Zapomniałam, że dzisiaj mam wstawić rozdział. Dziękuję Lanie za przypomnienie. :)
Dziękuję za komentarze. ^^
ROZDZIAŁ
6
Od trzech dni w Arkadii panowało
poruszenie. Beta zniknął. Nikt go nie widział i nie mogli się z nim
skontaktować. Ostatni telefon, jaki Alessio wykonał, był do Daniela. Mężczyzna
powiedział, że nie zamierza zajmować się Luisem, bo chłopak nie jest dzieckiem
i ma go w dupie. Po usłyszeniu tych gorzkich słów od alfy w Luisie coś się
otworzyło. Kolejna furtka. Pierwszą była ta w restauracji, kiedy Alessio trzymał
go blisko siebie, a potem odszedł. Druga w czasie rozmowy z Christianem, a
raczej opierdalaniem. Zmienny smok zjechał go równo od stóp do głowy. Miał
rację. Odrzucił Alessia w dość wredny sposób. Każdy uczy się na błędach. Nie ma
ludzi, co ich nie popełniają. Sam nie wiedział, ile jeszcze barier dzieli go od
prawdy, ale chyba nie bał się jej. Nie kiedy rządził nim większy strach.
Szczególnie w chwili narady kilku członków sfory. Każdy przejmował się
zniknięciem ich bety. Lubili go i szanowali. Wezwano także Daria, a wraz z nim
przyjechali Justin i Jacob. Zawsze istniała szansa, że ktoś z nich coś widział,
usłyszał. Alessio na pewno się nie wyniósł. Jego rzeczy nadal były na miejscu.
Nie miał ich wiele, ale był bardzo do nich przywiązany. Zresztą zmienny wilk
nawet nie wrócił do domu. Opuścił prywatną salę w restauracji, wykonał telefon
i rozpłynął się w powietrzu.
Luis wsłuchiwał się w rozmowy obecnych
siedząc na jednym z foteli. Czuł przejmujący strach. Bywały momenty, że się nim
dusił. Cokolwiek stało się z Alessiem Acardim to była jego wina. Nawet chodziło
mu po głowie, że to może ktoś z tych gangsterów go odnalazł, beta zorientował
się co mu grozi i… Właśnie co dalej? Przeanalizował w głowie wszystkie pomysły
z paroma się podzielił, lecz żaden z nich nie miał nic wspólnego z
prawdopodobieństwa. Bardziej pracowała jego wyobraźnia niż realizm wydarzeń.
Bał się i szlag go trafiał. Alessio powiedział, że nie będzie musiał go
oglądać. Zamiast być zadowolony, przeszkadzało mu to. Chodził zamyślony,
podenerwowany, ręce cały czas mu się trzęsły. Nie mógł przestać o nim myśleć.
Doświadczał czegoś tak nierealnego na sobie, że sam się dziwił swojemu
zachowaniu. Ponad wszystko chciał, żeby Alessio wrócił. Co więcej pragnął tego.
Potrzebował jak powietrza. Gdy to się już stanie wilczek oberwie po łbie za
takie straszenie go.
– Czy możliwe, że po prostu zniknął? –
zadał to pytanie Danielowi.
– Nie on – padła krótka odpowiedź. –
Ufam mu bardziej niż sobie. Jeżeli go nie ma coś się stało. Sprawdziliśmy
miasto i nic nie znaleźliśmy.
– Ale mógł przecież ot tak na trochę
zniknąć. Nie znasz jego zachowań po odrzuceniu przez partnera. Jego samochód
też rozpłynął się w powietrzu. Nie znam go za bardzo, tylko kilka razy
rozmawialiśmy, kiedy przejmował moje obowiązki i później, ale w takiej sytuacji
w jakiej on się znalazł – tu Dario obrzucił złym wzrokiem Luisa – mógł nie
myśleć racjonalnie. Wiecie jak zachowują się odrzuceni zmienni.
– Alessio, zbyt wiele przeszedł, żeby
pozwolił sobie na zapanowanie nad nim bólowi – rzekł Daniel spoglądając wciąż
na drzwi. – W każdym razie mógł nas powiadomić, że gdzieś ukryje się.
– Zawsze jest ten pierwszy raz. Nie
zawsze myślimy racjonalnie – odezwał się Jacob i odstawił filiżankę z kawą na
jedną z półek regału. – Idź na górę. Widzę, że instynkt cię wzywa.
W domu panowało poruszenie nie tylko z
powodu zniknięcia Alessia. Chris wszedł w samo centrum rui i napięcie udzielało
się każdemu. Szczególnie jego partnerom. Nawet teraz Daniel wyglądał jakby był
cały czas podniecony i tylko obowiązki trzymały go w gabinecie. Martin i Chris
nawet nie wychodzili z sypialni. A jak drugi alfa pojawiał się na dole, tak
Daniel znikał lub nie było ich obu. Całe szczęście, że to dobiegało już końca,
bo nawet sam Luis dostawał szału. Z całkiem innego powodu niż reszta. On nie
czuł seksualnego napięcia. Zwyczajnie nie mógł porozmawiać z Christianem.
Zobaczyć się z nim. Przede wszystkim teraz kiedy chłopak był pogrążony w
nieustającym pragnieniu. Jak dobrze, że sam nie był zmiennym, szczególnie
smokiem, nie wiedziałby co robić w takich chwilach. Szczególnie jakby był w
dodatku samotny.
– Dzięki, Jackob. Jesteś dobrym
przyjacielem.
Usłyszał Luis. Pochyliwszy się
przejechał dłońmi po szczecinie jaką miał na głowie. Niepokój i zmęczenie
dawały o sobie znać. Do tego miał do siebie pretensje. Gdyby nie powiedział
tego, co powiedział, nic by się nie stało. Zresztą czy ktoś mówi, że coś się
stało? Ten idiota pewnie gdzieś polazł i może pieprzy się z kim popadnie. Ta
wizja mu się bardzo nie podobała. Zazgrzytał zębami i wbił palce w
podłokietniki fotela. Niech no ten dupek tknie jakiegoś faceta, to połamie mu
gnaty. Zrozumiawszy co robi uspokoił się.
– Pojebało mnie – powiedział na głos
zwróciwszy tym uwagę na siebie. – No co?
Nikt mu nic nie odpowiedział. Obwiniali
go. Obwiniali o zniknięcie ich bety. Nawet Dario nie będący w żaden sposób
związany z betą sfory Alston. Nie mógł znieść ich wzroku. Przecież nie chciał
wbrew sobie wiązać się z kimś. Dlaczego oni tego nie rozumieją? Ciekaw był
jakby każdy z nich się zachował będąc na jego miejscu.
– Dobrze powiedziane, panie Bright.
Natomiast ja bym to określił inaczej – głos Daria przesączony był przejmującym
zimnem.
– Jak? Wielki, zły wilku? – Wystrzelił z
fotela niczym z procy. Na pewno nie
będzie patrzył z dołu na tego faceta. Co z tego, że kiedy stał niewiele się
zmieniło. Dario Monahan był kawałem niezłego chłopa. Jakby powiedziała Sonia.
– Jako tchórzostwo?
– Dario! – skarcił go Justin. –
Kochanie, czyżby nie za bardzo wcielasz się w Acardiego? Lepiej omówcie kolejny
plan odszukania bety, a ja zabieram Luisa na małą pogadankę – to mówiąc
wypchnął człowieka z gabinetu. Zatrzasnął za sobą drzwi. – Chwila spokoju od
testosteronu. Chodź.
Luisowi nie pozostało nic innego poza
pójściem za młodszym z Langstonów. Zmienny wilk naprawdę się zmienił. Jak Chris
mu o nim opowiadał, to sam się dziwił, że ktoś taki jak Justin przetrwał w
dzisiejszym świecie. Teraz to był wesoły wilkołak lubiący rozmawiać, o ile miał
coś do powiedzenia. Podobno czasami zamykał się w sobie i w tych chwilach
przebywał tylko u boku swojego partnera, lecz najczęściej był sobą. Dobrym
partnerem, przyjacielem i bratem.
Justin zaprowadził go do fontanny. Wokół
niej ustawiono ławeczki, zatem każdy, kto chciał, mógł usiąść i spokojnie
pogapić się na wodotrysk oraz tęczę powstającą w wodzie. Na dworze panował
upał, lecz o wiele mniejszy niż wczoraj. Za kilka tygodni przyjdzie jesień
pokrywając wszystko kolorami złota i czerwieni.
– Ekhem. Mój partner… Nie wiem czy znasz
naszą historię.
– Znam. Christian to papla – odparł Luis
zajmując miejsce obok młodszego Langstona.
– Kiedy trzeba potrafi dochować
tajemnicy. – Justin oparłszy łokcie na oparciu ławki przymknął powieki i uniósł
twarz do słońca. – Pytam o to, ponieważ chcę byś zrozumiał zachowanie Daria. Za
bardzo wciela się w Alessia. Wie co on czuje, gdyż czuł to samo.
– Uważa, że bardzo skrzywdziłem Alessia.
– Zerwał liść z krzewu rosnącego w wielkiej okrągłej donicy. Gdyby to widziała
jedna z samic sfory, opiekująca się kwiatami, byłoby po nim. Zaczął przekładać
go pomiędzy palcami, podskubywać.
– Boi się, że beta coś sobie zrobił.
Szukali go w mieście i ślad się urwał. Tym bardziej teraz. Po dwóch dniach
ciężko znaleźć trop. Nie jesteśmy mimo wszystko psami. Zdarza się, że ci ludzie
co o nas wiedzą tak myślą.
– Ja nie. Już nie – dodał Bright.
– Cieszę się.
Nastała cisza. Nie jedna z tych
ciężkich, kiedy w towarzystwie nikt nie ma nic do powiedzenia lub każdy się boi
zabrać głos. Luis już teraz wiedział, dlaczego Chris tak uwielbiał przebywać
przy Justinie. Mężczyzna emanował spokojem. Przy nim nawet otchłań nabierała
barw. Po raz pierwszy od wielu dni rozluźnił się.
– Teraz mi powiedz, dlaczego odrzuciłeś
Alessia. Nie myśl nad tym. Po prostu powiedz to co ci pierwsze ślina na język
przyniesie.
– Bo jest mężczyzną. – Nad taką
odpowiedzią nie musiał zastanawiać się. – Nie mogę pokochać mężczyzny.
– Tak? To czemu cierpisz jakbyś stracił
miłość swojego życia?
– Nie cierpię. – Wstał. Wyrzucił resztki
liścia. Te upadły mu pod nogi.
– Czyżby? – Dołączył do Luisa.
– Po prostu się martwię. Jak o każdego
innego. – Obrzucił Justina wzrokiem. Schował ręce w kieszeniach, żeby ukryć ich
drżenie.
– Jesteś człowiekiem i to wyjątkowym.
Zdarzały się partnerstwa zmiennych i ludzi. Kilka osób, w małym stopniu czuło
więź. Ty jesteś jedną z nich. Zaczynasz cierpieć z powodu oddalenia, pomimo że
cię nie oznaczył. Ale nawet bez tego… – Justin westchnął. – Zastanów się lepiej
czego naprawdę chcesz i przestań się bronić. Nie chcę ci nic sugerować, ale
czasami warto posłuchać głosu swojego serca. Twój umysł chce wierzyć w coś,
czego nie ma, ale ono i twoje oczy… Oczy nie kłamią. – Położył na chwilę dłoń
na jego ramieniu, i ścisnął do dodania mu otuchy, zanim wrócił do budynku.
Luis zastanawiał się, jaki był sens tej
rozmowy. Starał się znaleźć drugie dno w niej i obawiał się, że je odnalazł. To
prawda, że od trzech dni wszystko odczuwał inaczej. Gdy tylko wyłączał mózg?!
mówiący mu, co może, a co czego nie, po prostu czuł się, jakby oszalał. Teraz
słowa Justina. Cholera! Kolejna bariera padła, jak z bicza strzelił. Ludzka
głupota nie ma granic, a jego szczególnie. Musiał odnaleźć Alessia. Po prostu
musiał! Zdecydowany działać, a nie tylko siedzieć na tyłku, pobiegł do domu.
Kilka minut później wyszedł z kluczykami w ręce. Chętnie skorzystał z samochodu
Martina. Jemu i tak nie będzie potrzebny. Wątpił czy wyjdzie do rana z
sypialni. Odpalił silnik i ruszył z piskiem opon. Zawsze jeździł swoim
sprzedanym gruchotem i teraz czuł, jakby znalazł się w limuzynie. Land Rover
prowadził się doskonale i całkiem wygodnie mu się jechało. I szybko. Drogę
pokonywał w błyskawicznym tempie licząc, że nie natknie się na jakiś patrol
policyjny. Co z tego, że tutaj nigdy nie widział policjanta. Tu prawo stanowili
zmienni, a ludziom pozwalano sobie spokojnie żyć obok nich.
W Camas podjechał pod restaurację, w
której odtrącił mężczyznę. Szlag go trafiał, że ten tak zniknął. Uderzył dłońmi
w kierownicę. Odnajdzie tego sukinsyna. W każdym razie spróbuje zrobić to na
ludzki sposób. Wysiadł z auta. Dochodziło popołudnie i miasto w pełni żyło.
Ludzie kręcili się po chodnikach. Samochody jeździły tam i z powrotem. Każdy
gdzieś się śpieszył zajmując swoimi własnymi sprawami. Ujrzał, jak ze swojej
kliniki, też rozbudowanej, wychodzi miejscowy lekarz, zmienny tygrys. Spędził z
nim trochę czasu, kiedy Chris urodził i przebywał w klinice. Craig szukał
partnera. Dlaczego Alessio się nim nie okazał? Zostałby przyjęty i nie byłoby
problemów. Lekarz pomachał mu uśmiechając się szeroko. Odwzajemnił gest
obiecując sobie, że go odwiedzi. Najpierw musiał coś załatwić.
Wszedł do restauracji. Nic się w niej
nie zmieniło od tamtego czasu. Ten sam wystrój, ci sami pracownicy, klienci.
Szczególnie klienci. Pewnie upodobali sobie to miejsce na obiadki w czasie
przerwy w pracy. Podciągnął się i usiadł na wysokim hokerze przy barze.
Urodziwa barmanka od razu do niego podeszła.
– Co podać, przystojniaczku? – Pochyliła
się ku niemu wdzięcząc się, a jej biust, w bluzce z dekoltem do pasa, zakłuł go
w oczy. Co najlepsze wcześniej nie oderwałby od niego wzroku, teraz skupił
tęczówki na jej oczach.
– Wodę gazowaną i informację. – Położył
na ladzie pięćdziesiąt dolarów. Nie swoje, ale odda je Christianowi. Zmienny
smok pożyczył mu trochę pieniędzy zanim jego sprawa się nie wyjaśni. Książę
diamentowych smoków nie był biedakiem.
– O. Czuję się jak w filmie, który
wczoraj oglądałam. – Sięgnąwszy pod ladę wyjęła szklankę i po chwili napełniła
ją wodą z butelki. Postawiła przed Luisem. – Woda jest, a co to za informacja
ma być? – Zaczęła polerować kieliszek widząc, że jej wdzięki na klienta nie
działają.
– Mniemam, że znasz Alessia Acardiego.
– Kto by go nie znał. Jak się tu
pojawił, po przybyciu z Włoch, tak od razu dał się poznać. Ktoś z tak
drapieżnym kocim chodem, cudnym ciałem i głosem sprawiającym, że włoski na
rękach stawały dęba, do tego tym magnetyzmem nie może pozostać niezauważony.
Luis nie chciał, aby ona tak mówiła o
Alessio. Do tego z takim rozmarzeniem jakby chciała zabrać betę do łóżka i już
nigdy nie wypuścić. I niech to jasny szlag trafi! Zazdrość go paliła. Powinien
panować nad sobą. Nie może być zazdrosny o kogoś, na kim Alessio nie zawiesiłby
wzroku. Owszem dziewczyna była ładna, a nawet śliczna. Jej zielone oczy okolone
kaskadą długich rzęs nie jednego przyprawiłyby o gorące sny erotyczne. Rude,
długie do szyi włosy sprawiały wrażenie miękkich i chciało się w nie zatopić
dłonie. Nie umywało się co prawda do włosów Alessia, tamte lśniły w słońcu i
były czarne niczym noc. Lubił takie. Poza tym beta miał cholernie pociągające
usta, a ich smak… Przerwał tok swoich spostrzeżeń i porównań. Te zaczynały go
prowadzić niebezpieczną ścieżką. Wypił duszkiem całą szklankę wody próbując
ostudzić swoje myśli. Czy strach o Alessia rozwali wszystkie bariery?
– Dobrze się pan czuje? Ma pan rumieńce?
– Doskonale. Poproszę jeszcze. – Wskazał
na szklankę. Ta po chwili już pusta nie była. – Dziękuję. Wracając do Alessia.
Szukam go. Nie pojawił się w domu od trzech dni. – Nie chciał mówić nic więcej,
że ten jest betą i tak dalej. Niby tu ludzie wiedzieli o zmiennych, ale
zapewnie nie wszyscy. Wolał nie ryzykować. – Rodzina się o niego martwi.
– Słyszałam. Byli tutaj i pytali o
niego. Widziałam jak przygnębiony wychodził z prywatnej sali, akurat rozmawiał
przez telefon, wsiadł do samochodu i odjechał. – Klient po drugiej stronie lady
zawołał ją. – Wybacz, ale klienci.
– Spoko. Dzięki. – Dopił wodę i wstał.
Rozejrzał się po pomieszczeniu. Zatrzymał wzrok na kelnerze. Tym samym, który
ich obsługiwał. A wcześniej z pogardą ocenił jego osobę. Chłopak miał się za
Bóg wie kogo. Przywdział na usta złośliwy uśmieszek. Odczekał aż chłoptaś poda
dania parze klientów i wtedy zastąpił mu drogę.
– Cześć. Pamiętasz mnie? Musimy pogadać.
– To pan był umówiony z panem Acardim –
stwierdził kelner.
– Doskonała pamięć. Chciałem o nim
porozmawiać.
– Nie mam teraz czasu. Jest pora obiadu.
Niedługo będzie więcej osób. Dzisiaj jestem tylko ja i koleżanka obsługująca
drugą stronę sali. Jak zrobię przerwę kierownik znów obetnie mi pensję – mówił
kelner.
– To zajmie ci chwilę. Mam tylko kilka
pytań.
– W porządku. Może tam. – Pokazał ręką
ustronne miejsce pod ścianą, obok baru. – Tylko dwa pytania i tyle. Już mnie
wypytano i nic nowego nie powiem.
– Masz na imię Arthur? – Chłopak kiwnął
głową. – A więc Arthurze, skoro cię już pytano o pana Acardiego, to powiedz i
mi co wiesz. Będzie prościej. – Założył ręce na piesi i oparł się nonszalancko
o ścianę.
– Powiem to co innym. Pan Acardi
wyszedł, nie wyglądał za dobrze, wsiadł do samochodu i odjechał. – Chłopak miał
rozbiegany wzrok, jakby kogoś szukał. – Z nikim nie rozmawiał, nie zatrzymywał
się. Nic więcej nie wiem i wybaczy pan, ale kierownik dziwnie na mnie patrzy i
pokazuje na zegarek. Nie chcę stracić tej roboty. – Oderwał oczy od mężczyzny
stojącego przy wahadłowych drzwiach prowadzących do kuchni.
– Dzięki. – I wie, że nic nie wie.
Alessio wyszedł, wsiadł do samochodu i odjechał. Pięknie, kurwa! Zirytowany
opuścił lokal. – Niech to wszyscy diabli! – Najchętniej by coś kopnął, ale jak
na złość nie miał nic co do tego nadawałoby się.
Przypomniawszy sobie o lekarzu skierował
się w stronę kliniki. Jeśli doktorek będzie zajęty, to wróci na ranczo.
Przeszedł przez jezdnię. Powiedział „dzień dobry” kobiecie z dzieckiem i
wkroczył do poczekalni. Tutaj nic się nie zmieniło. Ten sam kolor ścian,
kanapy, stolik z archiwalnymi czasopismami. Miał chyba szczęście, bo w
poczekalni nie było pacjentów. Zapukał do gabinetu skąd dobiegło go stłumione
zaproszenie do wejścia. Zajrzał do środka.
– Proszę usiąść. Zaraz skończę. – Craig
siedział za biurkiem i wypełniał dokumenty.
– Hej. Nie jestem pacjentem.
Lekarz uniósł głowę. W jego oczach
pojawił się błysk.
– Miałem nadzieję, że mnie odwiedzisz. Kiedy
byłem w Arcadii nie miałem czasu się z tobą przywitać. Słyszałem, że Alessio
odnalazł w tobie partnera.
– Taa – rzekł z rezygnowaniem. Przysiadł
na krześle przed biurkiem i wygodnie wyłożył przez siebie nogi. – Do tego
zaginął.
– Wiem. Alessio jest specyficznym
zmiennym. Nie powiem, bo w jakiś sposób każdy z nas jest szalony, a jak
znajdzie swoją drugą połowę to myśli już tylko o niej, ale on jest wyjątkowy. –
Craig wyprostował się na krześle i założył nogę na nogę.
– Pod jakim względem?
– Nie miał łatwego dzieciństwa,
prawdziwej rodziny. Gdy dorósł nie było lepiej. Zapytaj się go kiedyś o jego
dawną sforę. O starego alfę, przeszłość. Dowiesz się „pod jakim względem”. Mieć
zmiennego za partnera to dar o jakim ludzie nawet nie marzą, bo nie mają o nim
pojęcia. Związek ze zmiennym jest na zawsze. To pewność, że będzie kochał i
pragnął.
– Czekaj, doktorku – uniósł rękę do
góry, by go przystopować – nie musisz mi pokazywać jak to wspaniale mieć
partnera. Dla ciebie to łatwiej gdybyś poznał jakiegoś faceta, bo sam z natury
jesteś gejem, ale ja… Ja do tej pory wolałem kobiety.
– Do tej pory? – Lekarz uniósł brwi.
– Nie łap mnie za słówka, doktorku.
– Luis, los dał ci coś, czego ja pragnę
dziesiątki lat. Są dobre i złe strony sparowania z ludźmi. Ta dobra… – Ktoś
zapukał do drzwi i Craig przerwał swoją wypowiedź. – Proszę.
Drzwi się otworzyły i zajrzała starsza
kobieta.
– Można, doktorze?
– Tak, tak. Proszę, niech pani wejdzie.
Luis – zwrócił się do swojego towarzysza – doceń to co ci dano. I mam nadzieję,
że jeszcze kiedyś porozmawiamy.
Chłopak zwolnił krzesło. Podał rękę
Craigowi, który poczęstował go mocnym uściskiem gorącej dłoni. Pożegnawszy się
wyszedł na zewnątrz. Spojrzał w niebo. Słońce jeszcze było wysoko, ale powoli
chyliło się ku zachodowi. Znów czekał go pełen napięcia wieczór i nieprzespana
noc.
***
Kilka godzin później – za oknem
królowała głęboka noc, a dom pogrążony był w ciszy – Luis, siedząc sam w
kuchni, przy laptopie Christiana przeglądał zdjęcia policyjne. Na każdym z nich
były zakazane gęby. Szukał jakiegoś zajęcia, a to wydało mu się najlepsze ze
wszystkiego, czego się łapał. Może uda mu się trafić na któregoś z tych
gangsterów. Co z tego, że robił to już z dziesiąty raz, ale zawsze mógł coś
przegapić. Do Arcadii wrócił koło dwudziestej, po kolejnym telefonie od
Martina. Sam przeszukiwał obszar z miasta do rancza jakby chcąc na coś trafić.
Z każdą minutą robił się coraz bardziej smutny i odczuwał jakiś ciężar
przygniatający mu pierś.
Nie zwrócił uwagi, że ktoś wszedł do
kuchni i stanął obok niego. Dopiero kiedy czyjaś ręka pogłaskała go po głowie
podskoczył. Odsunął się trochę przestraszony dotykiem, dopiero widząc
Christiana uspokoił się. Zmienny smok był ubrany w koszulę, chyba Daniela, bo
Martin nie nosił takich ubrań. Ta wisiała na
nim jak sukienka. Rozczochrane włosy, błyszczące oczy odbijające światło
z lampy stojącej w rogu pomieszczenia, rumieńce i bose stopy jasno mówiły, że
ten chłopak jeszcze chwilę temu kochał się ze swoimi partnerami.
– Co ty tu robisz? – zapytał Luis.
– Wybacz, że teraz kiedy mnie
potrzebujesz ja… Moja natura jest silniejsza. – Wysunął sobie krzesło i usiadł
na nim przodem do przyjaciela. – To już jest koniec. Te dni wrócą za rok. Jutro
już będę z tobą. – Christian emanował zapachem swoich partnerów. Silniejszym
niż na co dzień. Nic dziwnego po tym co wyczyniali w sypialni i do tego został
ponownie ugryziony, co pokazywał świeży znak na jego szyi. Tuż przy połączeniu
jej z ramieniem. Enzym esencji partnerstwa wzmocnił ten już krążący w jego żyłach.
– Wiem na co patrzysz. – Pomasował stary–nowy
znak. – Wilki czasami się zapominają i lubią częściej oznaczać swoje
terytorium. Lubią gryźć. Ja uwielbiam, kiedy to robią.
– Czy ja muszę o tym wiedzieć?
– Tak? – Parsknął śmiechem. – Musisz się
do tego przyzwyczajać. Twoim partnerem jest wilk. Doniesiono mi jak się
zachowujesz. Nie możesz znaleźć sobie miejsca. Zaczynasz wyglądać, jakbyś był
chory. Tęsknisz.
– Za tym palantem? Nie ma mowy. – Wbił
ślepia w ekran laptopa. Nie tęsknił. No, może trochę. Nie miał na kogo się
wściekać. O!
– Tęsknisz. Alessio się odnajdzie,
gdziekolwiek jest i do ciebie wróci.
– Odrzuciłem go.
– I co z tego? To nie jest wilk, który
się poddaje po pierwszej porażce. Jeżeli nikt mu nie zrobił krzywdy i gdzieś
się ukrył, za to drugie dostanie karę od alf, to dotrze do domu. Teraz zostaw
ten komputer i fotki, które przyprawiają o koszmar. Kładź się do łóżka. Z nowym
dniem, nowa nadzieja się rodzi, więc musisz się wyspać. – Pociągnął przyjaciela
za rękę, ledwie pozwalając mu zamknąć system.
– Z nowym dniem nowa nadzieja?
– Oczywiście – odparł Christian ciągnąc
go na piętro.
Luis jeszcze zerknął na drzwi frontowe,
licząc, że te się otworzą, a w nich stanie beta. Nic takiego się nie stało. Gdzie ty jesteś walnięty wilkołaku?
No nareszcie Lui zaczyna mniej myśleć a więcej kierować się sercem :)
OdpowiedzUsuńRozdział super.
Pozdrawiam F :)
No ciekawie, ciekawie :)
OdpowiedzUsuńŻal mi Alessio bardzo. Musi czuć się paskudnie. Nie dziwie się, że potrzebował trochę czasu. Dario przecież na początku sobie odpuścił więc się dziwie że ma pretensje do Luisa.
A Jeśli chodzi o Luisa to też mi go żal. Chłopak cierpi, ale ja nie uważam że to wszystko tylko jego wina. W końcu jest hetero. Więc nie wiem czemu tak wszyscy go męczą. Jego świat wywrócił się do góry nogami, gangsterzy go ścigają, ma być partnerem zmiennego do tego faceta. Cholera przecież potrzeba trochę czasu i spokoju żeby to wszystko jakoś ogarnąć.
Ale te zniknięcie Alessandra dobrze im zrobi, może obydwoje nabiorą dystansu do tego. I mam nadzieje że niestanie mu się poważna krzywda, żeby mogli zacząć od nowa.
Życze Luisowi żeby miał otwarty umysł, a Alessio życze żeby miał więcej cierpliwości :)
Czekam z niecierpliwością na następny poniedziałek.
Pozdrawiam
Weny życze
lucynaleg
No dokładnie, Luis jest hetero, a przede wszystkim tak o sobie myśli i potrzebuje czasu na zrozumienie tego co się dzieje i siebie, a nie jest mu łatwo.
UsuńO cholerka dopiero teraz zauważyłam, że ochrzciłam Alessio- Alessandro. Sorki wielkie to przez to, że szwagierce wysyłałam życzenia urodzinowe, a jej facet tak się zwie :)
UsuńTrzeba przyznać bardzo podobnie.
Pozdro
lucynaleg
Cały dzień odświeżam XD Od 8.00! Kocham rozdzialik i tęsknię za Alessio :( Wróci za tydzień? Luis będzie wniebowzięty, chociaż pewnie będzie udawał, że tak nie jest. Chyba, że go znajdzie i rzuci mu się w ramiona. Ew A. został porwany przez kogoś z tych ludzi, którzy zaatakowali Luisa. Oh, tyle opcji, tyle możliwości! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!!! Pozdrowionka,
OdpowiedzUsuńDark Night
Teraz to mi szkoda Luisa.
OdpowiedzUsuńAlessio, biedaku :< Na pewno czuje się fatalnie. Mam nadzieję, że gdzieś się zaszył, nie chcę, żeby ktoś robił mu krzywdę >< Chociaż z drugiej strony to by dało Luisowi niezłego kopa xD
OdpowiedzUsuńW ogóle Lui~! W końcu zaczyna do niego docierać, że chce tego wilczka <3 I bardzo dobrze, tak trzymać człowieczku xD Chociaż wiem, że na szyję mu się nie rzuci, jak ten wróci. To by było zbyt proste. Mimo to liczę na jakiś postęp za tydzień. Może Luis da się pocałować i odda pieszczotę? *o*
Do niczego cię Luano nie namawiam ani nie podpuszczam xD Życzę jedynie weny i siły, by pisać. Szczególnie na nadchodzące rozdziały, wakacje się kończą (nie chcę do maturalnej Q__Q). No, chyba że jesteś studentką, to masz jeszcze miesiąc.
To ten, tego...
Good luck! :D
No ja mam totalne wakacje bo już się nie uczę i powodzenia w klasie maturalnej. :)
UsuńNie podziękuję, żeby nie zapeszać xD
UsuńKurcze faktycznie zastanawiam się czy Alessio się się gdzieś zaszył, czy coś mu się stało. Niech Luis się trochę pomartwi. Byle nie za długo. Dobrze, że wreszcie coś zaczyna dociera do niego. Czekam na nexta i liczę na jakiś postęp w ich relacjach:) :) Pozdrawiam cieplutko, Asia:)
OdpowiedzUsuńHmmmm a ja myślę że to wszystko może być ukartowane i zorganizowali się żeby wywołać jakiś mocny bodziec który odblokuje Luisa :), nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny życzę z całego serducha ;)
OdpowiedzUsuńAlessio nie jest znowu taki miękki. Hmm, podejrzewam, że na początku może trochę jego wiara podupadła, ale być może chce odzyskać... zainteresowań sobą Luisa, pokazać, że mu zależy, robiąc wszystko, by wyjaśnić jego sprawę. Może szuka tego Henry'ego? Swoją drogą chyba wyczuwa reakcje Lusia? W końcu to zmienny, czuje więcej od człowieka.
OdpowiedzUsuńA Luis ładnie wpadł. xD Dobrze, że ma trochę czasu na przemyślenia i już widzę dzikie pląsy na zgodę z Alessio. :D
To podniacajace czytac o tym jak Christian jest w okresie rui..
OdpowiedzUsuńNo, no Alessio zniknął?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że nie zrobiłaś mu krzywdy, bo normalnie obleciał mnie strach.
Sytuacja wygląda naprawdę dość dramatycznie, ale trzymam kciuki, że jednak nic mu się nie stanie.
Dopiero widze jak rozwija się umysł Luisa.
To prawda związek z człowiekiem jest bardzo trudny, ale sama pokazałaś że nieniemożliwy.
Zawsze jest szansa, że dojdzie do siebie i zrozumie swoje uczucia.
Już nie mogę się tego doczekać!
pozdrawiam mocno i czekam na ciąg dalszy!
Gdzie jest beta? Taki smutny rozdział bez niego. Luis chyba zrozumiał swój błąd. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale pojawi się już Alessio.
OdpowiedzUsuńDużo weny:)
Pozdrawiam :)
nie wiem jak ja wytrzymam ten tydzień ... jeszcze przez to zniknięcie Alessia jeszcze bardziej nie moge doczekać się rozdziału xd
OdpowiedzUsuńprzyłączam się, zrobiło się ciekawie i chcę nowy rozdział , pozdro
UsuńMoje komentarze ostatnio się nigdzie nie dodają więc :(
OdpowiedzUsuńJednak czytam sobie kilka razy twoje opowiadanko a raczej dany rozdział :) Dlatego też zauważyłam, że komentarza nie ma. Uwielbiam tą parke
W każdym razie nie mogę doczekać się poniedziałku. (Zaczynam klase maturalną więc masakra, kto wie może jednak polubie poniedziałki :))
Eterna
Uwielbiam Alessia i Luisa. Luis to taki mały, zbuntowany kotek. Mam też nadzieje, że Alessio jest cały i zdrowy. Może to naprawdę zaszycie się zranionego mężczyzny w jakiejś kryjówce a nie porwanie jego, czy przetrzymywanie czy inna szkoda.
UsuńCudny rozdział i niecierpliwie czekam do poniedziałku
Eterna
Witam,
OdpowiedzUsuńcoś mi się Artur nie podoba, trochę dziwnie się zachowuje, a Lusis zaczyna tęsknić, ale jeszcze uparcie twierdzi, że to nic po prostu się martwi gdzie on jest, ciekawe co się z nim stało...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia