Dziekuję za komentarze i życzę Wam udanego tygodnia. :)
ROZDZIAŁ 8
Wpadł do kliniki niczym huragan. Liczył,
że przyjedzie przed Martinem Colemanem, niestety nadzieja matką głupich. Na
szczęście, ku jego uldze, w gabinecie zastał również Christiana. Zawsze dobrze
mieć obok kogoś, komu na tobie zależy. Przyjaciel skinął mu głową. Na pierwszy
rzut oka wyglądał luzacko i tylko ten, kto go znał, potrafił wyczuć napięcie.
Postawa lekarza i Martina z miejsca wskazywała na to samo. Stali przed biurkiem
i przeglądali jakieś dokumenty. Podszedł do nich z pytaniem w oczach. Obaj go
nie zauważyli. Tupnął jak rozsierdzony dzieciak.
– Czy któryś mi powie o co chodzi?
Craig, wspomniałeś, że wpadłeś na trop Alessia.
– Dodałem „chyba”. Siadaj. – Wskazał na
fotel przy biurku.
– Postoję. – Założył ręce na piersi w
geście irytacji. Nie pozwoli traktować siebie jak dziecko, przed którym ukrywa
się prawdę.
– Dzisiaj miałem niespodziewanego
gościa. Ten ktoś odwiedził mnie też jakieś pięć dni temu. – Lekarz podrapał się
z zakłopotaniem po głowie. – Wtedy poprosił mnie o receptę na kilka leczniczych
specyfików. Mianowicie na leki zawierające uspokajające składniki. W tym
Hydroksyzynę. Stosowana jest najczęściej w psychiatrii jako lek uspokajający i
silnie hamujący aktywność układu nerwowego. Ma właściwości psychotropowe. Ten
związek chemiczny dla zmiennych jest niegroźny.
– No więc co to za sensacja? –
Denerwował się Luis. Nie znał się na tych medycznych opisach.
– Ale w połączeniu z innymi lekami,
działa jak trucizna – poinformował lekarz.
– Z jakimi lekami? – zapytał człowiek.
Ciarki przebiegły mu po plecach.
– Z takimi jakie przepisałem. Mój błąd.
Miał papier ze zgodą, że mogę to zapisać… Dopiero później zacząłem myśleć.
Rzuciły mi się w oczy składniki i to co można zrobić po połączeniu tych specyfików.
Do tego wiedza o zmiennych bywa bardzo pomocna w zrobieniu nad wyraz zabójczego
środka. – Craig podał Luisowi jedną z kartek jakie trzymał w ręce. – Nic ci to
nie powie. To tylko symbole chemiczne i obliczenia wydrukowane ze strony o
zmiennych.
Luis przejrzał stronicę, ale
rzeczywiście to, co widział, było dla niego czarną magią. Tajemnicze wzory,
kreski tworzyły sieć niczym pajęczynę. W jej sercu tkwiła jedna jedyna liczba dziesięć
zakreślona czerwonym kolorem.
– To dziesiątka w skali trucizn – wyjaśnił
Martin.
– A… jaka jest skala? – Odłożył kartkę
na biurko. Coś ścisnęło jego klatkę piersiową.
– Dla zmiennych, bo o nich mówimy, od
jednego do dziesięciu. Nie ma większej. – Craig przysiadł na skraju biurka. –
Jest to coś co dawno temu zostało zakazane. Starszyzna i Rada uzgodniły prawo,
że ktokolwiek będzie stosował ten związek zostanie pozbawiony właściwości
przemiany. Ale nawet bez tego zmienni nie stosowali tej toksyny. Nawet ci
najokrutniejsi nie zrobiliby tego innym. To… To zabija bestię.
– Bestię? – Ciałem Luisa wstrząsnął
lodowaty dreszcz. – Bestię czyli...
– Na przykład wilka – rzucił Christian
siedzący na kozetce i przysłuchujący się rozmowie. – Można też smoka,
kotowatego. Gdy druga część nas umrze, jakby wyparuje, zniknie na zawsze.
– To znaczy, że ktoś ma zamiar to zrobić?
Po co? Na co? Komu to przeszkadza? – zadając kolejne pytanie Luis próbował
opanować drżenie rąk. – Dlaczego ktoś chce zabić wilka Alessia? I co z samym
Alessiem? To jego też zabije? No mówcie! Nie gapicie się na mnie jak na kosmitę
w legginsach. I najważniejsze pytanie, kto to jest?!
– Samemu Alessiowi to nic nie zrobi.
Będzie go usypiać, uspokajać. Dla ludzi ta mieszanka, co dziwne, działa właśnie
jak bardzo silny lek uspokajający, prawie narkotyczny. Dla wilka… Z każdą dawką
powoduje u niego głęboki sen – odpowiedział spokojnie Craig Raiford.
– Sen wieczny! No kurwa, jego jebana
mać! Kto to jest?! – Uderzył pięścią w blat.
– Luis, właśnie dlatego nie chciałem cię
tutaj. Partnerzy czasami nie myślą…
– W dupie to mam! Chcę wiedzieć kto to kupił,
bo na pewno już to zrobił!
– Nie mamy dowodów, że to on. Dlatego
musimy działać racjonalnie. Nie można go spłoszyć.
– Martin, pierdolisz! Kto to jest?!
– Kelner z Rhapsody. Arthur Ice – wyznał
Christian.
Nawet nie wiedział kiedy szedł w stronę
wyjścia. Ta mała, gówniana szuja ma jego Alessia! Rozpierdoli go! Zniszczy mu
życie! Zmasakruje! Tak mocno zaciskał szczękę, że omal nie połamał sobie zębów.
Chciał już mieć w rękach pożal się Boże kelnera. Zanim jednak dopadł
zewnętrznych drzwi, został zatrzymany przez silne ręce Martina. Mężczyzna
wykręcił mu ręce do tyłu, a swoich dłoni użył niczym kajdan.
– Nigdzie nie pójdziesz. W restauracji
są wilki. Śledzą go. Młody tam jest. A to znaczy, że jeszcze nie podał leku
naszemu becie.
– Ale miał już inne. Sprzed pięciu dni.
Po chuja doktorek zapisywał takie leki? – Szarpał się nieustannie, ale to nic
nie poluźniało chwytu alfy, wręcz go
wzmacniało. Cholerna siła zmiennych! – Nie rozumiesz? Jak on go porwał, to już mu
podał leki!
– Prawdopodobnie tak. Być może w
zmniejszonych dawkach. Jeżeli ten chłopak chce zrobić kolejną dawkę, to znaczy,
że wilk Alessia jest silny i obaj żyją. O ile on go porwał.
– Chcecie mieć jeszcze więcej dowodów?!
Te wam nie wystarczą?! I puść mnie, bo zgnieciesz mi kości, ty pokryty skórą
kudłaty bydlaku. – Nad jego uchem rozległ się śmiech Martina.
– Gdybyś był wilkiem już byś poczuł to
co siła alfy. Puszczę cię jak obiecasz, że tu zostaniesz.
– Dobra, przyrzekam, że nie pójdę do
restauracji skręcić karku Arthurkowi bez twojej zgody. – Czuł jak chwyt
poluźnia się i zyskał ponownie wolność. Od razu rozmasował przeguby rąk i
nadgarstki. Jak nic pojawią się na nich sińce.
– Trzymaj. – Craig podał mu coś w tubce.
– Co to?
– Maść. Na ludzi też dobrze działa.
– Dzięki, ale nie chcę. Chcę pojechać do
domu tego chłoptasia i uwolnić Alessia. Gdzie on mieszka? – Patrzył z błaganiem
w oczach na lekarza i partnera swojego przyjaciela. – Skoro jest tutaj, a
możliwe, że mieszka sam, to go trzyma w domu. Nic mi nie grozi, jeżeli o to się
boicie. Na pewno Alessio jest bardziej narażony niż ja. Co dziwne, bo jestem
tylko człowiekiem. Zresztą tamten dupek także.
– Tamten dupek ma broń – powiedział
Martin.
– I co z tego?!
– Podajcie mu adres – znowu wtrącił się
Christian. Zbliżył się do partnera i wziął go za rękę. Wpatrzył się uważnie w
jego oczy. Co najlepsze oczy zmiennego smoka, nie były ludzkie. Targały nim
emocje, a jego smok chciał się wydostać na zewnątrz. – Martin co byś zrobił na
jego miejscu? Nikt by cię nie zatrzymał
przed uratowaniem mnie. Skoczyłbyś za mną w ogień. Pamiętasz Stone’a?
– Aż za dobrze. – Alfa westchnął ciężko.
Pochylił się i cmoknął usta Christiana. Spojrzał na Luisa. – Pojadę z tobą. Ale
jak nic nie znajdziemy pozwolimy moim wilkołakom tylko śledzić Arthura.
– Umowa stoi. – Wyciągnął rękę, by
zawrzeć umowę z Martinem. Niemym „dziękuję” podziękował przyjacielowi. Cały
gotował się do drogi, obiecując sobie zachować spokój na ten czas.
Wyruszyli w drogę Hammerem, jakim jeździł Luis. Nie było chwili do stracenia. W
tym wypadku liczyły się sekundy. Uzbrojeni w odtrutkę, przygotowaną przez
Craiga – co też opóźniło ich wyjazd – pędzili z zawrotną prędkością. Luis
naciskał gaz do dechy, jakby goniło go stado potworów. Martin trzymał się
siedzenia próbując zmusić go do zwolnienia – pomimo że sam jeździł szybko, ale
podziwiał jego umiejętności.
Zajechali przed jednopiętrowy drewniany
budynek z czerwonym dachem i białymi okiennicami. Obok niego stało coś w
rodzaju stodoły. Wokół nie było żywej duszy. Trawnik od dawna niekoszony,
wysoko porastał wokół zabudowań przeplatany chwastami. Nikt o to nie dbał.
Wysiedli z samochodu rozglądając się wokół.
– Widziałem ten dom. Sądziłem, że jest
opuszczony. To znaczy przejechałem z ciekawości koło niego, ale… Mogłem się nim
zainteresować – wyrzucał sobie Luis idąc wolno w stronę domu.
– Jak widać pan Ice nie dba o miejsce
zamieszkania. – Martin wyjął smarfona i zaczął coś na nim pisać.
– Co robisz? Nie czas na esemeski z
kochankami. – Skarcił go wzrokiem.
– Piszę do Adama. Niech się dowie czegoś
o tym chłopaku.
– Mhm. – Zbliżywszy się do drzwi
nacisnął klamkę. Mógł domyślić się, że będzie zamknięte. – Cholera. Poszukam
jakiegoś łomu, chyba że wywarzysz te wrota.
Martin ocenił wielkość i stan drzwi.
– Małe piwko jak zrobimy to razem –
powiedział. Schował telefon do kieszeni, tej która nie będzie miała kontaktu z
przeszkodą. Razem z człowiekiem przygotowali się do skierowania swojej siły na
drzwi. Kiwnęli do siebie głowami i natarli na nie.
***
Alessio, obudziwszy się jakiś czas temu,
próbował dobudzić swojego wilka. Wszelkie próby nie przynosiły efektów.
Przerażenie wkradało się do jego serca. Tym bardziej, że usłyszał samochód, a
po ciszy pełnej napięcia huk. Jakby coś zostało rozwalone. Gdy Arthur wracał do
domu nigdy tak nie było. Nawet głos silnika auta był inny. Czyżby nadeszła
pomoc? Zebrał się w sobie i zawołał:
– Tu jestem! – Nie nawilżone gardło
paliło ogniem. Woda stała obok, ale jak miał po nią sięgnąć? Ten mały skurwysyn
nie dał mu się napić, o jedzeniu nie wspominając. – Tu…
– Alessio?!
Ten głos. Luis, był tutaj. Jego Luis.
Ponownie się odezwał, by nakierować chłopaka na trop pokoju:
– Po prawej… Od wejścia. – Znał ten dom
doskonale. Zbyt wiele czasu tu spędził. Czego teraz żałował. – Obok… kuchni. –
Zaczął kaszleć. Krew zaczęła szybciej krążyć mu w żyłach.
Luis wpadł do pokoju kierowany głosem
Alessia. Tak słabym, że serce mu się krajało. Ujrzał łóżko i jego leżącego na
nim. Pogrążonego w półmroku jaki tu panował. Dobiegłszy do łóżka, łzy mu w
oczach stanęły. Zmienny wilk był związany, leżał bezsilnie, ale jego oczy
zabłysły na widok Luisa. Natomiast usta wypowiedziały cicho jego imię.
– Jestem. Znalazłem cię. – Zaczął
odwiązywać więzy przy rękach, kątem oka widząc, że Martin pozbywa się sznurów z
nóg Alessia. – Byłem taki głupi. Taki głupi – mamrotał.
– Myślałem, że to sen słysząc twój głos.
– Beta śledził wzrokiem każdy ruch chłopaka.
– I pomyśleć, że dzisiaj byłem przy tym
domu. Mogłem wysiąść, zapukać. Usłyszałbyś mnie.
– Wątpię. Rano dał mi jeszcze raz to
coś. – Z pomocą Luisa poruszył rękoma. Mroczki przechodzące przez nie były
niczym przyjemnym. Ważne, że krew zaczęła krążyć normalnie. Wody. – Pokazał
oczami na butelkę.
– Już. Ta gnida nawet pić ci nie dawała?
– Odkręcił nakrętkę, słysząc w międzyczasie, że Martin gdzieś dzwoni. Przytknął
szyjkę do wysuszonych warg bety. – Powoli. – Ręce go swędziały, by rozwalić
buźkę Arthurowi. Niech no tylko on tu przyjedzie!
– Przyjechałeś po mnie – wypowiedział
już silniejszym głosem Acardi. Zatrzymał wzrok na Luisie. Chłopak odstawił
butelkę i chwycił jego rękę. Patrzył jakoś tak inaczej. Cieplej. – Dlaczego?
Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.
Co powie, że musiał, bo tak czuł? Mimo tego nie chciał pozostawić go bez
odpowiedzi. I tak, gdy tutaj wpadł, ostatnia furtka w jego umyśle się otworzyła
i bariera padła. Wziął w dłonie twarz Alessia. Pochylił się nad nią i nie
czekając, aż się rozmyśli przywarł do jego ust. Pocałował go delikatnie, ale
nie jak przyjaciela. Tylko jak kogoś więcej. Nie zamykał przy tym oczu. Widział
jak te należące do Alessia otworzyły się szeroko, a po chwili pojawił się w
nich uśmiech. Mężczyzna zrozumiał odpowiedź. Przesunął wargami po jego,
delektując się tą bliskością. To było dobre. Jak mógł przed tym uciekać?
Cmoknął go ostatni raz i zostawił w spokoju.
– Nie myśl tylko, że będzie tak łatwo,
wilczku.
– Nie myślę. Nie mów do mnie wilczku.
Nie czuję go.
– Kurwa, Martin, zastrzyk! – Dlaczego o
tym zapomniał? Sam widok Alessia i radość z jego odnalezienia zabrała mu rozsądek.
– Słyszałem. Spokojnie, Al. Doktorek
Raiford dał nam coś co postawi cię na nogi. Na pewno jeszcze nie jest za późno.
– Alfa położył rękę na dłoni swojego bety. W pokoju zrobiło się nagle dziwnie
spokojnie, ciepło, kiedy użył swojej mocy. – Twoja bestia żyje, ale musimy się
śpieszyć. Przygotuję zastrzyk.
– Co z tym dupkiem? – zapytał Luis.
– Ten dupek po powrocie zastanie
niespodziankę. Gdy go całowałeś, ja rozmawiałem z Adamem. Zaraz tu będą.
– Przegryzą mu gardło?
– Luis, nie wolno nam zabijać ludzi.
Przyjedzie Dario, wyczyści umysł Ice’a tak, że ten będzie tylko pamiętał lata
szkolne. – Uniósł igłę ze strzykawką i nacisnął tłok, by wypuścić powietrze. –
Każe mu też wyjechać. Pozostanie pod naszą kontrolą, ale nie możemy mu nic
zrobić – wyjaśnił Martin.
– Takie jest prawo zmiennych – dodał
beta, chociaż sam miał ochotę rozprawić się ze swoim porywaczem. Musiał jednak
zastopować. Najważniejszy był jego wilk. I nic nie było tak straszne kiedy
obok, był jego partner. Miał go na wyciągnięcie ręki. W przyszłości pokaże
Luisowi, że jest dla niego wszystkim.
– I tyle? Nawet w mordę nie może
dostać?! – zdenerwował się Bright. – Pierdolę takie coś. Chcę go rozjebać!
– Ja tak samo – odparł Acardi.
– Dostaniecie swoje pięć minut. A teraz,
Alessio, przygotuj się. Naprawdę to cholerstwo zaboli. – Martin uklęknął jedną
nogą na łóżku, aby być jak najbliżej mężczyzny. – Muszę ci to wbić w brzuch.
– Wbijaj gdzie popadnie. To musi obudzić
moją bestię. Na pewno wiesz co robić? – upewnił się.
– Już to robiłem. W innych przypadkach,
ale mam praktykę. Spokojnie. Lepiej patrz na swojego chłopaka. – Martin
uśmiechnął się, ale ten uśmiech nie dosięgnął oczu.
– Jeśli chce być moim partnerem. –
Alessio skupił się na przyglądaniu twarzy Luisa. Chłopak – wciąż trzymający
jego dłoń w swoich i przesuwający kciukami po niej – miał zmarszczone czoło, a
pomiędzy jego oczami zrobiła się zmarszczka. Pogłębiła się kiedy alfa podwinął
koszulkę bety.
– Głupol jesteś.
– Chcesz mnie? – Zamiast odpowiedzi
uzyskał ból. Jakby rozżarzony pręt wbijał się w jego brzuch, a potem od niego
strzelały iskry ognia przypiekając go od środka. Wciągnął powietrze nosem.
Zacisnął szczękę nie spuszczając oczu z partnera. To co się działo mimo
wszystko było dobre. Jego wilk poruszył się. To był tylko minimalny ruch, ale
dał pierwsze sygnały. Nie wiedział, co to była za odtrutka, ale gówno go to
obchodziło. Ufał Craigowi od kiedy go poznał, a teraz doktorek zyskał solidną
porcję wdzięczności.
Nie patrzył na igłę – ta cholera miała
może z pięć centymetrów – znikającą tuż pod pępkiem Alessia. Wolał skupić się
na nim samym i pomóc przejść przez ten nieprzyjemny proces. Pytanie, jakie
usłyszał, tłukło mu się w głowie. I niech go licho weźmie, jeżeli odpowie
przecząco. Tak naprawdę nie chciał mu jeszcze odpowiadać. Dlatego gdy już
Martin się odsunął rzekł:
– Powiedziałem ci, że nie będzie tak
łatwo. – Puścił mu oczko.
– Czyli jest szansa. – Mógłby się
zaśmiać, lecz wyczerpanie na to nie pozwoliło. Przesunął się na łóżku i oparł o
wezgłowie. – Słuchajcie, Arthur będzie tutaj za jakiś czas. Wstąpi w czasie
swojej przerwy. Tak powiedział mi rano. Do tej pory wstanę z tego łóżka. Mój
wilk coraz szybciej się budzi. Alfo, chcę, żebyś zostawił tego gnojka mnie.
– Alessio…
– Nie bój się. Nie pozwolę na to by zniszczył
mi życie, więc go nie zabiję. Po prostu chcę przez chwilę się nim zająć.
– I ja – burknął Luis.
***
Godzinę później rozbudzony wilk Alessia
mruczał ukontentowany z obecności swojego partnera. Chciał łasić się i ocierać
o Luisa. Alessio z chęcią by mu na to pozwolił. Obawiał się jednak, że był zbyt
słaby na przemianę, a do tego Luis mógłby przestraszyć się prawie metrowego
wilka. Wolał nie ryzykować kolejnego odtrącenia. Starał się przebywać jak
najbliżej swojego chłopaka, zwłaszcza, że w domu Arthura obecne były już inne
wilki. Paru z nich patrzyło pożądliwie na Luisa, co nie podobało się bestii i
jemu samemu. Nie szalał z zazdrości widząc, że Luis nie zwraca szczególnej
uwagi na tamtych mężczyzn. Dość często Luis spoglądał na niego, sądząc, że on
go nie widzi. Kiedy zaś Alessio patrzył, Bright odwracał wzrok. Już nie mógł
się doczekać powrotu do Arkadii. Tam odpocznie i będzie się pławił w zapachu i
obecności swojego partnera więzi, bo był pewny, że już go zdobył. Nie tak to
miało wyglądać, ale nie zawsze dzieje się tak jak chcemy, by było.
– Dzwonił Adam. – Martin wszedł do
pokoju, w którym więziono Acardiego. – Okazało się, że ta mała kanalia nie jest
byle kim. To geniusz. Doskonały chemik z wykształceniem medycznym.
– To można tak? – zapytał Dario.
Przyjechał jakieś dziesięć minut temu gotów pomóc swojemu byłemu alfie.
– Do tego jest zdolnym farmaceutą i
biologiem – dodał Coleman. – Skończył kilka kierunków. W wieku piętnastu lat
rozpoczął studia medyczne. Wyobrażacie to sobie? Niestety w szpitalu w jakim
miał praktyki wybuchł skandal. Zmarło kilku pacjentów. Był podejrzany o to, że
prowadził jakieś eksperymenty na ludziach i doprowadziło to do ich śmierci. Co
najlepsze to nasza mała gnida, była adoptowanym dzieckiem pary lisów.
– Była? – spytał Alessio. Wolno
spacerował po pokoju, żeby rozruszać ciało.
– Osiem miesięcy temu zginęli w wypadku
samochodowym. Po tym zdarzeniu chłopak przeniósł się do Camas.
– Stąd o nas wiedział. Mógł dzięki
rodzicom mieć dostęp do naszych tajnych baz danych – mówił Dario. – Kiedy
Alessio znalazł sobie partnera, chora zazdrość była tak wielka, do tego myśl,
że zostanie sam, doprowadziła do tego, żeby zabić wilka.
– Był przekonany, że bez mojej bestii
więź upadnie i będzie mógł być ze mną. Nie wiedział jednego lub nie chciał
wiedzieć. Człowiek na zawsze już kochałby swojego partnera, nawet bez więzi. –
Spojrzał znacząco na Luisa. Policzki chłopaka pokryły się rumieńcem i udawał,
że go nie widzi. Mój. Mój. Mój. Powtarzał wilk. Najchętniej teraz podszedłby do
niego. Uniósł jego twarz i pocałował, ale na to będzie czas później. Teraz miał
inne zadanie. Właśnie pilnujące kelnera wilki dały znać, że ten zbliża się do
domu. Na pewno spostrzeże, że ktoś tu jest, ale nawet jakby chciał uciec, to
nie ma na to szans.
W Luisie się gotowało. Nie tylko z
powodu Arthura, ale i Alessia. Ten wariat właśnie wyznał mu miłość? Niech go
szlag, jak to prawda! Głównie dlatego, że zrobił to przy wszystkich. Już on go
popamięta. Niech tylko wrócą do domu i Acardi dojdzie do siebie. Chociaż jak na
to, co przeszedł trzymał się dość dobrze. Widocznie wilk w nim dawał mu siłę.
Kierowany głosem pracującego silnika,
zbliżył się do okna. Młody stąd raczej nie zobaczy, że zasłony zostały
rozsunięte, ale Arthura było dość dobrze widać.
– Wysiadł z samochodu i coś mu się nie
podoba. Wasze wilki zjeździły mu jego piękny trawnik. Już wie, że ktoś tu był.
Idzie do środka. – Zacisnął pięści i podszedł do drzwi. Nikt go nie powstrzyma
przed tym co chciał zrobić. Ledwie drzwi się otworzyły zrobił zamach i z całej
siły rąbnął Arthura z pięści w twarz. Głowa chłopaka poleciała do boku, a on
zatoczył się i upadł.
– Co do… – Nie zdążył nic więcej
powiedzieć, bo kopniak trafił go prosto w brzuch.
– To za to co mu, kurwa, zrobiłeś i
chciałeś zrobić! – Luis złapał za włosy tę szuję i pociągnął w górę. Siłą
rzeczy chłopak musiał wstać. Z jego wargi leciała krew, a brzuch musiał nieźle
boleć, bo gnida się trzymała za niego. – Nie pozwolę, żebyś jeszcze raz go
tknął! On jest mój! Nie twój i niczyj inny. Mój! – Popchnął chłopaka wprost w
stronę Alessia. To nic, co mu chciał zrobić, ale jak powiedział jego partner,
tak jego, kurwa, partner, nie pozwoli, żeby ta menda zniszczyła mu życie.
Alessio niemal w szoku po tym co
usłyszał od Luisa przyciągnął do siebie Arthura. Szuja cała drżała i patrzyła
na niego ze strachem.
– Trzeba było sobie grzecznie żyć, nikt
by ci krzywdy nie zrobił. Niestety chciałeś mieć to co nie należy do ciebie. –
Odwrócił go plecami do siebie i chwycił za szyję. Pochylił do jego ucha
złowrogo szepcząc: – Za próbę zabicia mojego wilka grozi ci śmierć.
– Nie… Ja…
– Zamknij ryj! Masz szczęście, a my
pecha, że jesteś tylko człowiekiem. Marnym, słabym człowieczkiem. – Miał
nadzieję, że Luis wybaczy mu te słowa. Chyba wie, że tak naprawdę w ten sposób
nie myśli, a mówi to co musi. – To plugawe stworki. Pamiętasz jak ci o tym
mówiłem? A wiesz jak łatwo zabić człowieka? Uderzysz gdzie nie trzeba i puf,
nie ma. Co mam z tobą zrobić? Hm? Wiesz, że chcą ci wyczyścić umysł? Dario, o
ten tam wielki facet z długimi włosami – wskazał ręką na zadowolonego Monahana
– lubi pastwić się nad takimi jak ty.
– Słyszałem, że to spoko koleś –
wychrypiał kelner.
– Tylko dla swoich. Wrogów, tak samo jak
ja, traktuje naprawdę nieprzyjemnie. Mogę mu nie pozwolić tego zrobić, ale
wtedy będziesz wiecznie się bał, że cię dopadnę w jakiejś ciemnej uliczce i
zrobię to na co mam ochotę. – Mocniej ścisnął jego szyję. – Będziesz uciekał i
oglądał za siebie czy cię nie ścigam lub mój wilk. Wiesz, że ma ochotę rozerwać
ci gardło?
– Nie, proszę. – Arthur rozpłakał się.
– Nie płacz, malutki. – Pogłaskał go, w
udawanym geście czułości, po głowie. – Będę łaskawy. Chyba lepiej, żebyś
wyjechał i zapomniał o nas. O Camas i zmiennych. Dario ma tę moc i ci w tym
pomoże.
– Tak. Chcę tylko żyć.
Chwilę później Alessio oddał Arthura Dariowi. Co miał zrobić? Prawo jasno
mówi, żeby nie zabijać ludzi. Oczyszczać umysłu też nie wolno – a to stosowano
dość często, kiedy istniało ryzyko, że ktoś ich wyda – ale lepsze to niż nic.
Na pewno nie puściłby wolno tego chorego typka.
Podszedłszy do Luisa, złapał go za
szczękę i mocno pocałował. Zaskoczony chłopak wpierw oparł mu się, ale po
chwili pierwszy raz oddał pocałunek wśród pogwizdywań innych zmiennych. Alessio
zawładnął wargami partnera na krótką, acz intensywną chwilę. Kiedy go puścił,
Luis oddychał szybko, a potem na jego wargach pojawił się zadziorny uśmieszek.
– Plugawe stworki co?
– Oj tam, oj tam. Tak tylko mówiłem.
– Już ja ci pokażę tę plugawą stonkę, ty
idioto.
– Cóż za pieszczotliwe słowo, kochanie,
ale tam było o plugawych stworkach. – Nie dał mu nic odpowiedzieć nakrywając
jego usta swoimi. To był skuteczny sposób na to, by zamknąć Luisowi usta. Teraz
już nic i nikt mu nie przeszkodzi w zdobyciu serca swojego partnera. Co
najlepsze chyba już je zdobył. Trudniej pójdzie mu z ciałem, w szczególności z
oznaczeniem, ale nic nie jest niemożliwe.
Och to było piękne :) Rozdział naprawdę cudowny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam F :)
jupi! nareszcie są razem. świetny rozdział
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Gusia
O cholercia, o cholerca...
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że Craig rozwiązał zagadkę :* Buziaczki dla niego
Cudowny rozdział, naprawdę rewelacyjny.
Luis wreszcie przyznał się sam przed sobą, jak zależy mu na becie.
Ale przed Alessio jeszcze trochę pracy nad tym uparciuchem.
No i przez te wydarzenia chwilowo zapomnieli o innych kłopotach chłopaka, które pewnie teraz powrócą.
Cholerca naprawdę teraz poniedziałki już nie są takie złe i czekam na nie niecierpliwie.
Pozdrawiam
lucynaleg
Uuuu idealny rozdzial! Taki slodki, ale agresywny :D
OdpowiedzUsuńSzkoda mi troche Arthura. Coz.. Dla mnie mogl nawet zabic tego wilka Allesia, a co tam xD
Ale fajnie, ze chlopcy sa juz razem, nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu, jestem tez ciekaw kiedy siw polacza i czy Louis da sie oznaczyc. Jesli tak.. To bedzie zyl wiecznie, ale jego rodzina umrze wczesniej niz on, prawda? To troche smutne. On sam zostanie z Akardim bez siostry i rodzicow. Mimo wszystko ja bym wolal miec ich przy sobie :)
Pozdrawiam
Damiann
Tak, jego rodzina umrze wcześniej niż on. Smutne to, ale to cena za bycie ze swoim partnerem. Ale nawet nie zyskując tych dodatkowych lat i tak nie byłby pewny, czy zawsze będzie z nimi, a tak to będzie ze swoim ukochanym.
UsuńA zamiescisz to w rozdziale? Chodzi mi o ta niepewnosc, ze Louis bedzie sie zastanawial o tej rodzinie itd, wiesz chyba o co mi chodzi :p
UsuńDopiero teraz odpisuję, bo zazwyczaj jestem na komputerze wieczorami. :) Nie pamiętam co tam Luis będzie o tym myślał itp. Chyba musisz poczekać na dalsze rozdziały. Ale tak od razu to się nad tym nie będzie zastanawiał. Chociaż pewności nie mam. Już dawno pisałam tą część. :)
UsuńIiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiip
OdpowiedzUsuńJaka piękna reakcja Luisa, gdy znalazł Allesia. Po prostu cudo :)
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
aaaaaaaa kocham ♥ i teraz znowu będę umierać czekając na następny rozdział xD ale i tak warto. wenyyy ;33
OdpowiedzUsuńO rany <3 genialny rozdział *.* ciesze się, że Luis wreszcie zmądrzał :) nie mogę się doczekać następnego rozdziału <3
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny *.*
Pozdrawiam OfeliaRose
P.S. Zapraszam na mojego nowego bloga: kwiat-przyjazni-ofelia-rose.blogspot.com
Witam. Od niedawna zaczęłam czytać twoje opowiadania i są świetne. Zgadzam się rozdział cudny. Tyle różnych emocji. A oni nareszcie razem- ale się cieszę. A może doktorka złączyć z siostrą Luisa i wszyscy w rodzinie szczęśliwi(lub z kimś innym). Nie mogę się doczekać kolejnych perypetii bohaterów. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA czy doktorek i Sonia sie juz przypadkiem nie poznali podczas ciąży Christiana?
UsuńI czy Craig nie jest gejem?
Craig jest gejem. Chociaż tego u zmiennych do końca nie wiadomo, bo mimo że woli mężczyzn to z więzią partnerską jest różnie. :D Ale na pewno Sonia i Craig razem nie będą. To mogę zdradzić. :)
UsuńKocham Chrisa <3 Zawsze jest przy Luisie, gdy ten go potrzebuje. A propos Lui- jego zachowanie w klinice i reakcja na odnalezienie Alessia były bezcenne xDD A jak lał Arthura! I to "on jest mój!"- Boziuuu <33333333
OdpowiedzUsuńCieszę się, że w końcu do niego dotarło, że jest partnerem Alessia. Oddał pocaunek *,*
No, to teraz będzie między nimi ciekawie *w*
Weny, Luano! <3
Luis mnie ładnie zaskoczył. Wściekł się jak rasowy tygrys, albo nawet i lew. Może ma jakichś krewnych będących zmiennymi? Naprawdę... można uznać, że to było takie jego mentalne oznaczenie Alessia. Haha, gdyby Luis był zmiennym po przemianie, sierść by mu się jeżyła na grzbiecie. Hmm... niedźwiedziolew. :D Alessio też fajnie zrobił. ;3 Luis ma poczucie humoru i zadziorność, a Alessio jest pewny swego i drapieżny. I jednocześnie nauczył się patrzenia na potrzeby innych... ba, swego partnera, będąc docenianym, a Luis z kolei ostudził emocje, bo często był taki... agresywny. Przy partnerze się zmienia ;3
OdpowiedzUsuńNo i co oni wszyscy zrobiliby bez Chrisa? Toż to ostoja i istny ratunek!
Mrrr, podobał mi eis fragment, gdy Martin trzymał Luisa, a ten na niego wyzywał. ;3
Aj w końcu mogę Cię skomentować.
OdpowiedzUsuńCoś nawala mi przeglądarka i nie mogę wejść na Twojego bloga.
Na szczęście są jeszcze inne przeglądarki w miarę działające chociaż wkurzające na równi.
Oczywiście rozdział przeczytałam jednym tchem.
Pozytywne zaskoczenie Luisa.
Naprawdę nie spdziewałam się, że tak się zachowa.
Coś czuje że może wyniknąć z tego coś dobrego i trzymam kciuki za tę parę.
Naprawdę obaj mi się podobają i ciężko mi że coraz bliżej wszystko idzie w stronę finału.
Hmmm i wcale nie szkoda mi tego kelnerka.
Osobiście bym mu rozwaliła pysk jak chciał Alessio.. zasłużył sobie na to.
pozdrawiam mocno i czekam na ciąg dalszy.
Wiesz co sądzę :) I na co czekam :D
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że Luis postanowił daś szanse dla Alessia.Cudnie
Kiedy będzie kolejny bo czytam to opowiadanie a raczej 3 seria W cieniu ludzi i muszę powiedzieć znakomite ....
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział będzie w poniedziałek. Rozdziały ukazują się raz w tygodniu w każdy poniedziałek. :)
Usuń"Oj tam, oj tam", a jednorożce giną :D Cóż, z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, bo nawet dzień dla mnie to za dużo, szczególnie, że dopiero też odzyskałam internet :>
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńoch to było cudowne, udało im się odnaleźć Allisio, Luis wściekły i to bardzo, i niech on nie mówi, że nic do niego nie czuje....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Ten Kto dał " Słabe " chyba nie rozumie co czyta i o czym. Uwielbiam tę historię, czytałam ją już chyba z 20 razy, nie pominąwszy pozostałych. Masz Talent Kobieto, a M&M jest moim ulubionym gatunkiem opowiadań. Powodzenia w dalszej pracy i duuużo weny! :)
OdpowiedzUsuń