14 lutego 2018

Szczęście od losu tom 2 - Rozdział 7

Wszystkiego najlepszego z okazji Walentynek. Nie wiem czy obchodzicie to święto, bo ja nie i zazwyczaj nie wrzucam rozdziałów z jakiejś tam okazji, ale tym razem robię wyjątek.

Dziękuję za komentarze. :)



– Porozmawiajmy – poprosił Daesoon, kiedy dojechali do domu, a jego syn spokojnie spał w swoim łóżeczku.
– Co chcesz mi powiedzieć?
Znajdowali się w sypialni. Jaemin nie chciał rozmawiać z chłopakiem. Potrzebował, aby ten się oddalił, zniknął przynajmniej na jakiś czas. Ciężko było mu patrzeć na kogoś, kto go zdradził. To było tak potworne uczucie, że nawet wrogowi tego nie życzył. Ciągle wyobrażał go sobie z Minho. To, jak się dotykali… Starał się jakoś nad sobą panować, ale przychodziło mu to z trudem. Szczególnie kiedy Kim zamiast go posłuchać, to próbował rozmawiać, wyglądając przy tym jak zbity szczeniak. To i tak nie miękczyło serca Jaemina, który miał wrażenie, że czuje zapach tamtego chłopaka na Daesoonie.
– Chcę wyjaśnić. – Spojrzał skruszony na Lee. Nie próbował go dotykać, bo chłopak reagował na to tak, jakby ktoś przykładał mu do ciała rozżarzony pręt.
– Co tu jest do wyjaśniania? Co on ci dał takiego, czego ode mnie nie dostałeś? – W chwili, kiedy zadał to pytanie, ugryzł się w język. Nie chciał zachowywać się jak zdradzona panienka. Jednak jego podświadomość chciała znać odpowiedź. Wziął do ręki koszulkę wiszącą na krześle i zaczął ją składać. Potrzebował się czymś zająć, byle tylko nie stać bezradnie pośrodku pokoju lub nie rozpaść się przy Daesoonie.
– Nic mi takiego nie dał. Byłem na ciebie wściekły, bo kazałeś mi do niego iść.
Lee odrzucił koszulkę i zaczął się śmiać.
– A ty posłuchałeś?! Jak grzeczny chłopiec, który robi to, co mu każą – wysyczał przez zaciśnięte zęby. – Brawo! – Poczuł jak w nim wrze. Działanie uspokajających leków minęło i miejsce otumanienia zajęła złość, którą do tej pory trzymał w ryzach. – Jakiś ty posłuszny.
– Wkurwiłeś mnie. Najpierw mówisz, że mnie wielce kochasz, a potem każesz mi do niego spadać.
– Bo cię kocham – odpowiedział stanowczo Jaemin. W oczach, które w końcu zatrzymał na dłużej na chłopaku, tkwiła determinacja.
– Wiesz co? – Daesoon wykrzywił się nieprzyjemnie. Stał pośrodku pokoju z dłońmi w kieszeniach i nie wyglądał przyjaźnie. Jego skruszona postawa pragnąca wybaczenia gdzieś zniknęła.
Jaemin miał wrażenie, że w chłopku istnieją dwie osoby. Teraz patrzył na tę drugą, gorszą połówkę, która ujawniała się tak szybko, ile trwało pstryknięcie palcami i raniła. Zawsze wtedy okazywało się, jak dziecinne są ich kłótnie. Bo ta druga połowa była niczym zranione dziecko, któremu ktoś wyciął tę część, która czuje, a pozostawił tę pustą, pełną nicości. Chociaż Lee nie był do końca pewny swojej teorii. Patrząc na Daesoona, dostrzegał w nim oznaki kipiących, ale starannie ukrywanych emocji. Bardzo chciałby znaleźć się w jego głowie.
– Nie wierzę ci, że mnie kochasz – wyrzucił z siebie Kim.
Chłopak, do którego zostały skierowane te słowa, zamarł, wpatrując się z niedowierzaniem w tego, który je wypowiedział. Nie przypuszczał, że Daesoon w ten sposób myśli o jego uczuciach.
– O… Jak… – Potarł drżącą dłonią czoło. – Dlaczego tak mówisz?
– Miłość nie istnieje. To tylko słowa, które ludzie wypowiadają, by osiągnąć jakiś cel.
– Ty draniu – warknął Jaemin. Podszedł do chłopaka. Dzieliło ich tylko kilka centymetrów. – Kocham cię od piętnastego roku życia, skończony kretynie. – Sądził, że Daesoon coś odpowie, a on tylko zaczął się śmiać.
– Kochasz od lat? Lepszej bajeczki nie słyszałem. Jak możesz kochać po tym, co mi wtedy napisałeś?!
– Co ci napisałem? Nic nie pisałem. Kiedy?
– Wodziłem za tobą spojrzeniem i chyba to dostrzegłeś, bo w końcu dostałem wiadomość, że… – urwał, bo nagle coś zrozumiał. W tej samej chwili ta jego okrutna połówka wycofała się. – Napisałeś mi, żebym tak na ciebie nie patrzył, bo ci się rzygać chce. Dodałeś, jak bardzo mnie nienawidzisz. Dla piętnastoletniego chłopca wpatrzonego w osobę, która coś dla niego znaczyła, to… Złamało mi to serce. Zacząłem tobą gardzić, a jednocześnie nie potrafiłem się zmusić, by tak do końca cię znienawidzić. Tak bardzo mnie zacząłeś wkurwiać. A kiedy jakiś chłopak się do ciebie przystawiał, myślałem, że mu skręcę kark. Tamtej nocy miałem cię w końcu dla siebie. – Nie wierzył, że się zwierzał. – Nie chciałem, aby ten dryblas cię dorwał. Byłeś mój. Na tę jedną chwilę mój i tylko mój. W dzieciństwie marzyłem, aby się z tobą bawić. Ale mama… Szlag – przeklął. Przesunął dłońmi po włosach, robiąc jeszcze większy bałagan. – Wtedy to nie byłeś ty, prawda? Nie ty napisałeś ten list?
– Nigdy czegoś takiego nie napisałem. Nie mógłbym.
– To moja mama – szepnął Daesoon. – To ona to napisała. List był drukowany, ale uwierzyłem, że ty to zrobiłeś. Od zawsze zabraniała mi się z tobą bawić. Nienawidziła twojej matki, tego, że nie macie pieniędzy, odrzucacie tradycje... – Usiadł ciężko na łóżku. – Zatruwała mnie nienawiścią do ciebie, jakby czuła, że ja… – Ukrył twarz w dłoniach. – Co ja zrobiłem? Co ja zrobiłem? – Popatrzył na Jaemina przepastnie smutnym wzrokiem.
Lee miał trudności z tym, aby do niego nie podejść. Pamiętał aż za bardzo wyraźnie, że ten chłopak, wyglądający w tej chwili jak kupka nieszczęścia, zdradził go. Zadał cios, który wzmocnił tym, że nie wierzy w jego uczucia.
Daesoon wstał i chciał zbliżyć się do Lee, ale chłopak cofnął się.
– Nie chcę, abyś mnie dotykał. Nieważne, co było w przeszłości, kiedy byliśmy dzieciakami. Ważne jest, co tu i teraz. Zdradziłeś mnie. Do tego z nim. A mówiłem ci, że on ma na ciebie chętkę. Przestrzegałem. – Zaskakiwało go to, że tak spokojnie z nim rozmawia. Złość się ulotniła, pozostał tylko dziwny spokój.
– Wkurzało mnie to, że zachowujesz się przy nim tak niepewnie, a nie miałeś powodu.
– Daesoon, miałem powód, przeczucia. Nie myliłem się.
– Przepraszam. – Wyciągnął rękę, ale została ona odtrącona.
– Powiedziałem, żebyś mnie nie dotykał. Nie potrafię ci wybaczyć. Chcę, abyś się wyprowadził. Tak będzie najlepiej. Syna będziesz mógł widywać, kiedy zechcesz.
– Powiedziałeś, że mnie kochasz – rzekł Daesoon ostrzejszym głosem.
– A ty w to nie wierzysz – przypomniał mu smutno. Odwrócił się i wyszedł.
Dźwięk zamykanych drzwi był dla nich obu jak uderzenie dzwonu, pod którym się stoi. Kończył się ich pewien etap i żaden z nich nie miał pewności co do tego, co przyniesie jutro. Jednakże dzisiaj Jaemin wiedział, że wybaczenie zdrady na ten czas nie będzie możliwe. Bo jak mógł na powrót skleić swoje serce roztrzaskane na miliardy maleńkich kawałeczków?
Słyszał z kuchni dolatujące szepty. To jego mama rozmawiała z panem Kimem. Zostawił ich w spokoju, poza tym chciał być w końcu sam. W pokoju Jinsoona paliła się mała lampka nocna. Sprawdził, co z chłopcem, a potem osunął się na podłogę opierając plecami o łóżeczko. Zgiął kolana i ułożył na nich ręce. Patrzył w jakiś punkt przed sobą, ale i tak go nie widział. Czuł się tak, jakby znalazł się w innym miejscu, w którym nie było nic poza ogarniającą go ciemnością. Nie potrafił płakać. Może to by mu pomogło, nie pozwoliło zapaść się w coś wyglądającego jak czarna dziura. Może nie słyszałby ciągle w głowie „zdrada, zdrada, zdrada”. Może jakoś by to było i nie dopadłby go tak niszczący smutek.

*

Minął miesiąc od tamtych wydarzeń. Lato minęło i miało wrócić dopiero za kilka miesięcy. Jesień, która nadeszła wraz ze złotymi i czerwonymi liśćmi, była piękna jak co roku. Mimo tego Jaemin, kiedy nie musiał, nie wychodził z domu. Zamykał się w czterech ścianach i żadna siła nie mogła go stamtąd wyciągnąć. Jedynie działały jeszcze codzienne spacery z synkiem, który rósł silny, zdrowy. Tylko ten mały chłopiec zmuszał go do wstawania z łóżka każdego dnia. Od miesiąca nie widział Daesoona. Może to za dużo powiedziane, bo widywał go, ale tylko przelotnie, kiedy chłopak odbierał ich syna, zabierając go na weekendy. Nie zamieniali ze sobą słowa. Czasami Jaemina korciło, aby zapytać, co u niego, ale bał się, że ten powie, jak mu bez niego dobrze. Bał się też usłyszeć, że Kim spotyka się z Minho. Owszem, nie był tego pewny i ojciec chłopaka go zapewniał, że Daesoon jest sam, lecz jakaś jego mała cząstka tworzyła czarne scenariusze.
Mimo tego, co były kochanek mu zrobił, i tak wciąż czuł do niego miłość. Ani na moment nie przestał go kochać. Jakżeby mógł to zrobić? Przecież to uczucie było jego istnieniem od czterech lat, a może i dłużej, jeżeli głębiej by się nad tym zastanowić. Na trochę zamknął tę miłość w głębi serca, ale ona wykiełkowała na nowo. To nic, że podlano ją kwasem zdrady, ona nie umarła. To doprowadzało Jaemina do szaleństwa. Nie potrafił wybaczyć. Nie wiedział, co musiałoby się stać, aby to było możliwe. Ta zdrada była niczym ość utkwiona w gardle. Raniąca do chwili, kiedy się jej nie wyciągnie. A z tym był duży problem.
Otworzył drzwi, zastając za nimi przyjaciela. Było sobotnie popołudnie i zapomniał, że umówił się z JunHo. Chłopak zdjął buty oraz jesienny płaszcz. Razem przeszli do salonu zagraconego książkami, które z nudów Jaemin układał po raz kolejny na półkach. Ostatnio dużo czytał, ale nie przyznałby się, że pochłaniał romanse. Dobijał siebie, czytając o szczęśliwych zakończeniach. Marzenie o takim zakończeniu dla siebie i Daesoona nie odradzało się, aczkolwiek małe ziarno nadziei wciąż gdzieś w nim tkwiło. Lee wątpił, że coś z tego wykiełkuje.
– Przepraszam za bałagan.
– Nie ma sprawy.
– Napijesz się czegoś?
– Siadaj po prostu i gadaj, co z tobą? – JunHo nie spuszczał wzroku z przyjaciela, który miał na sobie porozciągane spodnie dresowe i sweter długi do połowy ud, a zsuwający się z prawego ramienia. Włosy pospinał wsuwkami. Ich biel straciła blask, a przy skórze było widać czarne odrosty. – Powinieneś pójść do fryzjera.
– Po co? – Wzruszył ramionami. Nic go nie obchodził jego wygląd. Zmienił go nie tylko dla Daesoona, ale i dla siebie. Teraz mu na tym nie zależało. – Jaki ma sens mój wygląd i wszystko?
– Boje się o ciebie, kiedy tak mówisz. Na pewno nie masz depresji? Moja mama jest psychologiem, rozmawiałem z nią o tej chorobie…
– Nie mam. Daj spokój, nie chcę się zabić – warknął Jaemin i poszedł do kuchni.
JunHo nie poszedł za nim. Wolał poczekać, bo wiedział, że chłopak wróci. Tak też się stało. Lee postawił szklanki pełne coli na małym stoliczku i zaczął mówić:
– Jest mi tylko smutno. Nigdy się tak nie czułem. Daesoon dawał mi siłę. Nawet kiedy się sprzeczaliśmy, dostawałem kopniaka energii. W chwili, kiedy mnie zdradził z tym… Bywało, że ciągle się kłóciliśmy. On tak łatwo wybuchał. Bywały chwile, że według niego wszystko robiłem źle, ale zdarzały się momenty tak wspaniałe… On mnie nie kocha, nigdy mnie nie kochał. Był ze mną ze względu na dziecko. Czuł, że tak musi. Pewnie sądził, że jak nie będzie ze mną, to odbiorę mu synka. Nie zrobiłbym tego. Ja jestem rodzącym ojcem, ale on też jest tatą Jinsoona. Mały ma prawo do kontaktów z nim. Daesoon nie jego skrzywdził, tylko mnie – wypalił, prawie nie robiąc przerw pomiędzy zdaniami.
– A seks? Kiedy byliście razem, nie zaprzeczaj – zaznaczył JunHo, kiedy Lee chciał coś powiedzieć. – Tak było. Byliście razem. Może nigdy tego sobie nie powiedzieliście, ale żaden z was otwarcie temu nie zaprzeczył.
– Seks, o ile był, był fantastyczny. – Brakowało mu tego. Dotyku rąk Kima, jego pocałunków, objęć i tej rozkoszy oraz intymności, którą dzielili.
– Powiedział, że cię kocha. Kiedy rodziłeś, pamiętasz?
– To było dawno temu – powiedział tak, jakby od tamtej chwili nie minęło kilka miesięcy, a długie lata. – Wpływ chwili. Nie wiem, czy to było prawdą, może tylko sobie to wyobraziłem. Dlaczego bawisz się w mojego terapeutę?
– Bo tego potrzebujesz. Z nikim nie rozmawiasz. Unikałeś mnie.
– Już tak bywało – prychnął Jaemin, sięgając po napój. Przyjrzał się przyjacielowi. Chłopak miał prawie dwadzieścia lat, a wyglądał jakby miał dużo więcej. Owszem, trzymały się go jeszcze młodzieńcze głupoty, ale bardzo dojrzał, od kiedy on i EunRa znów byli razem. W jego oczach dostrzegł zmartwienie. – Nie martw się o mnie. Przejdzie mi, za pół roku, za rok.
– Nigdy mu nie wybaczysz?
– Zdrady nie można wybaczyć. Nic go nie usprawiedliwia. – Co z tego, że kochał go nad życie. Czy miłość miała siłę, by wybaczyć coś takiego? Jeżeli tak, to on tego w niej nie odnajdywał.
– Co ze studiami? Chyba nie zrezygnowałeś.
Lee miał dość tego przesłuchania. Pewnie, że nie zrezygnował ze studiowania. Cokolwiek by się działo, nie było o tym mowy. Prawda, że nie widział swojej przyszłości tak jasno jak wcześniej, ale poganiał siebie, by do czegoś w życiu dojść. Przecież zawsze tego chciał. Jeszcze w liceum powtarzał sobie, że musi się uczyć, by zapracować na lepszą przyszłość. Jego plany przerwała ciąża, ale znów mógł do nich wrócić. Przynajmniej miał jakiś cel. Bez niego i bez synka pozwoliłby całkowicie zapanować nad sobą czającej się na niego ciemności.

*

Babcia zachorowała i mama Jaemina musiała do niej jechać, tym samym zostawiając swoją jadłodajnię synowi. Chłopak nie miał pojęcia, jak prowadzić jej lokal, a na pewno nie gotował tak dobrze jak ona. Niemniej nie miał wyjścia i kiedy mama wyjechała, a zaczął się nowy tydzień, ubrał synka i pojechali do niewielkiego baru, bo tak można było nazwać to, co stworzyła jego mama. Kobieta po cichu marzyła o tym, by w przyszłości rozwinąć to miejsce na miano restauracji. Miała dużo planów, a Jaemin kibicował jej w ich realizacji.
Lokal nie był duży, mieścił zaledwie kilka stolików, ale klientów było sporo. Na szczęście kucharz, którego przyjęła do pracy mama, doskonale sam sobie radził ze wszystkim, a Jaemin obsługiwał stoliki, podczas gdy jego synek bawił się w wydzielonym dla niego miejscu. Chłopak co rusz do niego zaglądał. Był przyzwyczajony do tego, że Jinsoon tu przebywał, bo nie raz spędzali tutaj czas. Tylko wtedy Jaemin bawił się z dzieckiem i nie siedzieli tu cały dzień. Dzisiaj pracował i nie miał chwili, aby usiąść. Mimo tego był zadowolony, że to miejsce przyciąga ludzi. Nie bał się już tak o przyszłość mamy. O swoją też musi zadbać i wierzył, że mu się to uda. Przez cały dzień starał się nie myśleć o Daesoonie, ale było to trudne, kiedy niektórzy ze stałych klientów, znający ich obu, pytali o chłopaka. Uśmiechał się wtedy do nich i grzecznie odpowiadał, że Kim dużo się uczy i nie ma za wiele wolnego czasu.
Minęło już popołudnie, kiedy szklane drzwi jadłodajni się otworzyły, a w nich pojawił się wysoki chłopak. Zwrócił uwagę zajętego Jaemina, bo był wyższy niż inni. Rozpoznał go od razu. Chłopak go zauważył i podszedł do niego, zręcznie omijając podłużne stoliki, a także siedzących przy nich ludzi. Skłonił głowę i powiedział:
– Nie spodziewałem się, że tu pracujesz.
– SuJong, nie widziałem cię od zakończenia liceum. – Pamiętał, jak zaufał temu chłopakowi, lubił z nim rozmawiać. Potem na szkolnej stołówce, gdzie było mnóstwo ludzi, Choi na głos powiedział, że Jaemin spodziewa się jego dziecka. Chciał go zdobyć dla siebie. To wtedy Daesoon się wściekł i oficjalnie przyznał, że to on jest ojcem, mimo że wcześniej walczył o to, aby nikt się o tym nie dowiedział.
– Ja ciebie też. Zmieniłeś się. – Nie potrafił oderwać oczu od Jaemina.
Lee nie czuł się komfortowo, rozmawiając z tym chłopakiem, podczas gdy inni im się przyglądali, a większość nadstawiała uszu.
– Co ci podać?
– A co masz dobrego, co bym mógł dostać? – Choi uniósł brew.
Jaemin pokazał mu wiszącą na ścianie tablicę z wypisem dań oraz ich cenami.
– Wybór jest duży. Zastanów się. – Odwrócił się od niego i poszedł na zaplecze, by zajrzeć do synka, który nakarmiony spał. Potem ruszył do kuchni, skąd odebrał zamówienie i zaniósł do odpowiedniego stolika. Kobieta i mężczyzna podziękowali mu. Kilku osobom wręczył rachunki, wytarł wolne stoliki, mimo że były czyste i robił wszystko, aby nie zwracać uwagi na SuJonga, który zajął miejsce przy barze. Dopiero kiedy nie miał już wyjścia, podszedł do niego z pytaniem w oczach. Szybko uzyskał odpowiedź:
– Nic nie wybrałem… Może poza tobą. Wyjdziemy gdzieś i porozmawiamy jak za dawnych czasów?
– Nie mam na to czasu i siły. Poza tym muszę wracać do domu. Syn jest ze mną, a nie powinien przebywać w takim miejscu i to bez ciągłej opieki. – Musi to sobie przemyśleć, bo dzwoniła mama i powiedziała, że zostaje u babci na dwa tygodnie. Staruszka była bardzo przeziębiona, ale była trudnym pacjentem odmawiającym leków, przez co przeziębienie mogło przemienić się w coś gorszego. Musiała zostać przypilnowana jak małe, uparte dziecko. Dlatego też powinien skontaktować się z Daesoonem i zapytać go, czy popołudniami nie zabierałby Jinsoona do siebie. Niestety, to oznaczało dłuższą rozmowę, a nie tylko zamienienie zwykłych uprzejmości.
– Syn. Prawda, masz dziecko z Kimem. Co u niego?
– W porządku, studiuje. – Zaczął wypisywać kolejne rachunki. Lokal miał niedługo zostać zamknięty, więc klienci, którzy już zjedli, zbierali się do wyjścia.
– Jesteście razem? – dopytywał SuJong, wwiercając spojrzenie w Lee, któremu bardzo się to nie podobało.
– Nie powinno cię to obchodzić. Zamawiasz coś? Za chwilę zamykamy i nie przyjmujemy już zamówień, ale mogę zrobić wyjątek.
– Nie jesteście razem. Inaczej byś mi o tym powiedział. – Choi uśmiechnął się pod nosem. – Mogę w takim razie zaprosić cię do kina?
Lee na chwilę odszedł, by podać klientom rachunki, ale kiedy wrócił, spojrzał na Sujoonga.
– Powiedziałem już, że mam syna, poza tym nie jestem zainteresowany.
– Ja jestem. Zawsze byłem. Gdyby nie Kim, miałbym cię, Jaeminie Lee – szepnął tak, aby nikt go nie słyszał. Obrysował przy tym nachalnym wzrokiem ciało chłopaka. – To tylko kino. Co ci szkodzi? Do niczego cię to nie zobowiązuje. Porozmawialibyśmy o szkolnych latach, planach na przyszłość. Jeżeli nie jesteś z nim, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby przyjąć moje zaproszenie. Kino i może spacer. Romantycznie. Chyba to lubisz, co nie?
Lee odetchnął, po czym odpowiedział chłopakowi jednym,przepełnionym chłodem słowem:
– Nie.
– Dzisiaj mówisz nie, ale jutro tak – odparł SuJong. – Postaram się, by tak było.

7 komentarzy:

  1. mam wielki sentyment do twoich walentynkowych rozdziałów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba jednak się cieszę, że ten koleś się pojawił. Dae będzie zazdrosny i w końcu poczuje to co czuł Jae. Karma is a bitch ��

    OdpowiedzUsuń
  3. Tbh jestem zadowolona z pojawienia się SuJonga. Po tym co odwalił Dae wygląda jak lepszy wybór :/ Przynajmniej stara się o Lee.

    OdpowiedzUsuń
  4. hmm zaskoczyłaś mnie rozdziałem.
    hmm SuJong? Nie ufam mu. Nie wiem czemu. Może chodzi właśnie o Kima? Szkoda mi Jae. Wiem, że go kocha. Zaskoczyłaś mnie również, że Kim również odwzajemniał tę miłość. Niestety matka wszystko zniszczyła. Podobnie jak zdrada. Mam jednak nadzieję że miłość wszystko naprostuje. Chciałabym by ta dwójka miała szanse na szczęśliwe zakońćzenie. jednak potrafisz zaskakiwać Luanko. I czuje że zaskoczysz nie raz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cholercia, mnie samą boli to, że Dae go zdradził... Współprzeżywam i to mocno ;-; Mam nadzieje jednak, że jakoś się im ułoży, bo naprawdę potrzebują siebie nawzajem, to widać i czuć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hehe nie ma to jak czytać rozdział z walentynek w niedziele( czyli dziś) :3 I zjawia się kolejny,który chce namieszać xD Biorę się za 8 rozdział :D
    Pozdrawiam, Tsubi :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    wspaniale, miałam podejrzenia że Kim ho kocha ale nie nie akceptuje tego... a tutaj się okazało, że chodzi o list, który rzekomo Jeamin napisał, czyżby matka  Kima wiedziała o wszystkim, tak mi smutno Jeamin w zasadzie się załamał, ten chłopak mi się nie podoba, mam nadzieję że nic złego się nie stanie, a może zdrady nie było, może Minho tak tylko powiedział...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)