7 września 2015

Dług - Rozdział 8

Wyłączyłam anonimowe komentowanie, co pewnie już niektórzy zauważyli i tak zostanie. 

Przypominam o konkursie teksty i rysunki przesłane po północy 13 września nie zakwalifikują się do konkursu  Klik






Zapraszam na rozdział.





Wziął długą, gorącą, relaksującą kąpiel, a później ubrał się w szeroki, dość gruby sweter i spodnie od dresu. Po kilkunastu godzinach męki jego żołądek w końcu się uspokoił, ale nadal nie czuł się idealnie. Jednak jego stan na tyle się poprawił, że Alec mógł wyjść z sypialni. Przespał cały dzień i jak przez mgłę kojarzył niektóre fakty, na przykład to, że ktoś był w pokoju, okrywał go kołdrą, dotykał czoła. Jedyną osobą, która by to robiła, jest jego mama, ale tutaj jej nie było, więc wynikało z tego, że mógł to być tylko Morgan. Nie spodziewał się po tym człowieku takich aktów dobroci, ale nie mógł powiedzieć, że się rozczarował. Zachowanie mężczyzny wpływało bardzo pozytywnie na opinię Aleca o nim. Drań z dobrym sercem? Czy mógł go tak nazywać? Na pewno nie powie mu tego głośno.
Wychodząc za niego za mąż spodziewał się, że poczuje się upokorzony, samotny, a raczej, że Morgan będzie się starał o to, żeby on po prostu czuł się źle. Przecież nie musiał dbać o niego. Tymczasem jego przypuszczenia rozwiały się. Mąż dbał o niego. Opiekował się nim przez całą noc i dzień, liczył się z jego uczuciami i nawet w przypływie największej namiętności myślał o nim. Zawsze zabiegał o to, aby to jemu było przyjemnie. Zapytał się go o to tamtej nocy, kiedy wrócili z teatru i leżeli obok siebie, tuż po tym jak się kochali.
Upojony orgazmem uniósł się na łokciu i wsunął dłoń we włosy Morgana, a potem przemknął nią po uchu i policzku, czując łaskotanie odrastającego zarostu, który tak lubił. Nigdy nie podobali mu się mężczyźni z wąsami czy brodami, ale kochał taki dwu, trzydniowy zarost drapiący przy każdym dotyku i dodający uroku niektórym mężczyznom. Szczególnie Morganowi, wyglądającemu wtedy jak taki dzikus lub groźny hulaka. Pomimo że przed chwilą się kochali, nadal pragnął go dotykać, całować i czerpać satysfakcję z tak prostego gestu jak głaskanie po głowie, a Morganowi to się bardzo podobało, bo poddawał się jego zabiegom, przymykając powieki, to unosząc je, wbijając wtedy w niego ten magnetyzujący wzrok.
– Powiesz mi coś?
– Hm?
– Dlaczego tak się starasz, żeby i mnie było w łóżku dobrze?
– Spodziewałeś się, że cię przerżnę i zostawię?
– Nie… Po części tak – przyznał.
– Zawsze zależało mi na tym, aby moi kochankowie byli usatysfakcjonowani, a ich satysfakcja jest również moją.
Ta odpowiedź zadowoliła go w zupełności i o nic więcej nie pytał, chociaż czuł, że Morgan nie powiedział mu wszystkiego. Tamtej nocy zasnęli przytuleni do siebie jak prawdziwa, kochająca się para i nie mógł powiedzieć, że na to narzekał.
Wszedł do kuchni, od razu skupiając na sobie spojrzenie kilku osób. Trzech z nich nie znał, ale podejrzewał, że byli to brakujący członkowie reszty pracowników.
– Panie Alecu, czy pan oszalał? – głos kucharki przerwał ciszę.
– Dlaczego?
– Jest pan chory. Chłopcze, powinieneś leżeć w łóżku.
– Czuję się lepiej i jestem trochę głodny. – Poczuł się jak mały chłopiec, który dostał reprymendę.
– Dostanie pan kleik ryżowy, nic więcej. A tak w ogóle to Doroty pójdzie zmienić pościel.
Alec przyjrzał się niskiej dziewczynie żującej gumę. Jej krótkie brązowe włosy z fioletowymi pasemkami były nastroszone, szare oczy patrzyły na niego oceniająco, mały nosek dodawał zadziorności, a usta umalowane delikatnym kolorem pomadki poruszały się w takt żucia. Ubrana była w strój pokojówki, który dodawał jej uroku.
– Nareszcie mogę pana poznać. Ci tutaj – wskazała Annę i Alfreda – zapomnieli, że miałam wolne. Zastępowała mnie koleżanka, ale proszę nie żałować, panie Alecu, że jej pan nie poznał. Poza tym ona ma zakaz wchodzenia do pana sypialni.
– Dlaczego? – Nadal stał pośrodku kuchni, jak ten idiota.
– Chciała pana poderwać. Głupia krowa, ale lubię ją. Tylko musi zmądrzeć…
– Doroty, może przestałabyś plotkować i zajęła się pracą – skarcił ją Alfred.
– Tak, już. Soreczki, paniczu, ale robota wzywa. – Obróciła się na pięcie i opuściła pomieszczenie.
– Co za dziewczyna. Pan ją lubi i ona na za dużo sobie pozwala. – Kucharka pokręciła głową. – Siadaj chłopcze, zaraz dam ci kleik.
Skrzywił się, ale jeśli zamierzał jutro iść do pracy, bo na pewno nie skorzysta ze zwolnienia chorobowego, to musi przestrzegać diety pani Anny.
– Jestem Marcus – odezwał się potężny mężczyzna około czterdziestki, z włosami ostrzyżonymi bardzo krótko. Siedział po drugiej stronie stołu. – A ten tutaj to Keith, szofer pana Morgana, ale wiecznie nic nie robiący.
– Głównie jeżdżę po zakupy i czasami wożę pana Latimera na oficjalne spotkania.
– Pan Morgan woli sam prowadzić – dodała Anna.
– Płaci mi za nic. Nie mogę narzekać, chyba że na nic nie robienie – powiedział Keith, mężczyzna wyglądający na około trzydzieści lat, z ciemno rudymi włosami, piegami na nosie i zielonymi oczami. Posturę też miał dosyć mocno zbudowaną i można go było nazwać przystojnym, o ile ktoś lubił rudych, a Alec zawsze wolał brunetów. – Robię też za ochroniarza, tak jak Marcus. Dobra praca, dobra płaca, nie narzekamy.
– Keith, nie gadaj tyle. Ruszaj cztery litery  i jedź w końcu po te zakupy. Co ja z wami mam – narzekała kucharka, zajmując się podgrzaniem gotowego już kleiku. – I kup te owoce. Wszystko masz na liście.
– Widzi pan? Trzeba jej się słuchać, bo za chwilę oberwę chochlą po głowie. – Szofer wstał, co pokazało, jak bardzo jest wysoki. – Miło było poznać.
– Wzajemnie. – Ponownie się skrzywił na to, co stanęło przed nim. – A nie mógłbym…
– Nie, panie Alecu. Na kolację dostanie pan trochę owoców i tyle. Zresztą mój kleik jest dobry.
Czy takie rzeczy mogą być dobre? Wątpił w to, ale głód zmusił go do przełknięcia białej, gęstej mazi.

*

Garrett Robertson pojawił się w miejscu, które wzbudzało w nim chęć ucieczki. Przytknął do nosa chusteczkę, nie chcąc wąchać roznoszącego się zewsząd smrodu. Nie rozumiał, jak można doprowadzić dom do takiego stanu. Od lat nikt tutaj nie sprzątał, wszędzie było czuć stęchliznę, zapach papierosów, a nawet i mocz, którymi przesiąkły już ściany i z pewnością otworzenie brudnych okien nie pomogłoby w usunięciu zapachów. Do tego wszędobylski kurz unosił się przy każdym jego ruchu.
– Po co przyszedłeś? – zapytał siedzący koło nieczynnego kominka człowiek, wyglądający niczym starzec, a tak naprawdę dobiegający pięćdziesiątki.
– Potrzebuję twojej pomocy.
– Jestem wrakiem człowieka, w niczym nie mogę ci pomóc.
– Chodzi o Latimera.
– A kto to jest?
Roberston westchnął, rozglądając się za miejscem, gdzie mógłby usiąść, ale po krótkiej chwili namysłu wolał postać niż pobrudzić kurzem swój niebieski garnitur w prążki. Strząsnął z rękawa niewidzialny paproch. Znów będzie musiał oddać garnitur do prania.
– Nie możesz się tutaj wiecznie ukrywać.
– Latimer w końcu pozna prawdę i mnie wykończy. Powinieneś się go bać, Garrett.
Garrett wybuchnął śmiechem.
– Nie bądź śmieszny. Już ci mówiłem, że nie boję się Latimera. Może i jest silny, ma władzę nad wieloma ludźmi, z których większość chce mu wleźć do tyłka bez wazeliny, szczególnie te dwie suki, ale nie będę się przed nim trząsł. Zresztą on darzy mnie taką samą sympatią. – Nienawidzę samego nazwiska tego człowieka, pomyślał, zaciskając dłonie w pięści. Jak daleko sięgał pamięcią czuł do niego wrogość. Już od dzieciństwa. Chociaż nie zawsze tak było. Jeżeli teraz głupi padalec zamierza mu się postawić, nawet nie wyobraża sobie jak mocno tego pożałuje. Mówiono, że Morgan Latimer jest bezwzględny? Nikt jeszcze nie wie, jak bezwzględnym człowiekiem potrafi być on, Garrett Robertson.
–  Nie jestem śmieszny. Wolę nie mieć z nim do czynienia. On nie zostawi tej sprawy w spokoju. Już działa. Biedny ten Andrew Frost. Odpowiada za grzechy, których nie popełnił. – Mężczyzna wstał. – Garrecie zrozum, ja już jestem ruiną, tak jak i ten dom. Przed laty zniszczyła nas chciwość i nadal to robi. Byłeś wtedy dzieckiem, nie powinieneś odpowiadać za to, co zrobiła reszta. Ty masz z nim inne niesnaski, ale ostrzegam cię, bój się Latimera, bo ja się go boję. – Poklepał swojego gościa po ramieniu. – Teraz już idź i nie proś mnie o przysługi. Jestem na to za stary.
– Wuju, nie jesteś stary.
– Moje ciało może i nie, ale moja dusza ma już starczy wiek, a kiedy Latimer pozna prawdę, będzie po nas.
– Przeklęte babsko! Po co ona mu to powiedziała?!
– Nie znała prawdy, wierzyła w to, w co on teraz wierzy. Może i dobrze, że umarła z taką wiedzą. Natomiast on nie jest głupi i w końcu wszystko wyjdzie na jaw. Idź już. Idź. – Usiadł, ponownie zatapiając się w fotelu, obok którego stał stolik, a na nim talerz z niezjedzoną kanapką odwiedzaną przez muchę.
– Strach nie może doprowadzać cię do takiego stanu! Człowieku, przypomnij sobie, jaki byłeś! – wrzasnął na wuja.
– To nie strach, to grzechy przeszłości i dług, którego nigdy nie spłacę. – Uniósł rękę i zamachał nią. – Idź.
– W takim razie życzę ci uroczego popołudnia – pożegnał się. – Wrócę tu jeszcze.
– Jak zawsze, jak zawsze.
Robertson pokręcił głową i czym prędzej wyszedł, dusząc się smrodem, brudem, a w szczególności tchórzliwym zachowaniem wuja.
Zniszczę cię, Latimer, pomyślał.

*

Morgan uniósł wzrok, kiedy skrzypnęły drzwi do gabinetu. Musi powiedzieć Alfredowi, żeby się zajął zawiasami.
Jego mąż przekroczył próg pomieszczenia, wciąż wyglądając blado, ale na szczęście na policzki już wracały mu kolory. Odłożył długopis i podszedł do niego.
– Sądziłem, że nadal śpisz.
– Ileż można spać? Już się dobrze czuję. Przyszedłem powiedzieć ci, że jutro wracam do pracy. – W ogóle to przyszedł tutaj, bo gdy zjadł posiłek, zapragnął spędzić z mężem trochę czasu. Wystarczy mu po prostu siedzenie na kanapie i gapienie się na niego.
– Jesteś uparty jak osioł. Wrócisz do pracy za kilka dni.
– Co ja tu będę robił? – Usiadł na kanapie, biorąc do ręki jedną z gazet leżących na stoliczku.
– Odpoczywał? – Alec go irytował. Kilka godzin temu niemal mu umierał, a teraz zachowuje się tak, jakby nie był chory. Zajął miejsce obok niego i dotknął dłonią jego czoła.
– Nie traktuj mnie jak dziecko. Ale w sumie dziękuję.
– Nie masz już gorączki. – Już miał coś dodać, ale znajomy głos dobiegający zza drzwi zwrócił jego uwagę. – Za chwilę poznasz mojego drugiego przyjaciela.
– Co?
– Poczekaj. – Morgan podniósł się i zbliżywszy do drzwi otworzył je z rozmachem. – A ty jak zwykle zachowujesz się jak gówniarz.
Alec zmarszczył brwi, odkładając pisemko dotyczące finansów, bardziej skupiając się na mężu i niewidzialnemu rozmówcy.
– A ty już narzekasz. Facet, przestań być taki sztywny, bo pomyślę, że ktoś ci wsadził kij od szczotki tam gdzie światło nie dochodzi. Chociaż może by ci się to podobało.
– Właź, Brian i nie dyskutuj. – Przepuścił przyjaciela w drzwiach, mając do niego masę pytań. Czekała na niego praca, a ten gdzieś wybywa, jak zwykle myśląc o zabawie i niczym więcej. – Poznaj mojego męża, Aleca Frosta – przedstawił obu mężczyzn, którzy podali sobie dłonie.
– Słyszałem, słyszałem, że mój drogi przyjaciel znalazł męża, co było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Nie wierzyłem, że ten wieczny kawaler odda komuś serce. – Przechylił na bok swoją ciemnoblond głowę.
– Nie oddałem nikomu serca. Znasz prawdę – podkreślił, ale zrobił to tak, żeby przypomnieć Brianowi, dlaczego poślubił tego mężczyznę. Młodszy przyjaciel był wciągnięty w jego plan, a Morganowi zależało na tym, aby Alec nadal wierzył w powód, który znał.
– To już nie można pomarzyć? Nie zwracaj na mnie uwagi, Alecu. Tak jak inni, możesz mieć mnie za błazna. Dużo mówię, lubię się bawić i nie stronię od towarzystwa.  Wybyłem na jakiś czas z miasta z uroczą szatynką i przepiękną blondynką, ale zostałem sam, i wróciłem. Panie wolały zabawić się razem, nudząc się mną.
Morgan przewrócił oczami, już mając go dość. Czasami żałował, że obaj z Rafem pomogli mu na studiach, kiedy ten został zaatakowany, ale z drugiej strony tylko infantylny Brian potrafił wzbudzić w nim opiekuńcze uczucia i coś wniósł w jego życie.
– Nie przejmuj się tym, co mówię. Ogólnie to jestem spoko.
– Ma trzydzieści lat, zachowuje się, jakby miał piętnaście, jest nadpobudliwym, leniwym typkiem, którego nie sposób nie lubić – wtrącił Morgan – i do tego przedłużył sobie urlop bez uzgodnienia tego ze mną, więc musimy porozmawiać.
– Zaczyna się. Wiesz, że on czasami zachowuje się jak mój ojciec? W ogóle mój tatuś to też niezły talent – mówił dużo niższy od Aleca mężczyzna, rozsiadając się wygodnie na kanapie.
– Poznał go z samego rana, a teraz pajacu porozmawiamy sobie.
– Zostawię was. Miło było cię poznać, Brian.
– Na pewno jeszcze się spotkamy.
Alec opuścił gabinet, niemal parskając śmiechem, kiedy ton Morgana zabierającego głos faktycznie przypominał karcący, ojcowski. Brian wydał mu się bardzo pozytywną postacią, wesołą i mógłby go polubić.
Wrócił do sypialni. Na łóżku przepocona pościel została już zmieniona, a on nabrał ochoty, by się położyć. Zanim to zrobił, napisał do Darlin, że jutro wraca do pracy oraz zadzwonił do mamy. Tata nadal przebywał w ośrodku i miał nadzieję, że tak zostanie. 
Nie mówił rodzicielce, że się rozchorował, nie chcąc dokładać jej zmartwień. Zresztą, z godziny na godzinę było coraz lepiej i wbrew sobie musiał przyznać, że ten kleik pani Anny nie był taki zły, a dobrze mu zrobił.
Zanim się położył, wziął ze sobą pilot, a chwilę później włączył telewizor.

*

– Masz fajnego i ładnego męża. Nie lepiej zostawić zemstę w spokoju i zająć się nim, może się zakochać?
– Brian, nie denerwuj mnie. To małżeństwo jest zawarte tylko z powodów, które znasz. Nie ma nic więcej i nie będzie. – Usiadł za ciężkim biurkiem. – Mam dla ciebie pracę. Zawieziesz te dokumenty Rafe’owi. Podpisałem je. Powiedz, że na zebranie zarządu mamy już wszystko gotowe.
– Mam się zabawić w kuriera?
– Tylko tobie mogę ufać.
– Jak zawsze, przyjacielu. – Założył nogę na nogę. – Powiedz mi, jak szybko chcesz przeprowadzić swój plan do końca. Czy wiesz, że twój mąż poznając prawdę może się bardzo wściec?
– Nie śpieszy mi się. Jestem cierpliwym człowiekiem. Alec. Hm. Przyjdzie czas, że pozna prawdę o swoim ojczulku. – Schował dokumenty do dużej koperty i zakleił ją.
– Naiwnym ojczulku. Z łatwością przekonałem go do zaciągnięcia pożyczki u ciebie i do tego, że może odegrać się w kasynie. Parę sugestii i załatwione. – Brian uśmiechnął się, zadowolony z siebie. – Wiesz, może powinienem był zostać aktorem.
– Ciekawe kto by przyszedł na twój film. – Napisał na przesyłce imię drugiego z przyjaciół i przesunął ją na drugi koniec biurka. – Bierz to i jedź do niego.
– Interesy. Wolałem pogadać o tym, czy masz dla mnie jeszcze jakąś rolę do odegrania.
– Na razie nie. Póki co skupię się na pracy i mężu, a także postaram się trzymać Garretta Robertsona z dala od niego.

*

Powrót do pracy był dla Aleca niczym orzeźwienie. Czuł się tak, jakby w jego życiu nie nastąpiły żadne zmiany. Znów stojąc za ladą recepcji witał klientów, udzielał rad, słuchał, na równi pochwał i narzekań ludzi, którym nie często można było dogodzić. Koledzy z pracy wypytywali się go, co oznacza obrączka na palcu i musiał się przez to tłumaczyć, w czym na szczęście pomagała mu Darlin. Zamieniła się z koleżanką i także wzięła dzienną zmianę, aby się z nim spotkać. Już nie była na niego zła. Co więcej –  uspokoiła się i nie marudziła mu o tym, co złego wyczytała o Morganie. Nie miałby sił tego słuchać i zapewne znów by się pokłócili, a co jak co, ale potrafili się kłócić.
– Po pracy zabieram cię na to odłożone spotkanie. Powiedziałam Zoe o tobie i Latimerze, a znając ją, już wszyscy wiedzą.
– Wiem, pisali do mnie. Dopiero dzisiaj rano odczytałem smsy. – Korzystając z wolnej chwili usiadł na wysokim krześle przed służbowym komputerem.
– Zrobić ci kawy?
– Tak. Nie! Mój żołądek zaraz się zbuntuje. Nadal jestem na lekkim żarciu i soczkach. – Sprawdził listę rezerwacji na weekend.
– Powinieneś był mi powiedzieć, że jesteś chory. Wpadłabym.
– Po co? Wystarczyła mi jedna opiekunka.
– Przynajmniej zachował się przyzwoicie i jak mąż – mruknęła, uśmiechając się do przechodzącej pary. – Czy wiesz kto to jest?
– Kto?
– Ta kobieta i ten facet.
– Skąd mam wiedzieć? Nie znam każdego klienta.
– Tych powinieneś. To Clarice Hurst i jej ojciec, ten prokurator. Raz w tygodniu umawiają się tutaj na obiad.
Zostawił w spokoju listę gości, postanawiając zainteresować się ludźmi, których pokazała mu przyjaciółka. Wysoka blondynka właśnie roześmiała się i odebrała telefon. To ta kobieta chciała usidlić jego męża. Musi przyznać, że jest piękna i niewątpliwie wielu mężczyzn się nią interesuje. Starszy pan obok niej wskazał jej wyjście i powiedział coś do boya hotelowego.
– Oceniasz konkurencję?
– Nie jest moją konkurentką. Po pierwsze, Morgan jej nie chce, a po drugie, nie łączy mnie z nim uczucie. To interes i takim pozostanie.
– Tak, na pewno, a ja jestem cesarzową.
– Proszę?
– Nie, nic. – Machnęła ręką. – Wracamy do pracy, a potem pamiętaj, nie uciekniesz mi. Zadzwoń do męża i powiedz, że masz spotkanie ze znajomymi.
– Morgan ma ważne zebranie i nie mam zamiaru mu przeszkadzać. Zajmij się lepiej klientami, wołają cię – powiedział, a sam uprzejmie uśmiechnął się do podchodzącego do lady mężczyzny. Kolejny ze stałych klientów, zawsze gburowaty, niezadowolony i lubiący się wyżyć na personelu. Tak, ma ciekawą pracę, w której musi uśmiechać się do dupków i co najlepsze, to ją kocha. – W czym mogę pomóc?

Kilka godzin później wszedł z Darlin do ich ulubionego pubu. Grupkę znajomych zastali tam gdzie zwykle, w rogu na końcu sali, siedzących przy dwóch złączonych stolikach zapełnionych chipsami, orzeszkami i kuflami z piwem. Rozgadana Zoe pierwsza ich zobaczyła, machając do nich ręką.
– No w końcu, kopę lat, Alec. Ty nas już chyba nie lubisz.
– Lubię, ale w przeciwieństwie do was nie mam czasu przesiadywać w barach. – Usiadł tyłem do pomieszczenia, wcześniej podsuwając Darlin krzesło.
– E tam, w barach. Wpadłbyś kiedyś do nas – wtrącił Jason mający po swojej prawej stronie małomównego Raula, przybranego brata. Ich rodzice pobrali się kilka lat temu, kiedy ojciec Jasona ożenił się z mamą Raula, Argentynką z pochodzenia. Obaj się w równym stopniu kochali, jak i nienawidzili. – Eva pytała o ciebie, a Jodie chętnie nakarmi cię swoimi ciastami. – Eva, sześcioletnia córka Jasona, była wpadką jego i Jodie, gdy oboje mieli po siedemnaście lat, ale oboje kochali ją nad życie i nie wyobrażali sobie życia bez małej.
– Wpadnę, spokojnie. Najpierw moje życie musi się trochę unormować. – Uniósł rękę, przywołując kelnerkę.
– No właśnie. Słyszeliśmy coś nie coś. – Brithany, dziewczyna z kolorowymi włosami, kolczykami i tatuażami nachyliła się ku niemu. Chłopczyca z charakteru i dziewczyna z wyglądu, biorąc pod uwagę jej krótkie spódniczki i kuse bluzeczki, bywało, że potrafiła ciąć słowami jak nożem. – Nie mogłeś wcześniej powiedzieć, że masz kłopoty, zanim musiałeś brać ten jakiś popierdolony ślub? Zgromadzilibyśmy kasę.
– Nie. Powiedzenie „chcesz stracić przyjaciela, pożycz mu pieniądze”, się sprawdza – powiedział, patrząc na nich. – Przy prośbie o kasę przyjaźń się kończy, a suma jest… była zawrotna. Nie, dzięki.
– Ale na przyszłość pamiętaj, że jesteśmy – rzucił James, mąż Zoe wyglądający na kujonka. Był dosyć chuderlawy, o jasnych blond włosach.  
– Do ciebie pierwszego się zgłoszę. – Puścił mu oczko, a potem zamówił piwo dla Darlin, a dla siebie szklankę soku pomarańczowego.
Objął wzrokiem grupkę ludzi – brakowało jeszcze dwóch osób, Jodie oraz Emmy, która wyjechała na studia na drugi koniec kraju. Byli specyficznym towarzystwem, począwszy od studenta informatyki, weterynarii, po dziewczynę pracującą w salonie tatuażu i bezrobotnego Raula. Lubił ich. Każdego z nich poznał w różnych okolicznościach. To w liceum, na studiach, na ulicy, kiedy omal nie potrącił Brith. Dziewczyna wtedy dała mu nieźle popalić, ale i on nie był dłużny. Jako piesza, nie jest świętą krową i też powinna uważać przy przechodzeniu przez jezdnię. Później się okazało, że ona zna Raula, zaś Alec Jasona – co było dobrym przykładem na to, że świat jest mały – i tak jakoś z czasem grupka się powiększyła. Najważniejsze, że czuł się przy nich sobą, nie musiał niczego udawać, ufał im, ale pomimo tego, to Darlin, jeśli chodzi o kobiety, zawsze będzie mu najbliższa.
– Dobra, to teraz opowiadaj. – Zoe przerzuciła na plecy swoje czarne, długie i kręcone do pasa włosy.
– Czego to szanowna pani chciałaby się dowiedzieć? – Uniósł brwi.
– Gadaj jak tam seks, bo chyba mieliście noc poślubną, co nie? – pytaniu zawtórowały jęki mężczyzn, którzy na pewno nie chcieli tego słuchać. – Ale jesteście delikatni. Jak wy godzinami gadacie o cyckach i…
– Nie kończ, proszę cię – rzuciła Darlin, odbierając od kelnerki swoje piwo.
– To my możemy pogadać o penisach – dokończyła Zoe, unosząc kufel z trunkiem i wypiła kilka łyków, w czym zawtórowały jej Darlin i Brithany.
– Oszczędzę wam szczegółów, ale nie narzekam – rzucił, śmiejąc się w duchu z ulgi, jaka zalała twarz jego męskich przyjaciół. Jak była mowa o seksie dwóch facetów, cała trójka nabierała wody w usta i udawała, że ich nie ma. Nie miał im tego za złe, bardziej chciało mu się z nich śmiać. Głównie dlatego, że gdyby chciał porozmawiać poważnie, mógł to zrobić z każdym z nich. Szczególnie z Jasonem, bo był mu, poza Darlin, najbliższy.
W połowie spotkania zadzwonił do niego Morgan z pytaniem, gdzie jest, więc powiedział, że spotkał się z przyjaciółmi. Mężczyzna życzył mu więc udanej zabawy, a on uśmiechnął się głupio, już mając ochotę go zobaczyć. Słyszał, że Darlin zamruczała coś w stylu „tak, to tylko interes” ale nie ingerował w to, bo taka była prawda.
Siedział z nimi długo, rozmawiając, pijąc i korzystając z ich towarzystwa. Alec w pełni się przy nich rozluźnił, ładując baterie na kolejne dni.

*

Kobieta odstawiła kieliszek białego wina, patrząc wrogo na swojego wspólnika. Miał załatwić tak prostą sprawę, a tymczasem znów nawalił.
– Nie wiem dlaczego ja cię jeszcze nie wyrzuciłam na zbity pysk, każąc iść żebrać pod płotem. Latimer wymyka nam się z rąk, a ty nic nie robisz.
– Latimer nie jest głupi. To bardzo inteligentny człowiek.
– I dlatego rezygnuje z rynku azjatyckiego, o który miał się starać, tracąc na tym?
– Sama się o to postarałaś, żeby nie kupił tam ziemi. Nie chce czekać i szuka innych rozwiązań.
Kobieta prychnęła jak dzika kotka.
– Wy, mężczyźni, jesteście naprawdę głupi i niecierpliwi.
– Może gdybyś powiedziała, o co ci chodzi, byłoby prościej…
– Chcę, żeby zapłacił za wszystko. Mnie i mojemu bratu. Z czasem to się stanie. Nie musisz więcej wiedzieć. Roberston powinien się tym zająć, tymczasem ma inne sprawy na głowie, czyli uroczego męża Morgana. Szkoda tylko, że jakoś jeszcze nic z tym nie robi. Chyba pora, aby wzięła się za to kobieta, bo na was nie mogę liczyć. – Położyła wypielęgnowaną dłoń na kominku i postukała w fotografię jednym z długich krwistoczerwonych paznokci.
Zapłaci za wszystko, co ci… co nam odebrał, pomyślała, gdy z nim skończę, zostanie w samej koszuli na grzebiecie i niczym więcej. Po chwili zadumy odprawiła swojego gościa, wznosząc wcześniej toast samej sobie.

9 komentarzy:

  1. Brawo za decyzję o wyłączeniu anonimowych komentarzy! :)

    Czyżby zaczynało się coś dziać? Trochę mi za mało było czułości pomiędzy małżonkami ale czyta się cudnie i szybko, za szybko :P

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hurra... Od razu poprawił mi się humor w ten brzydki, mokry i deszczowy poranek :)
    Wujek Garretta ma rację... Facet powinien się go bać. Oj czuję, że będzie się działo... I oczywiscie nie mogę się doczekać kolejnej notki.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, ze sie nie boi. Przynajmniej nie jest ciota :D
      Bedzie wiecej akcji, dramy, klotni, bojek. Osobiscie nie moge sie doczekac tej tajemnicy zwiazanej z ojcem Aleca. Licze na mega klotnie. Wszystko dzieki nim jest ciekawsze :D

      Usuń
  3. Robi sie co raz bardziej tajemniczo i ciekawie. Rozdzial cudowny. Moim zdaniem dobrze, ze wylaczylas anonimowe komentarze. Ciekawe cxy teraz anonimki odwaza sie hejtowac. Zobaczy sie. Pooozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebisty rozdzial : D fajnie tak przeczytac sobie rozdzial przed szkola :3 zycze weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No ej, jesteś zła ;;; Coraz bardziej rozbudowana intryga, więcej pytań niż odpowiedzi... NAAAH Q__Q Ja chcę wiedzieć, o co chodzi, noooo ;-; Nie wytrwam do poniedziałku!
    I mam teraz misz-masz w głowie! Latimer jest w końcu dobry czy zły? No, pewnie swoje za uszami ma, ale czemu się mści na ojcu Aleca... czy co tam robi... Q.Q
    Jesteś niedobra :<

    A, i popieram decyzję o wyłączeniu anonimowych komentarzy :D W końcu bd spokój ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Noż cholera! Jak ja nie znoszę końca rozdziału! Mam coraz więcej pytań. Wiesz co, Luano? A może się ugadamy tak, że ja zadam ci każde z nurtujących mnie pytań a ty odpowiesz? Rozważysz to? (Ta pomarz sobie) Jestem w gorącej wodzie kąpana i czekanie na dalszą część jest katorgą, a równocześnie nie wytrzymam bez czytania twoich tekstów. To nie sprawiedliwe, że ty wiesz co się wydarzy w każdym opowiadaniu a my nie. To oszustwo! Ja chcę wiedzieć...(płacze)
    No dobra ale tak na serio:
    1. Robertson- irytujący sukinsyn!
    2. Morgan- zbyt tajemniczy, intrygujący i wkurwiający ciul. ALE! Cieszę się, że tak czule opiekował się Alecem. Może to dla Aleca zabrzmiało by chamsko albo wrednie, ale bardzo się cieszę, że zachorował. To było słodkie. Tak świetnie się nim zajmował jakby rzeczywiście go kochał. Morgan... właściwe sama nie wiem co o nim myśleć. Skrzywdzony i zraniony do głębi serca człowiek, chcący wziąć odwet na ludziach, którzy wyrządzili mu krzywdę czy po prostu chce się zemścić bo taki ma kaprys i ktoś mu zwyczajnie podpadł? Nie wiem jak to jest i jakim cudem ułożyłaś taka świetną intrygę i co właściwie siedziało w twojej głowie gdy to pisałaś, ale myślę że to to pierwsze...
    3. Przyjaciele Frosta- super tylko takich pozazdrościć.
    4. Latimer musi się dowiedzieć, że to kłamstwo!!! (Cokolwiek się stało i działo to kłamstwo!!!)
    No i co ja ci mogę napisać poza tym, że bardzo się cieszymy za wyłącznie anonimów...
    WENY I JESZCZE RAZ WENY! POWODZENIA!

    OdpowiedzUsuń
  7. Brawo kochana!
    Wyłączenie anonimowców to słuszna decyzja.
    A wracając do rozdziału.
    Alec się zawiedzie na Morganie czuje to. Ten cały postęp przyniesie tylko cierpienie a najwięcej właśnie Alecowi. Boje się o niego gdyż naprawdę go polubiłam i nie mam pojęcia jak chłopak to zniesie. Jestem ciekawa też Robertsona... o tak ten facet wyszedł ci kochana genialnie! Ja sama nie umiem tak cudownie tworzyć złych postaci. Normalnie już dawno żadna historia mnie tak nie wciągnęła jak ta. Jesteś naprawdę genialna, wiem powtarzam się ale cóż to prawda. Wiele bym dała by móc tworzyć jak Ty
    czekam na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    aż się boję o Aleca jest tylko ofiarą zemsty, och chciałabym poznać coś z przeszłości...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)