Od tego rozdziału nie mam bety ani żadnego innego korektora. Oprawiam sama, jakby zdarzyły się jakieś błędy, nieścisłości czy cokolwiek proszę mnie poprawić. :)
Dziękuję za komentarze. :)
ROZDZIAŁ
12
Odrzucił ręcznik przyjmując pozycję do
uderzenia. Wyprowadził cios ręką w kierunku worka treningowego, by zaraz po nim
uderzyć w niego nogą. Powtórzył czynności kilka razy, w różnym stadium
szybkości i układach. Mięśnie bolały go od wysiłku, ale właśnie tego chciał, wyładować
gromadzącą się energię w ludzki sposób. Nie był pewny ile czasu upłynęło od
wyjścia Luisa, kiedy ponownie wyczuł jego obecność. Nie zakończył treningu
pozwalając, by partner go obserwował. Kątem oka widział jak ten stoi oparty o
ścianę przyciskając do piersi butelkę wody. Wykonał jeszcze kilka ruchów po
czym zakończył ostatnim, silnym kopniakiem z obrotu. Stanął na pewnych nogach
szybko oddychając. Otarł dłonią pot spływający mu do oczu i zbliżywszy się do
kochanka wyciągnął rękę po wodę. Ten podał mu ją bez słowa.
– Wróciłeś. – Odkręciwszy niebieską
nakrętkę przystawił szyjkę butelki do ust. Pozwolił, żeby chłodna woda wlewała
mu się do gardła zaspokajając pragnienie.
– Ano. – Przyglądał się jak półlitrowa
butelka zostaje opróżniona, a grdyka porusza się w trakcie połykania. Chętnie
by ją polizał. Zamiast tego tylko stał obserwując kochanka.
Alessio odetchnął zakręciwszy puste
opakowanie po wodzie. Odstawiwszy je na podłogę wyprostował się.
– Dzięki.
– Nie ma za co. – Luis przełknął ślinę.
Cholera woń potu powinna go obrzydzać tymczasem połączona z zapachem Alessia
kręciła go, robiąc z jego ciałem dziwne rzeczy. Chciał, żeby Alessio go
pocałował. Tak na początek, a potem wziął nie tylko jego usta. Wcześniej choćby
za drobną insynuację tego rozwaliłby cały ten dom. Obecnie potrzebował tego
jakby był ogarnięty jakąś gorączką. – Jesteś świetny w tym co robisz. – Wskazał
ruchem głowy na worek. – Nauczysz mnie?
– Mam cię trenować? – Alessio podniósł
prawą brew do góry.
– Muszę umieć się obronić, kiedy zajdzie
taka potrzeba, no nie? – Uniósł zaczepnie brwi do góry jako odpowiednik gestu
partnera.
Zmienny wilk cofnąwszy się o kilka
kroków, przechylił głowę na bok. Wysunąwszy przed siebie jedną rękę kiwnął
palcem zapraszając go do siebie.
– Że co teraz? – Pomimo pytania podszedł
do mężczyzny. Ten w szybkim ruchu chwycił go za rękę, obrócił i przycisnąwszy swój
tors do pleców Luisa złapał zębami płatek ucha.
– Zapewne dzisiaj chciałbyś innego
treningu, co? – Trzymał go owiniętą ręką wokół klatki piersiowej, a drugą
przesunął po brzuchu Luisa kierując się w dół w stronę nogi starannie i z
premedytacją omijając strategiczne miejsca. Chłopak w jego ramionach sapnął. –
Chciałbyś, żebym cię wziął na tej podłodze, ławeczce od atlasu czy czymś innym?
Czego byś chciał, Luis?
Chłopak wywinął się z jego ramion, nie
żeby mu w nich było źle, po prostu nie zamierzał mu odpowiadać. Wycofał się o
kilka kroków od partnera, a ten obserwował go drapieżnym spojrzeniem niczym
tygrys czający się na swoją ofiarę.
– Może zamiast pytać, pokazałbyś mi na
co się stać – zaczepiał Luis, powolnym ruchem zdejmując z siebie koszulkę.
Przesunął ręką po swojej szyi, sunąc nią w dół, trącił palcami lewy sutek.
Gładził się po torsie kierując dłoń ku brzuchowi dopóki palce nie schowały się
za paskiem spodni. Jego serce zabiło oszalale, kiedy Alessio ruszył ku niemu.
Luis zatrzymał wzrok na jego kroczu. Pod spodenkami wyraźnie odznaczał się
wzwód. Naprawdę działał na niego niczym najdoskonalszy afrodyzjak i chyba to
pragnienie było odwzajemnione. Nie zdążył nic więcej zrobić, bo Alessio dopadł
go jak swoją ofiarę. Nawet uderzenie plecami o ścianę nie zabolało kiedy seksowne
wargi mężczyzny złączyły się z jego w mocnym, męskim pocałunku odbierającym
zmysły. Ledwie rejestrował to co się działo. Wiedział, że Alessio dobrał się do
jego rozporka pragnąc go rozebrać. Nie pozostał dłużnym. Kiedy usta pożerały
się, a języki splatały ze sobą, ich drążące z niecierpliwości ręce pozbywały
się niepotrzebnych ubrań. Te szybko znalazły miejsce na podłodze pozostając zapomniane.
Teraz spragnione nagie ciała, były badane przez gorące dłonie i nie było w tym
nic z delikatności. Luis czuł, że dotyka go mężczyzna i tym bardziej rozpalał
się. Cholera, cholera, cholera co on ze
mną robi, że czucie jego kutasa przy moim sprawia, iż w mojej głowie pojawiają
się takie obrazy, że ja pierdolę. Zaś jego ręce pozostawiają po sobie parzące
ślady. Niech on nie przestaje mnie dotykać.
Alessio oderwał się od chętnych ust
kochanka schodząc z kąsającymi pocałunkami na jego szyję i obojczyk. Czuł jak
paznokcie Luisa drapią jego plecy, kiedy ich ciała były ze sobą niemal
sprasowane. Zacisnął dłonie na jego pośladkach ściskając je kilka razy mocno i
rozdzielając. Wsunąwszy palce jednej z nich pomiędzy nie, zaskoczony spojrzał
prosto w pokryte mgłą oczy Luisa.
– To po to wyszedłeś.
– Przynajmniej nie będziemy tracić
czasu. – Poszedł na górę, by się przygotować i nawilżyć. Płonął z zażenowania
robiąc sobie palcówkę, ale tak bardzo chciał mieć tego mężczyznę w sobie, że
gotów byłby zrobić to na jego oczach i był pewny, że kochankowi bardzo by się to podobało.
Alessio zawarczał. Odwrócił go przodem
do ściany wysuwając jego tyłek do siebie. Dał Luisowi solidnego klapsa patrząc
jak skóra na pośladku robi się czerwona. Gdyby miał przy sobie pejcz… Zadrżał
na samą myśl o tym. Gdy tylko Luis się zgodzi chciałby tak wiele mu pokazać i
tak wiele mu dać przyjemności o jakiej chłopak nie miał pojęcia. Ponownie zawarczał
zaciskając zęby na jego szyi i wsunął w niego dwa palce. Luis nawet na chwilę
się nie zacisnął, był gotów. Wyjąwszy palce przystawił swojego penisa do jego
dziurki i jednym pchnięciem zagłębił się w nim. Otoczyła go jedwabna miękkość
ścianek tunelu i chciał tylko pieprzyć swojego partnera.
Luis gdyby mógł wbiłby paznokcie w
ścianę, ale tylko krzyknął na to wrażenie wypełnienia. Niemal automatycznie
wcisnął swój tyłek w krocze mężczyzny. Idealnie do siebie pasowali. Oparł
rozgrzane czoło o zimną powierzchnię cały dygocząc. Rozsunął bardziej nogi, by
dać do siebie najlepszy dostęp. Działał instynktownie jakby od zawsze wiedział
jak się ustawić, by im obu było dobrze.
– Rusz się.
– Powiedz mi co mam zrobić? – Alessio z
pełną premedytacją nie poruszył się. Niech go Luis błaga o każde pchnięcie.
– Wiesz co. – Poruszył tyłkiem robiąc
kółko. Byli ze sobą złączeni, on był spragniony czegoś o czym jeszcze trudno
przychodziło mu mówić.
– Mam zerżnąć twój tyłek. – Chwycił jego
udo i uniósł je do góry na tyle, że jeszcze głębiej mógł się w niego wbić. –
Mój fiut tylko na to czeka. Powiedz czy tego chcesz, kochanie. – Polizał go po
szyi.
– Pieprz mnie, kurwa, Alessio – krzyknął
prawie płaczliwym głosem. Chciał czegoś ostrego, czegoś czego nie znał. Miał
takie uczucie podobne do tego kiedy był blisko orgazmu i nagle ten orgazm
zostałby mu zabrany, a jego ciało nie zaznałoby zaspokojenia. To było co
innego, nawet tego nie mógł nazwać, opisać, lecz chciał tego czegoś ponad
wszystko. – Proszę. – Drapał paznokciami ścianę. Nogi mu drżały, zaczynały go
boleć, a mężczyzna przyciskał go do ściany nie pieprząc go.
– Ciii. – Właśnie na to czekał. Na to
specyficzne pragnienie Luisa. – Zaraz wszystko dostaniesz. – W życiu by go nie
zostawił w pełni niezaspokojonego. Ruszył delikatnie biodrami na co chłopak od
razu zareagował bardziej mu się nadstawiając. Pchnął kolejny raz, tym razem
mocniej, ale nie na tyle żeby wywołać okrzyki przyjemności z soczystych ust
kochanka. Jego wzrok zatrzymał się nagle na ławeczce od jednego w przyrządów do
ćwiczeń. Wysunął się z ciała kochanka. Na co ten spojrzał przez ramię z
pretensją. Chwycił jego twarz całując go mocno. – Zaraz dostaniesz to na co
czekasz – powiedział. Popchnął go w stronę ławeczki. – Poczekaj.
Luis jakby czytał w myślach kochanka
wiedział o co Alessiowi chodziło, więc kiedy mężczyzna posłał na ławeczce
ręcznik uklęknął na niej jednym kolanem, drugą nogę zostawiając na podłodze.
Wypiął się w stronę kochanka jak ta suka w rui, o której wcześniej nie chciał
myśleć. Teraz nic nie było ważne poza tym, że podobał się taki Alessiowi. Oparł
dłonie na czymś metalowym i obejrzał się przez ramię. Kochanek stanął za nim na
ugiętych nogach, położył te swoje cholernie seksowne ręce na jego biodrach i
ponownie wsunął się w niego. Tym razem dał mu to na co Luis czekał. Chwilę
później w całej siłowni rozbrzmiały jęki i postękiwania obu mężczyzn.
Alessio wziął w swoje posiadanie tyłek
Luisa wbijając się w niego i patrząc jak jego penis pojawia się i chowa w
ciasnym tunelu. Wykonywał różne ruchy. Raz płytkie i szybkie, raz powolne i
głębokie rejestrując, na które bardziej reaguje kochanek. Zdjął jego nogę z
ławki doprowadzając do tego, że prawie usiedli. Luis pochylił się bardziej,
niemal leżąc na ławeczce. Alessio okrył go swoim ciałem chcąc mieć z nim
większy kontakt.
– O tak. Pieprz mnie. Szybciej. Błagam,
nie zwalniaj mmmmnnn – prosił Luis. Spłonąłby ze wstydu słysząc sam siebie, ale
teraz poza rozkoszą nic go nie obchodziło. – Strzep mi. – Sam nadal trzymał się
maszyny przed sobą, żeby nie upaść na twarz i nie mógł tego zrobić, a strasznie
potrzebował dotyku na swoim spragnionym penisie. Alessio nie spełnił jego życzenia,
tylko wyprostował się, zmienił kąt pchnięć co posłało po jego ciele kolejną
falę przyjemności. Ta doprowadziła do tego, że spuścił się na ręcznik bez
żadnego dotyku, tylko dzięki temu, że jego tyłek otrzymywał tak dobre bodźce
przez pieszczenie jego prostaty. Partner doszedł razem z nim, a teraz opadłszy
na niego całował go leniwie po plecach szepcząc słowa miłości i oddania.
Wyszedłszy z niego przyciągnął do siebie
Luisa. Chwyciwszy jego brodę dwoma palcami obrócił mu lekko głowę i złożył
lekki pocałunek na ustach chłopaka.
– Cudowny i idealny.
– Co?
– Mówię, że jesteś…
– Słyszałem, Alessio. – Czuł, że jest w
błogim nastroju. W końcu w pełni nasycony odetchnął. Naprawdę nie chciał sobie
przypominać tego co mówił i robił. I czy w którymś momencie Alessio nie
wspomniał coś o pejczu. Przez jego ciało przebiegły dziwne iskry i nie były
nieprzyjemne. W nim naprawdę coś jest i to się budzi przy tym mężczyźnie. Na
pewno nie będzie na to narzekał. – To co prysznic? Jak uda mi się wstać.
– Mhm. – Pomógł Luisowi podnieść się, z
lubością obserwując jego pośladki. Wsunął pomiędzy nie palce podrażniając
dziurkę, z której wypływała sperma.
Odwrócił się w ramionach kochanka nie
mając nic przeciw temu co robił Alessio. Pocałował go w brodę, policzek i usta
obejmując kochanka w pasie. Dobrze mu przy nim było i nie miał na myśli tylko
seksu.
***
Szybko wzięli prysznic w łazience przy
siłowni. Myjąc wzajemnie swoje ciała obdarzali się przy tym mokrymi pocałunkami
niczym nastolatki. Obaj byli w pełni zaspokojeni, więc nie w głowie im były
inne zabawy. Teraz żądza sparowania ustąpiła miejsce wyznawaniu sobie miłości w
całkiem inny sposób.
– Coś ty ze mną zrobił? – zapytał Luis
wycierając się puchatym ręcznikiem jaki wziął ze stosu innych ułożonych na
półce. Gdy był suchy wyrzucił go do kosza na pranie dołączając go do tamtego
jaki został oznaczony jego namiętnymi chwilami z partnerem.
– To nie moja wina. Podziękuj za to
więzi, sparowaniu i swojej chcicy na mnie. – Klepnął go w tyłek. Nagi przeszedł
do siłowni, by tam się ubrać w rzeczy w jakich tu przyszedł. Czekała go trudna
rozmowa z Luisem i nie bardzo wiedział jak ją zacząć. Na szczęście jego ciało i
wilk były spokojne, bez problemu mógł w razie czego uspokoić partnera stając
się dla niego oparciem jakiego każdy w swoim życiu potrzebował od ukochanej
osoby. Poczekał tylko aż Luis się ubierze, po czym wziąwszy go za rękę
zaprowadził na jedną z ławeczek. Usiadł na niej okrakiem, jak zwykł siadać na
krzesłach, tylko tutaj brakowało mu oparcia z przodu, żeby mógł na nim położyć
ręce.
Luis widząc poważną twarz kochanka
usiadł do niego przodem wykonując lustrzane odbicie.
– Co jest? – Bawił się palcami Alessia
odczuwając coraz większe zdenerwowanie.
– Jak ty jadłeś i rozmawiałeś z
Christianem, jego partnerzy powiedzieli mi, że o świcie znaleziono ciało
Henry’ego. – Luis wzmocnił uścisk na jego dłoni.
– Dopadli go tak?
– Pewność będziemy mieli po tym jak
zrobią mu sekcję, bo na razie wygląda to na zabójstwo podczas napadu. Dopiero
sekcja wykaże czy nie ma innych obrażeń i w końcu poznamy prawdę o Henrym. Nasi
policyjni zmienni już przeszukują bazy danych.
– Powiedz wprost, dopadli go?
– Tak. Nie wierzę w sfingowany napad.
Luis nacisnął dwoma palcami nasadę nosa.
Ta informacja go trochę przygnębiła, bo lubił Henry’ego, mimo że mało go znał.
Poza tym niebezpieczeństwo było realne i dla tamtych drani, o ile to oni zabili
jego znajomego, nic nie było niemożliwe. Dopadli Henry’ego to i dopadną jego. Zaczął
się denerwować. Delikatny dotyk spowodował, że zatopił oczy w tych drugich.
– Nic ci nie grozi. Będą mieli ze mną do
czynienia jak tylko włos ci z głowy spadnie. Rozumiesz? Masz mnie, sforę i
tobie oraz twojej rodzinie nie stanie się krzywda.
– Bardziej się boję o moją rodzinę.
– Są bezpieczni. Zaufaj Danielowi. Wrócą
jak znajdziemy tych gangsterów. – Przyciągnął chłopaka do siebie wtulając nos w
jego króciutkie włosy. – Kocham cię i zrobię wszystko, żebyś był bezpieczny.
Oddał uścisk nie mogąc na razie
odpowiedzieć na jego słowa. Musiał być pewny, że to co czuł to naprawdę miłość,
nie tylko zwykłe zakochanie. Czuł się jednak źle nie mogąc obdarzyć go tymi
słowami. Z zakłopotania wyrwał go dźwięk komórki Alessia. Odsunąwszy się od niego
pozwolił mu odebrać telefon starając się nie myśleć o tym co może się stać.
***
Dziesięć minut później szli alejką w
stronę warsztatu Madrasa. Wiadomość, jaką dostał Alessio sprawiła, że mężczyzna
wystrzelił jak w procy. W końcu odnaleziono jego auto, na co już stracił
nadzieję. Bał się, że ten dupek Arthur gdzieś je wywiózł i pewnie teraz jest
przerabiane na żyletki. Tymczasem zadzwonił Madras i powiedział mu, że jego
samochód został odnaleziony przez całkowity przypadek i jest u niego.
– Madras! – zawołał beta wchodząc do
wielkiej hali.
– Tutaj! – głos wielkiego mężczyzny
doleciał z głębi warsztatu. Gdy zauważył przybyłych zrobił dziwną minę i
wskazał ręką na ukochane mechaniczne dziecko swojego bety.
Acardi nie wierzył w to co zobaczył.
Zaczął ostrożnie oglądać coś co wyglądało jak jego samochód. Jego ukochane
cacko było pokryte szlamem. Grubą warstwą mułu spływającego na beton. To coś
oblepiało karoserię, siedzenia, deskę rozdzielczą dostając się wszędzie gdzie
udało mu się wpłynąć. Otwarta maska pokazała mechaniczne wnętrze pojazdu.
Silnika nie było wręcz widać spod warstwy błota.
– Gdzie…
– W bagnie. Zatonął po sam dach. Jacyś
przechodnie robiący zdjęcia zauważyli antenę i zawiadomili nas. Razem z Pietro
i Davym wyciągnęliśmy go i przywieźliśmy – odpowiedział Madras górując nad
oboma mężczyznami. – Pytanie, beto, co chcesz żebyśmy z nim zrobili.
Doprowadzenie go do stanu używalności będzie trudne. Muł wlazł wszędzie gdzie
się dało. Trzeba go umyć, a potem wymienić wszystko co trzeba będzie, nawet
siedzenia. – Zmienny o posturze niedźwiedzia patrzył to na samochód w opłakanym
stanie, to na swojego betę ledwie trzymającego się, by nie zapłakać nad
utraconym dzieckiem. – To jaka jest twoja decyzja? Oddajesz go nam i przez
następne tygodnie może uda się go doprowadzić do stanu używalności, czy
pozwolisz mu odejść?
Alessio chwycił się za włosy. Makabryczny
widok przyprawiał go o ból serca. Jego piękny, biały Jeep Wrangler Unlimited
odszedł w zapomnienie. Z reguły nie przywiązywał się do rzeczy, ale ten
samochód uwielbiał. Wyczuł, że Luis zbliżył się do niego. Popatrzył na partnera
i odetchnął głęboko. Co tam samochód ma jego. Ma kogoś kogo kochał, chciał
chronić i być z nim. Owinął jedną rękę wokół pasa Luisa. Przesunąwszy wzrok w
stronę Madrasa czekającego na odpowiedź, rzekł:
– Zniszcz go.
– Nie! – krzyknął Luis. – Madras
powiedział, że może uda się coś zrobić. Warto spróbować. Co byłoby gdybyś
poddał się jak chodziło o mnie? – Ucałował go w kark. Miał gdzieś to, że
mechanik się na nich gapi. Zresztą polubił tego wielkoluda.
– Poddałem się.
– Przez chwilę, bo byłem głupi i
zrezygnowałem ze szczęścia odpychając ciebie…
– Wybaczcie, ale będziecie się obdarzać
lukrem jak będziecie sami – przerwał im Madras – a teraz męska decyzja, co mam
z tym zrobić?
Alessio postanowił, że niech próbują
doprowadzić do odrodzenia się jego auta, ale gdyby to nie było możliwe, niech
go ze złomują. Madras chyba z ulgą przyjął tę decyzję, bo to było kolejne
wyzwanie jakiego mógł się podjąć. Prawie zacierał ręce gdy wychodzili, wołając
swoich współpracowników i krzycząc na nich by się nie opierdalali, bo czeka ich
masa roboty.
Partnerzy wrócili do domu – spragnieni i
głodni – akurat na obiad. W kuchni panował ruch i każdy przekrzykiwał każdego.
Jakaś kobieta kazała im usiąść i w mgnieniu oka przed nimi pojawił się soczysty
stek, ziemniaki oraz surówka. Luis zabrał się za jedzenie, gdy coś na ręku
Christiana siedzącego naprzeciw niego i karmiącego swojego syna zwróciło jego
uwagę.
– Chris, co to jest? – zapytał gdy
przełknął.
– Co?
– To co masz na dłoni.
Zmienny smok spojrzał na swoją dłoń. Ozdoba,
jaką nosił składała się z trzech pierścieni, które zostały nałożone na palce
jeden obok drugiego. Z nich rozciągały się trzy łańcuszki ozdabiając zewnętrzną
część dłoni i kończyły czymś w rodzaju bransolety. Wszystko zostało udekorowane
szmaragdami, a tuż przy pierścionkach były małe dzwoneczki.[1] Uśmiechnął się.
– To prezent od moich mężczyzn. To jest
marokańska ozdoba na dłoń. A co?
– Coś w tym stylu, tylko, nie obraź się,
ale męskim stylu, miał na dłoni jeden z tych facetów, którzy chcieli mnie zabić.
Przypominam sobie, że to coś miało jakby obrączkę, przez dłoń prowadził z niej
łańcuch będąc do czegoś przyczepionym. Teraz domyślam się, że tam mogła być
podobna obręcz jak na palcu… – po jego słowach w kuchni zapanowała cisza.
Rozejrzał się wokół. Bycie w centrum uwagi nie było jego marzeniem. Dwanaście
par oczu gapiło się na niego jak na kogoś kogo widzą pierwszy raz w życiu. –
Hm?
– Jeżeli to jest ktoś o kim myślę – głos
zabrał Martin odsuwając od siebie pusty talerz – to wiemy kim jest ten
skurwiel. Zjedzcie i przyjdźcie do gabinetu – powiedział podnosząc się zza stołu
i zostawiając Luisa z opadniętą szczęką.
[1] Chris
miał mniej więcej coś takiego na dłoni, tylko zmieniłam kolor i rodzaj kamieni
szlachetnych: http://skarbymaroka.pl/442-566-large/marokaska-ozdoba-na-dlo-z-cudownymi-dzwoneczkami-.jpg
Super rozdział ^.^
OdpowiedzUsuńZnowu zostawiłaś taki niedosyt XD
Nie moge sie doczekać następnego ale teraz do szkoły
Pozdro i WENY
Uuuu.. Jakiś skurwiel :D Podoba mi się to.
OdpowiedzUsuńTak w ogóle to batdzo dobry rozdział, jak na to, że nie masz bety to radzisz spbieświetnie, ja nie jestem w stanie wyłapywać własnych błedów, nawet tych najprostrzych...
Tak ps. W ich domu trzeba chyba bardzo uważać gdzie się wchodzi ;)
Trzeba uważać, ale ja to bym tak chętnie weszła i popatrzyła na Alessia i Luisa. :D
Usuńjak się zrobi ostrzej to wejdę i popatrzę :D świetny rozdział Lu :)
UsuńNo nie no znowu w takim momencie i znowu TYDZIEŃ. Ehh poniedziałki są jednocześnie miłe i frustrujące :D
OdpowiedzUsuńA reraz kończąc zrzędzenie i przechodząc do rzeczy.
Całkiem niezła scena w siłowni, zgadzam się z Anonimem, trzeba bardzo uważać gdzie się wchodzi :P
A jak z tym pejczem wyjechałaś, to się nie mogę doczekać następnej. Ja rozumiem, delikatny i czuły seks jest spoko, ale do nich to po prostu lepiej pasuje i już :)
Fajna ta bransoletka nawet i to “tylko, nie obraź się, w męskim stylu“ hahah :D
Radzisz sobie świetnie bez bety, parę błędów chyba było ale ogólnie to spoko
Weny i do przyszłego tygodnia :*
Muszę przyznać że cieszę się że postanowiłaś dodawać rozdziały w poniedziałek.
OdpowiedzUsuńO wiele przyjemniej się czyta i znosi ten koszmarny dzień.
Muszę przyznać że coraz lepiej mi się czyta o Luisie i Alessio.
Na początku byłam sceptycznie nastawiona do tej pary, ale z czasem naprawę się wkręciłam.
I ta końcówka.
Że też wiesz kiedy przerwać rozdział i znowu cały tydzien oczekiwania.
Postaram się jakoś wytrzymać ale będzie bardzo ciężko.
Czuje że Luis ma dobry wpływ na Alessio i naprawdę pod wrażeniem jestem zmian jakie zaszły.
Pozdrawiam mocno i czekam na ciąg dalszy.
Nareszcie! Przez cały tydzień czekałam, ale opłacało się :) To opowiadanie wciągnęło mnie na całego. Nie mogę się doczekać, aż dowiemy się, kto jest w tej mafii. Coraz bardziej przywiązuję się do Alessio i Luisa i ciężko będzie mi się z nimi rozstać :( Pociesza mnie to, że pewnie po tym opowiadaniu pojawi się następne i mam nadzieję, że jeszcze lepsze :)
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny :)
~Genuine
Odrobinę się zawiodłam :( Nie licząc tego, iż prawdopodobnie poznano tożsamość drania, który zaatakował Lousia, to już drugi rozdział z rzędu jest bardzo mało akcji, a fabuła skupia się na związku L i A :( Szkoda; liczyłam na bardziej rozwiniętą akcję zamiast dłuuugiego opisu miłości bohaterów :( Trzecia część tego opowiadania zdecydowanie nie zachwyca mnie tak bardzo, jak dwie poprzednie - uważam, iż były one znacznie lepsze od obecnie publikowanej części. Jednocześnie intryguje mnie zmienny tygrys i nie mogę się doczekać chwili, w której przedstawisz Nam jego historię :)
OdpowiedzUsuńNa szczęście, koniec rozdziału zachęca do dalszego czytania :)
Serdecznie pozdrawiam,
Sarabeth M.
nie-tylko-yaoi-czlowiek-zyje.blogspot.com
To jest raczej romans, więc będzie więcej relacji pomiędzy A i L, opis ich wszelakiej miłości itd. Wątek kryminalny to tylko tło dla ich historii. :)
UsuńCzasami niewiele potrzeba, by wpaść na ważny trop. :D Chris naprawdę jest im potrzebny, bo bez jego intrygującego charakteru ozdoba pewnie wyglądałaby zupełnie inaczej. xD
OdpowiedzUsuńCo mi się diabelnie podoba - Luis nie dramatyzował po wiadomości o śmierci kolegi. Fakt, pewnie się wkurzył no i boi się o rodzinę, jednak nie rzucał czym popadnie.
Co na minus - trochę - jak dla mnie, oczywiście - za dużo wulgarności.
Oby udało się naprawić samochód ;3
To moje trzecie podejście do pisania komentarza i mam nadzieje że tym razem się uda :)
OdpowiedzUsuńRozdział rewelacja:) (Jak zawsze )
Podoba mi się zmiana jaka zachodzi w Luisie.
Zwłaszcza to jak otwiera się na baraszkowanie z Alessio.
To jak wyszedł z inicjatywą i sam się przygotował-po prosty super. ( chociaż myślę że Alessio z chęcią by na to popatrzył :D)
Cóż może następnym razie ;P
Auta szkoda i mam nadzieje że Madras sobie poradzi.
A ozdoba na rękę rewelacja :)
Czekam na nexta
No i czekam też aż pejczyk pójdzie w tango ;D
Luisowi na pewno się spodoba :)
Pozdrawiam
Weny życze
lucynaleg
Świetny rozdział. Bardzo mi się podobał dzisiejszy rozdział. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńTa część o zmiennych jest najlepsza. Nikt nie jęczy, nie płacze; bo ty to lubisz takich płaczliwych kolesi przedstawiać. A że romans, to oczywiste, a nie akcja, która zwykle i tak dzieje się gdzieś obok. A przynajmniej ja mam takie wrażenie.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystko co napisałaś. Pierwsze twoje opko, jako pierwsze :) I tak jakoś najbardziej mi się podobało. Może dlatego, że tam nikt nie umarł, nikt nie był zgwałcony i takie tam tragedie życiowe, zmuszające bohaterów do łez i ... całej tej denerwującej reszty. Lubie do niego wracać. A pisze tu, bo to na pewno przeczytasz. :))
A pisz dalej. Wszystko przeczytam, a jak jakiś wyraz mi się nie spodoba, to sobie w myślach zamienie na inny (kutas=penis) chodźby...
pozdrawiam.
Witam,
OdpowiedzUsuńno i co Luis? Po co było się tak bronić przed Allisso... jak całym sobą go pragniesz, czyżby sprawa miała ruszyć do przodu, dzięki małemu przypadkowi, że Luis przypomniał sobie o tym, że ten gościu miał ozdobę na ręce podobną do tej, która dostał Christian od swoich partnerów...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia