11 lutego 2018

Szczęście od losu tom 2 - Rozdział 6

Przypominam o sklepie https://bucketbook.pl/
Można tam kupić moje teksty, a także i innych autorów. Serdecznie zapraszam.  

Dziękuję za komentarze. :)



Nie rozumiał, co się stało. W jednej chwili chodziło o utratę ważnego projektu na uczelnię, a w następnej powiedział coś, co rozsierdziło Daesoona. To, co się stało, było głupie i niepotrzebne, a całość wyglądała bezsensownie. Jaemin próbował dojść do tego, dlaczego Kim się wściekł, gdy on wspomniał o Minho. Przecież chłopak sam zaczął.
– Zachował się dziecinnie – szepnął do synka, klęcząc przy jego łóżeczku i patrząc, jak ten śpi.
Było już późno. Dobiegała północ, a Daesoona nie było. Na pewno nie nocował w swoim domu. Nie miał do niego wstępu, gdyż matka zabrała wszystkie klucze. Pan Kim przeniósł się do wynajętego mieszkania miesiąc temu, a dom miał zostać sprzedany. Zresztą Dae nie chciał tam wracać. Uważał, że w tych czterech ścianach kryje się zło, które spaczyło jego mamę i to samo robiło z nim.
– Gdzie jesteś? – Oparł czoło o bok łóżeczka, czując jak drewniane pręty mu się w nie wbijają. Dałby wszystko za możliwość cofnięcia czasu i ugryzieniu się w język. Ale wtedy nie wytrzymał. Wzmianka o Minho sprawiła, że otworzył mu się nóż w kieszeni. Chłopak samym imieniem go irytował, a co dopiero kiedy Daesoon dawał go za jakiś przykład.
„Minho to rozumie” wciąż tkwiło w głowie Jaemina niczym cierń wbity w sam środek czaszki i kłujący go, sprawiający ból, który docierał do jego serca. Mylił się, że przestał się bać. W tej chwili najbardziej tego, że Daesoon jest z nim i… Mogło się tak wiele wydarzyć. Może dla kogoś stojącego z boku jego strach wyglądał irracjonalnie, ale nie dla niego. To było coś, czego nie potrafił sobie wytłumaczyć. Mógł być zły na siebie, że znów okazuje tę niepewność, która tak się w nim zakorzeniła z powodu Minho – a Kima denerwowała – ale nic nie mógł na to poradzić. To była potężna siła karmiona tym, że Daesoon go nie kochał. On sam nie byłby z kimś, kogo by nie kochał. Z tym, że jego przekleństwem było to, że miłości miał w sobie całe tony i obdarzał nią chłopaka o najpiękniejszych oczach na świecie.
– Nie wiem, co lepsze. Nic nie czuć, a być kochanym, czy coś czuć i być niekochanym. – Obie te formy wydawały mu się na równi okrutne. Chciał… Za dużo by chciał. Może tak już miało być. Jeżeli on odejdzie, to będę sam, pomyślał, wiem o tym. Nikomu nie pozwoli się do siebie zbliżyć. Był taką osobą, która kochała tylko raz w życiu. Dar lub przekleństwo? Na to pytanie nie znał odpowiedzi.
Podniósł się, czując, że ścierpły mu nogi. Na szczęście nie na tyle, by nie mógł chodzić. Powlókł się do sypialni. Wydała mu się pusta bez tego, z którym ją dzielił. Zimna pościel leżała na łóżku, bo nie miał jej kto ogrzać. Usiadł na niej i spojrzał na telefon wciąż trzymany w dłoni niczym koło ratunkowe. Odblokował wyświetlacz, by sprawdzić, czy kochanek się odzywał. Jego umysł w jakiś sposób zapomniał, że gdyby tak było, to komórka odezwałaby się odpowiednimi dźwiękami.
Machinalnie wszedł w ostatnie połączenie i kliknął  na tak znane imię. Potem drugi raz, by ustanowić połączenie. Przystawił telefon do ucha. Poczekał, aż ten zacznie dzwonić, by w końcu doczekać się jedynie poczty głosowej informującej dzwoniącego, że ma zostawić wiadomość.
– Jesteś nieodpowiedzialny, głupi… – powiedział cichym, pustym głosem Lee. – Proszę, wróć do domu.

*

– Nadal nie odbiera – powiedział Kangsoon następnego dnia, siedząc w znajomej kuchni.
– Sądziłem, że od pana odbierze – mruknął Jaemin, karmiąc synka. Chciało mu się płakać. Daesoona wciąż nie było i nie dawał znaku życia. Pan Kim sprawdził szpitale i przychodnie, czy czasami nie przywieziono do nich chłopaka. Na szczęście nikt taki w ciągu ostatnich czterech godzin nie pojawił się w żadnym z tych miejsc. Na policję też dzwonili, ale Daesoon był dorosły, więc nikt nie spieszył się z jego szukaniem. Jaemin nawet zdobył się na to, aby przetrząsnąć notes kochanka i odnaleźć numer telefonu do Minho. U niego chłopak także się nie pojawił.
– Mój syn jest uparty. Zdecydowanie ma za dużo genów swojej matki.
– Czy ma jakieś swoje ulubione miejsca? Coś, gdzie lubił przebywać? – zapytał Lee, czując się źle z powodu tego, że nie miał o czymś takim pojęcia.
– Nie wiem. On się nie zwierza. Nie w ten sposób. – Popatrzył na wnuka, a potem na smutnego ojca chłopca. – On wróci.
– Gdyby tylko napisał, że żyje, że… – Odstawił miseczkę, która była w połowie pełna. Jinsoon nie chciał już jeść. Wyczuwał niepokój, który targał jego tatą.
– Wiem. – Kangsoon położył dłoń na ramieniu chłopaka.
– Cieszę się, że pan tu jest. Mama musiała jechać do pracy, a ja nie wiem, czy wytrzymałbym, siedząc sam. Czy on nie wie, co czują bliscy, kiedy osoba, którą kochają, nie wraca, nie daje znaku życia? Uparty dureń. – Przytulił chłopca, który próbował włożyć sobie do ust piąstkę.
Ostatnie godziny to była tortura dla Jaemina. Całą noc nie spał. Obwiniał siebie za tękłótnię czy cokolwiek to było – sam już nie wiedział. Nieustannie też próbował zrozumieć, dlaczego Daesoon tak się wściekł. Nie mógł myśleć, bo chociaż był uspokojony przez pana Kima, że chłopaka nie ma w szpitalach, to i tak wyobrażał sobie czarne scenariusze. W wyobraźni widział go leżącego gdzieś rannego w niedostępnym miejscu, gdzie nikt go nie może zobaczyć, a on jest nieprzytomny i dlatego nie wzywa pomocy.
Poczuł, że mężczyzna wyjmuje z jego ramion dziecko, a po policzkach spływają łzy. Przez ostatnie godziny powoli się rozpadał. Niewiedza go zabijała. Łzy podobno potrafiły przynosić ulgę, ale Jaemin stwierdził, że to kłamstwo. Nawet kiedy ukrył się w sypialni i pozwolił sobie na chwilę załamania, to i tak nie pomogło.
W dodatku kiedy nastał wieczór, pojawił się kolejny problem. Jinsoon gorączkował i wyglądał bardzo źle. Małe ciałko płonęło dopadnięte gorączką. Był w domu sam  z synkiem i pierwsze, co zrobił, to zadzwonił do mamy, potem do doktora Kwona. W następnej kolejności był Daesoon i pozostawił na poczcie kolejną nagraną wiadomość. Było ich tam wiele. Pełne złości, smutku, błagania.
Ubrał synka tak, aby go nie przegrzać, ale by być gotowym pojechać do szpitala. Dziecko nieustannie płakało, łamiąc już i tak nadwątlone serce Jaemina. Chłopak wiedział jedno. Musiał natychmiast zabrać chłopca do lekarza. Nie chciał sam próbować zbić temperatury, bo bał się, że coś zrobi źle. Takiego doświadczenia za sobą jeszcze nie miał, ale instynkt podpowiadał mu, że lekarze pomogą. Przede wszystkim liczył się jego syn, pomoc, ratunek i ochrona, które musiał mu dać.
Jijang pojawił się wcześniej niż YuRin. Sprawdził stan dziecka, zmierzył temperaturę, które przekraczała trzydzieści dziewięć stopni i potwierdził, że trzeba zabrać małego do szpitala. Zamocował maleńki fotelik z samochodzie i Jaemin, którego umysł działał na pełnych obrotach, położył w nim chłopca. Próbował go uciszać, ale efekty nie przynosiły ulgi.
– Dzieciom tak się zdarza, kiedy dopadną je wirusy. Czasami takie temperatury dla dorosłego są bardziej niebezpieczne – powiedział Jijang, pewnie prowadząc samochód.
– Nie pocieszaj mnie. To nie przynosi efektu. – Nie mógł znieść myśli o tym, że na miejscu Kwona powinien być Daesoon. Jak tylko chłopak się pojawi, to porozmawia sobie z nim i nie będzie miły i grzeczny.
– Nie pocieszam, tylko mówię jak jest. Gorączka to naturalny znak, że organizm walczy z chorobą.
– Wiem. Mama mówiła, abym zastosował chłodne okłady i podał lek na obniżenie temperatury, który był przeznaczony dla dziecka w tym wieku, ale… Panikuję.
– Nie, dobrze robisz. Jeżeli nie jesteś pewny swoich działań, to lepiej zwrócić się o pomoc. – Przyspieszył, ale tylko nieznacznie. Jechał bocznymi ulicami, aby ominąć te ciągle pełne samochodów, których właściciele jechali w sobie znanym celu.
– Co mu może być? – zapytał Lee.
– Wygląda mi to na typową trzydniówkę, ale na to zapadają starsze dzieci. Widziałem, jak pociera ucho. Może mieć zapalenie. W przychodni zrobią badania, bez nich możemy tylko snuć przypuszczenia. – Skręcił i zaparkował przed szpitalem. Zanim wysiadł, już wyjmował telefon, by zadzwonić do kolegi pediatry, który zajmował się Jinsoonem od czasu narodzin chłopca. Domyślał się, że Lee tego nie zrobił.
Dalsze wydarzenia potoczyły się szybko. Jaemin ledwie zarejestrował to, że wniósł wciąż płaczącego chłopca na izbę przyjęć, jak pielęgniarka odebrała mu go z jego rąk, a on poczuł, że coś traci. Potem były badania, czekanie i wciąż ten płacz świadczący o cierpieniu. Lee każdym skrawkiem swojego ciała odczuwał to, co jego synek. Potrzebował wsparcia. Potrzebował Daesoona. Owszem, nie był sam, ale on chciał przy swoim boku tej jedynej osoby. Niestety, to miejsce pozostawało puste.
Nie miał pojęcia, która jest godzina. Jego mama podała mu kubek z czymś gorącym. Napój w smaku przypominał herbatę, ale równie dobrze mogłaby to być kawa. Nie obchodziło go to. Ważny był Jinsoon, którego zabrali,tym samym odcinając Jaemina od synka. Tak jak wtedy, kiedy przecięli pępowinę. Tym razem było to dużo bardziej bolesne od samego aktu narodzin.
– Ile to potrwa? Dlaczego nie mogę być z nim?
– Bo nie pozwalałeś go im zbadać – odpowiedziała YuRin.
Zmarszczył brwi. Pamiętał jak przez mgłę to, że lekarz przyłożył stetoskop do piersi dziecka, a ono jeszcze bardziej się rozpłakało. Potem nie dawali małemu spokoju i Jaemin nie wytrzymał. Chciał tak bardzo chronić chłopca, że mógł mu przez to zaszkodzić. Wyproszono go z sali. Pielęgniarka podała mu silne tabletki na uspokojenie. Miał nerwy w strzępach.
– Mam wrażenie, że spadam w przepaść – szepnął do siebie.
– Słucham?
– Nic, mamo, nic.
– Lekarz idzie – oznajmił Kangsoon, który był tu z nimi. Wciąż próbował skontaktować się z synem.
Jaemin wstał i zanim pediatra, któremu towarzyszył Jijang, zdążył się odezwać, zapytał:
– Co z moim dzieckiem?
Doktor popatrzył po twarzach trójki osób. Dopiero po chwili skupił się na tej jednej jedynej, należącej do zdenerwowanego chłopaka. Sińce pod oczami wskazywały na to, że Lee musiał długo nie spać i był bardzo zmęczony. Na szczęście miał dla niego dobre wieści, więc uśmiechnął się, a przez ten uśmiech Jaeminowi wydawało się, że miękną mu nogi, kiedy ciało otoczyła ulga.

*

Okazało się, że Jinsoon ma zapalenie ucha środkowego. Lekarz powiedział, że podano mu leki na obniżenie temperatury, przeciwbólowe i krople, które przepisał. Wytłumaczył też Jaeminowi, jak ma postępować z chłopcem w czasie choroby, a przede wszystkim w jaki sposób miał mu podawać kropelki. Na razie zakazał też spacerów. Lee na wszystko przystawał, zapamiętywał rady, bo to było dobre dla jego synka. Największą ulgę poczuł wtedy, kiedy powiedziano mu, że może wziąć dziecko do domu. Malec jeszcze przez godzinę miał zostać pod kontrolą pielęgniarek, bo podano mu naprawdę silne leki, ale lekarz był dobrej myśli.
Dlatego teraz Jaemin odliczał kolejne minuty, stojąc przy szpitalnym łóżeczku i patrząc na spokojnego synka. Pochylił się i pogłaskał go palcem po policzku. Usłyszał kroki za plecami i spodziewał się, że wróciła pielęgniarka, która miała dyżur, ale kiedy nastała cisza zrozumiał, że to nie ona. Kroki zatrzymały się tuż przy drzwiach. Znał je. Serce przyspieszyło, a Lee odwrócił się powoli. W wejściu stał Daesoon. Nie patrzył na Jaemina ani na swojego syna. Wpatrywał się w podłogę i wyglądał źle. Ubranie miał pomięte, koszulkę założył chyba tyłem na przód. Włosy, które zawsze starannie układał, były rozczochrane.
– Gdy tylko odebrałem wiadomość…
– Gdzie byłeś? – Wypchnął Kima na korytarz, żeby ich rozmowa nie obudziła Jinsoona. Miał ochotę złapać chłopaka za ubranie i nim potrząsnąć. Pragnął go uderzyć, wydrzeć się na niego, przytulić. Tymczasem był tak wykończony i wciąż pod wpływem uspokajających środków, że zadał tylko to krótkie pytanie. Nic więcej.
W chwili, kiedy Daesoon uniósł wzrok pełen winy i zdrady, coś w duszy Jaemina uległo zmrożeniu.
– Byłeś u niego – stwierdził.
– Przepraszam – powiedział Kim, nie robiąc nic, tylko patrząc tak, jakby był winien.
Lee przymknął na chwilę oczy. Przeczucia go nie myliły. Kiedy uniósł powieki, rzekł:
– Dzwoniłem do niego. Powiedział, że cię nie było. Coś ty zrobił? – Odetchnął głęboko. – Coś ty zrobił?
– Dzisiaj jużu niego nie byłem. Włóczyłem się…
– Pojechałeś tam wczoraj, tak? – Nie miał pojęcia, po co zadaje te pytania. Dlaczego chce to usłyszeć? Przecież wiedział. Odczytał całą prawdę z oczu kochanka. Żołądek mu się ścisnął, a serce upadło na dno przepaści. Sądził, że na dzisiaj to koniec złych wieści.
– Co z naszym synem?
– Dobrze. Ma zapalenie ucha – odpowiedział, bo mimo wszystko nie chciał odgradzać go od dziecka. – Mów. – Nie obchodziło go, że żąda wyjaśnień na szpitalnym korytarzu, a ludzie na nich patrzą i ich słyszą. Nie chciał czekać. Musiał to usłyszeć.
– Pojechałem do niego. Byłem zły, zraniony.
– Zraniony? – prychnął Lee, ale pozwolił mu mówić dalej.
– Dał mi piwo, potem drugie, potem coś mocniejszego… – Kim zacisnął powieki, jakby to, co miał powiedzieć, nagle uległo zmianie i nie stało się to, co się stało.
– Mów – syknął Jaemin i popchnął chłopaka na ścianę. Ten uderzył w nią mocno plecami, ale nawet nie poczuł bólu. – Chcę to usłyszeć.
– Przespałem się z nim. Ale zrozum, byłem pijany, nie wiedziałem, co robię. Przepraszam. – Wyciągnął ręce i przyciągnąwszy do siebie Jaemina, przytulił go mocno.
Chłopak był otępiały. Nie bronił się przed przytuleniem. Nie bronił się przed niczym. W głowie tłukło mu się jedno. Daesoon go zdradził. Z Minho. Jego koszmar się urzeczywistnił. Nadzieje roztrzaskały się niczym porcelanowy wazon rzucony na ziemię. Wszystko się skończyło. Każda nadzieja i marzenie o tym, że może kiedyś chłopak go pokocha, pobiorą się, na świat przyjdą ich kolejne dzieci i wszyscy będą żyć szczęśliwie.
– Nie chciałem tego. Wybacz mi. Przepraszam – powtarzał Daesoon, trzymając go kurczowo. – To się stało. Nawet nie wiem jak i kiedy. Niczego nie pamiętam. Obudziłem się nagi w jego łóżku…
– Puść mnie, Dae.
– Nie.
– Puść. Powiedziałem puść! – Wyrwał się z ramion, które jeszcze wczoraj były tak kochane i pragnął się nimi otaczać. – Nigdy więcej mnie nie dotykaj. – Cofnął się o kilka kroków, aż natrafił na ścianę naprzeciwko. Kątem oka widział stojących w oddali matkę i pana Kima. Nie myślał, że będzie tak spokojny, kiedy usłyszy złe wiadomości. Skutki leków, pomyślał.
– Proszę, Jaeminie, porozmawiajmy o tym.
– O czym chcesz rozmawiać? Stało się. Czemu nie, przecież nie byliśmy parą. Tylko tak sypialiśmy ze sobą i tyle. Tylko mamy dziecko, przecież to nic nie znaczy. Ostatni rok też nic nie znaczył. To, że wyznałem ci miłość też niczego nie oznacza. – Pragnął stąd uciec, schować się w mysiej dziurze i tam zostać, załamać się w samotności i nie wracać. Ale nie mógł tego zrobić. Musiał być silny dla syna. Dopiero później, być może, będzie chwila na smutek. – Chcę, żebyś się wyprowadził. Idę po Jinsoona i zabieram go do domu.
– Zawiozę…
– Nie. Poradzę sobie. – Z bólem, który chciał się wydostać i wrzeszczeć, też sobie poradzi. Kiedyś. 

18 komentarzy:

  1. Mam ochotę wziąć Daesoona za jaja (o ile takowe posiada) i powiesić na pierwszym lepszym słupie. Jak mógł zdradzić Lee, to przecież taki miły chłopak. Samo to, że mają dziecko i ze sobą sypiają do czegoś chyba zobowiązuje. Prawda??? Ale oczywiście według Daesoona nie są parą. Co z tego, że Lee go kocha, co z tego, że mają dziecko, co z tego skoro pan egoista ma w dupie to wszystko i jeszcze więcej. Kurcze, zdenerwowałam się. Teraz nie usnę, a jutro po dwóch tygodniach wolnego znów do szkoły. Masakra jakaś xd.
    W każdym bądź razie życzę Daesoonowi żeby się mocno starał, bo jeśli nie przeprosi należycie Lee to będzie miał do czynienia ze mną. Co z tego, że jest postacią fikcyjną? Xd
    A tobie kochana autorko przesyłam dużo weny i pozdrowienia...

    OdpowiedzUsuń
  2. I dobrze tak mu, niech się wynosi z ich domu. Cały czas zachowuje się jak dupek i myśli, że jest panem świata.
    Tylko żeby młody Jae nie poleciał za chwilę w jego ramiona przy najmniejszym problemie. Jak chłopak zdradził go raz to zrobi ponownie przy pierwszej okazji.
    Mam nadzieję, że Pan J znajdzie sobie lepszego faceta.
    Weny i nowych pomysłów na ciągnięcie biznesu Yaopisarki. Czekom no kolejny rozdział. Eh te długie siedem dni.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niby Daesoon nie zrobil nic zlego, nie sa w zwiazku, wiec... Z jednej strony tez rozumiem Jaemina, te zazdrosc, ktorej niby nie ma, a tak naprawde siedzi sobie gleboko i nie daje normalnie funkcjonowac.
    Ale nie spodziewalem sie niczego innego, to typowe, ze jak ma sie dwoch chlopakow przy sobie to przy klotni z jednym poleci sie do drugiego.
    Szkoda, ze znowu tydzien trzeba czekac na rozdzial D;

    OdpowiedzUsuń
  4. Zniszczyłaś mnie, wiesz?
    Nie jestem typem zbyt wrażliwej duszy, ale teraz..
    Być może ma to coś wspólnego z zakończeniem prawie 4-letniego związku tekstem "to nie jest naturalne" (między mężczyżnami) Teraz się ocknął, co?. Do tej pory bycie tutaj było tylko czytaniem bez odzewu ,ale dziś mój pierwszy komentarz i będę pisać więcej po tym jak ostatnio wsponiałaś, Luano o swoich problemach. Pamiętaj, my tu jesteśmy, z tobą, nawet jeśli pisanie zajmie Ci trochę dłuższą chwilę i tak będziemy czekać. Twoje historie zawierają prawdę, ale dają szcześliwe zakończenia i ja chcę w nie wierzyć.
    ~Matti

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze wiesz w szczęśliwe zakończenia. One istnieją, chociaż człowiekowi się wydaje, że są tylko w opowiadaniach. Super, że się odezwałeś. :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Czuję się teraz tak mocno jak Lee, że to aż niewygodne. Fajny rozdział, niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie...To się nie stało. Wiem, że ta historia skończy się pewnie dobrze i Jae wybaczy i bla bla bla. Ale dla mnie po tym to byłby definitywny koniec. Nie ważne, że możliwe, że Minho coś mu podał, ale sama świadomość, że Dae tam pojechał...

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakie opowiadanie planujesz publikować po tym?? Masz może jakieś nowe w zanadrzu a może nad czymś nowym pracujesz??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie planuję po tym publikować przez jakiś czas żadnego opowiadania, bo po prostu nic nie mam. Przez długie miesiące nie pisałam i taki efekt. Blog po tym opowiadaniu będzie zawieszony. Na jak długo to nie wiem. Pracuję nad tekstem, właściwie kończę go, ale on najpierw ukaże się w sprzedaży, a dopiero za jakiś czas trafi na bloga. Prawdopodobnie do kwietnia blog będzie w stanie zawieszenia.

      Usuń
    2. a kiedy możemy spodziewać się tego tekstu? I na pewno nie zostawisz nasz? Kocham twoje opowiadania przeczytałam wszystko co napisałaś
      Życzę dużo dużo weny :D

      Usuń
    3. Nie wiem kiedy, bo to zależy od osoby, która będzie poprawiać mój tekst. Liczę, że w marcu się ukaże w sprzedaży.
      Za wenę dziękuję, przyda się. :D

      Usuń
  8. Hej Luana podaj mi swoje gg lub e-malla
    galaxa2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mail: Luana@onet.pl
      Na gg nie wchodzę. :)

      Usuń
    2. dziękuje już zapisuje
      mój galaxa2@o2.pl
      pozdrawiam
      galaxa2

      Usuń
  9. O Dae ty kretynie. Nie widzę tu łatwego przebaczenia, po tym ,co wyznał. Mimo,że to zapewne w większości wina Minho ( ta druga oczywiście,bo nerwy nerwami,ale reszta to wina Minho XD ). Niech pojawi się więcej czegoś szczęśliwego i niech Dae w końcu się uświadomi :#3 Takie małe marzonko :3
    Życzę weny i pozdrawiam, Tsubi :3

    OdpowiedzUsuń
  10. Alkohol może namieszać... Nie rozumiem jak Kim mógł to zrobić. Czuł się zraniony? Dlaczego? przecież Dae nie zrobił nic takiego. Tak myślę przynajmniej. Kretyn. kompletny kretyn przynajmniej dla mnie.nie wiem czy Jae mu wybaczy. W końcu byli rodziną. łączy ich dziecko. Jednak teraz? Boje się. Boje się o ich związek.
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja tylko tak na szybko po przeczytaniu wszystkich dostępnych rozdziałów, chciałam powiedzieć, że dzięki tobie przekonałam sie do mpreg xD KOCHAM

    ~Tess

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej,
    ech mam ogromną ochotę zrobić coś Deassonowi, oj teraz to będzie musiał się bardzo postarać przepraszając, i dobrze, że każe mu się wyprowadzić...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)