Miałam mały problem z wstawieniem postu, ale już jest ok. :D
Pewnie niektórzy z Was pamiętają, jak dawałam ogłoszenie o autorce Kajko, która co prawda pisze opowieści hetero, ale takie, że mną zawładnęły. Mam na myśli cykl Sforę i pamiętne dwie pierwsze części Czarownicę oraz Wilczycę. Autorka na Wydaje.pl wstawiła 3 część pt: "Strażnik". Do darmowego pobrania tutaj.
ROZDZIAŁ 3
Martin
wypadł z domu cały ubrany w skóry, na stopach miał coś w rodzaju wojskowych
oficerek, po drodze zakładając rękawiczki bez palców zapinane na sprzączkę tuż
za nadgarstkiem. Rozpuszczone włosy poruszały się sprężyście wokół jego twarzy.
Mijając bez słowa Luisa, wsiadł za kierownicę srebrno–czarnego,
pięciodrzwiowego Land Rovera Freelander, a po sekundzie dołączył do niego Adam
i obaj ruszyli z piskiem opon.
–
Co się dzieje? – zapytał Luis Daniela, który stanął obok niego.
–
Dzwonił Alessio, został ranny i nie może prowadzić. Właśnie po niego pojechali.
Przy okazji też sprawdzą mieszkanie, które przypuszczalnie należało do tego
twojego znajomego.
Znów
pojawiło się to samo uczucie. Niepokój, ukłucie w sercu. Skinął tylko głową, na
znak, że zrozumiał i usiadł na schodach. Poczeka tu na nich. Nie chciał, aby
beta był ciężko ranny. Co jak jest z nim źle? Alessio pojechał tam z jego
powodu, więc dlatego się martwił. Przesunął się tak, by móc oprzeć głowę o
barierkę i wyjąwszy telefon włączył grę.
***
Sygnał
domofonu – zaskoczyło go to, że były tu takie udogodnienia – zaalarmował Alessia, że przyjechała pomoc. Sam
przeszukał mieszkanie, ale z kręceniem w głowie i pulsowaniem w skroni mógł coś
przegapić. Cały czas był czujny, na wypadek gdyby ten, kto prawie rozwalił mu
głowę, wrócił. Nacisnął przycisk, aby otworzyć drzwi zewnętrzne budynku
wpuszczając swojego alfę do wnętrza kamienicy, a po chwili przybysze znaleźli
się w mieszkaniu.
–
Cześć chłopaki – przywitał się, kiedy Martin i Adam zbliżyli się do niego.
–
Nadal nie wiesz kto ci tak przyfanzolił? – spytał Adam.
–
Podejrzewam, że znajomy naszego Luisa.
–
Craig musi to zobaczyć. – Martin chwycił brodę Alessia i przyjrzał się ranie.
–
Zagoi się jak na psie, alfo. – Wcześniej zmył z twarzy ślady krwi, ale i tak
wiedział, że nie najlepiej wyglądał.
–
Taa. Tym bardziej na tobie. Wszelkie rany odczuwasz prawie jak człowiek.
Naprawdę mógłbym zrobić krzywdę twojemu
byłemu alfie za to, co ci zrobili.
–
Stare dzieje, a moc uzdrawiania nie zawsze się przydaje. Zresztą sam mówisz, że
„prawie”. Jako człowiek już bym nie żył. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
– Czasami sam się zastanawiał, dlaczego od zawsze posiadał w sobie ten
pierwiastek, który klasyfikuje go jako betę. Owszem był silnym, nawet zbyt
silnym zmiennym, pewnym siebie, z niewiarygodnym instynktem, ale niestety miał
słabości. Często takie, które mogły doprowadzić do tego, że nie obroni swoich
alf, gdy zajdzie potrzeba, a on zostanie ranny. Nie było łatwo go zabić, ale na
przykład kula w ciele unieruchomiłaby go na długo. Złamana noga goiła by się
nie kilka godzin, ale tygodnie. Po tym uderzeniu czuł jakby coś mu w głowie
rozsadziło i ktoś zrobił sobie dyskotekę, na której ustawiono karuzelę z młotem
pneumatycznym na dodatek. Tak, teraz pochodzi w plastrem na głowie, który
niechybnie mu doktorek założy, przez kilka dni, podczas gdy taki Martin
uleczyłby się w ciągu paru minut.
–
Moc się zawsze przydaje – odparł Martin. Puścił swojego betę i zaczął rozglądać
się po mieszkaniu. Adam już przeszukiwał drugi pokój. Jeśli coś miało zostać
znalezione to jemu się uda. – Następnym razem nie idziesz sam. Miałeś nigdzie
nie włazić tylko przeprowadzić małe śledztwo, gdzie może mieszkać ten Harry.
–
Henry – poprawił go Alessio.
–
Jak zwał tak zwał, wiadomo o kogo chodzi. – Podniósł pociętą gąbkę, obejrzał ją
starannie i odłożył na bok. Nie powinien się bawić w detektywa. Ta sprawa
powinna zostać oddana w ręce zmiennych pracujących w policji, a oni wiedzieliby
jak wmieszać w to ludzkich gliniarzy. Ale co miał zrobić, jak Christian tak
pięknie prosił i zagroził odcięciem ich od swojego łóżka. Partner owinął ich sobie
wokół małego palca, bynajmniej na to nie narzekał.
–
Ktoś splądrował mieszkanie i musiało się to stać wczoraj wieczorem.
–
Skąd masz takie przypuszczenia? – spytał Martin.
–
Rozbity zegar zatrzymał się na godzinie dwudziestej. Poza tym podejrzewam, że
ten co mnie uderzył, to był właśnie właściciel mieszkania. Na jego miejscu bym
tu nie wracał, chyba że, zostawiłbym coś co byłoby dla mnie ważne. Wiedział po
prostu jak się tu dostać. Mniej ryzykując życiem wchodząc przez śmierdzącą piwnicę
niż głównym wejściem. Walnął mnie, bo prawdopodobnie przeraził się, sądząc, że
jestem napastnikiem. Tylko za nic w świecie nie mogę znaleźć tego czym
oberwałem. – Dotknął czoła i syknął.
Martin
natychmiast spojrzał na niego za zainteresowaniem.
–
Wiesz czym oberwałeś?
–
Czymś twardym jak skała.
–
Alfo, nic tu nie ma. Żadnych tajnych skrytek – oznajmił Adam. – Pustka. Jeśli
coś było, zostało zabrane. Umieściłem czujniki ruchu i kamerkę. Zrobię to
jeszcze tutaj, a potem będziemy czekać na króliczka. – Wyszczerzył się.
–
Dobra robota – pochwalił Martin. – Nic tutaj już nie znajdziemy. Adam, jak
skończysz, pojedziesz samochodem Alessia, a on zabierze się ze mną. Po drodze ustalimy
kilka spraw.
Beta
wyczuł, że one nie będą dotyczyć tylko aktualnych kryminalnych wydarzeń. Skrzywił
się, gdy ból zaczął rozłupywać mu czaszkę.
***
Coraz
bardziej znudzony, do tego pełen napięcia, Luis nie mógł usiedzieć w miejscu.
Obszedł ogrody, chcąc zabić czas. Porozmawiał z paroma dziewczętami, na oko
młodszymi od niego, ale zbyt dobrze wiedział, żeby nie kierować się wyglądem
zmiennych, skoro on miał dwadzieścia dwa lata, one mogły mieć czterdzieści, a
nawet więcej. Przypadkiem znalazł sobie zajęcie na kolejne dni. Od jutra ma
trwać zbiór wiśni, więc chętnie pomoże. Praca sprawi, że czas będzie biegł
szybciej, a do tego do czegoś się przysłuży. Nie lubił być na czyjejś łasce.
Wiedział, że w życiu nie ma nic za darmo i kiedyś za wszystko trzeba będzie
zapłacić. Poza tym sam poczuje się lepiej, kiedy będzie mógł odwdzięczyć się za
„przechowanie go”.
Odgłos
podjeżdżającego samochodu zaalarmował go. Szybko pobiegł przed dom. Na
podjeździe zatrzymał się Land Rover. Pierwszy z niego wysiadł Martin i obszedł
samochód. Coraz więcej zmiennych zbierało się wokół pojazdu. Luis sam stanął
najbliżej jak mógł.
–
Alfo, poradzę sobie. To, że widzę was trzech nic nie oznacza – mamrotał Alessio
wydostając się z samochodu. Jego wzrok natychmiast odnalazł Luisa. Jakby nad
chłopakiem wisiała czerwona strzałka wskazując miejsce w jakim się znajduje.
Odepchnął rękę Martina i oparł się nonszalancko o auto. Po tej jeździe kręciło
mu się w głowie jeszcze bardziej. – Cześć piękny. Tęskniłeś?
Luis
przebiegł wzrokiem po innych, ale każdy zachowywał się jakby to do niego były
skierowane te słowa.
–
Mówiłeś do mnie?
–
Mhm. Moje oczy tylko ciebie widzą, śliczny. – Kilka osób zachichotało. –
Martwiłeś się?
–
Dlaczego miałem się martwić? – Wsunął ręce w kieszenie. Temu facetowi odwalało.
Cóż nieźle oberwał zawsze to jakieś wytłumaczenie.
–
Ja bym się o ciebie martwił.
–
Po cholerę? Jestem dla ciebie nikim. – Dlaczego prowadzą tę głupią rozmowę i to
wśród gapiących się na nich zmiennych. Nawet Christian przyszedł i szczerzył
się jak głupi do sera.
–
Nie, nie jesteś. Jesteś…
–
Alessio, chodź. Craig niedługo przyjedzie. – Martin pociągnął swojego betę w
stronę domu.
–
Mówiłem, że już nie chcę doktorka. Dobra, najpierw chciałem, ale mi się
odechciało. Na razie czuję się jakbym wypił kilka butelek tequili, ale jutro mi
przejdzie. – Pozwolił sobie pomóc wprowadzić się za ramię do posiadłości. W tej
chwili nie czuł się pełnoprawnym zmiennym, ale tak silny cios w głowę, nawet Martina
powaliłby. Tylko ten by się zaraz uleczył. Leki przeciwbólowe, które dał mu
Martin niewiele pomogły. On musi pozwolić sobie na podanie mu kilku
obrzydliwych kropli. – Nie martw się, jutro będę jak nowo narodzony, kochanie.
Luis
prychnął. Co mu do tego? Cieszył się, że Alessio nic nie jest, ale najchętniej
to by mu obciął język za nazywanie go pięknym i ślicznym… Jakie zaś „kochanie”?!
No i już miał nie stu, ale dwustuprocentową pewność, że to gej. Inaczej tak by
się na niego nie gapił tymi swoimi dzikimi gałami, przeszywającymi człowieka na
wskroś. Że też musiał trafić do Arkadii w tym samym czasie co ten beta. Zawsze
była nadzieja, że sprawa z gangsterami szybko się skończy i wróci do domu, by
zapomnieć o tym dziwaku. Denerwował go. Czy można kogoś nie znać, widzieć go
jeden jedyny, no może dwa razy i chcieć mu ukręcić łeb za każdym razem?
Szczególnie wtedy, kiedy czuł w całym ciele dreszcze i jeszcze ten cholerny
zapach. Alessio już dawno zniknął w budynku, a on nadal go czuł. Jak to
Christian powiedział, że to coś się nazywa? Zapach partnerstwa? To po kiego
diabła beta nie podzieli się z nim ze swoim partnerem tylko kręci tymi
feromonami w jego nosie?! Nawet nie chciał o tym myśleć, bo do głowy
przychodziły mu naprawdę straszne rzeczy. Musi się trzymać od niego z daleka.
O! To był dobry pomysł. Najlepszy na jaki wpadł.
Jednak
czasami postanowienia ulatują jak z bicza strzelił, kiedy ciekawość prowadzi
pod drzwi pewniej osoby. Idąc korytarzem na piętrze usłyszał głos Craiga,
zmiennego lekarza z miasteczka. Zbliżył się do otwartych drzwi.
–
Dlaczego nie przyjechaliście do mnie od razu?
–
Doktorku, najpierw miałem cię odwiedzić, ale tak jakoś odechciało mi się. –
Zaśmiał się siedzący na łóżku Alessio. Lekko się chwiał na boki.
–
On wygląda jakby się naćpał – powiedział lekarz do towarzyszącego im Martina.
Chwycił twarz Alessia jedną dłonią i zaświecił mu malutką latarką raz w jedno
oko, raz w drugie.
–
Doktorku sprawdzasz jakie mam śliczne oczy?
–
Nic nie ćpał – odezwał się Martin. – W samochodzie dałem mu tylko tabletki
przeciwbólowe i odleciał.
–
I wszystko wiemy. Mam jego kartotekę. Pewne leki działają na niego
specyficznie. To na pewno nie jest zachowanie po uderzeniu w głowę. Na pewno
nie u zmiennych. – Ze swojej torby wyjął strzykawkę i fiolkę z lekiem. –
Prześpi się i do jutra mu przejdzie. Podam to i nic tu po mnie. – Przygotował
zastrzyk i po chwili zdezynfekował kawałek skóry na przedramieniu bety. Wbił mu
w ciało igłę. – Alessio, kładź się – rozkazał gdy skończył.
–
Doktorku, dzięki za propozycję. Kiedyś tam chętnie, ale odnalazłem partnera. –
Posłusznie się położył.
–
Gratuluję.
–
Mój partner jeszcze nie wie, że jest mój. Niedługo się dowie. Nie będzie
zadowolony, ale nie odpuszczę mu. On już jest mój. – Zasnął prawie natychmiast.
Luis
odszedł od drzwi kiedy obaj zmienni zostawili śpiącego betę i wyszli. Dopiero
kiedy zniknęli mu z oczu z powrotem podszedł do drzwi. Uchylił je. W pokoju
nadal paliło się światło ukazując śpiącą postać. Tak inną, bardziej spokojną od
tej wcześniejszej sprzed kilku godzin. Ciekawiło go dlaczego Alessio nie
uleczył się. Sam gdy rok temu porwano Chrisa oberwał w głowę, lecz tamto
uderzenie było niczym w porównaniu z tym jakie otrzymał beta. Mimo tego bardzo
pogorszyło mu się wtedy samopoczucie. Czemu ten mężczyzna wolał cierpieć?
–
Rana, nawet bez mocy uzdrawiania zagoi się i tak szybciej, a siniak zniknie za
pomocą maści.
Podskoczył
przestraszony jakby został złapany na
złym uczynku. Uderzył łokciem w ścianę.
–
Szlag, Chris, skradasz się cicho jak kot. – Pomasował bolące miejsce.
–
To raczej ty byłeś bardzo zamyślony. Chodź, kolacja na stole.
–
Chyba się wcześniej położę. Poprzedniej nocy nie spałem, a cały dzień... Sam
wiesz. Jestem tutaj parę godzin, a wydaje mi się jakby to było wiele dni.
–
Czasami, godzina dłuży się jak wieczność. – Chwycił przyjaciela pod rękę chcąc
towarzyszyć mu w drodze do pokoju. – Jesteś przyzwyczajony działać, a nie
kręcić się bez celu i zajęcia.
–
Znalazłem na jutro sobie pracę.
–
Słyszałem.
–
O co chodzi z tym „bez mocy uzdrawiania”?
–
Alessiowi odebrano to pewnym, starym rytuałem jeszcze w dzieciństwie. Jego
życie, tam skąd pochodzi, było pasmem udręki.
–
To znaczy? – Zainteresował się.
–
Może kiedyś ci opowie. Tu jest tak gorąco czy mi się wydaje? – Powachlował się
dłonią.
Luis
spojrzał na przyjaciela. Nie wyglądał na chorego, a w domu mimo dusznego
wieczoru, było w sam raz.
–
Przecież jako smokowi szkodzi ci zimno nie upał. Nie rozumiem dlaczego miałoby
ci być za gorąco.
Christian przystanął zmuszając towarzysza do
tego samego.
–
Chyba się zaczyna.
–
Co?
–
Okres mojej rui.
Po
co pytał? Nie chciał tego słyszeć. Kilka miesięcy temu, Christian mu
opowiedział o co w tym chodzi, ale naprawdę nie zamierzał myśleć co się wtedy
dzieje z jego przyjacielem. I co będzie się działo za kilka dni w sypialni
całej trójki.
–
Nie miałeś tego w tym roku? Mówiłeś że raz do roku. Jakby na to patrzeć to już
powinieneś mieć.
–
Ciąża wszystko przesunęła. Nie bój się nie rzucę się na ciebie. Bo nie dość, że
to dopiero początek to mam partnerów. Oj, nie będą zadowoleni jak im powiem,
żeby zakupili masę kondomów. Nie mam zamiaru być w ciąży przez najbliższe
pięćdziesiąt lat.
–
To dlatego zachowywałeś się ostatnio tak dziwnie i opowiadałeś jak to dobrze
mieć partnera. To te twoje płodne dni tak działają?
–
A nie, to co innego. Niedługo się pewnie dowiesz. Nie wytrzyma będąc tak blisko
– dodał do siebie.
–
Kto? O co tu chodzi? – Zaalarmowany tajemniczymi słowami spojrzał uważniej na
Christiana.
–
Dobranoc, Luis.
Pozostawiony
samemu sobie na korytarzu, oparł się o ścianę. W tym domu wszyscy powariowali.
Najbardziej Chris i ten beta. Nie, ten facet w ogóle mu wyglądał na wariata bez
względu na wszystko. Jedynie kiedy spał był jakiś taki...taki... uroczy. Jaki
uroczy? Chyba naprawdę potrzebuje długiego snu albo dostać w łeb.
***
Poranek
zebrał zmiennych przy wspólnym stole, tak suto zastawionego, niczym dla
szwadronu wojska, Luis nie widział. W sumie trzeba dużo jedzenia, aby nakarmić
samców, którzy siedzieli z nim przy stole. Niektórzy mieli chyba ze dwa metry
wzrostu, szerokie bary i emanowali niezwykłą energią oraz siłą. Nie zamierzał
zagadywać żadnego z nich. Wiedział, że to byli żołnierze Daniela. Oni byli
wysyłani, kiedy coś zagrażało zmiennym. Byli ochroniarzami alf i ich partnera.
Przewodził nimi Adam.
Luis
przysłuchiwał się prowadzonym konwersacjom, jedząc wyśmienitą jajecznicę na
boczku. Kucharz był mistrzem w swoim fachu. Powinien założyć własną
restaurację. Dopiero kiedy nastąpiło poruszenie w kuchni i dwanaście zebranych
osób wstało, sam podniósł wzrok z nad talerza. Nawet bez tego poznałby kto się
pojawił. Przez ten cholerny zapach! Beta stał w przejściu, odpowiadając na
pytania: „jak się czuje, co się stało” i wiele innych. Mimo tego, często rzucał
ku niemu swój wzrok i zatrzymywał go na
nim dłużej. Nie podobało się to Luisowi. Naprawdę starał się nie myśleć
o tym, co mu przychodziło do głowy. Noc jest wspaniała na rozmyślania, a
zarazem zła. Zanim zasnął, kłębowisko myśli huczało mu w głowie robiąc istne
tornado. Nie zamierzał wypowiadać ich na głos, by się nie spełniły.
Kiedy
beta usiadł naprzeciw niego, zamierzał wyjść, ale słowa Alessia go
powstrzymały:
–
Dzień dobry, Luis. Musisz mi wybaczyć moje wczorajsze zachowanie. Nie tak powinien
zachowywać się beta. – W pomieszczeniu zrobiła się cisza.
–
Co mi do tego? Nie jesteś moim betą. Jesteś dla mnie kimś, kto zniknie jak cała
sprawa się rozwiąże. Wrócę do domu i tyle mnie zobaczysz.
–
Mój drogi – pochylił się nad stołem przyszpilając Luisa wzrokiem – nawet nie
wiesz jak bardzo się mylisz. Niedługo się dowiesz, jak bardzo nasze życia są
nierozerwalne. Owszem zawsze masz wyjście i boję się tego, że je wybierzesz.
Luis
przełknął z trudem ślinę. Krew w żyłach zaczęła szybciej krążyć, poczuł gorąco
wspinające się po nim, żołądek zawiązał się w supeł, w ustach zrobiło sucho, a
w kręgosłup szczypały go znów te znajome igiełki. Tylko one nie były
nieprzyjemne. Te nocne rozważania nie pomagały. Cholera.
Alessio
obserwował swojego przyszłego partnera. Wiedział, że go zdobędzie. Nie chciał
mu mówić przy wszystkich o łączącej ich więzi. Nie był pewny reakcji
młodzieńca. Dlaczego to był człowiek? Jako zmienny już to wiedziałby i mogliby
się kotłować w pościeli przez następnych kilka godzin. Na tę myśl jego twardy
członek – od czasu wejścia do kuchni i poczucia zapachu Luisa – chciał mu wybić
dziurę w spodniach. Czekały go tortury, ale nie mógł powiedzieć, że to nie było
przyjemne.
–
Słyszałem, że rozdałeś kwiaty naszym samicom.
–
Skąd wiesz o kwiatach? – zapytał Luis, a w jego głowie zaczął wyć alarm.
–
Tutaj wszyscy o wszystkich wiedzą, piękny. Mam nadzieję, że ci się podobały.
–
Nie nazywaj mnie tak – warknął.
–
A jak? Mam do ciebie mówić „kochanie”?
–
Jesteś wariatem. – Wstał zamaszystym ruchem. – Nie zbliżaj się do mnie. –
Ucieczka może pokazywała, że był tchórzem, ale nie mógł wytrzymać z nim dłużej
w jednym pomieszczeniu. Nie, kiedy tego słuchał i odrzucał dobijający mu się do
głowy cichy głosik mówiący, że wie kim jest partner Alessia.
–
Nie dokończyłeś śniadania – rzekł spokojnym głosem beta. – Proszę, Luis siadaj.
Mamy wiele do omówienia.
–
Nie będę z tobą rozmawiał. – Pochylił się nad stołem opierając dłonie o blat. –
Niepokoisz mnie swoimi słowami, byciem, tymi pieprzonymi oczami. Wyglądasz jak
łowca chcący rzucić się na ofiarę.
–
Boisz się mnie? – Kątem oka Alessio widział wgapione w nich pary oczu
zmiennych. Miał ochotę warknąć na nich, aby wszyscy wyszli.
–
Ciebie? Dlaczego miałbym się bać?
–
Może dlatego – wstał i również oparł się o stół. Jego twarz znalazła się bardzo
blisko twarzy Luisa – że przeczuwasz kim dla ciebie jestem. Jesteś mądry i
połączenie faktów zapewnie nie zabrało ci dużo czasu.
–
Pierdol się, Alessio. – Nie potrafił się odsunąć. Chciał mu dać w zęby i wyjść,
ale nie potrafił tego zrobić. Szlag!
–
Może ciebie, śliczny. – Odsunął się na tyle, aby obejść stół powolnym,
drapieżnym krokiem. Nie brał pod uwagę, że sprawy obiorą taki przebieg, ale co
mu tam. Zrobi to na co miał ochotę, a jak jego kochanie go podrapie tym lepiej.
Nie lubił uległości. Jak szedł, zmienni odsuwali mu się z drogi, ale nie
opuszczali kuchni zbyt ciekawi co się wydarzy. Każdy go tu już zdążył poznać i
wiedzieli do czego jest zdolny. Nie ustępował,
nie lękał się jak inni. Walczył o to czego chciał. Zdarzało mu się
wycofywać, ale tylko wtedy kiedy już był pewny, że nic nie będzie w stanie
zrobić. Teraz dopóki miał szansę nie wycofa się.
Obserwował
zbliżającego się do niego Alessia. W domu zrobiło się nad wyraz gorąco.
Podejrzenia zamieniały się na pewność i za cholerę nie chciał tego.
–
Nie zbliżaj się do mnie. – Wyciągnął rękę jakby chcąc zagrodzić mu nią drogę.
Niestety ta została schwytana w dłoń bety. Uścisk był silny, męski i niech to
jasny gwint, ale spodobał mu się. Nie, nie podoba mu się. Nic się nie podoba!
–
Mówisz jedno, ale chcesz czegoś innego. – Opuścił jego rękę wzdłuż ciała Luisa.
Stał teraz tak blisko, że czuł to jaki chłopak jest gorący. Skupił swoje
tęczówki na jego, panikujących. – Boisz się mnie? – powtórzył.
–
W życiu. Puść mnie. – Szarpnął ręką.
–
Nie. Najpierw zrobię to na co mam ochotę i tym samym udowodnię ci kto jest moim
partnerem. – Jego dłoń zawędrowała na kark chłopaka. Tuż pod linią krótko
ostrzyżonych włosów, pomasował to miejsce lekko. Poczuł jak Luis spina się. –
Rozluźnij się, bo ci mięśnie pourywa.
–
Spierdalaj – powiedział. Dłoń paliła go w szyję niczym ogień.
Alessio
pochylił się z zawadiackim uśmiechem. Spojrzał jeszcze raz w oczy Luisa, a
potem na jego usta, te były zaciśnięte. Chętnie rozluźni je swoim językiem.
Zbliżył się jeszcze bardziej i pocałował je lekko. Wycofał się i ponownie po
nie sięgnął, ale teraz mocniej i na dłużej. Chłopak chciał uciec, ale mu na to
nie pozwolił, naciskając na jego szyję, trzymając mocno. Chwycił między wargi
jego wargę i possał ją, a potem wzmocnił pocałunek pogłębiając go, chcąc
zawładnąć Luisem. Owinął ramię wokół talii partnera, przytrzymując go przy
sobie.
Luis
przeklinał w myślach tego mężczyznę. Przeklinał siebie, że jego siła mu się
podoba. Przeklinał bardzo dobry, zbyt ekscytujący pocałunek, którego za nic w
świecie nie chciał. Gorące usta władały jego wargami jakby chcąc się z nimi
stopić. Nie mógł na to pozwolić. Nie odda pocałunku za nic w świecie. Do tego
poznał odpowiedź na swoje pytanie. Kim był partner Alessia? On nim był! Nie
podobało mu się to. Nie chciał go! Nie chciał mężczyzny! Co z tego, że dobrze
całował i zaczęło mu się kręcić od tego w głowie, a opór zaczął niknąć, pocałunek
przecież niema płci. Gdy jednak język bety chciał wsunąć się do jego ust,
poczuł jak adrenalina zaczyna nim władać i wściekłość. Do tego myśl, że wszyscy
ich widzą sprawiła, że uniósł kolano i trafił mężczyznę w krocze tak mocno, że
ten natychmiast go puścił opadłszy na kolana z głośnym jękiem.
–
Nigdy więcej mnie nie dotykaj! – wykrzyczał. Wytarł ostentacyjnie usta ręką i
wybiegł. Gotowało się w nim i jeżeli zaraz się czymś nie zajmie to wybuchnie i
przypierdoli pierwszej osobie, jaka się przy nim pojawi. Nie był partnerem tego
świra! Nigdy nim nie będzie i najlepiej, aby go już nigdy nie ujrzał!
*_* Jesteś boska:) To opowiadanie jest najlepsze ze wszystkich:) Już je kocham po mimo tego że to dopiero początek:)
OdpowiedzUsuńJuż nie moge się doczekać kolejnego rozdziału<3
Pozdrawiam i życze mnóstwa weny<3
Katrin
,,Stare dzieje, a moc uzdrawiania nie zawsze się przydaje. Zresztą sam mówisz, że „prawie”. Jako człowiek już bym nie żył. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem." po ,,mlekiem" powinnien byc myslnik, bo to juz nie Alessio mowi.
OdpowiedzUsuń,,Po tym uderzeniu czuł jak coś by mu w głowie rozsadziło..." dziwne to zdanie. A nie powinno byc ,,jakby coś"?
,,Tak teraz pochodzi w plastrem na głowie,...." przecinek przed ,,teraz"?
,,na jego miejscu bym tu nie wracał, chyba że zostawiłbym coś co byłoby dla mnie ważne." przecinek przed ,,zostawiłbym".
Ba, prezerwatywy to podstawa, i chronia przed niechciana ciaza. Daniel i Martin musza sie z tym pogodzic :D
Cudna reakcja Louisa na pocalunek Allesia! Uwielbiam takie akcje, niech mu nie ulega za szybko, beta chyba za bardzo sie rozkreca - kochanie, ten pocalunek, pff.. Niech spada. Moze Louis go nie kocha? Niech nie pozwala sobie!
Pozdrawiam
Damiann
Dzięki za wypisanie błędów. :)
UsuńBiedny Alessio tak potraktowany. Chociaż mógł mu wcześniej powiedzieć, że jest jego partnerem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Rozdział CUDO
OdpowiedzUsuńAlessio był naprawdę słodki po tych prochach :D
A reakcja Luisa na pocałunek fenomenalna :)
Cóż nie będzie łatwo.
Ale to dobrze.
A Christian znowu w rui !!!
Wszyscy widzę będą bardzo zajęci :D
Weny życzę i
Pozdrawiam
lucynaleg
Byłem zawiedziony ostatnimi opowiadaniami o zmiennych, ale to zaczyna być genialne ;). Mam nadzieję że będzie tylko ciekawiej ^^. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńŻeby ostatnia myśl Luisa czasem nie zachciała się spełnić... Znaczy, chociaż zacząć, bo to byłoby trudne... Ale sam musi się przekonać o tym, że Alessio nie chce źle i fakt.. mieć takiego szalonego partnera to z jednej strony strach, a z drugiej tyle radochy! xD
OdpowiedzUsuńAlessio, ty porywczy głupku xd Za wcześnie na pocałunek (choć nie przeczę, że to było... <3). Jednak reakcja Luisa, przynajmniej ta początkowa, jest obiecująca :D Tuturuu, wyczuwam geja albo bi, tuturuu~
OdpowiedzUsuńŁohoho, Chris ma płodne dni! Będzie ciekawie *w* Ale bym się śmiała, jakby im gumka pękła i znowu by zaszedł xDDD Wyobrażam sobie te wrzaski "To wasza wina! Zabiję was!" przy połowie sfory xD
Weny ci życzę, Luano <3
No no no Luis nieźle daje czasu.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak będzie się to rozwijać zwłaszcza, że Alessio nie umie być cierpliwy.
Czuje, że oboje nieźle się zranią nim dojdzie doczegokolwiek między nimi.
Wszystko to tylko domysły, ale na pewno mnie nie zawiedziesz.
W końcu do tej pory udaje ci się doskonale przyprawiac mnie o dreszcze.
Ale ta reakcja Luisa była trochę brutalna ale z drugiej strony biedak jest rozdarty i nie miał jak się zachować.
pozostaje mi czekać na ciąg dalszy i pozdrowić.
No, no, no. Alessio nie marnuje czasu choć myślę, że ten pocałunek trochę za szybko ... ale i tak bomba ;). Opowiadanie - kocham, niecierpliwie czekam na ciąg dalszy i dużo weny życzę. Lecz, he he, Alessio zaklinam cię przystopuj bo go stracisz a ja ci dokopie za beznadziejny koniec. A co tam, wiem że ty kochana i tak świetnie rozegrasz ich "taniec". Na koniec pozdrawiam i znów życzę dużo weny <- tego nigdy za mało :D
OdpowiedzUsuńNie nie i jeszcze raz nie,nie zgadzam się na trójkąty i co tam jeszcze wymyślisz,no cóż moja wyobraźnia zawsze wielbiła twoje obłędne duety, a już dalej nie koniecznie
OdpowiedzUsuńżyczę wiele nawrotów do jakże wspaniałej i dech zapierającej veny dla dwóch!!!!!
Niechcę innej i już
No to opowiadanie to duet. :)
UsuńAle się porobiło.... oby tak dalej...
OdpowiedzUsuńLuanko, u mnie nowy rozdział. No, dodałam go jakiś czas temu. xD
OdpowiedzUsuńU musiało zaboleć, jaki ten Luis okrutny ;)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńzgadzam się z Martinem, że zrobiłabym krzywdę poprzedniemu alfie Allisio, oj będzie się działo w sypialni tej trójki teraz, hahah Allisio nęci swoimi feromonami w nosie Luisa, aby dać mu znać, że jest jego partnerem, jeszcze teraz ten pocałunek, Aliisio raczej teraz na pewno nie zrezygnuje...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Ooo nasz chris ma ruje .. ( to tak ja pk moj kot .. Ma od 2 tygodni) jego partnerzy oaja teraz proiblem .. Bo nie uwolnia sie z sypialni przea najblizsze kilka dni moze tygodni.. Haha.
OdpowiedzUsuńJesli chodzi o tego partnera od Luisa to zapowiada sie odiazdowo..
Moze luis troche orzesadzil z tym kopniakiem . zwazywszy ze to czuly punkt u facetow ( a jeszcze czulszy jesli jest twardy ) musialo to go boleć.. Auu
Ciekawi mnie mina chrisa lub Daniela i wszystkich zgromadzonych przy stole na taki obrut spraw .. Aż zazdroszcze mu tego pocalunku . haha ( nie dobra ja ) ..
Milo mi sie czyta nastepne rozdzialy .. Z chcecia zabiore sie za nastepny ..
Życze weny i do zkbaczenia z nastepny kom .. Od mnie
Pozdrawiam~Shizuo Heiwajima