26 marca 2013

Połączeni - prolog

Przed Wami wiele tygodni  z tym opowiadaniem. Od razu zaznaczam, że wszelkie prośby o dodatkowe rozdziały, będą przeze mnie traktowane jakby ich nie było. Jeden tydzień, jeden rozdział. Nawet jakbym miała na dłużej wyjechać, to nie będzie żadnego nadrabiana. :D

Dziękuję Ay za sprawdzenie notki i ona będzie moją betą przez całe opowiadanie, chyba, że zrezygnuje. :DDD

Zapraszam na prolog, a pierwszy rozdział za tydzień.







– Mamo, mamo, zobacz, co znalazłem. – Dwunastoletni chłopiec o bardzo jasnych włosach, wręcz białych, przeplatanych z kolorem stali, mimo swojej ułomności w pełni swobodnie podbiegł do matki. Doskonale znał teren wokół pałacu. Każdy kamień, źdźbło trawy, brzeg strumyka, który nieopodal szumiał, nie były mu obce.

Kobieta siedząca na kocu wraz z nianią swego ukochanego syna wyciągnęła do niego ręce i usadziła go obok siebie. Wyjęła z jego ręki niebieski kwiat w kształcie gwiazdy z żółtym oczkiem w jej centrum i uśmiechnęła się.

– Jest piękny, synku, i bardzo rzadki w naszej krainie. To symbol nadziei i miłości.

– A jak się nazywa? – dopytał chłopiec.

– Tasartir. – Kobieta nagle posmutniała.

– Pani, co się stało? – zapytała młodziutka, osiemnastoletnia niania.

– Prawdopodobnie Aranel zerwał jedyny i ostatni taki kwiat u nas. Przed laty rosły ich całe łany. Potem nadeszła susza i kwiaty już nigdy nie wyrosły.

– Nieprawda, mamo. Chodź. – Pociągnął kobietę za rękę. – Tego jest więcej. Za tymi starymi drzewami.

– Poszedłeś tak daleko? – Wystraszona ukucnęła przed nim. Jej długa do ziemi suknia położyła się w okręgu na trawie. – Aranel, nie możesz tak daleko odchodzić od pałacowych ogrodów. Nie chcę, byś się zgubił.

– Nic mi nie będzie, mamo. Mimo tego, że moje oczy nie widzą, to doskonale znam drogę powrotną. Kieruję się słuchem, dotykiem i zapachem. Nie zdołam się zgubić w miejscu, gdzie nawet ptaki mówią mi, gdzie jestem. – Aranel miał szczególny dar do porozumiewania się z ptakami za pomocą śpiewu. Niejeden raz widziała, jak jej syn przysiadał w ogrodzie wśród drzew i śpiewał, a ptaki mu odpowiadały. Czasami łapała go na tym, że sam słuchał ptasich treli i się uśmiechał. Bywały momenty, kiedy ptak zawodził żałobną pieśnią. Aranel wtedy płakał, jakby wiedząc, czego śpiew dotyczył. Była dumna, że miała tak wspaniałego, ślicznego i dobrego syna.

– Wiem, synku, ale i tak się boję. – Spojrzała w puste oczy, które nie miały źrenic, tylko ciemniejszą plamę oddzielającą miejsce, które powinno widzieć, od białka oka. Poczuła ukłucie w sercu na to, że jej synek nigdy nie zobaczy piękna przyrody, którą tak bardzo ukochał. Zamiast ona jego, on pocieszał ją mówiąc, że widzi, ale inaczej. Nigdy nie skarżył się na swoje kalectwo, przyjął je naturalnie. W przeciwieństwie do niej. Kiedy medyk powiedział jej w parę tygodni po urodzeniu Aranela, że jej dziecko na zawsze pozostanie ślepe, przeklinała wszystkie bóstwa, jakie czcili mieszkańcy Elros. Jej jedyne, tak wyczekiwane potomstwo obdarzyli taką karą. Długo nie potrafiła zaakceptować takiej sytuacji, tym bardziej, że już nie mogła mieć więcej dzieci, a jej mąż odsunął się od obojga. Twierdził, że przyszły król nie może być naznaczony takim upośledzeniem. Władca, który nie widzi, nie może rządzić krainą. Przez to, że królowa po raz kolejny nie zaszła w ciążę, ktoś musiał przejąć władzę po śmierci króla. Nie było nikogo, kto miałby w sobie królewską krew i pochodził z rodziny Adantin. Król sam był jedynakiem. Martwiąc się o los swych poddanych, podjął ważną decyzję. Wtedy w dwa lata po urodzeniu się Aranela został zawarty pakt dwóch królów. Pakt, o którym królowa poznała prawdę dwie wiosny temu, a Aranel dopiero za kilka lat miał zaznajomić się z jego treścią.

– To nie bój się. Zawsze znajdę właściwą drogę, mamo. Gdziekolwiek będę.



Cała trójka dotarła do granicy strumienia, w którym krystalicznie czyta woda odbijała ich sylwetki niczym lustro. Szli wzdłuż brzegu. Aranel poruszał się tak jak widzący człowiek. Królowa tylko widziała, jak od czasu do czasu nasłuchuje płynących zewsząd dźwięków i idzie dalej. W pewnym momencie skręcili w prawo, tuż za szerokim murem z czarnego kamienia. Dotykając go palcami, szedł obok niego i nagle przystanął. Radosny śpiew skowronka powitał go w tym miejscu.

– To tutaj. Naprzeciw was są drzewa, które mogłyby opowiedzieć historię sprzed paru stuleci. Natomiast za nimi, na małej polance, znalazłem Tasartir.

Obie kobiety wyminęły chłopca i drzewa o szerokich pniach zaintrygowane odkryciem. Wstrzymały oddech na widok, jaki ukazał się ich oczom. Mała polanka była obsypana kwieciem tak, jakby ktoś zasiał go na niej. Ich łodygi sięgały im do kolan, a na nich kwitły niebieskie gwiazdy. Kobiety żałowały, że nie zapuszczały się w to miejsce. Nigdy nie wychodziły poza pałacowe mury. Tego też uczyły księcia, ale jak widać, poznawanie świata było silniejsze od zakazów matki i niani.

– To są kwiaty nadziei. Nadziei na lepsze jutro – powiedziała królowa. Popatrzyła na syna, który stanął obok niej.

– Szkoda, że nie wiemy, co jutro przyniesie, pani – odezwała się niania.

– To nie ma znaczenia, bo nawet po złych dniach przychodzą te dobre. Zawsze w to, synku, wierz. – Położyła ręce na jego ramionach. – Ilekroć w twoim życiu napotkasz właśnie kwiat nadziei i miłości, to pamiętaj o tej chwili. Miej też w pamięci, że drogi nie zawsze usłane są kwieciem. Często są na nich liczne wyboje. Życie nie raz przynosi wiele smutku, ale staraj się nie tracić nadziei na to, że będzie dobrze.



I pamiętał. Pamiętał nawet bez nich. Pamiętał każdą chwilę spędzoną w ramionach matki, a najbardziej ten dzień, kiedy w wieku piętnastu wiosen musiał się z nią na zawsze pożegnać. Choroba, jaka zaczęła niszczyć jej ciało, nie pozwalała jej na długie życie. Walczyła rok, ale pewnego ranka poddała się i blask w jej oczach, jaki mimo cierpienia utrzymywał się, zgasł na zawsze. On tego blasku nie mógł widzieć, ale ukochana niania wszystko mu mówiła, tak jak o to błagał. Wiedział, że oszczędza mu drastycznych szczegółów, ale rozumiał to i nie nalegał na więcej. Chciał tylko wiedzieć, co się dzieje i jakie oczy ma jego matka.

Płakał, siedząc w samotności w swojej komnacie. Ojciec ani razu do niego nie przyszedł. W ogóle od śmierci królowej stał się zimny i oschły. Wcześniej choćby interesował się jego nauką, ale teraz tylko go ganił za samą obecność w pałacu. Wtedy Aranel chodził na niebieską polankę, gdzie każdej wiosny, jakby cudem, wyrastał Tasartir i spędzał tam całe dnie. Marzył, że kiedyś przyjdą dni, w których będzie się śmiał, a serce ogarnie radość.



Mijały tygodnie, miesiące, a on rósł i mężniał. Dużo się uczył, chcąc chociaż tym zadowolić króla. Mimo niewidzących oczu doskonale potrafił władać bronią i znał na pamięć księgi zarówno te, których wiedzę przekazywali mu nauczyciele, a do nich zaliczała się astronomia, historia, wiedza o liczbach, jak i te, których poznawać nie musiał, a znał z pomocą niani. Te księgi były inne. Opowiadały o przygodach, miłości, o której w wieku osiemnastu lat zaczął marzyć, lecz odsuwał te myśli na bok. Wiedział, że nie ma możliwości, by ktoś pokochał niewidomego księcia. Co z tego, że radził sobie czasami lepiej od widzącej osoby, bo potrafił poruszać się nocą po zamku, ale na co dzień potrzebował pomocy. Pomocy przy ubraniu się, nawet jedzeniu. Zawsze towarzyszyła mu niania i w czasie posiłku mówiła, gdzie leżą jakie potrawy, a przecież wiedział, że ją obarcza swoją osobą. Tym bardziej, że miała męża, któremu powinna także poświęcić czas. Nie chciał być ciężarem dla przyszłej żony. Chociaż czasami łapał się na tym, że czuje dziwny ogień w okolicach podbrzusza, kiedy niania opowiadała mu, że w ich świecie związki tworzą również osoby tej samej płci. Nie miał takiego odczucia, słuchając, jak czyta o kobiecie i mężczyźnie.

– To znaczy, książę, że mężczyzna łączy się z mężczyzną. – Pewnego wieczora odpowiedziała na jego pytanie. Siedziała obok niego w komnacie Aranela.

– Ale jak łączy? – pytał, zakładając nogę na nogę i biorąc ze stolika kielich z wodą.

– Duchowo i fizycznie. Zespalają się ze sobą zarówno przez uczucie, jak i ciała – tłumaczyła. – Tak samo kobieta może pokochać kobietę.

– A skąd się wie, co się czuje?

– Po prostu się wie. Tak samo, jak ja wiedziałam, co czuję, zakochując się w Solvim. Ale teraz, książę, pora zejść na kolację. – Zamknęła książkę. – Na dywagacje na temat miłości masz jeszcze czas. – Słyszał, jak wstaje i krząta się wokół niego, zbierając książki.

– Czas. Nianiu, ja i tak mogę tylko słuchać. Nie nadaję się do kochania. Nawet mój własny ojciec odrzucił mnie ze względu na mą ułomność. – Posmutniał.

– Aranelu, nadajesz się. Tym bardziej, że jako przyszły król na pewno spotkasz kogoś, kto z tobą zasiądzie na tronie.

– Nie będę królem. Wiesz o tym. Żadna z krain nie może mieć okaleczonego króla. A ja taki jestem. – Skierował twarz ku niej, jakby kierował na nią wzrok, gdyby go miał. Zawsze czuła dreszcze na ciele, widząc ten gest. Gdziekolwiek by nie była, on doskonale potrafił ocenić miejsce, w którym ona stoi lub siedzi. Tak, jakby widział. – Ojciec jest ostatnim Adantinem, jaki zasiada na tronie. Po jego śmierci, co mam nadzieję nie nastąpi szybko, mimo tego, że mnie nienawidzi, ziemie zostaną podzielone na inne królestwa, a mój ród zostanie zapomniany.

– Przecież możesz mieć żonę i spłodzić potomka...

– O to chodzi, że nie mogę. To znaczy, mogę mieć żonę, ale nasze prawo mówi... może ci zacytuję: „Żaden potomek księcia, który nigdy na tronie nie zasiadł i nie ogłoszono go władcą lub ma fizyczny defekt, nie ma prawa do dziedziczenia królewskiego tytułu. Na zawsze pozostanie zwykłym księciem bez praw do tronu. Tylko potomek króla może zasiąść na tronie, o ile pozwala mu na to zdrowie lub jeżeli król miał córkę, to tron obejmuje mąż kobiety. Wyznacznikiem jest także jego królewski rodowód”. Tym samym widzisz, że na tronie nie zasiądę z powodu ślepoty, a nie jestem kobietą, by ojciec połączył mnie z jakimś synem jakiegoś króla, który by miał prawo połączyć dwa królestwa i objąć władzę nad nimi.

– Ale dla ratowania Elros mógłbyś wyjść za przyszłego króla. Książę, ja czuję, że bycie z mężczyzną to twoja natura. Znam cię. Wychowałam.

– Nie wiem, ale nawet jakby... Mój ojciec nigdy się na to nie zgodzi. Nie ma możliwości, aby jakiś władca zgodził się na takie wyjście i to jeszcze z kimś, kogo bym kochał nad życie. Tak się nie stanie.

Jakże się wtedy mylił. Miał się o tym przekonać dwa lata później.

20 komentarzy:

  1. Aranel jako mały chłopiec był uroczy :). i wspaniałe jest to, że mimo ślepoty tak dobrze porusza się w terenie, ma tak duży i dobry kontakt z naturą i że w ogóle nie przeszkadza mu to zbytnio w codziennym życiu :). fakt, potrzebuje pomocy, ale przecież sam potrafi poruszać się po tak wielkim pałacu i terenach wokół niego. no i czasami radzi sobie lepiej niż widzący, umie władać bronią. a to znaczy, że ma w sobie dużo woli życia, bo gdyby tak nie było, to czy byłby taki, umiał radzić sobie w większości spraw samemu? na pewno nie. tylko szkoda, że jego ojciec go od siebie odsuwa. przecież to nie wina Aranela, że urodził się ślepy. powinien wspierać syna, tym bardziej po śmierci ukochanej mamy. eh..
    hm, no cóż, ja wiem, co to za pakt i jak wszystko się dalej potoczy, ale i tak nie mogę doczekać się sprawdzania kolejnych rozdziałów i przypominania sobie wszystkiego :D.

    Ay

    OdpowiedzUsuń
  2. No w końcu się doczekałam.
    Po tak dłuugich oczekiwaniach pojawił się prolog.
    I jestem zadowolona.
    Podoba mi się Aranel i mam nadzieję że nie zmieni się jako mężczyzna.
    Niestety mam żal do jego ojca.
    Jak mógł odsunąć się od takiego dziecka?
    Czy on nie miał w sobie żadnych uczuć?
    Mam nadzieję że ta jego ułomność nie przeszkodzi mu w objęciu władzy a wręcz przeciwnie.
    Już nie mogę się doczekać I rozdziału.
    Aby pojawił się jak najszybciej;)
    pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudownie się zapowiada.Jestem zachwycona i aż nie mogę doczekać się kiedy pojawi się pierwszy rozdział a zanim kolejne i kolejne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne, wspaniałe opisy...
    Zaczyna się bardzo ciekawie.. Z niecierpliwością będę wyczekiwać kolejnego rozdziału.
    Aranel już skradł moje serce. To, że jest niewidomy jeszcze bardziej pokazuje jaki jest wyjątkowy.
    Pozdrawiam i mnóstwa weny życzę!

    Kathi

    Ps. Przepraszam za taki beznadziejny komentarz, ale ostatnio w moim życiu się dużo zawaliło i na nic nie mam siły...

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapowiada się fantastycznie. Już jestem pewna, że to opowiadanie będzie jednym z moich ulubionych:) Takie klimaty uwielbiam najbardziej. Spodobał mi się Aranel, mimo, że jest ślepy radzi sobie doskonale. Już nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału. Życzę weny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. A Luana chyba doskonale wie, jakie są moje odczucia względem Połączonych ;)
    Niezwykle interesująca lektura, muszę przyznać i pozostaje tylko powoli czekać na ciąg dalszy tej historii.

    OdpowiedzUsuń
  7. gdybyś chciała ja również piszę opowiadania.
    http://xoxoxo17.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo spodobał mi się spodobał ten prolog i już niecierpliwie czekam na pierwszy rozdział:) Na razie jest bardzo ciekawie a główny bohater jest wprost cudny:)
    Dużo dużo weny:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniały prolog.
    Smutno mi z tego powodu,że Aranel nie widzi,lecz mimo to dobrze funkcjonuje na codzień. To prawda, jako mały chłopczyk był uroczy.
    Nie mogę się doczekać przyszłego tygodnia.
    Pozdrawiam i wielkiej weny życze!

    OdpowiedzUsuń
  10. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak się wczułam. Te wszystkie cudowne opisy i wplatanie ich w historię tak, by tworzyły harmonijną całość, to chyba Twój dar. Nie mogłam odlepić oczu od ekranu, chłonąc każde słowo, w głowie układały mi się przedstawione przez Ciebie obrazy, sytuacje, wszystkie najdrobniejsze szczegóły. No dosłownie mogłabym to przedstawić na płutnie. Jestem zachwycona i no... Brak mi już słów.
    Życzę weny i pozdrawiam ! :3

    OdpowiedzUsuń
  11. Witam, witam,
    zapowiada się na bardzo ciekawą historię, Aranel jako mały chłopiec był po prostu uroczy, choć jest ślepy potrafi sobie dobrze radzić, choć czasami potrzebuje pomocy, o daje sobie lepiej rade niż niejeden widzący... Potrafi nawet władać bronią, a to oznacza, że ma dużą wole życia,, bo gdyby jednak tak nie było, to czy by starał się radzić samemu...? Przykro się robi jak jego ojciec go tak od siebie odsuwa, no i z powodu śmierci jego matki...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  12. No cóż, zapowiada się całkiem ciekawie. Aranel porusza jakieś struny w mojej duszy. Niesamowicie mi go szkoda. Nie rozumiem króla, bo bądź co bądź powinien starać się nawiązać jakiś kontakt z niewidomym synem i ułatwić mu życie. Czekam na rozdział pierwszy, weny. :3

    OdpowiedzUsuń
  13. Już mi się podoba, jak zresztą każde Twoje opowiadanie. I jak zazwyczaj nie bardzo wiem, co napisać... Samo "fantastyczne jak zawsze" wydaje mi się za mało. Nie umiem pisać komentarzy, a w dodatku od tygodnia myślę o świętach i o tym, że wreszcie będę miała trochę czasu na napisanie czegoś swojego :) No tak, rozpisałam się o sobie, a nie tak miało być... Zgadzam się z tym, że Aranel to fajny chłopak. Mam nadzieję, że jego "kochany" tatuś dostanie solidnego kopniaka albo coś w podobie. Będę niecierpliwie czekać na ciąg dalszy i mam nadzieję, że tym razem nic mi nie przeszkodzi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Piękna bajka dla dorosłych :) Romantyczna i tak słodka,że aż się ma uczucie oderwania od tego naszego ponurego, codziennego świata. Myślę, że to będzie cudowna opowieść i że jeszcze raz udowodniłaś, iż twoja wyobraźnia nie zna granic. Pięknie i lekko.
    Ale zresztą nie wiele może mnie zaskoczyć odnośnie twojego pisania, bo wiem jak świetną pisarką jesteś. Wierzę, że z czasem osiągniesz szczyty swoich możliwości.
    Pozdrawiam cieplutko i gratuluję :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Lu.. *.* to nowe opowiadanie to cud dla moich ocząt :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Jeszcze nie wiem co sądzę... Powiem... w przyszły wtorek... *ech to czekanie*
    Na razie mam trochę za mało wprowadzenia do świata i opisu bohatera :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Aranel spodobał mi się od samego początku. I nie zmieni się to na pewno aż do końca opowiadania :) Już nie mogę się doczekać jak potoczą się jego losy. Czy znajdzie tą prawdziwą miłość ;)
    Renata

    OdpowiedzUsuń
  18. Dobrze, że jutro jest wtorek. xD
    Jest świetnie, że opisałaś zażyłość chłopca z rodzicami. Najbardziej z matką. Wydarzenie z kwiatami Tasartiru opisałaś tak, że wydawało mi się, iż kobieta będzie na dłużej. No, zostanie, to może niezbyt dobre słowo. Że będzie miała większy udział w opowiadaniu, bo wiesz, jak to jest z postaciami pobocznymi - naznacza się je, a potem czasami zapomina, a tutaj, choć kobieta była poboczną bohaterką, została pięknie i bogato opisana... Tak, że poczułam się jak... w ramionach własnej mamy. Tak ciepło i bezpiecznie.
    Król jest dupkiem, choć zrobi coś, co chyba wynagrodzi synowi lata obojętności. Pewnie życie nie będzie usłane różami... A nie, lepiej pasuje - Tesartirem, bo właśnie nadzieję i miłość mam na myśli. Jest ekstra ;3

    Hm, co napiszę w swoim opowiadaniu, to się w jakimś stopniu staje później prawdą w życiu. Ostatnio opisywałam zdarzenie, podczas którego był ten wypadek autobusowy. Jak wiesz, miałam taką sytuację parę lat temu, tylko, że kierowca zdołał ominąć drzewo, które spadło przed maską. Wczoraj jechałam z rodzicami i bratem do kościoła. Tata chciał ominąć dziurę, którą zauważył, wpadliśmy w poślizg i wylądowaliśmy w rowie. Dopiero po 11 godzinach czułam, że boli mnie głowa i ręka, choć w nic nie uderzyłam O_o

    OdpowiedzUsuń
  19. UBUSTWIAM :D
    Szkoda że Aranel został niewidomy ;(
    Prolog cudny w ogóle twoje opowiadania są cudnie, zajebiste :D
    Jak tylko przeczytał opowiadania na tamtym blogu, to zapragnełam więcej czytania ;D
    Serial: SIDŁA MIŁOŚCI, był po prostu cudny.
    A to opowiadanie wciagneło mnie że ide czytać,Następne rozdziały ;)


    Misiaczek

    OdpowiedzUsuń
  20. Słodziać z tego Aranela taki słodziak ... Każdy zasługuje na miłość i bycie szczęśliwym.
    A Aranel w szczegolności , spotka osobe ktora go pokocha i bedzie z nim na zawsze. <3
    Pozdrawiam~Shizuo

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)