17 grudnia 2013

Jedwabny szal - Rozdział 1

Mam tremę. Zazwyczaj mam wrzucając coś nowego, ale tutaj szczególnie ona się objawia. Daję Wam pierwszy rozdział mojego kolejnego tworu i czekam na szczere opinie. 

Rozdział jest niebetowany. Nie mam bety. Sama nie wiem czy chcę ją mieć. Musiałby być to ktoś kto by miał czas, bardzo się sprężał  i był w stanie szybko i dobrze poprawiać rozdziały. No, nie wiem. N razie chyba po prostu będę Wam dawać rozdziały takie jakie mam.

Jeszcze jedna sprawa. Nie wiem jak będzie za tydzień. Wyjeżdżam gdzieś, gdzie raczej Internetu nie będę miała, a na pewno nie będę mieć komputera, więc na jedno wychodzi. Wyjeżdżam w poniedziałek i chyba zrobię tak, że wyjątkowo dodam rozdział w niedzielę. Nie będę bawić się w automatyczne dodawanie, gdyż to u mnie się nie sprawdziło lub źle to robię. Zaś trzeci rozdział powinien być już dodany normalnie czyli 31 grudnia. Do tej pory powinnam do domu wrócić. 

Dziękuję wszystkim za komentarze pod prologiem. :*

Zapraszam na rozdział.

---------------------------------------------

Do gabinetu wszedł wysoki człowiek i usiadł naprzeciw przystojnego mężczyzny zakładając nogę na nogę. Obserwował go chwilę zanim powiedział:
– Najwyższy czas byś oznaczył swojego partnera. Jego sfora na to czeka i zaczyna się niecierpli­wić.
Daniel uniósł wzrok na przybyłego. Przyjaciel coraz bardziej naciskał na zawiązanie stałej więzi pomiędzy nim i Martinem.
– Wiesz, że nie jesteśmy całością.
– Przestań pieprzyć o trój więzi. Szukasz od lat waszego partnera i nic z tego.
– Wiem, że do pełni zatwierdzenia naszego związku potrzebny jest trzeci partner. Czuję to. U zmiennych zdarza się to dość rzadko, ale nie jest niemożliwe. – Patrzył na niego władczo, inaczej niż zwykle.
– A tymczasem będziesz odpychał swojego... – Dario Monahan umilkł i odwrócił wzrok, kiedy jego alfa użył swej mocy. Teraz nie był jego przyjacielem, był betą, który musi okazać pokorę wo­bec swego przywódcy.
– Możesz iść.
– Dobrze, mój alfo. – Dario mógł już tylko zostawić swojego przyjaciela samego.

Daniel wiedział, że powinien zakończyć ceremonię oznaczenia z Martinem Coleman. Alfą sfory z północnej części miasta. Jego niezdecydowanie może doprowadzić do bratobójczych wilczych walk. Zwlekając nie okazywał szacunku wybranemu partnerowi, a także jego sforze. Lecz on wie­rzył, że tylko w obecności trzeciego partnera ceremonia dopełni się. Mógł kochać się z Martinem, ale ugryzie go, co pozostawi jego znak na nim, dopiero odpowiedniej nocy.

* * *

Zmienił bieg na najwyższy i pędził pustymi ulicami, najszybciej jak się da. Potrzebował rozmo­wy z Danielem i może wybije mu z głowy te brednie o trój więzi. On nie wyczuwał, że do ich dwój­ki potrzebują jeszcze kogoś. Dobra, raz miał sen, że nie jest tylko z Danielem, ale uznał to za senną sugestię po tym jak nasłuchał się przeczuć partnera.
Zwolnił już z daleka widząc siedzibę wilczej sfory Alston. Zatrzymał się z dala od budynku chcąc się uspokoić. Ciągnęło go do partnera, chciał z nim być i połączyć w siłę dwa potężne wilcze rody. Przeczesał prawą ręką, którą miał pokrytą tatuażami, swoje długie ciemnobrązowe włosy, sięgające do ramion, i przećwiczył w myślach rozmowę, jaką zamierzał przeprowadzić. Nie będzie błagał partnera o zatwierdzenie go, pomimo że czuje się odrzucony, ale postara się w jakiś sposób przeko­nać Daniela, nie umniejszając przy tym swojej i jego dumy. Zapalił silnik.
Po kilku minutach wszedł do budynku witany przez ochronę. Jego sfora zajmowała się prowa­dzeniem klubów nocnych podczas, gdy Alstonowie, a byli przywódcami od wieków, związali inte­resy z nieruchomościami.
– Witamy, alfo Coleman. – Beta sfory Alston powitał go ulegle i wskazał pokój, w którym obecnie przebywał Daniel.
– Dobrze cię widzieć, Dario. – Poklepał wyższego mężczyznę po ramieniu i skierował kroki ku gabinetowi swojego partnera. Wszedł bez pukania. Gdyby Daniel miał spotkanie powiedziano by mu o tym i zachowałby należytą formę. – Czy ty kiedyś zostawisz te papiery i zajmiesz się wyższymi sprawami.
Daniel uśmiechnął się widząc go. Podszedł do ukochanego, jaki wybrał mu los, ale i serce. Zmienni czy to wil­ki, smoki, koty lub inne gatunki wierzyli, że każdy z nich ma przeznaczonego partnera, z którym po­łączenie się stworzy jedność. Gdy spotykali kogoś takiego, nie tylko ciało wiedziało, że to jest ta właściwa osoba. Dusza, serce i rozum też krzyczał, iż to ten jedyny lub ta jedyna. Nie ważna była płeć, ważniejsza okazywała się więź. Mogli ją odrzucić, ale dlaczego mieli to robić, kiedy kochali od pierwszego spojrzenia, zapachu. Więź nigdy się nie myliła. Gorzej jak ktoś już kochał inną oso­bę, ale wtedy sprawa była rozwiązywana pomiędzy danymi osobnikami. Zresztą nie było nic silniejszego, trwalszego niż związek dusz, dlatego inni musieli się usunąć pozwalając połączyć się dwóm połówkom.
– To są ważne sprawy. Kupuję dodatkowe ziemie na zachodzie. Wyobraź sobie lasy, niezmierzo­ne przestrzenie i miejsce dla naszej sfory. – Objął Martina w pasie i pocałował lekko.
– Naszej? Czyż to oznacza, że zdecydowałeś się wreszcie mnie oznaczyć?
W czasie seksu, zwanego czasem pokryciem, partner oznaczał, a mianowicie gryzł swego ko­chanka i wczepiał w niego esencję przynależności. Od tego momentu żaden zmienny nie miał pra­wa zbliżyć się cieleśnie i uczuciowo do zajętego mężczyzny czy kobiety. Z daleka czy bliska miesz­kanka zapachów partnerskich zostawała wyczuwalna przez każdego osobnika. Po oznaczeniu, która często przybierała miano zatwierdzenia u smoków i wampirów, następowały zaślubiny, w czasie których obecna była starszyzna i to, kiedy świeżo poślubieni nie mogli podjąć decyzji, ona decydo­wała czy, jak było w ich przypadku, młodszy alfa odejdzie do grupy drugiego alfy, który jest o wiele potężniejszy, czy też dwie sfory połączą się w jedną. Ale oni tego problemu nie mieli, ponie­waż zdecydowali połączyć swe grupy, a starszyzna się na to zgodziła. Obie nie były duże i jako jed­ność staną się bardzo silni.
Daniel patrzył z uwielbieniem na swego partnera. Martin go już dawno oznaczył, jako swojego, a on czekał.
– Danielu, dwa lata to dobry okres na podjęcie decyzji. Nie chcesz chyba czekać tylu kolejnych. Kiedy sprowadziłem się tutaj ze swoją sforą, nawet nie brałem pod uwagę związania się z kimś. I wtedy zobaczyłem ciebie.
– Kupowałeś ode mnie budynek, w którym teraz masz swoje miejsce.
– Od razu wiedziałem, że to ty. – Trącił nosem jego nos, a po chwili potarł policzkiem o nie­ogolony policzek mężczyzny. – Moje ciało wołało do ciebie. Zapach nęcił. Byłem tak twardy. – Wsunął ręce pod koszulę partnera. – Lecz musiałem trzymać się dzielnie. Inaczej wylądowalibyśmy na biurku, pieprząc się na oczach innych.
Daniel zachłysnął się słowami kochanka i jego zapachem. Znów w powietrzu dały się unosić ich feromony. To one najpierw kierowały partnerów do siebie.
– Nie byłem w lepszym stanie. Mój umysł, mój wilk wołały: „Partner, partner”. Szok i podniecenie z pew­nością były u mnie widoczne. – Złożył pocałunek na jego szyi.
– Och, były. Danielu kochaj się ze mną i oznacz. – Miał nie błagać, ale w jego ramionach rozta­piał się, przestawał myśleć, stawał się jednym wielkim drżącym pragnieniem.
– Nie wierzysz mi, ale mamy jeszcze jednego partnera. Chcę dopełnić naszego przeznaczenia przy nim, tak jak zrobię to z nim przy tobie. – Ujął jego twarz w swoje dłonie. – Wierz mi Martin, będę się z tobą kochał, nawet teraz, ale zresztą musimy poczekać.
– Inne sfory się denerwują. Wyśmiewają się. Boję się, że nastąpi rozłam...
– Nie stanie się tak. Boją się mnie. Poza tym ty jesteś także potężnym alfą, moim alfą, tak jak ja twoim. Już jesteśmy razem i nikt nie sprzeciwi się nam. Zresztą mamy jeszcze rok do ostatecz­nych rozwiązań.
– Zazwyczaj inni decydują się na więź w ciągu tygodnia. Mój beta denerwuje się.
– Twój beta troszczy się o ciebie, kochany. – Pocałował go wpierw ocierając ich usta o siebie, po chwili pogłębiając zbliżenie. – Nie na darmo nim jest. Chcę się z tobą kochać – wyszeptał Da­niel owiewając usta partnera gorącym oddechem, przez który Martin zadrżał.
– Zawsze i wszędzie. – Docisnął swoje krocze do jego. Od dłuższej chwili był już twardy. Zresz­tą więź partnerska miała to do siebie, że niezaspokojona oznaczeniem sprawiała, że partnerzy pra­gnęli jeden drugiego nieustannie będąc blisko siebie.
Martin odsłonił szyję pozwalając, by kochanek pieścił ją językiem. Sam sięgnął do jego koszuli, niecierpliwie rozpinając guziki, a gdy te mu się opierały rozerwał materiał, tak bardzo był spragnio­ny skóry swojego mężczyzny.
– Alfo, mamy problem. – Jeden z ochroniarzy Daniela wpadł do gabinetu i zaraz tego pożałował.
Daniel odwrócił się do przybyłego warcząc.
– Zapomniałeś jak się puka, Adamie?
– Przepraszam, nie wiedziałem, że nie jesteś sam. – Przybyły odwrócił wzrok.
– Co jest takie pilne, aby mi przeszkadzać?! – Z żalem pozostawił swego rozpalonego kochanka. Zdjął koszulę i wrzucił do kosza na śmieci. Widział kątem oka jak Martin poprawia ubranie.
– Przyszła ta gnida, Bitrejd ma złe wiadomości. W mieście coś się dzieje.
Alston zrozumiał, że to sprawy części życia o jakiej przeciętni ludzie nie wiedzą, ponieważ nie wielu jest dane poznać świat zmiennych. Najczęściej wiedzą ci, którzy byli członkami rodziny osób z jakimi zmienni odkryli więź. Podszedł do Martina z przepraszającą miną.
– Wiem, wiem, ale nie zamierzam cię zostawiać – oznajmił Coleman. Całe szczęście podniece­nie opadło, ale zapach partnera nadal go przyjemnie podrażniał. – Twoje sprawy są moimi sprawa­mi. Znam Bitrejda, jak własną kieszeń. Nie dam się nabrać na jego sztuczki. Nie słyszałem, by były jakieś problemy, chociaż to on pałęta się po ciemnych stronach ulicznego życia, nie ja.
Daniel z ochotą przyjął propozycję kochanka, wszak byli razem, mimo że on odsuwał termin zatwierdzenia ich partnerstwa, a tym samym ślubu.

* * *

W mieście faktycznie coś się działo z czego obaj przywódcy nie byli zadowoleni. Martin i Daniel słu­chając Cola Bitrejda zastanawiali się dlaczego ktoś przetrząsa całe miasto w poszukiwaniu jednej osoby. Przecież jeżeli ten ktoś chciał zniknąć, to z pewnością znalazł sposób, żeby go nie odnalezio­no.
– Co jeszcze wiesz? – zapytał Daniel.
– Jeszcze? Wiem bardzo dużo, szefuńciu. Stone, ten od domów publicznych, jest zdecydowany zapła­cić milion dolarów za tego kogoś. Poruszy niebo i ziemię, a w tym może i wam przeszkodzić w spokojnym życiu. Stone to nie człowiek, a jego szaleństwo spowoduje znaczną uwagę ludzi. Pamię­tajcie, że tylko nieliczni o nas wiedzą.
Daniel wstał ze swego miejsca i podszedł do okna. Odsunął zasłonę i ujrzał światła miasta, które zaczynało swe nocne życie. Nie zamierzał zwracać na siebie uwagi ludzi. Zresztą nie tylko oni w mieście żyli. Wampiry, elfy, smoki i inne nacje tutaj miały swój dom. Żyli u boku ludzi, schowani w cieniu, jak wilki, nigdy nie odkryci, a teraz...
– Ten przeklęty Tauren zawsze był problemem – odezwał się Martin stając blisko partnera. – Już dawno Rada powinna go była usunąć z miasta.
Rada była zlepkiem przedstawicieli różnych ras. Ona miała kontrolę nad tym co się działo i de­cydowała o dalszych czynach zmiennych, jeżeli nie przestrzegali danego prawa. Natomiast nad każ­dą z ras była jeszcze Starszyzna, złożona z członków rasy od której oni sami pochodzili. I podlegała Radzie. Zazwyczaj nie wtrącali się w życie zmiennych i dawano szaraczkom wolną rękę, ale były przypad­ki, gdzie Rada powinna ingerować, a tego nie robiła.
– Nie było powodów, aby działali – mruknął Daniel.
– Wiem, że Stone traktuje swoje dziwki źle. Ma tam mieszańców, zmiennych i... ludzi. To już jest nie­bezpieczne. – Martin nie spuszczał wzroku z kochanka.
– Wiem, Alfo, że ludziom czyszczą pamięć – wtrącił Bitrejd.
– Kilka razy tak się pobawią i jest ciało bez woli mózgu. – W pokoju rozległ się głos Dario.
– Niemniej Rada woli nie mieć na pieńku ze Stonem. Wiem o tym. Ani oni nic nie mogą zrobić ani my – powiedział Daniel. – Pozostaje nam wierzyć, że ten przeklęty Tauren ma jeszcze trochę zdrowego rozsądku i nie zdradzi się ludziom.
– Trzeba liczyć, na jego podwładnych, wszak na pewno nie chcą się ujawnić. – Martin położył rękę na ramieniu partnera. – Wrócę do siebie. Każę swoim wilkom mieć oczy otwarte. Gdy w klu­bach pojawią się Taureny i zechcą mieszać, zostaną powstrzymani. Mamy jeszcze władzę nad nimi.
Zmienne wilki od zawsze były wyżej w piramidzie gatunkowej. Taureny, to potężne istoty. Po zmianie na swą rasę bardzo podobni do byków, ale mające wielkie łapy z ostrymi pazurami i nogi o trzech palcach. Niemniej w daw­nych czasach byli niżej od wilków, wampirów i smoków, więc do dziś nic się nie zmieniło. Nie wielkość osobnika miała tu znaczenie.
Daniel odwrócił się do zebranych i kazał wyjść swoim ludziom oraz Bitrejdowi. Oczywiście beta Monahan miał zapłacić informatorowi za informacje. Kiedy już zostali sami spojrzał na part­nera.
– Niech twoja sfora uważa. W twoich klubach przebywają również ludzie. Nie chciałbym, aby jakiś pijany Tauren wypytujący o osobę, której szukają, nagle w nerwach zmienił się i skoczył do gardła powstrzymującego go wilka. Robiąc jemu krzywdę i zdradzając nas.
– Dadzą sobie radę. Przyznam, że jestem bardzo ciekaw kogo szukają i dlaczego.
– Podejrzewam, że Stoneowi wywinął się z łap ktoś ważny. O ile się da, stójmy z boku i nie wtrącajmy się za wiele. – Objął kochanka i oparł ich czoła o siebie. – Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym mieć cię dzisiaj w nocy w łóżku.
– Tak samo jak ja ciebie. – A miał nadzieję, że wieczór spędzą inaczej i zdoła zrobić coś, by na­kłonić Daniela do zatwierdzenia go. – Zadzwonię do swojego bety i powiem, że wracam. Wolę resztę informacji przekazać mu osobiście. Zobaczymy się jutro.
– Nie mogę. Wyjeżdżam. Interesy – dodał widząc pytającą minę. – Pojedź ze mną. W sumie to jadę do miejsca, które ma być nasze i sfory. Na wieś. Mam dopełnić transakcję z kupnem ziemi i podpisać umowę. Zobaczysz dom jaki będzie należał do watahy.

* * *

Było mu zimno, marzł tak bardzo, że jego całe ciało trzęsło się. Potrzebował ciepła, które roz­grzałoby jego mięśnie i kości. Był ciepłolubnym stworzeniem, a przyszło mu spędzać noc w piwni­cy jakiegoś domu. Miał ochotę płakać. Odkąd dwa tygodnie temu musiał uciekać z domu, a niedaw­no od przyjaciół, aby nie zrobiono im krzywdy, nie znalazł dobrego schronienia. Nawet nie wiedział gdzie jest. Wczoraj wsiadł do jakiejś ciężarówki kryjąc się za meblami i długo jechał. Opuścił ją gdy ta zatrzymała się na pustkowiu, kiedy kierowca wysiadł za potrzebą. Został sam w szczerym polu i zaczął iść, aż trafił tutaj. Do jakiegoś domu. Drzwi do piwnicy były otwarte, bał się wejść, ale niebo zwiastowało burzę, więc wolał dodatkowo nie zmoknąć.
Kolejny grom uderzył, gdzieś blisko, a Christian skulił się i pisną ze strachu. Na zewnątrz pogo­da szalała niosąc dodatkowy chłód. Tak bardzo chciał, by nastał dzień i wyszło słońce, żeby go ogrzać. I zjadłby coś. Jego żołądek szalał z głodu, ale nie było to tak straszne jak wszędobylskie zimno. Jedynym okryciem był ukochany szal. Jedyna rzecz, którą miał po matce. Tylko to zabrał z domu, zapominając o innych rzeczach. Szal był niebieski, z ręcznie malowanymi jesiennymi liśćmi i delikatnymi wzorami. Dzieło jego ukochanej mamy. Zacisnął pięść na materiale tak cienkim, że nie mógł mu dać ciepła i się rozpłakał. Czym zasłużył na taki los? Dlaczego ojciec go nie kochał i chciał sprzedać jakby był rzeczą? Wszystko przez to, że był dziwakiem, pół człowiekiem pół zmiennym ze szcze­gólną wadą pochodzącą od swojej rasy.
Zwinął się w kłębek na betonowej podłodze wylewając łzy i marząc o odrobinie ciepła. Był w połowie diamentowym smokiem, potrzebował się ogrzać, a na to nie było nadziei. Mógł tylko pła­kać i czekać na to co przyniesie przyszłość. Z tego co się domyślał, niezbyt dobra przyszłość.

* * *

Jackob po ogarnięciu zagród dla koni umył ręce w zlewie za co dostał kolejną reprymendę od żony, ślicznej rudowłosej kobiety. Kochał ją i ich jeszcze nienarodzone dziecko. Sheoni była od nie­go dużo młodsza, ale gdy spotkał swoją partnerkę wiedział, że nie pozwoli jej odejść. Kobieta była zmienną panterą, która nie zamierzała związać się z wilkiem i do tego przywódcą sfory Lang­ston, ale miłość i pragnienie tego mężczyzny zwyciężyły.
Nalał sobie jeszcze z dzbanka kawy i usiadł przy stole.
– Justin jeszcze nie wstał? – zapytał.
– Wstał, ale wybrał się na spacer. – Pogładziła się po wydatnym już brzuchu. Z trudem zaszła w ciążę i teraz zarówno ona jak i jej mąż bardzo uważali na dziecko. – Martwię się o niego.
– Ja też, ale mój brat nie chce dać sobie pomóc. – Nałożył na talerz wędliny.
– Nie wiem co bym zrobiła w jego sytuacji. – Położyła dłoń na dłoni męża. Ten uścisnął ją i od­wzajemnił ciepły uśmiech.
– Nie myśl o tym. Justin znajdzie swego partnera, on mu pomoże.
Kobieta westchnęła i zmieniła temat:
– Idziesz dziś na rancho naszych nowych sąsiadów?
– Tak. Chcę wszystko posprawdzać. Mam gotową umowę. – Pochłonął w szybkim tempie to co nałożył sobie na talerz.
– Cieszę się, że będziemy mieć inną sforę w pobliżu. Ciężko żyć na pustkowiu, mimo że przez nasz dom przewija się wielu zmiennych. Mam nadzieję, że nie będzie walk o terytorium.
– Kochanie, mamy wystarczająco ziem, jak i oni, żebyśmy nie wchodzili sobie w drogę, a za­wsze byli sobie pomocni. – Wstał i pocałował ją lekko. – Kelly z tobą zostaje, a ja zabieram się do pracy. Jak wróci Justin zawiadom go gdzie jestem.
Jeszcze raz się z nią pożegnał i gdy już siedział w jeepie cherokee zapalił silnik, żeby przejechać pięciomilowy odcinek drogi. Dom w którym miała zamieszkać sfora Alston należał dawniej do jego wuja wraz z okolicznymi ziemiami, ale odkąd zmienny wilk nie żył, ciężko było utrzymać dwie wielkie posiadłości i okoliczne domy, w których mieszkali. On przejął po wuju rządy w sforze, więc zdecydował się zająć wschodnie ziemie, te zachodnie wystawiając na sprzedaż. Dokładnie spraw­dził kupca, kiedy taki się znalazł. I wiedział, że Daniel Alston był porządnym wilkiem, a jego part­nerem stał się alfa innej sfory. Wiedział, że Daniel szuka domu dla obu rodzin, a to miejsce było idealne. W głównym domu mieszkali najbliżsi alfy, a w tych mniejszych pozostali. Ewentualnie można było dobudować nowe zabudowania, miejsca było wiele, gdyby samotni zmienni spotkali swoich partnerów lub partnerki i zechcieli założyć rodziny.
Już z daleka zamajaczyła wielka budowla wraz z zagrodami, umożliwiającymi hodowlę koni lub bydła. Wszystko w tej chwili było opuszczone, ale jak dziś podpisze ostatnie dokumenty już niedługo to miejsce będzie pełne wyjątkowych ludzi. Wjechał przez wielką bramę i zakodował sobie, żeby zrugać swoje wilki, które tu wczoraj pracowały za to, że jej nie zamknęły. Długi przejazd przez aleję klonów, potem obok zagród i mógł wjechać na parking przez willą.
Ludzie nie interesowali się tym miejscem, głównie z tego powodu, że burmistrz miasteczka są­siadującego z obiema posiadłościami wiedział o ich istnieniu, od czasu, kiedy jego wuj uratował mu życie. Obcy byli trzymani z dala od tego miejsca, chyba, że były targi lub jarmarki, gdzie Langsto­nowie wystawiali na sprzedaż swoje konie.
Wysiadł z auta i przeszedł w stronę domu, wtedy doleciał go nowy, nieznany mu zapach. Wilki miały o wiele lepszy słuch, węch, i wzrok, więc nietrudno mu było określić, że gdzieś tutaj przeby­wa człowiek. Chociaż nie do końca nim był. Czyste, poranne powietrze, zawsze tutaj takie było po burzy, tylko wzmocniło odczuwanie tego zapachu. Przesunął wzrokiem po wszystkim dookoła. Każde drzwi wyglądały na solidnie zamknięte, ale dla pewności wszedł po schodach i nacisnął klamkę u wejścia głównego domu. I tam zapach stał się silniejszy. Poruszył płatkami nosa wciągając go i ruszył w stronę, gdzie kierowały go zapachowe smugi. Aż się dziwił, że ten ktoś tak mocno pachnie. Jakby... jakby był w okresie płodnym, a ciało przywoływało partnera. Kobieta? Tutaj? Przeszedł na drugi bok domu, a tam były drzwi do piwnicy często wykorzystywanej przez wuja na wino. Jedno wyjście było z dworu, drugie z domu. Nacisnął klamkę i drzwi się otworzyły, a zapach uderzył go w nozdrza z całej siły. Wyciągnął rękę do pstryczka, by zapalić światło, chociaż zdol­ność widzenia w ciemnościach nie zmuszała go do tego, a gdy już ono zapłonęło, zszedł na dół po wąskich stopniach. Od razu poczuł chłód na nagich ramionach, a miał na sobie, poza krótkimi spodniami, tylko bezrękawnik, wiedząc, że na dworze po porannym chłodzie będzie ciepło. Zresztą temperatura jego ciała była wyższa niż u normalnego człowieka, więc grzał czasami jak piec.
– Jest tu ktoś?

* * *

Daniel roześmiał się prowadząc pewnie samochód. Obok niego Martin opowiadał mu historyjki z klubu, których był świadkiem. Obaj nie chcieli myśleć o tym co dzieje się w mieście. Faktycznie potwierdziły się informacje, jakie przekazał Bitrejd. Stone szalał, jakby stracił kogoś ważnego. Co ich bardzo zaciekawiło, gdyż nie zawracałby sobie głowy gdyby od niego uciekła zwykła dziwka. Ten ktoś był dla niego cenny.
– Nie pomyślałbym, że twój beta jest zdolny do takich poświęceń.
– Jest. – Martin popatrzył na swojego partnera. – Jesteś pewny, że chcesz wynieść się z miasta? A co z naszą pracą?
– To tylko dwadzieścia mil. W mieście nie możemy żyć spokojnie. Nie jest nas wielu, ciągle musimy uważać na każdy gest, słowo, by nie wydać się przed ludźmi.
– Przecież nie wszyscy ludzie są źli. Niektórzy o nas wiedzą i nas akceptują.
– Niektórzy, kochany. – Pogłaskał go po udzie, ale zaraz ponownie położył rękę na kierownicy. – Niestety wielu jest takich, którzy zaczęliby robić na nas polowania, podsycając morderstwa myśle­niem o nas jak o wybrykach natury. I usprawiedliwiając wszystko ratowaniem gatunku ludzkiego przez nami. Gdyby ludzie dowiedzieli się, że wampiry naprawdę istnieją wpadliby w panikę. Lepiej jest jak żyjemy w cieniu ludzi i nasza prawdziwa natura nie jest wystawiona na ogólny widok.
– Nasze życie i tak nie jest łatwe. Co dwadzieścia lat musimy się przenosić w różne rejony kraju, cza­sem świata, gdyż nie starzejemy się tak jak oni. I dziwnym widokiem byłoby widzieć ciebie, który wygląda jak teraz, a kończy już pięćdziesiąt lat.
– Zawsze mógłbym powiedzieć, że odkryłem źródło młodości – odparł Daniel.
– I podzieliłeś się nim ze mną.
– Z tobą, kochany zawsze. Wszystko dla ciebie.
Gdybyś jeszcze zechciał się ze mną sparować tak jak trzeba. Pomyślał Martin.
– Daleko jeszcze?
– Kilka mil – odpowiedział Alston.

* * *

Bał się. Gdy usłyszał głos samochodu, wiedział, że zaspał. Miał się wynieść z tej piwnicy wcze­śnie rano, a tymczasem nadal tu jest i ktoś go odkrył. Jego ciało teraz trzęsło się ze strachu. Pod­niósł się z zimnej posadzki i przemknął za półki, na których składowano wino. Odgłos otwieranych drzwi, a potem światło, które poraziło jego oczy zwiastował, że ktoś tu idzie.
– Jest tu ktoś?
Odkryją mnie. Złapią i oddadzą Stoneowi. Myślał panicznie Christian. Nie mógł tu zostać. Musiał uciec. Tylko zmarznięte kończyny led­wie go słuchały, więc nie miał jak biec. Zadrżał, kiedy ujrzał cień, a potem rosłego mężczyznę. Ten go jeszcze nie widział, ale on miał na niego dobry widok zza półki. To był dojrzały mężczyzna gład­ko ogolony, z szerokimi brwiami i krótkimi włosami zaczesanymi do tyłu. A jego oczy przeszukiwały pomieszczenie.
– Wiem, że tu jesteś. Pokaż się, a nie zrobię ci nic złego – powiedział Jackob. Czuł obecność tej osoby. I odwrócił się w stronę półek.
Christian pisnął i odskoczył od regału, a ten się zachybotał, ale ustał. Chłopak przeszedł na dru­gą stronę stąpając po cichu, mając w celu swego wzroku zarówno obcego jak i schody, które były je­dyną drogą ucieczki. Jak miał stąd uciec? Nie podda się bez walki. Wziął głęboki oddech i wysko­czył zza półki w celu przebiegnięcia ku schodom, ale mężczyzna był szybszy i zanim on zrobił kil­ka bezsilnych kroków, ten skoczył przed niego tak lekko, jakby był piórkiem i złapał za ręką spra­wiając mu ból.
Trzymał mocno lodowatą rękę długowłosej osoby nie zważając na jej krzyk i przyciągnął do sie­bie. Przerażona istota, cała brudna, ze zmierzwionymi włosami, popatrzyła na niego ze łzami w oczach i szepnęła błagalnie.
– Nie rób mi krzywdy.
Niewątpliwie głos należał do chłopaka. I gdy Jacob miał coś powiedzieć, zapytać się kim ten jest, chłopak zrobił się prawie biały i zemdlał wpadając prosto w jego ramiona.
dając prosto w jego ramiona.

35 komentarzy:

  1. To się nazywa piękny początek dnia! ^^ Lu... wiesz kochana że najlepiej bym zaczęła czytać całe te opowiadanie na raz? Wciąga jak reszta! ^^

    Weny i miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, opowiadanie zaczyna się świetnie. Miałaś świetny pomysł z tym opowiadaniem jest w nim ujęte z tego co zauważyłam wszystko to co lubię mianowicie trzech gorących facetów (znów będziemy mieć trójkącik :D uwielbiam trójkąty) świat zmiennych i mpreg :D Już nie mogę się doczekać następnych rozdziałów :). Jestem jak najbardziej za, żeby następny rozdział był w niedzielę, a jak dla mnie to mogą być i 2 razy w tygodniu.
    Pozdrawiam
    M

    OdpowiedzUsuń
  3. Super :D
    Jestem pod wielkim wrazeniem ^^ wlasnie na opowiadanie w tym stylu polowalam juz od jakiegos czasu ;)
    nie przejmuj sie beta, Twoje teksty sa swietne i bez niej :3
    weny i nie boj nic to bedzie hit!!!
    Pozdrawiam MaWi

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczyna się świetnie. Czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow, na początku nie byłam do tego przekonana, ale teraz się mega wciągnęłam. Ciekawe! Czekam na 2 rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  6. Po prostu wspaniale! Chce wiecej, wiecej, wiecej! Zapowiada sie naprawde wspaniale. Bede czekala na kolejne rozdzialy z niecierpliwoscia. Zycze Ci duzo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawie, ciekawie ;)) Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie znowu tak dobry jak ten!
    Mam pytanie, czy będzie jakaś para, w sensie para jako dwóch facetów. Uważam, że trójkąty są gorące, ale jak dla mnie ta relacja ma byt tylko w sferze cielesnej, emocjonalnie jakoś to u mnie już podpada.. Zawsze jedna osoba jest w trójkącie pokrzywdzona. No ale jestem oczywiście ciekawa tego ich trzeciego partnera, żeby nie było - nie krytykuję. Po prostu mam prawo nie wierzyć, że trójkąty mogą dzielić uczucia po równo, etc..
    Maria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie będzie innej pary, tylko trójkąt. Zaręczał, że u mnie chłopcy i w trójkącie poradzą sobie ze sferą emocjonalną. Najważniejsze, by kochać po równo i nie być zazdrosnym. :)

      Usuń
  8. Łaaaadnie ^.^ Najpierw nowe mangusie, nowa książka, teraz nowa notka :D Podoba mi się.... jest... inne XD Jakoś nie przepadam za tą wizją wilków~~ -.- ale jak się podoba całość to cóż poradzić? O.o czekać i czytać~~ :D Świeeeetnie piszesz! Też tak chcem! -.-

    OdpowiedzUsuń
  9. Trochę się gubię, szczerze mówiąc XD a może to dlatego, że dopiero wstałam? Kto wie...
    Wracając. Nie znam tych dat, kiedy co dodajesz, bo zazwyczaj czytam na telefonie, a tutaj nie ma tych bocznych zakładek i gadżetów, a jeśli pisałaś to we wcześniejszych notkach to po prostu nie przeczytałam, więc dla mnie widok nowego rozdziału było miłą niespodzianką. ;D
    Nie potrzebujesz bety, większość z nich to amatorki, a to by Ci tylko zepsuło świetną renomę, jaką sobie do tej pory wypracowałaś. Radzisz sobie bez bety, nawet jeśli zdarzają się błędy. Ale komu one się nie zdarzają (tak, tak, każdemu ta sama śpiewka - powtarzasz się, Saki x.x)?

    Pozdrawiam!

    xoxo
    Sakura

    OdpowiedzUsuń
  10. A kiedy można spodziewać się kolejnego rozdziału? Może jeszcze dziś... :) cuda raczej się nie zdażają więc będę czekać. F

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym przypadku raczej cuda się nie zdarzą. A wyjątkowo zamiast we wtorek rozdział będzie w niedzielę. :)

      Usuń
  11. Mówiłam Ci już, że jesteś genialna?
    To opowiadanie jest cudowne, uwielbiam taki magiczny świat, zwłaszcza kiedy chodzi o wilki czy o smoki <3
    Aż żałuję że to już koniec tego rozdziału, chcę więcej!
    Martin zdecydowanie jest moim ulubieńcem ;3 Dobry trójkąt nie jest zły, a podejrzewam, iż ten będzie wspaniały!

    Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  12. nie przejmuj się brakiem bety, piszesz świetnie a o ewentualnych błędach sami ci powiemy:)

    muszę przyznać że to opowiadanie jest totalnie nie w moim stylu, ale czyta się dobrze, ciekawa jestem co tym razem wymyśliłaś:)

    OdpowiedzUsuń
  13. No i co innego można napisać, jak nie to, że rozdział genialny? :D Opowiadanie idealnie wpadło w moje gusta, a jeszcze szykuje się trójkąt. :p Ciekawe czy 3 osobą dla Martina i Daniela jest właśnie blond włosy smok... ;) Jestem bardzo ciekawa jak wilki zareagują na niespodziewanego gościa. ;) Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział i życzę mnóstwa weny :)) To do niedzieli ^^
    A i w ogóle nie przejmuj się brakiem bety, świetnie sobie radzisz ;* :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja zacznę od kilku błędów, a potem będę chwalić :)

    - „sięgały one ramion” – „sięgające do ramion”
    - „Podszedł do ukochanego, jaki wybrał mu los,a le i serce.” – „los, ale (…)”
    - „Z dala czy bliska mieszkanka zapachów partnerskich” – „ Z daleka (…)”
    - „mój wilk wołały: „Partner, partner” Szok i podniecenie” – kropka przed szok
    - „Przyszła ta gnida, Bitrejd ma złe informacje.” – może raczej ma złe wiadomości? I po Bitreje wstawiłabym „i” . Złe informacje kojarzą mi się raczej z tym, że ktoś był źle o czymś poinformowany, wiec nie należy mu wierzyć.
    - „oba alfy nie byli zadowoleni” – raczej powinno być „obie alfy nie były zadowolone”
    „W sumie to jadę do miejsca, które ma być nasze i naszej sfory. Na wieś. Mam dopełnić transakcję z kupnem ziemi i podpisać umowę. Zobaczysz nasz dom.” – too much reps -.-‘
    - „To ją zabrał z domu, zapominając o innych rzeczach.” – Lepiej by brzmiało „Tylko to zabrał(…)
    - „Był w ołowie Diamentowym smokiem” – „Był w połowie(…)” i skoro już Diamentowym z dużej napisałaś to Smokiem chyba tez powinno być z dużej, tak?
    - „które tu wczoraj pracowały za to, że nie jej zamknęły” – „że jej nie(…)”
    - „Co wiele lat musimy się przenosić” – Co kilka ewentualnie kilkanaście lat
    - „I dziwnym widokiem byłoby widzieć ciebie który kończąc pięćdziesiąt lat nadal wyglądasz jak teraz.” – przed który przecinek i „wygląda” nie „wyglądasz”

    Z bardziej zauważalnych błędów to by było na tyle.

    Pomysł na opowiadanie jest bardzo ciekawy. Jak do tej pory czytałam tylko jednego dobrego mprega i mam nadzieję, że na tym również się nie zawiodę.

    Co do treści to często zdarza Ci się zmieniać szyk zdania, co nieco psuje jego odbiór. Nie wiem czy to było Twoim zamierzeniem, ale w tym tekście się nie sprawdza. W „Połączonych” też to występowało, ale tam jakoś dodawało to tekstowi uroku. Tutaj niestety tak nie jest.

    Jak na razie gubię się w tym fantastycznym świecie, ale to pewnie z racji tego, że to dopiero pierwszy rozdział. Już oczywiście wiem, kto jest dopełnieniem trójkąta. Naprawdę nie trudno było się domyślić. No chyba, że się moja teoria nie sprawdzi. Wtedy się zdziwię.

    Nie znam się na poprawianiu testów i sama jak piszę robię masę błędów, ale mam nadzieje, że mój komentarz trochę pomógł.

    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wypisanie błędów. Jak kto je pokaże to człowiek wtedy sam je widzi. Inaczej wydaje się, że już jest w miarę ok. :)
      "Co do treści to często zdarza Ci się zmieniać szyk zdania"... To w żadnym opowiadaniu nie było i nie jest zamierzone. Tak po prostu piszę. :/

      "oba alfy nie byli zadowoleni" No właśnie, co do tego to wolę chyba zmienić na "obaj mężczyźni" gdyż "obie alfy" wyglądają jakby było to napisane o kobietach.

      Usuń
    2. To może "obaj Alfa"? :)

      Usuń
    3. O ile się nie mylę to już zmieniłam na "obaj przywódcy" czy coś takiego. :)

      Usuń
  15. Oooooo rany X.x boskie. Nie mam zielonego pojęcia jaka moc zsyła na Ciebie te wszystkie pomysły, ale jestem jej niezmiernie wdzięczna.
    Jest tajemniczo, jest romans, jest okrucieństwo, wspaniała fabuła, no brak mi słów i nie jest to zwyczajne zachwycanie się. Ja jestem po prostu wniebowzięta i wdzięczna, że dzielisz się swoją twórczością.
    Czekam na ciąg dalszy, pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  16. No no zapowiada się według mnie naprawdę ciekawie.
    Wilkołaki... mogłam się tego spodziewać.
    No może nie do końca wilkołaki, ale przynajmniej tak myślałam.
    Mi osobiście fantastyka naprawdę się podoba i nie mogę się doczekać na więcej i więcej.
    Widać,, że bardzo się starasz i coraz bardziej nabierasz wprawy.
    Przynajmniej takie jest moje zdanie.
    Resztą się nie przejmuj i rób swoje!
    Coś czuje, że to opowiadanie naprawdę mi się spodoba i właściwie to już mi się podoba.
    Tymczasem pozdrawiam i do usłyszenia.

    OdpowiedzUsuń
  17. JUŻ CZEKAM NA DALSZY CIĄG ,ZAPOWIADA SIĘ SUPER :)

    OdpowiedzUsuń
  18. wooow *.* czy tobie kiedyś się skończą tak genialne pomysły? oby nie, bo twoje opowiadania chcę czytać bez przerwy ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Zawsze zdołasz mnie niebywale zaskoczyć tematyką. Och, nawet nie wiesz, jak jestem Ci wdzięczna za pewną rzecz - spieszę z wyjaśnieniami. W rozdziale pojawiło się wiele wątków - wiadomo, w końcu to początek. Ale! Pojawiły się tez tajemnice, kłopoty, powiązania kilku postaci, a Ty nie budujesz nowych i nowych warstw! Po prostu część już wyjaśniasz, albo ewentualnie nakierowujesz, o co chodzi i aż przyjemnie się czyta, mając świadomość tego, że wszystko jest zrozumiałe.
    Miałam napisać pod prologiem, ale byłam tak zaabsorbowana nagimi, męskimi ciałami, że mi mowę odjęło i w sumie nie wiedziałam, kogo by sobie zapragnąć.. A teraz już wiem. Ja się chętnie zaopiekuję Christianem. ;3

    OdpowiedzUsuń
  20. Jestem bardzo zaskoczona...może tematyką nie aż tak bardzo, bo lubię takie klimaty, tylko tym jak zaczęłaś to opowiadanie rozwijać. Podoba mi się pomysł z poszerzeniem grona głównych bohaterów, jeżeli można to tak ująć;) Ciekawy jest pomysł z diamentowym smokiem, jeszcze się z tym nie spotkałam. Czekam na dalsze rozdziały, świetny początek, weny:)
    zaczek

    OdpowiedzUsuń
  21. Smoki! Z miejsca przypomniała mi się świetna saga Richarda A. Knaaka, choć jego smoki nie nadają się do miłosnych uniesień. Trochę raziły mnie niektóre błędy, ale było ich mało (wymieniła je nade mną koleżanka) :) Gubię się w postaciach, bo nie wszystkie pamiętam, ale damy radę. Zaciekawiłaś mnie, więc czekam na resztę. Cieszę się, że drugi rozdział będzie w niedzielę :) Pozdrawiam ^.^

    OdpowiedzUsuń
  22. Muszę powiedzieć że podoba mi się bardziej niż Połączeni, co nie oznacza że ich nie uwielbiam ;) Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Może najpierw wypowiem się na temat postaci. Martin.....Bosze *.* Jest boski *.* Ciacho normalnie <3 Ale to już powiedziałam wcześniej XD
    Co do rozdziałku...
    Boski :) zresztą jak zawsze. Doskonale rozbudowane opisy wciągają czytelnika. Powiem prościej...twój talent pisarski rozwija się bardzo szybko. Gratuluję ;)
    Niemogę się już doczekać kolejnego rozdziału :) Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
  24. Witam,
    co ja mogę rzec? Fantastyczny rozdział, coraz bardziej mi się podoba... a to dopiero początek.... biedny Christian.... całe szczęście, że Stone go nie znalazł i mam nadzieję, że tak pozostanie.... a jak widać, usilnie go szuka.... czyżby Christian był tym trzecim dla Daniela i Martina?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  25. Pomysł na opowiadanie świetny :)
    Uwielbiam takie klimaty opowiadań i zawsze z przyjemnością je czytam.
    Zastanawiam się co wydarzy się później :0 Niecierpliwie więc wyczekuje nowego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Luano, zrobiłaś mi najlepszy na świecie prezent na święta :D
    Kocham zmiennokształtne, z jak jeszcze są tam wilki i smoki a do tego nawet koty (mam nadzieje że będą też inne niż tylko jedna pantera :P), to nie trzeba mi nic więcej do szczęścia :D. A w dodatku to jeszcze twoje opko... aaaa niech już jest poniedziałek @o@

    Jakbyś szukała bety to ja chętnie, zwłaszcza że to oznacza dostać rozdział wcześniej XD. Ale się nie narzucam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony bym bety nie chciała, z drugiej wiem jak bardzo jest mi potrzebna. A co i jak powiem na gg. Skontaktuj się ze mną na gg 25872869. Z tym że może być, że nie odpowiem szybko, z powodu braku czasu i jutrzejszego wyjazdu. :)

      Usuń
  27. zarombiste! Ja uwielbiam takie klimaty! Dodawaj notki szybciej bo nie moge sie doczekać następego rozdziału! Niech twoja wena nie wyjeżdża na święta bo sie załamie. Proooszee!e

    OdpowiedzUsuń
  28. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  29. Suugoi ! Kolejne świetne opowiadanie czytałam wszystkie twoje ! ♥

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)