Dziękuję za komentarze.
ROZDZIAŁ
5
Camas zmieniło się w ciągu roku. Nadal
pozostawało tym samym sennym miasteczkiem, ale przybyło sklepów, miejsc
oferujących różne usługi, w tym zakład kosmetyczny i siłownia. Luisowi
przemknęło przez głowę czy usługi towarzyskie także znalazły się wśród wielu propozycji
i udogodnień dla mieszkańców. Wątpił w to, ale kto wie, co może dziać się w
budynku na przeciwko kościoła, gdy zapadała noc. Chyba czytał za dużo książek.
Zaraz zacznie sobie wyobrażać wstające z grobów trupy lub albo latające
nietoperze. To wpływ ostatniego horroru. Lubił horrory. Najchętniej urządziłby
taki temu zboczeńcowi. Tymczasem świat przewrócił się do góry nogami. Jedzie
właśnie na kolację z tym człowiekiem... zmiennym czy kim tam. Najprościej
byłoby nazywać go świrem.
Co on tutaj robił? Zadając sobie to
pytanie, wysiadł z auta Christiana. Mógł zignorować zaproszenie, ale nie bo po
co, na co. Lepiej zjeść sobie kolację w towarzystwie tego typka i zrobić coś
interesującego, niż siedzieć bezcelowo w pokoju lub salonie. To drugie było
szczególnie ryzykowne. Zmuszony był dziś znów obserwować umizgi przyjaciela do swoich partnerów. Ten bez
wstydu siedział na kolanach jednego, przesuwając stopą po udzie drugiego.
Mogliby się powstrzymać, a nie pozwalać mu ich oglądać w takich sytuacjach. Nie
robili nic zdrożnego, okazywanie sobie czułości nie było złe. Tylko czemu
wyglądali, jakby mieli uprawiać dziki seks, a on miałby to wszystko obserwować?
To było nie na miejscu. Nie był jakiś cnotliwy czy świętoszkowaty, po prostu
tak jakoś na to reagował dziwnie i preferowałby unikanie takich obrazów.
Wolałby nawet nie myśleć, co to są za reakcje. Wtedy podejrzewałby, że Chris
robił to specjalnie – wszystko jest możliwe, gdy zmienny smok ma swoje niecne
plany – gdyby nie okres rui i brak wstydu. Do tego zmienni naprawdę byli
bezpruderyjni i na pewno nie święci. Raz dorwał się do historii zmiennych
wilków. Ceremonia parowania jeszcze pięćdziesiąt lat wstecz wyglądała zupełnie
inaczej. Publiczny seks na oczach sparowanych par i zatwierdzenie. Bez
ceremonii przypominającej teraźniejsze zaślubiny. Bez intymności z upokorzeniem
branego partnera czy partnerki. Okazanie tego sforze i udowodnienie dominacji
tego, który brał. Na całe szczęście, po pewnym tragicznym wydarzeniu, prawo
zmieniono. Ukręciłby łeb Alessio, gdyby mu coś takiego zrobił. Oczywiście,
jakby zgodził się być tym jego partnerem więzi, lecz się nie zgodzi, więc nie
ma tematu.
– Luis, nie chcę pytać, ale muszę.
Dlaczego jesteś czerwony na twarzy? – Chris, z córką na rękach, smoczą zmienną
zamknął samochód. – Musiałeś naprawdę myśleć o czymś interesującym. – Podniósł
brwi do góry.
– Wiesz, że ciekawość to pierwszy
stopień do piekła?
– Kazałeś mi się tutaj przywieźć,
więc...
– Umówiłeś się z Justinem. Skorzystałem
z okazji podwózki. Pozwiedzam sobie miasteczko.
– Tak, na pewno pozwiedzasz. Ubrany jak
na randkę – stwierdził zmienny smok.
– Nie mam żadnej randki. Nie z tym
typem. Twój przyjaciel na pewno już na ciebie czeka.
– Randka nie randka i czy ja
powiedziałem z kim na nią idziesz?
– To nie randka i nie z nim. – Zaczął
się denerwować.
– Spotykasz się z Alessio, inaczej
Daniel nie puściłby cię samego do miasta. – Puścił mu oczko. – Powodzenia w
czymkolwiek. Widzę Justina. Baj baju baj.
Ta,
powodzenia w czymkolwiek. Ja już wiem o co tobie biega, przeleciało
przez głowę Luisa. Mógł jeszcze zawrócić. I dać satysfakcję facetowi? Nigdy!
Wszedł po trzech schodkach do tutejszej restauracji. W środku nie było wielu
klientów, to może z łatwością wypatrzy Alessia.
Zaczął rozglądać się po sali. Pierwszą
rzeczą jaka rzucała się w oczy był bar, za którym wisiało duże prostokątne
lustro. Z jego obu stron stały półki
z ustawionymi na nich butelkami różnego
rodzaju napojów wyskokowych. Soki i inne dodatki do drinków stały obok. Po
prawej znajdował się olbrzymi ekspres do kawy, a na ladzie na tacach pod
kloszami leżały sobie desery. Kawałki przeróżnych ciast pokrojonych w
prostokąty lub trójkąty. Luis postanowił, że później coś z nich zamówi.
Należało mu się za to, że tu przyszedł i za cały dzień harówki. Oderwał oczy od
przykuwających uwagę wypieków. Musiał, bo chciał znaleźć Alessia. Przy żadnym z
kwadratowych, pokrytych białymi serwetami stolików go nie było. Ludzie gapili
się na niego jak na eksponat muzealny. Nic sobie z tego nie robił.
Stwierdziwszy, niemal z radością, że wariata o dzikich oczach tutaj nie ma,
postanowił wyjść. Nikt mu nic nie zarzuci. On przyszedł, nie jego wina, że ten
dupek zdezerterował. Zadowolony, zaczął wycofywać się z lokalu. Im szybciej tym
lepiej, aby się nie okazało, że zaraz przez drzwi wejdzie jego nemezis.
– Przepraszam, czy pan Luis Bright?
Usłyszał trzymając już dłoń na mosiężnej
klamce. Mógłby udać, że to nie on, ale ciekawość zwyciężyła. Odwracając się do
tego męskiego głosu przywdział na twarz uprzejmy uśmiech.
– To ja. O co chodzi? – Przed nim stał
młody kelner, jak stwierdził po stroju składającym się z czarnych spodni w
kant?, białej koszuli bez żadnego zagniecenia oraz kamizelki i muchy. Chłopak o
brązowych włosach i dość ładny, ale on na pewno nie mógł tego ocenić, zlustrował
całą jego postać. Czyżby zobaczył błysk zdegustowania na jego twarzy? Luis
spojrzał po sobie. Pożyczone jeansy leżały na nim w miarę dobrze. Górę ciała
okrywała czarna koszula z kieszonką na lewej piersi ozdobioną guzikiem. Buty
też były czyste, więc co się temu chłoptasiowi nie podobało?
– Pan Acardi czeka w prywatnej sali.
Że co? W jakiej sali? Zdąży jeszcze
zwiać?
Nim zdążył cokolwiek zrobić, kelner już
pchnął wahadłowe drzwi, a on poszedł za nim jak pies na smyczy. Alessia ujrzał
od razu. Mężczyzna stał odwrócony tyłem na tle wielkiego widokowego okna
osłoniętego firankami i pięknie drapowanymi zasłonami. Musieli być na tyłach
lokalu, gdyż od strony głównej ulicy nie było nic, co przypominało taki otwór
okienny. Beta miał na sobie czarne spodnie z lejącego się materiału i koszulę
tak cienką, że na tle światła prześwitywało przez nią jego ciało. Włosy
swobodnie dotykały ramion, a kręcone kosmyki powodowały chęć zaplecenia w nie
palców. Luis skrzywił się na tą ostatnią uwagę jego durnego umysłu.
– Panie Acardi, pan Bright przyszedł –
poinformował kelner. – Zaraz podam kolację.
– Nie śpiesz się, Arthurze. – Alessio
odwrócił się przodem do sali. Zawiesiwszy wzrok najpierw na kelnerze, a po
sekundzie na Luisie uśmiechnął się łobuzersko. – Przyszedłeś. Sądziłem, że
czekam na marne.
– Jakoś trzeba zabić nudę. Poza tym
byłem ciekaw cóżeś? to wymyślił. – Pierwszy usiadł przy stoliku – jego zdaniem
zbyt małym, aby znaleźć się jak najdalej od tego dziwoląga – zastawionym dwoma
nakryciami białej porcelany, obok której stały kryształowe kieliszki. Dwa z
nich były napełnione wodą, a kolejne dwa pewnie czekały na wino. Jeszcze
brakowało tu bukietu kwiatów. Poza stołem i krzesłami nie było tutaj żadnych
mebli. Nie licząc interesujących obrazów, ale tym Luis nie zamierzał poświęcać
większej uwagi. – To co jemy?
– Głodny czy tak bardzo śpieszysz się,
aby nasza randka dobiegła końca? – Zajął miejsce naprzeciw Luisa.
– Jedno i drugie? I to nie jest randka.
– Założył ręce na piersi, kiedy śmiech wilczego zmiennego rozszedł się po
pokoju.
– Arthurze, przynieś to co poleciłem.
Pozwoliłem już sobie zamówić naszą kolację. Mam nadzieję, że trafiłem w twój
gust smaku. Zdążyłem zauważyć, co lubisz jeść. – Wziął ze stolika serwetkę i
położył ją sobie na kolanach. Liczył, że udobrucha tego chłopaczka. Podobno
przez żołądek do serca. Może mógł sam coś ugotować?
– Nie podlizuj się, panie beto. –
Nachylił się w jego stronę. – Jestem tutaj, bo z dwojga złego wolałem to
miejsce. Chociaż gdybym wiedział, że będziemy jeść sami, nie wiem czy bym
przyszedł.
– A co – również pochylił się w kierunku
Luisa – boisz się, że jak będziemy sami ulegniesz swoim pragnieniom?
Natychmiast wyprostował się. Zabije go
za takie słowa. Nie miał żadnych pragnień. Co z tego, że po tym pocałunku w
ogrodzie, burza myśli nie mogła zostawić dać mu spokoju. To nic nie znaczy!
Zupełnie nic! Denerwował go ten zmienny i w dodatku tak głupio się uśmiechał.
Jakby złapał go na jakimś złym uczynku.
– Przymknij się, panie wilczku – syknął.
– Wolisz, aby moje wargi robiły co
innego, niż tylko poruszały się w czasie mówienia – stwierdził Alessio.
Spodobało mu się wnerwianie Luisa. Ryzykował, że jego przyszły partner wyjdzie,
ale jak zdążył go już poznać to prędzej będzie walczył niż ucieknie. Chyba że
znów kopnie go w jaja.
Do pokoju wszedł kelner prowadząc przed
sobą wózek z ustawionymi na nim naczyniami. Zatrzymał się tuż przy nich.
Otworzywszy butelkę nalał wina do kieliszków. Podniósł pokrywkę. Gdy to zrobił
aromat potrawy zaczął nęcić nosy i żołądki mężczyzn. Arthur nalewając zupę do
talerza Alessia zbyt długo zawiesił na nim swoje jasne oczy. W tamtej chwili
coś w Luisie narosło. Naszła go ochota, żeby złapać chłopaczynę za kark i
zwyczajnie stąd wyrzucić. Zrozumiawszy co nim kieruje dał sobie mentalnego
kopniaka. Nie. Jest. Zazdrosny. O. Tego. Świra! Niemniej ten kelnerzyna mógłby
sobie już pójść.
***
Alessio podparł brodę na dłoniach.
Podobało mu się to co widzi. Czysta zazdrość. Nawet nie kazał Arthurowi tak na
siebie patrzeć. Chłopak od dawna robił do niego maślane oczka. Może i
przeleciał go kilka razy, ale to nic nie znaczyło. Z początku nie chciał, aby
ich obsługiwał, lecz teraz nie żałował, że uległ jego prośbie. Przyglądanie się
Luisowi jak wije się z zazdrości było po prostu satysfakcjonujące. Dobrze było
znaleźć dowód, że nie był obojętny młodzieniaszkowi. Na samą myśl, jego penis
drgnął. Z całą mocą trzymał go w ryzach, ale zmiennym tak trudno było powstrzymać
czyste pożądanie. Szczególnie, gdy siedzący obok chłopak wyglądał jak seks.
Gorący, namiętny, ostry lub cholernie czuły. Z tym ostatnim to tylko mógł się
domyślać, ale nie narzekałby na to. Lubił urozmaicenia, a rutyna w seksie
zbytnio nużyła. Strasznie go do Luisa ciągnęło. Chyba bardziej niż ćmę do
ognia.
– Co wgapiasz we mnie te swoje
patrzałki? – zapytał Bright.
– Bo lubię na ciebie patrzeć. –
Prychnięcie również Alessia zadowoliło. Luis był słodki. Musiał go zdobyć i to
koniecznie. Inaczej do końca życia będzie cierpiał męki. Nie wspominając o tym,
że być może już nie będzie w stanie kochać się z kimś innym. Doszły go słuchy,
że tak miał Dario Monahan trafiając na swojego partnera, a i innym się
zdarzało. Chcąc oderwać myśli od spraw niechybnie prowadzących do łóżka z tym
chłopakiem, co w najbliższych dniach mogło dziać się tylko w jego wyobraźni,
zmienił temat. Wątpił czy ten spodoba się jego towarzyszowi: – Od dzisiaj
jestem twoim strażnikiem.
– Że co, kurwa? – Luis omal nie
zakrztusił się potrawą. Zupa była ostro słodka taka jaką lubił. – Jakim
strażnikiem?
– Cieniem można by rzec. Możesz
wychodzić z domu, jeździć gdzie chcesz, ale tylko ze mną u swojego boku.
Fajnie, nie? – Wyszczerzył się zabierając za swoje danie. Nie był zbytnio
głodny, ale chciał dotrzymać towarzystwa przyszłemu partnerowi.
– Fajnie? Nawet jak pójdę do kibelka też
mi będziesz towarzyszył?
– Jeśli zechcesz. – Uniósł brwi. Po
prysznicem tym bardziej dotrzymałby mu towarzystwa.
– Jesteś pierdolnięty.
– Czy ktoś powiedział, że nie jestem? –
Nabrał na łyżkę makaronowe muszelki i wsunął sobie do ust. Przełknął. Ostra
papryka dodana do dania zaczęła palić jego gardło. Pierwsza nuta słodyczy
zamieniała się w żar. Zupełnie jak Luis. – Kochanie, czemu nie jesz i próbujesz
mnie zabić wzrokiem?
Luis rzuciwszy na stół serwetę, wstał
zdenerwowany.
– Mówiłem ci, żebyś nie mówił do mnie
„kochany” i tak dalej, a ty mnie nie słuchasz i dalej swoje! Przyszedłem tutaj
z ciekawości, porozmawiać, a ty musisz zachowywać się jak idiota! Wychodzę.
Alessio poderwał się z krzesła z takim
rozmachem, że je przewrócił. Złapał chłopaka za ramię. Przyciągnął go siebie i
syknął:
– Chcę być miły. Zachować się w porządku
i traktować cię jak przystało na partnera. Ale ty masz muszki w nosie i
pokazujesz jak to bardzo mnie nie chcesz. Ciekawe dlaczego w takim razie miałeś
ochotę zabić tego biednego kelnera? Hm?
– Bo… Bo… – dukał, ale nie był w stanie
nic więcej powiedzieć. Nie przyzna się, że był zazdrosny! I, że jak jest blisko
Alessia wciąż czuł te dreszcze i do cholery naprawdę chciał, żeby nie były
takie dobre. Bo do kurwy nędzy nie potrafił przyznać się sam przed sobą, że
chciał czegoś, co myślał, że nigdy mu się nie przydarzy!
– Bo? Nie wiesz co powiedzieć? –
Pochylił się do jego ucha owiewając je gorącym oddechem. Jego członek był
bardzo rad z takiej bliskości pomiędzy mężczyznami. – Może nie chcesz po
dobremu. Może chcesz bym przerzucił cię przez kolano i dał parę solidnych klapsów
przez goły tyłek? A może chciałbyś wtedy mieć w nim korek analny, aby cię
powoli na mnie przygotowywał, chyba że lepszy byłby wibrator poruszając twoje
najintymniejsze miejsca? Chciałbyś być
wtedy związany i zdany tylko na moją łaskę? A może byś pragnął kochać się ze
mną długo, wolno i soczyście wykrzykując moje imię.
Luisowi kręciło się w głowie i do
cholery za bardzo podobało mu się to co słyszał. Jak mogło mu się to podobać?!
Ciepło mężczyzny, nęcący zapach i głos przesycony podnieceniem odbierały mu
zmysły. Coś się w nim budziło. Coś potężnego. Głos i pragnienia nigdy nie
odkryte. Na zawsze schowane głęboko w sobie. Bał się, że jeśli pozwoli temu na
wyjście nie będzie już odwrotu. Nie chciał tego! Nie lubił w ten sposób mężczyzn!
– Odsuń się.
– Spodobała ci się wizja. – Przyciągnął
Luisa do siebie, ale tak by chłopak czuł go całym sobą. – Mi też. Lubię się
czasami zabawić… ostrzej, ale nie rezygnuję z delikatności. Wszystko zależy od
ciebie. – Polizał go po uchu.
Całe multum kłujących jak szpilki
dreszczy nim wstrząsnęło. Siła tego faceta, czucie jego twardego ciała, mięśni
były ekscytujące. Gdyby tak… Nie! Nie! Nie! Opierał się. Nie chciał być niczyim
partnerem. Jak już, to pięknej laski z czarnymi kręconymi włosami, seksownymi
ustami i oczami jak…
– Cholera jasna! – Odepchnął Alessia od
siebie. – Nie chcę! Nie rozumiesz, że nie chcę?! Nie chcę ciebie, partnerstwa,
faceta! Nie chcę! Nie podobasz mi się! Brzydzę się tobą! Niech to do ciebie w
końcu dotrze, ty… ty… ty zboczeńcu! – Patrzył z wrogą furią na zmiennego. Był
zły na siebie, że poczuł to co poczuł.
Beta cofnął się o jeszcze dwa kroki
jakby rażony obuchem. Zabolało. Dobra, może i przesadził, ale się zdenerwował.
Powiedział za dużo, ale miał ukrywać swoje pragnienia. Luis był dzieckiem czy jak?!
Był dla niego zboczeńcem? Trudno. Nie pierwszy i ostatni raz komuś coś w nim
nie pasuje. Pierwszym nie pasującym elementem dla Luisa było to, że jest
facetem. Nie zmieni dla niego płci, gdyż był pod każdym względem mężczyzną.
Kolejny raz w życiu poczuł co to odrzucenie. Tylko to bolało mocniej. Jakby
ktoś wyrwał mu całe serce. Serce, które mimo wszystko kochało. Nie był czysto
krwistym zwierzęciem – z resztą zmienni nie należeli do tego gatunku, tworząc
zupełnie inny – żeby kierować się zwykłą chucią, jakkolwiek ta by nie
przemawiała jako pierwsza. Wolał już krwawić mając ranę po postrzale, mimo że
doskonale znał ten ból, czy stać się ofiarą starego obrządku odbierania
uzdrawiania i krzyczeć z powodu cierpienia niż czuć to co teraz. Widocznie się
pomylił odbierając sygnały jakie mimo wszystko dostawał od Luisa. Nie pierwszy
i ostatni raz cierpiał. Powinien się już do tego przyzwyczaić.
Odepchnięty przez partnera zmienny
przechodził przez męki nawet wtedy kiedy go jeszcze nie oznaczył. Gdyby to
zrobił byłoby o wiele gorzej. Chciał związać się z człowiekiem, pomimo
początkowej niechęci, więc ma za swoje. Szybko podjął decyzję w jedną stronę,
podejmie i w drugą.
– Dobrze. Skoro tak stawiasz sprawę. Od
dziś nie będę zajmował się twoimi problemami. Nie będziesz musiał mnie oglądać.
Rezygnuję z bycia cieniem. I nie martw się nie będę na nic nalegał. Jesteś
wolny – powiedział lodowato. Zignorował głośno wciągane przez chłopaka
powietrze. Zapłacił za niedokończoną kolację. Wypił wodę, by nawilżyć gardło i
wyszedł wyprostowany jak struna z krwawiącą dziurą w sercu.
***
Długo stał jak posąg, nie potrafiąc
ruszyć się z miejsca. Powinien się cieszyć, mógłby przecież skakać z radości,
lecz to, co czuł nie prowadziło do tego. Zobaczenie ziejącej pustki i smutku w
oczach Alessia nie było miłe. Było wręcz… bolesne. Do tego te słowa… Odkąd go
poznał nie chciał widzieć tego zmiennego, ale gdy to miał obiecane… Cholera nie
podobało mu się to! Nigdy nie wiedział czego chce. Całe życie narzekał jak mu
źle. Jak to dziewczyny mają go gdzieś i żadna nie chce się z nim na dłużej
związać. Praca nie ta, studia nie takie, jakie by chciał, a kto mu kazał
wybierać zarządzanie? Sam je wybrał! Do nikogo nie powinien mieć pretensji,
tylko sam do siebie. To on decydował o swoim życiu. Właśnie po raz kolejny
zadecydował. I nijak przez to nie był szczęśliwy.
Usiadł przy stole. Odsunął zimną już
zupę na sam środek. Oparłszy łokcie na blacie schował twarz w dłoniach. Obraz
Alessia stanął mu przed oczami. Nie tego z ogniem w oczach i tym czymś. Nie
tego uśmiechającego się zadziornie. Tylko tego sprzed kilku minut jaki
zakodował się w jego głowie.
– Niech to jasny szlag trafi –
przeklinał całą tę sytuację i siebie przy okazji. Potrzebował z kimś
porozmawiać. Potrzebował przyjaciela. Wyciągnąwszy komórkę z kieszeni,
przyglądał jej się przez chwilę, aby w końcu nie zadzwonić do Chrisa. Nie miał
ochoty gadać przez telefon. Po prostu napisał do Christiana: Spierdoliłem coś przez swoją głupotę i chyba
żałuję, że to się stało. Wysłał wiadomość.
Ogólnie mi się podobało, ale rozdział jakiś śmiesznie krótki...
OdpowiedzUsuńŚmiesznie krótki to jest ten komentarz, a rozdział emocjonalny.
UsuńRozdział krótki i zaledwie pół strony, może niecałą stronę.
UsuńBiedny Alessio, Luis nie powinien tak się do niego odzywać
OdpowiedzUsuńLu, kiedy ty w końcu zrozumiesz, że Alessio nie jest ci obojętny? Albo inaczej- kiedy to do ciebie dotrze? Zaakceptuj go :(
OdpowiedzUsuńBiedny Al. To musiało go naprawdę zaboleć, mimo że faktycznie przesadził z tym wspominaniem o seksie. Się trochę facet zapędził.
W ogóle to się spodziewałam, że Luis oleje tę kolację i nie przyjdzie, ale na szczęście stało się inaczej. Dzięki temu być może w końcu uświadomił sobie i przyjmie do wiadomości, że całkiem hetero to on nie jest :D
Życzę weny, Luano! Trzymaj się <3
No to zaczyna się dziać:)
OdpowiedzUsuńRozdział super, ale też myśle że za krótki.
Mam niedosyt. To było za mało żeby przetrwać cały tydzień.
Żal mi Alessio. Facet się stara. Naprawde. A widze że Luis jest cholernie niezdecydowany. Sam nie wie czego od życia chce. Może powinien pozwolić innym decydować o sobie bo widze, że jemu kiepsko to wychodzi i nawet on to zaczął zauważać. Mam nadzieje, że się wreszcie obudzi. Tylko niech się pośpieszy bo Alessio niepotrzebnie cierpi.
Pozdrawiam
Weny życze
I czekam na następny poniedziałek
lucynaleg
Biedny Alessio:(. Luis tym razem naprawdę przesadził. Gdybym mogła walnęłabym go w tej chwili przez łeb. Dobrze, że przynajmniej zauważył, że to schrzanił. Jestem ciekawa co będzie dalej i czekam niecierpliwie. Pozdrawiam cieplutko, Asia:)
OdpowiedzUsuńReakcja Luisa byla odpowiednia. No ludzie, kto by chcial zeby facet pieprzyl przy stole o korku analnym, no bez przesady.. Alessio sam sobie zasluzyl na te slowa.
OdpowiedzUsuńDla mnie rozdzial tez wydawap sie krotszy niz poprzednie, ale niemniej ciekawy.
Nie moge sie doczekac reakcji Chrisa. Zapewne bedzie krzyczal na biednego Luisa :(
Pozdrawiam
Damiann
Alessio musi sobie zapracować i zawalczyć. Owszem, Luisowi się to wszystko w głębi podoba, ale słysząc, że Alessio "lubi" robić to, czy owo, albo po prostu czując presję zareagował tak, jak powinien. Okej, Alessio jest facetem i na pewno w celibacie nie był, ale chcąc zdobyć Luisa raczej nie powinien tak tego rozegrać. Dołożył do pieca o wiele za dużo.
OdpowiedzUsuńCóż, ciekawa jestem, co powie Chris i czy do jego przyjazdu nic się nie stanie...
Oj, podsunęłaś mi pomysł ze zmianą imion. Japońskie właśnie powoli zaczynają mnie przytłaczać.
Tak sobie czytam "Niemożliwą miłość" i po przejrzeniu komentarzy (zwłaszcza, gdy urywałaś w momencie, gdy któryś z bohaterów miał wypadek) stwierdzam, że mam do Ciebie jeszcze większy szacunek niż dotychczas. Po takiej fali krytyki nie byłabym tak wyrozumiała jak Ty, odpisując czytelnikom bardzo dystyngowanie i grzecznie. Naprawdę jesteś wielka.
UsuńNo noo trochę mnie zaskoczyło zachowanie Luisa.
OdpowiedzUsuńW końcu najpierw chciał odepchnąć Alessio od siebie a teraz?
CHyba nie jest do końca zadowolony a może zauważył jak go zranił?
W końcu on chyba w głębi duszy naprawdę go -pragnie.
Tylko ta męska duma sprawia że nie chce się do tego przyznać.
Aj ja mam czekać cały tydzień do następnego rozdziału?
Normalnie to niesprwiedliwe:(
pozdrawiam mocno i czekam na więcej;)
Okej, może faktycznie Alessia trochę poniosło,ale nie powiem,że to co mówił nie było mrrr.Bo było! Kocham go,uwielbiam. I teraz strasznie mi smutno z powodu tego co go spotkało.Biedaczysko, Luis złamał mu serducho. Jednak jak to zwykle w Twoich opowiadaniach bywa, heppy end tak czy siak będzie. Lecz liczę,że tym razem to Luis będzie uwodził Alessia, spróbuje go przeprosić itd.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, i nie liczy sie ilość,ale jakość :) Pozdrawiam.
Uparta bestia z tego Luisa, coś myślę,że Alessio tak szybko mu nie przebaczy, ale jsetem ciekawa co zrobi Luis, aby go przeprosić?
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Świetne!
OdpowiedzUsuńAż żal mi się zrobiło Alessia, biedny... ;(
Czekam z zapartym tchem na dalszą cześć, mam nadzieję, że będzie dobrze! :D
Pozdrawiam i życzę weny!
Komentuje to drugi raz i liczę, że ten komentarz się doda.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi bardzo Alessio i mam nadzieje, że Luis uświadomi sobie co zrobi i naprawią się pomiędzy nimi relacje. Może teraz to Lu będzie uwodził :) Cudowny rozdział
Nienawidzę siebie za lenistwo. Wyłączył mi się tel, jak pisałam komentarz, a później nie chciało mi się tego nadrobić. A Twojego bloga odświeżałam w poniedziałek od szóstej rano, czekając na rozdział!
OdpowiedzUsuńDzisiaj znalazłam w tel część mojego komentarza. Niech żyje zaawansowana technologia!
Luis, ty głupolu...
Ale nie byłoby akcji, gdyby teraz uległ swoim pragnieniom i gdyby nie powiedział czegoś głupiego. Podobała mi się scena zazdrości Luisa. Wychodzi na jaw, że ludzie też odczuwają partnerstwo ^^ Fajnie byłoby mieć coś takiego w naszym świecie...chociaż pewnie i tak byłyby problemy z nietolerancją. Ale nie byłoby tylu rozwodów i problemów ze zdradami. Z drugiej strony, co jeśli Twój partner żył sto lat temu? Za dużo problemów...chociaż te trwające minutami orgazmy chyba rekompensują drobne uchybienia ;p Ogółem, chodzi mi o to, że piszesz świetnie, a ja z niecierpliwością przeogromną, w bólu agonalnym, czekam do poniedziałku. Nawet zaznaczyłam sb ten dzień w kalendarzu! . Już się nie kompromituję. Pozdrawiam i życzę weny! Choć tej Ci nie brakuje ;p
Dark Night
Czemu nie ma jeszcze rozdziału przeciesz zawsze dodajesz rano koło 8 a jest 11 T^T
OdpowiedzUsuńProsze dodaj coś teraz tak na ostatni tydzień wakacji ^,^
Pozdro
Lana
Dzięki za przypomnienie, po prostu zapomniałam, że mam wstawić rozdział. :)
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńbiedny Alissio jak Luis mógł tak postąpić, tym bardziej jak jednak coś czuł do niego....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia