–
Tchórz, pierdolony tchórz. – Alex pociągnął nosem. Leżał właśnie w łóżku
przeglądając na tablecie zdjęcia, które zrobili sobie z Joshem podczas wypadu
na wieś. Tacy byli wtedy szczęśliwi, nie musieli się ukrywać w czterech
ścianach. Na tym, na które właśnie patrzył obsypany śniegiem Joshua uśmiechnął
się szeroko do aparatu. Nie miał czapki, więc wiatr rozwiał mu włosy burząc
zawsze dobrze ułożoną fryzurę. Przesunął palcem po ekranie, w tej małej
imitacji czułości, obrysowując usta mężczyzny.
–
Jak mogłeś zrobić mi coś takiego? Nic nie czułeś? Zapewniałeś mnie o wielkiej
miłości. Podobno jesteś dorosły, a zachowałeś się jak gówniarz. Jak mam w
przyszłości z kimkolwiek być, jeśli nie będę już mógł nikomu zaufać? Poza tym
tak szybko nie opuścisz mojego serca.
Przytuliwszy
tablet do piersi przełknął rosnącą w gardle gulę. Richie – którego cudem udało
się wyrzucić z domu – kazał mu płakać, ale on już tego nie chciał, bo jak
zacznie nigdy nie przestanie. Odgonił łzy cisnące się uparcie do oczu i
odetchnął głęboko. Gdyby teraz Josh zadzwonił, to by od razu do niego pobiegł.
Głupie, ale to serce by nim kierowało i ono właśnie zabiło mocniej, kiedy
telefon zaczął dzwonić. Wyciągnął rękę po komórkę, a cała nadzieja zawaliła
się.
–
Richie, uduszę cię.
–
Za co? – odezwał się w głośniku głos przyjaciela.
–
Przez chwilę sądziłem… – przerwał nie potrafiąc wydusić z siebie kolejnych
słów, bo coś go ściskało w piersi.
–
Że to on. Wybacz.
–
Nie. Już późno, sądziłem, że już śpisz. – Odłożył tablet na podłogę z nadzieją,
że rano na niego nie stanie i przekręcił się na plecy przełączając rozmowę na
tryb głośnomówiący.
–
Nie mogę zasnąć. Odzwyczaiłem się spać samemu, a poza tym myślę o tobie.
–
Jonathan został w domu, żeby mnie pilnować? – prychnął. – Nic sobie nie zrobię.
Nie jestem typem samobójcy.
–
Ej, nie denerwuj się. Mnie wyrzuciłeś, jego nie możesz. Zresztą i tak pojawię
się z samego rana. Idziesz jutro do szkoły?
–
Nie wiem. Raczej nie. Tylko jeżeli jutro nie pójdę, to mogę mieć problemy z
powrotem.
– Co
do powrotu pomogę ci. Złapię za fraki i zaciągnę siłą. Obaj możemy sobie jutro
zrobić przerwę. Co powiesz na małą rywalizację w coś z Need for Speed? Wciąż mi
w żadnym nie dokopałeś, to możesz się postarać.
–
Richie?
–
No?
–
Dobrze, że jesteś.
–
Wzajemnie.
–
Dobranoc.
–
Spokojnej nocki.
Jeszcze
przez chwilę słyszał długi, zawsze go denerwujący sygnał zakończonej rozmowy,
zanim to przerwał. Położył się na boku przytulając do poduszki, by mieć coś
zastępczego do przytulenia się. Uświadomił sobie, że już nigdy nie otoczą go
ramiona Josha, a on się w nie wtuli, nie poczuje bezpiecznie, nie będą razem
siedzieć obok siebie i czytać lub mężczyzna przygotowywał się na następny dzień
do pracy, a on czytał. W tym momencie już nie wytrzymał. Łzy jedna po drugiej
zaczęły płynąć, przynosząc jednocześnie ulgę i duszący ból jakby ktoś mu wyrwał
serce, trzymał je i z całej siły ściskał.
*
* *
Ledwie
nastał dzień Richie już siedział przy śniadaniu w domu Alexa. Tym razem przy
stole poza swoim chłopakiem, miał okazję spotkać rodziców przyjaciela, którzy
zrozumieli, że praca na okrągło, żeby podnieść byt rodziny przysłoniła im to,
co działo się z ich synami. Amber Wilson przygotowała na śniadanie placki
naleśnikowe z syropem klonowym, natomiast jej mąż, Garrett po raz pierwszy od
dawna nie siedział przy stole z laptopem i swoimi, już nie tak pilnymi
projektami. Najważniejsza przecież była rodzina i ich syn ze złamanym sercem,
który wstał pięć minut temu wyglądając tragicznie.
Richie
przyglądał się czerwonym, opuchniętym, oczom Alexa, i nie musiał pytać dlaczego takie są. Włosy
rozczochrane, nadal w pidżamie z koszulką ubraną tył na przód grzebał widelcem
w jedzeniu próbując sprawić wrażenie, że coś zjadł. Taylor pomyślał, że gdyby
był w stanie coś zmienić zrobiłby to. Nie chciał, żeby przyjaciel cierpiał.
Niestety nie uda mu się ochronić go przed tym.
–
Alex, jedz – nakazała Amber.
–
Nie mam ochoty – burknął.
–
Chłopie, ty nie masz ochoty? – zapytał Richie z niedowierzaniem. – Pierwszy
zawsze pochłaniałeś takie śniadanie i jeszcze chciałeś innym zabrać. Z drugiej
strony będzie więcej dla mnie. O. – Wbił widelec w ostatni leżący na dużym
talerzu placek i przełożył go sobie na swój talerzyk. – Muszę mieć siły, żeby
nie dać ci się pokonać.
–
Padniesz na samym początku – odpowiedział Alex.
–
He? Jesteś pewny? W wyścigach nie mam
sobie równych. Cudem będzie, jeżeli mnie pokonasz. Przypominam, że nigdy ci się
to nie udało. – Pomachał widelcem.
–
Myślisz, że odciągając moje myśli od tego, co mnie boli uda ci się mi pomóc? –
W pewnej chwili Alex wbił poważny wzrok w, mimo wszystko, swoje „złotko”
–
Nie, lecz próbować zawsze warto. – Puścił Alexowi oczko, a potem skrzyżował
spojrzenie ze swoim partnerem, wiedząc, że ten popiera jego działania.
–
Warto – wtrącił ojciec rodziny. – Ale jak Alex nie zje, to nici z grania.
Dzisiaj zrobiłem sobie wolne i pomożesz mi przy sprzątnięciu garażu, bo matka
już od tygodni mnie męczy i patrzy coraz to ostrzejszym wzrokiem.
–
Ty tu na mnie winy nie zrzucaj. Ja tylko mówię, że trzeba to zrobić.
–
Pomożemy, panu, a potem pogramy, co Alex? Trochę pracy nie zaszkodzi –
powiedział Richie zjadając kolejny naleśnikowy placek. – Pani robi najlepsze
śniadania na świecie. Mogę prosić o jeszcze?
–
Gdzie ci się to mieści? – zapytał Jonathan będący po wrażeniem ile jego chłopak
mógł zjeść.
–
Nie zastanawiałem się nad tym. W każdym razie zbędne kalorie spalę podczas
tańca. Musimy wymyślić ten układ na egzamin semestralny, bo zbliżają się ferie.
Jak sobie wyobrażę co będzie się w szkole dziać, te testy, to mi się coś robi.
– Podziękował uśmiechem mamie Alexa za dokładkę.
–
Właśnie, Alex, dyrektorka mówiła, że idzie ci świetnie – zagadał syna pan
Wilson popijając kawę.
–
Świetnie, ale i tak chcą mnie przepytać z angielskiego, bo nie ufają, że Josh
mi nie pomagał więcej niż powinien nauczyciel. Pewnie, dawał mi testy, na dzień
przed, żebym mógł się przygotować – zironizował naburmuszony.
–
No i? Przepytają cię i spoko – dodał Richie odsuwając od siebie talerz. –
Najadłem się. To idziemy sprzątać? – Uniósł ręce ku górze napotykając
zagniewane spojrzenia. – Dobra, to mały odpoczynek, a potem praca. – Pomimo
wygłupiania się cały czas obserwował przyjaciela, u którego chyba właśnie
pojawił cień uśmiechu, a może mu się wydawało.
*
* *
Drake
wziął prysznic, umył zęby, ubrał się i nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. To
go dobijało, a pocieszenie znajdował w alkoholu, a może raczej w pubie z
kumplami, gdzie mógł zabić czas. Nie znosił bezczynnego siedzenia w domu.
Owszem mógł zrobić obiad, posprzątać, zrobić pranie, co robił, czując się jak
kura domowa. Inaczej te obowiązki odbierał, kiedy pracował. Teraz były nie do
zniesienia, czym też tracił w oczach swojego partnera, który potrzebował pomocy
w domowych pracach, tym bardziej, że całe dnie spędzał na uczelni i jak coś, to
dopiero po powrocie do domu coś gotował. Sean też bywał na niego zły, bo
„teściowa” zaproponowała mu pracę, a on jej nie przyjął. Po prostu jeśli coś w
życiu osiągnie, chce to zrobić sam, a nie z czyjąś pomocą. Rozumiał, że jego
duże „ego” jest po prostu głupie, bo przyjąć pomoc to nic złego, pomimo tego po
prostu nie potrafił postępować wbrew sobie.
Sprawdził
datę w kalendarzu i jaki mają dzisiaj dzień, bo ostatnio wszystko mu się
mieszało. Wcześniej wiedział, że jest
środa, piątek, czy niedziela, a teraz każdy dzień był taki sam. Za
chwilę noce i dnie zleją się w jedno, a gdy tak się stanie nie będzie to nic
dobrego. Na pewno nic dobrego dla jego związku. Znów pojawiły się problemy i
tym razem on nie potrafił nic z tym zrobić. To znaczy potrafił, po prostu nie
bardzo chciał. To oznaczało, że dzieje się z nim coś bardzo złego. Nie może
wybierać picia, włóczenia się z kumplami zamiast bycia z ukochaną osobą. Musi
coś zmienić, bo inaczej jego kilkuletni związek rozpadnie się jak domek z kart.
Kilka miesięcy temu prawie to się stało, więc nie mógł pozwolić na kolejną
próbę, której mogliby już nie przetrwać. Postanawiając, że musi coś z tym
zrobić, zabrał portfel i wyszedł na małe zakupy. Na koncie jeszcze zostały mu
oszczędności, więc jak pił za swoje, tak za swoje może kupić coś na obiad i
uzupełnić lodówkę.
Godzinę
później zrobiwszy małą rundkę po sklepikach osiedlowych wrócił do mieszkania i
rozpakował wszystko. Z bólem serca wyrzucił wczorajszą kolację, bo żaden z nich
nie schował makaronu do lodówki i ten już nie wyglądał smakowicie. Sos wylał do
zlewu i od razu wszystko spłukał, umył. Dopiero później zabrał się za
przygotowanie obiadu, który z łatwością będzie można odgrzać, kiedy Sean wróci.
W
międzyczasie jak zapiekanka warzywna piekła się w piekarniku, poodkurzał dywan,
umył podłogę i pościerał kurze, które od kilku dni dźwigały półki. Po wszystkim
usiadł spokojnie na stołku nie mogąc przeboleć kłębiących się w nim sprzecznych
uczuć. Czuł się źle, ale i dobrze. Źle, bo znów jakiś głos w nim powtarzał, że
jest kurą domową, a nie facetem z jajami, a dobrze, bo inny głos mówił, że
zrobił dobrze pomagając w ten sposób partnerowi, który zająłby się tym po
powrocie z uczelni. Poza tym zadbał o miejsce, w którym mieszkał, a Sean cenił
sobie porządek. Poza tym o wiele przyjemniej spędza się czas w czystym
mieszkaniu, niż w chlewie.
–
Jak tak dalej pójdzie to zwariuję – powiedział do siebie zaglądając po chwili
do piekarnika. Jeszcze pięć minut i danie powinno być gotowe. Co będzie robił
później? Powinien teraz być w robocie, a nie doglądać zapiekanki, którą o wiele
przyjemniej byłoby zrobić gdyby wrócił
do domu po całym dniu w pracy. Zdecydowanie wolał zmęczenie fizyczne od
psychicznego, a to drugie ostatnio nie dawało mu spokoju.
Wyjął
zapiekankę i odstawił ją na blat, na wcześniej do tego celu położnej drewnianej
desce. Wcześniej od razu by się za nią zabrał, nie pozwalając, aby roztopiony
ser stężał, dzisiaj nawet nie chciał tego jeść. Niemniej musiał coś przegryźć,
bo jeszcze nic dzisiaj nie jadł. Wyjąwszy talerz z górnej szafki, łopatką do
potraw nałożył sobie niewielki kawałek, z którego boku wypłynął sos
beszamelowy. Usiadł przy wyspie kuchennej od razu denerwując się, że nie wziął
widelca. Rozkazał się sobie uspokoić i wychyliwszy się w bok wyjął sztuciec z
szuflady. Właśnie zaczął jeść uważając, żeby się nie poparzyć, kiedy
rozdzwoniła się jego komórka. Po melodii od razu wiedział kto dzwoni.
Zostawiając
jedzenie wstał i przeszedłszy do części salonowej odebrał połączenie.
–
Cześć, Sam. Co tam?
*
* *
–
Proszę, pana, a co zrobić z tą skrzynką? – zapytał Richie wskazując na
niewielki, zakurzony kufer.
Tata
Alexa stojąc na dworze i gawędząc przed płotem z sąsiadem, pożegnał się z nim i
zawrócił do garażu, gdzie jego młodszy syn oraz Richie Taylor pomagali mu w
sprzątaniu. Jak się okazało trochę miało to potrwać, bo jego żona wyrzuciłaby
połowę z tych rzeczy, on by wszystko zatrzymał i jakoś nie mogli się dogadać.
–
A to, chłopcze, kuferek, w którym moja prababcia i babcia trzymały swoje
skarby, jak biżuterię, miłosne listy. – Złapał za rączkę przy wieku i podniósł
skrzyneczkę, o szerokości i długości zwyczajnego laptopa, do góry. –
Przywieźliśmy to ze sobą ze wsi, ale Amber odstawiła to do garażu.
–
Mamy nie interesują takie rzeczy.
–
Alex, twoja mama nie lubi żyć przeszłością. Mnie się podobają takie starocie.
–
Może by to odnowić i sprzedać na Ebayu?
– zaproponował Richie. – Takie rzeczy mają swoją cenę, a to jest
naprawdę staroć.
–
Myślisz?
–
No. Zawsze wpłynęłaby dodatkowa kaska. Mój tata, raz sprzedał oryginalne
światło od swojego motoru, którym jeździł w młodości. Motor należał jeszcze do
dziadka. Kupił je jakiś kolekcjoner. Pogadam z nim i może odnowiłby i to. Lubi
robić takie rzeczy. Mama zawsze go za to opieprzała, że robi to w kuchni, a on
się nią nie przejmował robiąc swoje i nucąc pod nosem. – Zanim wszystko się
rozpieprzyło, w jego domu było czasami fajnie.
–
To jak będziesz wracał do domu, to weź to. Odpalę ci prowizję od sprzedaży.
–
Nie trzeba. Fajnie będzie śledzić aukcję. – Odebrał kuferek od pana Wilsona i
odstawił go na bok.
–
Wspomniałeś o dziadku – zaczął Alex. Znali się już długo, a nigdy nie
rozmawiali o rodzinie Richiego. – Pamiętam go jak był u was. Co z nim?
–
Mój dziadek, tata taty razem z babcią nie znoszą latać, a wiesz, że mieszkają
po drugiej stronie Stanów. Mamy zamiar latem wybrać się do nich z tatą. Gdyby
dziadkowi nie zachciało się mieszkania w ciepłym klimacie, nawiasem mówiąc mógł
wybrać Miami, zawsze to bliżej, to mielibyśmy do nich tylko dwie godzinki
samochodem. W każdym razie wciąż są w sile wieku, zdrowi i mają masę
przyjaciół. Reszta rodziny ze strony taty rozpierzchła się po świecie i w sumie
zostałem on, ja i moja siostra. – Młoda nie dawała znaku życia, ale nie
przejmował się tym.
–
A jak jest z rodzicami twojej mamy? – zapytał tata Alexa rad z chwili rozmowy.
Jeżeli nie siedział przed komputerem robił się z niego gaduła, a raczej
spragniony rozmowy człowiek.
–
Nie znałem ich. Zmarli jedno po drugim jak byłem mały. Tata mówił, że go nie
lubili. Takie jakieś sztywniaki, mimo tego szkoda, że ich nie poznałem. Ale nie
ma co gadać, trzeba brać się do pracy. Pani Wilson powiedziała, żebyśmy kupę z
tych rzeczy wyrzucili.
–
Nie ma mowy. Ona nie wie co się przyda, a co nie.
–
Tato, wszystko chomikujesz, bo to się przyda, tamto się przyda, a potem to leży
latami i zbiera kurz.
–
Żeby tylko kurz – wtrącił Richie – widzę tutaj olbrzymiego pająka. – Wzdrygnął
się woląc się wycofać. Aż nim wstrząsnęło. Nie znosił pająków. – Brr. Lepiej
zajmę się czymś innym.
–
To tylko mały pajączek. – Alex zajrzał za stos starych czasopism.
–
Jest wielki. Ma owłosione nogi, tułów i patrzy na mnie tymi olbrzymimi
ślepiami. – Ponownie się wzdrygnął.
–
On się bardziej boi niż ty. – Alex pochylił się.
–
Co robisz? – zapytał ciekawsko Richie. – Chyba go nie bierzesz do ręki.
–
Dlaczego nie? Milutki jest. – Alex zbliżał się do przyjaciela z budką zrobioną
z dłoni.
–
Nie zbliżaj się. – Serce zabiło mu szybko i poczuł duszę na ramieniu. W oczach
pojawiły mu się łzy. – Stój gdzie stoisz. Alex, proszę. – Wyciągnął rękę przed
siebie.
–
Zostaw go, widzisz, że się boi. – W obronie Richiego stanął pan Wilson.
–
Wiem. Zawsze daje się nabierać na tę sztuczkę. – Alex rozłożył dłonie. – Nawet
go nie dotknąłem.
–
Omal ze strachu nie padłem. Jesteś mi winien frytki i dużą colę. – Walną
przyjaciela w ramię z pięści.
–
Za co? – Potarł bolące miejsce.
–
Za moje rany na psychice. O. Co pan robi? – spytał Taylor zauważywszy, to samo
zachowanie u ojca przyjaciela, co wcześniej u Alexa.
–
Wypuszczam go na dwór. Niech sobie znajdzie mieszkanie gdzieś indziej. –
Mężczyzna pochylił się i wypuścił pająka na śnieg. Stworzonko natychmiast
pobiegło w stronę płotu sąsiada. – O, znajdzie sobie dom w starej szopce
Smitha. No, ale chłopcy, na teraz koniec pracy. Możecie iść się umyć i pograć.
Po obiedzie to skończę. Jonathan wróci z pracy, to mi pomoże. Muszę jeszcze
zadzwonić do kogoś, żeby wziął te wszystkie śmiecie – mruknął już tylko do
siebie.
–
Dobra, chodź, ale po tym co mi zrobiłeś nie pozwolę ci się ograć – rzucił
Richie poprawiając czapkę. – I jeszcze jedno…
–
Co?
–
Wyglądasz jakbyś czuł się lepiej.
–
Nie czuję się lepiej, po prostu mam zajęcia i nie myślę o tym. Nie przyjdzie to
łatwo i dużo czasu minie, żebym się z tym pogodził, ale dam sobie radę. –
Uśmiechnął się smutno. – Nie będę się pchał tam gdzie mnie nie chcą. Co innego
mogę zrobić?
–
Chyba nic.
Dokładnie,
nic nie mógł zrobić, bo nie zmusi Josha do powrotu, a na pewno nie będzie się
upokarzał błagając go, choćby o rozmowę. Pewnie nigdy nie dowie się dlaczego
mężczyzna mu to zrobił. Może to i lepiej. Może bardziej by bolało. Tak to woli
myśleć, że Joshua Morrison jest tchórzem i nigdy go nie kochał. Rozdział z nim
powoli z czasem ostatecznie zamknie i dobrze mu to zrobi.
*
* *
Sean
miał dzisiaj mniej zajęć, więc wrócił do domu koło czternastej, odnajdując w
mieszkaniu porządek, gotowy, zimny obiad oraz niedojedzony kawałek zapiekanki.
Nie musiał szukać partnera, bo już widział, że znów go nie było. Czy któregoś
dnia przestanie mieć nadzieję, że zastanie Drake’a czekającego na niego?
Skorzystał
z toalety i umył ręce, po czym zabrał się za nałożenie sobie zapiekanki i
odgrzanie jej w mikrofali. Resztę przełożył do mniejszej formy, zawinął w folię
aluminiową i włożył do lodówki. Będzie obiad na trzy dni. Z zadowoleniem
stwierdził, że lodówka jest pełna. On sam nie miał kiedy iść na zakupy, ciągle
to odkładając. Zjadł z niesmakiem, pomimo że danie było pyszne, pozmywał po
sobie, wciąż nie ruszając kawałka Drake’a i poszedł się pouczyć.
Jakąś
godzinę później wrócił jego partner i Sean nie wytrzymał. Rzuciwszy książkę na
sofę, naskoczył na niego:
–
Znów się włóczyłeś po barach! Nie jesteś poważny i w ogóle!
–
Hola, hola, mój panie. – Drake uniósł ręce do góry. – Masz prawo prawić mi
kazania, ale dzisiaj wyszedłem, bo kumpel zadzwonił i poszedłem się z nim
spotkać. Ma dla mnie robotę.
–
Nie jesteś pijany. – Sean pociągnął nosem obwąchując partnera.
–
Nie. Nie mam ci za złe, że mnie tak wąchasz, ale posłuchaj. – Złapał go za
ramiona. – Samuel dowiedział się o czymś, ale on nie może podjąć się tej pracy.
Chce żebym pojechał na jego miejsce.
–
Pojechał? – Zmarszczył brwi.
–
Jest robota, duża, dobrze płatna w Denver. To praca na kilka miesięcy. Potem
jest szansa powrotu tutaj, bo ta firma będzie w sąsiednim mieście budować
biurowiec. Na razie jednak tam wykonują inwestycję i szukają pracowników w
całych Stanach.
Sean
cofnął się. Usiadł.
–
Ty mi chcesz powiedzieć, że pojedziesz do Denver? Wiesz jak to jest daleko?
–
Wiem. – Uklęknął przed partnerem. – Wiem też jak dużo głupot zrobiłem przez
ostatnie dni. Jak miałeś mnie dość. – Położył głowę na jego kolanach. – Ja po
prostu nie mogę tak żyć, jak teraz. Zrozum mnie. Męczę się i szukam
wytchnienia. Nie tam gdzie powinienem.
–
Dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę. – Po dłuższej chwili wahania wsunął mu
palce we włosy. – Co z tym wyjazdem?
–
Pojechałbym na dwa tygodnie, dowiedzieć się co i jak. Sean… jeśli mi się
spodoba, to przyjmę to. – Uniósłszy głowę spojrzał mu poważnie w oczy.
–
Chcesz, żeby nasz związek istniał na odległość?
–
Chcę, żebyś wyjechał tam ze mną, za te dwa tygodnie.
–
Oszalałeś? Co z moimi studiami? W tym roku mam je zamiar ukończyć. Są trudne,
nie mogę ot tak… – Pstryknął palcami.
–
Nie możesz się przenieść? To Denver. Mają tam chyba dobre uczelnie. Może lepsze
niż ta twoja.
–
Wiem, że mają. Nie wiem czy mogę się przenieść. Co najwyżej jak skończę semestr
tutaj. Ale dopiero po sesji mógłbym wyjechać. Musiałbym jutro pogadać z
dziekanem, moim promotorem, rektorem, z
samym Bogiem. Chyba zaczynam panikować.
–
Sean. – Chwycił w dłonie twarz ukochanego mężczyzny. – Nie śpiesz się. Jeszcze
nic nie wiemy. Jutro tam pojadę i zobaczy się jaka jest prawda. Jak coś, to dam
ci znać. Ty już od jutra możesz się popytać co i jak, a jakbyś nie mógł
wyjechać za dwa tygodnie, to dolecisz do
mnie. Najpierw jednak przemyśl sobie wszystko.
–
Nie muszę, wiem czego chcę. – Zsunął się z kanapy i uklęknął przy Drake’u
kładąc mu dłoń na karku. – Chcę ciebie i tylko to się liczy. Widzę jak bardzo
jesteś nieszczęśliwy, chociaż mam ochotę wybić ci tę dumę ze łba, i chcę to
zmienić. Masz rację, uczelnie są wszędzie. Może uda mi się szybko przenieść
papiery, o ile mają jakieś miejsce. Zobaczymy jak to będzie. Na tę chwilę,
potrzebuję dzisiaj spędzić z tobą czas. Posiedzieć, zjeść kolację przy
świecach, którą razem przygotujemy, a potem kochać się całą noc, zanim na długie
dni znikniesz mi z oczu.
–
Najbardziej podoba mi się to kochanie przez całą noc. – Wyszczerzył się. Bał
się tej rozmowy, ale nie poszło tak źle jak sądził.
–
Tylko nie myśl, że ci wszystko wybaczyłem.
–
Zapracuję na twoje wybaczenie, a teraz możesz mnie pocałować?
Sean
przewrócił oczami, a potem spełnił prośbę partnera.
Jak zwykle rozdział bardzo mi się podobał. Ciekawe co się stanie z alexem i joshem
OdpowiedzUsuń:-) czekam :-)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że Drake już nie będzie się zachowywał jak menel spod sklepu... i zaopiekuje się Seanem.
OdpowiedzUsuńDopóki nie poznam powodu zerwania Josh pozostaje dla mnie dupkiem, ale najlepiej by było, gdyby mial dobry powód.
Alex musi się trzymac i nie załamywać. Oby wszystko szybko się wyjaśniło.
PYTANIE:
Ile rozdziałów ma 3 tom SM?
Amelia
3 ma 21 rozdziałów. :-)
UsuńDokładnie. :)
UsuńAhhh, dobrze, że Drake zdaje sobie sprawę ze swoich czynów. Tylko tyle chciałam napisać.
OdpowiedzUsuń/A
Czekam na wiecej. PSZYPUSZCZAM że ze ta sprawa z Joshem ma coś wspólnego albo z jego bratem lub rodzicami ale nie wiem i zato czekam na następny rozdział
OdpowiedzUsuńA już myślałam, że wyjaśniłaś sprawę z Joshem.
OdpowiedzUsuńO rety wciąż czuje ciarki na plecach po ostatnich wydarzeniach.
Jeste jednak zadowolona, że Alex nie jest sam i dochodzi do siebie.
Podczas gdy ja martwiłam się o Richiego to nie potrzebnie.
Jonny nie skrzywdzi ukochanego (chyba z tobą nigdy nic nie wiadomo) to Josh mnie zawiódł.
Ale czy słusznie martwię się o niego?
Nie mam bladego pojęcia.
Normalnie czekam do poniedziałku.
Trzy ciężkie dni.
Pozdrawiam Luanko <3
W końcu coś dotarło do Draka, nareszcie coś pozytywnego :)
OdpowiedzUsuńAleks cierpi, ale w końcu się otrząśnie. Ciągle mnie interesuje, dlaczego tak się stało, że John wyparł się miłości?
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Fajne
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, ale ciekawi mnie bardzo co będzie dalej u Alexa i Joshuy, dobrze, że Dreake się trochę pozbierał...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia