21 października 2018

Ucieczka do Limare - Rozdział 2

Dziękuję za komentarze i zapraszam na drugi rozdział. Przypominam, że ten tom oraz dwa kolejne można zakupić w całości na Bucketbook.pl
O Beezar.pl nie wspominam za bardzo, bo tam wciąż są problemy. :/




Wąskie uliczki małego, włoskiego miasteczka miały w sobie osobliwy urok, ale nie wtedy kiedy trzeba było, aby dwa samochody minęły się. Miejscowi mieli w tym wprawę, w przeciwieństwie do niego. Przyzwyczajony do ulic Rzymu ledwie przecisnął się pomiędzy ścianą jakiegoś budynku, a drugim pojazdem. Odetchnął kiedy wyjechał na szerszy plac prowadzący w stronę morza Tyrreńskiego. Zgodnie z tym co mu warcząco powiedział Paolo, miał skręcić w prawo i drogą, kilka metrów oddaloną od przystani, przy której stały przymocowane łodzie, przejechać na stąd widoczne wzgórze. Tak też zrobił i po chwili główna ulica poprowadziła w lewo, a on ujrzawszy znak „Teren prywatny” skręcił nieznacznie, by krętą dróżką, po bokach której rosły tysiące polnych kwiatów, pojechać do celu. Po chwili jego oczom ukazał się duży, prostokątny dom o dwóch kondygnacjach z elewacją utrzymaną w piaskowym kolorze i drewnianymi okiennicami w ciepłym odcieniu oraz płaskim dachem. Budynek wyglądał zjawiskowo i Domenico czuł, że już się w nim zakochał. Do tego wokół było pełno naturalnej zieleni oraz tej rosnącej w wazonach z kamienia, często tak dużych, że zastanowił się przez chwilę jak je tu wstawiono. Do domu prowadziły trzy wejścia, a jego front dodatkowo przez całą długość ozdabiał taras, którego kwadratowe kamienne kolumny przytrzymywał daszek. Nie było żadnych schodów, płotków, barierek. Prostota i piękno zawarte w urzekającym obrazie. To przyszło mu na myśl, kiedy zaparkował przed domem.
Wysiadł z samochodu, a do jego uszu dotarł śpiew ptaków oraz spokojny szum morza, którego z miejsca gdzie stał nie było widać. Podszedł do bagażnika otworzył go i wyjął torbę sportową, a także dużo mniejszą, w której trzymał laptopa. Zatrzasnął klapę i ze swoimi rzeczami ruszył w stronę budynku, który sprawiał, że serce biło mu mocniej.
Wszedł środkowym wejściem i zaraz po przekroczeniu progu uderzył go chłód panujący w pomieszczeniu, tworząc duży kontrast z ciepłem rządzącym na dworze. Kolejną rzeczą, którą zauważył był długi korytarz biegnący wzdłuż budynku. Do niego można było również wejść przez pozostałe drzwi. Naprzeciwko środkowego wejścia umiejscowiono schody, duże, zakręcone z balkonem u samej góry i zdobną balustradą. Przy nich znajdował się również korytarz, który prowadził do salonu. Łukowe przejście odsłaniało pomieszczenie pełne słońca.
Domenico odstawił bagaże i poszedł w tamtą stronę jakby ciągnięty na niewidzialnej nici. Napotkał przestronne wnętrze, ogromne mógłby rzecz, ale tak umeblowane, że nie czuło się wielkości salonu. Pośrodku, naprzeciwko siebie, stały dwie skórzane, brązowe kanapy. Pomiędzy nimi drewniany stolik do kawy, na którym leżały jakieś listy i gazety. Po prawej stronie pokoju pod ścianą znajdowało się pianino. Podszedł do niego i przesunął po nim palcem. Po chwili uniósł klapę przykrywającą klawisze i wystukał na nich kilka nutek. Ciekawiło go czy kucharz gra na nim, a może instrument to po prostu zwykły mebel. Miał nadzieję, że się przekona.
Bardzo spodobał mu się kącik przy oknie wychodzącym na tył domu. Okrągły stolik i dwa głębokie, wyglądające na wygodne fotele zapraszały by usiąść z filiżanką herbaty. Powstrzymał się jednak, bo chciał poznać dom dopóki był sam. Pomieszczenia były tak ułożone, że miały po dwoje drzwi. Jedne wychodziły na szeroki korytarz, a drugie do innego pokoju. Kuchnia była duża, nowoczesna z wieloma sprzętami mającymi pomóc w gotowaniu. Wolał coś bardziej klasycznego, ale i tak mu się tutaj podobało. Wokół panowała czystość, ale jego wprawne oko dostrzegło, że jednak jest używana. Na stole stał kubek po porannej kawie, drzwiczki w szafce były niedomknięte, szuflada odsunięta, jakby ktoś się śpieszył i o niej zapomniał, a na jednym z blatów leżał zeszyt oraz długopis. Gdy do niego zajrzał, bo nie mógł powstrzymać ciekawości, ujrzał składniki przepisu. Jedne były wykreślone, inne pokreślone, pod nimi opisane wykonanie dania, a wszystko to spisane szerokim, niezbyt starannym pismem. Jakby każde słowo wypisywane było na szybko, a ten kto je pisał był lekko zdenerwowany. Wskazywały na to przekreślenia, które omalże nie rozdarły kartki. Gospodarz musiał być nerwowym człowiekiem, o czym zdążył się już przekonać.
Z kuchni przeszedł do jadalni. Duży owalny stół i sześć ustawionych wokół niego krzeseł oraz dwa kredensy przy ścianie, to były jedyne meble jakie tu królowały. Ten pokój wydał mu się najbardziej pusty, bez duszy. Nikt go nie używał. Podejrzewał, że właściciel domu jadał w kuchni. Od razu przyszła mu na myśl jadalnia w domu jego rodziców. Duża, elegancka z miejscami przy stole dla dwunastu gości, a nawet większej liczby kiedy go rozłożono. Do tego liczne kwiaty, ogromny kryształowy żyrandol i ludzie, którzy przewijali się przez pokój. Na tę myśl poczuł lekkie ukłucie w piersi i położył na nią dłoń. Nie może o tym myśleć, wszystko było jeszcze zbyt świeże.
Potarł twarz dłońmi i wrócił do swoich bagaży. Drugą część parteru zwiedzi później. Teraz udał się na piętro do swojego pokoju, w którym nie miał pojęcia na jak długo zostanie. Paolo nie chciał go tutaj i dziwnie czuł się z tego powodu, bo miał dość tego, że go nie chcą. Dlatego zamierzał nie naprzykrzać się gospodarzowi, chociaż ta myśl jakoś mu się nie spodobała. Nie chciał go unikać i chować się przed nim. Wprost przeciwnie, najchętniej to znów siedziałby mu na głowie słuchając jego warczenia.
– Dziwny jestem – burknął pod nosem wchodząc do pokoju, którego okno i drzwi balkonowe wychodziły na morze upajając tym widokiem. Otworzył je nasłuchując szumu. O wiele bardziej wolał to, niż hałas rzymskich ulic dolatujący do jego mieszkania. Naprawdę mogło mu się tutaj podobać. Ten klimat, dom, te widoki, a także przystojny właściciel posiadłości sprawiały, że myśl o wyjeździe stąd wydawała mu się być trudną do zrealizowania.
Położył torbę na dużym, dwuosobowym łóżku pokrytym szarym kocem. Obok łóżka po dwóch stronach stały stoliczki nocne, a na nich dwie lampki. W sypialni znajdowała się też szafa z jasnego drewna z dwoma szufladami na dole i z drzwiami, na których umocowane były lustra. Na podłodze leżał puchaty szaro-biały dywan. Cały pokój utrzymany był w tych kolorach, ale Domenico nie zwracał na to uwagi wypakowując swoje rzeczy. Miał ochotę wyjść na podwórko, wziąć aparat i porobić zdjęcia. Jego małe hobby, którym ostatnio bardzo się zainteresował.

*

Paolo zamknął Amare koło godziny osiemnastej. Kuzynka wyszła dużo wcześniej, więc on musiał wszystko posprzątać i przygotować kuchnię na jutro. Klientów dzisiaj mieli dość sporo i we dwójkę ledwie się wyrabiali, ale nie żałował, że nikogo nie wezwał do pomocy, bo dzień był naprawdę dobry, a ludziom też należy się wolne. Ze śniadaniem było małe opóźnienie, ale dzięki pomocy Domenico szybko, sprawnie poszło i klienci byli zadowoleni z posiłku. Jedynie on był niezadowolony z gościa, który na niego czekał. W każdym razie miał nadzieję, że czekał, a nie wróci do domu i zastanie go splądrowanego. Jakoś nie uważał, że Salieri jest złodziejem, ale patrząc tylko na człowieka nie można wiedzieć. Nie uśmiechało mu się jednak nieustanne zajmowanie gościem. Nie miał na to ochoty, a ostatnio w ogóle ledwie co znosił jakiekolwiek towarzystwo. Zawsze był spokojnym człowiekiem, a obecnie nawet Giovanna go denerwowała. Aczkolwiek ona potrafiła go zawsze wkurzać. Dzisiaj owszem, szczególnie działała mu na nerwy, kiedy co jakiś czas wspominała, że ich niespodziewany gość jest przystojny. Co z tego, że był przystojny? Sam też na to zwrócił uwagę, bo przecież miał oczy. Fakt, przyjemnie patrzyło się na Domenico, ale to nic nie znaczyło. Poza tym pozostanie dla niego tajemnicą, dlaczego zgodził się na wynajęcie mu pokoju. Przecież nie zamierzał tego robić, ale to stało się samo.
Podszedł do zaparkowanych nieopodal bistra skuterów. To był idealny środek lokomocji w miasteczku z wąskimi uliczkami. Jeden z nich należał do niego i nie interesowało go to, że on jako wielki facet wyglądał na nim dziwnie. Dawniej miał motor. Prawdziwą, wielką, głośno mruczącą, czarną maszynę. Po tym jak ją rozwalił i ledwie wyszedł cało z wypadku, przeniósł się na coś o wiele mniejszego i wolniejszego. Wsiadł na czerwony pojazd i podpierając się długimi nogami sięgnął do sakiewki przymocowanej przy pasie. Palcami natrafił na listy, które do niego dzisiaj dotarły. W końcu będzie musiał je otworzyć. Wiedział co znajdzie w środku i najchętniej to wyrzuciłby wszystko do śmieci. Niestety nie mógł tego zrobić, tak jak i kopnąć problemów w tyłek, by odeszły. Tak się dzieje tylko na filmach. Za to w życiu realnym nic nie przychodziło łatwo, a cuda też się nie zdarzały.
Wrócił do domu, kiedy słońce powoli chyliło się ku zachodowi. O tej porze roku ciemność szybko nie nadchodziła. Popołudnia były piękne i nie tak upalne jak środek dnia. To był też ten czas, kiedy miał wolne chwile i mógł je spożytkować tak, jak tylko chciał. Tym bardziej oczekiwał tego po dzisiejszym dniu pełnym harówki. Miał nadzieję, że tymczasowy współlokator mu nie przeszkodzi. Ten od razu rzucił mu się w oczy siedząc przy stoliczku na tarasie i oderwawszy wzrok od laptopa spojrzał na niego. Paolo dziwnie się poczuł ze świadomością, że wracał do domu, w którym ktoś na niego czekał. Przez ostatnie miesiące jego dom witał go pustką. Tak bardzo się do niej przyzwyczaił i do samotności, że zapomniał jak to jest, kiedy nie mieszka się samemu. Co prawda czasami nocowała u niego córka, ale jej matka bardzo rzadko na to pozwalała. Walczył z tą kobietą o większe prawa względem małej, ale kobieta miała lepszych prawników, na których nie mógł sobie pozwolić. Jeden weekend w miesiącu, który mógł spędzić ze swoim dzieckiem to zbyt mało. Gianna miała już dwanaście lat, a on z każdym rokiem tracił coraz więcej.
Domenico przyglądał się mężczyźnie. Najpierw zwrócił uwagę na jego ubranie. Nie miał już na sobie stroju kucharza, tylko obcisłe dżinsy podkreślające jego długie nogi i koszulkę, której dół z przodu i z tyłu był dłuższy, a boki krótsze. Do tego krótkie rękawy i głębszy dekolt w serek odsłaniały doskonale opaloną i apetyczną skórę. Facet był naprawdę gorący. Nie to jednak najbardziej zwróciło jego uwagę, tylko zamyślenie, jakby DiCarlo nagle znalazł się w innym świecie i to dosyć nieciekawym, bo kiedy do niego podszedł, dwie brwi były zmarszczone, tworząc pomiędzy sobą głęboką zmarszczkę. Jego gospodarz musiał mieć poważne problemy. Samo to, że przychodziły do niego listy z banku, na których było napisane „upomnienie” nie wróżyło nic dobrego. Miał ochotę wypytać go o co chodzi, ale w sumie to nie była jego sprawa. Spędzi tutaj kilka dni, może z dwa tygodnie, a potem wyjedzie. Tylko zastanawiał się gdzie, bo Rzym już nie był jego miastem, a dom domem. Bolało go, że już nie miał swojego miejsca na ziemi. Nie o tym jednak chciał myśleć. Bardziej obchodziło go to, aby wyciągnąć rękę i  wyprostować zmarszczkę, która wręcz krzyczała o kłopotach. Zapragnął zmyć je z tego mężczyzny. Zanim zapanował nad tym co robi wyciągnął dłoń i przesunął palcami pomiędzy jego brwiami. Wtedy DiCarlo się ocknął i niemalże czarne oczy spojrzały na niego.
– Co robisz?
Speszony swoim zachowaniem Domenico zabrał rękę i odpowiedział:
– Po prostu poczułem potrzebę jej wygładzenia.
– Czego? – DiCarlo zszedł ze skutera.
– Zmarszczki. Tej pomiędzy brwiami. – Pokazał miejsce na swojej twarzy karcąc siebie w myślach, że nie powstrzymał się przed dotknięciem mężczyzny. Nie miał prawa tego robić. Nawet się nie znali. Byli dla siebie nikim. Zaledwie dwie godziny spędzone razem nie dawały mu żadnych praw.
– Aha – skomentował kucharz, po czym brzęcząc kluczykami, które trzymał w dłoni, ruszył w stronę wejścia do domu. Nie miał pojęcia co ma myśleć o tym co zrobił jego gość, więc wolał zamknąć ten temat. – Znalazłeś pokój?
– Tak. W ogóle to masz piękny dom – pochwalił Salieri idąc za nim. – Musisz być dumny z posiadłości.
– Nie wiem jak długo jeszcze będzie moja – burknął Paolo kierując się w stronę schodów, które po chwili pokonywał po dwa stopnie na raz, zostawiając Domenico z tyłu. Na górze obejrzał się na niego i uśmiechnął mówiąc: – Teraz to ty masz zmarszczone brwi.
Domenico dotknął czoła i zaśmiał się, po czym, aby nie przeszkadzać gospodarzowi wrócił do swojego laptopa i zajął się przeglądaniem zdjęć, które dzisiaj zrobił. Głównym ich elementem był dom i wszystko to, co go otaczało. Spędził tu tylko kilka godzin, ale już zakochał się w tym miejscu. Nie chodziło tylko o subtelne piękno tego wszystkiego, ale o to jak się tutaj czuł. Bał się o tym myśleć, jednak wydawało mu się, że w końcu odnalazł swoje miejsce na ziemi. Odkąd się urodził nawet rodzinny dom nie był do końca tym, gdzie było mu dobrze. Zawsze czegoś poszukiwał i wiedział, że to nie było to. Natomiast tutaj, gdy stanął na tej ziemi, przed tym domem, coś kliknęło, jakby związał się z tym miejscem, które miał wrażenie, że otacza go miłością. Głupie, ale tak to odczuwał. W sumie nie potrafił tego nazwać. „Są na tym świecie rzeczy, które nie potrzebują nazwy, wystarczy, że się je czuje.” Przypomniał sobie słowa babci. Kobiety o złotym sercu i duszy romantyka, która odeszła dwa lata temu i bardzo mu jej brakowało. Jedyna osoba, która go rozumiała. Jedyna, która kochała go takiego jakim był.

*

Paolo pozostawiwszy przywiezione listy w swojej sypialni, która znajdowała się obok wynajętego pokoju, zszedł na dół. W kuchni nalał do dwóch szklanek soku pomarańczowego i wyszedł na patio przed dom, spodziewając się właśnie tam zastać gościa. Musiał dowiedzieć się na jak długo mężczyzna zostanie i obliczyć cenę za wynajem. Powinien to zrobić wcześniej, ale wtedy to nie była odpowiednia pora. Rano był zbyt krytycznie nastawiony do tego, aby mieć współlokatora nawet na krótki czas. Potem zrozumiał, że w jego sytuacji każdy pieniądz się liczy, ale to i tak nie uratuje go przed utratą tego co kochał. Może tak byłoby lepiej. Mógłby wyjechać, znaleźć pracę w jakiejś dobrej restauracji. Kłopot w tym, że już raz tego spróbował i wrócił do Limare, bo tu było jego miejsce.
Postawił szklankę soku przy mężczyźnie, a potem usiadł na krześle po drugiej stronie okrągłego stolika.
– Dziękuję – powiedział Domenico. – Pozwoliłem sobie wcześniej zrobić kawę oraz coś zjadłem.
– Dobrze. Nie chciałbym, abyś padł z głodu – odparł DiCarlo na spokojnie przyglądając się Salieremu. Mężczyzna zaczesywał ciemne włosy do tyłu. Szare oczy okolone były drobnymi rzęsami, nie to co u niego. Sam miał gęste rzęsy, długie, a brwi szerokie, których kształt dodawał mu drapieżności. Powrócił jednak do kontemplowania wyglądu swojego towarzysza. Wyglądał inaczej niż kiedy się poznali. Wcześniej miał na sobie białą koszulę i czarne spodnie od garnituru. Zastąpił je jasną koszulką polo i krótkimi spodniami. Ciało miał długie, smukłe, lekko umięśnione, twarz ładna, jego zdaniem za ładna jak na mężczyznę, pociągła, a skóra jasna jakby promienie słońca nie miały do niej dostępu. Dłonie delikatne i na pewno gładkie w przeciwieństwie do jego o szorstkiej skórze. Te należące do Salieriego nie wyglądały na skalane pracą fizyczną. Trafił mu się ktoś, kto całe dnie spędzał w biurze nad papierkami. Nie wyglądał mu na księgowego, ani urzędnika. Na szczęście, bo tych ostatnich bardzo nie lubił. Wpieprzali się w jego życie tak jak i bankowcy.
Domenico czuł specyficzny dreszcz przechodzący mu po kręgosłupie, wiedząc, że jest obserwowany. Przez chwilę wpatrywał się w ekran laptopa, potem śledził pszczołę przysiadającą na kwiatkach stojących w kryształowym wazonie na stoliku. Dopiero później uniósł spojrzenie na Paolo. Spojrzeli sobie w oczy, a dreszcz spotęgował się. Nie lubił gdy patrzono na niego tak natarczywie, ale jakoś dziwnie nie przeszkadzało mu to kiedy robił to ten mężczyzna.
– Nie wiem co chcesz odczytać z mojej duszy, ale zaręczam, że nie chowam tam brudnych sekretów – powiedział, uśmiechając się.
– Wolę się upewnić, w końcu będę spać pod jednym dachem z kimś kogo nie znam – odpowiedział DiCarlo kiedy przestał torturować swoim spojrzeniem drugiego mężczyznę.
– Może po prostu zapytaj. – Domenico sięgnął po sok. – Nie obiecuję jednak, że odpowiem na każde pytanie – zastrzegł i napił się.
– Skąd przyjechałeś?
– Z Rzymu. Urodziłem się tam i wychowałem.
– Co cię wygoniło, by spędzać wakacje w Limare?
– Trafiłem tutaj przypadkiem. I nic mnie nie wygoniło. – Kłamca, szepnął jego wewnętrzny głos. – No dobrze, powiedzmy, że czasami dzieją się rzeczy, które zmuszają człowieka do opuszczenia swojego gniazda.
Paolo uniósł brwi. Zaintrygowało go to, co powiedział jego gość, ale z natury nie był tak ciekawski, jak siedzący naprzeciwko mężczyzna, więc nie drążył tematu. Każdy ma swoje sekrety. Nie znał nikogo kto by ich nie miał. Różniły się one tylko tym, że jedne były proste, inne bez znaczenia, a jeszcze inne brudne i śmierdzące. Nie wydawało mu się, aby Domenico Salieri był obdzielony tymi ostatnimi. Aczkolwiek mógł się mylić.
– Na jak długo chcesz zostać? – zapytał zakładając nogę na nogę. Dłoń w której trzymał szklankę soku oparł o kolano. Zmrużył oczy, bo zachodzące słońce oświetliło mu  twarz pieszcząc na dobranoc.
– Jak wspominałem to nie wiem. Dwa tygodnie najdłużej. Chyba, że wygonisz mnie stąd wcześniej, to może wtedy znajdę pokój w jakimś hotelu.
– Jest tutaj tylko jeden, jak się zorientowałeś. Mamy też dwa porządne motele, ale pokoje szybko się nie zwolnią. Sądzę, że się jakoś dogadamy, o ile nie będziesz wchodził do mojej kuchni.
– Tutaj czy w bistro? – Domenico uśmiechnął się szeroko.
– Przecież, że w Amare. Tutaj dom masz do dyspozycji. Cena pokoju… – urwał, bo jego gość nie pozwolił mu dokończyć.
– Zapłacę z góry za dwa tygodnie. Jeżeli postanowię zostać to dopłacę. Powiedz mi tylko ile.
DiCarlo wymienił cenę pokoju sądząc, że będzie zbyt wysoka, bo taką ustaliła jego babcia, ale Domenico nawet nie mrugnął. Cena nie była wygórowana, a na pewno mniejsza niż ta, którą zapłaciłby za pokój w hotelu.
– Później dam ci pieniądze.
– Musimy jeszcze spisać umowę, by wszystko było na papierze i bezpieczne dla obu stron. Umowy słowne nie liczą się– powiedział kucharz. – Zawsze byś mógł zapłacić, a potem ja mógłbym cię wyrzucić mówiąc, że nic mi nie dałeś lub ty mógłbyś mnie oszukać. Poza tym dasz mi pieniądze w dzień wyjazdu. Tak się chyba robi.
– Dobrze. Tak będzie najlepiej. – Domenico wolał nie myśleć o tym dniu. Chciałby nigdy stąd nie wyjechać. Zapatrzył się na zachód słońca, urzeczony pięknem jaki tworzyła ta chwila. Wziął aparat i włączył go. Spojrzał na mały ekranik i ustawił ostrość w obiektywie. Nacisnął przycisk robiąc serię zdjęć. Potem skierował aparat na siedzącego naprzeciwko mężczyznę i sfotografował go. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciw.
– Nie jestem fotogeniczny – stwierdził Paolo ponownie obserwując gościa. Ten wydawał się wyluzowany, wesoły, pewny siebie, ale wyczuwał, że spina się przy nim kiedy nie jest pewny jego reakcji. To były tylko mignięcia, ale wyłapywał je. Zawsze był dobrym obserwatorem.
– Przeciwnie – rzekł Domenico przeglądając na aparacie wykonane przed chwilą fotografie. – Spójrz. – Wstał i podszedł do DiCarlo. Nachylił się w jego stronę podsuwając mu aparat. Przysunął swoją głowę bliżej jego, by też coś widzieć. – Aparat cię lubi.
Paolo nie był zainteresowany swoim zdjęciem. Wiedział jak wygląda. Za to skierował uwagę na to jak blisko znajdował się drugi mężczyzna. Niemalże dotykali się głowami. Poza tym jak miał się skupić, kiedy do jego nosa doleciał zapach, który nosił na sobie Domenico. To nie było nic ciężkiego, duszącego. To były czyste nuty mięty, rozmarynu i czegoś morskiego. Energetyzujące i orzeźwiające. Krystalicznie czysty zapach przywodził mu na myśl spokój i dom. Coś dobrego, coś czego nie potrafił opisać. Znał się tylko na gotowaniu, a nie na pięknych słowach.
Odwrócił głowę w tym samym momencie w którym zrobił to Salieri. Wstrzymał oddech, bo ich twarze znalazły się zbyt blisko siebie. Za blisko jego zdaniem. Ich oczy wpatrujące się jedne w drugie, rozchylone usta dzieliło tak niewiele. Mógłby nawet… Mógłby… Zanim mózg przetrawił to co mogłoby się wydarzyć, rozdzwoniła się jego komórka, przerywając chwilę. Obaj oprzytomnieli odsuwając się od siebie tak szybko, jakby nagle jeden drugiego oparzył.
Z mocno bijącym sercem i czymś ściskającym się wewnątrz niego Domenico wrócił na swoje krzesło. Odłożył aparat, który omalże nie wypadł mu z drżących rąk. Na szczęście właściciel domu nie widział tego, oddalając się by porozmawiać. Spojrzał na jego szerokie plecy, których mięśnie napięły się pod koszulką. Znów wyglądał na zdenerwowanego. Chciałby ponownie widzieć go spokojnego. Spuścił wzrok na ekran laptopa, kiedy DiCarlo odwrócił się w jego stronę.
Paolo był pewny, że Domenico na niego patrzył, a teraz udawał, że jest zajęty. Głos wewnątrz niego krzyczał, żeby mężczyzna ponownie na niego spojrzał. Tamten jednak tego głosu nie mógł usłyszeć. Może to i dobrze, pomyślał kucharz kontynuując rozmowę z kuzynką, która nie miała pojęcia w jakiej chwili zadzwoniła. Nadal miał miękkie nogi po tym co omal się nie wydarzyło. Tak niewiele brakowało, a pocałowałby tego faceta. Nie tego przecież chciał. Musiał trzymać się od mężczyzn z daleka. Próbował nawet wmówić sobie, że Salieri jest heteroseksualny, ale prawda była inna. To jak patrzył na niego w tej jednoznacznej chwili dużo mówiło. Poza tym DiCarlo to czuł. Zawsze czuł kiedy znajdował się w pobliżu homoseksualisty. Nigdy się nie pomylił. Szczególnie w tym, że się komuś podobał. Zdarzało się, że dawniej wykorzystywał swój wygląd, ale przestał to robić. Czasami to wprowadzało go w kłopoty. Ale to już była przeszłość. Obecnie z nikim się nie umawiał i nie zamierzał tego zmieniać. Owszem chciałby. W końcu miał dopiero trzydzieści dwa lata, niezły apetyt seksualny, marzenia o związku, ale były sprawy ważne i ważniejsze. Nadal musi tak być, a Domenico to tylko zwykły gość i pozostanie nim do chwili wyjazdu. Potem znów zostanie sam w tym wielkim domu. Ta myśl boleśnie ugodziła go w pierś.
– DiCarlo, jesteś tam czy odleciałeś? – Głos kuzynki przebił się przez jego myśli.
– Jestem, jestem. – Przesunął dłonią po karku.
– To jeszcze raz radzę ci otworzyć te durne listy, bo jak tego nie zrobisz dzisiaj, to jutro skopię ci dupę i sama to zrobię. Mam gdzieś tę całą tajemnicę korespondencji.
– Zrobię to. Do jutra – powiedział chłodno. Po czym rozłączył się i schował do kieszeni wysłużoną już starą Nokię. Przeczesał włosy dłońmi i nawet nie spojrzawszy na Domenico przeszedł koło niego i po chwili zniknął wewnątrz domu zły na kuzynkę, że zepsuła ten wieczór.
Salieri obejrzał się za mężczyzną nie próbując go zatrzymać. Nie miał pojęcia z kim rozmawiał i co go tak wkurzyło, ale żałował, że miłe chwile skończyły się, a zachód słońca musi oglądać sam.
 

14 komentarzy:

  1. Świetny rozdział
    Między nimi jest chemia
    Chyba najlepsze w czytaniu jest to że znasz obie strony, w tym przypadku uczucia dwóch facetów, i mimo że pragniesz by mówili sobie prawdę o uczuciach to oni od tego uciekają. Krążą wokół siebie nie wiedząc że uczucie jakim się dążą jest odwzajemnione. Tak jakoś mnie wzięło na złote myśli (mimo że wiem iż to co napisałam nie jest czymś nowym) 🤣
    A to opowiadanie zapowiada się fantastycznie. Czekam na next i przesyłam dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej Luana mam pytanie, gdzie mozna zakupic ten tom ale w formie ksiazki? Rozdzial jak zawsze genialny. Powodzenia! 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten tom można zakupić jedynie jako ebook na Bucketbook.pl. Nie ma go w formie książki papierowej i nie będzie. :)
      Dziękuję i pozdrawiam. :)

      Usuń
  3. Hej Rozdział świetny zresztą jak całe opowiadanie które już zdążyłam przeczytać.
    I ma jeszcze pytanie czy masz może kontakt z Anishya Devlingel jakiś aktualny adres mail albo coś żebym miała pewność że mi odpiszę? Bo ostatnio znalazłam jej stronę i bardzo chciałabym kupić jej ebooka Pan pozna Panią...Pana ale nie mam pojęcia w jaki sposób. I przepraszam że tak do cb się z tym zwracam ale widziałam twoje komentarze pod jej postami więc pomyślałam że może masz z nią jakiś kontakt.
    I tak w ogóle to dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na jakieś nowe dzieło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam z nią kontaktu od bardzo dawna. Jedyny z nią kontakt jest ten, który umieściła na blogu, ale czy nadal on działa, nie jestem pewna. Nawet nie wiem czy nadal można kupić jej ebooki. Moim zdaniem jeżeli ich nie sprzedaje, to powinna wstawić je za darmo do pobrania, bo inaczej nikt się nie zapozna z jej tekstami.
      Za wenę dziękuję i nowe dzieło powoli zaczynam planować. :)

      Usuń
  4. Robi się coraz ciekawiej. Chemię między nimi czuć w powietrzu :3
    Pozdrawiam i weny życzę :)
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  5. Coraz bardziej podoba mi się opisane przez ciebie miejsce jak i bohaterowie. W tym opowiadaniu widzę Twój kunszt i to jak bardzo się rozwinęłaś. Twoje opisy są jeszcze bardziej wyraziste, więcej i w ogóle podoba mi się odmieniony styl. Albo mi się tak wydaje? No i postacie. Nie wiem czemu ale bardziej przypadł mi do gustu Domenico. I to imię. Ach uwielbiam te imie u mężczyzn! pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy. Życzę miłego tygodnia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam, witam i o coś do czytania pytam :D Pochłonęłam 3 tomy historii w Limare w weekend i teraz nie mam co czytać :( To chyba najlepsza recenzja Twojej twórczości:) Chcę jeszcze! W każdym tomie coś mnie urzekło ale nie będę nic więcej zdradzać żeby nie psuć innym czytania. Powiem tylko, że zakup tomów jak najbardziej udany:) Zresztą nie tylko tych tomów:D
    Mam wrażenie, że twórczość blogowa o tematyce lgbt zanika. Kiedyś czytałam parę świetnych opowiadań i nagle blogi zostały zamknięte lub autor porzucił bloga:/ Rozumiem, że niektórzy tracą chęci do pisania, czasu brakuje, ale należy się szacunek do czytelników i chociaż słowo pożegnania. Dobrze, że Ty jesteś wytrwała, za co BARDZO DZIĘKUJĘ:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz i cieszę się, że wszystkie tomy Amare Ci się podobały. :) W przyszłości planuję napisać jeszcze kilka tekstów, ale szkoda, że nie pisze się tak szybko jak się czyta. :)
      Twórczość blogowa o tematyce lgbt zanika niestety. Nie wiem jak z innymi gatunkami, ale blogi znikają, autorzy znikają. Co jest smutne to to, że taki autor nie napisze, że odchodzi, tylko znika i tyle go widziano. Dlatego nie zaglądam na blogi, bo nie chcę zacząć czegoś fajnego czytać, a potem nie zobaczyć końca. Wolę kupować gotowe teksty. U mnie w folderze ze spamem czasami ktoś nowy się ogłasza, ale czy ten ktoś zostanie nie wiadomo.
      Z moją wytrwałością jest ciężko. Czasami bardzo trzeba walczyć z samym sobą by dalej pisać. Wiem jedno, że gdybym odchodziła to o tym napiszę, nie zniknę bez słowa. No chyba że coś nagle mi się stanie. Ale nie planuję ani tego pierwszego, ani nie chcę tego drugiego. :)
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  7. Uwielbiam twoje twory <3 Luano, zdradzisz kiedy masz urodziny (tyklko dzien i miesiac)? Chcialabym na twoje urodziny kupic jeden z tekstow i zeby mialo to wyjatkowa okazje! Prawdopodbnie kupie "Spontaniczna Decyzje" bo tego jeszcze nie czytalam :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział :)
    Dziękuję za Twoją pracę :)
    Wspaniałe opisy, dzięki nim miałam wszystko przed oczami :)
    Paolo ma jakieś problemy, mam nadzieję, że uda mu się je rozwiązać i nie straci restauracji i cudownego domu.
    Czyżby Dominic został sam na świecie, ucieka przed śmiercią rodziców?
    Nie spodziewałam się, że Paolo ma córkę, mam nadzieję że pojawi się ona w późniejszych rozdziałach i będzie kochaną córeczką ;)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    cudowny rozdział, Domenico czuje się tutaj po prostu jak w domu, pokochał to miejsce, można powiedzieć, coś tutaj obu ciągnie do siebie ;) dlaczego Giovanna musiała zadzwonić w takim momemcie i popsuć humor Paolo, a było tak cudownie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejeczka,
    o tak wspaniale, Domenico czuje się tutaj jak w domu... jak widać obu coś ciągnie do siebie, ech czemu akurat w takim momencie musiała zadzwonić Giovanna i popsuć humor Paolo, a było tak cudownie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)