6 sierpnia 2018

Obietnice - Rozdział 10

Nie było wczoraj rozdziału ponieważ o nim zapomniałam. Nie ustawiłam go wcześniej, aby się automatycznie ukazał tak jak poprzednie i stało się. Kiedy sobie przypomniałam, już nie mogłam go wstawić. Ale co się odwlecze to nie uciecze. :)
Po prostu za bardzo przyzwyczaiłam się, że rozdziałów nie wrzucam na bloga i taki efekt powstał. Zapomnieć się mogę, jestem tylko człowiekiem. :D

Dziękuję ślicznie za komentarze i zapraszam na mam nadzieję, że wyczekiwany przez Was rozdział 10. 



Noah

Światła stroboskopowe zostały włączone, a muzyka zmieniła się na bardziej erotyczną, namiętną, wręcz hipnotyzującą. Mężczyźni na parkiecie zaczęli ocierać się o siebie. Wyglądało to tak, jakby taniec przerodził się w wielką orgię. To nie był seks, to była pieszczota zmysłów, kiedy niezobowiązująco pozwalałeś się dotykać partnerowi w tańcu. Czułeś jego ręce na sobie, trzymające twoje biodra, które kołysały się w takt muzyki. Nie musiałeś nic więcej robić, tylko tańczyć. Uwielbiałem to, ale nie tym razem. Tej nocy wolałem tylko na to patrzeć, siedząc przy stoliku ze szklaneczką whisky z colą. Wczoraj było to samo, przedwczoraj również. Jeszcze tak niedawno nie usiedziałbym na miejscu. Wszedłbym pomiędzy tych mężczyzn, przymknął lekko powieki i poddałbym się pulsującemu rytmowi.
– Nie rozumiem, co się z tobą dzieje. – Obok mnie usiadł Daren, mój przyjaciel od seksu i od słuchania moich żali. Znałem go od czterech lat i cholernie mocno wkurzało mnie to, że mogłem się z nim pieprzyć, ale moje serce ani razu nie drgnęło z jego powodu. Przecież Coller był nie tylko przystojny niczym jakiś amant filmowy, ale był też lekarzem i porządnym facetem, z którym można było założyć rodzinę. Wymarzona partia, a ja poza przyjaźnią i pożądaniem nie potrafiłem poczuć do niego czegoś więcej. Rozumiałem dlaczego i to mnie jeszcze bardziej w ostatnich dniach wkurwiało.
– Za dużo się dzieje – odpowiedziałem na tyle głośno, aby mógł mnie usłyszeć. – Za dużo. – Uniosłem szklaneczkę do ust i upiłem łyk alkoholu, delektując się tym, jak wypala swój ślad w moim gardle. Nie pozwalałem sobie na więcej niż tylko jeden drink. Chociaż może dobrze by było, gdybym się upił i na trochę zapomniał o tym, co wydarzyło się w moim garażu dwa tygodnie temu. Nie chciałem jednak zamieniać się w swojego tatę. Tym bardziej, że takie chwilowe zapomnienie nic nie dawało. Człowiek po tym czuł się o wiele gorzej.
– Potrafię to dostrzec. Tym bardziej, że od czternastu dni przyjeżdżasz tutaj w każdy wieczór, siedzisz kilka godzin, a potem wracasz. Co się dzieje?
Daren włączył swój ton typu „mów, a ja cię wysłucham”. I niech go szlag, ale to na mnie działało. Postawiłem szklankę na stolik. Pochyliłem się w stronę mężczyzny o długich, brązowych włosach, opierając łokcie na blacie. Znał moją historię. Już w wieczór, kiedy się poznaliśmy, w chwili załamania opowiedziałem mu o wszystkim. Ten facet miał w sobie coś takiego, że nie musiał robić wiele, aby człowiek chciał mu się wyspowiadać.
– On wrócił – zacząłem, a potem opowiedziałem o wszystkim. O swojej złości na Ashera, o nienawiści, jaką do niego czuję i miłości, która coraz bardziej wydrąża dla siebie pierwszeństwo. Powiedziałem, jak bardzo pragnę Jarvisa i jak w ostatnich dniach robiłem wszystko, aby go unikać, a on starał się o kontakt ze mną. – Odpycham go, a on wciąż wraca.
– To może przestań go odpychać. – Również pochylił się w moją stronę. Jego piwne oczy wpatrywały się we mnie uważnie. Czasami były chwile, kiedy sądziłem, że on coś do mnie czuje. Raz go o to zapytałem, ale zaprzeczył. Nie wierzyłem mu.
– Nie chcę się w to pakować – odpowiedziałem, przeczesując dłońmi włosy. – Jeśli historia się powtórzy, nie przetrwam tego. Próbuje coś zmienić, ale jest za bardzo wystraszony. Co tam, on jest przerażony.
– Ten twój Asher jest tchórzem, który boi się zawalczyć o coś ważnego w swoim życiu – powiedział Daren, prostując się na wygodnej kanapie.
– Właśnie w tym problem, że on chce walczyć. Ale to, czego on chce, jest zbyt słabe w porównaniu do jego strachu – wyjaśniłem. – Boję się tego. Boję się, że jednego dnia wyzna, co czuje, złoży obietnice, a potem ucieknie, bo coś go przestraszy.
– Nie tylko to jest problemem, prawda? – zapytał, trącając mnie stopą w łydkę. – Chcesz go i ledwie możesz z tym walczyć.
– Nie wiem, jak długo wytrzymam. Od tamtego czasu w garażu byłem u jego rodziny kilka razy na obiedzie. Za każdym razem był obecny. Przychodzi do mnie, zagaduje, a ja go wyrzucam wiedząc, że następnego dnia wróci. W końcu nie będzie we mnie nawet grama siły, by się go pozbyć. Nie potrafię się już bronić. To, co budowałem, by się od niego oddzielić, runęło do końca, kiedy wyznał, co czuje. Bycie z nim to powrót do ukrywania się, do odrzucenia tego, o co walczyłem. Ale to też oznacza, przynajmniej na jeden dzień, spełnienie marzeń o nim.
  Chłopie, wpadłeś, totalnie jesteś udupiony.
Zaśmiałem się smutno i napiwszy się drinka, odpowiedziałem mu:
– Jestem udupiony, od kiedy miałem osiemnaście lat. Nic się nie zmieniło. – Spojrzałem w stronę tańczących mężczyzn wyobrażając sobie, że jestem tam z Asherem. On trzyma ręce na moim ciele, ja na jego i bujamy się, patrząc sobie w oczy. Dopiero po dobrej chwili odetchnąłem i popatrzyłem na Darena, który mi się przyglądał. – Boję się. Boję się jak diabli, że pewnego dnia go nie odepchnę.
– I chcesz tego. Chcesz kiedyś powiedzieć mu, aby został. I nie mam tu na myśli tylko seksu.
Doskonale mnie odczytał. Kiwnąłem mu tylko głową i nie odezwałem się więcej. Wiem, że jemu to nie przeszkadzało, bo nieraz siedzieliśmy w milczeniu, po czym jechaliśmy do jego mieszkania się pieprzyć. Tym razem wiedział, że nie może na to liczyć. Nie potrafiłbym iść z nim do łóżka, kiedy kilka mil stąd jest Asher. W moim życiu wszystko się spieprzyło.
Godzinę później pożegnałem się z Darenem i opuściłem jedyny w tej okolicy klub LGBT. Hampton było na tyle otwartym miastem, że takie miejsce nikomu nie przeszkadzało. Wyobraziłem sobie coś takiego w Lake Forest i zaśmiałem się. W tym śmiechu nie było radości. Raczej smutek, który od pewnego czasu, gdy byłem sam w czterech ścianach, zaczynał coraz głośniej do mnie przemawiać. Może dlatego uciekałem do tego klubu. Alternatywą było to, że pójdę do Ashera, a tego na równi chciałem i nie chciałem. I gdybym mógł wyjść z siebie i stanąć obok, to za te myśli śmiało przywaliłbym sobie w mój głupi łeb.
– Jestem kretynem – szepnąłem do siebie, wsiadając za kierownicę mojego samochodu.
To nie tak, że prowadziłem po pijanemu, bo pijany nie byłem. Owszem, wypiłem parę łyków alkoholu, ale u nas było to dozwolone. Kiedy zdarzało mi się wypić więcej, to dzwoniłem po taksówkę. Dzisiaj był jednak taki wieczór, że cokolwiek by było, to i tak wróciłbym samochodem. Nie zniósłbym gadania taksówkarza. Potrzebowałem ciszy i dobrego snu. Wcześniej jednak po raz kolejny strzepałbym sobie, myśląc o ustach Ashera zaciskających się na moim kutasie. Później, zasypiając, wyobrażałbym sobie jego ręce owinięte wokół mnie, nasze splątane nogi i spokojne oddechy, kiedy razem przechodzilibyśmy do krainy Morfeusza.
– Jesteś idiotą, Noah, niepoprawnym marzycielem. Musisz z tym skończyć – rozkazałem sobie, mówiąc do siebie w trzeciej osobie. Chyba nie było ze mną najlepiej, jak już do tego dochodziło.
Odsunąłem grzywkę z czoła, po czym przetarłem dłonią twarz, czując nagłe, przytłaczające zmęczenie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio spokojnie przespałem noc. Może zanim Asher wrócił, a może zanim powiedział, że nas naprawi. Nawet nie miałem sił śmiać się z tego albo płakać. Po prostu czułem, że upadam i tylko pochwycenie mnie przez kogoś może mi pomóc, zanim znów pogrążę się w ciemności, tak jak w dniu, kiedy on odszedł.

Asher

Dzień był piękny. Wstałem o świcie i poszedłem na spacer z Maxem. Potem wróciłem, wziąłem prysznic i postanowiłem zrobić śniadanie. Zanim mama zeszła, na rodzinę czekały już placki naleśnikowe polane syropem klonowym. Obawiałem się, czy tata to zje, bo w sumie posiłek zrobił mu wyrodny syn. Między nim, a mną nic się nie zmieniało. Mama coraz gorzej to znosiła, ale nie naciskała na niego. Do wybaczenia nie można zmuszać, ale chciałbym, aby w końcu zgodził się na rozmowę. Nie wiem, czy podczas niej byłbym do końca szczery, bo jakże  miałbym powiedzieć mu o Noahu? Możliwe, że wyczuwał moją chęć powiedzenia tylko półprawdy i dlatego unikał ze mną jakiejkolwiek rozmowy, która nie dotyczyła pogody.
Nie lepiej sytuacja miała się też z moją siostrą. Phoebe przy rodzicach była wesoła, żartowała sobie ze mną, ale kiedy zostawaliśmy sami, patrzyła na mnie tak, jakbym zabrał jej ulubionego cukierka. Ewentualnie to mnie obwiniała o to, że Noah się we mnie zakochał i przeze mnie stał się gejem. Moje głupie myślenie. Przecież wiedziałem, że moja siostrzyczka nie jest tak ograniczona, aby brać takie coś pod uwagę. Po prostu zakochanie w Noahu utrudniało jej relacje ze mną. Nieważne, że Preston był gejem, ważne, że czuła we mnie rywala, nawet jeżeli chodziło o jego przyjaźń.
Nic jednak nie mogło zepsuć mi tego dnia. W końcu miałem wolne, a sobotni poranek wydawał się zapowiadać niesamowity dzień. Owszem, bardzo pracowity, ale spędzony w towarzystwie Prestona. Otóż dzisiaj, bez jego wiedzy, bo by się na to nie zgodził, zamierzałem zabrać się za remont jego werandy. Planowałem zacząć od naprawy schodów. Wczoraj omalże się nie zabiłem, kiedy zawadziłem stopą o odstającą deskę. Noah będzie wściekły, ale już wolę to niż unikanie mnie. A podobno to ja uciekam. Dzisiaj mu na to nie pozwolę. Przecież powiedziałem, że nas naprawię. Zacznę to robić od naprawy jego domu, co zwiększy szanse na spędzanie czasu ze sobą.
– Ładnie pachnie, synku – powiedziała mama, wchodząc do kuchni. – A ja zaspałam. Mogłeś mnie obudzić, to bym zrobiła śniadanie.
– Mamo, wiem, że kochasz gotować, ale czasami musisz odpocząć. – Odwróciłem się do ekspresu, aby nastawić ulubioną kawę mojej mamy. Upewniłem się, że dobrze spieniłem mleko, zanim nalałem do niego czarnego, aromatycznego i gorącego płynu.
– Lubię coś robić – odpowiedziała, biorąc widelec do ręki. – Bezczynne siedzenie mnie nuży. Tak samo jak twojego tatę. Całe życie pracował w szkole i nie wyobraża sobie przejścia na emeryturę. Teraz są wakacje i nie potrafi usiedzieć na miejscu. Oboje lubimy działać. Ty i Phoebe jesteście tacy sami.
– Dlatego dzisiaj zaplanowałem cały dzień. – Usiadłszy obok mamy, nałożyłem sobie na talerz kilka placków. O kawie dla siebie także nie zapomniałem, bo bez niej ciężko mi było zacząć dzień.
– A co takiego zamierzasz robić? – zapytała kobieta, która mnie urodziła. W tym czasie w kuchni pojawił się tata. – Connor, siadaj, nasz syn zrobił nam śniadanie. Nie wiedziałam, że umiesz gotować – zwróciła się do mnie, zapominając, o co pytała.
– Musiałem się nauczyć, kiedy radziłem sobie sam – odpowiedziałem, kiedy przełknąłem pancakesa.
– Nie musiałbyś tego robić, gdybyś nie popełnił błędów i nie uciekł – wtrącił tata. Patrzyłem, czy zabierze się za jedzenie tego, co przygotowałem i ku mojej uldze nie bronił się przed tym.
– Miałem powody i chciałbym o nich z tobą porozmawiać, tato.
Nic nie odpowiedział, nawet nie popatrzył na mnie. To mnie zmartwiło, ale ponownie powiedziałem sobie, że absolutnie nic mi nie zepsuje tego dnia. Dlatego po śniadaniu, które zjadłem w pośpiechu, poszedłem do szopki za domem i wziąłem z niej wszystkie narzędzia, których będę potrzebować. Kilka z nich w tym tygodniu kupiłem w sklepie u Rogera Withworda. Poza częściami do samochodów zajmuje się też między innymi handlem artykułami metalowymi. To tam zakupiłem pas, który zapiąłem na biodrach, a do niego wsunąłem młotek, obcęgi i tego typu rzeczy. Skrzynkę z gwoździami wziąłem do ręki i jeszcze sprawdziłem, czy na pewno mam wszystko. Owszem, brakowało mi drewna i kilku desek, ale te mieli dowieźć za jakąś godzinę. Noah zmiecie mnie z powierzchni ziemi i muszę przyznać, że diabelnie mi się ta myśl podobała.
Rosła we mnie ekscytacja, kiedy z każdym krokiem zbliżałem się do jego domu. Zerknąłem w górę, tam, gdzie było okno jego pokoju. Jedna połowa była otwarta, co oznaczało, że był w domu. Kiedy przez ostatnie dni i niemalże połowę każdej nocy go nie było, rosła we mnie zazdrość, że właśnie jest z jakimś facetem, któremu pozwala się dotykać. Nie miałem prawa mu tego zabronić, ale cierpiałem. Od kiedy powiedziałem mu, że go kocham i obiecałem, że wrócę, wiele rzeczy we mnie uległo przemianie. Nadal byłem przerażony tym, że ludzie z miasteczka będą uważać mnie za geja, ale przecież nikt nie musiał o niczym wiedzieć. Owszem, każdy głupi zobaczy, co robię przy jego domu, lecz przecież mogę pomóc sąsiadowi i dawnemu koledze. Kiedy planowałem swoje przedsięwzięcie, to dokładnie wszystko sobie obmyśliłem. Nie chodziło tylko oto, co ludzie powiedzą, ale najbardziej o to, w jaki sposób mam się zbliżyć do Prestona.
Jego opieranie się tylko mnie nakręcało, ale parę miłych słów i obietnic, które w jego przekonaniu nic nie znaczą, nie wystarczy. On po prostu musi wiedzieć, że ja jestem, istnieję i walczę o kontakt z nim. Naprawdę chcę naprawić to, co było pomiędzy nim a mną. Wszystko da się zrobić, jeżeli człowiek czegoś bardzo pragnie. Zranienie go było czymś, czego nie chciałem już nigdy więcej robić. Udowodnię mu, że jestem wart jego miłości. Przynajmniej w małym stopniu.
Najpierw jednak musiałem zawalczyć o jego przyjaźń, o kilka chwil więcej razem, o rozmowę. A to, co zamierzałem zrobić, dawało mi do tego doskonałą sposobność. Dlatego jeszcze zanim wybiła ósma, ustawiłem skrzynkę na  jego schodach i obejrzałem deskę, która potrzebowała naprawy. Nie musiałem jej wymieniać. Kilka gwoździ powinno załatwić sprawę. Zabrałem się do pracy, czekając w napięciu na Noaha.

Noah

Zerwałem się, kiedy mój sen został przerwany głośnym stukotem dochodzącym do moich uszu z mojego własnego podwórka.
– Co, u licha? – Wstałem z łóżka, a nierozciągnięte mięśnie mocno zaprotestowały. Uderzenia raz po raz odzywały się, a ja coraz bardziej odczuwałem ból głowy. Późno zasnąłem, a w dodatku pobudka nie była dość przyjemna. Nie znosiłem nagłego zrywania się z łóżka. Lubiłem się wylegiwać, zanim wstanę.
Podszedłem na bosaka do okna. Otworzyłem drugą połówkę i wychyliłem się. Od razu ogarnęła mnie wściekłość. Prędzej spodziewałbym się tego, że jacyś gówniarze majstrują przy moim domu, wypisując wulgaryzmy na mój temat, ale nie tego, że Asher Jarvis rozwala moje schody.
– Co ty, u diabła, kombinujesz?! – krzyknąłem, od razu zdając sobie sprawę, że moja kochana sąsiadka na pewno mnie usłyszała. Aczkolwiek mógłbym rzec, że prędzej do podglądania zmusiło ją walenie młotkiem, które uskuteczniał Asher ubrany w strój roboczy. – Słyszysz mnie, kanalio, czy może mam drzeć się głośniej?!
Podniósł się i poprawił czapkę z daszkiem. Spojrzał w górę, a jego uśmiech był jaśniejszy od słońca. Przez to moje serce przyspieszyło, jakby chcąc wyrwać się i pobiec do tego mężczyzny.
– Krzycz głośniej, jeszcze na końcu ulicy cię nie usłyszeli – zawołał.
– Gówno mnie to obchodzi. Co tu robisz, dupku?
– Remont robię, cholero ty jedna. – Wyszczerzył się na to, a mnie naszła nagła ochota, aby wyskoczyć przez to okno i mu przywalić. Tak mnie nazywał, kiedy byłem na niego wkurzony. Zawsze wtedy mówił „cholera ty moja”. Może nie ma w tym nic z romantyczności, ale w takiej sytuacji przypominałem sobie jego wzrok. Patrzył na mnie złośliwie, ale nie tylko. Wtedy nogi się pode mną uginały. W takiej chwili zrobiłbym dla niego wszystko. Parzył wtedy z miłością. Tak samo jak teraz.
– Spieprzaj! – krzyknąłem.
– Nie mam takiego zamiaru. Chcę pomóc sąsiadowi. Będziesz stał i się przyglądał, czy mi pomożesz?
– A niech cię szlag trafi, bydlaku! Wynoś się! – Zdawałem sobie sprawę z tego, że robię przedstawienie, ale nie obchodziło mnie to. To przecież on powinien walczyć o to, aby nikt czegoś sobie nie pomyślał.
– Możesz o tym śnić. Zaraz przyjedzie samochód z deskami i jeżeli nie masz zamiaru mi pomóc, to przynajmniej wody byś mi przyniósł. Pić mi się chce.
– Prędzej wyleję kubeł wody na twój zakuty łeb, abyś ochłonął i… – urwałem, bo dotarły do mnie wcześniejsze słowa. – Czekaj, jakie deski?
– Na remont. Przecież nie wymienię tych z werandy, jak niczego nie będę mieć.
– Czekaj no na mnie na dole! – krzyknąłem i wściekły odsunąłem się od okna. – Ja ci, kurwa, dam remont. Niedoczekanie twoje. Nie spędzisz w moim domu ani minuty dłużej – powtarzałem sobie, ignorując mój żołądek, który ścisnął się z podekscytowania. Zrzuciłem to na karb głodu, bo od wczoraj wieczorem, poza whisky i kilkoma chipsami, nic nie miałem w ustach.
Nałożyłem na siebie pierwsze lepsze bokserki, bo zazwyczaj sypiałem nago, oraz jakieś szorty. Zbiegając po schodach, wkładałem koszulkę, w której wczoraj byłem w klubie, bo tylko ją miałem pod ręką. Nie przejmując się tym, że moje włosy sterczały w różne strony, a stopy nadal były bose, otworzyłem z rozmachem drzwi. Czekał tam na mnie oparty o kolumnę z założonymi na piersi rękami.
– Dzieńdoberek – przywitał się, jakby nigdy nic. – Witam, sąsiedzie.
Obrysowałem go spojrzeniem oraz materiały, które leżały pod jego nogami. On naprawdę chce się wziąć za remont mojego domu. Niedoczekanie jego.
– Co ty odpierdalasz? – zapytałem.
– Tylko pomagam, jak sąsiad sąsiadowi. – Puścił mi oczko. – Deski na werandzie są spróchniałe. Sądziłem, że chodzi tylko o tę tam w głębi, ale jak zbadałem je przedwczoraj, to okazało się, że trzeba kilka wymienić. Ale nie martw się, znam się na tym. Potrzebuję tylko twojej pomocy.
Patrzyłem na niego jak na ufoludka i z trudem mogłem uwierzyć, że to jest ten facet, który mnie porzucił, bo ześwirował po tym, jak po raz pierwszy się kochaliśmy. Tak się bał, że ludzie zobaczą w nim geja, a teraz stoi na moim ganku i chce go remontować.
– Nie wiem, co ci odbiło, ale nie boisz się już, że ludzie zobaczą cię ze mną i okrzykną pierwszą ciotą w tym mieście?
– Przecież nie robię nic zdrożnego – odpowiedział, ale ja mógłbym przysiąc, że przez chwilę znajomy strach przemknął przez jego oczy. – Ja tylko pomagam sąsiadowi. Jego tata całe życie pomagał innym, remontował ich domy i pora się za to odwdzięczyć.
Słuchałem jego słów, ale tak naprawdę wiedziałem, że ta wersja jest przeznaczona dla innych. Pomiędzy wierszami kryło się coś dla mnie. Coś, co wyraźnie mówiło, że chce spędzić czas ze mną i nie pozwoli się stąd wyrzucić. Naprawdę z chęcią rąbnąłbym go w ten zakuty łeb albo pocałował. Pierwsza wersja uratowałaby mnie przed nim, a druga popchnęła w jego ramiona. I jak bardzo bym tego nie chciał, tak chętnie wybrałbym wersję drugą. Na szczęście byliśmy na widoku, co chyba ocaliło nas obu. Nad walnięciem go jeszcze pomyślę.
– Jesteś tu nieproszonym gościem. Wynoś się – warknąłem.
– Nie jestem tu gościem – odparł poważnie – ja tu tylko pracuję. Pomożesz mi?
– Niech cię szlag, Asher. Nie możesz tu być – szepnąłem. – Nie chcę cię widzieć.
– Przykro mi, skarbie – zniżył głos do szeptu, tak jak ja – ale ja chcę cię widywać. I jak powiedziałem, naprawię nas, a zacznę od tej werandy. Także rusz tyłek, kotek, bo robota się sama nie zrobi.
Gotowało się we mnie. Śmiał mówić do mnie tak, jakbyśmy byli razem. Jakby nie było tych lat rozstania. Tak, jakby zniknęła krzywda, którą mi wyrządził. Zacisnąłem pięść i wymierzyłem cios prosto w jego stronę. Tym razem nie dał się zaskoczyć i zanim moja ręka spotkała się z jego szczęką, chwycił ją w mocnym uścisku. Jego dotyk mnie poraził. Roztapiałem się. Do cholery, to tylko zwykły dotyk. Nic nie znaczył, a ja zacząłem drżeć. Już nie było żadnego ochronnego pancerza. Roztrzaskał ostatnie jego resztki. Zmiótł je z powierzchni ziemi i nie było nawet skrawka tego, czego mógłbym się chwycić i walczyć.
– Ciii, Noah, spokojnie – szepnął. Nie ulegało wątpliwości, że doskonale wiedział, jak na niego reaguję. To dało mi zapalnik do tego, aby syknąć:
– Puść mnie.
– Nie odejdę – powiedział, a ja doskonale zdałem sobie sprawę z tego, że mówi nie tylko o remoncie.
– Co mam zrobić? – zapytałem. Nadal mnie trzymał. Nawet nie miał pojęcia, że pod jego palcami, pod tatuażami jest blizna, którą zrobiłem z jego powodu, bo nie umiałem bez niego żyć. Co zrobi, kiedy pozna prawdę? Jak się zachowa?
– Po prostu mi pomóż. Jak kumpel kumplowi, sąsiad sąsiadowi – rzekł. Odetchnąłem, kiedy mnie puścił. – Roboty jest dużo. Sam tego nie zrobię.
Nadal się trząsłem, ale powoli odzyskiwałem nad sobą panowanie. Odchrząknąłem i powiedziałem:
– Nie zamierzałem tego robić, ale ty oczywiście musisz zmieniać moje plany. Niech cię diabli, Asher.
– Nie złość się, cholero ty jedna, złość piękności szkodzi. – Zaśmiał się, a przez to, zamiast roztapiać się przy nim, znów naszła mnie ochota na przestawienie jego szczęki. Ten facet w jednej chwili potrafi podarować człowiekowi tyle emocji, że miało się ochotę go albo kochać, albo nienawidzić. Mną targało i jedno i drugie. Tkwiły we mnie dwa fronty, rozgrywały się dwie bitwy. Jedna z nich była na wygranej pozycji. Niestety nie ta, którą chciałbym wybrać.
– Jesteś debilem, Asher – warknąłem i zawróciłem. Zamknąłem drzwi, by nie słyszeć jego pełnego zadowolenia śmiechu. A miał to być taki piękny dzień. Szkoda, że Asher Jarvis musiał go zepsuć.
Kopnąłem w stojak na parasolki, który kupiła jeszcze moja mama i poszedłem coś zjeść, a ten ktoś na werandzie niech tam siedzi. Nie ja go tu zaprosiłem. Remontu mu się zachciało. Niech wyremontuje swój mózg. Może ja powinienem zająć się swoim? Bo serce już przepadło. To coś bijące we mnie tęskniło za Jarvisem, który był przecież tak blisko. Dzieliły nas jedynie ściana i drzwi, o które się oparłem.
– Przyniósłbyś mi, sąsiedzie, butelkę wody. Gorąco i pić się chce – zawołał Jarvis. Nie wiem, skąd domyślił się, że tu stoję. Zresztą, zawsze jakoś się wyczuwaliśmy. Dawniej nie potrzebowaliśmy niczego, by ten drugi wiedział, o co chodzi pierwszemu.
– Spieprzaj – krzyknąłem, ale i tak ruszyłem do kuchni po wodę. Nie zamierzałem pozwolić mu paść z pragnienia. Trup na moim ganku nie byłby dobrze widziany.
Wyjąłem butelkę z lodówki i zawróciłem. Kiedy otworzyłem drzwi, siedział na schodku z młotkiem w ręku i stukał w jeden z gwoździ. 
– Twoja woda – syknąłem – panie robotniku. – Kiedy tylko uniósł spojrzenie, rzuciłem w niego butelką, a on ją chwycił. Tak jak chwilę temu zrobił to z moją ręką i jakże chciałem, aby znów ją tak złapał, a potem przyciągnął mnie do swojego rozgrzanego ciała. Zatrząsnąłem drzwi, oddzielając nas, zanim moje myśli pobiegły dalej, a mój penis dał przedstawienie, unosząc się. Tak szybko nie reagował przy żadnym mężczyźnie, z którymi miałem seks. Zdrajca.
– Dziękuję! – krzyknął Asher, wybijając mnie z wymyślania przekleństw przeciwko mojemu fiutowi.
– Udław się tą butelką! – wrzasnąłem i wściekły poszedłem do kuchni, przeklinając siebie za to dziecinne zachowanie. Ale co miałem zrobić, kiedy ten idiota mnie wkurzał oraz sprawiał, że miałem ochotę rzucić się na niego i robić wiele bardzo brzydkich rzeczy?

14 komentarzy:

  1. O mój boże, o mój boże .
    Ten rozdział jest po prostu genialny, ciągle się uśmiechałam ,jak go czytałam. Naprawdę mam nadzieję, że bohaterowie dojdą do porozumieniaporozumienia !
    Te emocje mnie zabijają w tym opowiadaniu...
    Pozdrawiam
    ~Patrycja

    OdpowiedzUsuń
  2. No,no, widze,że zaczynają się rozmowy,jakieś ;P Zaczyna się moment,który lubię w opowiadaniach :3
    Pozdrawiam i życzę weny :)
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo przyjemnie czytało się ten rozdział, rozbawił mnie do łez. Uwielbiam tę pełną emocji wymianę zdań między nimi. Między chłopakami no nowo zaczyna się coś dziać, aż iskrzy. ;)
    Pozdrawiam i duużo weny Lu,
    Fuko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niezłe emocje następny rozdział zapowiada skoro ten był taki ognisty :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nic dodać nic ująć, czekam na dalszy rozdział i to jak się wszystko ułoży :)
    A każdemu może się zdarzyć zapomnieć wstawić rozdział. Ja to zawsze pisałam na bieżąco, więc miałam drugi problem - czy się wyrobię :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, że jak zaczynałam pisać to pisałam na bieżąco. Z wyrobieniem się zawsze był problem. :)

      Usuń
  6. Super, że A walczy o N, ale ciągle się boi, co powiedzą ludzie. Nie rozumiem go, jak się kogoś kocha to chce się tą miłość ogłosić całemu światu, a on tego nie pragnie, mam nadzieję, że się to zmieni.
    N ma ciężki orzech do zgryzienia, chowa urazę, ale serce chce być przy ukochanym, więc pewnie ulegnie, ale mam nadzieję, że będzie silny w tym związku i się nie załamie, gdy A zrobi jakieś głupstwo, a na pewno zrobi.
    Ciekawi mnie, jak A zareaguje na blizny N.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On pragnie, ale boi się. Strach u niego jest silny i wygrywa ze wszystkim. Ale może nadejdzie czas, że to się zmieni. :)

      Usuń
  7. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!
    Na twój blog wpadłam całkiem niedawno ale już pochłonęłam wszystkie dostępne tu opowiadania... Nie mam pojęcia jak to się stało! :)
    Do tej pory moją ulubiona historią było "Połączeni" oraz "buntownik" i jego kontynuacja. Nie ukrywam, że "Obietnice" chyba też dołączą do tych rodzaju opowiadań, do których chętnie i nie raz wracam:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy będziecie następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  9. Przeczytałam jednym tchem! Nie ukrywam, że właśnie ucierpiały moje kontakty towarzyskie ��Fantastyczne,pełne emocji opowiadanie. Jestem absolutnie zachwycona!czekam niecierpliwie na dalszy ciąg. MB

    OdpowiedzUsuń
  10. "I jak powiedziałem, naprawię nas, a zacznę od tej werandy." - kurde, idę naprawiać werandę najbliższemu sąsiadowi. Czyli dopiero za lasem bo tak naprawdę nie mam sąsiadów i pewnie będzie to ten stary pijak co czasami leży w rowie nieopodal ale idę XD

    "Cholero ty moja" - jakie "nieromantyczne"? To najsłodsze określenie jakie słyszałem xD

    "Nie wiem, skąd domyślił się, że tu stoję. Zresztą, zawsze jakoś się wyczuwaliśmy." - to takie słodkie

    "– Dziękuję! – krzyknął Asher, wybijając mnie z wymyślania przekleństw przeciwko mojemu fiutowi." - a tu padłem i nie wstaję.

    Ogólnie ten rozdział był genialny i prześmieszny

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejka, hejka,
    wspaniały rozdział, Asher się stara, ale jeśli nie zrobi kroku przed ukrywaniem się, to nic nie wskóra w stronę zdobycia go, bo wciąż będzie się wycofywał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)