Przyjemności w czytaniu. :)
Asher
Kolejna męcząca noc nareszcie minęła.
Znów bombardowały mnie obrazy Noaha. Tym razem nie były takie jak zawsze, kiedy
to widywałem go wściekłego, smutnego, rzucającego żalami we mnie za to, co mu
zrobiłem. Tej nocy w snach widywałem go przeżywającego przyjemność, którą ja mu
dawałem. Przez to byłem cholernie napalony. Mój fiut stał na baczność, moje
ciało pokryło się potem i czułem, jak jego każdy skrawek potrzebuje dotyku
Noaha. Owszem, mógłbym pojechać do większego miasta i znaleźć sobie chętną
dziewczynę na jedną noc, by mnie zaspokoiła, ale taki seks by mi nie pomógł. Co
więcej, pogłębiłby tylko pustkę, która
we mnie istniała, a jej zapełnieniem był diabelnie zajebisty facet, na myśl o
którym penis sączył preejakulat na mój brzuch, a myśli krążyły wokół tego,
jak Noah zlizywałby to, mając przyjemność wypisaną na twarzy.
Chciałem chwycić się w garść i dojść,
myśląc o Prestonie. Nie zrobiłem nic takiego. Postarałem się wyrzucić z głowy wszystkie
nawiedzające mnie obrazy, które intensywnością przewyższały to, co przez te
lata sobie wyobrażałem. Nie było łatwo, ale w końcu mi się to udało. Na całe
szczęście, bo jeszcze kilka takich sesji i zwariuję od tego. Muszę dać sobie
spokój z tym facetem. Nie walczyć nawet o jego przyjaźń, bo na tym by się nie
skończyło. Nie ma co się oszukiwać. Moje ciało go pożądało, a serce… No
właśnie. Ta cholera nie powinna mieć nic do powiedzenia, a jednak się odzywa.
Dziesięć lat temu odrzuciłem miłość do
jedynego chłopaka, jaki mi się podobał, bo się przestraszyłem. Do dzisiaj nie
wiem, czy tylko mi się zdarzyło tak ze świrować po tym, jak przeleciałem kogoś
mojej płci, czy innym też się to zdarzało. Nigdy o tym nie czytałem, nie
szukałem informacji, a może powinienem był to zrobić. Może bym nie uciekł lub
wróciłbym wcześniej. Zrobiłem źle i teraz już wiem, że nie da się tego
naprawić. Muszę nauczyć się ignorować to, że Noah jest tak blisko. Mieszka
przecież po drugiej stronie ulicy, a na dodatek ma swoją księgarnię nie tak
daleko od posterunku, w którym dzisiaj przejmuję obowiązki szeryfa. Nadal
sądzę, że jestem za młody na to stanowisko i innym nie będzie się to podobać.
Co ja najlepszego zrobiłem, że w ogóle tu wróciłem?
Wziąłem szybki, chłodny prysznic, potem
założyłem na siebie szary mundur, a do koszuli przypiąłem odznakę szeryfa.
Zszedłem na dół, gdzie w kuchni czekało na mnie śniadanie oraz rodzice. Mama
powiedziała mi, że Phoebe wyszła do pracy. Pracowała w sklepie z
dewocjonaliami, który należał do Emmy Sammer – trzydziestolatki z czwórką
dzieci. Pamiętałem Emmę jako świetną dziewczynę, trochę nieśmiałą i trzymającą
się na uboczu. Mogłem się nią zainteresować. Co z tego, że była starsza.
Niestety, wtedy interesowały mnie głośne, wygadane i wyuzdane cheerleaderki.
Przecież byłem futbolistą i nie mogłem odejść od tradycji, którą widuje się
nawet w filmach dla nastolatek. Taki
ktoś jak ja, kapitan drużyny, zawsze spotyka się z kapitanką drużyny dziewcząt
występującej w przerwach meczu. Takim kapitanem była Gloria Feilds, która z
chęcią rozkładała przede mną nogi, a dla osiemnastolatka, któremu staje co trzy
minuty lub częściej, to była żyła złota.
Prychnąłem na to porównanie, co
zwróciło uwagę mojej mamy zajętej przeglądaniem książki kucharskiej. Moja
rodzicielka uwielbiała gotować i piec. Na festiwale czy imprezy przykościelne
często robiła setki babeczek, pracując nad nimi wytrwale cały dzień i noc, nie
czując zmęczenia. Miała talent do wypieków, które czasami sprzedawała do
tutejszej cukierni.
– Wyspałeś się? – zapytała,
przyglądając mi się. W takich chwilach czułem, że mnie prześwietla na wylot i
zna moje nawet najintymniejsze sprawy. Czasami żałowałem, że tak nie jest.
Poznałaby prawdę o tym, kogo kocham i nie ciążyłoby to tak na mnie, w dodatku
rozwiązałoby wszystkie sprawy. Chciałbym tego, ale nadal tchórzyłem i nic nie
wyjaśniałem. Ona nie pytała. Czekała.
– Poniekąd – odpowiedziałem,
bagatelizując jej zainteresowanie tym, czy dobrze mi się spało. Przecież nie
mogłem jej powiedzieć prawdy. Zaczęłyby się pytania, na które nie miałem ochoty
odpowiadać. Jak miałem wyznać, że całą noc miałem erotyczne, niesamowicie
graficzne sny, w których główną rolę odgrywał Noah?
– Zmiana miejsca zamieszkania zawsze
niesie ze sobą ryzyko nieprzespania kilku pierwszych nocy – rzekła, odkładając
książkę.
– Przyzwyczai się – burknął tata,
popijając kawę oraz przeglądając dział sportowy miejscowego wydania Kronik,
których dawniej naczelnym był Jack Goodman. Podejrzewałem, że to się nie
zmieniło.
– Co ci zrobić na śniadanie, synku? –
spytała mama, ignorując słowa męża.
– Mamo, siadaj. Napiję się tylko kawy i
tyle. Później zjem coś na lunch.
– Chcesz wyjść bez śniadania? To może
zrobię…
– Tracy, on nie jest dzieckiem.
– Wiem, Connor, ale straciłam tyle lat.
– Mama podeszła do mnie ze łzami w oczach i położyła mi dłoń na policzku.
Musiała przy tym unieść się na palcach, bo była ode mnie dużo niższa. W dodatku
jej ciało wydawało mi się o wiele drobniejsze niż lata temu. Pamiętałem jednak,
że ta kobieta od zawsze miała ogromną siłę. Dotarło do mnie, że wytrzymałaby,
gdybym powiedział jej o uczuciach do Noaha. Szkoda, że wtedy byłem za głupi,
aby to zrozumieć. Obecnie nie było już potrzeby mówić jej o tym, bo moje
relacje z Noahem nie prowadziły już nawet w stronę przyjaźni.
– Za to liczę na dobry obiad –
powiedziałem, a ona uśmiechnęła się, wracając do książki.
– Już wybrałam kilka przepisów. O
której wrócisz?
Nalewając kawy do kubka odpowiedziałem
jej, że będę popołudniu, ale nie byłem pewny o której. Praca szeryfa często
wymagała zostania po godzinach.
Wypiłem kawę, chwilę jeszcze
porozmawiałem z mamą, bo tata coś tam tylko odburkiwał, właściwie traktując
mnie nadal jak powietrze. Irytowało mnie to, ale go rozumiałem. W
przeciwieństwie do pełnej wybaczenia żony, jemu przychodziło to bardzo trudno.
Musiałem z nim porozmawiać, ale cholernie się tego bałem. Na razie jednak nie
miałem na to czasu, czekała na mnie praca.
Wziąłem kluczyki od samochodu.
Wyszedłem z domu pokrytego jeszcze cieniem i od razu spojrzałem na
pogrążony w Słońcu dom Prestonów. Kusiło mnie, aby tam pójść i sprawdzić, co u
Noaha. Chciałem zaproponować mu pomoc w przewiezieniu rzeczy jego taty i
ogarnianiu wszystkiego, nie bacząc na to, że sam sobie poradzi. Zanim
zorientowałem się, co robię, moje nogi same poniosły mnie na drugą stronę
ulicy, a postanowienie trzymania się z daleka od tego faceta poszło się
pieprzyć. Szkoda, że to słowo kojarzyło mi się z jednym. On i ja spleceni w
miłosnym uścisku, tarzający się w pachnącej pościeli, nadzy, spoceni.
Obrazy jak żywe pojawiały mi się przed oczami wyobraźni, gdy naciskałem
dzwonek. Byłem pewny, że gdy Noah otworzy, rzucę się na niego, nie zadając
pytań, nie prosząc i nie bacząc na to, kto na nas może patrzeć.
Nic takiego się nie stało, ponieważ
bariera stojąca przede mną nawet się nie uchyliła. Minutę i dwie później też
nie i sam już nie wiedziałem, czy się z tego cieszyłem, czy nie. Na szczęście
pozwoliło mi się to uspokoić i myśleć racjonalnie. Noah nie otwierał, bo nie
chciał ze mną rozmawiać albo go nie było w domu. Wyszedłby z samego rana? Może
już otworzył księgarnię, myślałem, a może nie spędził tu nocy. Na samą myśl
poczułem zazdrość, wyobrażając sobie gdzie, a raczej w czyim łóżku mógłby się
właśnie budzić.
– Kurwa, nie masz żadnych praw, aby mu
tego zabronić – zamruczałem pod nosem do siebie. – Wszystko spierdoliłeś, więc
się wycofaj.
Tak też zrobiłem, co znów nie przyszło
łatwo. Wróciłem do samochodu, a kilka minut później zaparkowałem przed
posterunkiem, który od dzisiaj miał być moim miejscem pracy. O tym starałem się
myśleć, ale gdzieś z tyłu mojej głowy tkwiło pytanie – co robi i gdzie jest
teraz Noah?
Noah
– Dzisiaj jest przedostatni etap –
powiedział Kevin Sammer, siadając przy ognisku i nalewając do metalowego
kubka kawy z grzejącego się na ognisku dzbanka. – Na pewno chcesz zostać do
jutra? – zapytał mnie.
Skinąłem głową, nie bardzo miałem
ochotę na gadanie.
– Słuchaj, stary, znam cię od lat. Co
jest? – Nie ustępował, co mnie wkurzało, a on doskonale zdawał sobie z tego
sprawę i dlatego tak robił. Wiedział, że prowokując, zmusi mnie do mówienia.
Nie chciałem jednak tego robić w obozowisku pełnym ludzi, którzy od kilku dni
żyją w spartańskich warunkach, korzystając z atrakcji, jaką dawał im spływ
pontonem. Mój przyjaciel prowadził to wszystko i był instruktorem. Często
brałem udział w przygodach, jakie oferował. Byłem świadomy tego, na czym to
polega i wystarczająco wyszkolony, abym mnie nie nazywał żółtodziobem.
Lubiłem tego fantastycznego faceta, ojca czwórki dzieci, których wraz ze swoją
żoną Emmą dorobił się przed trzydziestką.
– Co ma być? Nic – burknąłem, obracając
prawie pusty kubek w dłoniach. – Po prostu nie zawsze ma się idealny nastrój.
Przyjechałem tutaj, bo miałem ochotę się wyrwać. – Dolałem sobie kawy głównie
dlatego, aby czymś się zająć i nie musieć mówić.
– Słyszałem, że Asher wrócił. –
Spojrzał na mnie sondująco. Czułem się tak, jakby w oczach miał promienie
rentgenowskie niczym superman. Nigdy nie zdradziłem Kevinowi, co łączyło mnie z
Jarvisem. Podejrzewam, że i bez tego się czegoś domyślał. To dlatego, że nie
potrafiłem przy nim zwyczajnie reagować przez te minione lata, kiedy wspominał
o Asherze. Facet działał na mnie jak płachta na byka. Samo wspomnienie o nim
burzyło mi krew w żyłach. Stawałem się nerwowy. Nie do końca potrafiłem nad tym
panować, a mój przyjaciel nie był głupi.
– Wrócił i co z tego, kurwa? –
skarciłem się w myślach za ton mojego głosu. – Nigdy nie miałem i nie mam z nim
nic wspólnego.
– Skoro tak mówisz. Jesteś zżyty z jego
rodziną. – Pochylił się i wrzucił do ogniska kilka gałęzi znalezionych w lesie.
Zatrzeszczały, a po chwili ogień je pochłonął. Wpatrywałem się w to widowisko i
przyszło mi na myśl, że ja jestem jak te gałęzie, a Asher jak płomienie,
które omalże mnie nie spaliły. Musiałem się starać, aby ponownie na to nie
pozwolić.
– Jestem. – Napiłem się kawy po tym,
jak spostrzegłem, że mam pełny kubek. – Wszystko dzięki Phoebe. Kilka lat temu
zbliżyła się do mnie, a potem samo poszło. Zresztą, państwo Jarvis zaczęli mnie
traktować tak, jakbym należał do rodziny. Chyba byłem substytutem ich syna. –
Spojrzałem na przyjaciela. – Zamiast mnie wypytywać, może powiesz, o której
wyruszamy.
– Za pół godziny. Ludzie muszą się
ogarnąć. Będziemy płynąć w dół rzeki. Pamiętaj, że ten etap jest ciężki.
– Pamiętam. Silne prądy w tym miejscu
dają się nieźle we znaki, ale już tędy płynąłem. Dam radę.
– Noah, tu nawet zawodowiec musi
uważać. Można zboczyć z trasy i nawet się o tym nie wie, więc od nikogo
się nie oddalaj ze swoją grupą. Poza tym sprawdziłem pogodę. Nieciekawie się
zapowiada, ale do następnego obozu dotrzemy przed burzą. – Wstał. Skurczybyk
był wysoki. Często chwalił się swoimi prawie dwoma metrami. W szkole grał
w drużynie koszykarskiej i marzył o zawodowstwie. Miałby dużą szansę dostać się
w przyszłości do najlepszego zespołu, ale kontuzja kolana na zawsze mu to
odebrała. Wciąż kulał. Niezmiennie kochał ruch i nie pozwolił na to, aby
wypadek odebrał mu sport. Nadal pogrywał w koszykówkę, ucząc dzieciaki, a w
dodatku stworzył swoją firmę zajmującą się rekreacją, turystyką, a w
szczególności organizacją spływów pontonem i kajakiem. Miał pasję i był dobry w
tym, co robił. Był też dobrym przyjacielem. Kimś, kto mnie zaakceptował, kiedy
poznał prawdę, narażając się na głupie żarty i śmiechy innych. To dzięki niemu
miałem siłę walczyć. Nie zostawił mnie tak jak zrobiła to osoba, którą
kochałem, a która powinna być ze mną, byśmy sobie razem dawali radę. Tak jak
powinno być.
– Dobra, zbieramy się, ludzie –
zarządził Kevin, gasząc ognisko. Odetchnąłem z ulgą. Skończyły się
dociekania w sprawie, którą chciałem zachować tylko dla siebie. Mój przyjaciel
przestawił się na tryb pracy i to potrwa przez kilka kolejnych godzin.
Dopiłem drugą kawę i również zabrałem
się za to, co do mnie należało. Czułem ekscytację na myśl o tej trudnej części
koryta rzeki. Przepłynięcie tego zmusza do myślenia, co nie pozwoli mi
roztrząsać pewnych rzeczy, a o to mi chodziło. Wziąłem swój kask i kamizelkę
ratunkową, które obowiązkowo każdy musiał mieć, po czym ruszyłem w stronę
rzeki. Na jej brzegu zebrała się już grupka turystów, którzy zjawili się tu,
pragnąc przygody i dreszczyku ekscytacji. Kevin objaśniał im plan działania,
będąc w swoim żywiole.
Asher
Tak jak przypuszczałem, na posterunku
przyjęto mnie chłodno. Tylko myliłem się w jednym – nie chodziło o mój wiek,
ale o to, co zrobiłem, kim byłem. A kim byłem? Facetem, który zostawił
rodziców, sprawiając im cierpienie swoim zniknięciem. Facetem, który sprawił,
że szkolna drużyna będąca o krok od mistrzostwa przegrała, a takie rzeczy
traktowano u nas poważnie. Jakby od tego zależało życie.
Przegrana drużyny doprowadziła do tego,
że liceum oraz miasto straciło pieniądze na wybudowanie dwóch dużych boisk i na
remont budynków liceum. Dla nich z gwiazdy stałem się gnidą. Jakby pieniądze
zawsze miały znaczenie.
– Proszę, proszę, przybył nasz
szef. – Logan Path jako pierwszy zabrał głos. Chodziliśmy do tej samej klasy i
należeliśmy do jednej drużyny. Logan zawsze był dupkiem i podejrzewam, że to
się nie zmieniło. On był jednym z tych, którzy w tamtych latach najbardziej
szkodzili Noahowi. Pozwalałem na to. Dziwię się, że Preston mógł mnie kochać.
– Hej, Logan. Kopę lat. – Przywitałem
się, wyciągając dłoń. Ten niższy ode mnie o głowę, a zbudowany niczym byk
mężczyzna uścisnął ją mocno, tym samym pokazując swoją siłę. To też się nie
zmieniło. Nieraz śmiał się z mężczyzn, którzy mieli według niego zbyt delikatny
uścisk dłoni. Nazywał ich ciotami i babami. Siebie natomiast uważał za
męskiego. Dawniej jego brązowe włosy zaczesane były na jeża, a obecnie był
łysy. Ewidentnie golił głowę, za to zapuszczał brodę, o którą, moim zdaniem,
mógł lepiej dbać. Puściłem jego dłoń, nie mając ochoty go więcej dotykać.
– Kopę lat. Uciekłeś w niesławie, aby
nie ponieść konsekwencji sprzedanego meczu.
– Przeszłość zostawcie za sobą. –
Spojrzałem na kobietę, która to powiedziała. Claire Swithword. Ucieszyłem się, że nadal tu pracuje. Podjęła pracę na
posterunku jako dwudziestopięciolatka. To było na kilka tygodni przed tym,
zanim uciekłem. Podobno przeorganizowała komisariat, na którym w końcu
zapanował ład i porządek, szczególnie wśród akt.
– Witaj, Claire, miło znów cię widzieć.
– Ciebie również. Pamiętasz Lou? –
Wskazała na mężczyznę siedzącego przy biurku z tyłu sali. Moim zdaniem to on powinien zostać szeryfem,
nie ja. Lou Right pracował tutaj od ponad siedemnastu lat. Na jego miejscu
byłbym zły, że ktoś zajął stanowisko, które mi się należało. Szczególnie jeżeli
tym kimś był żółtodziób.
– Witam – zagadałem tego wielkiego
faceta wyglądającego niczym niedźwiedź.
– Tsa. Mam nadzieję, że dorosłeś i
będzie można na tobie polegać, nie tak jak dawniej – prychnął mężczyzna,
którego zawsze uważałem za spokojnego. To on co roku na Boże Narodzenie
przebierał się w Świętego Mikołaja i roznosił dzieciom prezenty w Lake Forest.
Teraz nie wyglądał na miłego i dobrego. – Masz szczęście, że szanuję twojego
ojca, bo gdyby było inaczej, to kazałbym ci stąd spieprzać. Nie dlatego, że
jesteś moim szefem. Nie obchodzi mnie to, bo nigdy nie starałem się o bycie
szeryfem. Jako jego zastępca czuję się dobrze, będąc tu, gdzie jestem. Mam już
czterdzieści dziewięć lat i chcę w spokoju doczekać emerytury. Chodzi o
to, że nie potrafię ci zaufać, dzieciaku. Poleganie na tobie może się źle
skończyć, nawet na takim zadupiu jak Lake Forest.
Miał rację. Noah też na mnie polegał i
zostawiłem go. Odrzucając tę myśl, powiedziałem do Lou:
– Bądź spokojny, wiem, co robię. Jeżeli
w czymkolwiek zawinię, możesz mi przywalić.
– Nasz Lou to wielki misiek, ale
ja z chęcią to zrobię – rzucił Logan, oferując swoją pomoc.
– A ja wszystkim wam skopię tyłki –
wtrącił nasz głos rozsądku o imieniu Claire. – Asher, chodź, zaprowadzę cię do
twojego gabinetu.
Kiwnąłem głową i ruszyłem za nią. Już
wcześniej miałem przyjemność przebywać w tym gabinecie. Jako szesnastolatek
wdałem się w bójkę i to tutaj dostałem reprymendę od ówczesnego szeryfa oraz
ojca. Trudno mi powiedzieć, którego bardziej się bałem. Sądzę, że obu. Wtedy i
tak mi się upiekło, bo rodzice chłopaka, któremu złamałem rękę, nie wnieśli
oskarżenia wiedząc, że ich syn też nie był święty.
– Mniejszy niż zapamiętałem – rzekłem
bardziej do siebie niż do kobiety.
Dębowe biurko stało naprzeciwko wejścia
i było wysprzątane. Mogłem za to podziękować Claire, która od dzisiaj była moją
asystentką. Po lewej stronie ściany stał rząd regałów. Część z nich miała
szuflady, w których znajdowały się akta. Obok stał wąski regał na książki, bo
mój poprzednik uwielbiał czytać i w takim miasteczku jak nasze, kiedy to nic
się nie działo, miał na to czas.
– Pracuje z nami jeszcze Tim
Hampton. – Swithword podała mi akta wszystkich pracowników, żebym się z nimi
zapoznał.
– Gdzie jest teraz Tim? – zapytałem,
otwierając jego teczkę. Na pierwszej stronie znajdowało się zdjęcie
przeciętnego mężczyzny po trzydziestce o jasnych włosach oraz jego dane.
Zauważyłem, że jego żoną jest Delia Moon, która obecnie prowadzi salon
fryzjersko-kosmetyczny Uroda, o czym
też tutaj poinformowano. Takich szczegółów się nie spodziewałem, więc mnie to
zaskoczyło. Claire to zauważyła.
– Cóż, poprzedni szeryf był bardzo
skrupulatny. Lubił być o wszystkim informowany. Nam to nie przeszkadzało.
Dobrze wiedzieć, z kim się pracuje.
– Mhm – mruknąłem, nie mając nic innego
do powiedzenia. – Tima nie znam. Nie jest stąd.
– Nie jest. Poznał Delię na studiach.
To znaczy, kiedy ona była na studiach, a on w akademii policyjnej
niedaleko kampusu, gdzie mieszkała. Pobrali się pięć lat temu i zamieszkali
w Lake Forest. To dobry człowiek.
– Trzydzieści trzy lata, po dobrych
szkołach. Mógł pracować w komendzie głównej, a nie na takim zadupiu –
powiedziałem, odkładając jego teczkę.
– Miłość go tu sprowadziła –
odpowiedziała Claire. – Jest tu raczej szczęśliwy. Z tego, co mówi, to nie
mógł lepiej trafić. – Wyjrzała przez okno. – Zbiera się na burzę.
Podszedłem do średniej wielkości okna i
stanąłem obok kobiety o krótkich, brązowych włosach, których grzywka była nieco
dłuższa i założona za ucho. Faktycznie, na wschodzie zbierały się ciemne
chmury. Cieszyło mnie to, gdyż byłem pewny, że dzięki temu nieco się ochłodzi.
Na razie było duszno, a ja mimo koszuli z krótkim rękawem, pociłem się pod
mundurem, marząc o rześkim powietrzu.
– Powiedziałaś, że miłość sprowadziła
Tima do Lake Forest. Sądzisz, że to uczucie tak dużo może zdziałać? – spytałem
po chwili milczenia, nie zastanawiając się nad tym, co robię.
– Tak – odpowiedziała natychmiast. –
Jeżeli tylko jest prawdziwe. To jest coś, co daje siłę. Sama coś o tym wiem. –
Wskazała na obrączkę, którą nosiła. – Jeżeli chodzi ci o Tima, to na pewno nie wyjedzie i nie porzuci pracy. Tu
jest jego dom. Możesz być spokojny.
Źle zrozumiała moje pytanie, ale skąd
miała wiedzieć, o co mi chodziło? Pozostawiłem ją w tej niewiedzy i przyjąłem
kawę, którą zaproponowała. Przede mną był cały dzień pracy, zmaganie się z
nieprzychylnym wzrokiem Lou, chcącym wbić mi nóż w plecy Loganem oraz Timem,
którego nie znałem.
Gdzieś w oddali zagrzmiało, więc
ponownie wyjrzałem przez okno. Burza zbliżała się szybko. Na tyle szybko, aby
po kilku minutach rozpętać piekło. Lało tak bardzo, że nie widziałem kamienicy
naprzeciwko. Mocno wiało, a pioruny waliły gdzieś niedaleko. Nigdy nie lubiłem
grzmotów.
Dziesięć
lat wcześniej
– No dajże spokój, nie mów, że się
boisz. – Noah zaśmiał mi się prosto w twarz.
– Nie boję się. – Udawałem silnego,
podczas gdy chciałem się gdzieś schować. Od dzieciństwa bałem się uderzeń
piorunów. Nie wiedziałem, dlaczego. Moi rodzice również, po prostu tak już
było. Nieustraszony kapitan drużyny futbolowej trząsł się jak osika podczas
burzy z grzmotami. Oczywiście, kiedy byłem z drużyną, starałem się nie okazywać
strachu, aby nie uznano tego za słabość. Przy Noahu to było coś zupełnie
innego.
– To chodź, odwrócę twoją uwagę. –
Siedzący na biurku uśmiechnięty chłopak złapał mnie za szlufkę od spodni i
przyciągnął do siebie tak, że stanąłem pomiędzy jego nogami. Patrzył na mnie
ciepło, co robiło z moim sercem różne dziwne rzeczy, których nie potrafiłbym
opisać, nawet znając na pamięć słowniki z całego świata. Po prostu to było coś
niepojętego, nie do opisania, coś niezwykłego. Ten chłopak nie był mi obojętny.
– Jak niby chcesz to zrobić? –
Położyłem dłonie na jego udach. Żałowałem, że miał na sobie spodnie. Chciałbym
dotknąć jego skóry. Od tamtego razu, kiedy to doszliśmy, ocierając się o
siebie, nic więcej nie robiliśmy. Tylko całowaliśmy się. Do tej pory nie
wiedziałem, czy mam ochotę na coś więcej. Dobra, oszukiwałem się. Ochotę
miałem, ale nie wiedziałem, co robić, więc nic nie robiłem. Przecież miałem
jakieś tam doświadczenia seksualne. Co prawda z dziewczynami, ale nagość i te
sprawy nie były dla mnie problemem. Nie, kiedy chodziło o Noaha. Dlatego
zaskakiwało mnie to, że niedoświadczony Preston pierwszy wykonał jakiś ruch. To
on złapał mnie za biodra, przyciągając do siebie jeszcze bliżej.
– Może zaczniemy od tego, że mnie
pocałujesz – zaproponował, patrząc mi prosto w oczy, a usta lekko uchylając.
– Dobra. – Serce waliło mi w piersi z
ekscytacji, że znowu go pocałuję. Nie wiedziałem, czy czułbym to samo, jeżeli
chodziłoby o innego chłopaka. Podejrzewałem, że nie, bo tylko na Noaha
reagowałem tak bardzo mocno.
Pochyliłem się do jego ust, muskając je
delikatnie, a on naparł na mnie swoimi, chcąc więcej, więc pocałowałem go
mocniej i głębiej. Ulegle uchylił dla
mnie wargi, więc mogłem wsunąć język do jego ust. Jęknął, przesuwając się
bardziej na skraj biurka. Ten dźwięk niesamowicie mnie podniecił. Chwilę
później sam jęknąłem w jego usta, kiedy poczułem, jak dotyka dłonią mojego
krocza. W dole kręgosłupa odczułem dreszcze przyjemności, kiedy potarł mojego
penisa przez spodnie, któremu nie trzeba było wiele, by stwardnieć. Jedno
muśnięcie budziło go do życia. Wystarczyło, że Noah na mnie patrzył i już mi
stawał.
Docisnąłem się do jego dłoni. Chciałem
więcej. Chyba czytał w moich myślach, bo puścił moją koszulkę, którą miętosił
palcami drugiej ręki, kiedy go nieprzerwanie całowałem. Oderwałem się od jego
ust, spoglądając mu głęboko w oczy. Wyglądał na przestraszonego.
Noah
Bałem się, że zrobię coś, co znów go
ode mnie odepchnie, ale chciałem spróbować. Ochota na to była większa niż
strach. Nadal patrząc mu w oczy, niepewnie rozpiąłem pasek, a potem guzik od
jego spodni. Wstrzymał oddech w oczekiwaniu na więcej, a ja poczułem się
pewniej. Rozsunąłem zamek i spoglądając w dół, rozchyliłem rozporek i obsunąłem
lekko jego spodnie. Pozwolił mi na to. Szara bielizna ukrywała jego naprężony
członek. Położyłem tam dłoń, chcąc go poczuć. Sam również byłem twardy oraz
podekscytowany tym, co robiłem, bo wrażenia i emocje były niesamowite. Tak tego
pragnąłem i to właśnie się działo. Dotykałem Ashera, miłość mojego życia i
bohatera nie tylko moich marzeń, ale i mokrych snów.
Chciałem się o niego ocierać. Jak
ostatnio. Znów przeżyć taki orgazm jak wtedy lub lepszy. Najpierw jednak
chciałem się nim zająć.
– Cofnij się – szepnąłem, rumieniąc się
na samą myśl o tym, co chcę zrobić. Gdy lekko zdezorientowany odsunął się,
zszedłem z biurka i popchnąłem go tak, że tym razem to on mógł oprzeć się o
mebel. Nie patrząc mu w oczy, bo bym stchórzył, uklęknąłem przed nim.
– Kurwa. – Usłyszałem, jak zaklął.
Przeszło mi przez myśl, że pewnie wiele dziewczyn już mu obciągało, ale
odepchnąłem to od siebie. Nie miałem doświadczenia, ale chciałem spróbować.
Uczyć się go i dać mu rozkosz. To były bardzo silne potrzeby. Kochałem go, więc
danie mu przyjemności było jednym z moich celów.
Drżącymi dłońmi obsunąłem mu spodnie i
bieliznę, by wyciągnąć jego penisa. Był długi, gruby, mięsisty, a przede
wszystkim niesamowicie twardy z mokrą główką wystającą częściowo spod napletka
i wyglądającą niczym grzybek. Przesunąłem dłonią po całej długości. Asher
sapnął, co sprawiło, że odważyłem się na niego spojrzeć. Omal nie doszedłem,
kiedy ujrzałem jego spragnione oczy. Patrzył tak, że nie miałem już wątpliwości
i pochyliłem się, pierwszy raz smakując kutasa. Nie byle jakiego, bo należał do
Ashera Jarvisa. Chłopaka, którego uwielbiałem.
Asher
Przyglądałem się temu, co robi i nie
potrafiłem oderwać oczu od fantastycznego spektaklu. Noah klęczał przede mną i
właśnie wziął w usta mój członek. I niech mnie szlag trafi, jeżeli to nie było
dobre.
Syknąłem z bólu, kiedy trącił wrażliwą
główkę zębami.
– Przepraszam – powiedział.
– Spokojnie. Po prostu nie używaj
zębów. – Wyciągnąłem rękę i pogłaskałem go po głowie. – Działaj.
Tym razem już nie użył zębów, za to
chętnie pracował językiem i ustami. Może nie był to najlepszy lodzik, jaki
dostałem, ale i tak uważałem go za zajebistego, bo robił mi to Noah. Chłopak
nadrabiał chęciami i ochotą, która, miałem wrażenie, u niego narastała. Tak jak
i mi, podobało mu się to, co robił, a Gloria ze swoim głębokim gardłem niech
spada. Na kolanach chciałem tylko jego.
– O kurwa – zakląłem chyba już któryś
raz tego popołudnia. Poruszyłem biodrami. Zakaszlał, kiedy chciał go głębiej
wziąć, ale nie mógł tego zrobić, więc poprzestał na pieszczeniu główki,
pomagając sobie dłonią. Byłem blisko orgazmu. – Dotknij wędzidełka. O tak –
sapnąłem, kiedy to zrobił. Miał bardzo sprawny język i szybko się uczył.
Zamknąłem na chwilę oczy, chcąc czerpać
tę przyjemność, ale szybko je otworzyłem. Nie pożałowałem tego, bo on właśnie
wyjął swojego kutasa, którego do tej pory nie widziałem i sobie trzepał.
Powstrzymywanie się od szczytowania poszło w diabły. Przeszyła mnie fala rozkoszy,
która była wzmocniona przez patrzenie na to, jak Noah sobie dogadza.
– Dochodzę – krzyknąłem, chcąc go
ostrzec i sądziłem, że dokończy mnie ręką, jak robiły to dziewczyny, z którymi
sypiałem. On jednak nie zrobił tego i spuściłem mu się do ust. Miałem spory
ładunek, ale wszystko przełknął i jeszcze mnie wylizał, jakbym mu naprawdę
smakował. Chyba tak było.
Dopiero po chwili spostrzegłem, że
również doszedł, bo oddychał ciężko, a pomiędzy moimi stopami na podłodze
znajdowały się białe plamy. Przełknąłem ślinę na myśl o tym, jak on smakuje.
Mimo to nie dopuszczałem do siebie myśli, że kiedykolwiek zrobię coś takiego
jak on.
Wstał i spojrzeliśmy sobie w oczy.
Uśmiechnął się, a ja wraz z nim.
– No i widzisz – wyszeptał – burza minęła i nawet nie zwracałeś na to uwagi.
Rzeczywiście tak było, a nawet na
ostatnie popołudniowe godziny wyszło słońce. Uświadomiłem sobie, że z Noahem
zrobiliśmy kolejny krok. Objąłem jego policzki dłońmi. Cmoknąłem go w usta, nie
zważając na to, że jeszcze przed chwilą miał w nich moją spermę. Potem go
objąłem z naszymi penisami na wierzchu i czułem się naprawdę szczęśliwy.
Przerażony tym, co się stało, ale
szczęśliwy.
Obecnie
Burza przeszła. Nie bałem się już tak
jak dawniej, ale i tak rad byłem z tego, że to się już skończyło. Wyszedłem
przed posterunek, chcąc poczuć brak upału i przyjemny chłód. Ujrzałem
niesamowitą tęczę na niebie. Tylko jej część, bo połowa znikała za budynkami. W
dzieciństwie chciałem odnaleźć garniec złota na jej końcu. Mając dziesięć lat,
wybrałem się na poszukiwania z łopatką w ręku i czerwonym wiaderkiem. Mama mnie
jednak zawróciła, podając mi budyń waniliowy, dla którego porzuciłem myśl o przygodach.
Wróciłem do środka, gdzie zamieniłem
kilka zdań z Timem, który właśnie wrócił z patrolu. Przed burzą ukrył się w
sklepie. Nie traktował mnie jak Lou czy tym bardziej Logan. Był w porządku i
dobrze nam się rozmawiało. W czasie konwersacji zadzwonił telefon, a chwilę
później podeszła do nas przejęta Claire.
– Dzwonił Kevin Sammer. Prowadzi spływy
pontonem – wyjaśniła mi. – Zdarzył się wypadek i potrzebuje pomocy. W czasie
spływu zastała ich burza.
– Co się stało? – dopytał Tim.
–Ponton Noaha Prestona odwrócił się,
uderzając w skałę. Ludzi, którzy z nim byli uratowano, ale on zaginął bez
śladu. Podejrzewają, że utonął.
Po usłyszeniu jej słów moje ciało
przeszedł niesamowity ból na myśl o tym, że go straciłem.
Odszedł na zawsze.
Nie nie nie nie!!!!!!
OdpowiedzUsuńNie Noah!!! On musi żyć!!!
I tak wiem że przeżyje xd
Asher sobie troche pocierpi, ale dobrze mu tak. Lubie Noaha i chcę żeby Asher duuugo mu wynagradzał zadany mu ból. Powinien błagać go na kolanach. Mam nadzieje, że Noahowi nie stało się nic poważnego.
Błaganie na kolanach w ich wypadku może przynieść dużo przyjemności. :D
UsuńCo? Jaki wypadek? N nie może zginąć! A musi go znaleźć!
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się takiego dramatu, chciałam, aby A był zazdrosny o N i to miało mu uświadomić, że ma o niego walczyć, a nie chwila grozy, przynajmniej mam taką nadzieję, że "chwila".
Mam nadzieję, że N nie straci pamięci, chcę aby A udowodnił swoją miłość nie budując jej na kłamstwie.
Dziękuję za Twoją pracę :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Trochę dramatu większego czy mniejszego (okaże się jaki będzie w tym tekście), musi być. :)
UsuńDziękuję za wenę i pozdrawiam. :)
Jak oni po tym się nie dogadają to nie wiem co ci zrobię :P
OdpowiedzUsuń:P
UsuńO kurczę,to się porobiło. Domyślam się, że Noah żyje :P i jak jakoś się choć trochę niedogadają to nie wiem kiedy :P
OdpowiedzUsuńPs. Niedługo czeka mnie wyczekiwana lekturka "Spontaniczej Decuzji" :3 W końcu wrócę do tej świetnej historii :3
Życzę weny i pozdrawiam, Tsubi :)
Hej wchodzisz na wcześniejszą swoją stronę ??
OdpowiedzUsuńhttps://fantazjeluany.wordpress.com/
galaxa2
Zaglądam tam może raz w miesiącu. Opuściłam tamto miejsce. :)
UsuńJaki zwrot akcji 😱😱😱 oby nic poważnego się nie stało. Może Noah dostanie amnezji i ponownie się zakocha w A? To by było fajne 😂😂
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny Lu 😍😍
Znaczy nie ponownie, bo dalej go kocha, no ale wiadomo o co chodzi xD
UsuńTak, wiadomo o co chodzi. :D
UsuńDziękuję za wenę. :)
Uuuu mega mnie wciągnęłaś. I ta końcówka.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że wszystko dobrze się skończy,
Po za ty wspaniale pokazujesz spójną całość. Dla mnie to coś naprawdę świetnego.
Pokochałam te opowiadanie i będę czekać na ciąg dalszy.
Powróciłaś z wielkim plusem.
pozdrawiam mocno!
Również pozdrawiam. :)
UsuńTak czułam, że to sie wydarzy :P Hura! Mam nadzieję, że Ash znajdzie Noah pierwszy, przytuli go,ucałuje itd. Awww jak ja chce,żeby oni byli razem. TO cudowny duet. Pozdrawiam i nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńPrzytuli, ucałuje... Cudowna wizja. :)
UsuńRównież pozdrawiam. :)
Kiedy pojawi się kolejna część Ucieczka do Limare?
OdpowiedzUsuńNie wiem. Miała być w lipcu, czy będzie to nie mam pojęcia, ale będę się starać. Tekst ciągle się pisze, a chciałam go skończyć do końca czerwca, ale się nie udało.
UsuńMatko tak nie może być ! 😱
OdpowiedzUsuńAle na pewno tego nie zrobisz nam, Ty taka nie jesteś, o nie nie!
No i znowu najbardziej zaczytuję się w przeszłości i proszę bardzo, jak Noah oddawał całego siebie, kiedy Asher zachowywał się jeszcze jak niedojrzały dupek. Dobrze, że teraz wszyscy prawie wieszają na nim psy, niech się nauczy! A może wtedy mu się życie jakoś poukłada.
Jak już mówiłam, mnie cieszy fakt, że piszesz tutaj na blogspot, także pozostaje życzyć dużej ilości weny i czasu. Lecę dalej czytać.
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Noah na pewno żyje wiedzę w to, a może będzie miał amnezję, ale niech Asher nie wykorzystuje tego dla swoich celów, będzie musiał się bardzo postarać, miłe powitanie na komisariacie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia