21 maja 2017

Pod błękitnym niebem (Buntownik 2) - Rozdział 17

Dziękuję za komentarze. :)



Z Czarnej Lisieckiej wrócili dość późno. Nie udało im się wyjechać stamtąd tak szybko, jak sądzili. Dużo czasu stracili na czekaniu, bo z właścicielem zakładu kamieniarskiego mogli spotkać się dopiero około siedemnastej. Potem postanowili, że przed wyjazdem zjedzą kolację, po której wybrali się jeszcze na spacer. Na szczęście Szymonowi udało się wszystko załatwić. Miano go zawiadomić, kiedy pomnik będzie gotowy i przysłać mailem zdjęcia. Proboszcz obiecał wszystkiego dopilnować. Bieńkowski i tak zamierzał w przyszłości jeszcze raz tam pojechać.
– Jesteśmy na miejscu – oznajmił Szymon, kiedy zaparkował przed domem. Nie wjeżdżał jeszcze na podwórko, bo Kamil musiał mu otworzyć bramę.
– Pogadasz z ojcem?
– Jeszcze nie jestem na to gotowy. Nie potrafię mu tak łatwo wybaczyć. Wiem, że to dziadek jest głównym winowajcą, ale… – urwał, uważając, że nie musi się tłumaczyć Kamilowi.
– Rozumiem. – Ścisnął jego rękę. Nie chciał go naciskać, bo partner znów by się wnerwił, a to nie było im potrzebne. – To otworzę bramę.
– Mhm. – Potarł dłonią czoło. Niewypowiedziane słowa Kamila podziałały na niego bardziej, niż gdyby chłopak znów zaczął po swojemu namawiać go do pogodzenia się z ojcem. Z jednej strony dwudziestolatek miał rację, z drugiej tylko w teorii takie rzeczy są łatwe do zrobienia.
Poczekał, aż Zarzycki otworzy mu bramę i przez nią wjechał. Potem pożegnał się z partnerem czułym uściskiem. Spędzili ze sobą tyle czasu, że żal mu było się teraz rozstawać. Musi pomyśleć o wspólnym zamieszkaniu. Niestety, przy jego rodzicach Kamil może się krępować. A przecież rodzice muszą tutaj mieszkać, tak samo jak jego brat i Karolina. To jest tak samo ich dom.
– Zobaczymy się jutro – powiedział na odchodnym Kamil. – Ale wieczorem, bo jutro na cały dzień zastąpię mamę w sklepie. Dwa dni posiedziała w nim od rana do nocy, to jutro niech ma wolne. Cześć. – Cmoknął usta Szymona.
– Pa. – Odprowadził go do furtki. Pomachał mu jeszcze i ruszył do samochodu, by wziąć stamtąd swoje rzeczy.
W całym domu świeciło się światło, więc nikt jeszcze nie spał. Zresztą w jego domu nikt nie chodził spać po dwudziestej pierwszej. Chociaż mama czasami kładła się wcześniej, aby poczytać w łóżku. Ledwie wszedł do przedpokoju, powitał go Ares i koty, które miały przywilej spania w domu, podczas gdy innym musiała wystarczyć stodoła.
– Hej. – Ukucnął, aby wytarmosić psa za uchem. – Stęskniłeś się, co? – Zaśmiał się, kiedy Ares próbował go polizać po twarzy. – Nie, nie całuj mnie. Ale też cię kocham. – Podrapał go jeszcze po łbie, pogłaskał kociaki i dopiero wtedy się podniósł, by się rozebrać.
Koty poszły wylegiwać się na swoich legowiskach, a pies cały czas stał przy nim, patrząc jak nakłada na stopy kapcie. Potem towarzyszył mu w drodze do łazienki, gdzie czekał dzielnie pod drzwiami, kiedy Szymon korzystał z toalety, mył ręce i twarz. Dopiero po wszystkim razem udali się do kuchni. Nikogo w niej nie było, ale z pokoju obok dochodziły odgłosy włączonego telewizora. Szymon nalał sobie do szklanki wody i z nią wszedł do dużego pokoju. Konrad siedział rozwalony w fotelu i pisał coś na telefonie, a mama z tatą oglądali western.
– Piszesz do dziewczyny? – Przysiadł na podłokietniku fotela, na którym siedział brat. Poczochrał chłopaka po włosach, na co ten się oburzył.
– A co ci do tego?
– Jestem twoim starszym bratem, muszę czuwać nad twoimi miłosnymi wzlotami.
– Lepiej opowiedz nam, jak się udał wyjazd – wtrąciła mama w czasie reklam. – Przez telefon mówiłeś, że ich znalazłeś.
Szymon, dając spokój Konradowi, przeniósł się na drugi fotel. Zanim zaczął opowiadać, napił się wody. Mówił o podróży, o ludziach, dzięki którym trafił na trop Kłosińskich.
– Odnalazłem ich grób – zakończył. – Zmarli kilka lat temu. Postanowiłem zrobić im pomnik, jako zadośćuczynienie po grzechach mojego dziadka i ojca. – Spojrzał wrogo na tatę. Niby wiedział, że tamten mężczyzna także chciał zniszczyć jego rodzinę, ale i tak nie było mu z tym łatwo. Czasami chciałby mieć inny charakter i nie być tak szlachetnym, jak mówił o nim Kamil.
– Wiecie, co znalazłem? – rzucił pytaniem Konrad, wyczuwając narastającą, ciężką atmosferę. – Fajny cytat znalazłem. Idealny do waszej sytuacji. – Spojrzał w ekran smartfona. – Przeczytam wam: „Życie pisze różne scenariusze, a my nie zawsze dokonujemy właściwych wyborów. Nie mamy prawa osądzać życia i moralności innych, bo nigdy nie znaleźliśmy się na ich miejscu i nie wiemy, co ludźmi kieruje. Czasami nic nie jest takie, jak nam się wydaje. Nawet ci, których uważamy za nieskazitelnie dobrych, popełniają błędy, potykają się. Wytykamy ludziom ich błędy i porażki, nie widząc swoich. A przecież każdy wybór niesie ze sobą konsekwencje. Niekiedy dobre, innym razem złe”[1]. Ale czekajcie, mam jeszcze jeden: „Każdy w życiu popełnia błędy, ale to nie znaczy, że musi płacić za nie do końca życia. Czasami dobrzy ludzie dokonują złych wyborów. To nie znaczy, że są źli. To znaczy, że są ludźmi!”[2]. Dobre, co nie?
– A odkąd ty czytasz takie rzeczy? – zapytała Basia.
– Odkąd moja dziewczyna je czyta – wyszczerzył się najmłodszy Bieńkowski, dumny z siebie, że znalazł takie cytaty. – Ale widzicie, ile w nich prawdy?
– Lekcje odrobiłeś?
– Mamo, psujesz fajny wieczór – jęknął, gramoląc się z fotela. W sumie i tak musiał się jeszcze pouczyć, bo jutro w szkole ma być test z angielskiego.
– Nie psuję, tylko przypominam, bo potem będziesz płakał, że znów dostałeś jedynkę.
– Raz się zdarzyło i będą to wypominać człowiekowi do końca życia. Branoc.
Szymon zaśmiał się pod nosem. Jego brat czasami go rozbrajał.
– Też już pójdę – powiedział, podnosząc się z fotela.
– Zwierzęta oporządzone – burknął Mariusz. – Monitoring już włączyłem.
– Dziękuję.
– Nie wytrzymam. – Jedyna pośród nich kobieta zdenerwowała się. – Jak długo zamierzacie tak ze sobą rozmawiać? Jakbyście byli tylko współpracownikami. Jesteśmy rodziną. Szymon, czego od zawsze uczymy ciebie i twoje rodzeństwo?
– Mamo, nie chcę o tym rozmawiać. Idę spać.
– Rodzina zawsze najważniejsza, tego was uczymy. Szacunku do siebie i bliskich. Zawsze sądziłeś, że nasza rodzina jest idealna i teraz, kiedy okazało się, że jednak mamy jakieś grzechy, to nagle się wściekasz i odsuwasz. Synu, nie ma ideałów. Tak jak w tych cytatach, każdy popełnia błędy. Ty także.
– Wiem. Wiem też, że to nie były łatwe czasy. Wiem, że każdy sobie musiał radzić, ale nie potrafię zrozumieć, dlaczego ktoś musiał na tym ucierpieć. Kamil to rozumie. Próbował mi przemówić do rozsądku. Ale nie jestem nim. Dlatego potrzebuję czasu. – Wyszedł, zanim mama znów zaczęłaby swoje umoralniające przemowy.
Nie chciał, aby ktoś zmuszał go do czegoś, na co w tej chwili nie miał ochoty. Nie zgadzał się z tym, co zrobił dziadek i że tata mu pomógł, świadcząc fałszywie przeciw Kłosińskim. Nie potrafił powiedzieć, że nic się nie stało, zapomnieć i przejść nad tym do porządku dziennego. Może kiedyś to zrobi, ale na pewno nie teraz.
Poszedł na górę, gdzie wziął długi prysznic, a później położył się spać, wcześniej pisząc Kamilowi esemesa z życzeniem dobrej nocy.

*

Zarzycki odczytał wiadomość i zazdrościł partnerowi, że ten mógł spokojnie pójść spać. Z nim tak nie było. Po prostu miał tak wysoko podniesiony poziom adrenaliny, że chyba do rana nie zaśnie. Jak tylko wszedł do domu, trafił na pijanego ojca. I jak zawsze Jan Zarzycki nie posłuchał swojej żony, która próbowała go uspokoić, tylko naskoczył na Kamila. Wydzierał się na niego tak, że pewnie sąsiedzi by usłyszeli, gdyby ktoś był na dworze.
– Ty sioto zafajdana! Odpowiesz mi wreszcie, gżie się wł… włószyłeś?! Hulanki sobie usząszałeś z tym drugim pedałem?
– Janek, powiedziałam, abyś dał spokój!
– Nie wtrącaj sie, głupia kobieto. Bronisz swojego synalka, a nie powinnasz. Wyjazdy sobie z koch… kochasiem usąsza, podczas gdy powinien w robocie zapierdalać, a nie dawać mu dupy! Innym też dajesz, co?! Powinny cię interesować kobiety. Gdyby to ode mnie zaleszało, nie trzymałbym takiego ścierwa pod tym dachem.
– Janek, zamknij się i idź spać! – krzyknęła kobieta. – Za dużo mówisz. Kamil, idź do siebie.
– Gże mu kaszesz iść? Ma tu stać. O tu! – Mężczyzna tupnął nogą i zachwiał się. – Tu! Ma mnie słuchać! Ja tu jestem atory… aszory… autyt…
– Autorytetem, tatku, to ty nie jesteś – odezwał się chłopak. – Taki pijaczyna jak ty nie może być czyimś autorytetem. Chyba że tych, co stoją pod sklepem. To już pan Julian jest sto razy lepszy niż ty!
– Co ty mi tu besziesz pierdolił? Jak ssszmiesz szie tak do mnie odży… gadać! Jusz ja ci pokasze. – Wyciągnął rękę, żeby uderzyć syna, ale Kamil w porę odskoczył, a Jan się zachwiał. Gdyby nie szafka, której się przytrzymał, upadłby.
 – Kamil, na górę powiedziałam! – krzyknęła Beata na syna. – A ty, pijaczyno, do pokoju!
Kamil tylko pokręcił głową. Spojrzał jeszcze na babkę i dziadka stojących z tyłu i wbiegł na piętro. Zamknął się w swoim pokoju, trzaskając porządnie drzwiami, aby się wyładować. Z rozmachem nacisnął włącznik i pokój rozświetliło górne światło. Potem krzyknął, strącając ręką z biurka kilka figurek dziadka. Na szczęście żadna z nich nie została uszkodzona. Jutro musiał je spakować i wysłać.
– Niech to jebany szlag trafi! Kurwa! – Wyjął z kieszeni papierosy i zapalił jednego. Dłonie tak mu się trzęsły, że musiał je wzajemnie podtrzymywać, aby dać radę przytknąć ogień do papierosa. Zaciągnął się mocno. Przytrzymał dym w płucach, po chwili wypuszczając nosem.
Usiadłszy przy biurku, otworzył szufladę. Wyjął z niej zniszczoną zapalniczkę. Nie nosił jej przy sobie, ale wciąż nie potrafił wyrzucić. Przekręcił ją kilka razy pomiędzy palcami. To go uspokajało. Skupiał się tylko na tym, a wszystko inne odpływało. Niestety, tym razem nic nie działało. Wrzucił zapalniczkę do szuflady. Uruchomił laptopa. Powinien pójść spać, by wstać o piątej. Na szóstą musiał być w sklepie, aby odebrać towar, który przywiozą z piekarni. Nic go to jednak nie obchodziło. Włączył grę, przy której mógł się wyżyć. Spędził tak z godzinę, w czasie której nerwy trochę mu przeszły. Kliknął na ikonkę przeglądarki, chcąc wejść na Facebooka i może z kimś pogadać. Najchętniej porozmawiałby z Szymonem, ale nie chciał go budzić. W tym względzie troska o dobry sen partnera zwyciężała, a egoizm szlag trafiał.
Uśmiechnął się nieznacznie, zauważając, że Anka jest dostępna, jak zawsze. Uruchomił okienko wiadomości.
„Hej”
„O, a co to się stało, że na fejsie siedzisz?”
„Pogadać muszę”
Przez chwilę przyjaciółka nie odpisywała. W końcu jego komórka zaczęła dzwonić. Odebrał po dwóch sygnałach.
– Nie kazałem ci dzwonić. – Zaciągnął się ostatni raz i zgasił peta w popielniczce. Wyłączył laptopa, by przesiąść się na łóżko.
– Nie chrzań, tylko gadaj, co jest.
– Mojemu staremu coraz bardziej odpierdala. – Poprawił poduszkę tak, by mógł się o nią oprzeć, a żeby plecy nie dotykały zimnej ściany. – Chyba alkohol już mu wyżera mózg. – Rozsiadł się wygodnie. – Dzisiaj prawie mi przywalił, kurwa.
– Czyli jest coraz gorzej.
– Jest. I wciąż chodzi mu o to, że jestem gejem. Kurwicy już przez to dostaję. Czaisz?
– No czaję, czaję. Czy…
– Czasami mam ochotę mu wpierdolić – przerwał przyjaciółce. – Każdego dnia wraca do domu zajebany, pośpi trochę, a jak się obudzi, to się rzuca.
– Problem w tym, że nic na to nie możesz poradzić. Jest dorosły. Chce, to pije.
– Wykurwiście – syknął.
– Mógłbyś przestać kląć?
– Przepraszam, ale nie. Lepsze chyba to, niż rozpierdolenie połowy chałupy. – Klnąc, w jakiś sposób redukował swój ból.
– No tak.  Wyżywanie się językiem zawsze lepsze niż przemoc fizyczna – zadrwiła.
– Heh, powiedz to mojemu tatulkowi. On jak walnie jęzorem, to czerep boli. Czepił się, kurwa, mojego wyjazdu z Szymkiem. Zasugerował, że daję dupy innym. Noż, mam ochotę jebnąć łbem w ścianę.
– Nie pieprz głupot! Jakbym tam była, to tak bym cię walnęła, że nie miałbyś głupich myśli. Daj na luz, kumplu. Unikaj ojca i tyle.
– Nie zawsze tak się da. Znasz mojego ojca. Zawsze lubił popić. Nie obyło się jednego dnia bez piwa. Potem wywalili go z tej roboty i przestał pić. A teraz… Zakurwia się, odkąd dowiedział się o mojej orientacji.
– Ale to nie twoja wina.
– Wiem, że nie moja! A dzisiaj czara się przelała. – Zacisnął dłoń w pięść. – Dzień był fajny, a ojczulek musiał wszystko spierdolić. Nie mogło być inaczej – mówił i mówił, wyżywając się do telefonu, dopóki ten nie zaczął pikać, oznajmiając niski stan baterii. – Anka, będę kończył, bo bateria siada.
– Dobra. Idź lepiej spać, co?
– Spróbuję. Do roboty muszę wstać o piątej. Nara.
– Nara i jak coś, to dzwoń. Będziesz miał komu poprzeklinać.
– Nie omieszkam skorzystać. – Rozłączył się. Wstał z łóżka i podłączył komórkę do ładowarki. Włączył alarm, żeby go obudził rano. Czując, że i tak nie zaśnie, wziął laptopa do łóżka. Położył go na dużej książce, żeby maszyna się nie grzała od pościeli. Zanim wszedł pod kołdrę, zamknął drzwi na klucz, przebrał się w spodnie od piżamy i wyłączył światło.
– Dobra, to który pornol włączamy? – Zaczął przeszukiwać strony w Internecie. Nic mu nie pasowało. A czuł duże ciśnienie i potrzebował czegoś, aby się rozluźnić.
W końcu znalazł aktorów, którzy mu się podobali i włączył filmik z nimi. Już raz go oglądał, dawno temu, pamiętał, że było na nim dużo czułości. Tego mu było potrzeba. Oparł się wygodniej, pół leżąc. Włączył dwudziestominutowy filmik. Aktorzy całowali się z języczkiem, a on aż oblizał usta, dociskając dłoń do krocza. Zamierzał sobie zrobić dobrze, dzięki czemu w końcu zaśnie. Zanotował sobie w głowie, żeby ten film pokazać Szymonowi. Ale to jutro lub kiedyś w przyszłości. Teraz skupił się na tym, co robili aktorzy i na porządnej, długiej masturbacji, którą zamierzał zapewnić sobie i swojemu pobudzonemu już penisowi.

*

Następnego dnia Kamil był nieprzytomny. Owszem, nie zaspał do pracy, ale spał może tylko ze trzy godziny. Na jednym filmiku się nie skończyło. Nigdy się nie kończy. Potrzebował tego, ale wiedział, że kiedy miał siedemnaście lat, na pewien czas uzależnił się do pornografii. Zamiast do szkoły, wolał godzinami oglądać pieprzących się mężczyzn. W porę zorientował się, co się z nim dzieje. Na szczęście teraz potrafił przystopować, ale zdarzały się takie chwile, jak ubiegłej nocy, że tego potrzebował. Gdyby mógł być wtedy z Szymonem, nie pozwoliłby mu spać.
Potrząsnął głową, odpędzając te myśli. Ziewnął i napił się drugiej tego dnia kawy, mimo że dopiero minęło południe. Miał chwilę wolnego, bo z rana było najwięcej klientów. Głównie ludzie kupowali chleb i bułki. Dzieciaki wpadały przed ósmą, aby zaopatrzać się w słodycze, które odebrano im w szkołach. Teraz Kamil siedział sam. Niedługo jednak, bo po paru minutach do sklepu wszedł pan Julian.
– Dzieńdoberek, Kamilku.
– Witam. – Odłożył telefon, którym się bawił.
– Twoja mama robiła mi wczoraj problemy. Nie chciała sprzedać piweczka mnie i moim kumplom zza sklepu. Ale w końcu sprzedała. A zła była.
– Nie dziwię się. Picie piwa ostatnio jej się źle kojarzy. – Nie pytał, po co mężczyzna przyszedł, bo zawsze kupował to samo. Czasami robił zakupy dla domu, bo mu żona kazała, ale to miało miejsce wyłącznie z samego rana. Koło południa, kiedy pan Julian spotykał się z miejscowymi pijaczkami, chodziło o zakup tylko jednego.
Postawił przed mężczyzną cztery butelki piwa, które zazwyczaj pan Julian kupował.
– A słyszałem. Pan Jan nie umie rozsądnie pić. Gdyby mu dać, to zapiłby się na śmierć. Tak jak mój kolega. – Położył na ladzie odliczone pieniądze. – A co tam u ciebie?
– U mnie bez zmian, panie Julianie. – Nie chciał mu się spowiadać, bo nie było z czego. – Nie mogę powiedzieć, że jest super, ale nie mam co narzekać.
– Ponarzekać zawsze można. Ale jedno ci powiem, chłopcze. – Mężczyzna wziął butelki do rąk. Po dwie do każdej. – Nigdy nie jest tak źle jak nam się wydaje. Zawsze myślimy, że inni mają lepiej. Nie prawda. Trzeba się cieszyć z tego, co się ma. Najważniejsze to znajdować szczęście w małych rzeczach. Ja się cieszę z tego, że pogoda ładna. Słyszałeś jak ptaszki dzisiaj śpiewają? Wiosna. Już jest się z czego cieszyć. A i miłość kwitnie w powietrzu – dodał, kiedy do sklepu wszedł Szymon, dzwoniąc, jak zawsze, trzymanymi w dłoni kluczykami.
– Miłość? Panie Julianie, czyżby się pan zakochał? – zapytał Bieńkowski.
– W mojej żonie to ja zawsze zakochany jestem. A mówiąc o miłości, mówię o was. Wasza miłość się odrodziła, co widać i niech trwa. Bo miłość jest piękna. Ma różne postacie, ale jest piękna. Do widzenia panowie. Idę, bo koledzy zaraz będą mnie wołać.
– Do widzenia. – Szymon otworzył drzwi, wypuszczając pana Juliana.
– Fajny facet. I zobacz, chleje, a rozumu nie traci.
– Tacy też są. – Wychylił się przez ladę, aby pocałować Kamila na przywitanie.
– Stęskniłeś się tak bardzo?
– Pewnie. Poza tym mam tu listę zakupów. – Wyjął kartkę z tylnej kieszeni spodni i podał ją chłopakowi.
– Niezła litania. Ale chyba wszystko mamy – powiedział Zarzycki.
– Wyglądasz tak, jakbyś tydzień nie spał. – Obserwował jego cienie pod oczami.
– W nocy udało mi się zasnąć na jakieś trzy godziny. – Dopił kawę. – Mojemu staremu znów wczoraj odwaliło. Nie mogłem zmrużyć oka.
– Trzeba było do mnie zadzwonić.
– Nie chciałem cię budzić. Poradziłem sobie. – Pochylił się do niego, opierając łokcie na ladzie. – Domyśl się jak.
– O. To tym bardziej trzeba było mnie obudzić. – Zbliżył twarz do twarzy Kamila.
– Czasami trzeba sobie samemu dostarczyć trochę przyjemności.
– Popatrzyłbym – szepnął, muskając jego usta.
– A podobno jesteś taki grzeczny.
– Ja? W sypialni nigdy nie zamierzam być grzeczny. Coś o tym wiesz. – Jeszcze raz pocałował partnera i zmienił temat: – Szkoda, że dzisiaj siedzisz tutaj do nocy. Mam ochotę na przejażdżkę konną. Zefir się za tobą stęsknił.
– Czas teraz tak pędzi, że nie mam nawet chwili na rozrywkę. Ale jutro po południu będzie mama, więc jestem cały twój.
– Jutro mam zajęcia z hipoterapii, ale wpadnij. Dzieciaki cię polubiły… Nie krzyw się tak.
– Wiesz, jaki mam stosunek do bachorów.
– To są dzieci. Wpadnij jutro i podpatrzysz co i jak.
– Nie przestaniesz mnie namawiać, abym poszedł na kurs? – Szymon ciągle go tym męczył.
– Nie. A jak nie ten, to mógłbyś iść na kurs instruktora do jazdy konnej.
– Pomyślę o tym. Na wszystko trzeba kasę. Zarobię, odłożę i pomyślę. Poza tym o prawie jazdy też rozmyślam. – Puścił do niego oczko. – Dobra, najpierw zajmę się tym, co masz na liście. – Zaczął chodzić od półki do półki, zbierając wszystko to, co chciał kupić Szymon.
W międzyczasie do sklepu weszło dwóch młodych ludzi mających może po szesnaście lat.
– Ja pierdolę, ten jebany, spierdolony chuj mi się, kurwa, zjebał, do chuja – powiedział jeden z chłopaków, próbując uruchomić telefon.
– A bo, kurwa, nie umiesz go włączyć – rzucił drugi.
– Spierdalaj, konusie. To ty nic nie umiesz.
Kamil słysząc to, jak młodzi gadają, bo nie mógł tego nazwać rozmową, przewrócił oczami. Z drugiej strony sam ostatnio dał niezły popis. Wczoraj podczas rozmowy z Anką nie był lepszy od tych dzieciaków i też potrafił ułożyć niezłą wiązankę słów. Nie zamierzał się jednak nad tym dłużej zastanawiać. Postawił wszystkie produkty na ladzie i zaczął je kasować, przyglądając się chłopakom. Szymon robił to samo, unosząc wysoko brwi. Chłopcy w ogóle nie zwracali na nich uwagi.
– No na bank się spierdolił – warknął chłopak z zepsutym telefonem.
– Pokaż, ja go naprawię. – Ten drugi wyrwał mu komórkę.
– Nie wyjdzie ci to, choćbyś się zesrał na kwadratowo – dodał pierwszy.
Zarzycki nie wytrzymał i parsknął śmiechem, w końcu zwracając na siebie uwagę chłopców.
– Pierwszy raz w życiu to słyszę. Skąd wy bierzecie takie słownictwo? – Zapakował zakupy Szymona.
– Zewsząd. W szkole się nasłuchamy. To możemy już coś kupić? – zapytał szesnastolatek z piegami na nosie, które dopiero teraz dostrzegł Kamil.
– Zaraz. Klienta mam. Sześćdziesiąt pięć złotych i dwadzieścia sześć groszy – powiedział Szymonowi sumę za jego zakupy. –– Chłopaki, a wy nie jesteście stąd.
– Jesteśmy z Zydla. Zwialiśmy z budy i czekamy na autobus – odpowiedział piegowaty. – Ojciec mnie zajebie, jak się dowie. Ale bratu nic nie robił, więc może i mnie się uda.
– A twój brat co robi? – zapytał Kamil, wydając resztę Szymonowi, który wyglądał tak, jakby się dobrze bawił.
– A brat ma na imię Maciek i szlaja się z kumplami. A tata jest właścicielem firmy przewozowej i często go nie ma w domu. Przyrodni brat czymś handluje i tak interes się kręci, kasiulka leci. Bracia zawsze coś mi odstąpią. – Wyjął portfel i położył pięćdziesiąt złotych na ladzie. – Proszę Pepsi, ciacha te czekoladowe w dużej paczce i trzy paki chipsów paprykowych.
Kamil domyślił się, z czyim bratem ma do czynienia. Cóż, niedaleko pada jabłko od jabłoni. Młody uczy się od swojego brata Maćka, kumpla Pawła. To mu przypomniało, że mieli z Szymonem skontaktować się z Anetą, opowiedzieć jej o tym, że jego kuzyn mógł się wmieszać w handel nielegalnym towarem i poprosić koleżankę, aby przekazała to wujkowi policjantowi. Dlatego teraz kazał partnerowi jeszcze zostać, aby to omówić. Chłopcom wydał ich zakupy, resztę, która została i poczekał, aż wyjdą. Dopiero wtedy porozmawiał z Szymonem, który najpierw kazał mu się skontaktować z Piotrem, popytać czy chłopak coś wie o bracie, a dopiero potem mieli zadzwonić do Anetki. Dlatego następnego dnia, zamiast uczestniczyć w zajęciach hipoterapii, Kamil postanowił odwiedzić kuzyna.


[1] Gabriela Gargaś, Pośród żółtych płatków róż.
[2] Gabriela Gargaś, Pośród żółtych płatków róż.

7 komentarzy:

  1. A myślałam że to Kamil jest bardziej zacietrzewiony. Niespodzianka. Szymon też nie potrafi łatwo wybaczyć. Ciekawa jestem jak rozwiążesz kwestie ojca Kamila i co będzie z ich wspólnym mieszkaniem. Kurcze, nudzi mi się to chwalenie cie. Kolejny bardzo emocjonalnie i pięknie napisany rozdział przeczytałam

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytało się przyjemnie.(Jak coś to jestem za powstaniem 3 części Buntownika.W której Szymek i Kamil mają wspólny dom i pracują razem itd.)
    Naprawdę fajna z nich para.
    Ciekawe czy Kamil pomoże młodym(nawet bez ich zgody)zakończyć ten biznesXD

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiesz kto jest autorem tego cytatu, czy nie chcesz wiedzieć?
    Google nie bije i wbrew pozorom nie zajmuje dużo czasu. Sama przed chwilą wygooglowałam ten cytat i (UWAGA) zajęło mi to minutę! Cytat pochodzi z książki ,,Pośród żółtych płatków róż" Gabrieli Gargaś.

    Wstawiam linka do powieści, żebyś znalazła ów cytat (to też nie jest trudne wystarczy wcisnąć: ctrl f) https://docs.google.com/viewerng/viewer?url=http://stream.docer.pl/pdf/376457

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No moze nie chce wiedziec, wiec po co tu sie rozpisywac na ten temat.

      Usuń
    2. Co do cytatu znalazłam go w miejscu, gdzie nie było autora, a jak szukałam to nic na ten temat się nie wyświetlało. A nie będę czytać całej książki, która mnie nie interesuje (poza tym nie zamierzam kraść pdfa z netu), żeby znaleźć parę zdań. I wiem, że Google nie bije, nie gryzie, więc nie pisz mi takich rzeczy, bo przy szukaniu podawało mi całkiem inne wyniki kilka lat temu.

      Usuń
    3. Wiesz co, Ai-chan, na następny raz, zanim kogoś ocenisz, zastanów się nad tym, co piszesz ;). Ten komentarz napisałaś tylko po to, aby obrazić Lu i jej dopiec (Twoja wypowiedź aż ocieka ironią). Człowiek, który nie zna wszystkich okoliczności zaistniałej sytuacji, a ocenia, jest człowiekiem płytkim ;). Ale ludzie mają to do siebie, że lubią oceniać, mając gdzieś to, jak było naprawdę i oceniają tylko po to, aby się na kimś wyżyć i dowartościować, siedząc wygodnie przed ekranem komputera.

      Usuń
  4. Hej,
    bardzo emocjonalny rozdział, mam nadzieję że ojciec Kamila w końcu zrozumie że ma wspaniałego syna i ich relacje będą cieplejsze i tak samo u Szymona...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)