Do końca pozostały jeszcze dwa rozdziały. :) -------------------------------------------------
Biały smok z
otwartą paszczą zatrzymał się kilka centymetrów nad głową
Tomasa, na którego twarzy malowało się istne przerażenie przed
ukończeniem swego żywota. Bestia spojrzała na Martina.
– Zostaw go. Nie warto zabijać takiego ścierwa. Wróć do mnie.
Chcę znów swojego Christiana – mówił Coleman powoli zbliżając
się do smoka. Jak tylko domyślił się tego, co się stanie od razu
wybiegł z samochodu, a za nim Luis i żołnierz Rady, którzy teraz
wraz z innymi zmiennymi zatrzymali się w drzwiach woląc bardziej
nie rozwścieczyć bestii. – Słyszysz smoczku, chcę mieć z
powrotem Christiana. – Odpiął swoją czarną koszulę i zdjął
ją, by móc okryć nią partnera po zmianie. Tylko wpierw musiał
zmusić smoka do ponownego ukrycia się. Bestia wyszła z niego bez
jego zgody i była wściekła, trudna do opanowania. Gdyby Christian
nie miał partnera, mógłby smoka uspokoić tylko smoczy alfa, a z
tym byłby problem. Nie bał się. Smok obserwował każdy jego ruch,
ale nie zaatakuje go wiedząc, że musi ochraniać Martina, a nie go
krzywdzić.
– Tomas, wycofaj się, ale wolno – szepnął alfa, lecz mężczyzna
nie zareagował na jego słowa. To nie było dobrym znakiem. Jakoś
wsunął się między niego, a smoka. Nie zależało mu na życiu
Tomasa, nie chciał tylko, żeby Christian stał się mordercą.
Wyrzuty sumienia by go zabiły.
– Christian, wracaj do mnie. – Wyciągnął do góry rękę, a
wielkie gadzie ślepia patrzyły to na niego to na dłoń. Dotknął
boku pyska i pogłaskał suchą, miłą w dotyku skórę. – Chcę
mojego partnera. – Smok fuknął na niego ciepłym powietrzem i
schylił łeb domagając się pieszczot.
Luis na to wszystko patrzył jak zaczarowany. To było niczym magia.
Potężna bestia pod dotykiem Martina stawała się łagodnym
stworzeniem. Smok powąchał mężczyznę po twarzy i pozwolił, by
zmienny wilk oparł o niego czoło. Martin coś szeptał do bestii,
uspokajając ją.
Gdybym tego nie widział, nie uwierzyłbym. Pomyślał. Smok
coś zamruczał, a po chwili zamiast niego stał nagi Christian.
Martin zakrył ciało partnera swoją koszulą i wziął młodzieńca
w ramiona. Chłopak trząsł się lekko, ale szybko dochodził do
siebie.
– Spisałeś się – pochwalił go.
– Prawie go zabiłem.
– Twój smok, nie ty.
– To ciągle jestem ja, w jakimś sensie. – Złapał się
kurczowo ramion Martina patrząc jak Tomas zostaje skuty kajdankami i
wyprowadzony. Mężczyzna coś mamrotał pod nosem, że bestia z
piekła przyszła po niego. Nawet nie bronił się, pozwalając
żołnierzom Rady na jego aresztowanie. Wyglądał dziwnie, jakby był
w swoim własnym świecie.
– Już po wszystkim. Nie myśl o tym. Zaraz wracamy do domu. –
Martin pocałował go czule w szyję.
– Proszę – powiedział Luis podając ubrania Christiana, jakie
zebrał z podłogi.
Chris odsunął się od partnera i wziął swoje rzeczy obdarzając
przyjaciela ciepłym wzrokiem. Czując na sobie wzrok obcych, nie
chciał się tutaj ubierać i pokazywać swego ciała. Niby zmienni
podczas przemiany wiele razy widzieli się nago, ale on wolał mieć
trochę prywatności. Poza tym musiał coś sprawdzić.
– Ubiorę się w łazience. Zaraz wrócę. – Owinął się
bardziej koszulą, która sięgała mu do połowy ud i na bosaka
skierował się do łazienki. Otworzył drzwi pewny, że ktoś tam
będzie, ale niewielkie pomieszczenie zastał puste, jednak zapach
perfum świadczył, że w łazience ktoś się jeszcze kilka chwil
temu ukrywał. Nie było możliwości, by ta osoba znalazła kryjówkę
w tak małej łazience, chyba, że jest kameleonem i zlał się z
kawowym kolorem ścian. Jedynie otwarte okno wskazywało, że ktoś
się przez nie wydostał. Wyjrzał na zewnątrz. Wąski gzyms nie
budził w nim zaufania, ale gdyby zagrażało mu niebezpieczeństwo
pewnie sam wyszedłby na zewnątrz i stanął na nim, by przejść w
inne miejsce przy okazji modląc się, aby nie spaść. Rozejrzał
się jeszcze na boki, ale nic nie spostrzegł. W sumie mogło mu się
tylko wydawać, że w czasie rozmowy z Tomasem nie byli sami, a
torebka faktycznie należała do którejś z pracownic klubu.
– Christian, jesteś gotowy? – Martin zapukał do drzwi łazienki.
– Tak, zaraz. – Zamknął okiennice i zaczął się ubierać, by
jak najszybciej wrócić do Daniela i dzieci.
~*~*~
– Kurwa mać! Jak on mógł się tak dać złapać? Jak mógł nie
zapanować nad nerwami? Co za współpracowników sobie wybieram?
Debili wybieram, a nie kogoś, z kim można ubić parę interesów –
przeklinała pod nosem Star posuwając się drobnymi kroczkami wzdłuż
ściany. Nie mogła zostać w tej mikroskopijnej łazience, która
każdego przyprawiłaby o klaustrofobię, inaczej zostałaby nakryta
i jej plany mogłyby ulec zniszczeniu. Spojrzała w dół. Jak
dobrze, że nie ma lęku wysokości. Kilkanaście pięter dzieliło
ją od rozpłaszczenia się na chodniku. Nawet tauren by tego nie
przeżył. – Tak jakby nie mógł mieć biura niżej – psioczyła.
Zła na Tomasa i swoje obecne położenie szukała jakiegoś
otwartego okna, przez które dostałaby się do wnętrza budynku,
uważała przy tym, by nikt jej nie zobaczył. Nawet przechodnie, bo
wezwą policję, że jest samobójca. Przysłanego negocjatora,
zeżarłaby na obiad, tak bardzo rosła w niej wściekłość, a tym
samym determinacja. Dokończy swój plan sama. Nie potrzebuje nikogo!
– Szlag! – W nerwach przestała myśleć o tym gdzie jest i stopa
prawie się jej obsunęła. Już w wyobraźni widziała siebie jak
leci w dół. Była w położeniu nie do pozazdroszczenia.
~*~*~
Justin nie zamierzał wracać do domu dopóki nie zobaczy Christiana.
Razem z Dariem czekali w salonie na niego i Martina. Wyczuwał od
swego partnera zdenerwowanie i nie spuszczał go z oka gotowy w
każdej chwili na uspokojenie jego morderczych zapędów.
– No, co tak patrzysz? – zapytał Dario.
– Nie lubię jak jesteś zły.
– Nie bój się, nic ci nie grozi. Po prostu mam ochotę zabić
Tomasa. Co z niego za beta? – Stanął na środku pokoju i pokręcił
z rezygnacją głową. – Ale jestem dumny z Christiana.
– Na jego miejscu bym tego nie zrobił. Jestem tchórzem. –
Podszedł do Daria i przytulił się. Strasznie tego potrzebował.
– Nie jesteś.
– Christian jest dla mnie jak brat i mam nadzieję, że Tomas za
to, co mu zrobił poniesie karę.
– Powinni go zabić.
– Nie, śmierć byłaby dla niego wybawieniem. Dla kogoś takiego
jak on, zamknięcie jest cięższą karą – powiedział Justin
całując Daria w ramię, a potem stanął na palcach i złożył
pocałunek na jego ustach. Dario objął go mocniej w pasie i
pocałował z głodem, władczo. Justin przymknął powieki mrucząc
z aprobatą na tę jawną dominację partnera, domagając się
więcej. Dario całował go namiętnie, z każdą upływającą
chwilą pogłębiając pocałunek oraz rozbudzając zmysły. Justin
czując jak jego ciało reaguje wysunął na przód swój rozsądek,
by powstrzymać się przed tym, co mogło się stać w salonie.
Odsunął się od tych kuszących go ust na koniec pociągając dolną
wargę ukochanego i lekko cmokając.
– Boisz się, że coś fajnego ci zrobię? – zapytał Dario
pochylając się do jego ucha i trącając je nosem.
– Boję się, że nie zdążylibyśmy, a za chwilę nie będziemy
tu sami. – Poprawił mu koszulę, pod którą nie wiedział, kiedy
zakradły się jego dłonie.
– Nie mów, że nie chciałbyś się teraz ze mną kochać.
– Dario, nie kuś. I nie waż się mówić, co byś mi zrobił. –
Strasznie to na niego działało.
Dario ujął jego twarz w swe obie dłonie i uśmiechnął się
szeroko.
– Dobrze, że cię mam i cieszę się, że jesteś moim partnerem,
a do tego to ty, ten prawdziwy Justin.
Młodszy mężczyzna przechylił głowę i pocałował nadgarstek
partnera, by zaraz objąć się jego rękoma i spojrzeć mu głęboko
w oczy.
– Przy tobie taki jestem. Chciałbym być sobą przy innych. Nie
mówię tu o twoich alfach. Chcę być sobą przy tych wszystkich
zmiennych, ale nie potrafię.
– Nie wszystko naraz. Daj sobie czas. Naprawę mam ochotę zabrać
cię teraz na górę – wypowiedział to zdanie pełnym pożądania
i wibracji głosem, a Justin poczuł jak po jego kręgosłupie
przepływa prąd.
– Uspokój się. Zaraz...
– Zaraz Christian tu będzie – oznajmił Daniel, który wszedł
do salonu. Wolał zawczasu przerwać im tę intymną rozmowę. –
Dzwoniłem również w sprawie Tomasa. Niewiele się od niego
dowiemy. – Podszedł do barku i nalał sobie ze szklanego dzbanka
wody. Wziął szklankę do ręki i dopiero teraz przyjrzał się
parze dwóch zmiennych. – Wy razem wyglądacie cholernie dobrze.
– Idealne połączenie, co? – Dario puścił swemu alfie i
przyjacielowi oczko.
– Tak.
– Ale co z Tomasem? – Dario odwrócił tak Justina, że ten teraz
opierał się o niego plecami, a on położył ręce na jego brzuchu.
– Z Tomasem nie ma kontaktu. Wygląda na to, że oszalał. –
Napił się wody.
– Jak to oszalał? – zapytał Dario.
– Zachowuje się tak jakby widział przed sobą potwora i coś
mamrocze, że ten chce go zjeść.
– Nie wiedziałem, że jestem taki straszny – wtrącił zmienny
smok, który wraz z Martinem nie wiedzieć, kiedy pojawił się w
pomieszczeniu.
– Jesteś najstraszniejszy – powiedział Daniel ściskając go i
wyciągając rękę, by Martin do nich dołączył. Zdążył się
już za nimi stęsknić. I musiał się sam przed sobą przyznać, że
bał się o nich.
– To się mnie bój – dodał Christian.
– Ciebie? Nigdy. – Daniel pocałował jeszcze partnerów zanim
nie uwolnił ich ze swych ramion. – W każdym razie Tomas został
już ukarany. Zamknięcie w świecie swego koszmaru, wieczne zmaganie
z nim jest okrutniejszą karą niż więzienie.
– Bardzo okrutną – powiedział Justin. – To polegało na czymś
innym, ale sam przez pięć lat żyłem w takim świecie.
– Masz silną psychikę, dałeś radę, a Tomas, wielki beta
stracił zmysły w chwili ujrzenia swej śmierci – rzekł
Christian.
– Ja chciałem ją ujrzeć, a nie zamierzała do mnie przyjść.
– I dobrze, inaczej przez całe wieki szukałbym swojej drugiej
części duszy. Teraz cię mam i już nie wypuszczę – oświadczył
Monahan.
– Czy ktoś powiedział, że chcę uciekać? – Justin odwrócił
głowę domagając się pocałunku.
– Jakie to słodkie – zapiszczała Sheoni.
Wszyscy odwrócili głowy w stronę wejścia. Sheoni wraz ze swym
partnerem i synem stali w drzwiach.
– Co tu robicie? – zapytał Justin.
– Jacob chce porozmawiać z twym partnerem, a ja przyszłam w
odwiedziny do Christiana i dzieciaczków.
~*~*~
– To mój brat – zaczął mówić Jacob, kiedy znalazł się sam
na sam z Dariem w gabinecie Martina.
– Alfo, nie zaczynaj z tym, że mam się trzymać od niego z
daleka. Już rozmawialiśmy...
– Nie to miałem na myśli. Nie atakuj mnie.
– Przepraszam. – Dario spuścił wzrok w geście posłuszeństwa.
– Wiem, że Justin powiedział ci o swojej przeszłości, więc nie
czuję się teraz w obowiązku dochować jego tajemnicy. Szukaliśmy
go jak szaleni. – Podszedł do okna i wyjrzał przez nie uchylając
na bok firankę. – Nasz wuj wariował. Justin był jego ulubieńcem,
a od kiedy stracił syna, mój brat stał się dla niego niczym
rodzony syn. Chciał oddać ziemię Mastersonowi, ale nie mógł, bo
i tak nie oddali by nam Justina – przerwał na chwilę i zamyślił
się. Odwrócił się przodem do Daria zawieszając na jego twarzy
wzrok. – Gdy go znaleźliśmy wyglądał jak martwy. Moja pierwsza
myśl, była taka, że straciłem brata. Potem ktoś powiedział, że
on żyje. Justin przeżył tak wiele. Niejeden na jego miejscu
popełniłby samobójstwo, a on wytrwał. Przez pięć lat żył tak
jakby go nie było. Sheoni i ja byliśmy przy nim, wspierając go we
wszystkim. Z początku każdy dzień i noc były katorgą. Wciąż
spał. Gdy spał śniły mu się koszmary. Craig dawał mu leki na
uspokojenie, ale nie bardzo działały. Koszmary ma do dziś, ale w
mniejszym natężeniu niż na początku.
– Przy mnie ich nie ma – wtrącił Dario.
– Bardzo się z tego cieszę. – Jacob uniósł lekko kąciki ust.
– Mijał czas, ale mój brat nigdy nie wrócił do swego starego,
fantastycznego „ja”. Do tego wesołego, czasami zadziornego
chłopaka. Dziś, kiedy was zobaczyłem ujrzałem mego dawnego brata.
Ten łobuzerski błysk w oku, który mówił, że pomimo swej
wrażliwej, uległej i łagodnej natury, potrafi być bardzo
niegrzeczny. Tę pewność, że za ukochaną osobą poszedłby do
piekła i dał radę ją stamtąd wyciągnąć. Kiedy jesteś przy
nim wyzwalasz go z tych więzów strachu i niepewności. Przyznaję,
że jak tu jechałem, miałem ochotę wygłosić ci kolejne kazanie,
byś go nie skrzywdził, bo jak to zrobisz to połamię ci wszystkie
kości.
– Teraz już nie chcesz tego zrobić? – Dario uniósł prawą
brew do góry. Stał z rękoma w kieszeniach i słuchał z lekkim
zafascynowaniem słów Jacoba.
– Już nie. Ujrzenie jego przy tobie i tego jak na niego patrzysz
sprawia, że mam ochotę pobłogosławić wasz związek. Kiedy
ceremonia parowania?
– Daniel miał zawiadomić starszyznę, ale sam wiesz.
– Ja to zrobię. Tym bardziej, że chodzi o mego brata. Na kiedy?
– Nawet na jutro.
– Dobrze. – Zaczął przeszukiwać kieszenie. – Znów
zostawiłem telefon w samochodzie. – Podszedł do Daria i położył
mu rękę na ramieniu. – Cieszę się, że z nim jesteś –
powiedział po czym zostawił Monahana samego, w którego kieszeni
rozdzwoniła się komórka.
– Halo – powiedział do mikrofonu w aparacie, kiedy odebrał.
– Witaj, Dario.
– Kto mówi?
– Pamiętasz swego brata i jego kochankę? Star?
– To ty?
– Nie zdradź się, z kim rozmawiasz, bo twój partner straci
życie.
– Czego chcesz? – syknął.
– Spotkać się. Chciałbyś poznać prawdę o swoim braciszku? –
zapytała.
– Powiedz mi przez telefon. Nie mam zamiaru spotykać się z kimś
twojego pokroju.
– Wolę patrzeć ci wtedy w twarz.
– Nie boisz się, że cię zabiję jak tylko na ciebie spojrzę? –
Wilk w nim zawarczał.
– Nie. Dam sobie radę. Przyjedziesz do mnie inaczej pożegnaj się
ze swym partnerem. Zapiszesz adres?
– Słuchaj suko...
– Zapiszesz?! – zapytała ostro. – Wolę byś nie starał się
go zapamiętać, to dość trudna nazwa jak na ciebie.
– Zabiję cię.
– Chciałbyś. To, co?
– Podaj ten cholerny adres.
Justin stał w drzwiach i słysząc końcówkę rozmowy wzbudziło to
w nim ciekawość. Patrzył jak Dario podchodzi do biurka, bierze
stosik kwadratowych karteczek oraz długopis. Mężczyzna zapisał
coś i odłożył długopis, a wyrwaną kartkę schował do kieszeni
czarnych dżinsów, które idealnie na nim leżały opinając zgrabny
tyłek i długie nogi.
– Zrozumiałem, ale ty zrozum jedno – mówił Dario i odwrócił
się. Wtedy dopiero spostrzegł, że nie jest sam, a Justin zmieszał
się jakby został przyłapanym na czymś nieodpowiednim. –
Porozmawiamy jak się spotkamy – zakończył płasko rozmowę.
– Wybacz chciałem tylko powiedzieć, że jadę do domu. Chcę się
przebrać. Nie chciałem podsłuchiwać, po prostu...
– Justin, nic się nie stało. Nie zachowuj się tak jakbym miał
zaraz cię opierdolić. Muszę się z kimś spotkać, ale nie mogę
ci powiedzieć, o co chodzi – dodał jak Justin już otwierał
usta. – To jest coś, co muszę załatwić sam. Jedź do domu. –
Przyciągnął go do siebie jedną ręką i pocałował w skroń. –
Zobaczymy się później – powiedział. Puścił go i po prostu
wyszedł nawet na niego nie patrząc. Nie chciał go wciągać w tę
sprawę, chociaż jakiś głos w środku podpowiadał mu, że nie
wolno mu przed partnerem ukrywać takich rzeczy, ale go nie
posłuchał.
Justin obejrzał się za nim i nagle poczuł niepokój. Ujrzał Daria
idącego wśród mgły, a po chwili mężczyzna z jego wizji zniknął,
a ta rozwiała się. W porę by ujrzeć swego partnera wychodzącego
z wnętrza domu. Westchnął. Spojrzał na stosik kartek i coś mu
podpowiedziało, by sprawdził to, co odbiło się na tej górnej
karteczce. Pytanie jak mocno Dario dociskał długopis. Nie zamierzał
śledzić Daria. Mężczyzna też miał swoje sprawy i nie będzie
się w nie wtrącał o ile on sam o nich nie powie. Nie mogą też
ciągle spędzać czasu ze sobą wciąż się tuląc jak nastolatki
czy kochając. Chociaż to ostatnie nie byłoby takie złe. O czym on
myśli? Tylko to „zabiję cię” nie dawało mu spokoju.
Zawahał się zanim wziął ołówek, ale zbliżające się kroki
sprawiły, że nie zdążył zamalować nim niebieskiej kartki.
– Justin? – W otwartych drzwiach ukazał się Jacob. – Szukałem
cię.
– Tak? – Wyrwał kartkę i złożył na pół.
– My już jedziemy.
– Też się zbieram. Chciałbym założyć czyste ubranie. –
Rozejrzał się jeszcze po pokoju.
– Szukasz czegoś? – spytał alfa.
– Nie.
– Dzwoniłem do Starszyzny i jutro ktoś przyjedzie dać tobie i
Dario błogosławieństwo, ale...
– Co „ale”? Nie mów, że się nie zgadzasz. To moje życie i
robię, co chcę.
– Uspokój się. Chodziło mi o to, gdzie zamieszkacie. –
Podobało mu się to, że Justin walczyłby o partnera.
– Chciałbym w swoim domu, z wami, lecz Dario jest betą. Nie każę
mu u nas mieszkać i być cywilem. On urodził się betą i nim
zostanie. Teraz jest zawieszony, ale już niedługo wróci do
obowiązków.
– Właśnie o to chodzi, że nasz beta odchodzi. Chętnie wziąłbym
Daria do siebie. Rozmawiałem o tym z Danielem i Martinem. Zostawili
decyzję wam obu.
Justin skinął głową próbując myśleć na spokojnie o
przyszłości i o tym gdzie jest teraz Dario.
~*~*~
Godzinę później przed Dariem automatycznie otworzyła się brama i
wjechał na duży plac przed willą. Zmrużył oczy patrząc na
przepych, jaki otaczał tę posiadłość. Doskonale wiedział, do
kogo wcześniej ona należała. Zanim tu przyjechał to sprawdził to
w internecie, jaki miał w telefonie.
Jak ta suka to wszystko zdobyła? Pomyślał parkując przed
frontowymi drzwiami. Posiedział chwilę w samochodzie jakby dając
sobie jeszcze czas na zawrócenie. Nie wiedział, czego się po niej
spodziewać i wolał już odbyć z nią tę przykrą rozmowę, niż
narażać Justina na niebezpieczeństwo. Gdyby coś stało się jego
partnerowi on by tego nie przeżył. Prędzej zabije ją, niż na to
pozwoli.
Wysiadł z samochodu zabierając ze sobą kluczyki i włączając
alarm. Zanim dotarł do drzwi te się otworzyły i pojawił się w
nich jakiś niski mężczyzna. Ukłonił się i powiedział:
– Dzień dobry. Panienka czeka na pana w salonie.
– Panienka? Taka z niej panienka jak ze mnie król – zamruczał
pod nosem Dario i wszedł do gniazda żmii. Nie interesował się
wystrojem wnętrza tego domostwa. Bardziej interesowało go to, co ta
kobieta chciała mu powiedzieć. Szedł za lokajem usiłując
powstrzymać się przed zabiciem Star. Jej zapach wyczuł zanim
wszedł do salonu. Ten sam, jaki był na jego bracie, a później na
jego szczątkach. Poczuł jak wilk w nim niespokojnie porusza się i
gdyby mógł na grzebiecie zjeżyłaby mu się sierść. Ujrzał ją
stojącą na tle wielkiego widokowego okna, a słońce oświetlało
całą jej postać. Srebrne nitki w długiej do ziemi czarnej,
zwiewnej sukni mieniły się odbijając światło.
– Ubrałaś się na pogrzeb?
– Skąd ten atak, panie Monahan? – Tak, był tutaj. W końcu
dokona tego, nad czym pracowała przez ostatnie miesiące.
– Nie przyszedłem tu wymieniać pozdrowień czy rozmawiać jak
przyjaciel. Zmusiłaś mnie do tego...
– Dobrze wiem, że na tobie nie można niczego wymusić –
przerwała mu. – Zawsze miałeś i masz swoje zdanie. Przywiodła
cię tu ciekawość. – Podeszła do barku. – Napijesz się
czegoś?
– Nie mam zamiaru dać się otruć.
– Ha ha ha. – Roześmiała się. – Chciałam tylko ugościć
swego gościa.
– Ten gość ma ochotę skręcić ci kark. – Stanął w rozkroku
i założył ręce na piersi. Patrzył na nią z nienawiścią.
Zabiła mu brata!
– Ja się napiję.
– Możesz się nawet w tym utopić. Mów, co miałaś powiedzieć.
– Zanim mnie zabijesz? Panie Monahan, za nic nie ma pan kultury.
Może pan usiądzie? – Wskazała dłonią na fotel.
– Dziękuję, ale postoję.
– Szkoda, bo fotel jest wygodny.
– Nie pierdol i gadaj, dlaczego zabiłaś mojego brata!
Star zanim odpowiedziała nalała sobie do szklanki brandy i sięgnęła
po papierośnicę.
– Chciał mnie zostawić. Mnie się nie zostawia dopóki sama na to
nie pozwolę.
– Czyli zmądrzał.
– Cierpiał, że jego kochany braciszek nie akceptuje jego wybranki
lub zobaczył jak pieprzę się z Gabrielem.
– Stonem? – dopytał.
– Innego nie znałam. Na pewno nie chcesz? – Wyciągnęła przed
siebie drinka. Gdy Dario nic nie odpowiedział napiła się i
odstawiła szklankę. Jej ruchy były wolne i pełne gracji. –
Zastałam twojego brata jak zabiera swoje rzeczy. Przez ten czas jak
byłam z nim, trochę ich do mnie naprzywoził. Zwyzywał mnie,
uderzył. Wiesz, nie mogłam pozwolić, by mi robił krzywdę. –
Otworzyła papierośnicę. Dario obserwował każdy jej ruch. –
Chyba trochę się zdenerwowałam.
– Trochę? Rozszarpałaś go, suko!
– Może. Tak, coś takiego się wydarzyło. – Wyjęła papierosa,
a papierośnice położyła na ladzie od barku. – Wiesz jak
krzyczał z bólu? Jaką satysfakcję czułam? Zabiłam go tym. –
Wyciągnęła przed siebie rękę, a jej dłoń w krótkim czasie
przekształciła się w taureńską. – Piękne pazurki prawda? I
nie muszę ich piłować. Tak pięknie wchodziły w jego ciało.
– Zabiję cię! – Dario skoczył ku niej i zanim do niej dotarł
coś ukuło go w szyję. Sięgnął tam wyjmując małą strzałkę.
– Przydatny wynalazek – powiedziała, gdy na nią spojrzał.
Pokazała mu domniemany papieros. – Wygląda jak papieros, prawda?
Można się pomylić. – Przyłożyła go do ust i dmuchnęła. –
Uch, pusty.
– Co ty... – Zdrętwiały mu stopy i nie mógł nimi ruszyć.
Zachwiał się.
– Mówiłam, żebyś usiadł w fotelu. Zaraz upadniesz. Ciesz się,
że nie dałam dużej dawki. Już zacznie cię paraliżować. Zaraz
to przejdzie na łydki, później uda. Szybko stracisz kontrolę nad
swym ciałem. Zanim to się stanie napiszesz liścik do swojego
ukochanego.
– Nic nie napiszę! – Upadł na kolana. – Pieprz się!
– Jaki ty wojowniczy jesteś. Napiszesz, że go zostawiasz i
wyjeżdżasz. Ma cię nie szukać! – Podeszła do niego i chwyciła
za włosy szarpiąc je, ale odskoczyła, gdy próbował ją chwycić.
– Muszę uważać na twoje sprawne rączki. Ale ktoś mi pomoże. –
Zbliżyła się do okna i nacisnęła jeden z wielu przycisków,
które były umieszczone na niewielkiej tablicy. – Mam wielkie
plany, co do ciebie i nikt mi w nich nie przeszkodzi! – krzyknęła.
Do salonu weszło dwóch mężczyzn, na których Dario nie zwrócił
uwagi cały czas próbując wstać i dopaść tę żmiję. Jak mógł
tak dać się zaskoczyć? Podstępna suka!
– Panowie, posadźcie go przy stoliku. Ma coś dla mnie napisać,
zanim narkotyk odbierze mu władzę w łapach.
– Pierdol się! – wrzasnął Dario.
– U was w sforze uczą takiego słownictwa? Nie sądzę. Jak chcesz
by on żył, napiszesz ten list!
Mężczyźni chwycili Daria pod ręce i zaciągnęli na fotel. Tracił
siły i nie mógł z nimi walczyć. Star podała mu kartkę i
długopis.
– Pisz to, co ci podyktuję. I nie martw się. Nie umrzesz.
Jeszcze. Za godzinę to coś, co ci podałam przestanie działać, a
potem się zabawimy. Dla mnie to będzie przyjemne, dla ciebie...
Okaże się.
– Oszalałaś! Dlaczego to robisz?
– Zabiłeś Gabriela Stone'a! Moją jedyną miłość i ja zabiję
ciebie! Panowie zmuście go, by w końcu zaczął pisać!
Dario sam, bez ich
„pomocy” wziął w rękę długopis i zaczął pisać to, co ona
mu podyktowała. Nie podda się tak łatwo. Nie miał zamiaru
umierać, kiedy ma kogoś, kogo chce chronić i kochać.
No nie mogę *.* Najpierw genialna scena w biurze Thomasa. Martin świetnie sobie poradził z poskromieniem smoka Chrisa <3 a potem Dario musi pisać list do Justina i o zgrozo, że go zostawia T.T mam nadzieję, ze Justin nie uwierzy w to i uratują Dario <3 Rany nie wiem jak wytrzymam do następnego wtorku.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i chęci do pisania <3
Pozdrawiam OfeliaRose
Świetny odcinek :)
OdpowiedzUsuńStrasznie budujesz napięcie ale to dobrze.
Mam nadzieje że Dario przeżyje a Justin ukręci łeb Star.
Nie wytrzymam chyba do wtorku na następny odcinek, wcześniej oszaleje :D
Życzę weny i niecierpliwie czekam na next :) ♡
No cholercia znowu przerywasz akcje w najciekawszym momencie :(
OdpowiedzUsuńRozdział Lodzio-Miodzio, po prostu rewelacja:)
Coś mi się wydaje, że do akcji wkroczy jeden wkurzony partner (chodzi mi oczywiście o Justina), bo wierze w niego, że nie da wiary w ten list.
Żal mi trochę że zostały tylko dwa rozdziały, ale z drugiej strony nie mogę się doczekać następnej części.
Napisze jeszcze, że uwielbiam u Ciebie to, że mimo głównej pary piszesz nadal co się dzieje u innych których poznaliśmy wcześniej i których pokochaliśmy. Mam nadzieje, że w następnych tomach nadal będę mogła przeczytać jak się wiedzie reszcie :D
No a skoro już tak się rozpisałam to dodam, że bardzo mnie ucieszyła wiadomość o moim ulubionym doktorku ;) Będę czekać z niecierpliwością:) Wiem, że warto :D
Życzę Weny, weny i jeszcze raz weny !!!
Pozdrawiam
lucynaleg
Nie wiem czemu, ale w ogóle nie wyświetlało mi się "dodaj komentarz", ale dzisiaj jest ok więc korzystam z możliwości :) Dla mnie nie było niespodzianki, że skończyłaś w takim momencie. 99% rozdziałów z różnych opowiadań kończy się właśnie tak więc się przyzwyczaiłam :/ ale to nie znaczy, że mi się nie podoba:) Bardzo dobrze się czyta i za każdym razem czekam na wtorek i tak jest tym razem :):):):) Weny życzę
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Renata
Jak mogłaś przerwać w takim momęcie co ?????
OdpowiedzUsuńTY NIEDOBRA ;(
DUŻO WENY (oby następny rozdział pojawił sie troche szybciej, tak na zakończenie roku może jaki dodatkowy ????)
Lana
,,Naprawę mam ochotę zabrać cię teraz na górę – wypowiedział to zdanie pełnym pożądania i wibracji głosem, a..." ,,naprawdę"
OdpowiedzUsuń,,Poczuł jak wilk w nim niespokojnie porusza się i gdyby mógł na grzebiecie zjeżyłaby mu się sierść." ,,grzebiecie".
Powtarzasz czesto imiona. Dario pocalowal Justina. Justin Daria, Dario podniosl Justina. Cos w tym stylu.
Nie sadzilem, ze ta Star jest taka sprytna! Myslalem, ze Dario od razu sie domysli.
Jestem ciekaw co zrobi Dario. Moze skontaktuje sie telepatycznie z Justinem?
Pozdrawiam
Damiann
Dlaczego po wtorku nie ma znów wtorku? xD
OdpowiedzUsuńAch, podstępna żmija, naprawdę musi mieć wszystko, czego tylko zapragnie.. .no, prócz ukochanego i mam nadzieję - obecnego celu.
Justin i Dario naprawdę kapitalnie do siebie pasuję i chcę wiedzieć, co się stanie ze Star, gdy chłopaki wkroczą do akcji. xD
Czy Ty zawsze musisz przerywać w takim momencie? Mam nadzieję, że Dario zabije Star, a Justin go znajdzie.
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Oczywiście jak zwykle z opóźnieniem.
OdpowiedzUsuńOstatnio nie mam kiedy ale zaczęłam czytać i się wciągnęłam.
Jak zwykle wiesz kiedy zakończyć chyba nie ja jedna muszę to zauważyć.
Na początek scena przemiany Christiana była wspaniała.
Normalnie czułam ciarki na plecach znowu.
Wiesz jak zrobić wrażenie na człowieku.
I oczywiście porwanie Daria.
Wredna Star... tak czułam że ona zrobi coś takiego.
Można się tego spodziewać po wrednej małpie.
Oby nie dopięła swego i mam nadzieję że zostanie uratowany.
Wierzę w niego i że wszystko dobrze sie potocyz.
czekam z napięciem na kolejny rozdział.
pozdrawiam mocno
Hej :)
OdpowiedzUsuńChoć nigdy nie zostawiam po sobie komentarzy, to czytam każdy twój rozdział :)
Jak zwykle rozdział cudowny :* Szkoda, że niedługo "Potęga miłości" dobiegnie końca :( Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :3
Życzę duuużo weny<3
~Genuine
Witam,
OdpowiedzUsuńDario nie powinien ukrywać tej rozmowy ani przed ukochanym, ani przed swoimi alfami... Jeckob zaakceptował Daria jako partnera swojego brata bo zauważył, ze jego brat jest teraz szczęśliwy z Dario... bardzo trudna decyzja czy Dario ma odejść do tej drugiej sfory jako beta zwłaszcza teraz jak Thomas okazał się zdrajcą...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia