16 kwietnia 2017

Pod błękitnym niebem (Buntownik 2) - Rozdział 12



– Zaraz będę musiał iść. Za godzinę mam zmienić mamę w sklepie. Chcę jeszcze coś przegryźć przed wyjściem – powiedział Kamil.
– Zdążysz – odparł Szymon, obcałowując szyję partnera. – Też jestem głodny i mam robotę. Muszę jechać w pole, ale zanim pojadę, mam na coś ochotę. – Wsunąwszy dłoń pod koszulkę Kamila, pogłaskał go po brzuchu.
Chłopak zamruczał, nastawiając się do jego dotyku. Leżeli twarzami do siebie na kanapie w gabinecie Szymona. W domu nie było nikogo, więc tym bardziej nie potrafili oderwać od siebie rąk.
– Wpadłem tylko na chwilę, by powiedzieć dzień dobry. – Ręce Zarzyckiego także nie były spokojne, wkradając się pod ubranie Szymona. 
– Właśnie mówisz. – Przesunął dłoń na krocze chłopaka, pocierając je. – Poza tym on też chętnie chce się ze mną przywitać.
– Witał się z tobą przez pół nocy – szepnął Kamil, przymykając powieki.
– Za mało. Lubi mnie, więc mu ciągle mało. – Odpiął guzik spodni.
– Lubi, to za mało powiedziane. – Oblizał usta, coraz bardziej rozgorączkowany. Jego ciało zawsze mocno reagowało na dotyk Szymona. – Kocha cię. Twoją dupcię też – szepnął w jego usta, po czym polizał je jak kot.
– Mnn. – Załapał zębami wargę Kamila, przytrzymał chwilę i puścił. – Mój kocha cię całego. Ja też kocham. – Wsunął dłoń pod bieliznę partnera, głaszcząc pobudzonego, gorącego penisa, który twardniał przy każdym muśnięciu palcami.
– Też cię… kocham. – Pchnął w dłoń Szymona. Jedną ręką nieco obsunął dolną cześć ubrania, dzięki czemu kochanek z łatwością mógł wyjąć na wierzch jego członek. Sam też nie pozostawał dłużny i sięgnął do spodni partnera. Rozpiął je.
– Podobno chciałeś już iść – zażartował Szymon, pomagając mu ze swoim odzieniem, a potem powrócił do pieszczenia dwudziestolatka.
– Teraz, kiedy trzymasz w ręce mojego kutasa? Nie mam zamiaru stąd wyjść, dopóki nie skończysz tego, co zacząłeś. – Objął palcami jego członek, poruszając szybciej ręką. Mimo wszystko tkwiła w nim świadomość, że nie mieli czasu.
Szymon syknął, poruszając biodrami. Chwycił mocniej penisa Kamila i zaczął mu trzepać. Uwielbiał, kiedy robili to sobie nawzajem. Kochał czuć bliskość z tym chłopakiem.
– Gdy będziesz to tak robił, długo to nie potrwa – sapnął Kamil w usta Szymona. Przez cały czas starał się patrzeć mu w oczy, odczytując każdą przyjemność, jaką dostarczał partnerowi. Doskonale znał jego ciało i wiedział co robić, żeby dać mu rozkosz.
– U mnie też. – Szymon czuł potężne gorąco bijące z ciała Kamila. Chłopak drżał. Coraz szybciej oddychał. – Jesteś cały mokry. – Jego dłoń dzięki preejakulatowi z łatwością ślizgała się po męskości chłopaka, którego mięśnie napinały się pod koszulką.
– Mów mi tak jeszcze.
– Jesteś cały śliski, twardy, mój… – Pocałował go mocno, przyśpieszając ruchy dłonią. Wyczuł moment, kiedy Kamil zaczął dochodzić, na tę chwilę zapominając o nim. Szymon uśmiechnął się w jego usta. Przykrył dłonią główkę, by złapać spermę chłopaka. Trzymał go mocno drugą ręką, czując jak ciało kochanka pręży się przy nim, szczytując. Uwielbiał patrzeć jak chłopak przeżywał swój orgazm.
Kamil westchnął po tym, jak orgazm minął. Jeszcze drżąc, zacisnął palce na członku Szymona, robiąc mu tak, jak mężczyzna lubił.
– O tak. – Wtulił twarz w szyję Kamila. Niewiele brakowało do tego, żeby doszedł, więc moment później orgazm przetoczył się także przez jego ciało.
– Masz jakieś chusteczki? – zapytał Zarzycki po dłuższej chwili.
– Nie potrzebuję. – Bieńkowski odsunął się, spoglądając w oczy kochanka. Puścił jego mięknący członek, nabierając jeszcze kilka białych kropel. Przystawił sobie dłoń do ust i zaczął ją wylizywać, nie odrywając od niego spojrzenia. Uwielbiał spermę Kamila. Mógłby się tylko nią żywić. – Nie jestem też już głodny.
Urzeczony widokiem patrzył jak Szymon wylizuje swoją dłoń z jego nasienia. Potem chwycił jego rękę i zrobił z nią to samo. Każdy z palców possał, wsuwając język pomiędzy nie i czyszcząc wszystko dokładnie. Kamil nie lubował się tak bardzo w zlizywaniu spermy, nawet za tym nie przepadał, ale wiedział, że gdyby partner mógł, to karmiłby się wyłącznie nim.
– Najedzony? – zapytał.
– Mhm. – Oblizał jeszcze kciuk Kamila. – Na tę chwilę tak – dodał, po czym pocałował mocno chłopaka, wsuwając język w jego usta, tym samym pozwalając mu na skosztowanie ich wymieszanego smaku.
Kamil z zapałem oddał pocałunek, obejmując mocno partnera. Jakże on go kochał. Byli razem od kilku miesięcy. Na początku nie było im łatwo, bo duże trudności sprawiała im kwestia zaufania, ale z czasem, kiedy tygodnie mijały, nastał w końcu upragniony kwiecień, a z nim cieplejsze dni, powoli zaczęli odbudowywać utraconą więź. Na dobre wychodziło im także to, że spędzali ze sobą o wiele więcej czasu niż w ubiegłym roku
– Szymek, muszę iść. – Po tym, jak oderwał wargi od jego ust, schował penisa i zapiął spodnie.
– Jeszcze chwilę. – Bieńkowski również doprowadził siebie do porządku.
– Ty byś mnie do wieczora nie wypuścił. – Zaśmiał się uradowany Kamil.
– Nigdy bym cię nie wypuścił. – Mężczyzna spoważniał.
– To tego nie rób. – Ucałował delikatnie wargi partnera.
– Nie mam zamiaru. – Potarł ich nosy o siebie. Chciałby spędzić z nim życie. Nie miał tylko pojęcia jak mu o tym powiedzieć. Nie chciał wystraszyć chłopaka, pomimo że ten już parę razy dawał mu znaki, że chce tego samego. – Chciałbym, żeby inni byli tak szczęśliwi, jak ja z tobą.
– Jesteś szczęśliwy?
– Wiesz, że tak. Zobacz, jak się fajnie układa. We wsi nas zaakceptowali, rodzina też…
– Nie mój ojciec.
– Też zmieni zdanie. Zobaczysz. – Wsunął dłoń pod koszulkę Kamila, zaczynając drapać go po plecach. – Wiesz, co ostatnio powiedział mi Konrad?
– Co?
– Chce sobie znaleźć taką dziewczynę, która szanowałaby siebie, kochała go i akceptowała nasz związek.
Kamil poprawił się na kanapie, bardziej wciskając się w Szymona. Podparł głowę na ręce.
– A wiesz, że może już znalazł kogoś takiego?
– A co?
– Odkąd pracuję w sklepie, dużo widzę i słyszę.
– Centrum plotek ciągle działa.
– No. Ale słuchaj – nie zważał na to, że sam zaczyna plotkować – ostatnio przyszedł do sklepu z jakąś brunetką. Taka dosyć ładna dziewczyna, nieśmiała – wytłumaczył. – No i widziałem jak na nią patrzy. Chyba chodzi z nią do klasy.
– Będę musiał pogadać z braciszkiem.
– Ani mi się waż. – Złapał Szymona za szyję, udając, że go dusi. – To, co ci powiedziałem, jest tajemnicą.
– E tam. – Wciągnął Kamila na siebie. – Inaczej mój brat nic nie powie. Dobrze go znam.
– Powie. Na razie masz być cicho, bo ci usta zaknebluję.
– Znam pewien sposób. – Puścił mu oczko.
– Nie wiem, jak poradziłbyś sobie wtedy z chodzeniem, ale jeśli chcesz. – Zarzycki sięgnął do rozporka, żeby go rozpiąć, po czym obaj zaczęli się śmiać. – Głupolu, naprawdę muszę zmykać.
– Dobra, dobra. – Przytulił go jeszcze raz mocno. – Leć. Droga wolna. – Odsunął ręce, pozwalając chłopakowi wstać. Jęknął, kiedy Kamil zsuwając się z niego, niechcący wbił mu łokieć w żołądek.
– Wybacz. – Miał ochotę nachylić się nad nim i jeszcze raz go pocałować, lecz obawiał się, że Szymon znów go złapie i nie wypuści. Naprawdę się śpieszył. – Pójdę jeszcze łapy umyć, bo twoje mycie nie było dość dokładne.
– Mogę je powtórzyć. – Usiadł. Jego włosy, które przez te kilka miesięcy urosły, były zmierzwione, a ubranie pogniecione.
– Chciałbyś. – Poprawił ubranie, bo sam nie wyglądał lepiej. Założył bluzę przełożoną przez oparcie krzesła.
– Mówisz poważnie, że mój brat podłapał jakąś dziewuchę? – Uniósł się ze skórzanej kanapy, a przy okazji sprawdził, czy nie zostawili gdzieś śladów ich małej przygody. Odkrył, że koszulka jest u dołu poplamiona, więc będzie musiał się przebrać.
– No. Jest całkiem inna niż Bernatka.
– W końcu. Nauczył się na błędach.
– Wszyscy się na nich uczymy. – Zbliżył się do Szymona. – Nikt nie jest doskonały. Mówię poważnie, nie wypytuj go o tę dziewczynę. Sam powie, jak przyjdzie czas.
– Mój mądry chłopak. – Objął go w pasie, przyciągając do swojego ciała.
– A żebyś wiedział. – Kiedy Szymon chciał go pocałować, wyplątał się z jego ramion. – Nie ma mowy. Masz jechać w pole. Minęła pierwsza. – Odwrócił się i ruszył w stronę drzwi. Zanim przekręcił kluczyk, Szymon objął go od tyłu i pocałował w kark.
– Miło było. W nocy też.
– No myślę. – Oparł się o niego. Coś dzisiaj nie potrafili się rozstać. – Wrócę o dwudziestej pierwszej. – Odkąd pracował z mamą i robili to na zmianę, sklep w tygodniu i w sobotę otwarty był od szóstej rano do dziewiątej wieczorem. Natomiast w niedzielę nigdy nie otwierali.
– Mnie orka zejdzie do nocy. Zobaczymy się dopiero jutro i to mnie boli. – Puścił go z niechęcią i otworzył drzwi.
Razem skierowali się do łazienki, gdzie umyli ręce. Chwilę później wyszli na dwór. Uderzyło w nich wiosenne powietrze. Luty i marzec dały nieźle w kość, ale za to kwietniowa pogoda pokazała, że nastała już wiosna. Wszystko wokół zaczęło się zielenić. Drzewa wypuszczały listki i zapowiadało się, że pod koniec miesiąca zakwitną. Słońce było już tak wysoko, że potrafiło dawać coraz więcej ciepła. Ludzie zamienili płaszcze oraz zimowe kurtki na coś lekkiego. Wszędzie wokół śpiewały ptaki, ogłaszając powrót ciepłych dni.
– Jak ja za tym tęskniłem. – Szymon wciągnął powietrze do płuc.
– Ty się dusisz zimą, nic nie robiąc. Ale tylko wtedy możesz odpocząć.
– Dokładnie. Niemniej, gdyby nie praca przy koniach, pewnie bym się wściekł, siedząc bezczynnie. – Podszedł do niego jeden z wygrzewających się w słońcu kotów, które w styczniu zostały porzucone. Bieńkowski potarmosił go za uchem. Maluch, który miał już pół roku, rósł jak na drożdżach.
– Cały ty. Znikam. Pamiętaj, że w piątek wieczorem jedziemy do Zamościa. – Wybierali się tam już drugi raz. Po raz pierwszy pojechali do Anki i Bogdana w lutym, kiedy para skończyła sesję i mieli kilka dni wolnego. Spędzili tam bardzo fajny weekend, podczas którego Szymon mógł poznać jego przyjaciół. Od razu zaczął się z nimi dobrze dogadywać. Kamil zauważył, że jego partner, w przeciwieństwie do niego, potrafi szybko nawiązywać kontakty. Nic dziwnego, że miał tylu znajomych.
– Pamiętam.
– Narka. – Cmoknął Szymona w policzek, ku rozczarowaniu mężczyzny, który chciał czegoś więcej i śmiejąc się, pobiegł do domu.
Szymon odprowadził go wzrokiem. Ukucnął, biorąc na ręce łaszącego się czarnobiałego kota.
– Fajny jest, co nie? Nie wyobrażam już sobie, że mogłoby go przy mnie nie być – powiedział do mruczącego kociaka.

*

Kamil oddał resztę klientce.
– Dziękuję bardzo. Do widzenia – powiedziała kobieta. Zabrała torbę z zakupami i wyszła.
– Dobra, synuś, to ja idę do domu. – Beata wyszła z zaplecza. – Rano przywieźli świeży towar, więc niczego nie brakuje. Ty tylko resztę rozpakuj, bo nie zdążyłam, tylu miałam klientów. Jakby…
– Spoko, mama, poradzę sobie. Idź, bo babcia z dziadkiem przekopują ogródek i chcą coś siać.
– Zawsze wcześnie wysiewają warzywa. Muszę im pomóc. O, zapomniałabym wziąć rzodkiewkę. – Zdjęła ze stojaka przy ladzie torebkę z nasionami. Zapłaciła za nią i dopiero wtedy wyszła.
Zostając sam, Kamil zajął się rozpakowaniem towaru. Układał na półkach ciastka, kiedy zadzwonił mały dzwoneczek przy drzwiach.
– Chwileczkę, już podchodzę – poinformował Zarzycki, kładąc ostatnie pudełko na półce.
– Nie śpiesz się.
Słysząc znajomy głos, zaskoczony Kamil odwrócił się.
– Paweł? Co ty tu robisz?
– Jestem z kumplami i potrzebuję dwie paczki fajek.
– Z tymi kumplami, których miałem przyjemność poznać w Nowy Rok?
– Tymi, coś ci nie pasuje?
– Jeśli tobie pasują, to w porzo. Mnie nie kręcą tacy ludzie, jak oni. Które chcesz?
– Najtańsze. Wybierz sam.
– Jak chcesz. – Podał mu dwie paczki pierwszych z brzegu papierosów.
W tym czasie do sklepu wszedł Konrad.
– Co to za debile stoją pod sklepem? – wypalił. Dopiero zauważywszy Pawła, obrzucił go niechętnym spojrzeniem. Tylko raz czy dwa widział kuzyna Kamila i z miejsca go nie polubił. – To twoi znajomi?
– Moi, coś ci nie pasi?
– Mnie nic. Tylko niech pozbierają te śmieci, które po sobie zostawiają.
Kamil zmrużył oczy i wyjrzał przed okno. Chwilę temu pozamiatał przed sklepem. Wkurzył się, widząc opakowania po chipsach i plastikowe butelki leżące na ziemi.
– Skurwiele. – Wściekły wyszedł zza lady i po chwili stał już w drzwiach sklepu. – Jeżeli zaraz tego nie zbierzecie, wzywam dzielnicowego i oskarżę was o zaśmiecanie środowiska. Sprzątać mi to i zabrać ze sobą!
– O, to ty jesteś kuzynem naszego Pawełka – powiedział jeden z trzech stojących przy samochodzie facetów. – Jestem Maciek, pamiętasz?
– Takich jak ty i twoi kumple lepiej nie pamiętać. Zbierać mi to, bo dzwonię po gliny.
– Chłoptaś się stawia, widzicie? – Cała trójka zaśmiała się. – Odpierdol się, chłopaczku i nie zadzieraj z nami.
Kamil zaśmiał się szyderczo. Jak jego kuzyn mógł się spotykać z takimi ludźmi? Nawet on, kiedy jeszcze przeżywał okres buntu, szczególnie po rozstaniu z Krzysztofem, nie zadałby się z kimś takim. Przecież tacy ludzie nie szanowali nikogo i niczego.
– Lepiej to zbierajcie i wynoście się!
– Kamil, oni mówią poważnie, nie zadzieraj z nimi – powiedział Paweł.
– Ja chcę tylko, żeby posprzątali. – Wyjął komórkę z kieszeni. – Inaczej dzwonię po gliny. – Ich nowy dzielnicowy był wielbicielem porządków, szanowania zieleni i bardzo skrupulatnie przestrzegał przepisów.
– Kurwa, zbierać to – zarządził Maciek. – Nie mam zamiaru z glinami mieć nic wspólnego, bo towar wywęszą – powiedział, przekręcając zdanie. – Paweł, zostaw szlugi i wracaj! – krzyknął.
– Już idę, nie piekl się tak.
– Chodź, debilu!
Kamil spojrzał na kuzyna.
– Pozwalasz tak do siebie mówić? – Pokręcił głową z niedowierzaniem. – Dobry kumpel tak nie nazyw…
– Przymknij się, bo cię walnę – wkurzył się Paweł. Rzucił dwadzieścia złotych na ladę. – Masz tu za papierochy i pierdol się.
– Ładnie to się mówi do kuzyna. – Konrad założył ręce na piersi. – Ale kto z kim przystaje…
Paweł, wychodząc, trącił ramieniem osiemnastolatka. Konrad pokazał mu środkowy palec i zamknął za nim drzwi.
– Muszę przyznać, że twój kuzyn to naprawdę debil.
– Ta. Ostatnio widziałem go pierwszego stycznia i nie był lepszy. Niestety, rodzinki się nie wybiera. Co ci podać?
– Karton soku pomarańczowego i Snickersa. – Poprawił spadający mu z ramion plecak. – W budzie dzisiaj nas wymęczyli, muszę zjeść coś słodkiego. W sklepiku u nas znajdziesz tylko tony owoców.
– Nadal zabraniają wam jeść słodyczy? – Podał Konradowi to, o co chłopak prosił.
– Żebyś wiedział. Popatrz no na mnie. – Wskazał na siebie. – Jestem chudy jak nie wiem, więc mogę jeść co chcę. Justyna również. Ile za to?
– Osiem pięćdziesiąt. – Oparł się łokciami o ladę. – A ta Justyna to ta, z którą tu ostatnio byłeś?
– Aha. Fajna, nie? Razem do klasy chodzimy i jeździmy tym samym autobusem. – Odliczył odpowiednią sumę. Podał pieniądze Zarzyckiemu. – Też jest na informatyce. Mieszka w Kalinie, tylko ostatnio szła do babci, a ta ma dom w Jabłonkowie.
– Czyli co? To tylko koleżanka czy… – Uniósł brwi.
– Mam nadzieję, że ktoś więcej – przyznał Konrad, śmiejąc się jak głupi do sera. Podrapał się po głowie. – Nie no… To na pewno ktoś więcej.
– Spoko. Coś mi się o tej dziewczynie wymsknęło Szymonowi, więc może zacząć cię wypytywać.
Konrad jęknął.
– Jak starzy się dowiedzą, będą chcieli ją poznać. Justyna jest bardzo nieśmiała i obawiam się, jak na takie coś zareaguje.
– W razie gdybyś się o nią obawiał, zdradzę ci, że jej nie zjedzą. Ja jestem cały. – Obrócił się wokół własnej osi.
– Ty to już jesteś jak rodzina.
Kamilowi zrobiło się miło na te słowa. Faktycznie zauważył, że Bieńkowscy traktują go jak swojego.
– Spadam. Mam kupę nauki. Nauczyciele chcą nas zamęczyć. Nara.
– Nara.
Kolejne godziny do zamknięcia sklepu upłynęły Kamilowi na małych porządkach, przyjmowaniu klientów, których było więcej po siedemnastej oraz graniu w gry na telefonie. Popołudniem Szymon napisał do niego esemesa z wyznaniem miłości i tym, że tęskni. Odpisał mu to samo, dodając mnóstwo emotikonek.
Sklep zamknął po dwudziestej pierwszej. Dzisiaj pożyczył rower dziadka i w domu był o wiele szybciej. Czego chwilę później pożałował, bo ledwie wszedł do domu, usłyszał, że rodzice się kłócą. Czyli ojciec znów wrócił do domu pijany. Jego mama już tego nie wytrzymywała. Najgorzej było w zeszłą sobotę. Tata wrócił z pracy tak pijany, że przewrócił się przed domem, rozbijając sobie głowę o betonowy schodek. Mama wraz z Mariuszem Bieńkowskim czym prędzej zawieźli go na pogotowie. Z tego co później opowiadali, nie było przyjemnie. Trafili na lekarza, który nie traktuje dobrze pacjentów z upojeniem alkoholowym. Do tego musieli zapłacić za wizytę, bo ubezpieczenie nie obejmowało leczenia pijanego. Natomiast w niedzielę była potężna awantura, która nie ominęła Kamila. Znów został zwyzywany przez ojca i obwiniony o wszystko. W tamtej chwili, dosłownie jak stał, nie zakładając kurtki, poszedł do Szymona i został u niego na noc. Okazało się, że rodzina mężczyzny nie ma nic przeciw temu i potraktowali to tak, jakby mieszkał ze swoim partnerem.
Teraz jednak chciał niepostrzeżenie przemknąć obok epicentrum kłótni. Zdjął buty i starając się nie słuchać krzyków rodziców dochodzących z kuchni, wdrapał się po schodach na górę. Był głodny, ale wolał iść spać o głodzie, niż wejść w sam środek wojny domowej. Zamknął się w pokoju. Nie włączył światła, tylko od razu w ubraniu położył do łóżka. Tutaj na szczęście dzięki grubemu sufitowi nie słyszał krzyków, ale one i tak tkwiły mu w głowie. Nie miał pojęcia, kiedy to wszystko się skończy i czy w ogóle będzie jakiś dobry koniec. Ojciec mógł nigdy nie przestać pić. Nadejdzie czas, że w efekcie zwolnią go z pracy. Nie potrafił się tym nie dręczyć. Dawny Kamil pewnie by się tym nie przejął. Wyszedłby z domu, spotkał z kumplami, wypił kilka piw, spalił pół paczki papierosów i wszystko miał gdzieś. Ta osoba, którą się stał, niepokoiła się o przyszłość rodziny.
Przewrócił się na bok, wpatrując w ciemność za oknem. Żałował, że Szymon nadal jest w polu, bo by do niego poszedł. Przed powrotem do domu dzwonił do niego. Mężczyzna powiedział, że zejdzie mu do dwudziestej trzeciej, ale za to wszystko skończy i jutro będzie mógł wysiać jarą pszenicę.
Szymon stał się jego podporą i miał nadzieję, że tym samym jest dla niego. Sprzeczali się, godzili, kochali, rozmawiali, jeździli konno, od czasu do czasu pomagał mu w stajni, po prostu byli razem. Dostrzegał, że z mijającym czasem zaczęła łączyć ich silniejsza więź niż w lipcu i sierpniu, dzięki czemu nie obawiał się, że kiedy w ich związku zdarzy się burza, to go zmiecie jak poprzednio. Tym razem budowali solidne fundamenty, pamiętając, że na tych z piasku daleko nie zajechali. Powoli zaczęli też odbudowywać utracone zaufanie, dzięki czemu Kamil wierzył, że tym razem im się uda. Dlatego jeśli chodziło o niego i Szymona, patrzył w przyszłość z uśmiechem. Gorzej, kiedy myśli wracały do ojca i matki, bo nad ich związkiem gromadziły się czarne chmury, a on mógł tylko żałować, że nie jest w stanie czegoś w tej kwestii zmienić.

9 komentarzy:

  1. Nie jestem fanką tej tematyki i jednak wolę inne Twoje opowiadania, ale mimo wszystko czytam je, co niedzielę czekam na kolejny rozdział, bo uwielbiam Twoją estetykę pisania i styl. Jest schematyczny, ale ma w sobie coś urokliwego, że oczy gładko suną po tekście i nie wiadomo kiedy całe opowiadanie jest przeczytane. Nawet jeśli tutaj bohaterowie nie podpadli mi do gustu, to doceniam sposób w jaki ich wykreowałaś, bo są dobrze stworzeni. U niektórych nawet po przeczytaniu całości tekstu nie idzie wyobrazić sobie postaci, a u Ciebie wystarczy parę rozdziałów, a ja oczyma wyobraźni widzę Szymona, Kamila, Jabłonkowo i całą akcję. Odwalasz kupę dobrej roboty i gratuluję Ci, podziwiam i oby wena Cię nigdy nie opuściła! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Maciej przywódca grupy-głupi gnojek a Paweł i reszta dają się popychać. Jeśli chodzi o 'towar' to domyślam się, że to narkotyki czy coś podobnego. I to pewnie oni są od brudnej roboty i to oni mogliby mieć największe problemy.Jeżeli największe problemy nie spadną na Kamila przez zwracanie im uwagi.Starego Kamila odesłać na jakieś leczenie a jak to nic nie da to najzwyczajniej w świecie się go pozbyć, bo to on jest problemem w rodzinie nikt inny.A może utrata pracy by coś dała?Ale to nie będzie sukcesem jak nie zaakceptuje syna.
    No i Jacy oni są razem słodcyXD Przeważnie, bo to co zrobił dzisiaj Szymon...
    ----
    Jeśli chodzi o "Zaufaj mi" to jestem smutna, bo tak wspaniale się to czytało, że trudno mi było w nocy zostawić opowiadanie żeby nie było tylko na raz(chciałam sobie kolejnej nocy poczytać) rano wstałam cały plan poszedł się chędożyć, bo ledwo otworzyłam oczy, telefon i po opowiadaniu.
    *Spoiler* tak jakby.
    Ja Ciebie uwielbiam za te śluby w twoich opowiadaniach.Jak zwykle spore problemy a na końcu najpiękniejsze zakończenia;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ile rozdziałów ma to opowiadanie?

    OdpowiedzUsuń
  4. O rany to jeszcze dużo czasu. Pytanie do autorki czy nie mogłaby dodawać dwa rozdziały w tygodniu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że dopiero odpisuję, ale nie było mnie przez jakiś czas. Nie wstawiam rozdziałów dwa razy w tygodniu, bo szybko się skończą i nie miałabym co wrzucać. Blog stały nieruszony. Lepiej tak jak jest. Chociaż wiem, że wiele osób by chciało rozdziały częściej. :)

      Usuń
  5. ups... zapomniałam zostawić w niedziele komentarz a obiecałam ci zostawiać je :/

    Lu nie mogłabyś napisać gorszego rozdziału bo to już staje się trochę nudne tydzień po tygodniu pisać ci jak dobrze piszesz i doskonale grasz na emocjach :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawe opowiadanie, ale mało się dzieje w nim, malo emocji

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    cieszę się, że teraz zaczyna się wszystko układać między Kamilem a Szymonem, nie potrafią się rozstać ze sobą... mam wrażenie, że będą kłopoty z tymi kumplami Pawła...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)