Wesołych, zdrowych i pogodnych Świąt Bożego Narodzenia dla wszystkich czytelników.
Dziękuję za komentarze. :))
Dziś, wyjątkowo, rozdział w niedzielę z powodu mojego wyjazdu. Kolejny pojawi się już prawidłowo 31 grudnia.
------------------------------------------------
Wysiadając
z auta Daniel i Martin wciągnęli w nozdrza upojny zapach świeżego
powietrza. Spokojną atmosferę tego miejsca Daniel wyczuł
będąc tu pierwszy raz. Nie zastanawiał się długo nad nowym domem
sfory. Teraz Martin, pomimo że był tu od zaledwie kilku minut, mógł
odczuć to samo. To był dom. Ich przyszły dom. Coś gdzie można
mieszkać, wychowywać młode i cieszyć się przestrzenią.
–
Idealnie – rzekł Martin.
–
Nie widziałeś jeszcze wszystkiego.
–
Wystarczy, że widzę dom.
–
To główna siedziba, miejsce gdzie zamieszkamy wraz z betą i może
jego partnerem lub partnerką, o ile Dario nie odejdzie od nas
wiążąc się z kimś. Reszta zamieszka w domach obok, a i tak
będziemy mieli ich na karku co dzień.
–
Miałeś się tu z kimś spotkać?
–
Tak. Powinien na nas czekać Jacob Langston. – Rozejrzał się. –
Nie widzę, aby ktoś tu był.
–
Ale są świeże ślady opon – powiedział Martin wskazując na
ślady kół, które pozostawały na mokrej ziemi. – Ktoś był i
odjechał.
–
Być może wróci, a jak nie to pojedziemy do niego. Chodź, mam
klucze obejrzysz dom. – Alston wyjął z kieszeni pęk kluczy idąc
w stronę domu.
* * *
Zmysły
Christiana zarejestrowały, że jest mu ciepło i miękko, jakby
leżał na puchowej poduszce, która go wokół okalała.
Przytulił się do tego czegoś zadowolony. Nie chciał się budzić
z tego snu. Czym innym miałoby to być jak nie snem, przecież jego
życie się zmieniło. Nie ma już możliwości spania będąc
opatulony pierzynami. Sen, w którym chciał pozostać był zbyt
dobry. Przewrócił się na długi bok i zakwilił, kiedy odczuł ból
na całym ciele, to zmusiło go do otwarcia oczu. Uniósł wolno
powieki i wpatrzył w jakiś mało wyraźny punkt. Z każdą chwilą
wzrok nabierał ostrości i tym punktem okazał się być bujany
fotel, obok którego stał mały krągły stoliczek, a na nim leżała
biała serweta na niej postawiono flakon z bukietem żółtych
kwiatów. Zamrugał szybko powiekami mając ochotę się uszczypnąć
dla sprawdzenia czy, aby to nie sen.
–
Wróciłeś do nas.
Drgnął
słysząc ten głos. Znał go. Słyszał go niedawno. Przesunął
wzrok z oglądanych mebli bardziej na lewo. Przy łóżku, bo na
pewno leżał na łóżku, siedział mężczyzna.
–
To nie sen śpiąca królewno. Wystraszyłeś mnie mdlejąc jak
panienka.
Tak,
pamiętał. Piwnica, zimno i ten mężczyzna, który przyszedł.
Wystraszył go prawie na śmierć. Miał ochotę się odsunąć, ale
nie ruszył się. Pod okryciem było tak ciepło. Lubił ciepło.
–
Nie bój się – powiedział Jackob widząc strach w oczach chłopaka
– nie zrobię ci nic złego.
–
Gdzie ja jestem?
–
W moim domu. Zemdlałeś i wziąłem cię do siebie. Mam na imię
Jacob.
–
Christian. – Podciągnął okrycie pod brodę.
–
Jak poczujesz się lepiej to wstań. Możesz wziąć prysznic, tam
jest łazienka. – Wskazał na drzwi za sobą. – Te drugie to
wyjście z pokoju. Moja żona przygotowała dla ciebie ubrania.
Należą do mojego brata. – Pokazał mu mały stosik ubrań leżący
na komodzie w kolorze orzechowym i czterema szufladami.
Ubrania
czy oni go... Zajrzał pod poduchę, która go przykrywała, i
uspokoił się.
–
Nie, nie rozbieraliśmy cię, chociaż te ciuchy nie nadają się do
niczego. Zostaw je w łazience. Jak poczujesz się lepiej przyjdź do
nas. Jesteśmy w kuchni to na lewo od tego pokoju. Na pewno
znajdziesz.
–
Jesteśmy? – zapytał słabo.
–
Moja żona, brat, ja. – Inni, którzy przewijali się przez ten dom
pracowali. – Zostawię cię teraz, dodam jeszcze, że w kuchni
czeka gorący i pyszny posiłek. – Uśmiechnął się do chłopaka
i zostawił go samego. Kiedy ten dzieciak zemdlał, nie potrafił
go ocucić i zostawić samemu sobie. Chłopak wyglądał jakby
przeszedł wiele i z pewnością skądś uciekł. Pytanie skąd, kim
był i czemu znalazł się w tamtej piwnicy?
Już
na korytarzu wyczuł słodki zapach ciasta, a wchodząc do kuchni od
tego zakręciło mu się w głowie.
–
Sheoni, mówiłem ci, żebyś się nie przemęczała.
–
Nic nam nie jest. – Kobieta pogłaskała się po brzuchu. – Nasze
maleństwo czuje się dobrze, a poza tym Justin mi pomagał.
–
A Kelly?
–
Kelly ma swego partnera i obowiązki. – Podeszła do niego i
pocałowała go w policzek, wcześniej stając na palcach. –
Jak nasz tajemniczy gość? – Wróciła do polewania polewą już
upieczonego ciasta.
–
Przestraszony, ale obudził się. – Spojrzał w stronę brata. Ten
stał przy oknie patrząc gdzieś w dal. – Justin, mam nadzieję,
że nie masz nic przeciw temu, że pożyczyłem mu twoje ubrania. Nie
chodzisz już w nich, a Christian...
–
Christian? – Dopiero wtedy Justin zwrócił uwagę na brata.
–
Tak ma na imię nasz gość. Christian, raczej nie ma nic na zmianę,
więc pożyczyłem mu jakieś spodnie, koszulkę i sweter.
–
W porządku. – Usiadł przy stole i podparł brodę na dłoniach.
–
Kochanie, a jak ty tu jesteś, to kto się spotkał z kupcami
posiadłości wuja? – zapytała kobieta.
–
Jasna cholera, zapomniałem o nich. Zadzwonię do Alstona i
przeproszę. Najwyżej na mnie poczekają lub zaproszę ich
tutaj. Gdzie mój telefon?
–
W tylnej kieszeni, kochanie – parsknęła Sheoni. Jacob wiecznie
zapominał gdzie zostawiał komórkę. – Justin, pomóż mi
przenieść blachę na tamtą szafkę. – Chciała zająć czas i
myśli szwagrowi. Westchnęła ciężko, spoglądając na
Justina. To niesprawiedliwe, że ktoś taki jak on tyle przeszedł.
Uśmiechnęła się do niego, kiedy pomógł jej z ciężką blachą
pełną ciasta. Zawsze pomagał, nie odmawiał.
–
Gdzie mam to postawić? – zapytał jakby nie słyszał jej
ostatnich słów.
–
O tam na szafce, gdy polewa stężeje pokroję i będzie na deser.
Jacob
przyglądał im się chwilę i sięgnął po telefon.
* * *
–
Dom jest imponujący. W porównaniu do starej siedziby to...
–
Martin, małe mieszkania trudno porównać do tego. – Daniel
obrysował ręką dom. Stali na ganku po obejrzeniu posiadłości.
Zostały im jeszcze ogrody. Daniel oparł się łokciami na
balustradzie i przyglądał roślinności. Jeszcze nie wiedział
co będą hodować, a wątpił, że Martin zrezygnuje z klubów
nocnych, ale na to mieli czas. Najpierw musieli tutaj doprowadzić
wszystko do ideału, a potem będą myśleć o reszcie. A on musiał
zastanowić się nad tym co robić dalej w sprawie zatwierdzenia
Martina. Zwlekał, czekał na cud, znak, że mają jeszcze jednego
partnera, ale co zrobi jak przez następne pięćdziesiąt lat go nie
spotkają? Nie może tak długo czekać. Przecież może związać
się z Martinem, a potem z... Tok jego myśli przerwał dzwonek
telefonu dochodzący z zaparkowanego auta.
–
Cholera zostawiłem telefon w samochodzie. Nie chcę z nikim
rozmawiać.
–
Pójdę zobaczyć kto to. – Martin zmarszczył brwi widząc
melancholię na twarzy partnera.
–
Jak to Dario to powiedz, żeby on zajął się sprawą, zastępuje
mnie.
–
Najwyżej powiem, by zadzwonili później. – Zszedł ze schodów.
Daniel
przetarł twarz dłonią starając się na razie odepchnąć
natrętne myśli i to jak bardzo krzywdzi Martina. Zapewniał go, że
chce mężczyznę i miał nadzieję, że kochanek nie czuł się
odrzucany, chociaż nieraz o tym wspominał. Oderwał się od
balustrady i przeszedł na drugi bok domu. Od razu w oczy rzuciły mu
się otwarte drzwi do piwnicy. Zajrzał tam. Wewnątrz paliło się
światło, ale nie słyszał z wnętrza żadnych odgłosów.
Zaciekawiony miejscem zszedł na dół i rozejrzał się. Kilka
pustych półek, pajęczyna, nic ciekawego.
Warto
odmalować to miejsce. Pomyślał.
I już miał zawrócić sądząc, że któryś z pracujących tu
robotników zapomniał zamknąć to drzwi, gdy jego wzrok padł
na leżący w kącie zwinięty materiał. Zaintrygowany podszedł
tam i ukucnął. Wziął w rękę niebieską tkaninę, była
jedwabna, szeroka i długa. Ktoś musiał to zostawić. Przytknął
do nosa materiał i wciągnął powietrze zaciekawiony czy zapach
właściciela już się ulotnił i wtedy to się stało. Jego penis
stwardniał, serce zaczęło bić o wiele szybciej, żołądek
ścisnął się w supeł, w ustach powstała pustynia, a głos w
nim powtarzał:
„Partner, partner.”
Nie odsunął szala, jak zdążył zauważyć czym była trzymana
tkanina, od nosa i rozpłakał się. Wiedział. Po prostu wiedział,
że mają jeszcze jednego partnera. Opadł na kolana ściskając szal
w dłoni tuż przy piersi. Tyle czekał na Martina nie tracąc
nadziei, czując, że będzie miał partnera na całe życie, a teraz
jeszcze opłaciło się czekanie na kolejną duszę. Śmiali się z
niego, że wierzy w sny, a teraz zwykły przypadek i odnalazł go.
– Dzwonił ten Langston i zaprasza nas do domu. – Martin wszedł
do piwnicy i zaskoczony klęczącym i płaczącym partnerem
dobiegł do niego. – Daniel, co ci jest? Co się stało?
– Mówiłem, że mamy partnera. – Nie zwracał uwagi na to, że
alfa powinien być silny, odważny, a nie rozpaczać, ale tu był
tylko Martin nie jego sfora. Zresztą alfa bez uczuć nie potrafi
przewodzić swymi zmiennymi. – Powąchaj. Zapach jest silny.
Martin wziął materiał i zrobił to o co go Daniel prosił i on też
już wiedział. I poczuł się, źle, że nie wierzył w przeczucia
kochanka. Ciało wołało, głos w nim, że nie są sami. Są triadą,
rzadko zdarzającą się, ale ich los obdarzył trzecim partnerem.
Nie wiedział tylko czy się z tego cieszy, ale Daniel miał rację.
–
Gdybym tu nie wszedł...
Prawdopodobnie nie odnalazłbym tego. – Daniel podniósł się
ocierając oczy z resztek łez. – Był tu tej nocy, ale
gdzie jest? Gdzie zniknął?
–
Może to była kobieta. To kobiecy szal.
–
Nie ważne, musimy odnaleźć właściciela tego jedwabiu, to nasz
partner, nasze dopełnienie dusz. I wiem, że jest płci męskiej. Po
prostu to wiem. – Popatrzył na niego. – Wiem to. Tak jak
wiedziałem, że spotkam ciebie.
Martin
stanął bardzo blisko niego i oparł czoło o jego ramię dając się
objąć.
–
Przepraszam, że ci nie wierzyłem. – Przyciągnął go do siebie.
– Znajdziemy go. Jeżeli tu był, to może jest miejscowy. Chłopak
chodzący w kobiecym szalu, raczej rzuca się w oczy. Wystarczy
popytać. Choćby możemy zacząć od tego Jacoba, to alfa tutejszej
sfory, więc orientuje się we wszystkim.
–
Masz rację. – Pocałował go w skroń. – Znajdziemy go. –
Uścisnął kochanka bardzo mocno czując, po chwilowym załamaniu,
że narodził się na nowo.
* * *
Christian
czując się zdecydowanie lepiej, wziął prysznic, ubrał się
stwierdzając, że spodnie są trochę za długie, ale nic z nimi nie
robił i wyszedł z pokoju. Pamiętając, żeby kierować się w lewo
szedł wolno, stawiając jedną stopę tuż przed drugą, dopóki nie
trafił do czegoś w rodzaju holu i tam już miał przystanąć, nie
chcąc się narzucać i nie być przyłapany przez kogoś, że chodzi
sam po czyimś domu, ale z pomieszczenia naprzeciwko dobiegły
go odgłosy rozmowy. Potarł dłońmi o spodnie i udał się tam. W
drodze poprawił jeszcze wilgotne włosy, nie było suszarki i ich
nie mógł wysuszyć, zrobił to tylko ręcznikiem, aby woda z nich
nie ściekała. Wszedł po cichu do kuchni, niczym innym to
pomieszczenie nie mogło być, szczególnie, że zapachy dolatujące
stąd nęciły jego nos. Obserwował rudowłosą kobietę jak myje
pod kranem ręce, a potem wyciera w ścierkę oraz młodego
mężczyznę, wyglądającego na bardzo zamyślonego.
–
O jesteś. – Podskoczył, kiedy za plecami, znienacka, usłyszał
głos tego Jacoba. – Nie bój się, tak straszny chyba nie jestem –
dodał mężczyzna, tym samym śmiejąc się i zwracając uwagę
innych.
–
O, to ty jesteś Christian? – Kobieta zostawiła ścierkę i
podeszła do niego podając mu rękę. Zwrócił uwagę na jej dość
duży brzuch. Oddał uścisk nie wiedząc co robić dalej. Tym razem
jego żołądek wiedział i chłopak skrzywił się na głuchy odgłos
wołania o jedzenie.
–
Tak, to ja, proszę pani.
–
Mów mi Sheoni. Wejdź i usiądź, zaraz coś ci podam.
–
Tyle tu pięknych zapachów, że i ja zrobiłem się głodny. –
Jacob wyszczerzył się do swojej żony.
–
Ty zawsze jesteś głodny. Najpierw zajmę się naszym gościem.
Christianie, to jest Justin brat Jacoba. – Przedstawiła nieznanego
mu młodego mężczyznę. – Siadaj, śmiało, nie gryziemy.
Christian
usiadł przy stole będąc trochę ogłupionym tym jak miło go
przyjmowali. Miał tak tylko w domu przyjaciół, których
musiał zostawić. Pewnie się martwili o niego. Nic im nie
powiedział, tylko zniknął zabierając ze sobą kilka rzeczy,
które mu skradziono na stacji metra, gdzie nocował. Rodziny,
poza ojcem, też nie miał, więc nikt go nie będzie szukał. Został
mu tylko... I wtedy do niego dotarło. Szal. Gdzie jest szal jego
mamy?
Jacob
zobaczył, że chłopak nagle się spiął, a przerażenie zaczynało
w nim się rozpalać.
–
Chłopcze stało się coś? – Położył rękę na jego dłoni.
–
Mój szal. Miałem ze sobą szal.
–
Nie widziałem przy tobie czegoś takiego. Jak cię znalazłem...
–
Piwnica. Muszę tam iść, jest w tej piwnicy. – Wstał, ale zaraz
został zatrzymany przez silny uścisk na ręce.
–
Nawet nie wiesz gdzie masz iść. Usiądź, zjedz. Jak zgubiłeś
szal w piwnicy, to on nadal tam jest. Niedługo przyjadą przyszli
właściciele tamtej posiadłości, powiem im o co chodzi i najwyżej
wyślę Justina po niego.
Justin,
wciąż milczący oderwał wzrok od kubka pełnego herbaty i
skierował go na brata.
–
Po co i gdzie mam jechać?
–
Chłopak zostawił coś w piwnicy Arkadii. Pojedziesz po to później.
–
Dobrze.
Sheoni
postawiła talerze na stole, a Jacob wstał i przyniósł wazę pełną
zupy. Odłożył pokrywkę i nalał Christianowi dużą porcję
pierwszego dania.
–
Smacznego. – Sheoni rozłożyła serwetkę na kolanach.
Christian
zjadł ze smakiem zupę, jak i drugie danie oraz ciasto. Najchętniej
to rzuciłby się na posiłek, ale nie był sam i wypadało jakoś
się przy stole zachowywać. Cały czas myślał co dalej miał
robić. Nie mógł tu zostać. Gdy przed nim wylądował kubek
herbaty z cytryną zadano mu pytania, które wiedział, że
padną. Sam na ich miejscu, by pytał.
–
Kim jesteś? Skąd się wziąłeś w tej piwnicy? I czemu w takim
stanie? – zapytał otwarcie Jacob opierając łokcie na stole i
składając dłonie w piramidkę. Jego wzrok jasno mówił, że
oczekuje prawdy, a jakaś siła przywódcy emanująca z niego
sprawiła, że Christian spuścił wzrok na stół.
–
Ja... ja... Czy mógłbym...
–
Nic ci się nie stanie tutaj, nawet możesz zostać u nas na jakiś
czas, nie wygląda na to byś miał się gdzie podziać, ale w zamian
oczekujemy, że powiesz coś o sobie. Raczej nie wyglądasz na
osobę, która zrobiła sobie wycieczkę po Camas.
–
Jestem w Camas? – Uniósł głowę. To było daleko od miasta ,w
którym go szukali.
–
Tak. Mów.
Christian
wiedział, że ten mężczyzna nie ustąpi, ale pomimo że byli
daleko od Stonea, to i tak się bał. A co jak go ci tutaj znają i
mu doniosą lub on ich skrzywdzi? Poczuł ciepły dotyk na swym
ramieniu. Spojrzał na kobietę.
–
Uciekłeś z domu prawda? – zapytała.
–
Musiałem. – W oczach zaczęły zbierać mu się łzy.
–
Dlaczego?
–
Mój ojciec, sprzedał mnie do domu publicznego, nie mogłem na to
pozwolić. – Broda zaczęła mu drżeć, pociągnął nosem. Nie
chciał płakać, nie przy nich, już wolałby sam, nienawidził
siebie, że był płaczką, ale kobieta patrzyła tak współczująco
i ciepło, że nie sposób było się nie rozkleić. Łzy same
wypłynęły z oczu i potoczyły się po policzkach.
W
tym samym czasie przed dom zajechało auto i chociaż Jacob miał
jeszcze wiele pytań wiedział, że musi zająć się gośćmi.
–
Wybaczcie, interesy. – Wstał od stołu uśmiechając się do żony
i dając aprobatę temu, że zajęła się ich gościem. Gdy był
przy drzwiach usłyszał, jak Christian pyta:
–
Mogę wrócić do pokoju?
Jacob
domyślił się, że Sheoni opowiedziała twierdząco. Sam już był
w holu, a po chwili znalazł się na dworze. Daniel Alston rozmawiał
z Griffem betą, a obok jak przypuszczał stał jego partner.
* * *
Daniel
mając w głowie myśli o swoim drugim partnerze starał się skupić
na rozmowie, tym bardziej, że podszedł do nich alfa sfory
Langston.
–
Wybaczcie panowie, ale jak mówiłem przez telefon zaszły
nieprzewidziane komplikacje i musiałem wracać do domu.
Zapraszam do gabinetu, tam przy kawie omówimy resztę spraw.
–
Nic nie szkodzi, dzięki temu mój partner może zobaczyć piękną
posiadłość sąsiadów. – Daniel objął w pasie Martina i
przedstawił go.
–
Jestem zaszczycony, że podoba się wam to miejsce. Wybraliśmy je
starannie. Szkoda, że nie możemy spędzić tu wieków, to jeden
minus bycia zmiennymi. Nie można dożyć sędziwych setek lat w
miejscu, w którym się urodziliśmy – powiedział Jacob.
–
Ale za to jest wiele plusów – odezwał się Martin. – Chętnie
napiję się tej kawy.
–
W takim razie zapraszam do środka. Griff chodź z nami. – Jacob
zwrócił się do swjego bety i wszyscy udali się do domu.
* * *
–
Mówiłem, że chcę twojego syna. Zapłaciłem za niego, a on zwiał.
Jak mogłeś mu na to pozwolić stary durniu! – Uderzenie pięścią
o stół odezwało się w gabinecie Stonea.
–
Oddałem ci pieniądze czego jeszcze chcesz?! Nie wiem gdzie jest mój
syn!
–
Dobrze wiemy, że nie jest twój. – Oczy Stonea pałały ogniem
wściekłości.
–
Znajdziesz go.
Stone
roześmiał się.
–
Znajdę go. Przewrócę miasto do góry nogami, ale smoczek będzie
mój i będzie w moim łóżku.
–
Chciałeś go dla siebie? – Cooper Russo, był tym zaskoczony.
Poruszył się w skórzanym fotelu niecierpliwie.
–
Co myślałeś, że oddam go w łapy tych co korzystają z moich
dziwek? – Miał z nim związane plany, ale jego gość nie musiał
tego wiedzieć. – Takie cudo jak on, jest tylko dla mnie.
–
Jak sądziłeś, że jest dziewicą to się mylisz. Wielu dawał.
–
Dobrze, będzie wiedział co robić. – Podniósł się zza biurka i
go obszedł stając przed mężczyzną. Położył ręce po
bokach fotela pochylając się. – Jak tylko się odezwie, to
natychmiast masz mi dać znać, inaczej twój interes diabli wezmą i
wszystko inne. Zrozumiałeś? – syknął prosto w twarz mężczyźnie.
–
T... tak.
–
Dobrze, a teraz może po kieliszku czegoś mocniejszego? –
Wyprostował się i odszedł w stronę barku. Będzie miał
Christiana u swych stóp. Znajdzie go. Jego zmienni nie tylko
przetrząsają miasto, ale i śledzą dom tych ludzkich
przyjaciół chłopaka. Musi się tam pojawić albo ktoś z nich do
niego pojedzie, a wtedy... Uśmiechnął się triumfalnie.
* * *
Czwórka
mężczyzn opuściła gabinet. Wszystko poszło zgodnie z planem i
Arkadia należała do Alstonów. Jak później Daniel rozporządzi
majątkiem nie należało już do kompetencji Langstona.
Martin
cały czas obserwował partnera i czekał na moment, kiedy ten zapyta
Jacoba o znaleziony szal. I pomimo że wiedział jak bardzo tego
kochanek pragnie, musiał najpierw zająć się obowiązkami.
Dopiero gdy byli w holu, a Griff odszedł do swoich zajęć, Daniel
zatrzymał się i odwrócił do Jacoba.
–
Jest coś o co chciałbym cię zapytać. – Sięgnął do
wewnętrznej kieszeni marynarki i wyjął niebieską tkaninę.
Rozłożył ją przed oczami zmiennego, pytając: – Znasz może
kogoś kto nosił ten szal.
–
Skąd go masz?
–
Znalazłem w piwnicy Arkadii.
Jacob
domyślił się czyj to szal. Godzinę wcześniej Christian chciał
go odzyskać.
–
A czemu pytasz czyj to szal?
–
Pytam, gdyż nie wiem do kogo należy, a zapach mówi mi, że to mój
i Martina partner. Chcę znaleźć tę osobę. Jak coś wiesz, pomóż
nam.
Smutek
w oczach Daniela nie pozwolił Jacobowi na dalsze pytania i udawanie,
że nic na ten temat nie wie.
–
Właśnie właściciel szala, był tym problemem, przez który
musieliście tu przyjechać. – Obrzucił wzrokiem obu
towarzyszy. – Chodźcie za mną.
Martin
zmarszczył brwi. Czyżby było to tak łatwe? Już go odnaleźli?
Nie wiedział co miał o tym myśleć. Trudno mu się przyzwyczaić,
że będzie ktoś trzeci. Ciało, serce miało ochotę skakać z
radości, ale umysł wolał podchodzić do całej sprawy ostrożnie.
To, że ktoś odnalazł swojego partnera nie znaczyło, że nie może
go odrzucić z różnych względów. Niestety on zaczynał odczuwać
właśnie tę chęć. Nie wiedział jeszcze z jakiego powodu i miał
nadzieję, że to minie.
–
Ma na imię Christian, niestety nie znam jego nazwiska. Znalazłem go
przemarzniętego w waszej piwnicy. Był bardzo wystraszony,
chciał uciec, ale zemdlał, więc go przywiozłem tutaj.
–
To człowiek?
–
Nie, to zmienny diamentowy smok.
Danielowi
szczęka opadła. Diamentowe smoki prawie nie istniały. Jacob
zapukał do drzwi pod którymi stali, ale gdy nikt nie odpowiedział
otworzył je zajrzał wpierw i dopiero po chwili wpuścił obu
zmiennych do środka. Na łóżku otoczony poduszkami leżał
zwinięty w kłębek długowłosy chłopak. Daniel wciągnął
powietrze i nabrał pewności, że to jest ten, na którego
czekał. Ostrożnie usiadł na łóżku ze łzami w oczach. Jego
wewnętrzny głos ponownie krzyczał:
„Partner,
partner.”
Martin
też to czuł. Obecność ich partnera powodowała, że stał się
twardy jak kamień. Nie odważył się do niego podejść.
–
Tyle czasu czekałem. – Głos Daniela, był szeptem tak cichym, że
gdyby nie wzmocniony słuch nikt by go nie usłyszał. – Tyle czasu
odpychałem wiązanie z Martinem, gdyż wiedziałem, że istniejesz.
– Patrzył na śpiącego i miał ochotę go przytulić, kochać się
z nim, oznaczyć i mówić, jak go uwielbia. Wyciągnął rękę
i dotknął jego miękkich, długich włosów. Chłopak poruszył się
niespokojnie, drgnął, a potem otworzył oczy, które spotkały się
z tymi Daniela.
Zaczynała
wzbierać w nim panika, obcy siedział tak blisko, znaleźli go,
znaleźli! Ale czemu tak dobrze ten ktoś pachniał, jak dom, ciepło,
rodzina? Czemu czuł, że się podnieca i dlaczego jakiś głos
wołał, że to jego partner? Poderwał się szybko i cofnął za
drugi koniec łóżka.
–
Nie bój się. – Serce zamarło w piersi Daniela, kiedy chłopak
tak się wystraszył. Taką reakcję widział tylko u wilków,
których skrzywdzono. Narosło w nim wewnętrzne warczenie, na myśl,
że ktoś zrobił krzywdę tej istocie.
Christian
słyszał, że mężczyzna warczy i już wiedział z kim ma do
czynienia. To był zmienny wilk, ktoś o kim opowiadała mu mama.
Skulił się.
–
Przepraszam, mój wilk jest zły, że ktoś cię krzywdził. Ale nie
zrobi ci krzywdy, od dziś nie pozwolę nikomu tego robić.
Wierzył
mu, dziwne, ale wierzył. I coś ciągnęło go do niego, a także
do drugiego mężczyzny stojącego przy drzwiach. I czemu tamten
patrzył tak nieprzychylnie? Cristian wycofał się bardziej pod
ścianę i podciągnął nogi do piersi.
–
Kim wy jesteście?
–
Twoimi partnerami. Nareszcie jesteś z nami, ukochany –
odpowiedział Alston.
Tylko
nie to. Mama mówiła mu o tym. O partnerstwie i o tym co się czuje.
I jak bardzo partnerzy opiekują się sobą. Jak są oddani tej
drugiej osobie. I dlaczego musiało go to spotkać akurat teraz,
kiedy musiał uciekać, żeby Stone nikomu nie zrobił krzywdy?!
Rozpłakał się dając upust emocjom, a kiedy chwilę później
silne ramiona owinęły się wokół niego, wtulił twarz w szyję
mężczyzny, który pachniał jak miłość i bezpieczeństwo.
Pozwolił sobie na płacz.
Witaj! Tyle słodyczy z rana! Bardzo pozytywny początek dnia! Wesołych Świąt!!!
OdpowiedzUsuńRozdzial byl troche sztuczny wg mnie.. ale to moje zdanie ;)
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobala mi sie scenka z szalem jak Christian go zgubil.
Tyle jest tu osob. Sheoni, Jacob, jego brat i trzej partnerzy. Nie wiem kto z kim bedzie :p
Ten..partner ( nie Martin tylko ten drugi) wkurzyl mnie ta swoja mysla. ,,chciak sie z nim kochac'' Dopiero co go odnalazl , a juz mysli o takich rzeczach..
Nie wiedzialem, ze Chris juz jest po.. :o
Pozdrawiam
Damiann
No w końcu! Nie mogłam sie doczekac tego rozdziału!
OdpowiedzUsuńFakt tochę tutaj za dużo słodyczy i rzeczywiście trochę naciagany...jak dla mnie za łatwo im to przyszło,odnalezienie Christiana...
Jakoś nie przepadam za Danielem...wolę Martina, trochę mi go szkoda...
Oczywiście podobały mi sie niektóre momenty,chociażby ten ze zgubionym szalem. Ogólnie dobroć Jacoba mnie urzekła, oni wszyscy są dość serdeczni, to takie urocze :)
Czekam na kolejną część :D
Pozdrawiam.
Eh... Pamiętam, jak mi napisałaś, że wystarczy kochać po równo i nie być zazdrosnym.. Niestety to nie jest recepta. Ucieszyła mnie myśl Martina, że nie wie czy się cieszy z tego czy znaleźli jeszcze jednego partnera. To już coś, bo przy wcześniejszym trójkącie (ze spontanicznej decyzji) chciało mi się wołać "ale kicz, ale sztuczność". Nie chcę Cię obrażać, to nie o to chodzi i mój komentarz ma nie być hejtem. Po prostu nie wierzę w to, w co Ty wierzysz.. Mój brak wiary jest poparty czymś, co widziałam na własne oczy... Jak osoby, które myślały, że się kochają, ( było ich trzech) na sam koniec się znienawidziły. Prawdopodobnie przez to nie jestem w stanie czytać o takich rzeczach, które się dobrze kończą. Wiem, że to Twoje opowiadanie, Twój świat i wszystko się może zdarzyć. Także życzę Ci weny, niech Martin zadusi w sobie uczucie zazdrości i sam się rzuci w ramiona Chrisa.
OdpowiedzUsuńMaria.
Spoko :) Ja takich doświadczeń nie mam, a wiadomo, że życie to nie opowiadanie i na odwrót. A związki czasami, jakie by nie były, kończą się nienawiścią. Tu wielka miłość, a nagle koniec. Smutne to jest, ale niestety prawdziwe.
UsuńA trójkąt był w Połączonych. :)
Przepraszam za moją wadę- nie zapamiętuję tytułów a tylko autorów ;)
UsuńŻyczę udanego wyjazdu i braku takich doświadczeń ;))
Jeszcze raz weny i jeszcze więcej weny!
Maria.
Suodkoo *U*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, naprawdę. Szkoda, że tak krótki, chętnie przeczytałabym więcej...
A teraz ogólnie: cały czas szukam i szukam bloga, który mógłby choć w minimalnym stopniu przypominać Twojego, żeby autor był mniej więcej na tym samym stopniu co Ty, a tu dupa.. naprawdę niewiele jest tak świetnych blogów, jak Twój. Cały czas przeszukuję neta w poszukiwaniu jakichś dłuższych opek, ale albo są na onecie, a tam jest masa błędów i to nierobionych przez autorów, a przez samego oneta, albo po prostu autor pisze zbyt amatorsko, lub są to one-shoty, a ja nie lubię kilkukrotnie czytać czegoś krótkiego. Jedynie kilka osób (w tym Ty) pisze tak świetnie, że aż się chce czytać więcej i więcej...
Polecisz jakieś blogi? Takie, gdzie poziom profesjonalizmu jest niedaleki Twojemu? Lub jakieś Twoje, o których tutaj nie napisałaś? Ostatnio strasznie mi się nudzi, gdy czekam na kolejny rozdział Jedwabnego szalu. :/ dlatego właśnie nie lubię się brać za niedokończone opowiadania XD ale co tam, przynajmniej wiesz, że masz czytelników. Wiem jak to jest, gdy wyświetlenia rosną, a komentarzy brak :/
Pozdrawiam i weny życzę!
xoxo
Sakura
Ostatnio prawie w ogóle nie odwiedzam i nie czytam blogów, ale jest parę takich, które możesz znaleźć u mnie w linkach. A to co lubię to: http://cienieduszy.wordpress.com/ http://firedragontattostudio.wordpress.com/ http://www.by-silencio.blogspot.com/ http://erazoloma.wordpress.com/ http://kamerikan.wordpress.com/
UsuńPolecam tego autora, ma kilka opowiadań zakończonych i wszystkie są świetne <3
Usuńhttp://clockwork-silver.blogspot.com/
A co ważniejsze, pisze równie cudownie jak Luana :) Przepraszam, że w 2 komentarzach ;]
UsuńSilver to ja akurat znam, również zalicza się do tej grupy "osób" xd
UsuńOh... nie wiedziałam, że twórczość Sreberka jest aż tak powszechna <3 Ale rzeczywiście jego opowiadania są na wysokim poziomie. Szkoda tylko, że ma zaniżoną samoocenę i o sobie tak nie myśli -.-
UsuńPiękne, ale za krótkie T-T T-T T-T.
OdpowiedzUsuńEwa
Oooo, nareszcie :D Cały rozdział siedziałam jak na szpilkach, kiedy się wreszcie spotkają. Biedny Christian, mam nadzieję że nie dadzą mu uciec. I że jakoś się dogada z Martinem.
OdpowiedzUsuńWesołych i śnieżnych Świąt :D
Oh, chce więcej, i to jak najszybciej. :3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdzial czekam na więcej. ^^
.... mrrrr ^^ Nono... cóż, spokojnie mogę powiedzieć, że rozdział bardzo udany. ^^ Sweet trójkącik z nich będzie. ;)
OdpowiedzUsuńWENY I WESOŁYCH ŚWIĄT! <3
:3 nie wiem co napisać.. no po prostu.. zatyka typowo zatyka, że aż się wierzyć nie chce.. to jest takie dobre!!! :D
OdpowiedzUsuńAż mi się płakać zachciało. Mam nadzieje, że chłopak wyjaśni im w jakim jest niebezpieczeństwie, żeby mogli lepiej go chronić. Uwielbiam to opowiadanie po prostu :)*
OdpowiedzUsuńNo, martin dobrze tego nie przyjal... ciekawe jak sie zacznie zachowywac dla chrisa. Napewno bedzie go ciagnelo do mlodszego, ale bedzie tez pewnie zazdrosny... oby im sie ulozylo
OdpowiedzUsuńCudowne!... nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńW odpowiedzi na komentarze: http://kwejk.pl/obrazek/704387
OdpowiedzUsuńDoskonały komentarz na te wszystkie odpowiedzi lejące miód na coś tak badziewnego jak ten nowy tekst.
OdpowiedzUsuńSłodkie i przewidywalne, ale to właśnie lubię w twoich opowiadaniach. Mimo to mam nadzieję na więcej akcji w dalszej części ;) Pozdrawiam ciepło i życzę zdrowych, spokojnych i szczęśliwych świąt ;*
OdpowiedzUsuńJeżeli Daniel będzie zaniedbywał Martina to mu psia cholera jaja urwe!! Ehh.....co do rozdziału to...no cóż....troszkawe nudnawy był....ale później jakoś poszło z górki c:
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Alston tak jak już wcześniej wspomniałam nie, będzie zaniedbywał Martina bo jaja mu urwe.
Martuś stał się mym ulubieńcem jak tylko zobaczyłam jego zdjęcie *.*
WESOŁYCH ŚWIĄT!!
UDANEGO SYLWESTRA!!
I SZCZĘŚCIA W NOWYM ROKU!!
Życzy?!
MISIACZEK!! ;**
No w końcu się do Ciebie dobrałam!
OdpowiedzUsuńKochana rozdział dobrany.
Coraz bardziej podoba mi się cała historia Martina i tego jak to wszystko działa na niego.
Mam nadzieję, że Daniel dobrze się nim zaopiekuje.
W końcu chłopak wiele przeszedł.
Jestem też ciekawa jak odnajdzie się w tym wszystkim.
dla niego to nowy początek.
niecierpliwie oczekuje ciągu dalszego i pozdrawiam!
Wesołych Świąt !
OdpowiedzUsuń:-)
Wesołych Świąt Luanko, rozdział jak zwykle świetny, choć to nie w moim stylu historia pozostaje wierną czytelniczką
OdpowiedzUsuńCzy tylko mi się wydaję czy jedną z wielu pewnie inspiracji do napisania opowiadania była cudowna manga "Sex Pistols"?
OdpowiedzUsuńWłaśnie, podpinam się do pytania!
UsuńNie, to nie była inspiracja. Nawet nie znam tej mangi. Inspiracją były opowieści Amber Kell Moon Pack Series.
UsuńHejka!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twój styl pisania, ubóstwiam fantastykę i wręcz kocham związki męsko-męskie! ^^ Bardzo cieszę się, że jedna jedna z moich ulubionych autorek (a jest ich niewiele z powodu mojego wygórowanego gustu ;) ) wzięła się za taką piękną kompozycję!
Rozdziały bardzo wciągające, mimo że mnie bardzo lubi coś rozpraszać zazwyczaj kiedy cokolwiek czytam, to tym razem się nie dałam! Sam początek tak zniewalającej historii bardzo mnie urzekł. :)
Serdecznie i gorąco polecam także mojego bloga! : http://bezkresne-mysli-yaoi.blogspot.com/?zx=475998c0e5ee476c
ZAPRASZAM !!
Pozdrawiam wszystkich ;**
Oli-chan
KOCHAM !!!!!!!!!!! :* <3 :D
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział.. no bardzo szybko udało im się znaleźć swojego partnera.... choć mam przeczucie, ze Stone sporo namiesza, no i odnajdzie Christiana... ech.. czemu Martin jest taki nie przychylny....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Zakochałam się w tym opowiadaniu... Jak i w każdym poprzednim, które Ty napisałaś (:
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie klimaty, wampiry, wilki <3
Szybko się odnaleźli, co nie znaczy że tek od razu stworzą szczęśliwy trójkącik i będą żyć szczęśliwie i beztrosko. Na pewno wiele jeszcze przed nimi.
Pozdrawiam i weny!