6 kwietnia 2015

Zakurzona lampa - Rozdział 3



Dziękuję za komentarze. :*

ROZDZIAŁ 3



Natychmiast zaczął biec co sił w nogach. Słyszał biegnącą za nim Donnę, lecz nie słuchał, co do niego mówiła, a raczej krzyczała. Wbiegł na parcelę, kierując się hałasem dochodzącym zza domu i tumanem kurzu ulatującym do góry, jakby ktoś palił ognisko, wzniecając przy tym mnóstwo dymu. Zaczął przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu swojej komórki, aby w razie czego zadzwonić na pogotowie. Nie miał wątpliwości, że coś się zawaliło. Jeżeli to była ściana, mogą być ranni. Obiegł dom i nagle zatrzymał się, przez co Donna wpadła na niego, omal się nie przewracając. Przytrzymał kobietę, obserwując istne pobojowisko stworzone przez kupę gruzu, a także całych cegieł. Kurz powoli opadał, odsłaniając wielką dziurę po stojącym tu jeszcze wczoraj kominie oraz wściekłego Jaydena pobrudzonego sadzą od stóp po głowę.
– Cholera, mówiłem, żeby tego nie ruszać, dopóki nie będziecie pewni, że wszyscy wyszli z salonu! – wrzasnął Evans. – Górna część i tak już była zniszczona, a reszta komina nie miała tak solidnej konstrukcji, żeby przetrwać prace w tym miejscu! Cały kominek w środku szlag trafił!
– Sorki, szefie. Nawaliliśmy, a przecież taka robota to dla nas nie pierwszyzna.
– Niech to szlag, byłem tam, Benny! To coś mogło mnie przywalić, gdyby poleciało w inną stronę. Już bym sobie oglądał małe, grube aniołki lub wrota piekieł!
– Matias powiedział, że jesteś w drugiej części domu.
– Nie byłem! Teraz to wszystko ma być uprzątnięte! Nawet na koparkę nie zaczekaliście! Nie upewniliście się, czy nie narażacie czyjegoś życia, czy w ogóle trzeba ten komin rozwalać! Co z wami, do diaska?! Działacie jak patałachy!
Mikael obserwował wybuch mężczyzny i domyślał się, że Jayden ostatkiem sił powstrzymuje większą furię. Ręce krzyczącego dygotały, kiedy złapał się za włosy. Jayden mógł właśnie zginąć, więc nie dziwił się jego zachowaniu. Sam na miejscu mężczyzny przestawiłby nosy tym idiotom. Z kim Evans pracuje?
– Jeszcze raz popełnicie błąd, to nie ręczę za siebie! – krzyknął Jayden i odwróciwszy się zatrzymał wzrok na Mikaelu i Donnie. – Nieźle huknęło, nie? Dziwne, że jeszcze słyszę i żyję.
– Szefie…
– Nie teraz, Benny! Nie teraz! – Evans uniósł rękę, uciszając tym gestem budowlańca. Ruszył do budynku, ostrożnie obchodząc stos gruzu.
– Idź za nim. Jest przerażony. – Donna popchnęła Mikaela w odpowiednim kierunku.
Mikael wszedł za mężczyzną do salonu. Do zrujnowanego salonu, mógłby rzec. Tam gdzie stał kominek również leżała sterta gruzu. Uświadomiwszy sobie, że Jayden musiał stać blisko tego miejsca, przez jego ciało przeszedł lodowaty dreszcz. Gdyby któraś z cegieł spadła mu na głowę…
– Napiłbym się czegoś mocniejszego – powiedział w pewnej chwili Jay, także przyglądając się dziurze w ścianie i całemu rumowisku.
– To chodź ze mną. W barku na pewno coś się znajdzie. – Próbował się uśmiechnąć, kiedy piwne oczy zatrzymały się na nim. – Dlaczego pracujesz z tymi ludźmi?
– Bo są świetni, ale dzisiaj popełnili błąd. Cholera jasna. – Przetarł twarz dłońmi, pozostawiając na niej czarne smugi. – Mówiłem im, żeby wszystko sprawdzali po tysiąc razy. To nie demolka, tylko remont.
– Szefie? – W pokoju pojawił się ten, którego Jayden nazywał Bennym.
– Czego?!
– Koparka przyjechała.
– To zabierać się do roboty, za co otrzymujecie pensje?!
– To…
– Wracać do pracy! – Evans przerwał wypowiedź budowlańca. – Mnie nie będzie przez kolejną godzinę, może dłużej.
– W porzo, poradzimy sobie.
– Tak jak poradziliście sobie chwilę temu – burknął Jayden. – Z łazienki też mogę skorzystać? – zapytał Mikaela.
Mikael skinął głową. Poczekał, aż Jay weźmie ze sobą czyste rzeczy oraz przekaże kolegom, co mają robić. Teren posiadłości opuścili chwilę później wraz z czekającą na nich Donną, wcześniej wdającą się w dyskusję z robotnikami.
– Jesteś ich brygadzistą? – zapytała kobieta, od razu zwracając się do poznanego wczoraj mężczyzny na „ty”.
– Ta. Niewdzięczna robota.
– Ta ściana się nie zawali? Wyrwali niezłą dziurę.
– Miejmy nadzieję, że nie.
Mikael zauważył, że Jay jest pogrążony w myślach i dlatego nie mówi za wiele. Na jego miejscu też pewnie by się trochę wycofał, gdyby ledwie kilkanaście minut wcześniej ujrzałby przed oczami retrospekcje z całego swojego życia. Prawdopodobnie Jayden nawet nie miał na to czasu. Ich przeraził huk, a co dopiero jego.
– Mam coś do zrobienia w domu. – Donna położyła rękę na ramieniu przyjaciela. – Przyjdę później i dokończę robotę z tymi kwiatkami. – Nie czekała na odpowiedź Mikaela, natychmiast się oddalając.
– Chyba niechcący spłoszyłem twoją przyjaciółkę – rzucił Jayden.
– Wierz mi, jej się nie da tak łatwo pozbyć. Ona jest jak natrętna mucha. Lata to koła nosa, odganiasz ją, a ta i tak dalej się czepia.

Piętnaście minut później, kiedy Jay zmył z siebie sadzę, Mikael w salonie babci – chyba długo będzie myślał w ten sposób – podszedł do barku. Babcia zawsze miała dla gości jakieś alkohole, więc i tym razem nie zawiódł się. Wziął butelkę wódki i nalał do kieliszka trunku, kątem oka obserwując gościa. Mężczyzna wciąż milczał, nadal wyglądając na roztrzęsionego. Teraz nerwowo chodził po pokoju, oglądając meble. Zatrzymał się tuż przy stojącym w pobliżu okna pianinie. Mikael mógł zaobserwować, trzęsącą się dłoń, kiedy Jayden przesunął palcem po instrumencie. Naprawdę musiał się wystraszyć, skoro jeszcze do tej pory się nie uspokoił. Jay uniósł pokrywę osłaniającą klawisze pianina. Nacisnął jeden z klawiszy, a ten wydał niski dźwięk. Gdy palce uderzyły w kolejne, w pokoju rozbrzmiała melodia starej kołysanki, którą matki śpiewają dzieciom przed zaśnięciem. Dźwięk nie był do końca czysty, gdyż pianino od dawna nie było strojone, ale na Mikaelu zrobiło to wrażenie.
– Umiesz grać.
– Jak byłem mały, uczyłem się grać na pianinie. – Usiadł na małym taboreciku i ponownie ożywił instrument kolejną piosenką. – Stare czasy – dodał melancholijnie Jayden.
Mikael podsunął mu pod nos kieliszek z wódką. Patrzył jak mężczyzna wlewa sobie trunek do gardła i aż sam poczuł na sobie palącą moc alkoholu.
– Tego mi było trzeba.
– Nie jesteś alkoholikiem, co, Jay?
– Nie, ale czasami to uspokaja mi nerwy.
– Nie dziwię ci się.
– Ta.
– Zjesz coś?
– Już jadłem, ale ty się nie krępuj. Słyszę, że twój żołądek woła o żarcie.
Mikael podrapał się z zakłopotaniem po karku, po czym udał się do kuchni zrobić sobie dwie kanapki. Słyszał jak Jayden gra i naprawdę dobrze mu to wychodziło. On w tym względzie był kompletnym beztalenciem. Nawet rysować nie umiał, z czego żartował jego znajomy z Detroit, mówiąc, że nie potrafi naszkicować prostej linii. Artystą to on bynajmniej nie był, za to doskonale znał się na liczbach. Szybko zjadł kanapki, w międzyczasie robiąc kawę dla nich obu. Zwrócił uwagę na to, że Jayden przestał grać, więc wziął oba kubki, chcąc przejść do salonu, ale zatrzymał się w korytarzu, kiedy usłyszał, że Jay z kimś rozmawia.
– Tak, mamo wiem. Wiem, że dla ciebie byłoby lepiej, żebym siedział za biurkiem, ale to nie dla mnie. Wiem jak zginął tata. Nie mam pojęcia, po co Marco do ciebie dzwonił. Nic się nie stało.
Nie chciał podsłuchiwać i zamierzał zawrócić, ale Evans go zobaczył i skinął na niego, żeby wszedł. Zrobiwszy to, postawił kubki na stole, uprzątnął jeszcze gazety, jakimi zajął swój umysł wczoraj wieczorem i przyniósł cukier. Jay nadal rozmawiał ze swoją mamą, która z tego, co się domyślał, musiała bardzo wystraszyć się o syna, bo ten ją uspokajał przez kilka kolejnych minut. Dopiero po zakończeniu rozmowy Mikael powiedział:
– Kawa ci wystygnie.
– Dzięki. Teraz tylko czekać, aż reszta rodzinki będzie dzwonić.
– Zależy im na tobie, to się martwią.
– Marco, to mój kuzyn. Jeden z pracowników. Doniósł mojej mamie o tym, co się stało. – Wsypał do kubka dwie łyżeczki cukru i zamieszał.
– Nie chcę być wścibski, ale twój tata nie żyje? – Mikael oparł łokcie na kolanach, ściskając w rękach kubek.
– Zginął piętnaście lat temu. Wydarzyła się bardzo podobna sytuacja, co dzisiaj. – Usiadł, wzdychając ciężko. Napił się kawy, przymykając przy tym oczy. – Dlatego trochę to mną wstrząsnęło. Na ogół nie okazuję słabości, szczególnie przy kimś obcym, ale…
– Chyba uznaliśmy, że już nie jesteśmy dla siebie obcy. – Uśmiechnął się Mikael. – Poza tym sam bym pewnie narobił w gacie na myśl o tym, że te cegły mogły polecieć na mnie i mnie przygnieść. Na twoim miejscu to nie byłbym taki delikatny w stosunku do pracowników. Popełnili błąd jak każdy, ale z tego, co się zorientowałem, to żaden z nich nie sprawdził, czy komin można zburzyć bezpiecznie i w jaki sposób to zrobić.
– Ta. Wierz mi, że miałem o wiele więcej wybredniejszych słów na końcu języka, ale czasami lepiej się powstrzymać niż powiedzieć za dużo. Gdyby… – wypowiedź przerwał mu dzwoniący telefon. Odstawiwszy kawę na blat odebrał rozmowę. – Co tam, Benny? Cholera jasna, nie mogę tam pojechać. Nie może któryś z was? No, walnąłem kielicha i nie wsiądę za kierownicę – po tych słowach jego wzrok padł na Mikaela. – Ale może ktoś mi pomoże. Okej, będę za dziesięć minut. – Mam sprawę, Mikaelu. Chcesz pobawić się w mojego kierowcę?

*

Bycie kierowcą Jaydena bardzo przydało się Mikaelowi, gdyż zakład kamieniarski, do którego musiał w końcu pojechać, znajdował się w Merinvill, mieście oddalonym o osiem mil od Silent, więc musiałby tłuc się autobusem lub pożyczyć samochód od Johna. To oznaczałoby dwie godziny stania i słuchania męża Donny o tym, że trzeba dbać o jego ukochany samochód, bo to jego cacuszko. Donna zawsze wtedy żartowała, że John bardziej kocha swoje auto niż ją i zaczynała się dyskusja o tym, kto kocha mocniej. Mikael naprawdę nie miał ochoty słuchać tego po raz kolejny i patrzeć na dwoje dorosłych ludzi zachowujących się niczym piętnastolatki. Dlatego też prośba Jaydena pomogła mu w załatwieniu spraw ich obu. On zamówił nową tablicę nagrobną, ładnie ozdobioną, a i okazało się, że Jayden również musi udać się do Merinvill, gdyż potrzebuje konsultacji ze sprzedawcami dekoracji, a poza tym ma spotkanie w tamtejszej hurtowni z materiałami budowlanymi. Mikael nie towarzyszył Evansowi, czekając na mężczyznę w samochodzie. Podobało mu się to, że Jay nawet po wypiciu jednego kieliszka alkoholu nie wsiadał za kierownicę. Nie chciał myśleć o tym, że takim zachowaniem zaczynał mu się podobać. Znał go od wczoraj, więc to niewiele czasu, aby kogoś poznać, ale pierwsze wrażenie odbierał jak najbardziej pozytywnie. Dobrze się przy nim czuł, lubił z nim przebywać, rozmawiać i chciał utrzymać z nim kontakt, zanim wyjedzie stąd on lub Jayden – on sam w dalszym ciągu nie podjął decyzji, co zrobi – bo nowy znajomy kiedyś skończy remont i opuści Silent.
– Do czego w życiu dążysz? – zapytał Jay, wpadając do samochodu z plikiem kartek w ręce.
– Hm? – Już miał przekręcić kluczyk w stacyjce, gdy to zaskakujące pytanie wpadło mu do uszu.
– Czego od życia oczekujesz, pragniesz, co jest twoim celem do osiągnięcia? – Zapiął pas, rzucając szybkie spojrzenie Mikaelowi, by zaraz utkwić je w dokumentach. Przekładając kartki, zabawnie marszczył przy tym brwi.
– Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Brałem to, co w danej chwili dawało życie, nie wybiegając daleko myślami. Skąd takie pytanie?
– Dzisiejszy… incydent dał mi do myślenia. Wiem, czego chcę od życia, tylko tak ciężko to zdobyć.
– Zazwyczaj chcemy tego, co nieosiągalne. – Przekręcił kluczyk w stacyjce, zapalając silnik. – Gdzie jedziemy?
– W sklepie powiedziano mi, że jest tutaj jezioro otoczone szuwarami. Chciałbym je zobaczyć. I nie odpowiedziałeś konkretnie na pytanie.
– Nie mam określonego celu. Biorę życie takim, jakie jest, biorę to, co mi daje. Sam nie wiem, do czego dążę. Na razie najważniejsze dla mnie jest to, żebym miał pracę i mógł dzięki niej wyżyć.
– A związek?
– To już inna para kaloszy. – Przesunął wajchę zmiany biegów, aby wycofać z parkingu. Rozejrzał się, czy ma drogę wolną i ruszył samochodem. Nie chciał mówić o swoich nieudanych związkach i o tym, czego pragnie w tym względzie. To był dla niego trudny temat, a jakoś dziwnie nie chciał poruszać go z Jaydenem. Chociaż podobno to obcym łatwiej się zwierzyć niż komuś bliskiemu. – Szkoda o tym gadać. – Zauważając, że Jayden marszczy twarz, wpatrując się w trzymane przez siebie papiery, złapał okazję do zmiany tematu. – Co ty tam masz, że dziwne miny robisz?
– Rachunki, rachunki i jeszcze raz rachunki. Te ceny są porażające. Nie jestem skąpcem, ale pięćset dolców za żyrandol to już przesada.
– Wstąp do sklepu z antykami[1] a zobaczysz, jakie tam potrafią być ceny za meble po renowacji, a i przed nią też.
– To smykałka mojej siostry. Dogadałyby się z twoją babcią.
– Nie znam twojej siostry, ale coś mi się wydaje, że tak. Zresztą, co się martwisz, nie ty płacisz za rachunki. – Skręciwszy w boczną uliczkę wyjechał poza miasteczko. Już z oddali widać było błyszczącą taflę jeziora, a wokół niego wysokie i niskie szuwary, w których swoje gniazda miało wiele ptaków wodnych. Mikael, zanim wyjechał, bywał tutaj z kolegami, spędzając całe godziny na obserwacji kaczek i ich młodych stawiających pierwsze kroki w wodzie. Chłopcy zazwyczaj chcieli się kąpać w jeziorze, ale to miejsce było pod ochroną ze względu na ptactwo i zabroniono korzystać z wody w celach kąpielowych. Można było usiąść cicho i obserwować faunę i florę tego miejsca. Po wyjeździe ani razu tutaj nie przyjechał, nie ciągnęło go, żeby zwiedzać stare kąty. Zawsze miał inne zajęcia, a od śmierci rodziców to już w ogóle nie chciało mu się nigdzie ruszać. Gdyby nie babcia i dziadek, zapewne nie wróciłby do Silent oraz sąsiednich miejscowości jego rodzinnego miasteczka.
Zatrzymał się w przeznaczonym do tego miejscu. Drogę do jeziora przeszli pieszo. Jayden znów stał się milczący, więc Mikael nie zmuszał go do rozmowy, sam pogrążając się w myślach. Te dotyczyły jego towarzysza, jakby nie mogły skierować się w inną stronę, kiedy Jay szedł obok, a jego włosami bawił się wiatr dolatujący od jeziora. Kątem oka widział kaczkę z młodymi kaczątkami pływającymi po wodzie. Jay, przystanąwszy, zaczął przyglądać się kaczej rodzince, by po chwili spojrzeć w niebo, a później na niego.
Podobasz mi się.
Mikael, słysząc te słowa, w pierwszej chwili chciał się roześmiać, uznając je za żart, ale powaga na twarzy Jaydena powstrzymała go przed tym krokiem. Kiedy ostatnio ktoś mu coś takiego powiedział?
Wiesz, dlaczego ci to powiedziałem?
Bo natknął cię nastrój tego miejsca? – Mikael próbował zażartować, lecz od razu spoważniał.
Bo jedna chwila mogła przesądzić o tym, że już by mnie nie było, więc uznałem, że szkoda tracić czas na udawanie, że nie mam ochoty zaprosić cię na randkę i pocałować.
Mikael miał wrażenie, że uśmiecha się głupio, a sam poczuł się jak nastolatek. Zazwyczaj jego kochankowie brali, co chcieli, bez mówienia o tym. Zawsze wtedy wiedział, jak ma się zachować. Tym razem nawet nie miał pojęcia, co powiedzieć. Jedyne, co przyszło mu do głowy to:
Pierwsza ma być randka czy pocałunek?
– Jestem romantycznym facetem, więc pierwszy pocałunek powinien być po pierwszej randce, ale możemy to zamienić, o ile gdzieś tam nie istnieje jakiś twój partner.
– Nie istnieje – głos mu zadrżał. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw, ale nie miał nic przeciw temu.
– W takim razie nie wiem, czy chcę dalej czekać. – Utkwił wzrok w ustach Mikaela. Chwycił go za rękę i przyciągnął do siebie.
Wstrzymał oddech, czując dotyk dłoni Jaydena na swojej. Nie opierał się, kiedy Jay przyciągnął go do siebie. Westchnął, opierając wolną dłoń na dobrze zbudowanej piersi drugiego mężczyzny. Pochylił lekko głowę w bok, gdy Jayden zbliżył swoje usta do jego. Oddech Evansa owionął jego wargi, które od razu zostały pokryte drugimi, gorącymi i pociągającymi. Uświadomił sobie, że od pierwszej chwili miał ochotę skosztować tych napierających, idealnie łączących się z jego, ust. Ponownie westchnął w chwili, kiedy Jayden chwycił przednimi zębami jego dolną wargę i pociągnął. Mikael dał się porwać mężczyźnie, przywierając do niego całym ciałem. Zarost Jaydena przyjemnie go drapał, a język wdarł się do wewnątrz ust, zapraszając go do zabawy. Naparł mocniej na mężczyznę, samemu pogłębiając pocałunek, łącząc ich języki razem, przejmując nad nim kontrolę. Jay pozwolił mu na to, ssąc jego język, zaciskając palce na plecach, mnąc mu koszulkę. Pocałunek z każdą chwilą stawał się coraz bardziej gorący, a żar warg Jaydena sprawiał, że Mikaelowi ugięły się nogi. Owinął ramię wokół torsu Evansa, całkowicie sprasowując ich ciała ze sobą. Mikaelowi wyrwał się niemy jęk z penetrowanych ust, kiedy Jay wsunął we włosy palce, zaciskając je na blond kosmykach. Ten pocałunek pozwalał Mikaelowi żyć i mógł tak trwać w zapamiętaniu całe wieki, całując tego mężczyznę i gdy ta myśl przebiegła mu po głowie, z szuwarów zerwało się stado kaczek, przerywając ogniste połączenie. Natychmiast odsunęli się od siebie, jednocześnie spoglądając na lecące ptaki. Mikael pierwszy odwrócił od nich wzrok, by przyjrzeć się profilowi mężczyzny. Przystojny, dobrze zbudowany, przez co silny, do tego z kilkudniowym zarostem pociągał go i coraz bardziej intrygował. Bał się tego, chciał uciekać, a zarazem brnąć w to dalej. Ich spojrzenia spotkały się, kiedy Jay popatrzył na niego, uśmiechając się zadziornie.
Zostałeś uratowany przed niechybną utratą cnoty.
Cnotę to ja już straciłem dawno temu, więc o to się nie boję – odparł Mikael, ignorując potężny dreszcz przechodzący w dole kręgosłupa.
Wiatr rozwiał włosy Jay'a, odsłaniając kolczyk mężczyzny. Mikael automatycznie wyciągnął rękę, żeby dotknąć srebrnego kółka. W przeszłości miał słabość do facetów z kolczykami, ale nigdy go nie ciągnęło, żeby sobie zrobić. coś takiego Przypadkiem pogłaskał szyję Jaydena, na co mężczyzna zamruczał niczym zadowolony kocur.
Uważaj, jestem pieszczochem. Gdy zaczniesz mnie tak dotykać, zamienię się w mruczącego leniwca i już zawsze będziesz musiał mnie tak pieścić.
Miła perspektywa spędzenia długich, zimnych wieczorów, leżąc na kanapie przed telewizorem.
– Dodać do tego kocyk i gorącą herbatę z miodem, to już się na to piszę. Odwrócił twarz, całując wnętrze dłoni Mikaela. Szkoda, że musimy wracać, ale wieczorem pozbędę się wcześniej ekipy i skoro pocałunek już był, to co powiesz na wspomnianą randkę? Cmoknął Mikaela w policzek i wciąż nie odsuwając się od niego, trącił policzek nosem, patrząc mu głęboko w oczy.
– Jestem jak najbardziej za – odpowiedział, przesuwając dłonią po zarośniętej szczęce Jaydena. Nie chciał myśleć, co właśnie robił, na co się zgadzał. Nie zastanawiał się nad emocjami, które nim zawładnęły. Sięgnął po to, czego chciał, czyli po smakowite usta drugiego mężczyzny.

*

Donna przybiegła do niego, jak tylko odwiózł Jaydena oraz odstawił samochód. Kobieta przyniosła obiad i przyglądając mu się z zaciekawieniem z powrotem zajęła się przesadzaniem kwiatów. Próbował ignorować jej ciekawość. Usiadł w bujanym fotelu, skupiając swój wzrok na domu naprzeciwko. Kiedy obaj wsiedli do auta po kolejnym pocałunku, czuł się niczym w euforii i ta wciąż nie mijała. Nie rozmawiali na temat pocałunków, gdyż obaj nie czuli takiej potrzeby, skupiając się bardziej na umówieniu na randkę. Jay naprawdę chciał go na nią zabrać, a on nie zamierzał się sprzeciwiać. Całe wieki nie był na randce, a mając duszę romantyka, wyobraził sobie kolację przy świecach z grającym w tle skrzypkiem w wynajętej tylko dla nich sali. Po kolacji zatańczyłby ze swoim partnerem, uwieńczając wszystko czułym pocałunkiem. Problem w tym, że to tylko wyobraźnia. Jayden nie był jego partnerem, a romantyczny posiłek musiał zostać zastąpiony wizytą w barze i udawaniem, że są tylko kumplami. Wcześniej mieli zahaczyć o kino i wszystko to miało odbyć się w Merinvill, bo w miejscowych przybytkach z łatwością natknęliby się na ekipę Jaydena. Ci podobno znali o nim prawdę, ale Jay nie chciał ujawniać jego orientacji przed całym miasteczkiem. Niechybnie koledzy z pracy Jay'a zaraz zaczęliby plotkować na ich temat, co wiązałoby się z rozniesieniem informacji także wśród mieszkańców Silent. Mikael był mu za to wdzięczny, gdyż nie był gotów na ujawnienie się, a dopóki w Silent nie wiedzieli, że Evans był gejem, tak nie bał się reakcji ludzi na ich widok razem. Mieszkańcy byli różni i nie powinien się przejmować reakcjami tych, którzy by go nie zaakceptowali, ale w tym względzie nic nie mógł poradzić na to, że miał obawy. Być może przy boku Jay'a nie bałby się... O czym on myśli? Zna faceta dwa dni, mieli za sobą dwa pełne żaru pocałunki i umówili się na randkę, nic więcej. To będzie tylko jeden jedyny raz, spędzą ze sobą trochę czasu, a później pewnie – za jakiś czas – każdy z nich wyjedzie i zapomną o tym drugim. Nie chciał zawracać sobie głowy niepotrzebnymi rzeczami, nadziejami. Wystarczyło, że robił tak, będąc nastolatkiem i srogo się na tym przejechał. Potem nie było lepiej – zdrady, kłamstwa, dziwne propozycje były… mało powiedziane, że okrutne i obrzydliwe. Nie chciał do tego wracać i nie szukał nikogo na siłę. Po prostu dobrze było czuć się chcianym i miło spędzić czas z kimś, kto się bardzo podobał, a Jay od samego początku go zaciekawił.
Robisz takie dziwne miny, że boję się pytać, o co chodzi. Donna oparła łokcie na barierce, stojąc po jej przeciwnej stronie. Zdjęła rękawiczki robocze.
Ty się nie boisz pytać. Ty nie wiesz, które pytanie zadać jako pierwsze.
No właśnie mam poważny problem, a ty mi nie chcesz w tym pomóc. Uśmiechnęła się zawadiacko. Coś długo wam zeszło załatwianie tych waszych spraw.
Kochana, uprawialiśmy długi, gorący seks.
– Życzę ci tego, ale znam cię i wiem, że nie byłbyś sobą, idąc do łóżka ot tak.
Uważasz, że nie jestem namiętny i na pierwszej randce pozwalam tylko na trzymanie się za rączki? O czym on do licha z nią rozmawia?
Tej namiętności to masz za mało.
Ta.
Za dużo myślisz, zamiast działać. Jayden Evans to bardzo interesujący mężczyzna. Nie tylko na jedną noc. Jest wolny.
Miał ochotę śmiać się lub płakać. Czyżby Donna zdążyła zrobić wywiad na jego temat?
Ten Benny to gadatliwy facet dodała, wrednie się przy tym uśmiechając, jakby odpowiadając na jego pytanie.
– Skończyłaś? Idź już do domu dać mężowi obiadek. Będzie złośliwy i nie powie jej o spotkaniu za kilka godzin. Ta cholera i tak się czegoś domyśla, a on ją z radością pomęczy.
Wredzioch sapnęła z udawaną złością. – Johna jeszcze nie ma, a ja muszę zebrać ogórki i pomidory. Pomożesz mi w tym „panie bujający w chmurach”.
Przewrócił oczami na to ostatnie zdanie. Co za szczęście, że widywali się rzadko i tylko dzwonili do siebie. Nie wytrzymałby na dłuższą metę z tą kobietą. Musiał zapytać jej męża, jak on sobie z nią radzi. Gdy wypowiedział te słowa głośno, dostał kuksańca w bok i to tak silnego, że musiał sobie rozmasować bolące miejsce.
W czasie zrywania warzyw Donna skarciła go, że nie zajrzał nawet do antykwariatu i powiedziała, że jutro mu nie dopuści. Co więcej, zerwie się na godzinkę z pracy i sprawdzi, czy on zajmuje się swoimi obowiązkami. Czuł się w tamtej chwili jak dziecko, którego czeka kara, jeżeli następnego dnia ponownie uda się na wagary. Jednak dzięki niej miał głowę wypełnioną zupełnie innymi myślami niż tymi dotyczącymi Jaydena.
Zajęty późniejszym kiszeniem ogórków – przyjaciółka z trudem namówiła go do tego zadania – nawet nie zorientował się, jak szybko nastał wieczór. W międzyczasie przyszły dzieci Donny, błagając matkę, żeby pozwoliła im zajrzeć do panów budowlańców. Kobieta kategorycznie odmówiła, nie chcąc, żeby przeszkadzali pracującym, a także, aby uniknąć jakiegoś wypadku. Nie podejrzewali, że znów stanie się coś podobnego do tego wydarzenia z rana, ale lepiej dmuchać na zimne. W końcu cała trójka poszła do domu, a on mógł wziąć prysznic, ogolić się i przygotować do wyjścia. Znów powróciła ekscytacja i niecierpliwe oczekiwanie na kolejne spotkanie tymczasowego sąsiada. Evans miał do niego przyjść o dwudziestej. Dzisiaj mieli podłączyć wodę, więc jeżeli to się udało, to Jayden już nie będzie korzystał z jego prysznica. Szkoda, zawsze to były kolejne okazje do spotkania.
Żałował, że nie przywiózł ze sobą wiele rzeczy, ale na całe szczęście miał to, co najważniejsze, czyli zwyczajne dżinsy i prostą koszulkę z kołnierzykiem. Przyjrzał się sobie w lustrze, ciągle nie będąc zadowolony ze swojego wyglądu. Odniósł wrażenie, że pindrzy się jak nastolatka przed pierwszą randką. Nie powinien się tak zachowywać. Był dwudziestoośmioletnim facetem, który co prawda umówił się z pociągającym, seksownym mężczyzną, ale nie musiał na tym punkcie wariować. Odwróciwszy się od lustra spojrzał na zegarek. Jayden już powinien tutaj być. Wyjrzał przez okno, chcąc sprawdzić, czy czasami zza świerków nie widać jego samochodu. Dni były długie, więc na dworze jeszcze nie zapanowała ciemność, więc mógł wszystko doskonale ujrzeć. Niestety, przy domu nie stało żadne auto. Może zegarek mu się śpieszy. Przeszedł do kuchni, żeby na wiszącym na ścianie czasomierzu upewnić się, co do właściwej godziny. Wszystko było w porządku, a on zaczął się powoli niepokoić. Pół godziny spóźnienia to niewiele, ale przeszłość wywierała na niego zbyt duży wpływ. Pół godziny zawsze zamieniało się w godzinę, dwie, a potem facet znikał. Nie podejrzewał, że tak samo zrobiłby Jayden, lecz i tak nie mógł opędzić się od głupich myśli i rozważań. Nie chciał dzwonić do niego, a tym bardziej iść, bo to tak jakby sam się domagał spotkania, ale co, jeśli coś mu się stało? Widział jak ekipa opuszcza plac jakieś dwie godziny temu i od tamtej pory Jay był sam. Pamiętając poranek uczucie niepokoju wkradło się do jego serca. Wyciągnął z kieszeni telefon i zadzwonił do Evansa. Czekał długo, słysząc w głośniku jakąś melodyjkę. Nie znosił funkcji „Granie na czekanie” i sam nigdy jej nie uruchomił. Spróbował kolejny raz, lecz nikt nie odbierał. Wtedy też podjął decyzję, że tam po prostu pójdzie.
Wszedł na teren parceli, zastając zupełną ciszę. Wejście do domu było szeroko otwarte. Wyminął leżące przy nim worki z cementem i wszedłszy w głąb budynku zawołał Jaydena.
– Na górze, łazienka! – krzyk Evansa doleciał z piętra.
Wystraszony nie na żarty, że mężczyźnie coś się stało, wbiegł na schody. Stawiając stopy na co drugim stopniu w mgnieniu oka znalazł się w długim korytarzu.
– Gdzie jesteś?
– Na lewo, trzecie drzwi.
Bez problemów odnalazł łazienkę. Stanąwszy w przejściu zastał tam istne pobojowisko, a raczej wielkie jezioro na podłodze. Z rury w ścianie wylewała się woda, tworząc prysznic, a w środku tego znajdował się Jayden, mając na sobie tylko ręcznik owinięty wokół bioder. Mężczyzna był cały mokry i walczył dzielnie z potopem, próbując zatkać rurę na różne sposoby.
– Cholera, która to już godzina? – zapytał Jay, widząc go ubranego elegancko, ale na pełnym luzie.
– Powinniśmy już być w kinie, ale widzę, że znalazłeś sobie ciekawsze zajęcie.
– Zamiast się śmiać, pomóż mi. Te cholerne rury są starsze niż cały ten świat.
– Bynajmniej. Świat jest starszy. – Zdjąwszy buty oraz koszulkę, wszedł do środka z wielką ulgą na duszy, że to był powód nieprzyjścia Jay’a. Skrzywił się, czując, że stopy chlupoczą mu w wodzie, a niecodzienny prysznic rozpryskuje się na jego ciele. – Masz tu jakiś zawór do zakręcenia wody?
– Też go szlag trafił – powiedział Jayden, zatykając dziurę wolnym ręcznikiem, ale nie na wiele to pomagało.
– No to mamy problem, panie hydrauliku.


[1] Antykwariat to głównie sklep ze starymi książkami, ale to też sklep w którym są antyki.

18 komentarzy:

  1. Świetny rozdział jak zawsze.
    Wesołych świąt itp., itd.
    Akira

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział no ale to nic nowego bo ty zawsze piszesz cudownie :) juz nie moge sie doczekac kolejnego poniedzialku :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział, tylko że te opowiadanie będzie miało tylko 7 rozdziałów, a już jest na trzecim. Cała akcja dzieje się powoli a już prawie połowa zleciała. Czyli akcja się w następnych rozdziałach rozkręci i przyśpieszy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam dziwne przeczucie co do tego ręcznika xDD
    Rozdział, jak zwykle, super !
    Weny życzę ^_^

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny, jak każdy hehe.
    Dobrze, że nikomu nic się nie stało.
    Ach ten namiętny pocałunek, ha aż dwa!
    Już myślałam, że Jayden wystawił Mikaela... a to problemy z wodą
    Ciekawa jestem jak dalej potoczy się historia w tej łazience hehehe XD
    Wełny życzę ( czemu znowu tak szybko się skończyło chlip chlip- płacze!)
    ~Izzi

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział juz nie mogę sie doczekać dalszego pławienia:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Na poczatek kochana Wesołych świąt Wielkiej nocy.
    Przede wszystkim dużo zdrowia, ciepła i jak najwięcej weny, by spełniały się Twoje literackie marzenia.
    Wracając do opowiadania.
    A jednak coś ich do siebie ciągnie.
    Jay i Mike wyglądjaą razem naprawdę świetnie.
    zwłaszcza, że powaliłaś końcówką. Aż mi się buzia pokazała na twarzy gdy przeczytałam xp.
    I ta scena na końcu;)
    umiesz sprawić że człowiekowi buzia uśmiecha się szeroko.
    Doprawdy masz ten mały dar a ja cię po prostu uwielbiam i będę wciąż to powtarzać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest Mike tylko MiKAEL. Już to było tłumaczone.

      Usuń
  8. Bardzo dobre opowiadanie ;) coraz bardzuej się wciągam !

    OdpowiedzUsuń
  9. Wciągający rozdział :) Pierwszy pocałunek już za nimi, gdyby nie zawalenie komina to akcja ciągła by się i ciągła, a tak to już miała być pierwsza randka, kino i tak dalej, a zamieniła się na randkę w łazience, super romantycznie xD
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)
    P.S. Zauważyłam jedną literówkę w słowie "dopuści" a miało być chyba "odpuści".

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejoo! Chciałabym ci powiedzieć iż z utęsknieniem czekam na kolejne rozdziały. Fantastycznie piszesz i życzę Ci duużoo weny! Kocham twoje opowiadania *.*. Wybacz że się doczepię ale co masz na myśli pisząc "przednimi zębami"? To są jakieś tylne czy coś? xD O_o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przednie - czyli siekacze. Dalej masz kły, czyli część środkowa, a tylne to trzonowce i ząb mądrości. Jayden równie dobrze mógł Mikaela dziabnąć kłami jak wampir. ;D

      Usuń
    2. Dokładnie, Akemi bardzo dobrze to wytłumaczyła. :)

      Usuń
    3. Tooo teraz mam jeszcze większe wyobrażenie tego.... słooodkoo *.*

      Usuń
  11. Witam,
    cudny, jak dobrze, że Jaydenowi się nic nie stało, nie dziwię sie jego roztrzęsieniu po czymś takim, tak właśnie miałam podejrzenia, że chce przy tym jeziorze wyznać Mikelowi, że mu się podoba, jak na razie z randki nici...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie mogę się powstrzymać przed skomentowaniem :D, gdyż rozdział świerny tak jak poprzednie i następne mam nadzieję. :D Główny bohater przypadł mi bardzo do gustu, czytam dalej!

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)