Dziękuję Ay za sprawdzenie notki i ona będzie moją betą przez całe opowiadanie, chyba, że zrezygnuje. :DDD
Zapraszam na prolog, a pierwszy rozdział za tydzień.
–
Mamo, mamo, zobacz,
co znalazłem. – Dwunastoletni chłopiec o bardzo jasnych włosach,
wręcz białych,
przeplatanych z kolorem stali, mimo swojej ułomności w pełni
swobodnie podbiegł do matki. Doskonale znał teren wokół pałacu.
Każdy kamień, źdźbło trawy, brzeg strumyka, który nieopodal
szumiał, nie były mu obce.
Kobieta
siedząca na kocu wraz z nianią swego ukochanego syna wyciągnęła
do niego ręce i usadziła go obok siebie. Wyjęła z jego ręki
niebieski kwiat w kształcie gwiazdy z żółtym oczkiem w jej
centrum i uśmiechnęła się.
–
Jest piękny,
synku,
i bardzo rzadki w naszej krainie. To symbol nadziei i miłości.
– A
jak się nazywa? – dopytał chłopiec.
–
Tasartir. – Kobieta
nagle posmutniała.
–
Pani, co się stało? –
zapytała młodziutka,
osiemnastoletnia niania.
–
Prawdopodobnie Aranel
zerwał jedyny i ostatni taki kwiat u nas. Przed laty rosły ich całe
łany. Potem nadeszła susza i kwiaty już nigdy nie wyrosły.
–
Nieprawda,
mamo. Chodź. – Pociągnął kobietę za rękę. – Tego jest
więcej. Za tymi starymi drzewami.
–
Poszedłeś tak daleko?
– Wystraszona ukucnęła przed nim. Jej długa do ziemi suknia
położyła się w okręgu na trawie. – Aranel, nie możesz tak
daleko odchodzić od pałacowych ogrodów. Nie chcę,
byś się zgubił.
–
Nic mi nie będzie,
mamo. Mimo tego, że moje oczy nie widzą, to doskonale znam drogę
powrotną. Kieruję się słuchem, dotykiem i zapachem. Nie zdołam
się zgubić w miejscu, gdzie nawet ptaki mówią mi,
gdzie jestem. – Aranel miał szczególny dar do porozumiewania się
z ptakami za pomocą śpiewu. Niejeden raz widziała, jak jej syn
przysiadał w ogrodzie wśród drzew i śpiewał, a ptaki mu
odpowiadały. Czasami łapała go na tym, że sam słuchał ptasich
treli i się uśmiechał. Bywały momenty,
kiedy ptak zawodził żałobną pieśnią. Aranel wtedy płakał,
jakby wiedząc,
czego śpiew dotyczył. Była dumna, że miała tak wspaniałego,
ślicznego i dobrego syna.
–
Wiem,
synku, ale i tak się boję. – Spojrzała w puste oczy, które nie
miały źrenic, tylko ciemniejszą plamę oddzielającą miejsce,
które powinno widzieć, od białka oka. Poczuła ukłucie w sercu na
to, że jej synek nigdy nie zobaczy piękna przyrody, którą tak
bardzo ukochał. Zamiast ona jego, on pocieszał ją mówiąc, że
widzi, ale inaczej. Nigdy nie skarżył się na swoje kalectwo,
przyjął je naturalnie. W przeciwieństwie do niej. Kiedy medyk
powiedział jej w parę tygodni po urodzeniu Aranela, że jej dziecko
na zawsze pozostanie ślepe, przeklinała wszystkie bóstwa, jakie
czcili mieszkańcy Elros. Jej jedyne, tak wyczekiwane potomstwo
obdarzyli taką karą. Długo nie potrafiła zaakceptować takiej
sytuacji, tym bardziej, że już nie mogła mieć więcej dzieci, a
jej mąż odsunął się od obojga. Twierdził, że przyszły król
nie może być naznaczony takim upośledzeniem. Władca, który nie
widzi, nie może rządzić krainą. Przez to, że królowa po raz
kolejny nie zaszła w ciążę, ktoś musiał przejąć władzę po
śmierci króla. Nie było nikogo, kto miałby w sobie królewską
krew i pochodził z
rodziny Adantin. Król sam był jedynakiem. Martwiąc się o los
swych poddanych, podjął ważną decyzję. Wtedy w dwa lata po
urodzeniu się Aranela został zawarty pakt dwóch królów. Pakt,
o którym królowa poznała prawdę dwie wiosny temu, a Aranel
dopiero za kilka lat miał zaznajomić się z jego treścią.
–
To nie bój się.
Zawsze znajdę właściwą drogę, mamo. Gdziekolwiek będę.
Cała
trójka dotarła do granicy strumienia,
w którym krystalicznie czyta woda odbijała ich sylwetki niczym
lustro. Szli wzdłuż brzegu. Aranel poruszał się tak jak widzący
człowiek. Królowa tylko widziała, jak od czasu do czasu nasłuchuje
płynących zewsząd dźwięków i idzie dalej. W pewnym momencie
skręcili w prawo, tuż za szerokim murem z czarnego kamienia.
Dotykając go palcami,
szedł obok niego i nagle przystanął. Radosny śpiew skowronka
powitał go w tym miejscu.
–
To tutaj. Naprzeciw was
są drzewa, które mogłyby opowiedzieć historię sprzed paru
stuleci. Natomiast za nimi, na małej polance,
znalazłem Tasartir.
Obie
kobiety wyminęły chłopca i drzewa o szerokich pniach zaintrygowane
odkryciem. Wstrzymały oddech na widok,
jaki ukazał się ich oczom. Mała polanka była obsypana kwieciem
tak,
jakby ktoś zasiał go na niej. Ich łodygi sięgały im do kolan, a
na nich kwitły niebieskie gwiazdy. Kobiety żałowały, że nie
zapuszczały się w to miejsce. Nigdy nie wychodziły poza pałacowe
mury. Tego też uczyły księcia, ale jak widać,
poznawanie świata było silniejsze od zakazów matki i niani.
–
To są kwiaty nadziei.
Nadziei na lepsze jutro – powiedziała królowa. Popatrzyła na
syna, który stanął obok niej.
–
Szkoda, że nie wiemy,
co jutro przyniesie, pani – odezwała się niania.
–
To nie ma znaczenia, bo
nawet po złych dniach przychodzą te dobre. Zawsze w to,
synku,
wierz. – Położyła ręce na jego ramionach. – Ilekroć w twoim
życiu napotkasz właśnie kwiat nadziei i miłości, to pamiętaj o
tej chwili. Miej też w pamięci, że drogi nie zawsze usłane są
kwieciem. Często są na nich liczne wyboje. Życie nie raz przynosi
wiele smutku, ale staraj się nie tracić nadziei na to, że będzie
dobrze.
I
pamiętał. Pamiętał nawet bez nich. Pamiętał każdą chwilę
spędzoną w ramionach matki, a najbardziej ten dzień, kiedy w wieku
piętnastu wiosen musiał się z nią na zawsze pożegnać. Choroba,
jaka zaczęła niszczyć jej ciało, nie pozwalała jej
na długie życie.
Walczyła rok, ale pewnego ranka poddała się i blask w jej oczach,
jaki mimo cierpienia utrzymywał się, zgasł na zawsze. On tego
blasku nie mógł widzieć, ale ukochana niania wszystko mu mówiła,
tak jak o to błagał. Wiedział, że oszczędza mu drastycznych
szczegółów, ale rozumiał to i nie nalegał na więcej. Chciał
tylko wiedzieć, co się dzieje i jakie oczy ma jego matka.
Płakał,
siedząc w samotności w swojej komnacie. Ojciec ani razu do niego
nie przyszedł. W ogóle od śmierci królowej stał się zimny i
oschły. Wcześniej choćby interesował się jego nauką, ale teraz
tylko go ganił za samą obecność w pałacu. Wtedy Aranel chodził
na niebieską polankę, gdzie każdej wiosny,
jakby cudem,
wyrastał Tasartir i spędzał tam całe dnie. Marzył, że kiedyś
przyjdą dni,
w których będzie się śmiał, a serce ogarnie radość.
Mijały
tygodnie, miesiące, a on rósł i mężniał. Dużo się uczył,
chcąc chociaż tym zadowolić króla. Mimo niewidzących oczu
doskonale potrafił władać bronią i znał na pamięć księgi
zarówno te, których wiedzę przekazywali mu nauczyciele, a do nich
zaliczała się astronomia, historia, wiedza o liczbach, jak i te,
których poznawać nie musiał, a znał z pomocą niani. Te księgi
były inne. Opowiadały o
przygodach, miłości, o której w wieku osiemnastu lat zaczął
marzyć, lecz odsuwał te myśli na bok. Wiedział, że nie ma
możliwości, by ktoś pokochał niewidomego księcia. Co z tego, że
radził sobie czasami lepiej od widzącej osoby, bo potrafił
poruszać się nocą po zamku, ale na co dzień potrzebował pomocy.
Pomocy przy ubraniu się, nawet jedzeniu. Zawsze towarzyszyła mu
niania i w czasie posiłku mówiła,
gdzie leżą jakie potrawy, a przecież wiedział, że ją obarcza
swoją osobą. Tym bardziej, że miała męża, któremu powinna
także poświęcić czas. Nie chciał być ciężarem dla przyszłej
żony. Chociaż czasami łapał się na tym, że czuje dziwny ogień
w okolicach podbrzusza, kiedy niania opowiadała mu, że w ich
świecie związki tworzą również osoby tej samej płci. Nie miał
takiego odczucia, słuchając, jak czyta o kobiecie i mężczyźnie.
–
To znaczy, książę,
że mężczyzna łączy się z mężczyzną. – Pewnego wieczora
odpowiedziała na jego pytanie. Siedziała obok niego w komnacie
Aranela.
–
Ale jak łączy? –
pytał,
zakładając nogę na nogę i biorąc ze stolika kielich z wodą.
–
Duchowo i fizycznie.
Zespalają się ze sobą zarówno przez uczucie, jak i ciała –
tłumaczyła. – Tak samo kobieta może pokochać kobietę.
– A
skąd się wie, co się czuje?
–
Po prostu się wie. Tak
samo, jak ja wiedziałam,
co czuję,
zakochując się w Solvim. Ale teraz,
książę, pora zejść na kolację. – Zamknęła książkę. –
Na dywagacje na temat miłości masz jeszcze czas. – Słyszał,
jak wstaje i krząta się wokół niego,
zbierając książki.
–
Czas. Nianiu,
ja i tak mogę tylko słuchać. Nie nadaję się do kochania. Nawet
mój własny ojciec odrzucił mnie ze względu na mą ułomność. –
Posmutniał.
–
Aranelu, nadajesz się.
Tym bardziej, że jako przyszły król na pewno spotkasz kogoś,
kto z tobą zasiądzie na tronie.
–
Nie będę królem.
Wiesz o tym. Żadna z krain nie może mieć okaleczonego króla. A ja
taki jestem. – Skierował twarz ku niej, jakby kierował na nią
wzrok, gdyby go miał. Zawsze czuła dreszcze na ciele, widząc ten
gest. Gdziekolwiek by nie była, on doskonale potrafił ocenić
miejsce,
w którym ona stoi lub siedzi. Tak,
jakby widział. – Ojciec jest ostatnim Adantinem,
jaki zasiada na tronie. Po jego śmierci, co mam nadzieję nie
nastąpi szybko, mimo tego, że mnie nienawidzi, ziemie zostaną
podzielone na inne królestwa, a mój ród zostanie zapomniany.
–
Przecież możesz mieć
żonę i spłodzić potomka...
– O
to chodzi, że nie mogę. To znaczy,
mogę mieć żonę, ale nasze prawo mówi... może ci zacytuję:
„Żaden potomek księcia, który nigdy na tronie nie zasiadł i nie
ogłoszono go władcą
lub ma fizyczny
defekt, nie ma prawa do dziedziczenia królewskiego tytułu. Na
zawsze pozostanie zwykłym księciem bez praw do tronu. Tylko potomek
króla może zasiąść na tronie, o ile pozwala mu na to zdrowie lub
jeżeli król miał córkę, to tron obejmuje mąż kobiety.
Wyznacznikiem jest także jego królewski rodowód”.
Tym samym widzisz, że na tronie nie zasiądę z powodu ślepoty, a
nie jestem kobietą, by ojciec połączył mnie z jakimś synem
jakiegoś króla, który by miał prawo połączyć dwa królestwa i
objąć władzę nad nimi.
–
Ale dla ratowania Elros
mógłbyś wyjść za przyszłego króla. Książę, ja czuję, że
bycie z mężczyzną to twoja natura. Znam cię. Wychowałam.
–
Nie wiem, ale nawet
jakby... Mój ojciec nigdy się na to nie zgodzi. Nie ma możliwości,
aby jakiś władca zgodził się na takie wyjście i to jeszcze z
kimś,
kogo bym kochał nad życie. Tak się nie stanie.
Jakże się wtedy
mylił. Miał się o tym przekonać dwa lata później.
Aranel jako mały chłopiec był uroczy :). i wspaniałe jest to, że mimo ślepoty tak dobrze porusza się w terenie, ma tak duży i dobry kontakt z naturą i że w ogóle nie przeszkadza mu to zbytnio w codziennym życiu :). fakt, potrzebuje pomocy, ale przecież sam potrafi poruszać się po tak wielkim pałacu i terenach wokół niego. no i czasami radzi sobie lepiej niż widzący, umie władać bronią. a to znaczy, że ma w sobie dużo woli życia, bo gdyby tak nie było, to czy byłby taki, umiał radzić sobie w większości spraw samemu? na pewno nie. tylko szkoda, że jego ojciec go od siebie odsuwa. przecież to nie wina Aranela, że urodził się ślepy. powinien wspierać syna, tym bardziej po śmierci ukochanej mamy. eh..
OdpowiedzUsuńhm, no cóż, ja wiem, co to za pakt i jak wszystko się dalej potoczy, ale i tak nie mogę doczekać się sprawdzania kolejnych rozdziałów i przypominania sobie wszystkiego :D.
Ay
No w końcu się doczekałam.
OdpowiedzUsuńPo tak dłuugich oczekiwaniach pojawił się prolog.
I jestem zadowolona.
Podoba mi się Aranel i mam nadzieję że nie zmieni się jako mężczyzna.
Niestety mam żal do jego ojca.
Jak mógł odsunąć się od takiego dziecka?
Czy on nie miał w sobie żadnych uczuć?
Mam nadzieję że ta jego ułomność nie przeszkodzi mu w objęciu władzy a wręcz przeciwnie.
Już nie mogę się doczekać I rozdziału.
Aby pojawił się jak najszybciej;)
pozdrawiam serdecznie.
Cudownie się zapowiada.Jestem zachwycona i aż nie mogę doczekać się kiedy pojawi się pierwszy rozdział a zanim kolejne i kolejne :)
OdpowiedzUsuńPiękne, wspaniałe opisy...
OdpowiedzUsuńZaczyna się bardzo ciekawie.. Z niecierpliwością będę wyczekiwać kolejnego rozdziału.
Aranel już skradł moje serce. To, że jest niewidomy jeszcze bardziej pokazuje jaki jest wyjątkowy.
Pozdrawiam i mnóstwa weny życzę!
Kathi
Ps. Przepraszam za taki beznadziejny komentarz, ale ostatnio w moim życiu się dużo zawaliło i na nic nie mam siły...
Zapowiada się fantastycznie. Już jestem pewna, że to opowiadanie będzie jednym z moich ulubionych:) Takie klimaty uwielbiam najbardziej. Spodobał mi się Aranel, mimo, że jest ślepy radzi sobie doskonale. Już nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału. Życzę weny i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA Luana chyba doskonale wie, jakie są moje odczucia względem Połączonych ;)
OdpowiedzUsuńNiezwykle interesująca lektura, muszę przyznać i pozostaje tylko powoli czekać na ciąg dalszy tej historii.
gdybyś chciała ja również piszę opowiadania.
OdpowiedzUsuńhttp://xoxoxo17.blogspot.com/
Bardzo spodobał mi się spodobał ten prolog i już niecierpliwie czekam na pierwszy rozdział:) Na razie jest bardzo ciekawie a główny bohater jest wprost cudny:)
OdpowiedzUsuńDużo dużo weny:)
Wspaniały prolog.
OdpowiedzUsuńSmutno mi z tego powodu,że Aranel nie widzi,lecz mimo to dobrze funkcjonuje na codzień. To prawda, jako mały chłopczyk był uroczy.
Nie mogę się doczekać przyszłego tygodnia.
Pozdrawiam i wielkiej weny życze!
Nawet sobie nie wyobrażasz, jak się wczułam. Te wszystkie cudowne opisy i wplatanie ich w historię tak, by tworzyły harmonijną całość, to chyba Twój dar. Nie mogłam odlepić oczu od ekranu, chłonąc każde słowo, w głowie układały mi się przedstawione przez Ciebie obrazy, sytuacje, wszystkie najdrobniejsze szczegóły. No dosłownie mogłabym to przedstawić na płutnie. Jestem zachwycona i no... Brak mi już słów.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam ! :3
Witam, witam,
OdpowiedzUsuńzapowiada się na bardzo ciekawą historię, Aranel jako mały chłopiec był po prostu uroczy, choć jest ślepy potrafi sobie dobrze radzić, choć czasami potrzebuje pomocy, o daje sobie lepiej rade niż niejeden widzący... Potrafi nawet władać bronią, a to oznacza, że ma dużą wole życia,, bo gdyby jednak tak nie było, to czy by starał się radzić samemu...? Przykro się robi jak jego ojciec go tak od siebie odsuwa, no i z powodu śmierci jego matki...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
No cóż, zapowiada się całkiem ciekawie. Aranel porusza jakieś struny w mojej duszy. Niesamowicie mi go szkoda. Nie rozumiem króla, bo bądź co bądź powinien starać się nawiązać jakiś kontakt z niewidomym synem i ułatwić mu życie. Czekam na rozdział pierwszy, weny. :3
OdpowiedzUsuńJuż mi się podoba, jak zresztą każde Twoje opowiadanie. I jak zazwyczaj nie bardzo wiem, co napisać... Samo "fantastyczne jak zawsze" wydaje mi się za mało. Nie umiem pisać komentarzy, a w dodatku od tygodnia myślę o świętach i o tym, że wreszcie będę miała trochę czasu na napisanie czegoś swojego :) No tak, rozpisałam się o sobie, a nie tak miało być... Zgadzam się z tym, że Aranel to fajny chłopak. Mam nadzieję, że jego "kochany" tatuś dostanie solidnego kopniaka albo coś w podobie. Będę niecierpliwie czekać na ciąg dalszy i mam nadzieję, że tym razem nic mi nie przeszkodzi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Piękna bajka dla dorosłych :) Romantyczna i tak słodka,że aż się ma uczucie oderwania od tego naszego ponurego, codziennego świata. Myślę, że to będzie cudowna opowieść i że jeszcze raz udowodniłaś, iż twoja wyobraźnia nie zna granic. Pięknie i lekko.
OdpowiedzUsuńAle zresztą nie wiele może mnie zaskoczyć odnośnie twojego pisania, bo wiem jak świetną pisarką jesteś. Wierzę, że z czasem osiągniesz szczyty swoich możliwości.
Pozdrawiam cieplutko i gratuluję :*
Lu.. *.* to nowe opowiadanie to cud dla moich ocząt :D
OdpowiedzUsuńJeszcze nie wiem co sądzę... Powiem... w przyszły wtorek... *ech to czekanie*
OdpowiedzUsuńNa razie mam trochę za mało wprowadzenia do świata i opisu bohatera :)
Aranel spodobał mi się od samego początku. I nie zmieni się to na pewno aż do końca opowiadania :) Już nie mogę się doczekać jak potoczą się jego losy. Czy znajdzie tą prawdziwą miłość ;)
OdpowiedzUsuńRenata
Dobrze, że jutro jest wtorek. xD
OdpowiedzUsuńJest świetnie, że opisałaś zażyłość chłopca z rodzicami. Najbardziej z matką. Wydarzenie z kwiatami Tasartiru opisałaś tak, że wydawało mi się, iż kobieta będzie na dłużej. No, zostanie, to może niezbyt dobre słowo. Że będzie miała większy udział w opowiadaniu, bo wiesz, jak to jest z postaciami pobocznymi - naznacza się je, a potem czasami zapomina, a tutaj, choć kobieta była poboczną bohaterką, została pięknie i bogato opisana... Tak, że poczułam się jak... w ramionach własnej mamy. Tak ciepło i bezpiecznie.
Król jest dupkiem, choć zrobi coś, co chyba wynagrodzi synowi lata obojętności. Pewnie życie nie będzie usłane różami... A nie, lepiej pasuje - Tesartirem, bo właśnie nadzieję i miłość mam na myśli. Jest ekstra ;3
Hm, co napiszę w swoim opowiadaniu, to się w jakimś stopniu staje później prawdą w życiu. Ostatnio opisywałam zdarzenie, podczas którego był ten wypadek autobusowy. Jak wiesz, miałam taką sytuację parę lat temu, tylko, że kierowca zdołał ominąć drzewo, które spadło przed maską. Wczoraj jechałam z rodzicami i bratem do kościoła. Tata chciał ominąć dziurę, którą zauważył, wpadliśmy w poślizg i wylądowaliśmy w rowie. Dopiero po 11 godzinach czułam, że boli mnie głowa i ręka, choć w nic nie uderzyłam O_o
UBUSTWIAM :D
OdpowiedzUsuńSzkoda że Aranel został niewidomy ;(
Prolog cudny w ogóle twoje opowiadania są cudnie, zajebiste :D
Jak tylko przeczytał opowiadania na tamtym blogu, to zapragnełam więcej czytania ;D
Serial: SIDŁA MIŁOŚCI, był po prostu cudny.
A to opowiadanie wciagneło mnie że ide czytać,Następne rozdziały ;)
Misiaczek
Słodziać z tego Aranela taki słodziak ... Każdy zasługuje na miłość i bycie szczęśliwym.
OdpowiedzUsuńA Aranel w szczegolności , spotka osobe ktora go pokocha i bedzie z nim na zawsze. <3
Pozdrawiam~Shizuo