Jestem już z powrotem w dodatku z nowym laptopem, kredytem na koncie, ale wróciłam. Myślałam, że moja nieobecność potrwa długo. Zamierzaliśmy z mężem mojego starego laptopa dać do naprawy, a podobno te i dwa miesiące mogą trwać. :/ Dla mnie to jest już totalna głupota. Ale mój mąż powiedział, że staruszka może kiedyś naprawimy (o ile da się naprawić i ta naprawa nie będzie kosztować majątek), a mnie kupimy nowego. Nie jest to co bym chciała, bo na coś wymarzonego chciałam uskładać pieniądze, ale mówi się trudno. Mój wymarzony laptop kosztuje obecnie ze 6 tysięcy. Ale na ten obecny na razie nie narzekam. Simsy też ładnie idą. :D Dzięki osobom które kupują moje teksty mogłam za część nowego lapka zapłacić, a połowa na kredyt. Nie chciałam tego, bo ledwie się coś spłaciło i znów z mężem na rok jesteśmy zadłużeni, ale widać tak miało być. Dobra, już Wam nie marudzę. Stęskniłam się po prostu. :)
Pozdrawiam osoby, które podjęły się akcji by mi pomóc kupując moje teksty. Zapraszam na rozdział. :)
Kamil
wyłączył komputer po tym, jak odpisał na wszystkie wiadomości i umieścił w
sklepiku internetowym kolejne zdjęcia figurek. Na razie sprzedaż nie szła za
dobrze, ale liczba wejść rosła, więc niedługo spodziewał się większych zysków.
Przeciągnął się. Chwilę temu babcia wołała go na obiad. Dzisiaj były jego
ulubione placki ziemniaczane oraz zupa ogórkowa, za którą nie przepadał, ale
wolał ją od kalafiorowej. Po południu miał się spotkać z Iwoną. Dziewczyna
powiedziała, że to ona do niego przyjdzie. Odwiedziny zaplanowała też Karolina,
która jutro wracała do Torunia. Nie prędko się zobaczą. Tym bardziej, że
sąsiadka zamierzała przyjechać dopiero późną wiosną. Szkoda, bo mimo że
ostatnio działała mu na nerwy, to traktował ją jako bliską osobę. W nocy
najpierw chwilę porozmawiał przez telefon z nią, a potem z Szymonem. Znów za
nim tęsknił. Dziwnie mu było spać w łóżku samemu. Dobrze wspominał poprzednią
noc, kiedy mógł w każdej chwili przytulić się do partnera. Nie byli razem
długo, a on wariował na jego punkcie.
Udał
się na parter, gdzie z kuchni dochodził smakowity zapach smażących się placków.
Najpierw jednak zajrzał do łazienki, gdzie jego mama wkładała do pralki
ubrania. Dzisiaj sklep był zamknięty, bo trwał remanent i rodzicielka zrobiła
sobie chwilę przerwy na obiad oraz zrobienie prania.
–
Nie masz w pokoju jakichś brudów? – zapytała.
–
Nie.
–
A gdzie rzuciłeś tę koszulkę, co ostatnio w niej chodziłeś? – Nasypała proszek
do odpowiedniego zbiorniczka.
–
Gdzieś tu jest. – Wskazał na stos brudów w fioletowym koszu.
–
Znajdę. Na razie wypiorę białe rzeczy. Pościel byś u siebie zmienił. Pogoda
dzisiaj ładna, to wszystko podsuszy się na dworze.
Wczorajsze
zimno ustąpiło miejsca cieplejszemu powietrzu i można by powiedzieć, że
nadeszła wiosna w styczniu. Niestety w prognozach pogody zapowiadali ponowne
ochłodzenie oraz opady śniegu. Dziadek Stanisław mówił, że to bardzo dobrze, bo
wystarczyło jeszcze tylko kilku dni ciepła, by drzewa oraz krzewy zaczęły rozwijać
pąki. Gdyby przyszedł mróz, wszystko wymroziłby i na owoce tego lata nie można
byłoby liczyć. Staruszek codziennie chodził do sadu, by doglądać drzew.
– Zmienię
po obiedzie. – Odkręcił kurek w kranie, nabrał do dłoni mydła w płynie i zaczął
myć ręce.
–
Przygotuję ci nową pościel.
–
Dobra. – Wytarł ręce w wiszący koło umywalki ręcznik, po czym wyszedł.
W
kuchni dziadek siedział przy stole, zajadając się zupą, a obok niego leżał
talerz pełen placków. Kamil sięgnął po jeden. Niedługo później pojawiła się
przy nim Milagros, tak samo jak on uwielbiająca placki ziemniaczane.
–
Sępisz?
– Siadaj
i masz tutaj zupę. – Babcia postawiła talerz na stole. Od wczoraj była w
siódmym niebie z powodu Adama. Już planowała kolejną wizytę. – Nie karm jej –
skarciła wnuka, spostrzegając, że podzielił się z suczką placuszkiem. – Staszek
jej dał kawałek, teraz ty. Nie dziwię się, że potem z miski nie chce jeść.
– Kawałek
jej nie zaszkodzi. – Kamil usiadł przy stole. – Mama wspominała, że
wysterylizowaliście Milagors. – Wziąwszy łyżkę, zaczął jeść.
–
W październiku. Będzie spokój. Szczeniaczki są fajne, ale co potem z nimi
robić? W schroniskach i tak jest dużo zwierząt czekających na dom – powiedział
dziadek, odkładając do zlewu talerz po zupie. – Nie będziemy nowych produkować.
Przypomnij mi, kiedy to masz iść do Juliana, żeby pomalować pokój?
–
Siódmego. Mógłbym i wcześniej. I tak nie mam nic do roboty. Chwilę zejdzie,
zanim wyrobię sobie książeczkę sanepidowską, porobię badania.
–
Dobrze, że zgodziłeś się pomagać mamie. W końcu sklep należy do rodziny i
kiedyś będzie twój – rzekł dziadek.
Kamilowi
jakoś się to nie uśmiechało. W przyszłości wolałby pracować z końmi. Szymon
namawiał go na kurs instruktora jazdy konnej oraz hipoterapii. Nie był
przekonany do tego, by uczyć, ale w końcu takie kursy to nie to samo co szkoła.
Mógłby pracować z Szymonem. Nie u niego, ale z nim. Wcześniej mu nie
przeszkadzało, że partner wypłacał mu pensję, jednak obecnie wolał, aby
kochanek nie był jego szefem.
Zjadł
szybko zupę i wziął się za placki ziemniaczane. W tym czasie w kuchni pojawiła
się mama. Nabrała sobie zupy i przyłączyła się do rodzinnego obiadu. Kamil
dobrze jej się przyjrzał, odczytując z jej twarzy zmęczenie. W nocy słyszał,
jak rodzice się kłócili. Ojciec nieźle popił u wujka i ledwie wszedł do domu na
własnych nogach. Na schodach mama i tak go musiała podtrzymywać, żeby nie
spadł. Nic takiego by się nie działo, gdyby tata wypił raz, tak od święta, ale
codziennie… Kiedy ojciec był pijany, Kamil starał się nie wchodzić mu w drogę,
woląc nie słuchać tego, co rodzic miał do powiedzenia. Znał wszystko na pamięć.
Każde przezwisko, to, jakim głosem były wypowiadane. Najbardziej bolało to, że
Jan Zarzycki ciągle powtarzał, że już nie ma syna.
Powrócił
z bezkresu myśli, kiedy Milagros trąciła go łapą, przypominając, że ona wciąż
czeka na coś dobrego.
–
A gdzie masz michę, hm?
Suczka
pomerdała ogonem, obejrzała się w stronę gdzie stała jej miska pełna ryżu z
mięsem, a później ponownie spojrzała na niego.
–
Aha. – Ukradkiem wsunął rękę pod stół, dając psinie ostatni kawałek tego, za
czym oboje przepadali.
–
Kamil, coś mówiłam.
– Babciu,
to ostatni kawałek. Niech Mili ma jeszcze święta. Dobra, to umyję łapy i
zmienię tę pościel. Pójdę na chwilę do Szymona, a wieczorem mają wpaść Iwona z
Karoliną.
–
Możesz zaprosić tutaj Szymka – oznajmiła babcia.
–
Mogę, ale kiedy tata przyjedzie z pracy znów będzie marudził.
–
Przecież będziecie w twoim pokoju. A mój zięć nie ma tu nic do powiedzenia. To
jest jeszcze mój dom.
–
Dzięki, babciu. – Uśmiechnął się do niej. – Równa z ciebie babka. – Uniósł
kciuk do góry. – Idę zmienić tę pościel.
*
Szymon
pogłaskał Zefira. Z koniem było wszystko w porządku. Niedługo miał pojawić się
Kamil, z którym wybierali się na przejażdżkę. Zefira można było już dosiąść,
więc objadą okoliczne łąki. Nadal sen z powiek spędzało mu to, dlaczego ogier
zachorował. Nie chciał wierzyć, że przyczyną, poza złym zgryzem ogiera, było
siano, ale dużo na to wskazywało. Grube łodygi późno koszonej trawy mogły
zaszkodzić Zefirowi. Przez osobiste problemy nie sprawdzał dokładnie tego, co
kupuje.
–
Cześć.
Obejrzał
się przez ramię, słysząc powitanie Kamila.
–
Hej.
–
Nie spóźniłem się, co? – Podszedł do Szymona. Objął go jedną ręką w pasie, a
drugą położył na jego karku, całując mężczyznę.
–
Nie. A nawet jeżeli byś się spóźnił, to właśnie wybaczyłbym ci ten okrutny
czyn, mój paniczu.
–
Jaki pan łaskawy, drogi panie. – Nie odsuwał się od niego, dając się wciągnąć w
tę zabawę słów.
– Zawsze
taki jestem, paniczu. – Bieńkowski potarł o siebie ich policzki. – Moja
wielkoduszność nie ma granic. Spóźnienia wybaczam na miejscu, kiedy poddani i
panicze tacy jak pan witają mnie pocałunkami.
Kamil
wybuchł śmiechem.
–
Wybacz. Kiedy tak mówisz i to jeszcze głosem jakiegoś wielkiego pana sprzed stu
czy dwustu lat… – Nie przestawał się śmiać.
Szymon
udał oburzonego, ale po chwili jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
–
Z tobą to nie ma zabawy. Za karę osiodłaj Zefira.
–
Za karę? Chciałbym wiedzieć w takim razie, co jest u ciebie nagrodą.
–
Na nią trzeba bardzo zasłużyć. Idę po Degressę. Wiesz, gdzie są siodła.
–
No. Jeszcze to pamiętam.
Kilkanaście
minut później obaj wyprowadzili konie na zewnątrz. Słońce, które jeszcze przed
chwilą kryło się za chmurą, zaświeciło prosto w ich oczy. Wsiedli na konie i
ruszyli w stronę tylnej bramy, przez którą przejeżdżali goście, chcąc pojeździć
na koniach lub dzieci zmierzające na hipoterapię. Bieńkowski nadal mógł ją
prowadzić i od tamtych kłopotów, które rozwiązały się pomyślnie na jego
korzyść, nowe się w tym względzie nie zdarzyły.
–
Pojedziemy na łąki. Dzisiaj nie będziemy wybierać się daleko, ale za parę dni
dłuższy wypad nie zaszkodzi – rzekł starszy z partnerów
–
Mhm. Chodzę tutaj z Mili na spacery. Widzisz tamto skupisko krzaków?
–
Trudno ich nie zauważyć.
–
Tam natknęła się na zająca. Cholera chciała za nim pobiec. Na szczęście ją
dowołałem. Potem się na mnie gniewała. Oczywiście do czasu, aż dałem jej
smakołyk – powiedział Zarzycki.
– Tam
często można spotkać zające. Sarny również, ale rzadziej. Dlatego tutaj lepiej
mieć psa na uwięzi.
–
Teraz to wiem.
Jechali,
rozmawiając o wszystkim i o niczym, kiedy w pewniej chwili, dojeżdżając do
polnej drogi, Kamil zauważył jadący samochód. Nie było to niczym nienormalnym.
Ktoś mógł jechać, by obejrzeć jak rośnie zboże lub skrócić sobie drogę do
pobliskich domostw. Chociaż, jakby nie patrzeć, droga po roztopach była nieco
wyboista i trudno się tędy przejeżdżało. Nawet jak spacerował rano z Milagros,
musiał omijać coraz to większe błoto. Dlatego najpierw nie zainteresował się
samochodem. Zrobił to dopiero wtedy, gdy w czasie jazdy otworzyły się drzwi, a
z wnętrza ktoś wyrzucił worek z jakąś zawartością. Samochód przyśpieszył po
zamknięciu drzwi.
–
Ty, widziałeś?
–
Oczywiście – warknął Szymon i zmusił Degressę do galopu.
Kamil
na Zefirze pogalopował za nim. Zatrzymali konie, kiedy zbliżyli się do tego, co
wyrzucono na pobocze. Szymon pierwszy zeskoczył z konia, a jego partner tuż za
nim. Podeszli do ruszającego się worka.
–
To nie śmiecie – stwierdził Kamil.
– Nie
śmiecie. Aż za dobrze wiem, co to może być. – Ukucnął i rozwiązał worek. Ze
środka wyjrzały dwa małe, śliczne kocięta. Jeden biało-czarny, a drugi o trzech
kolorach, białym, czarnym i rudym.
–
Ja cię kręcę – szepnął Zarzycki. – Co za debil je wyrzucił? – Wyciągnął rękę i
wziął jednego kotka na ręce.
– Debil
to delikatnie powiedziane. – Wziąwszy drugiego zwierzaka, przytulił go do
piersi. – Rozszarpałbym chuja na strzępy. Wyrzucił je tutaj na pewną śmierć.
Nie mają więcej niż dwa miesiące, może mniej. Sądziłem, że uda mi się zobaczyć
numer rejestracyjny, ale za szybko odjechał. – Rozsunął kurtkę i schował pod
nią kotka.
– Pewnie
nas zobaczyli i dlatego tak szybko odjechali. – Kamil zrobił to samo z
kociakiem, co jego partner. – Co teraz zrobimy?
–
Weźmiemy je do domu. Worek też. Może są na nim jakieś ślady czy coś. –
Westchnął, kręcąc głową z niedowierzaniem. Nie rozumiał jak ludzie mogą
zdobywać się na tak okrutne czyny. W grudniu w lesie znalazł psa przywiązanego
do drzewa. Ryzykując, że zwierzak go pogryzie, uwolnił go i zabrał ze sobą.
Rudy kundelek był mu bardzo wdzięczny. Z początku się go bał, ale w domu, kiedy
dostał jeść i pić, stał się bardzo przyjazny i ufny. Jakby nic złego go nie
spotkało. Pieska oddał zaprzyjaźnionej rodzinie, wiedząc, że zaopiekują się nim
dobrze. Tym bardziej, że kochali zwierzęta, a ich kilkunastoletni staruszek
niedawno odszedł. – Ogrzejemy kociaki pod kurtką. Później dasz mi swojego i
wsiądziesz na konia, a ja potem podam ci obydwa. Jakoś je przewieziemy.
–
Pewnie. – Dał kotka Szymonowi i wspiął się na grzbiet ogiera. Szymon podał mu
oba zwierzaki. Kiedy mężczyzna wsiadł na Degressę, Kamil oddał mu dwukolorowego
kociaka cichutko miałczącego.
Schowali
maleństwa pod ubraniem i przytrzymując je jedną ręką, drugą wzięli lejce swoich
koni. Ruszyli w drogę powrotną. Bieńkowski tym razem stał się milczący. Jego
zaciśnięte usta i napięte ciało mówiły, że ledwie powstrzymuje się przed
wybuchem wściekłości. Kamil też chętnie dopadłby tego, kto wyrzucił koty.
– Temu
kto je wyrzucił nogi z dupy bym powyrywał. Pokażemy je dziadkowi. Zobaczy czy z
nimi wszystko w porządku – powiedział.
–
Mhm.
– Szymon,
słuchaj, najważniejsze, że znaleźliśmy się w dobrym miejscu o właściwym czasie
i mogliśmy pomóc maluchom. – Jego partner nadal milczał. Kamil westchnął
ciężko. Chciałby go teraz przytulić, ale nie miał jak. Poza tym im prędzej
znajdą się w domu, tym lepiej.
Przejechali
przez dwie łąki, które należały do Bieńkowskich, by w końcu dotrzeć do bramy.
Szymon wychylił się nieznacznie, żeby nie zrobić krzywdy czarnobiałemu
kociakowi i zwolnił zaczep. Umieścił go na takiej wysokości, żeby, nie schodząc
z konia, można było łatwo otworzyć bramę. Przepuścił przodem Kamila i wjechał
zaraz za nim. W taki sam sposób zamknął bramę. Degressa wiedziała już jak ma
podejść, żeby jej pan mógł to zrobić.
–
O, Konrad tam jest i twój tata. – Kot, którego wiózł Kamil, zasnął w połowie
drogi. Grzał się pod jego kurtką, a do tego mruczał.
–
Mógłbyś poprosić, żeby twój dziadek przyszedł do nas do domu? – Szymon w końcu
się odezwał, kiedy jakoś zapanował nad nerwami.
–
Tak. Zaraz do niego zadzwonię. Hej – zwrócił się do Konrada i pana
Bieńkowskiego oraz Jacka, którego wcześniej nie widzieli. – Patrzcie, co my tu
mamy.
–
Co takiego? Chyba nie grzyby o tej porze roku. – Zaciekawiony Konrad podszedł
do nich.
Kamil
rozsunął zamek i pokazał śpiące maleństwo, które po chwili przebudziło się,
słysząc głosy i uniosło trójkolorowy łebek.
*
Kociaki
najedzone spały w dużym pudełku w kuchni u Bieńkowskich, podczas gdy reszta
rodziny wraz z Kamilem, jego dziadkiem siedzieli przy stole, popijając świeżo
zaparzoną aromatyczną herbatę. Towarzyszył im pies Szymona, Ares, który co
jakiś czas zaglądał do maleństw.
–
Zobacz, jaki stał się opiekuńczy – stwierdziła Karolina. – Nie lubi obcych
kotów, a je od razu polubił.
–
Nic im nie jest. Są zdrowe – powiedział Stanisław. – Trzeba je będzie tylko
odrobaczyć i zaszczepić. Co z nimi zrobicie? Macie już pięć kotów.
–
Dwa więcej nie zaszkodzą – rzekł twardym
głosem Szymon. Co jakiś czas ściskał mocniej kubek. – Ares wie, że są nasze. –
Nie odda ich. Chyba że Kamil weźmie jednego. Jemu ufał. Komuś innemu nie. A ci,
którym mógłby je oddać, mieli już zwierzaki. Nawet Mikołaj.
Kamil
położył dłoń na dłoni Szymona.
–
Będą nasze. Będą miały dwa domy. Zrobimy dla nich dziurę w ogrodzeniu, żeby psy
nie przeszły, tylko koty.
–
I tak przejdą nad siatką – prychnął Szymon.
–
Będą miały łatwiej. Mogę cię na chwilę prosić?
–
Dokąd?
–
Chodź do twojego gabinetu.
Kiedy
tylko znaleźli się w pomieszczeniu, które było sercem wszystkiego, Zarzycki
bardzo mocno przytulił partnera. Szymon uległ mu, głośno wypuszczając nosem
powietrze.
–
Uspokój się. – Dwudziestolatek pogładził go po plecach. – Widzę, że się w tobie
gotuje.
–
Gdybym…
–
A myślisz, że ja nie? Ten ktoś byłby skończony. Tak nie można robić. Nie
wyrzuca się zwierząt jak śmieci.
–
Kamil, mnie szlag trafia! – krzyknął mężczyzna, odsuwając się od kochanka. – A
wiesz co jest najgorsze? – Wyrzucił ręce na boki. – Mam wrażenie, że znam ten
samochód. Jak o tym myślę, to mózg mi podpowiada, że już go gdzieś widziałem.
–
Pewnie podobny.
– Na
naszych drogach nie kręci się dużo czarnych Chryslerów. Na pewno nie w
Jabłonkowie. Z początku to do mnie nie dotarło, ale teraz coś mi mówi, że już
go widziałem. U kogoś. Dowiem się kto to. – Popatrzył poważnie na Kamila. –
Przypomnę sobie. Może nie od razu, ale przypomnę.
Rozległo
się pukanie do drzwi. Szymon, podszedłszy do nich, otworzył je, starając się to
zrobić normalnie, a nie próbując wyrwać zawiasy. Karolina popatrzyła na obu. Z
nich najbardziej roztrzęsiony pozostawał jej brat. Rozumiała go, bo sama
chętnie chciałaby zrobić coś w sprawie okrutnego porzucenia kotów.
–
Kamil, Iwona przyszła. Nie jest w najlepszym stanie. Bardzo płacze –
powiedziała zmartwiona dziewczyna.
Chłopak
zmarszczył brwi. Godzinę temu, kiedy dzwonił do koleżanki, wszystko było w
porządku. Iwona pakowała się, przygotowując do wyjazdu. Powiedział jej, że
spotkają się u Karoliny, bo chciał jej pokazać kotki, które znaleźli. Co w
takim razie mogło się stać?
Czym
prędzej wyszedł do przedpokoju gdzie czekała dziewczyna. Pani Basia próbowała
ją uspokoić, ale to nic nie pomagało.
Iwona,
zobaczywszy Kamila, zachlipała:
–
Oni wiedzą. Moi rodzice wiedzą.
Nie
musiała nic więcej mówić, bo Kamil i Karolina oraz Szymon od razu zrozumieli,
co się dzieje. Zaciągnęli ją do kuchni. Karolina zaparzyła dla niej melisę.
–
Ale jak to wiedzą? – zapytał Kamil.
– Pakowałam
się. Z torebki wypadło mi zdjęcie, na którym ja i Aneta całujemy się. Zrobił je
kuzyn Anetki, tak dla zgrywy. – Otarła oczy chusteczką. – Chciał je skasować,
ale Aneta mu na to nie pozwoliła, a na drugi dzień mieliśmy papierową kopię.
Wzięłam zdjęcie ze sobą. Nie przypuszczałam, że ktoś je zobaczy.
–
Ale co się stało? – zapytała Karolina, odgarniając jej włosy z twarzy.
–
Wypadło mi i tego nie zauważyłam. W tym czasie do pokoju weszła mama. Podniosła
je z podłogi… – Chlipnęła po raz kolejny. – Zapytała co to znaczy, więc
próbowałam się tłumaczyć, że to tak dla zabawy było, zakład i tak dalej. Nie
uwierzyła mi. Powiedziała, że podejrzewała u Anety coś takiego, ale nie u mnie.
Nadal próbowałam się tłumaczyć. Nic to nie dało i w końcu przyznałam, że wolę
dziewczyny, a faceci mnie kompletnie nie interesują. Wściekła się. Nigdy jej
takiej nie widziałam. Zaczęła się… na mnie drzeć jak oszalała. To jej
powiedziałam, że homoseksualizm to nic takiego. Podałam ciebie za przykład,
Kamil. Powiedziałam, że pozwalają ci chodzić do naszego domu. A ona dodała, że
to dlatego, bo lubi twoją babcię i jesteś obcy. Ona nie chce mieć w rodzinie
kogoś takiego jak ja. Potem przyszedł tata, bo usłyszał jej krzyki. Wszystko mu
powiedziała. I było… jeszcze gorzej. – Rozpłakała się. Wyjęła z paczki kolejną
chusteczkę.
–
Co było potem? – Kamil spojrzał po zebranych. Pani Basia ze smutkiem w oczach
stała przy wejściu do kuchni. Karolina obejmowała Iwonę, Szymon patrzył na
kociaki, to na niego, to na płaczącą dziewczynę.
–
Potem kazali mi się spakować i wyrzucili z domu. Kazali… mi… nigdy nie wracać.
– Zawyła i wtuliła się w Karolinę.
Zarzycki
uderzył pięścią w stół. Dlaczego niektórzy ludzie tacy byli? W czym im oni
przeszkadzali? Co za różnica z kim kto jest, z kim sypia, jak się kocha?
Dlaczego mordercy są lepiej traktowani niż homoseksualiści? Pamiętał czas,
kiedy Jabłonkowo szalało, gdy dowiedzieli się o nim i Szymonie. Pamiętał te
okropne, bolesne napisy na sklepie, jakby to było dzisiaj. Szczególnie „Pedały
do gazu” omal go nie zabiło. Na szczęście ludzie zmądrzeli. Jednak nie wszyscy.
Do tych należał jego ojciec i rodzice Iwony. Niby tacy wykształceni, mądrzy,
dobrzy.
–
Na szczęście mam gdzie mieszkać. Dzwoniłam do Anety. Wracam dzisiaj do niej. W
samochodzie mam bagaże.
– Dzisiaj
nigdzie nie pojedziesz – rzekła stanowczo Karolina. – Jesteś za bardzo
roztrzęsiona, aby jechać samochodem. Jutro pojedziemy razem. Szymek miał mnie
odwieźć na pociąg, ale pojadę z tobą. We dwie będzie raźniej i nie dam ci
myśleć o tym, co się stało. Na razie zostajesz u nas. Prześpisz się w moim
pokoju. Zrobimy sobie pidżamową imprezkę. Pogadamy. – Zobaczywszy, że Szymon
wyjął kociaki z pudełka i podaje je Iwonie, dodała: – O i dzisiaj w nocy możemy
być zastępczymi mamciami dla nich.
–
Jakie cudne. – Iwona pociągnęła nosem. Wzięła maluchy od Szymka. Przytuliła je,
a kotki od razu zaczęły mruczeć i wbijać pazurki w sweter dziewczyny. – To te
znajdy? – Przez chwilę zapomniała o tym, co ją tak bolało.
Szymon
usiadł na podłodze z podkulonymi nogami oparłszy się o ścianę. O to mu właśnie
chodziło. Dziewczyna natychmiast się uspokoiła. Uniósł wzrok na Kamila, który
uklęknął przy nim.
–
Hm?
– Kocham
cię – szepnął chłopak, kładąc dłonie na policzkach Szymka. – Jesteś moim
powietrzem, moim sercem. Nic nie mów. Po prostu bardzo cię kocham. – Pochylił
się do niego i czule pocałował, dodając do pocałunku swoje uczucia, które w
chwili, kiedy Szymon tak drobnym gestem pomógł dziewczynie, wybuchły na nowo z
o wiele większą siłą. Nie mógł sobie wymarzyć lepszego partnera niż ten tutaj,
mający wielkie, dobre serce.
Dziękuję za rozdział
OdpowiedzUsuńTak czasem jest, że musimy kupić coś innego, chociaż bardziej podoba nam inny model i jak zawsze przeszkodą są pieniądze. Ostatnio remontuje pokój więc wiem jak to jest kiedy kupisz małą rzecz a portfel pusty.
Takie jest życie ��
Cieszę się jednak, że tak szybko wróciłaś do publikowania, bo bardzo brakło mi ciebie mimo, że nie było cię jakiś tydzień.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za rozdział
Weny
Akira
Zawsze przeszkodą są pieniądze. Te to nawet jeżeli są to uciekają. Zakup laptopa był nieplanowaną rzeczą, ale mówi się trudno. Też wiem jak to jest jak się robi remont, coś trzeba dokupić, a portfel pusty. :/
UsuńTeż się cieszę, że tak się udało i mój mąż nie marudził, tylko sam zdecydował. Inaczej to nie wiem kiedy bym wróciła, nie mówiąc o pisaniu.
Pozdrawiam i dziękuję za wenę. :)
Super, że tak szybko wróciłaś tylko szkoda, że musiałaś podjąć takie kroki jak wzięcie kredytu.Jaka praca taka płaca.No nie u nas pracujesz(raczej się nie obijasz-nie jest to skierowane tylko do Ciebie) a nie możesz od ręki kupić komputera.Lu ma mężaXD nie wiem dlaczego, ale się zdziwiłam to taka nietypowa 'informacja' na blogach.Rzadko kto pisze o swoich związkach.
OdpowiedzUsuńI te kocięta, wiadomo schronisko nie jest lepszym miejscem niż dobry dom, ale jak już ludzie chcą się pozbyć zwierzaków to niech oddają je właśnie tam, dobrzy ludzie z sercem im pomogą.Bo w tym przypadku raczej chodziło się o samo pozbycie(no w okropny sposób)
Myślę, że Szymonowi idą się znaleźć tych, którzy porzucili te koty i oni dostaną nauczkę i to potwornie surową.Kamil mu na pewno w tym pomoże, Szymon jest dla niego wszystkim i chce go wspierać :)
Pozdrawiam
uda* się znaleźć
UsuńMoże dla Ciebie to, że mam męża to nietypowa wiadomość, ale dużo ludzi wie, że od dawna mam męża. :)
UsuńCo do kociąt to dużo ludzi tak właśnie robi. Wyrzuca zwierzęta jakby były rzeczami. Dlatego poruszyłam w tekście ten wątek,bo bardzo nienawidzę takiego traktowania zwierzaków.
Pozdrawiam. :)
Witaj znowu wśród nas, wymarzony laptop jeszcze kiedyś się pojawi w twoim życiu, najwazniejsze że na tym simsy działają :P kredyty to nic fajnego, ale ja nie wyobrażam sobie życia bez lapka - na majówke i na wakacje ze swoim jeżdżę. Życzę szczęscia z nowym kopkiem
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to mam ochotę cię zabić, nienawidzę jak swoimi pomysłami wzuszasz mnie i doprowadzasz do płaczu, jesteś geniuszem grania na emocjach, szymek tak się kotkami przejął a kamil doskonale wiedział jak mu pomóc do tego iwona i karolina, ojejku... naprawdę... nigdy chyba jeszcze aż tak wzruszającego wielowątkowo rozdziału u ciebie nie czytałam,
Przez kolejne lata myślę, że to co mam mnie nie zawiedzie. Dobre parametry ma, więc narzekać nie mogę. :)
UsuńDzięki za komentarz. Pozdrawiam. :)
Przeczytałam twoje wszystkie teksty i wiem że to nie ma nic wspólnego z nimi ale naprawdę ciekawa jestem jak wyglądasz i ile masz lat
OdpowiedzUsuńJa też jestem tego ciekawa
UsuńCiekawość nie zostanie zaspokojona. Powiem tylko, że mam brązowe włosy i piwne oczy. A reszta pozostanie moją tajemnicą. Na pewno nastolatką byłam dawno temu. :)
UsuńA zdradź mi proszę jeszcze tylko to jak twój mąż zareagował na to że piszesz i czytasz tego typu teksty?
UsuńNie wie co piszę, co czytam i niech tak zostanie jak najdłużej. :D
UsuńW takim razie jakim cudem nadal pozostaje to tajemnicą :o? Piszesz poza domem, że się nie zorientował?
UsuńAle on wie, że ja piszę, nie wie jednak co i go to nie interesuje. :)
UsuńJeśli ci to nie przeszkadza, to powiedz mi czy mniej więcej dobrze obstawiam, że masz około 24-25 lat
OdpowiedzUsuńRaczej nie. :)
UsuńTen rozdział jest świetny pod każdym możliwym względem ♡
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńo tak niektórzy ludzie są ignorantami, jak i traktują zwierzęta jak są już niepotrzebne, jak śmieci... serce mi się kraje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia