Poza tym na Book-Self pojawiła się też Silencio i tam też możecie kupić jej teksty. A Mercury Eff opublikowała "Kontrapunkt" na Book-Self i na Beezar.pl. Linki do tych stron macie po prawej stronie. :)
Poza tym ukończyłam pisanie drugiej części "Szczęścia od losu". Nie jest to tekst zbyt długi. Nie ma nawet 80 stron. Taki mi wyszedł. Myślałam o czymś dłuższym, ale pomysłów mi brak (nie tylko co do tego tekstu). Powiedzmy, że ta część to jest dodatek do głównego tomu. Pojawi się w sprzedaży dopiero kiedy zostanie poprawiony. Kiedy? Na to potrzeba troszkę czasu, ale na pewno w maju tekst się ukaże. :)
Teraz dopiero zapraszam na rozdział. :)
Dom
babci Szymona był dużym piętrowym budynkiem otoczonym świerkami oraz różnymi
liściastymi drzewami. Przez to miało się wrażenie, że parcela znajduje się w
lesie. Kamil był tutaj tylko raz, pod koniec stycznia. Wtedy cała przyroda
spała, natomiast teraz wszystko budziło się do życia. Podobało mu się tutaj.
Chyba naprawdę wychodził z niego chłopak kochający wieś i spokój.
– Kiedy
byłem dzieckiem, uwielbiałem to miejsce, nadal je kocham – powiedział Szymon,
spacerując z Kamilem po ogrodzie, który wyglądał jakby nie miał końca. – Z
kuzynką i Mikołajem bawiliśmy się w Robin Hooda. Dziadek zrobił nam domek na
drzewie. W wakacje przesiadywaliśmy w nim całymi dniami, chowając się przed
całym światem. To był nasz azyl.
–
Ile miałeś lat?
–
Dwanaście lub trzynaście.
–
To ja wtedy miałem z siedem i szedłem do pierwszej klasy. Taki młody byłem. Z
ciebie to już jest stary koń.
–
Mówisz, że w porównaniu do ciebie jestem starym koniem? – Pociągnął go za rękę,
przyciągając do swojego ciała.
Kamil
położył dłonie na jego piersi.
–
No, dla mnie jesteś w sam raz. Idealny. Nie chcę gówniarza. Ale nie zmienia to
faktu, że szybciej się zestarzejesz. – Zaśmiał się, kiedy Szymon za karę zaczął
go łaskotać. Cienka bluza w żaden sposób nie chroniła przez atakami partnera.
Tutaj, pomiędzy drzewami, nikt z sąsiadów babci nie mógł ich zobaczyć, więc tym
bardziej nie udawali kolegów.
–
Stop. – Odskoczył od niego. – Poddaję się. Nie jesteś stary. Jeszcze. – Zaczął
biec przed siebie, żeby nie dać się złapać ścigającemu go partnerowi. Może i
zachowywali się jak dzieciaki, ale miał to gdzieś.
–
Poczekaj no tylko. – Pobiegł za Kamilem. Najpierw pozwolił mu się oddalić, a
potem przyśpieszył i na swoich długich nogach w mgnieniu oka złapał Kamila w
pół, przyciągając jego plecy do piersi.
–
Pozwoliłem ci się złapać – zastrzegł Zarzycki, by potem Szymon nie chwalił się,
jaki jest szybki.
–
Na pewno. – Chwyciwszy palcami jego brodę, odwrócił twarz chłopaka do siebie. –
Tak bardzo cię kocham – szepnął. Zwilżył usta językiem, po czym delikatnie
pocałował wargi Kamila.
Chłopak
rozchylił lekko usta, odwracając się w jego stronę i przechylając głowę na bok.
Szymon położył dłoń na policzku partnera, zaczynając głaskać go kciukiem. Ich
języki spotkały się ze sobą, usta połączyły, pocierając wzajemnie. Poruszył
końcem języka wokół czubka języka partnera, by po chwili owinąć go swoim. Kamil
odpowiadał na każdy jego ruch, jakby był zaprogramowany tylko i wyłącznie dla
niego. Całował go długo, wolno i spokojnie, delektując się smakiem partnera
oraz bliskością nie tylko tą fizyczną.
–
Ekhem, bo oślepnę.
Głos
Konrada przedarł się do ich umysłów skupiających się na pocałunku. Oderwali od
siebie wargi, by spojrzeć na chłopaka kołyszącego się na piętach.
–
Czego chcesz?
–
Braciszku, co tak ostro? Jeszcze będziesz miał okazję go całować, a tymczasem
babcia zaprasza na deser.
–
Już zjedliśmy tort urodzinowy. – Przesunął nosem po dokładnie ogolonym policzku
Kamila. Dyskretnie wciągnął zapach wody kolońskiej, którą chłopak się spryskał.
Doprowadzała go do szaleństwa.
–
Lody, będą lody. – Ucieszył się Konrad, szybko żałując tych słów po tym, jak
Kamil i Szymon na siebie spojrzeli. – Bosz, wam to tylko jedno w głowie.
–
Kamil, chodź, bo jeszcze mój młodszy brat zacznie sobie wyobrażać coś, czego by
nie chciał. – Zaśmiał się Szymon, łapiąc dwudziestolatka za rękę i prowadząc do
domu babci. Musieli przejść kawałek, zanim znaleźli się na szerokiej werandzie.
Na niej latem zawsze stał stolik i dwie kanapy. Można tu było spokojnie
wypocząć.
Weszli
do środka, udając się do dużego pokoju. Panował tutaj ruch, bo dzieci Mikołaja
skakały uradowane, krzycząc, że będą lody, a cała rodzina przegadywała się
wzajemnie, ponieważ każdy chciał coś powiedzieć. O tak, rodzina Szymona była
zdecydowanie bardzo głośna, gdy wszyscy zbierali się w jednym miejscu. Ciocia
Ewa, młodsza o rok siostra Mariusza, robiła najwięcej rabanu, bo miała bardzo
tubalny głos. Rozdawała miseczki z lodami, opowiadając coś Barbarze
Bieńkowskiej. Jej mąż dawno temu wyjechał za granicę i nie zamierzał wracać.
Tam ułożył sobie życie z inną kobietą, a żonę poprosił o rozwód. Nie
interesował się ich córką Joanną, która po ukończeniu studiów także opuściła
Polskę, ku rozpaczy Ewy. Teraz w tym dużym domu, który wybudował dziadek
Szymona, mieszkała ona i jej matka. Starsza pani mimo swoich osiemdziesięciu
lat wciąż była krzepką kobietą uwielbiającą się elegancko ubierać i pić
popołudniowe herbatki ze swoimi przyjaciółkami.
–
To kto jeszcze nie dostał lodów?
–
Ja, ciociu! Ja! – Ewelina podniosła rękę.
–
Ej, masz już jedną porcję, wystarczy – skarciła ją Agata. – Ona by tylko lody
jadła. Nic jej nie smakuje, tylko lody i lody.
Cała
rodzina wraz z Kamilem usiadła przy stole. W przeciwieństwie do dzieci i
Konrada spokojnie zajęli się jedzeniem deseru. Po jakimś czasie, kiedy
pozbierano miseczki i podano kawę, Teresa Bieńkowska położyła dłoń na dłoni
Szymona.
–
Tak, babciu?
– Słuchaj,
wiesz, że my z Ewą mieszkamy tutaj same i czasami przydałaby nam się męska
ręka. Trzeba uprzątnąć strych, wyrzucić to, co jest niepotrzebne, a my same
tego nie zrobimy. Nie przyszedłbyś kiedyś i nie pomógł nam z tym wszystkim?
Wiem, że pewnie masz teraz dużo pracy w polu, ale może w któryś dzień
znalazłbyś czas. Kamilek by ci pomógł. Pytałam Mikołaja, ale on ma wolne tylko
w niedziele, a ja niedzielą nie będę się posługiwać, żeby coś zrobić. To święty
dzień przeznaczony dla Pana Boga.
–
Spokojnie, babciu, mogę wpaść jutro po czternastej. Akurat Kamil do południa
jest w sklepie, więc mi później pomoże, co nie?
Kamil,
do tej pory zajęty pogaduszkami z Agatą, zwrócił uwagę na toczącą się obok
rozmowę dopiero wtedy, kiedy usłyszał swoje imię.
–
Co?
–
Pomożesz mi jutro wysprzątać strych u babci?
–
Pewnie. I tak nie mam nic do roboty.
–
To fajnie. Konrada też weźmiemy, bo jutro ma mało lekcji i będzie w domu dużo
wcześniej. Także, babcia, spodziewaj się nas tak po drugiej, dobrze?
–
Doskonale. Zjecie u mnie obiad. Wiedziałam, że na ciebie zawsze mogę liczyć.
Gdyby żył twój dziadek, byłby z ciebie dumny.
Szymon
nie powiedział, że tak naprawdę to tylko marzenie babci. Dziadek Franek nie
akceptował jego homoseksualizmu i od czasu gdy dowiedział się prawdy o wnuczku,
nie rozmawiał z nim. Nawet przed śmiercią, kiedy chorował, ani razu nie chciał
go zobaczyć. Ale tych ran Szymon wolał już nie rozdrapywać, bo stały się
przeszłością. Uśmiechnął się tylko do babci.
–
Częstujcie się. To wszystko ma być zjedzone – powiedziała Teresa zadowolona, że
na jej urodziny przybyła cała jej najbliższa rodzina. Cieszyła się, że są
szczęśliwi, szczególnie jej ukochany wnuk Szymon. Polubiła Kamila dlatego, że
go uszczęśliwiał i z radością przyjęła do swojej rodziny.
Natomiast
Kamil czuł się doskonale, siedząc u boku partnera, rozmawiając z jego bliskimi,
którzy go akceptowali, polubili. Poczuł, jak Szymon splata palce ich dłoni ze
sobą, tym jednym gestem zastępując wszelkie słowne wyznania. Anka rano przed
wyjazdem powiedziała mu:
–
To ten mężczyzna wydobył z ciebie wszystko, co najlepsze.
Dzięki
temu dzisiaj może docenić każdą chwilę z nim spędzoną.
*
Poniedziałkowe
popołudnie powitało Jabłonkowo pogodnym niebem i pięknym słońcem. Szymon wraz z
Kamilem i Konradem, bardzo niezadowolonym, że musi wybyć z domu, zamiast grać
online z kolegami, pojechali do babci Teresy. Tam cała trójka zjadła obiad i po
chwili odpoczynku udała się na strych zagracony starymi meblami oraz pudłami
zawierającymi przeszłość dziadków. Ciocia pokazała im, co muszą powynosić, a
także poustawiać tak, aby śmieciarze zbierający wielkogabarytowe rzeczy mogli
wszystko wziąć. Mieli przejrzeć zawartość pudeł, by wyrzucić stare książki i
zeszyty z czasów szkolnych, należące do starszej pani, Mariusza, a nawet
dziadka. Nikomu nie było to już potrzebne. Wszystko miało zostać przeznaczone
na makulaturę lub podpałkę do pieca.
–
Okno jest duże, więc światła macie pod dostatkiem. Gdybyście nie wiedzieli, czy
daną rzecz trzeba wyrzucić, znieście ją na dół, bo będę wszystko przeglądać.
Najwyższy czas tutaj posprzątać. – Kichnęła z powodu otaczającego ją kurzu.
–
Poradzimy sobie, proszę pani. – Kamil z ciekawością rozglądał się po
pomieszczeniu.
–
Lepiej idź, nie powinnaś tutaj przebywać – poradził Konrad. Ciocia miała astmę
i już to, że była w takim miejscu, mogło grozić atakiem. Zbyt dobrze się tutaj
nie oddychało. Otworzył okno, by wpuścić odrobinę świeżego powietrza.
–
To ja będę na dole. – Wyszła, zostawiając ich samych.
–
Chłopaki, zabieramy się do roboty – powiedział Szymon, zakładając rękawice.
Pracowali
w pocie czoła, układając, wynosząc, przenosząc co się dało. Ustawiali przy
ścianach to, co musiało zostać, jednocześnie starając się zrobić łatwe
przejście do każdego ze stosów kartonów. Przeglądali rzeczy z pudeł. W jednym
Konrad znalazł zeszyty ojca i nie mogąc się powstrzymać, przejrzał każdy z nich
ochotą.
–
A mówił, że z matmy był dobry. Miał dwa, a dawniej to jak nasza jedynka. –
Przerzucił kartkę. – O, ale tutaj jest piąteczka minus.
–
Konrad, nie baw się, tylko pracuj. – Szymon przesunął na bok komodę, która
podobno miała iść do renowacji. – Musimy to wynieść.
–
Kamil ci pomoże.
–
Kamil jest na dole. Ustawia tam te rzeczy do wywozu.
– To
czekaj, jeszcze polaka zobaczę. – Sięgnął do kartonu, najpierw wyjmując dużą
papierową teczkę obwiązaną zwykłym sznurkiem. – „Dokumenty. Ważne” –
przeczytał. Wzruszył ramionami i odłożył to na bok. Zaczął przeszukiwać pudło w
poszukiwaniu reszty zeszytów.
Szymon
zmarszczył brwi. Podszedł do brata, ukucnął i wziął teczkę. Musi to oddać babci
lub ciotce. Jeżeli w środku było coś ważnego, to warto to zatrzymać. Chociaż z
drugiej strony kobiety nie wyniosłyby czegoś, co miałoby istotne znaczenie.
Możliwe, że to po prostu stare rachunki. Wolał to sprawdzić.
Zdejmując
rękawice, usiadł na taborecie przy oknie. Rozwiązał sznurek i otworzywszy
teczkę, wziął pierwszy z brzegu dokument.
–
Konrad, wiesz co to jest?
–
Co? Cholera, on chyba wszystkie zeszyty z polaka spalił czy coś. Nic nie ma.
–
Ty nie pamiętasz, ja też, bo skąd, ale tata mówił, że w latach
siedemdziesiątych dziadek z babcią mieli sklep. W tamtych czasach było to
naprawdę coś. To są papiery z tego sklepu. Jakieś umowy. – Zaczął po kolei
przeglądać dokumenty. Przy niektórych zatrzymywał się na dłużej, by je
przeczytać. Jego mina rzedła z każdą upływającą chwilą i coraz uważniejszym
wczytywaniem się w tekst.
–
A czym handlowali? – Konrad, szczęśliwy, że w końcu znalazł resztę zeszytów
ojca, nie patrzył na brata, zajęty odkrytymi skarbami. – Szymon?
–
Hm?
–
Czym handlowali? Długo był ten sklep?
– Sprzedali
go w dziewięćdziesiątym roku. Handlowali artykułami rolniczymi, nasionami,
takimi tam.
–
A to nie te czasy, kiedy podobno półki były puste i kupowało się coś na kartki?
Czy to było później? A może wcześniej? – Brat ponownie mu nie odpowiedział,
więc w końcu na niego spojrzał. – Co się dzieje? Masz taką minę, jakbyś nagle
dowiedział się, że twoi przodkowie to kosmici.
–
Gorzej. – Nie wierzył w to, co czytał. Człowiek niewyszkolony w tworzeniu umów
nic by nie zauważył, ale on już wiele takich podpisał i napisał. Wszak
prowadzenie gospodarstwa to nie tylko jeżdżenie w pole. Poza tym to były proste
umowy i widział wszystko czarno na białym. Ale poza nimi było coś jeszcze. Coś,
czego nie chciał znaleźć.
–
Jak kto gorzej?
– Co
się dzieje? – Na strych wszedł Kamil. – Czemu nic nie wynosicie? Czekam i
czekam.
–
Mój brat bawi się w biuro. Znalazł jakieś stare dokumenty ze sklepu, który
podobno należał do dziadka.
–
A to wtedy byli jacyś prywaciarze? – zapytał Zarzycki.
–
Wiesz tyle samo co ja, czyli nic. A Szymek coś wie. Brat, pytałem dlaczego
gorzej?
– Bo
to kłamcy. Cholerni kłamcy! – Zacisnął zęby. – Dziadek, babcia nawet tata.
Wychodzi na to, że… – Nie dokończył. Jego idealna rodzina nagle okazała się
taką nie być. – Wiecie co? Czasami zna się ludzi, żyje z nimi przez tyle lat,
uważa ich za porządnych, takich, którzy nikogo by nie skrzywdziliby, a raczej
pomogli i nagle wszystko się zmienia. Ci ludzie okazują się być zupełnie inni.
– Przesunął ręką przez włosy.
Kamil
dostrzegł jego trzęsące się ręce.
–
Co się dzieje?
–
Boże, jeśli jeszcze raz usłyszę „co się dzieje”, to przysięgam, że komuś wpierdolę!
– wybuchnął dwudziestosiedmiolatek, wstając. – Jeszcze jedno słowo…
– Spokojnie.
– Kamil próbował uspokoić partnera. – Sądzę, że powinniśmy porozmawiać. Konrad,
zostaw nas samych i niech nikt nam nie przeszkadza.
– Dobra.
– Chłopak wziął kilka starych zeszytów i po chwili słychać było pisk zamykanych
drzwi.
–
Co…
–
Nic nie mów – warknął Bieńkowski.
– Nie
uciszaj mnie. – Podniósł lekko głos. – Widzę, w jakim jesteś stanie i chcę ci
pomóc. Powiedz, o co chodzi.
Szymon
przymknął na chwilę powieki, a gdy je otworzył, jego oczy były pełne udręki.
–
Nie znam swojej rodziny. – Podał partnerowi teczkę, którą przejrzał. – Zobacz.
– I
tak się na tym nie znam. – Odłożył teczkę i chwycił jego dłonie. – Jestem tu
dla ciebie, aby ci pomóc. Proszę, porozmawiaj ze mną. Nie możemy być razem
tylko wtedy, kiedy jest dobrze. – Pogłaskał jego policzek wierzchem dłoni. –
Szymon.
– Wszystko
to, co mam, te pieniądze, które babcia dała mi na rozkręcenie gospodarstwa, co
otrzymali rodzice, oparło się na kłamstwie i nieszczęściu innej rodziny –
szepnął Bieńkowski. – Odebrali im wszystko. Zniszczyli tę rodzinę, żeby…
–
Czekaj, o czym ty mówisz? Siadaj. – Poczekał, aż Szymon usiądzie na taborecie,
a sam przysiadł obok na parapecie. Wciąż trzymał jego dłoń. Tak bardzo nie
chciał, żeby Szymon uciekł, zamykając się w swojej skorupie. Pragnął, aby
mężczyzna mu ostatecznie zaufał. Bał się, że partner nie otworzy się przed nim.
On już się tego nauczył, ale Szymonowi mimo wszystko sprawiało to trudność.
Bieńkowski
westchnął ciężko. Pochylił się i położył głowę na kolanach Kamila, nie zważając
na zakurzone ubranie chłopaka. Poczuł, że partner wsuwa palce w jego włosy i
zaczyna lekko drapać go po głowie. To go rozluźniło, ale mimo wszystko nie
chciał mówić. Wstydził się za swoich bliskich. Za ojca, z którym potrzebował
porozmawiać, ale najpierw musiał ochłonąć, bo może powiedzieć za dużo.
–
Szymek? Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. Nie zostawię cię.
–
Wiem. Ale jak mam ci to powiedzieć?
–
Prosto, tak, żebym zrozumiał. Mówiłeś coś o sklepie dziadka. W tamtych czasach
nie każdy mógł mieć coś własnego.
–
Jeśli miało się takie kontakty jak mój dziadek, to wszystko można było
załatwić. – Uniósł głowę i wpatrzył się w szare oczy Kamila. – Mój dziadek miał
przyjaciela. Z tego co pamiętam z jego opowiadań, to razem postanowili otworzyć
sklep z artykułami ogrodniczymi, rolniczymi. Założyli spółkę, mieli razem
prowadzić sklep, rozwijać się, ale w pewnej chwili dziadkowi było mało. Nie
chciał się dzielić. Zapragnął mieć wszystko. Zdradził przyjaciela i zabrał to,
co do niego należało. Wiesz, co zrobił? Doniósł władzom, że jego wspólnik jest
zdrajcą, że działa przeciw nim, nazwał go złodziejem. Skłamał – wyjaśnił. –
Nakłamał tak, że jego przyjaciela zamknęli na wiele lat. Wtedy się nie
patyczkowali. Kto działał przeciw nim… To zniszczyło rodzinę tego człowieka.
Odebrano im wszystko. Dziadek dostał drugą połowę sklepu. Pławił się w
szczęściu. W umowach jest zapis, że wspólnik niby sprzedał mu swoją połowę za
kilka groszy. Rozumiesz? Kilka groszy. Moja babcia i tata, który wtedy był
chyba w twoim wieku, trochę może starszy, o wszystkim wiedzieli. Zgodzili się
na to. Poświadczyli przeciw temu człowiekowi.
To wszystko jest w tych papierach, bo one nie dotyczą tylko sklepu. Tam
jest wszystko. Listy dziadka, umowy, zeznania. – Ścisnął dłonie Kamila. –
Wiesz, co to znaczy? To co mam, zostało stworzone…
–
Nie prawda. Sam stworzyłeś to, co masz. Wziąłeś kredyty, ciągle je spłacasz. To
co masz, powstało z twojej ciężkiej pracy.
–
Ale część pieniędzy na dom, na stajnię dostałem od babci Tereski. A te
pieniądze pochodziły z tego sklepu. Te pieniądze nie są moje. One należą do tej
poszkodowanej rodziny. – Kiedy to mówił, miał łzy w oczach. – Do rodziny
zniszczonej przez ludzi, których myślałem, że znam. Jak bardzo można się
pomylić co do bliskich? – Ponownie ułożył głowę na kolanach partnera. Jak
dobrze, że go ma. – Donieśli na nich, pogrążyli…
– Cii.
Nie zmienisz tego, co się stało. Przykro mi, kochanie, ale niczego nie da się
naprawić. – Pochyliwszy się, pocałował go w głowę.
– Da.
– Bieńkowski podniósł się. Wziął teczkę. – Tu są dane tej rodziny. Jak się
nazywali, gdzie mieszkali. Odnajdę ich i zwrócę to, co do nich należy.
–
Ci ludzie pewnie nie żyją, a nawet jeśli, to są już staruszkami jak twoja
babcia.
– Ta
kobieta była w ciąży. Odnajdę to dziecko. Nie zaznam spokoju, dopóki tego nie
zrobię. Pomożesz mi czy jesteś przeciw mnie?
Serce
Kamila zgubiło jedno bicie na te słowa. Wstał. Podszedłszy do Szymona, wziął jego
twarz w dłonie i powiedział:
– Pomogę
ci. Odnajdziemy tę rodzinę. – W jego
głosie przemawiała duża pewność i stanowczość.
Szymon
odetchnął. Skinął głową.
–
Ale najpierw muszę porozmawiać z moją rodziną. A to będzie cholernie trudne. –
Oparł ich czoła o siebie, czerpiąc siłę z Kamila, swojej podpory, a Bóg mu
świadkiem, że teraz będzie tego bardzo potrzebować.
Zalała mnie fala słodyczy po tym jak się zachowywali w ogrodzie.A był to tylko krótki fragment.
OdpowiedzUsuńByłam pewna, że rodzina Szymona jest idealna(oczywiście ma jakieś małe skazy ale nie wpływające na nic) i na końcu opowiadania pokaże swoje wsparcie i będą w pełni dobrym elementem opowiadania, bo nie brałam pod uwagę tego, że ojciec Kamila zaakceptuje związek młodych.
Wielkie zdziwienie i naprawdę chcę się dowiedzieć co dokładnie się wydarzyło.I dziadek Szymona był złym człowiekiem nie tylko odwracając się od wnuka przez orientację ale niszcząc życie innym.No ale tata Szymka nie miał za dużo do powiedzenia jak był tak młody, bo sprzeciwić się takiemu ojcu? Liczę na to, że nie chciał się tak wzbogacić.
Pozdrawiam ;D
Wiem że dziś LM publikuje swój rozdział, ale chodząc na rzęsach tylko do ciebie zaglądam. I muszę powiedzieć że jestem (kolejny raz!) pod wrażeniem jak grasz na emocjach. Podrawiam z Torunia
OdpowiedzUsuńPrzez chwile myślałam, że Szymon jest adoptowany i tam są papiery adopcyjne. Z jednej strony dobrze, że tak nie jest, ale z drugiej... Serio? Jak rodzina Szymona mogła zrobić coś tak okropnego. Zwłaszcza jego ojciec... Nie wiem, co teraz zrobi, ale dobrze, że ma przy sobie Kamila. Patrząc na tą sytuacje, bardzo widać, jak się zmienił po przyjeździe do Jabłonkowa.
OdpowiedzUsuńA scena w ogrodzie była urocza :) Widać, że bardzo się kochają :)
Pozdrawiam ciepło
Bardzo mocny i dobry rozdział.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńto w ogrodzie... choć krotkie to takie bardzo słodkie, smutne że dziadek Szymona nie akceptował jego seksualności i te dokumenty znalezione, cóż jego ojciec nie mógł inaczej mając takiego ojca...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia