Dziękuję za komentarze. :)
ROZDZIAŁ 4
Obaj
odetchnęli z ulgą, kiedy po długiej walce z wodą, a raczej z pękniętą rurą,
mogli usiąść na brzegu wanny. Rura została odpowiednio zabezpieczona dzięki
pomocy Johna. Mikael zadzwonił do niego, a ten, jako doskonała złota rączka, miał
wszystko, co potrzebne w takiej sytuacji. Teraz stał nad nimi, próbując zdusić
w sobie śmiech.
–
Uważaj, żebyś się nie udusił – prychnął Mikael, udając oburzonego, ale sam nie
wytrzymał i pierwszy się roześmiał. Och, pierwszą, niedoszłą randkę z Jaydenem
zapamięta na długo. Wiedząc, że przy Johnie może swobodnie mówić, spojrzał na
Jay’a. – Mogłeś się bardziej postarać o romantyczny nastrój, a jeśli już tak
bardzo chciałeś zatrzymać mnie w domu, wystarczyło powiedzieć. – Dał mu lekkiego
kuksańca w żebra.
–
Przynajmniej się nie nudziłeś, więc widzisz, jaki jestem pomysłowy. W dodatku
od razu wzięliśmy razem prysznic, do którego pewnie musiałbym cię długo
namawiać.
–
Nie masz pewności, jeszcze nie próbowałeś.
–
Czyżby to było zaproszenie?
–
Chłopaki, sądzę, że nie powinienem tego słuchać – mąż Donny przypomniał o
swojej obecności, zbierając narzędzia, cały czas brodząc w skarpetkach po
zalanej podłodze.
– Prędzej nie chcesz, w przeciwieństwie do
swojej żony – odparł Mikael, podnosząc się z wanny. Mokre spodnie nieprzyjemnie
przyklejały się do jego nóg, trąc o nie. – Odprowadzę cię.
–
Poradzę sobie, a wy... dokończcie rozmowę. – John, puściwszy im oczko, podniósł
swoją skrzynkę z narzędziami.
–
Jeszcze raz dziękuję. – Jay uścisnął dłoń mężczyzny.
–
Spoko, ale trzeba wymienić całą hydraulikę.
–
Zrobi się i to jak najszybciej.
Mikael
poczekał, aż John wyjdzie – już pewny, że zaraz Donna dowie się o wszystkim – i
zapytał Jaydena:
–
Czyżby czekały cię kolejne prysznice u mnie? – Uniósł zadziornie brew.
–
Pod warunkiem, że tylko z tobą.
Jay
przyciągnął go do swojego nagiego, mokrego torsu. Mikael nie opierał się, sam
zaskoczony tym, jak bardzo mu się to podoba. Na całe szczęście mężczyzna miał
na sobie krótkie spodnie, które założył przed przyjściem Johna, a nie zwyczajny
ręcznik zasłaniający strategiczne rejony. Jeszcze mógłby mu opaść...
–
No to będziesz chodził bardzo brudny – odparował Mikael, odganiając pobudzające
myśli.
–
Chyba byś mi na to nie pozwolił – wyszeptał mu do ucha Jay, podskubując je
zębami.
–
No nie wiem. Jeszcze nawet nie byliśmy na randce, a prosisz mnie o tak niecne czyny.
Toż to wstyd, drogi panie, dla kogoś tak niedoświadczonego jak ja – obniżył ton
głosu, podejmując małą zabawę. Nie powstrzymał się przy tym przed objęciem go w
pasie, kładąc dłonie tuż nad pośladkami mężczyzny, a nosem przesunął po
szorstkim policzku.
–
Jestem dobrym nauczycielem. Nawet nie wiesz jak dobrym, szanowny panie.
Zachrypnięty
głos mężczyzny spowodował u Mikaela gęsią skórkę. Uwielbiał tak niskie głosy, a
ten sprawiał, że jego ciało reagowało na Jaydena niezwykle mocno. Szczególnie
wtedy, kiedy Evans przyciągnął go jeszcze bliżej siebie, dominująco, i wpił się
łapczywie w jego usta. Mikael nie miał szans złapać oddechu, kiedy ich wargi
ocierały się o siebie, nacierając jedne na drugie. Języki splotły się ze sobą
we wspólnym tańcu, a ręce zaczęły błądzić po plecach, drapiąc je i pieszcząc z
dozą delikatności. Jay popchnął go na ścianę, więc wzdrygnął się, kiedy plecy dotknęły
zimnych kafelek. Mężczyzna nie dał mu jednak czasu na inne reakcje, całując go
coraz namiętniej, chwytając za włosy i nie pozwalając się odsunąć. Ich klatki
piersiowe ocierały się o siebie. Michael, czując na nagiej skórze gorąco
drugiego ciała, jęknął w usta mężczyzny zaskoczony pragnieniem, które tak nagle
zebrało się w nim. Gdyby tylko Jay poprosił, poszedłby z nim do łóżka. Tu i
teraz. Zawsze ostrożny, zawsze unikający seksu na jedną noc, tym razem chętnie
by się zapomniał w jego ramionach. Ten mężczyzna był… Sam nie wiedział, kim
był, ale wyzwalał w nim dzikie pragnienia, przy których rozsądek musiał się
wycofywać. Jednak nawet on powrócił, gdyż rozdzwoniła się komórka Jaydena. Ich
usta oderwały się od siebie, zmuszone wykonać tak trudne zadanie jak pożegnanie
się z tymi drugimi,. Mężczyzna jeszcze na pożegnanie chwycił jego dolną wargę
pomiędzy zęby i possał ją przez chwilę.
–
Gdyby nie ten telefon…
–
Może i dobrze, że zadzwonił. – Mikael odetchnął. Nie chciał się śpieszyć, a to,
co się działo, pędziło wręcz prędkością światła. – Za szybko… – Poprawił
okulary, puszczając Jay’a, ale ten ciągle przyklejał się do jego ciała,
składając pocałunki na policzkach, szyi.
–
Chyba tak, tylko trudno mi się powstrzymać, bo działasz na mnie już od
pierwszej chwili. Nawet nie wiesz, ile mnie kosztowało nie okazanie tego, kiedy
sprzątaliśmy te graty w kuchni. Potem wizyta u ciebie…
–
Co robiłeś, żeby udawać obojętnego? – Telefon w tle wciąż dzwonił, a oni jakoś
nie mogli oddalić się od siebie choćby na metr.
–
Gryzienie się w język to dobry sposób na odwrócenie uwagi od pewnych rzeczy.
–
Musiał być bardzo wymęczony…
–
Nie tak bardzo, żebyś nie mógł z niego skorzystać, gdybyś potrzebował.
Mikael
sam ugryzł się w język, żeby powstrzymać kolejny jęk. Przecież nie będzie się
zachowywał jak panienka, która reaguje na każde sugestywne słowo partnera.
–
Lepiej odbierz ten telefon.
–
Nie wolisz…
–
Nie. Poza tym trzeba tutaj posprzątać. – Odepchnął go, próbując ochłonąć. Może
nie miał siedemnastu lat, aby reagować natychmiastowym podnieceniem po jednym
pocałunku, ale niewiele do tego brakowało.
–
Ekipa jutro tu posprząta. Część wody już spłynęła do kratki ściekowej, a reszta
i tak zniszczyła płytki – powiedział Jay, wychodząc na korytarz, bo stamtąd
dochodził dźwięk dzwoniącej komórki.
Mikael,
nie zamierzając podsłuchiwać rozmowy, sięgnął po swój telefon – wsunął go do kieszeni
zaraz po tym, jak opanowali potop. Był na tyle wodoszczelny, że mokre ubranie
nic mu nie robiło. Mikaelowi wydawało się wcześniej, że zawibrował i nie
pomylił się. Dostał od Donny sms’a: „Randka, co?”. Kobieta jutro nie da mu żyć.
Dotyczyło to nie tylko romansowania,
ale i antykwariatu. Nadal nie wiedział, co z nim zrobić. Cholerne pół roku. Tak, uwielbiał staruszki wplątujące swoich
wnuków czy wnuczki w podstępne pułapki. Anna zawsze chciała, żeby zajął jej
miejsce i chce dopiąć swego nawet po śmierci.
–
Dzwonił mój brat – poinformował go Jay. – Muszę pojechać do domu na dwa, trzy
dni.
–
Coś się stało? – Zaniepokoił się.
–
Wszystko w porządku, ale moja rodzina… Szkoda gadać. Muszę po prostu załatwić
kilka spraw, ale wrócę. Przy okazji oddam siostrze jej szkatułkę.
Wycofał
się, kiedy Jay chciał go ponownie objąć. Wiedział, jak może się to skończyć,
więc wolał nie kusić losu. Jego przyjaciel z Detroit zaraz powiedziałby, że
jest dziwny, ale miał to gdzieś. Nie znał Jaydena zbyt długo, a obawiał się, że
zaczyna mu na nim w jakiś sposób zależeć, więc nie chciał niczego rozpoczynać
od seksu. Co nie znaczy, że tego nie potrzebował i nie pragnął. Chciał, aż za
bardzo, bo kiedy patrzył na jego mięśnie i silne ciało, reagował na niego jak
sprawny seksualnie mężczyzna.
–
Boisz się, że tym razem telefon cię nie uratuje? – zapytał Jayden.
–
Coś w tym stylu. Dlatego będę uciekał.
–
Wyjeżdżam z samego rana, więc może buzi na pożegnanie?
Mikael
przygryzł wargę, ale podszedł do niego. Owszem, pocałował go, lecz tylko w
policzek, po czym życzył mu spokojnej podróży i kiedy zabrał swoją koszulkę, i
był już na korytarzu, usłyszał w pełni zadowolony śmiech mężczyzny. Sam się z
tego powodu uśmiechnął pod nosem.
*
Kolejny
dzień, z oczywistych przyczyn, nie upływał Mikaelowi na słodkim spędzaniu czasu
u boku Jaydena. Mężczyzna wyjechał o świcie, kiedy on jeszcze spał. Wiedział
to, ponieważ Jay napisał mu smsa „Wrócę i mam nadzieję, że mi nie
znikniesz". Nie zamierzał znikać, tym bardziej, że czekały go obowiązki, a
zajęcie się nimi raczej zabierze mu dużo czasu. Świadczyło o tym choćby to, że
siedział teraz w gabinecie babci – to miejsce nadal traktował, jako jej –
przeglądając księgi, szczególną uwagę poświęcając złożonym przez klientów
zamówieniom. Świadomość tego, ile telefonów musi wykonać lub wysłać emaili,
przyprawiała go o ból głowy. Każdej osobie musiał przekazać, że właścicielka „Zakurzonej
lampy" nie żyje, ale ich zamówienia zostaną zrealizowane. Donna nie dałaby
mu żyć, gdyby postąpił inaczej. W sumie mógłby tylko umieścić informację na
stronie internetowej antykwariatu – co oczywiście zaraz zrobi – ale w takim
wypadku bliższy kontakt upewni ludzi, że z ich pieniędzmi nic się nie stanie.
Jeżeli ktoś zechce ich zwrotu, nie będzie z tym problemu. Akurat z tym
doskonale sobie poradzi. Jedynym problemem było to, że wszystko, co musiał
zrobić na pierwszym miejscu, nie mieściło się w ramach jego wolnych dni w
pracy. Chodziło przecież o załatwienie multum spraw; wysłanie towaru, wydanie
go klientom, którzy zgłoszą się po niego osobiście, opłacenie firmy kurierskiej
oraz załatwienie paru rzeczy w urzędzie, a to tylko mały ułamek pracy. Babcia
sama musiała sobie ze wszystkim radzić, więc jemu tym bardziej nie powinno
sprawić to kłopotów. Co innego, jeżeli klienci będą wypytywać go o antyki. Wiedział
o nich jedynie to, że są bardzo starymi rzeczami i nie dałby za nie nawet
dolara. Donna mówiła mu, żeby zmienił podejście i ujrzał to, co nawet ona
widzi, ale jakoś nie czuł do tego żadnego impulsu. Czym niby różniła się stara
szafa od nowej? Jego zdaniem nowa była lepsza, bo przynajmniej używana przez
niego, a nie pokolenia innych ludzi – kto wie, co w niej robili? Nie miał w
sobie nawet nuty tej pasji, co babcia. Czy taki ktoś jak on mógłby prowadzić
antykwariat? Pamiętał, że zadał Jaydenowi pytanie, co zrobiłby na jego miejscu.
Mężczyzna mu nie odpowiedział, bo nie chciał niczego podpowiadać, ale bardzo
ciekawiło go, jaka padłaby odpowiedź. Znów bez własnej woli powrócił do niego
myślami. Co ten człowiek z nim robił, że tak zaprzątał jego myśli? „Chcę
spędzić z tobą życie” coś podsunęło mu te słowa do głowy. Słowa Donny, która
powiedziała to w znaczeniu, że tak właśnie patrzy na niego Jay. Dobre sobie,
przez wiele lat nie spotkał tej jedynej osoby, a teraz, ot tak, by to się
stało? Nie wierzył w takie rzeczy, nie wierzył w przeznaczenie. Niemniej nie
chciał rezygnować z tego, co mu podsuwało pod nos życie, dlatego też choćby z
powodu Jaya postanowił, że kiedy pojedzie do Detroit, poprosi o dodatkowy
urlop. Zakodował sobie w głowie, że musi zadzwonić do warsztatu, żeby zapytać o
samochód. Wczoraj miał to zrobić, ale siłą rzeczy zapomniał o tym. Nic
dziwnego, bo w końcu miał co innego na głowie, tak jak dzisiaj.
Wstał
i podszedłszy do małego stoliczka nalał sobie wody ze szklanego dzbanka. Wodę
uzupełniła Donna, która razem z nim przyszła do antykwariatu. Śmiać mu się
chciało, gdy dopadła go przed swoim domem, kiedy przechodził koło niego i, aż
się w niej gotowało, żeby go wypytać o „randkę”. Nic jej nie powiedział, więc
ta zaczęła prychać, idąc z nim spacerkiem do miasteczka. Dopiero po wejściu do
„Zakurzonej lampy” opowiedział jej prawie wszystko i rozczarował, że randka nie
doszła do skutku ze znanych jej powodów. Ta kobieta i w ogóle jej rodzina,
szczególnie teraz, kiedy miał z nimi więcej do czynienia, zadziwiali go w
każdej chwili. Dobrze byłoby mieszkać obok nich i wiedzieć, że ma się w pobliżu
dobrych przyjaciół, ale takich w Detroit też miał.
Usiadłszy
z pełną szklanką wody, zabrał się do pracy. Najpierw umieścił ważne informacje
na stronie internetowej – całe szczęście Donna znała wszystkie hasła, więc nie
miał z tym problemów, a później rozpoczął mozolne pisanie emaili oraz
dzwonienie do klientów.
Koło
czternastej wpadła Donna i zaprosiła go na obiad do pobliskiego baru. Jeżeli
ktoś chciał skosztować tradycyjnej i wyjątkowo smacznej kuchni, zaglądał tylko
i wyłącznie do baru Nory Bishop. Kobieta wraz z rodziną od lat prowadziła to
miejsce, zdobywając coraz to nowych klientów. Turyści tak bardzo upodobali
sobie „Bon appetit”, że w czasie swojego pobytu często zamawiali nawet dania na
wynos, kiedy wybierali się na długie wycieczki. Do tego panowała tu domowa atmosfera,
chociaż w kwestii wystroju, zdaniem Mikaela, właścicielka mogłaby ominąć kilka
epok i urządzić tutaj coś nowoczesnego. Z tym, że pojawiało się zasadnicze
pytanie: czy wtedy nadal byłoby tu tak miło i domowo? Wątpił w to.
Wybrali
miejsce przy oknie, a gdy
spojrzał
w menu, spośród wszystkich przysmaków z trudem wybrał pieczoną na grillu rybę z
surówką. Potrzebował czegoś lekkiego na żołądek, chociaż smaczny stek bardzo go
kusił.
– To
miejsce nie zmieniło się tutaj od lat – powiedział, przyglądając się solniczce
w kształcie kaczuszki.
–
Rzeczywiście. Jadam tutaj codziennie i tak się przyzwyczaiłam do tego widoku,
że nie zwracam na niego uwagi. Nawet te obrusy w czerwoną kratę nie wydają się
już takie brzydkie jak wtedy, kiedy zobaczyłam je pierwszy raz.
Po
złożeniu zamówienia przyjętego przez córkę pani Bishop zajęli się rozmową
dotyczącą antykwariatu. Oboje uzgodnili, że muszą wieczorami posiedzieć nad
finansami, a szczególnie nad tą częścią, która pójdzie na opłacenie
ubezpieczenia za budynek, bo data wpłacenia pieniędzy zbliżała się wielkimi
krokami.
Kelnerka
przyniosła ich dania oraz napoje, życząc smacznego, posyłając przy tym miły
uśmiech w kierunku Mikaela i poszła przyjąć zamówienie do innego stolika. Była
pora obiadu, więc bar zaczynał pękać w szwach.
–
Podobasz się jej. Ty to masz szczęście, amancie.
– Tylko
nie tam, gdzie chciałbym go szukać. – Wziąwszy widelec do ręki nabił na niego
kawałek pomidorka koktajlowego.
– Nie
mów, że ostatnio to szczęście nie spotkało cię tam, gdzie chętnie byś je
widział – zasugerowała. Rozwinęła serwetkę i położyła ją sobie na kolanach.
– Na to
nie narzekam. Niemniej jednak trudno coś powiedzieć, mając za sobą tak krótki
okres znajomości. – Z przyjemnością skosztował doskonale przyrządzoną rybę.
–
Burzliwy okres, jak na dwa dni? Ale jak mówiłam, działaj chłopie, bo wieczne
czekanie sprawi, że obudzisz się samotny, mając pięćdziesiątkę na karku. –
Ukroiła kawałek mięsa i wsunęła go do ust. – Wyśmienite – powiedziała, gdy
przełknęła. – Naprawdę nie chcesz?
– Nie,
dziękuję. Dzwoniłem dzisiaj do warsztatu – od razu rozpoczął inny temat, korzystając
z tego, że Donna skoncentrowała się na posiłku. – Jutro mój samochód ma być
gotowy, więc pojadę do Detroit, załatwię sobie jeszcze ze dwa tygodnie wolnego
i wieczorem wrócę.
– O. A
co szanownemu panu każe tutaj zostać dłużej? – Wbiła w niego swój przenikliwy
wzrok.
– Miałaś
rację, sprawy w antykwariacie zajmą bardzo dużo czasu.
–
Antykwariacie? – Wymownie uniosła brwi.
–
Oczywiście, a ty o czym myślałaś? – Spojrzał na nią z uwagą. Nie musiał pytać,
bo odpowiedź już znał, lecz wolał się upewnić co do tego, o czym ona myśli.
– O
prawdziwym powodzie… a raczej o tym główniejszym powodzie przedłużenia urlopu.
Jayden chyba długo będzie remontował ten dom, więc wydaje mi się, że zostaniesz
jakiś czas w Silent. – Uśmiechnęła się wrednie. – I nie przewracaj mi tu
oczami, bo wiem, że mam rację.
– Ta, ty
zawsze masz rację.
–
Oczywista oczywistość, kolego.
Niedużo
później skończyli obiad, rozmawiając jeszcze o dzieciach Donny, po czym oboje
wrócili do swoich spraw. On jeszcze chciał zrobić parę rzeczy w antykwariacie,
a ona musiała wrócić do pracy.
Idąc w
stronę antykwariatu, spotkał pastora z żoną. Pozdrowił ich, sądząc, że uda mu
się uniknąć rozmowy z nimi, lecz rzecz jasna pastor nie miał zamiaru puszczać
go bez zamienienia z nim kilku słow. Mikael liczył na to, że będą one dotyczyć
tylko obrazów, które za tydzień mężczyzna miał dostać, kiedy uprawomocni się
testament. On, jako krewny zmarłej, miał tydzień, żeby podważyć testament,
jednak nie zamierzał tego robić.
–
Pastorze, Brown. Pani, Brown. – Obojgu skinął uprzejmie głową.
– Witaj,
drogi chłopcze. – Pastor uśmiechnął się serdecznie. – Okropny dzisiaj upał.
–
Potwierdzam.
– Widzę,
że otworzyłeś dzieło swojej babci. – Pastor wskazał na budynek, w którym
mieścił się antykwariat.
–
Jeszcze nie. Na razie zajmuję się sprzedażą wysyłkową, a raczej wypełnieniem
zobowiązań, których podjęła się babcia. Sklep… Nie myślałem nad tym, kiedy go
otworzę. – Sądził, że nie musi tego robić. To tak jakby podjął już decyzję. Problem
w tym, że antykwariat musi na siebie zarabiać, nawet jeżeli sprzeda go za pół
roku, a z tego co widział, to indywidualnych klientów babcia Anna również miała
dużo.
– Pomyśl
nad tym, Mikaelu – wtrąciła żona pastora. – Słyszałam, że turyści pytają, kiedy
sklep będzie ponownie otwarty.
– Pomyślę.
– Cały czas myśli. – Wybaczą państwo, ale mam jeszcze dużo pracy, a jutro muszę
pojechać do domu, aby załatwić kilka spraw.
– Tak,
oczywiście nie zatrzymujemy – rzekł pastor, poklepując go po ramieniu. –
Wpadnij kiedyś na mszę. Brakuje na nich twojej babci. Zawsze najgłośniej
śpiewała.
– Do
widzenia, państwu – pożegnał się, czując ulgę, że pastor nie zaczął go bardziej
namawiać na chodzenie do kościoła. Ciekawe, co by powiedział, na to, że on jest
gejem? A może wiedział. Kto wie, co tam mu babcia naopowiadała w tajemnicy.
Jednakże nie zamierzał się z tym zdradzać. Po co? I tak nie chciał mieszkać w
Silent. Co go tu czekało? Nic. Nawet Jay kiedyś stąd wyjedzie. Nie zapytałem się go skąd pochodzi. Wszystko
da się nadrobić.
*
Po dość
dobrze przespanej nocy, następnego dnia łatwiej było mu wstać, a o szóstej rano
wsiadł w pociąg i pojechał do Detroit. W swoim mieszkaniu był półtorej godziny
później, ponieważ taksówkarz nie mógł przebić się przez poranne korki. Za tym
na pewno nie tęskniłby, gdyby mieszkał w mniejszym mieście lub takim całkiem
malutkim, gdzie do pracy idzie się spacerkiem trzy kilometry.
Z bólem głowy, po kolejnym spotkaniu z koleją,
przejrzał zawartość lodówki. Jego jednopokojowym, najzwyklejszym mieszkaniem
pod jego nieobecność opiekował się Mateo. Przyjaciel ze studiów i ktoś, w kim
się wtedy podkochiwał, ale to nie miało szans, bo mężczyzna wolał duże piersi,
a on bynajmniej nie zamierzał takich mieć i pozbywać się tego, co miał między
nogami. Na całe szczęście miłostka minęła bardzo szybko, a obaj zostali dobrymi
przyjaciółmi. Mateo był bardzo otwartym człowiekiem i to z nim zawsze rozmawiał,
gdy miał jakiś problem. Zdarzało się i jemu być powiernikiem, kiedy przyjaciel
miał kłopoty z kobietami. W końcu spotkał tą jedyną i był teraz szczęśliwym
małżonkiem i ojcem dwuletniego chłopca. Nie wracał do pustego mieszkania, jak Mikael.
Zrobił
sobie kanapkę oraz kawę, później miał zamiar się umyć, przebrać i pojechać do
warsztatu, a z niego do firmy. Liczył na to, że szef da mu jeszcze z dwa
tygodnie wolnego, co najwyżej weźmie bezpłatny urlop, gdyby były jakieś
problemy. Usiadł ciężko na kanapie kupionej za własne pieniądze, bo wiele
rzeczy miał po rodzicach, chociaż zarabiał tyle, że było go stać na nowe. Ich duże
mieszkanie sprzedał, a kupił małe gniazdko tylko dla siebie. Jeżeli kiedyś zwiąże
się z kimś na stałe, to wtedy już z partnerem pomyśli o zamianie tego na coś
większego.
Dokończył
kanapkę i wypił kilka łyków kawy, reszty jakoś nie potrafiąc przełknąć.
Rozmasowując szyję udał się do sypialni po czyste rzeczy. Musiał pomyśleć, co
miał spakować przed wyjazdem i poprosić Mateo o dalszą opiekę nad mieszkaniem.
Spojrzał na parapet. Kwiaty pewnie podlewała Celeste – żona Mateo. On sam
często o nich zapominał. Najchętniej to by się ich pozbył, ale ładnie
wyglądały, a ponadto znajomi przynieśli je w prezencie, bo podobno dom bez
kwiatów nie jest prawdziwym domem. Donna przypadłaby im do gustu. Swoją drogą
nigdy ich ze sobą nie poznał. Może to i dobrze. Donna, Celeste, Mateo czy
Christian w pojedynkę stanowią nie lada wyzwanie, a razem… Wolał o tym nie
myśleć. Nie opędziłby się od swatania, troskliwości, pouczania, jakby był
dzieckiem i zatęskniłby za spokojem – może i nie miał rodziny takiej jak Jay,
ale miał przyjaciół w ich typie. Zaśmiał się w duchu. Uwielbiał tych ludzi i
życzyłby takich przyjaciół każdemu, szczególnie wrogowi.
Poczuł
się winny temu, że jest szczęśliwy, zamiast opłakiwać śmierć babci, ale z
drugiej strony ona walnęłaby go po głowie, wbijając mu do blond łepetyny, że ma
być szczęśliwy i się radować, a nie płakać. Tęsknił za nią i znów pożałował
swoich sentymentów, bo ponownie musiał się strofować za to, że tak mało czasu z
nią spędzał.
Wziął
prysznic, ubrał się w luźne spodnie i białą, cienką oraz obowiązkowo przewiewną
koszulę, bo pomimo ranka już zaczynało przygrzewać. Napisał jeszcze do Mateo,
że jest w Detroit i chciałby się z nim spotkać. Mężczyzna natychmiast odpisał i
podał miejsce oraz godzinę spotkania, więc okazało się, że Mikael miał jeszcze
trzy godziny, żeby załatwić to, po co przyjechał.
W
warsztacie obyło się bez problemów. Zapłacił tyle, na ile wyceniono naprawę tuż
po tym, jak oddał samochód w ręce mechaników. Wsiadł do swojego pięcioletniego
Nissana i wybrał drogę do firmy, w której pracował. Nigdy tak bardzo nie chciał
wziąć urlopu, jak teraz, bo kiedy zapłacił mechanikom, dostał smsa od Jaydena.
Mężczyzna zapytał się go, czy tęskni, bo on tak i wraca pojutrze. Wiedział, że
to, czego chciał to istne szaleństwo, ale nie mógł się temu oprzeć. To tak
jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie, które miało go przyciągać do Jay’a. Poza
tym nie chciał uciekać. Chciał tego mężczyznę. Od dawna nie spotkał kogoś, do
kogo tak by go ciągnęło, przy kim porzuciłby maskę ostrożności. Bardzo nie
chciał, żeby to okazało się błędem, ale wieczne uciekanie faktycznie sprawi, że
kiedyś obudzi się stary i samotny. Przerażało go tylko to, że uwolnił swoje
serce z klatki, ale miał nadzieję, że zrobił dobrze, bo nigdy więcej nie
pozwoli, żeby coś lub ktoś go zniewoliło.
fajne, ale mało mi, a przed nami cały tydzień czekania, pozdro
OdpowiedzUsuńMam podobne odczucia...czekamy tydzien a Jay wyjezdza :(
UsuńNowy rozdział cieszy jak zawsze...szczerze powiedziawszy myślałam, że będzie juz przełom w ich relacjach z racji tego że opowiadanie jest tak krótkie...no nic czekam dalej. Polubiłam to opowiadanie, jest relaksujące i interesujace, schemat delikatnie przelamany z nutką intrygującego klimatu.
OdpowiedzUsuńOsobiście chciałabym żeby to opowiadanie nie zakonczyło się w momencie gdzie bedą razem...chciałabym povzytac chociazby w epilogu jak wyglądała ich relacja po pewnym czasie.
Pozdrawiam
Świetny rozdział! Już nie mogę się doczekać następnego poniedziałku. Nie jestem pewna, ale przy pozdrowieniu pastora, raczej nie powinno być przecinka przed nazwiskiem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Libra
Następny tydzień czekania :c
OdpowiedzUsuńNiedobra ty :D
Rozdział napisany wspaniale - jak zwykle
Dla mnie też za krótko, ale co tam tydzień przed nami.:-)
OdpowiedzUsuńFajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że spodziewałam się czegoś innego w łazience, tym bardziej, że wielkimi krokami zbliżamy się do końca tej historii, ale i tak uważam, że cudownie rozegrałaś tę scenę :)
Ciekawe, co Jay musiał załatwić? Mam nadzieję, że nie oszukuje Mikaela.
Mam nadzieję, że Mikael zaufa swojemu sercu i da szansę Jayowi.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Luano, muszę Ci podziękować, teraz mam trochę na głowie, stres i takie tam, ale gdy przeczytałam dzisiaj nowy rozdział wyluzowałam się i trochę pośmiałam. DZIĘKUJĘ.
OdpowiedzUsuńRozdział cud, miód, orzeszki!
Och, ta akcja w łazience...
"Poradzę sobie, a wy... dokończcie rozmowę."- tia, "ROZMOWĘ"
"Uwielbiał tych ludzi i życzyłby takich przyjaciół każdemu, szczególnie wrogowi."- rozwaliło mnie to! haha
Weny życzę!
~Izzi
Wybacz Luano że tak późno powracam.
OdpowiedzUsuńNa początek przyznam że mnie zaskoczyłaś rozdziałem. Wygląda trochę sentymentalnie i to mnie ujęło. Uwielbiam takie momenty w których bohaterowie pokazują swoje uczucia. Szczególnie martwię się o Mikaela. Naprawdę nie zamierza pozostać na dłużej w Silent? Przecież tu przyszłość stoi przed nim otworem. No i jeszcze jest Jay. Aj jestem ciekawa jak wszystko dalej się potoczy a to zaledwie 4 rozdział;)
posyłam buziaki mocne.
by Nadia Rosmanowa.
"Jeszcze tylko pięć rozdziałów" będzie mnie prześladować do końca życia :D Pięć rozdziałów zawsze przeradza się w kolejne i kolejne :P Jak u ciebie :P Wiem, że lubisz chłopaków :) Więc mam nadzieję, że w końcu się uda :D
OdpowiedzUsuńOprócz tego wiesz, że lubię zakurzoną lampę :) Kojarzy mi się jakoś tak sentymentalnie, uroczo i miło :)
Świetny rozdział (uh powtarzam się ;-;, ale co mogę innego napisać? :D) Uwielbiam Donnę, ta dociekliwość. Dobrze że nie muszę czekać na następny rozdział, bo trudnobyłoby mi usiedzieć.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńz randki jednak nic nie wyszło, Jayden jak widać jest bardzo zainteresowany Mikaelem...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia