Po prostu za bardzo przyzwyczaiłam się, że rozdziałów nie wrzucam na bloga i taki efekt powstał. Zapomnieć się mogę, jestem tylko człowiekiem. :D
Dziękuję ślicznie za komentarze i zapraszam na mam nadzieję, że wyczekiwany przez Was rozdział 10.
Noah
Światła stroboskopowe zostały włączone,
a muzyka zmieniła się na bardziej erotyczną, namiętną, wręcz hipnotyzującą.
Mężczyźni na parkiecie zaczęli ocierać się o siebie. Wyglądało to tak,
jakby taniec przerodził się w wielką orgię. To nie był seks, to była pieszczota
zmysłów, kiedy niezobowiązująco pozwalałeś się dotykać partnerowi w tańcu.
Czułeś jego ręce na sobie, trzymające twoje biodra, które kołysały się w takt
muzyki. Nie musiałeś nic więcej robić, tylko tańczyć. Uwielbiałem to, ale nie
tym razem. Tej nocy wolałem tylko na to patrzeć, siedząc przy stoliku ze
szklaneczką whisky z colą. Wczoraj było to samo, przedwczoraj również. Jeszcze
tak niedawno nie usiedziałbym na miejscu. Wszedłbym pomiędzy tych mężczyzn,
przymknął lekko powieki i poddałbym się pulsującemu rytmowi.
– Nie rozumiem, co się z tobą dzieje. –
Obok mnie usiadł Daren, mój przyjaciel od seksu i od słuchania moich żali.
Znałem go od czterech lat i cholernie mocno wkurzało mnie to, że mogłem się z
nim pieprzyć, ale moje serce ani razu nie drgnęło z jego powodu. Przecież
Coller był nie tylko przystojny niczym jakiś amant filmowy, ale był też
lekarzem i porządnym facetem, z którym można było założyć rodzinę. Wymarzona
partia, a ja poza przyjaźnią i pożądaniem nie potrafiłem poczuć do niego czegoś
więcej. Rozumiałem dlaczego i to mnie jeszcze bardziej w ostatnich dniach
wkurwiało.
– Za dużo się dzieje – odpowiedziałem
na tyle głośno, aby mógł mnie usłyszeć. – Za dużo. – Uniosłem szklaneczkę do
ust i upiłem łyk alkoholu, delektując się tym, jak wypala swój ślad w moim
gardle. Nie pozwalałem sobie na więcej niż tylko jeden drink. Chociaż może
dobrze by było, gdybym się upił i na trochę zapomniał o tym, co wydarzyło się w
moim garażu dwa tygodnie temu. Nie chciałem jednak zamieniać się w swojego
tatę. Tym bardziej, że takie chwilowe zapomnienie nic nie dawało. Człowiek po
tym czuł się o wiele gorzej.
– Potrafię to dostrzec. Tym bardziej,
że od czternastu dni przyjeżdżasz tutaj w każdy wieczór, siedzisz kilka
godzin, a potem wracasz. Co się dzieje?
Daren włączył swój ton typu „mów, a ja
cię wysłucham”. I niech go szlag, ale to na mnie działało. Postawiłem szklankę
na stolik. Pochyliłem się w stronę mężczyzny o długich, brązowych włosach,
opierając łokcie na blacie. Znał moją historię. Już w wieczór, kiedy się
poznaliśmy, w chwili załamania opowiedziałem mu o wszystkim. Ten facet miał w
sobie coś takiego, że nie musiał robić wiele, aby człowiek chciał mu się
wyspowiadać.
– On wrócił – zacząłem, a potem
opowiedziałem o wszystkim. O swojej złości na Ashera, o nienawiści, jaką do
niego czuję i miłości, która coraz bardziej wydrąża dla siebie pierwszeństwo.
Powiedziałem, jak bardzo pragnę Jarvisa i jak w ostatnich dniach robiłem
wszystko, aby go unikać, a on starał się o kontakt ze mną. – Odpycham go, a on
wciąż wraca.
– To może przestań go odpychać. –
Również pochylił się w moją stronę. Jego piwne oczy wpatrywały się we mnie
uważnie. Czasami były chwile, kiedy sądziłem, że on coś do mnie czuje. Raz go o
to zapytałem, ale zaprzeczył. Nie wierzyłem mu.
– Nie chcę się w to pakować –
odpowiedziałem, przeczesując dłońmi włosy. – Jeśli historia się powtórzy, nie
przetrwam tego. Próbuje coś zmienić, ale jest za bardzo wystraszony. Co tam, on
jest przerażony.
– Ten twój Asher jest tchórzem, który
boi się zawalczyć o coś ważnego w swoim życiu – powiedział Daren, prostując się
na wygodnej kanapie.
– Właśnie w tym problem, że on chce
walczyć. Ale to, czego on chce, jest zbyt słabe w porównaniu do jego strachu –
wyjaśniłem. – Boję się tego. Boję się, że jednego dnia wyzna, co czuje, złoży
obietnice, a potem ucieknie, bo coś go przestraszy.
– Nie tylko to jest problemem, prawda?
– zapytał, trącając mnie stopą w łydkę. – Chcesz go i ledwie możesz z tym
walczyć.
– Nie wiem, jak długo wytrzymam. Od
tamtego czasu w garażu byłem u jego rodziny kilka razy na obiedzie. Za każdym
razem był obecny. Przychodzi do mnie, zagaduje, a ja go wyrzucam wiedząc, że
następnego dnia wróci. W końcu nie będzie we mnie nawet grama siły, by się go
pozbyć. Nie potrafię się już bronić. To, co budowałem, by się od niego
oddzielić, runęło do końca, kiedy wyznał, co czuje. Bycie z nim to powrót do
ukrywania się, do odrzucenia tego, o co walczyłem. Ale to też oznacza,
przynajmniej na jeden dzień, spełnienie marzeń o nim.
–
Chłopie, wpadłeś, totalnie jesteś udupiony.
Zaśmiałem się smutno i napiwszy się
drinka, odpowiedziałem mu:
– Jestem udupiony, od kiedy miałem
osiemnaście lat. Nic się nie zmieniło. – Spojrzałem w stronę tańczących
mężczyzn wyobrażając sobie, że jestem tam z Asherem. On trzyma ręce na moim
ciele, ja na jego i bujamy się, patrząc sobie w oczy. Dopiero po dobrej chwili
odetchnąłem i popatrzyłem na Darena, który mi się przyglądał. – Boję się. Boję
się jak diabli, że pewnego dnia go nie odepchnę.
– I chcesz tego. Chcesz kiedyś
powiedzieć mu, aby został. I nie mam tu na myśli tylko seksu.
Doskonale mnie odczytał. Kiwnąłem mu
tylko głową i nie odezwałem się więcej. Wiem, że jemu to nie przeszkadzało, bo
nieraz siedzieliśmy w milczeniu, po czym jechaliśmy do jego mieszkania się
pieprzyć. Tym razem wiedział, że nie może na to liczyć. Nie potrafiłbym iść z
nim do łóżka, kiedy kilka mil stąd jest Asher. W moim życiu wszystko się
spieprzyło.
Godzinę później pożegnałem się z
Darenem i opuściłem jedyny w tej okolicy klub LGBT. Hampton było na tyle
otwartym miastem, że takie miejsce nikomu nie przeszkadzało. Wyobraziłem sobie
coś takiego w Lake Forest i zaśmiałem się. W tym śmiechu nie było radości.
Raczej smutek, który od pewnego czasu, gdy byłem sam w czterech ścianach,
zaczynał coraz głośniej do mnie przemawiać. Może dlatego uciekałem do tego
klubu. Alternatywą było to, że pójdę do Ashera, a tego na równi chciałem i nie
chciałem. I gdybym mógł wyjść z siebie i stanąć obok, to za te myśli śmiało
przywaliłbym sobie w mój głupi łeb.
– Jestem kretynem – szepnąłem do
siebie, wsiadając za kierownicę mojego samochodu.
To nie tak, że prowadziłem po pijanemu,
bo pijany nie byłem. Owszem, wypiłem parę łyków alkoholu, ale u nas było to
dozwolone. Kiedy zdarzało mi się wypić więcej, to dzwoniłem po taksówkę.
Dzisiaj był jednak taki wieczór, że cokolwiek by było, to i tak wróciłbym
samochodem. Nie zniósłbym gadania taksówkarza. Potrzebowałem ciszy i dobrego
snu. Wcześniej jednak po raz kolejny strzepałbym sobie, myśląc o ustach Ashera zaciskających
się na moim kutasie. Później, zasypiając, wyobrażałbym sobie jego ręce owinięte
wokół mnie, nasze splątane nogi i spokojne oddechy, kiedy razem
przechodzilibyśmy do krainy Morfeusza.
– Jesteś idiotą, Noah,
niepoprawnym marzycielem. Musisz z tym skończyć – rozkazałem sobie, mówiąc do
siebie w trzeciej osobie. Chyba nie było ze mną najlepiej, jak już do tego
dochodziło.
Odsunąłem grzywkę z czoła, po czym
przetarłem dłonią twarz, czując nagłe, przytłaczające zmęczenie. Nie pamiętam,
kiedy ostatnio spokojnie przespałem noc. Może zanim Asher wrócił, a może zanim
powiedział, że nas naprawi. Nawet nie miałem sił śmiać się z tego albo płakać.
Po prostu czułem, że upadam i tylko pochwycenie mnie przez kogoś może mi pomóc,
zanim znów pogrążę się w ciemności, tak jak w dniu, kiedy on odszedł.
Asher
Dzień był piękny. Wstałem o świcie i
poszedłem na spacer z Maxem. Potem wróciłem, wziąłem prysznic i postanowiłem
zrobić śniadanie. Zanim mama zeszła, na rodzinę czekały już placki naleśnikowe
polane syropem klonowym. Obawiałem się, czy tata to zje, bo w sumie posiłek
zrobił mu wyrodny syn. Między nim, a mną nic się nie zmieniało. Mama coraz
gorzej to znosiła, ale nie naciskała na niego. Do wybaczenia nie można zmuszać,
ale chciałbym, aby w końcu zgodził się na rozmowę. Nie wiem, czy podczas niej
byłbym do końca szczery, bo jakże
miałbym powiedzieć mu o Noahu? Możliwe, że wyczuwał moją chęć
powiedzenia tylko półprawdy i dlatego unikał ze mną jakiejkolwiek rozmowy,
która nie dotyczyła pogody.
Nie lepiej sytuacja miała się też z
moją siostrą. Phoebe przy rodzicach była wesoła, żartowała sobie ze mną, ale
kiedy zostawaliśmy sami, patrzyła na mnie tak, jakbym zabrał jej ulubionego
cukierka. Ewentualnie to mnie obwiniała o to, że Noah się we mnie zakochał i
przeze mnie stał się gejem. Moje głupie myślenie. Przecież wiedziałem, że moja
siostrzyczka nie jest tak ograniczona, aby brać takie coś pod uwagę. Po prostu
zakochanie w Noahu utrudniało jej relacje ze mną. Nieważne, że Preston był
gejem, ważne, że czuła we mnie rywala, nawet jeżeli chodziło o jego przyjaźń.
Nic jednak nie mogło zepsuć mi tego
dnia. W końcu miałem wolne, a sobotni poranek wydawał się zapowiadać
niesamowity dzień. Owszem, bardzo pracowity, ale spędzony w towarzystwie
Prestona. Otóż dzisiaj, bez jego wiedzy, bo by się na to nie zgodził,
zamierzałem zabrać się za remont jego werandy. Planowałem zacząć od naprawy
schodów. Wczoraj omalże się nie zabiłem, kiedy zawadziłem stopą o odstającą
deskę. Noah będzie wściekły, ale już wolę to niż unikanie mnie. A podobno to ja
uciekam. Dzisiaj mu na to nie pozwolę. Przecież powiedziałem, że nas naprawię.
Zacznę to robić od naprawy jego domu, co zwiększy szanse na spędzanie czasu ze
sobą.
– Ładnie pachnie, synku – powiedziała
mama, wchodząc do kuchni. – A ja zaspałam. Mogłeś mnie obudzić, to bym zrobiła
śniadanie.
– Mamo, wiem, że kochasz gotować, ale
czasami musisz odpocząć. – Odwróciłem się do ekspresu, aby nastawić ulubioną
kawę mojej mamy. Upewniłem się, że dobrze spieniłem mleko, zanim nalałem do
niego czarnego, aromatycznego i gorącego płynu.
– Lubię coś robić – odpowiedziała,
biorąc widelec do ręki. – Bezczynne siedzenie mnie nuży. Tak samo jak twojego
tatę. Całe życie pracował w szkole i nie wyobraża sobie przejścia na emeryturę.
Teraz są wakacje i nie potrafi usiedzieć na miejscu. Oboje lubimy działać. Ty i
Phoebe jesteście tacy sami.
– Dlatego dzisiaj zaplanowałem cały
dzień. – Usiadłszy obok mamy, nałożyłem sobie na talerz kilka placków. O kawie
dla siebie także nie zapomniałem, bo bez niej ciężko mi było zacząć dzień.
– A co takiego zamierzasz robić? –
zapytała kobieta, która mnie urodziła. W tym czasie w kuchni pojawił się tata.
– Connor, siadaj, nasz syn zrobił nam śniadanie. Nie wiedziałam, że umiesz
gotować – zwróciła się do mnie, zapominając, o co pytała.
– Musiałem się nauczyć, kiedy
radziłem sobie sam – odpowiedziałem, kiedy przełknąłem pancakesa.
– Nie musiałbyś tego robić, gdybyś nie
popełnił błędów i nie uciekł – wtrącił tata. Patrzyłem, czy zabierze się za
jedzenie tego, co przygotowałem i ku mojej uldze nie bronił się przed tym.
– Miałem powody i chciałbym o nich z
tobą porozmawiać, tato.
Nic nie odpowiedział, nawet nie
popatrzył na mnie. To mnie zmartwiło, ale ponownie powiedziałem sobie, że
absolutnie nic mi nie zepsuje tego dnia. Dlatego po śniadaniu, które zjadłem w
pośpiechu, poszedłem do szopki za domem i wziąłem z niej wszystkie narzędzia,
których będę potrzebować. Kilka z nich w tym tygodniu kupiłem w sklepie u
Rogera Withworda. Poza częściami do samochodów zajmuje się też między innymi
handlem artykułami metalowymi. To tam zakupiłem pas, który zapiąłem na
biodrach, a do niego wsunąłem młotek, obcęgi i tego typu rzeczy. Skrzynkę z gwoździami
wziąłem do ręki i jeszcze sprawdziłem, czy na pewno mam wszystko. Owszem,
brakowało mi drewna i kilku desek, ale te mieli dowieźć za jakąś godzinę. Noah
zmiecie mnie z powierzchni ziemi i muszę przyznać, że diabelnie mi się ta myśl
podobała.
Rosła we mnie ekscytacja, kiedy z
każdym krokiem zbliżałem się do jego domu. Zerknąłem w górę, tam, gdzie było
okno jego pokoju. Jedna połowa była otwarta, co oznaczało, że był w domu. Kiedy
przez ostatnie dni i niemalże połowę każdej nocy go nie było, rosła we mnie
zazdrość, że właśnie jest z jakimś facetem, któremu pozwala się dotykać. Nie
miałem prawa mu tego zabronić, ale cierpiałem. Od kiedy powiedziałem mu, że go
kocham i obiecałem, że wrócę, wiele rzeczy we mnie uległo przemianie. Nadal
byłem przerażony tym, że ludzie z miasteczka będą uważać mnie za geja, ale przecież
nikt nie musiał o niczym wiedzieć. Owszem, każdy głupi zobaczy, co robię przy
jego domu, lecz przecież mogę pomóc sąsiadowi i dawnemu koledze. Kiedy
planowałem swoje przedsięwzięcie, to dokładnie wszystko sobie obmyśliłem. Nie
chodziło tylko oto, co ludzie powiedzą, ale najbardziej o to, w jaki sposób mam
się zbliżyć do Prestona.
Jego opieranie się tylko mnie
nakręcało, ale parę miłych słów i obietnic, które w jego przekonaniu nic
nie znaczą, nie wystarczy. On po prostu musi wiedzieć, że ja jestem, istnieję i
walczę o kontakt z nim. Naprawdę chcę naprawić to, co było pomiędzy nim a mną.
Wszystko da się zrobić, jeżeli człowiek czegoś bardzo pragnie. Zranienie go było
czymś, czego nie chciałem już nigdy więcej robić. Udowodnię mu, że jestem wart
jego miłości. Przynajmniej w małym stopniu.
Najpierw jednak musiałem zawalczyć o
jego przyjaźń, o kilka chwil więcej razem, o rozmowę. A to, co zamierzałem
zrobić, dawało mi do tego doskonałą sposobność. Dlatego jeszcze zanim wybiła
ósma, ustawiłem skrzynkę na jego
schodach i obejrzałem deskę, która potrzebowała naprawy. Nie musiałem jej
wymieniać. Kilka gwoździ powinno załatwić sprawę. Zabrałem się do pracy,
czekając w napięciu na Noaha.
Noah
Zerwałem się, kiedy mój sen został
przerwany głośnym stukotem dochodzącym do moich uszu z mojego własnego
podwórka.
– Co, u licha? – Wstałem z łóżka,
a nierozciągnięte mięśnie mocno zaprotestowały. Uderzenia raz po raz odzywały
się, a ja coraz bardziej odczuwałem ból głowy. Późno zasnąłem, a w dodatku
pobudka nie była dość przyjemna. Nie znosiłem nagłego zrywania się z łóżka.
Lubiłem się wylegiwać, zanim wstanę.
Podszedłem na bosaka do okna.
Otworzyłem drugą połówkę i wychyliłem się. Od razu ogarnęła mnie wściekłość.
Prędzej spodziewałbym się tego, że jacyś gówniarze majstrują przy moim domu,
wypisując wulgaryzmy na mój temat, ale nie tego, że Asher Jarvis rozwala moje
schody.
– Co ty, u diabła, kombinujesz?! –
krzyknąłem, od razu zdając sobie sprawę, że moja kochana sąsiadka na pewno mnie
usłyszała. Aczkolwiek mógłbym rzec, że prędzej do podglądania zmusiło ją
walenie młotkiem, które uskuteczniał Asher ubrany w strój roboczy. – Słyszysz
mnie, kanalio, czy może mam drzeć się głośniej?!
Podniósł się i poprawił czapkę z
daszkiem. Spojrzał w górę, a jego uśmiech był jaśniejszy od słońca. Przez to
moje serce przyspieszyło, jakby chcąc wyrwać się i pobiec do tego mężczyzny.
– Krzycz głośniej, jeszcze na końcu
ulicy cię nie usłyszeli – zawołał.
– Gówno mnie to obchodzi. Co tu robisz,
dupku?
– Remont robię, cholero ty jedna. –
Wyszczerzył się na to, a mnie naszła nagła ochota, aby wyskoczyć przez to okno
i mu przywalić. Tak mnie nazywał, kiedy byłem na niego wkurzony. Zawsze wtedy
mówił „cholera ty moja”. Może nie ma w tym nic z romantyczności, ale w
takiej sytuacji przypominałem sobie jego wzrok. Patrzył na mnie złośliwie, ale
nie tylko. Wtedy nogi się pode mną uginały. W takiej chwili zrobiłbym dla niego
wszystko. Parzył wtedy z miłością. Tak samo jak teraz.
– Spieprzaj! – krzyknąłem.
– Nie mam takiego zamiaru. Chcę pomóc
sąsiadowi. Będziesz stał i się przyglądał, czy mi pomożesz?
– A niech cię szlag trafi, bydlaku!
Wynoś się! – Zdawałem sobie sprawę z tego, że robię przedstawienie, ale nie
obchodziło mnie to. To przecież on powinien walczyć o to, aby nikt czegoś sobie
nie pomyślał.
– Możesz o tym śnić. Zaraz przyjedzie
samochód z deskami i jeżeli nie masz zamiaru mi pomóc, to przynajmniej wody byś
mi przyniósł. Pić mi się chce.
– Prędzej wyleję kubeł wody na twój
zakuty łeb, abyś ochłonął i… – urwałem, bo dotarły do mnie wcześniejsze słowa.
– Czekaj, jakie deski?
– Na remont. Przecież nie wymienię tych
z werandy, jak niczego nie będę mieć.
– Czekaj no na mnie na dole! –
krzyknąłem i wściekły odsunąłem się od okna. – Ja ci, kurwa, dam remont.
Niedoczekanie twoje. Nie spędzisz w moim domu ani minuty dłużej – powtarzałem
sobie, ignorując mój żołądek, który ścisnął się z podekscytowania. Zrzuciłem to
na karb głodu, bo od wczoraj wieczorem, poza whisky i kilkoma chipsami, nic nie
miałem w ustach.
Nałożyłem na siebie pierwsze lepsze
bokserki, bo zazwyczaj sypiałem nago, oraz jakieś szorty. Zbiegając po
schodach, wkładałem koszulkę, w której wczoraj byłem w klubie, bo tylko ją
miałem pod ręką. Nie przejmując się tym, że moje włosy sterczały w różne
strony, a stopy nadal były bose, otworzyłem z rozmachem drzwi. Czekał tam na
mnie oparty o kolumnę z założonymi na piersi rękami.
– Dzieńdoberek – przywitał się, jakby
nigdy nic. – Witam, sąsiedzie.
Obrysowałem go spojrzeniem oraz
materiały, które leżały pod jego nogami. On naprawdę chce się wziąć za remont
mojego domu. Niedoczekanie jego.
– Co ty odpierdalasz? – zapytałem.
– Tylko pomagam, jak sąsiad
sąsiadowi. – Puścił mi oczko. – Deski na werandzie są spróchniałe. Sądziłem, że
chodzi tylko o tę tam w głębi, ale jak zbadałem je przedwczoraj, to okazało
się, że trzeba kilka wymienić. Ale nie martw się, znam się na tym. Potrzebuję
tylko twojej pomocy.
Patrzyłem na niego jak na ufoludka i z
trudem mogłem uwierzyć, że to jest ten facet, który mnie porzucił, bo
ześwirował po tym, jak po raz pierwszy się kochaliśmy. Tak się bał, że ludzie
zobaczą w nim geja, a teraz stoi na moim ganku i chce go remontować.
– Nie wiem, co ci odbiło, ale nie boisz
się już, że ludzie zobaczą cię ze mną i okrzykną pierwszą ciotą w tym
mieście?
– Przecież nie robię nic zdrożnego –
odpowiedział, ale ja mógłbym przysiąc, że przez chwilę znajomy strach przemknął
przez jego oczy. – Ja tylko pomagam sąsiadowi. Jego tata całe życie pomagał
innym, remontował ich domy i pora się za to odwdzięczyć.
Słuchałem jego słów, ale tak naprawdę
wiedziałem, że ta wersja jest przeznaczona dla innych. Pomiędzy wierszami kryło
się coś dla mnie. Coś, co wyraźnie mówiło, że chce spędzić czas ze mną i nie
pozwoli się stąd wyrzucić. Naprawdę z chęcią rąbnąłbym go w ten zakuty łeb
albo pocałował. Pierwsza wersja uratowałaby mnie przed nim, a druga popchnęła w
jego ramiona. I jak bardzo bym tego nie chciał, tak chętnie wybrałbym wersję
drugą. Na szczęście byliśmy na widoku, co chyba ocaliło nas obu. Nad walnięciem
go jeszcze pomyślę.
– Jesteś tu nieproszonym gościem. Wynoś
się – warknąłem.
– Nie jestem tu gościem – odparł
poważnie – ja tu tylko pracuję. Pomożesz mi?
– Niech cię szlag, Asher. Nie możesz tu
być – szepnąłem. – Nie chcę cię widzieć.
– Przykro mi, skarbie – zniżył
głos do szeptu, tak jak ja – ale ja chcę cię widywać. I jak powiedziałem,
naprawię nas, a zacznę od tej werandy. Także rusz tyłek, kotek, bo robota się
sama nie zrobi.
Gotowało się we mnie. Śmiał mówić do
mnie tak, jakbyśmy byli razem. Jakby nie było tych lat rozstania. Tak, jakby
zniknęła krzywda, którą mi wyrządził. Zacisnąłem pięść i wymierzyłem cios
prosto w jego stronę. Tym razem nie dał się zaskoczyć i zanim moja ręka
spotkała się z jego szczęką, chwycił ją w mocnym uścisku. Jego dotyk mnie poraził.
Roztapiałem się. Do cholery, to tylko zwykły dotyk. Nic nie znaczył, a ja
zacząłem drżeć. Już nie było żadnego ochronnego pancerza. Roztrzaskał ostatnie
jego resztki. Zmiótł je z powierzchni ziemi i nie było nawet skrawka tego,
czego mógłbym się chwycić i walczyć.
– Ciii, Noah, spokojnie – szepnął. Nie
ulegało wątpliwości, że doskonale wiedział, jak na niego reaguję. To dało mi
zapalnik do tego, aby syknąć:
– Puść mnie.
– Nie odejdę – powiedział, a ja
doskonale zdałem sobie sprawę z tego, że mówi nie tylko o remoncie.
– Co mam zrobić? – zapytałem. Nadal
mnie trzymał. Nawet nie miał pojęcia, że pod jego palcami, pod tatuażami jest
blizna, którą zrobiłem z jego powodu, bo nie umiałem bez niego żyć. Co zrobi,
kiedy pozna prawdę? Jak się zachowa?
– Po prostu mi pomóż. Jak kumpel
kumplowi, sąsiad sąsiadowi – rzekł. Odetchnąłem, kiedy mnie puścił. – Roboty
jest dużo. Sam tego nie zrobię.
Nadal się trząsłem, ale powoli
odzyskiwałem nad sobą panowanie. Odchrząknąłem i powiedziałem:
– Nie zamierzałem tego robić, ale ty
oczywiście musisz zmieniać moje plany. Niech cię diabli, Asher.
– Nie złość się, cholero ty jedna,
złość piękności szkodzi. – Zaśmiał się, a przez to, zamiast roztapiać się przy
nim, znów naszła mnie ochota na przestawienie jego szczęki. Ten facet w jednej
chwili potrafi podarować człowiekowi tyle emocji, że miało się ochotę go albo
kochać, albo nienawidzić. Mną targało i jedno i drugie. Tkwiły we mnie dwa
fronty, rozgrywały się dwie bitwy. Jedna z nich była na wygranej pozycji.
Niestety nie ta, którą chciałbym wybrać.
– Jesteś debilem, Asher – warknąłem i
zawróciłem. Zamknąłem drzwi, by nie słyszeć jego pełnego zadowolenia śmiechu. A
miał to być taki piękny dzień. Szkoda, że Asher Jarvis musiał go zepsuć.
Kopnąłem w stojak na parasolki, który kupiła
jeszcze moja mama i poszedłem coś zjeść, a ten ktoś na werandzie niech tam
siedzi. Nie ja go tu zaprosiłem. Remontu mu się zachciało. Niech wyremontuje
swój mózg. Może ja powinienem zająć się swoim? Bo serce już przepadło. To coś
bijące we mnie tęskniło za Jarvisem, który był przecież tak blisko. Dzieliły
nas jedynie ściana i drzwi, o które się oparłem.
– Przyniósłbyś mi, sąsiedzie, butelkę
wody. Gorąco i pić się chce – zawołał Jarvis. Nie wiem, skąd domyślił się, że
tu stoję. Zresztą, zawsze jakoś się wyczuwaliśmy. Dawniej nie potrzebowaliśmy
niczego, by ten drugi wiedział, o co chodzi pierwszemu.
– Spieprzaj – krzyknąłem, ale i tak
ruszyłem do kuchni po wodę. Nie zamierzałem pozwolić mu paść z pragnienia. Trup
na moim ganku nie byłby dobrze widziany.
Wyjąłem butelkę z lodówki i zawróciłem.
Kiedy otworzyłem drzwi, siedział na schodku z młotkiem w ręku i stukał w jeden
z gwoździ.
– Twoja woda – syknąłem – panie
robotniku. – Kiedy tylko uniósł spojrzenie, rzuciłem w niego butelką, a on ją
chwycił. Tak jak chwilę temu zrobił to z moją ręką i jakże chciałem, aby
znów ją tak złapał, a potem przyciągnął mnie do swojego rozgrzanego ciała.
Zatrząsnąłem drzwi, oddzielając nas, zanim moje myśli pobiegły dalej, a mój
penis dał przedstawienie, unosząc się. Tak szybko nie reagował przy żadnym
mężczyźnie, z którymi miałem seks. Zdrajca.
– Dziękuję! – krzyknął Asher, wybijając
mnie z wymyślania przekleństw przeciwko mojemu fiutowi.
– Udław się tą butelką! – wrzasnąłem i
wściekły poszedłem do kuchni, przeklinając siebie za to dziecinne zachowanie.
Ale co miałem zrobić, kiedy ten idiota mnie wkurzał oraz sprawiał, że miałem
ochotę rzucić się na niego i robić wiele bardzo brzydkich rzeczy?
O mój boże, o mój boże .
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest po prostu genialny, ciągle się uśmiechałam ,jak go czytałam. Naprawdę mam nadzieję, że bohaterowie dojdą do porozumieniaporozumienia !
Te emocje mnie zabijają w tym opowiadaniu...
Pozdrawiam
~Patrycja
No,no, widze,że zaczynają się rozmowy,jakieś ;P Zaczyna się moment,który lubię w opowiadaniach :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
~Tsubi
Bardzo przyjemnie czytało się ten rozdział, rozbawił mnie do łez. Uwielbiam tę pełną emocji wymianę zdań między nimi. Między chłopakami no nowo zaczyna się coś dziać, aż iskrzy. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i duużo weny Lu,
Fuko.
Niezłe emocje następny rozdział zapowiada skoro ten był taki ognisty :)
OdpowiedzUsuńNic dodać nic ująć, czekam na dalszy rozdział i to jak się wszystko ułoży :)
OdpowiedzUsuńA każdemu może się zdarzyć zapomnieć wstawić rozdział. Ja to zawsze pisałam na bieżąco, więc miałam drugi problem - czy się wyrobię :D
Pamiętam, że jak zaczynałam pisać to pisałam na bieżąco. Z wyrobieniem się zawsze był problem. :)
UsuńSuper, że A walczy o N, ale ciągle się boi, co powiedzą ludzie. Nie rozumiem go, jak się kogoś kocha to chce się tą miłość ogłosić całemu światu, a on tego nie pragnie, mam nadzieję, że się to zmieni.
OdpowiedzUsuńN ma ciężki orzech do zgryzienia, chowa urazę, ale serce chce być przy ukochanym, więc pewnie ulegnie, ale mam nadzieję, że będzie silny w tym związku i się nie załamie, gdy A zrobi jakieś głupstwo, a na pewno zrobi.
Ciekawi mnie, jak A zareaguje na blizny N.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
On pragnie, ale boi się. Strach u niego jest silny i wygrywa ze wszystkim. Ale może nadejdzie czas, że to się zmieni. :)
UsuńNie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńNa twój blog wpadłam całkiem niedawno ale już pochłonęłam wszystkie dostępne tu opowiadania... Nie mam pojęcia jak to się stało! :)
Do tej pory moją ulubiona historią było "Połączeni" oraz "buntownik" i jego kontynuacja. Nie ukrywam, że "Obietnice" chyba też dołączą do tych rodzaju opowiadań, do których chętnie i nie raz wracam:)
Miło mi. :)
UsuńKiedy będziecie następny rozdział?
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam jednym tchem! Nie ukrywam, że właśnie ucierpiały moje kontakty towarzyskie ��Fantastyczne,pełne emocji opowiadanie. Jestem absolutnie zachwycona!czekam niecierpliwie na dalszy ciąg. MB
OdpowiedzUsuń"I jak powiedziałem, naprawię nas, a zacznę od tej werandy." - kurde, idę naprawiać werandę najbliższemu sąsiadowi. Czyli dopiero za lasem bo tak naprawdę nie mam sąsiadów i pewnie będzie to ten stary pijak co czasami leży w rowie nieopodal ale idę XD
OdpowiedzUsuń"Cholero ty moja" - jakie "nieromantyczne"? To najsłodsze określenie jakie słyszałem xD
"Nie wiem, skąd domyślił się, że tu stoję. Zresztą, zawsze jakoś się wyczuwaliśmy." - to takie słodkie
"– Dziękuję! – krzyknął Asher, wybijając mnie z wymyślania przekleństw przeciwko mojemu fiutowi." - a tu padłem i nie wstaję.
Ogólnie ten rozdział był genialny i prześmieszny
Hejka, hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Asher się stara, ale jeśli nie zrobi kroku przed ukrywaniem się, to nic nie wskóra w stronę zdobycia go, bo wciąż będzie się wycofywał...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia