzję o wyłączeniu anonimowych komentarzy :D W końcu bd spokój ^^
Noż cholera! Jak ja nie znoszę końca rozdziału! Mam coraz więcej pytań. Wiesz co, Luano? A może się ugadamy tak, że ja zadam ci każde z nurtujących mnie pytań a ty odpowiesz? Rozważysz to? (Ta pomarz sobie) Jestem w gorącej wodzie kąpana i czekanie na dalszą część jest katorgą, a równocześnie nie wytrzymam bez czytania twoich tekstów. To nie sprawiedliwe, że ty wiesz co się wydarzy w każdym opowiadaniu a my nie. To oszustwo! Ja chcę wiedzieć...(płacze)
OdpowiedzUsuńNo dobra ale tak na serio:
1. Robertson- irytujący sukinsyn!
2. Morgan- zbyt tajemniczy, intrygujący i wkurwiający ciul. ALE! Cieszę się, że tak czule opiekował się Alecem. Może to dla Aleca zabrzmiało by chamsko albo wrednie, ale bardzo się cieszę, że zachorował. To było słodkie. Tak świetnie się nim zajmował jakby rzeczywiście go kochał. Morgan... właściwe sama nie wiem co o nim myśleć. Skrzywdzony i zraniony do głębi serca człowiek, chcący wziąć odwet na ludziach, którzy wyrządzili mu krzywdę czy po prostu chce się zemścić bo taki ma kaprys i ktoś mu zwyczajnie podpadł? Nie wiem jak to jest i jakim cudem ułożyłaś taka świetną intrygę i co właściwie siedziało w twojej głowie gdy to pisałaś, ale myślę że to to pierwsze...
3. Przyjaciele Frosta- super tylko takich pozazdrościć.
4. Latimer musi się dowiedzieć, że to kłamstwo!!! (Cokolwiek się stało i działo to kłamstwo!!!)
No i co ja ci mogę napisać poza tym, że bardzo się cieszymy za wyłącznie anonimów...
WENY I JESZCZE RAZ WENY! POWODZENIA!
Brawo kochana!
OdpowiedzUsuńWyłączenie anonimowców to słuszna decyzja.
A wracając do rozdziału.
Alec się zawiedzie na Morganie czuje to. Ten cały postęp przyniesie tylko cierpienie a najwięcej właśnie Alecowi. Boje się o niego gdyż naprawdę go polubiłam i nie mam pojęcia jak chłopak to zniesie. Jestem ciekawa też Robertsona... o tak ten facet wyszedł ci kochana genialnie! Ja sama nie umiem tak cudownie tworzyć złych postaci. Normalnie już dawno żadna historia mnie tak nie wciągnęła jak ta. Jesteś naprawdę genialna, wiem powtarzam się ale cóż to prawda. Wiele bym dała by móc tworzyć jak Ty
czekam na ciąg dalszy
Witam,
OdpowiedzUsuńaż się boję o Aleca jest tylko ofiarą zemsty, och chciałabym poznać coś z przeszłości...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie