4 lutego 2014

Jedwabny szal - Rozdział 8

Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Pomyliły mi się dni i sądziłam, że mam wstawić rozdział dopiero 12 lutego. Już ósmy rozdział oddaję dla Was. Gdyby nie komentarze przychodzące na maille pewnie dopiero jutro  bym się zorientowała, że nie dodałam notki. 

Dziękuję za komentarze.


---------------------------------



Poczuł jak mu serce staje, a nogi uginają się pod nim, gdy mózg odebrał Danielowi władzę nad ciałem. Gdyby nadal nie trzymał Martina zdecydowanie upadłby pewnie i wyzionął ducha. Reakcja Martina nie była lepsza, na nieoczekiwaną wiadomość. W dodatku Coleman otworzył usta i ruszał nimi tak jak robi to ryba wyciągnięta z wody. Szok, jaki obaj przeżyli nie równał się z niczym, czego do tej pory doświadczyli.
Trojaczki. O cholera. Pomyślał Daniel, a jego partner wypowiedział te słowa z wielkim trudem.
– Tr... troj... ttttrojaczki?
– Nie ttttrojaczki tylko trojaczki. – Lekarz uśmiechnął się jeszcze szerzej. Szkoda, że nie ma pod ręką kamery, aparatu czy nawet telefonu. Zarejestrowałby ich reakcję, a potem oglądając film pę­kałby ze śmiechu. Mężczyźni zbledli jak prześcieradło, co szczególnie w ciemniejszej karnacji Mar­tina było wysokim osiągnięciem. Przygryzł od środka wargę, by się nie roześmiać na cały głos i po­patrzył na Christiana. Zmienny smok miał oczy jak dwa spodki i gapił się na swoich partnerów. Wi­dać przeżył mniejszy szok od nich.
– Doktorze czy oni mogą gdzieś usiąść? Wolałbym ich nie podnosić z podłogi.
– Masz rację, Chris, nie wolno ci dźwigać. Panowie, za wami są krzesła, więc zajmijcie wygod­ne miejsca – poinformował ich Craig.
– Najpierw trzeba tam dojść – wypalił Daniel, a Christian się roześmiał. Wtedy do obu ogłupiałych zmiennych dotarło, że nie zajęli się swym młodym partnerem. Od razu przypadli do kozetki, jakoś w mgnieniu oka odzyskując siły, i zaczęli jeden przez drugiego pytać:
– Jak się czujesz?
– Czego ci potrzeba?
– Możemy ci jakoś pomóc?
– Kochani, to ja wam mogę pomóc uspokoić się. – Christian wyciągnął rękę i po kolei obu po­głaskał po policzku. Jego spokój wpływał na nich kojąco.
– Dlaczego?
– Nic nam nie jest – dodał Martin.
– Taa. Przez chwilę sądziłem, że potrzebna będzie reanimacja – wtrącił lekarz.
– Jesteś pewny, że to trójka? Ale jak? – Daniel widząc miny całej trójki dodał: – Wiem jak za­szedł, ale aż trójka? Sądziłem, że jedno będzie. Jedno i tyle. Nie więcej.
Chris spojrzał na Daniela z jakimś smutkiem w oczach opatrznie rozumiejąc jego reakcję.
– Chciałeś jedno? Nie jesteś zadowolony, że będziesz ojcem trojaczków? Przepraszam za to. – W jego oczach zakręciły się łzy. Nie chciał, by Daniel był niezadowolony. – Nie powiedziałem wam, że zdarzało się, iż mając dwóch partnerów diamentowe smoki, męskiego rodzaju zachodziły w ciążę bliźniaczą. Tak mówiła mama. Trójka potomstwa zdarzała się bardzo rzadko. Po prostu natura musiała jakoś przeciwdziałać wyginięciu gatunku. Widocznie zamiast dwóch jajeczek moje ciało wyprodukowało ich więcej. I dlatego jest trójka dzieci. Za co cię przepraszam. – Pod koniec jego głos się załamał i odwrócił twarz z powrotem w stronę monitora.
Daniel zmarszczył brwi nie wiedząc, o co jego ukochanemu chodzi.
– Za co ty mnie przepraszasz?
– Za to, że wydam trojaczki, a nie jedno. – Po skroni spłynęła mu łza i wsiąknęła w materiał okry­wający kozetkę. Czuł, że jego brzuch jest wycierany z żelu i kątem oka widział jak zajmuje się tym Martin, a po chwili mężczyzna podciągnął wyżej okrywający go materiał, by zasłonić go przed oczami lekarza.
– Kochanie, ty nie sądzisz chyba, że jestem rozczarowany tym, że dasz nam trójkę zmiennych? - Daniel odwrócił jego twarz w swoją stronę. – Nie płacz. Ja się cieszę. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę. Tylko byłem ciekaw jak to się stało, że troje.
– Po prostu jajeczka dojrzały jednocześnie i najpierw Martin, potem ty... tak szybko... i... stało się.
Daniel otarł mu łzy, a Martin pocałował w rękę. Obaj patrzyli na niego z wielką miłością, teraz przepełnioną uwielbieniem. W końcu Chris się do nich uśmiechnął karcąc siebie w duchu za to, że pomyślał, iż ich rozczarował. Kobiety w ciąży mają swoje humory i on pewnie też będzie wrażliw­szy na cokolwiek nie ważne, że jest mężczyzną.
Craig obserwował ich i czuł pałającą od nich więź. Ta trójka idealnie do siebie pasowała. Pa­trząc na nich odnosiło się wrażenie, że nie ma nic piękniejszego niż ich połączone serca. Chciałby w przyszłości mieć coś takiego. Spotkać osobę, z którą zostanie związany na wieki. Miał już trzysta lat, a coraz mniejsza nadzieja  nadal w nim tkwiła. Nie wiązał się z nikim. Czasem tylko jechał do miasta zażyć przelotnego seksu i tyle. Nadal czekał i chyba będzie wiecznie czekał na partnera. Tak, był gejem i czuł się w tej skórze idealnie. Tym bardziej patrząc na tę trójkę mężczyzn nie związałby się z kobietą. Wierzył, że natura nie zrobi mu psikusa i nie da kobiety za partnerkę. Wtedy przyjąłby ją, kochał i pragnął, ale chciał mężczyzny. Niemniej czasami już obojętne mu to było. Życie w sa­motności nie należało do pięknych.
– Panowie jak jesteście w stanie racjonalnie myśleć – odezwał się – muszę wam przekazać kilka informacji dotyczących Christiana i jego ciąży.
– Powiedz jedną rzecz – przerwał mu Christian. – Czy mogą się ze mną kochać? Nie patrzcie tak na mnie. Mam swoje potrzeby, a oni mi odmówili ich spełnienia. – Oburzył się, gdy jego partne­rzy wraz z lekarzem roześmiali się, ale po chwili i on do nich dołączył, a jego policzki pokryły się szkarłatem.

* * *

Nadal zawstydzony swoim pytaniem, którego nie powstrzymał wszedł do domu. Wygłupił się z tym,   a Daniel z Martinem całą drogę mu z tego powodu dokuczali. Nie było to nic złośliwego. Ra­czej to, co mówili było dla niego podniecające. Samo to, jak Martin powiedział, że mu pozwoli sie­bie ujeździć powodowało ruch w kroczu. Miał na nich chęć dwadzieścia cztery godziny na dobę, a gdyby już nie był tak uspokojony, to nie dałby im spokoju.
W kuchni od razu napił się zimnej wody i odetchnął. Tak wiele się zdarzyło i dzieje. Jak pomy­ślał o przyszłości to zadrżał. Bał się tego, co będzie. Nie chodziło o ciążę. Na jej temat wiele się do­wiedział. Po prostu chodziło o coś więcej. O sforę, o Stonea i całą resztę. Do tego partnerzy powie­dzieli mu, że mają dla niego niespodziankę i zaraz mu o niej powiedzą. Ich tajemniczość trochę go denerwowała.
Pierwszy w kuchni pojawił się Daniel od razu podszedł do niego i wziął go w ramiona. Przesu­nął nosem po szyi Christiana wciągając jego zapach.
– Tak cudownie pachniesz, słońce. Nie mogę się tobą nasycić. Dlatego tak bardzo się cieszę na cały dzień z tobą.
– I będziemy się przez ten dzień kochać do upadłego – dodał Chris.
– Ty tylko o jednym, skarbie. Martin zaraz przyjdzie, musi przygotować się do wyjazdu, i coś ci powiemy. Usiądź. – Podprowadził go do krzesła stojącego przy stole. Wysunął je i wskazał ręką, by Christian usiadł.
Ten zaintrygowany, ale z lekką obawą zajął miejsce. Odrzucił włosy na plecy i oblizał usta.
– Nie wiem czy mam się bać, czy cieszyć z tego, co chcecie mi przekazać.
– Mam nadzieję, że będziesz się cieszył. – Daniel usiadł na drugim meblu i wziął dłonie zmien­nego smoka w swoje. Były mniejsze od jego i doskonale mógł je w swoich schować. – Martin i ja nie możemy się tego doczekać. To miało być później, ale wszystko przyśpieszymy. Mam nadzieję, że da się to zrobić.
– Dziś wszystko załatwię. – Coleman wkroczył do pomieszczenia. Położył neseser i komórkę na stole. Christian zlustrował go wzrokiem. Uwielbiał jak skórzane spodnie opinały się na nogach Martina. Pożerał go wzrokiem akceptując to, co widzi. Każdy mięsień na udzie pracował, a brzuch w obcisłej koszulce... Uch. Miał ochotę go lizać po tym napiętym brzuchu. Dobrze dobrane ubrania na mężczyznach często go kręciły. Wyobraźnia wtedy pracowała na pełnych obrotach. Nie ważne, że wiedział, co partner skrywa pod tymi materiałami. Chciałby mieć przy sobie swoje seksowne ciu­chy. Krótkie szorty, kuse bluzki te takie bardziej kobiece i wąskie rurki. Z tymże prawdopodobnie nie nacieszyłby się nimi zbyt długo. Z tego, co mówił lekarz dość szybko będzie mu rósł brzuch. Bę­dzie wyglądał jak wielki napompowany balon. Gdy powiedział to w gabinecie, partnerzy przytulili go i dodali, że nawet jakby wyglądał jak dwa takie balony to będą go kochać i będzie im się podo­bał.
– To, który mi powie, o co chodzi. – Zabrał dłonie z rąk Daniela i założył ręce na piersi. – Całą drogę coś tam mruczycie pod nosem, na przemian śmiejąc się z moich potrzeb.
– Nigdy nie śmiejemy się z twoich potrzeb, napaleńcu. – Zaśmiał się Martin.
– Napaleńcu? A kto powiedział w samochodzie, że chciałby wyssać mnie i Daniela do ostatniej kropelki? – Uwielbiał to, jaki Martin był do tego chętny. Wielki alfa przed nim na kolanach. Och, to była bardzo realistyczna wizja, ale zapanował nad sobą. – To, o co chodzi?
– Chcemy poprosić kogoś ze Starszych, aby przyjechał jutro i zatwierdził naszą więź.
– Jutro? Już jutro? – Zapytał Chris, a dwaj mężczyźni skinęli głowami. – Sądziłem, że to co naj­mniej za tydzień.
– Przeszkadza ci to? – Martin pogłaskał go po udzie, a dotyk zostawił po sobie ścieżkę ognia.
– Nie, bardzo się cieszę, tylko zaskoczyliście mnie. W co ja się ubiorę i mam nadzieję, że jeste­ście gotowi na to, co się później wydarzy.
– To znaczy? – Alston zmarszczył brwi.
– Wypalanie znaku. Martin, uwierz mi to nie jest jak robienie tatuażu. To jest jak przypiekanie ciała na ogniu. Ból jest olbrzymi.
– Damy radę, kochany. Dla ciebie wszystko. – Martin wstał i pocałował go w policzek. Otarł się twarzą o jego, czując na skórze drobne igiełki zarostu młodego mężczyzny. Chciał zostawić na nim swój zapach i zabrać jego. To samo uczynił z Danielem. Musi mu to wystarczyć na cały dzień. Po ceremonii sprowadzając tu część sfory nie będzie musiał znikać na tak długo, by się wszystkim zająć. Tomas doskonale sobie radzi, ale on musiał pokazać, że partnerstwo nie wyklucza go z przy­wództwa. Jako alfa musiał się troszczyć o wszystkich. – Wrócę do was wieczorem – powiedział i zabrał swoje rzeczy.
– Jesteś głodny? – Zapytał Daniel Christiana.
– Jak wilk. – Puścił mu oczko. – Mam ochotę na jajecznicę i na ciebie. Nie wiem, co lepsze.
– Te małe istoty w tobie – położył rękę na brzuchu partnera – raczej seksem się nie najedzą. Na­karmimy ich, a potem pomyślę czy ciebie też. – Daniel wstał i poszedł do lodówki. Czuł na sobie wzrok Christiana i dobrze mu z tym było. Z tym, że nareszcie jest tak jak marzył. Miał nadzieję, że w ciągu następnych dni będą tu już wszyscy, włącznie z kimś, kogo Chris się nie spodziewa. Dario miał się wszystkim zająć i chociaż było to ryzykowne nie chciał zmieniać planów. Wtajemniczył we wszystko Martina i ten podzielał jego zdanie.
– W co ja się ubiorę na uroczystość? – Zapytał szeptem Russo stając obok niego i zabierając się za krojenie bekonu. Potrzebował mięsa tak samo jak jego partner.
– Zobaczysz. – Dziś po południu mają dostarczyć stroje, ale Christian swój zobaczy dopiero jutro.
– Mam nadzieję, że nie będziecie zawsze decydować za mnie. Jestem mężczyzną i mam swoje zdanie. – Chris postanowił walczyć o swoje jak... smok.
– Masz, ale tę decyzję podjąłem sam. Spodoba ci się. – Cmoknął go w skroń i rozbił jajka. Sam był bardzo głodny.
– Mam nadzieję – mruknął poszukując patelni.
 
* * *

Dzień minął im na wzajemnych przekomarzaniach, kochaniu się i telefonach od Martina. Męż­czyźnie udało się załatwić zgodę Starszyzny na zmianę terminu ich połączenia i jutro w południe zostaną ze sobą związani. To wprawdzie formalność, ale bardzo potrzebna. Przywiózł dobrą wiado­mość późnym popołudniem. Ciut wcześniej przywieziono ich stroje do ceremonii. Christian bardzo chciał je zobaczyć i obraził się, że mu na to nie pozwolono. Na szczęście zarówno Daniel jak i Mar­tin umieli zająć się swym partnerem dość skutecznie, by przestał się gniewać i zapomniał o jakich­kolwiek ubraniach. Przecież do łóżka nie potrzebował niczego. Dopiero następnego dnia pozwolo­no mu zajrzeć do szafy.
– Są piękne – powiedział Christian oglądając stroje. Wszystkie trzy były kremowe ze złotymi nićmi na szyciach. Cienkie spodnie i długie do kolan koszule z rozcięciami po bokach aż do bioder, szerokimi rękawami o delikatnym materiale wywołały zachwyt u młodego zmiennego. Do tego ha­fty dwóch wilków i smoka na przedzie tunik bardzo go wzruszyły. – Sądziłem, że to będą garnitury.
– Nie bierzemy zaślubin w garniturach. To są oficjalne stroje i cieszymy się, że ci się podobają – rzekł Daniel obejmując jedną ręką w pasie Martina. – Starsi tu niedługo będą, więc musimy się przygotować.
– To będziemy tylko my? – Dopytał Russo.
– Nie. Przyjedzie też kilkanaście osób z naszych sfor i będą Langstonowie. Stało się coś, ślicz­ny? – Martin podszedł do Christiana. Wsunął kciuk po jego brodę i podniósł głowę chłopaka do góry. – Posmutniałeś.
– Po prostu nie wiem jak wasi ludzie mnie przyjmą. Nie jestem wilkiem. – Tęsknił też za Sonią i Luisem. W taki dzień powinni tutaj z nim być.
– Jesteś naszym partnerem, ukochanym ich alf. Przyjmą cię, jako swojego. Nie bój się, wszystko będzie dobrze. Teraz pora się przygotować. – Sięgnął do szafy wyjmując jeden ze strojów i podał Christianowi.
– Martin ma rację, będzie dobrze. Poza tym... – Dzwonek do drzwi przerwał Danielowi wypo­wiedź. – Pójdę otworzyć.
– Dlaczego tak zwlekacie ze sprowadzeniem twojej i jego sfory tutaj?
– To są długie procedury. Wielka Rada musi wszystko potwierdzić. Nie możemy od tak opuścić terenu, jaki mieliśmy w mieście. Ktoś go musi przejąć. Dlatego Tomas, mój beta zostanie w mieście i będzie nad wszystkim czuwał. Dario, betę Daniela sprowadzimy tutaj. Nie martw się, dziś już spo­ro wilczków będziesz miał na karku. – Pogłaskał go kciukiem po policzku.
– Dzień dobry. – Do ich sypialni weszła Sheoni. – Daniel powiedział, że mogę tu wejść. Mam to, o co prosiłeś, Chris.
– Doskonale. – Wczoraj wieczorem zadzwonił do niej i chciał, aby przyniosła mu jakieś kosme­tyki. Nie weźmie ślubu nieumalowany. Możliwe, że popełni błąd i przez to inni zmienni będą mieć problem z zaakceptowaniem go. Nie dość, że smok to jeszcze maluje się jak baba, lecz on chciał czuć się dobrze, być piękny dla swych partnerów. Nie wątpił, że dla nich taki jest nawet brudny i spocony, ale w dniu swojego ślubu potrzebował czuć się wyjątkowo. Kobieta podała mu ko­smetyczkę, a gdy jej podziękował wyszła. Wygonił też partnerów dając im ich stroje. Wolał sam się przygotować.
 
* * *
 
Daniel drgnął, gdy Christian zatrzasną za nimi drzwi. Poszli ubrać się do pokoju gościnnego cali podekscytowani. Daniel rozczesał włosy Martina nie szczędząc mu przy tym czułości wszelkiego rodzaju. Wiedział, jak Martin lubi drobne pieszczoty po szyi, pocałunki. Znał go od dawna i każdą reakcję na dany dotyk. Dlatego teraz złapał zębami jego ucho skubiąc je lekko.
– Kochanie, samochody pełne gości już się zjeżdżają. Nie chcemy, by czekali. – Rozsądek Mar­tina pozwolił mu się odsunąć i zapiąć koszulę. Doskonale wiedział, że takie pieszczoty od strony Daniela często kończą się w łóżku, więc wolał to przerwać. – Dziś w nocy zobaczymy, na co cię stać.
– Jakbyś nie wiedział.
– Doskonale wiem. – Puścił mu oczko i pierwszy wyszedł z pokoju. Też musiał odetchnąć, bo jeszcze chwilę, a podnieciłby się. Co nie znaczy, że nie jest przy nim prawie cały czas twardy. Sama myśl o rękach Daniela na sobie... Potrząsnął głową i zszedł na dół. Zobaczył Jacoba rozmawiające­go z jednym z gamm od Daniela. Podszedł do nich z uśmiechem.
– Alfo – Posłuszny gamma skłonił głowę.
– Witaj, Mike. – Powitał chłopaka i poczuł rękę Daniela na swych plecach.
– A gdzie macie Christiana? – Zapytał Jacob.
– Stroi się – odpowiedział Alston. – Widzę, że dobrze czujesz się wśród obcych wilków. Cieszy mnie to, że twoja wataha i ty jesteście przyjaźni. W mieście na teren niektórych sfor się nie wej­dzie bez pozwolenia. Co nie znaczy, że pozwolę swoim ludziom bezkarnie biegać po twoich tere­nach, więc w tym względzie nie miej obaw.
– Mam już za sobą walki o terytoria. Jedna omal nie skończyła się tragedią. Dlatego bardzo się starałem, aby naszymi sąsiadami został ktoś rozsądny – odparł Jacob.
– Starsi przyjechali – wtrącił Martin, który ujrzał przez okno trzech eleganckich mężczyzn. Ich białe włosy powiewały na wietrze. Sylwetki całej trójki odziane były w czarne sięgające za biodra tuniki, szare spodnie z dobrego materiału wyhaftowane były srebrnymi nićmi, które tworzyły wzory jakby opisujące historię zmiennych wilków. Patrząc na nich czuło się od nich siłę, mądrość i do­świadczenie. Gdy byli blisko ufałeś im jak najbliższemu przyjacielowi. Dar bycia kimś ze starszy­zny, dostawali tylko wysoko urodzeni osobnicy, którzy nie mieli mniej niż czterysta lat. Wszyscy musieli wykazać się mądrością życiową, zdolnością przywódczą, cechą dobrego wodza i empatią. Podobnie jak każdy alfa. Wielu chciało się dostać na najwyższe stanowisko, skąd tylko jeden krok do bycia członkiem Wielkiej Rady Zmiennych, lecz niewielu dostawało tę szansę. Zostali wybierani po szczegółowej selekcji i przez głosowanie całej starszyzny, która liczyła obecnie dwudziestu zmiennych.
Martin złapał Daniela za rękę ciągnąc go na zewnątrz, by ich powitać.
 
* * *
 
Christian spojrzał ostatni raz w lustro. Postać w nim miała podkreślone oczy czarną kredką i de­likatnie nałożony na rzęsy tusz. Jasne włosy opadały na plecy, a usta uśmiechały się promiennie. Dziś stanie się pełnoprawnym członkiem sfory. Partnerem dwóch alf zaakceptowanym przez Star­szyznę. Kochankowie wytłumaczyli mu jak ma się to odbyć, dlatego mniej więcej wiedział co miał mówić i robić. Wziął głęboki oddech i skierował się do wyjścia z sypialni. Gdy tylko otworzył drzwi usłyszał rozmowy dochodzące z dworu. Doskonały słuch pozwolił mu rozróżnić głosy swo­ich partnerów, więc sam też skierował się na zewnątrz. Przekroczywszy próg poczuł na sobie wzrok przybyłych na tę uroczystość gości. Nie pokazał obaw, jakie miał w związku z wilczymi istotami. Szedł prosto wśród nich, wzrokiem szukając swych kochanków. W oczach pojawiły mu się iskrzące diamenty, kiedy ujrzał ich stojących przy trzech mężczyznach, z których biła siła, mądrość i rozwa­ga. Wyczuwał, że zmienni są starymi istotami. Nie mieli mniej niż czterysta lat. Ich wzrok spoczął na nim, jakby przewiercał go na wylot, co sprawiało, że odczuwał ciarki przebiegające po plecach. Zwolnił kroku, a jego białe buty wtapiały się w trawę, którą przyszedł czas, by skosić.
Daniel obejrzał się i wyciągnął do niego rękę.
– Chodź, kochanie. Czekaliśmy na ciebie. Już czas. – Nie potrafił oderwać od niego oczu. Miał ochotę wyrzucić wszystkich i zostać tylko z nim i Martinem, a potem pokazać im obu jak ich kocha i pragnie.
Christian splótł z nim palce i już odważniej stanął przed trzema obcymi mężczyznami. Ukłonił się lekko okazując im szacunek.
– Witamy młodzieńcze. Nazywam się Jack Riley, poznaj Milosza Sadwica i Briana Ororca. – Przedstawił mężczyzn ze starszyzny, którzy z nim przybyli. – Bardzo się wszyscy cieszymy, że Da­niel z Martinem odnaleźli ciebie, jako ich partnera – powiedział stojący pośrodku mężczyzna. Wo­kół oczu miał liczne zmarszczki, które jasno określały jego wiek. Zmienni wyglądali jak ludzie oko­ło lat sześćdziesięciu, gdy mieli blisko siedemset lat. Tylko rzadko kto tyle przeżył. – Spotkanie dia­mentowego smoka jest naprawdę maleńką szansą. Dlatego tym bardziej witamy cię w szeregach wilczej sfory. Proszę podajcie sobie ręce.
Martin chwycił ich dłonie stojąc bardzo blisko. Czekała ich przysięga oraz błogosławieństwo. Był bardzo zadowolony, że nikt z wilków nie sprzeciwia się ich byciu razem. Do tej pory, zanim po­dali sobie ręce ktoś miał szansę, by temu zapobiec. Z drugiej strony nikt nie chce sprzeciwić się prawdziwej więzi.
– Więź, którą tu czujemy między wami jest tak silna, że przetrwa całe wieki. Dlatego tym bar­dziej połączenie was na zawsze drogą oficjalną będzie dla mnie przyjemnością. Wymówicie przy­sięgę powtarzając za mną. Zacznie Christian, jako partner najbardziej uległy i jako smok dochodzący do wilczej sfory. Każdy przybyły ma usłyszeć jego przysięgę.
– Moje ciało, dusza, serce na zawsze wiąże się z wami. Moje życie staje się czę… częścią wa­szego jak i wasze mojego. Niech więź chroni nas i po wieki połączy. – Po wieki. Na zawsze on wią­że się z tymi mężczyznami. Nie będzie nigdy nikogo innego w jego życiu, jakie teraz, w tej chwili zmienia się na zawsze. Nie wiedział, co przyniesie przyszłość. Życie nie jest usłane różami, są w nim kolce, nie raz długie i boleśnie kłują, lecz był pewny, że gdy we trzech postarają się, to będzie dobrze. Świadomość, tego jak bardzo ich kocha pomogła mu wypowiedzieć ostatnie zdania: – Chcę być waszym na dobre i na złe. Trwać przy was w każdej chwili naszego życia. Teraz i na zawsze staję się częścią rodziny. – Pod koniec wzruszył się. Od teraz miał drugą rodzinę. Coś, co stracił ze śmiercią mamy.
Daniel i Martin słuchali go z przejęciem, a gdy przyszedł czas na ich przysięgę, każdy z  nich wypowiedział te słowa z powagą, wzruszeniem i obietnicą, że zrobią wszystko, żeby chronić to, co cenne, czyli swego partnera. Od tego momentu nie mieli odwrotu i będą razem nawet po śmierci. Siła, która ich złączyła, była teraz w nich i stali się jednym ciałem i duszą.
– Od tej chwili każde przebywanie oddzielnie przez dłuższy okres niż jeden tydzień, stanie się dla was męką, ale dzięki temu zyskaliście coś więcej. Będziecie dokładniej niż do tej pory odczu­wać potrzeby partnera. Poczujecie jego radość i strach. Każdą zmianę, jaka w nim zajdzie, gdyż za­mknęło się koło, a wraz z nim moc, która was połączyła wnikając w was. Ona jest czymś więcej niż esencją partnerstwa. Jest waszą wspólną duszą.
Christian był wzruszony. Jego partnerzy związali się z nim na wieki nawet po śmierci. Zatwier­dzenie ma też taką siłę, ale to jest coś o wiele silniejszego. Zamrugał szybko powiekami, by ogonić łzy i skupił się na błogosławieństwie. Polegało ono na tym, że każdy ze starszych kładł rękę na gło­wach zaślubionych i odmawiał cichą modlitwę. Po niej do księgi partnerstwa zmiennych zostały wpisane ich nazwiska. Uroczystość zakończyła się, a oni mogli w końcu się objąć. Jak zawsze Chris został wzięty w środek i był z tego strasznie zadowolony. Jego smok wręcz mruczał ze szczęścia. W końcu oderwali się od siebie, by przyjąć życzenia, a potem udać się na skromny posiłek urządzony pod gołym niebem. Zmienny smok nie wiedział, kiedy jego partnerzy to wszystko przygotowali. Czasem tylko patrzył na zegarek, który nosił na lewej ręce. Nie chciał, by inni widzieli jak Daniel i Martin cierpią, gdy będzie się wypalał znak. To jest tak samo intymne, jak seks. Liczył, że do popo­łudnia zamknie się z nimi w sypialni i skryje ich przed niepowołanymi oczami. Przed samym sobą nie chciał się przyznać, że trochę boi się tej sytuacji. Oznaczenia zmiennych wilków w czasie seksu prowadzą do niesamowitych przeżyć cielesnych i emocjonalnych. Oznaczenie smoka sprawia silny ból. To tak jakby przyłożyć do skóry kilka rozgrzanych do czerwoności prętów i trzymać je tak przez kilka minut. Z tym, że ten ból będzie rodził się wewnątrz ramienia i nie raz prowadził do omdleń. Co z tego, że jego partnerzy byli silni, lecz każdy by padł pod naporem boleści.
– Stało się coś? – Martin odgarnął mu włosy z czoła, które nawiał wiatr.
– Znaki. Za dwie godziny...
– Spokojnie za dwie godziny, to ja się myślę z tobą kochać. – Pochylił się i pocałował go zabor­czo w usta. Christian zamruczał z ochotą zarzucając mu ręce na szyję. Nagle cały świat przestał istnieć, gdy był całowany.
– Ekhem. Proszę mi wybaczyć, ale muszę omówić z Martinem kilka spraw.
Oderwali się od siebie. Jack Riley stał przed nimi czekając aż skończą swoje czułości. Daniel powstrzymywał śmiech. Ten mężczyzna za nic nie miał wstydu. Riley byłoby gotów tak czekać pa­trząc na nich dopóki nie skończą się kochać.
– Słucham?
– Musimy omówić połączenie dwóch sfor. I wybór bety – rzekł Daniel.
– Nie będzie to łatwe. Zarówno Tomas jak i Dario są doskonali.
– Tak, Martinie, ale nie może być dwóch bet.
– Dlaczego? Sami powiedzieliście, że nie przenosicie się wszyscy do Arkadii tak od razu – wtrą­cił Christian. – Pewnie nie mam prawa tego mówić, ale dopóki wszyscy się tu nie przeniosą może być dwóch zastępców. Jeden tutaj, drugi tam. I nie rozumiem jak grupa o tak licznej ilości człon­ków nie może mieć dwóch zastępców.
– Kochanie, masz prawo tak mówić. Jesteś naszym partnerem. – Daniel objął go. – Uważam, że to dobry pomysł. Degradowanie jednego z nich mogłoby być dość ciężko odebrane przez Tomasa i Daria. Są bardzo silnymi wilkami. Mają geny przywódców.
– Zdecydujcie w ciągu dwóch tygodni o tej sprawie. Teraz się pożegnam. Moi współpracownicy i ja mamy jeszcze jedną uroczystość.
– Bardzo nam miło, że pan dał radę dziś przyjechać.
– Danielu, twój partner wczoraj jasno dał mi do zrozumienia, że mam to zrobić. Powiedział, że  mnie porwie jak tu nie przybędę.
Daniel uniósł brwi mierząc wzrokiem partnera. W sumie, czego mógł się po nim spodziewać, jak nie tego?
– No, co? – Martin rozłożył ręce na boki. Przecież musiał postraszyć Rileya. Cóż, jego mógł. Nieraz miał z nim do czynienia i wiedział, iż mężczyzna weźmie wszystko za żart.
– Nic kochanie. Nic. – Alston objął Martina w pasie i przyciągnął do swojego boku. – Panie Riley jeszcze raz dziękujemy za przybycie. 

* * *

Dwie godziny później trójka mężczyzn szła w stronę swej sypialni. Ledwie wyrwali się od go­ści. Każdy chciał im pogratulować i porozmawiać. Najwięcej czasu spędzili z Jacobem i jego part­nerką. Christianowi było szkoda, że Justin nie przyszedł. Lecz Jacob powiedział mu, że dla jego brata przebywanie wśród obcych, byłoby zbyt dużym przeżyciem. Tym bardziej zmienny smok chciał wiedzieć, co się kryje za tym strachem przyjaciela. Dlaczego tak się zachowuje, czemu taki jest? Bardzo chciał mu pomóc, ale wpierw musiał wiedzieć jak. Przyrzekł sobie, że z czasem otwo­rzy Justina na to, co traci. Mężczyzna ufał mu, w każdym razie zaczynał ufać. Widocznie uznał go za niegroźnego. Tak sądził. Każdy inny, obcy mógł okazać się dla niego zagrożeniem. Tylko, czemu? Rozumiał jedno, że musi dać czas Justinowi Langstonowi. Naciskanie, przypuszczalnie mo­głoby zerwać tę, na razie, nikłą więź przyjaźni.
– Nad czym tak rozmyślasz? – Zapytał Daniel naciskając klamkę i wpuszczając mężczyzn do środka.
– O niczym konkretnie. – Wszedł pierwszy do pokoju i odwrócił się do swych partnerów.
Ledwie Daniel zamknął za nimi drzwi, Martin złapał się za ramię z krzykiem i upadł na podłogę zwijając się z bólu.

27 komentarzy:

  1. Cuudo, nie umiem się doczekać kolejnego wtorku :3
    ~Carolinaye

    OdpowiedzUsuń
  2. Super super super ! Biedy marti :*

    OdpowiedzUsuń
  3. i znów czekanie...super rozdzialik...pozdrawiam i dziękuje

    OdpowiedzUsuń
  4. ,,Każdy mięsień na udzie pracował, a brzuch w obcisłej koszulce... Uch. Miał ochotę go lizać po tym napiętym brzuchu. '' to zdanie jest dziwne. I wszystko chyba przez powtarzajace sie slowo ,,brzuch''.
    Ten Christian jest cholernie napalony. Caly czas mysli o jednym!
    Szkoda, ze przyjaciele Chrisa nie przyszli na ceremonie. Myslalem, ze jego partnerzy to zalatwia..
    Nie podoba mi sie to, ze maja zamiar uprawiac seks kiedy zmienny smok jest w ciazy. A co jak ktoremus z maluchow cos sie stanie? Jak ktorys z nich umrze? To jest mozliwe i to bardzo. Wgl nie lubie tego, bo przez te wszystkie filmiki w internecie, ze matki w ciazy sie .... za kase.
    Em..z tym makijazem. On uzywal jakiegos podkladu, fluidu czy tylko kredka i tusz?
    I co sie stalo z Martinem? Daniel juz go ugryzl?o.o
    Pozdrawiam



    Damiann

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie Daniel ugryzl tylko Chris*

      Usuń
    2. Jak było napisane w którymś z poprzednich rozdziałów, smoki nie gryzą, tylko po ceremonii na ramieniu partnera wypala się znak. Chris nie ugryzł Martina, tylko znak zaczął się wypalać :)

      Usuń
    3. Dokładnie, znaki się mają wypalić po ceremonii. :)

      Damian, zaręczam, że dzieciom nic się nie stanie w czasie seksu. Każda kobieta w ciąży, chyba że zdrowie i inne zagrożenia nie pozwalają, może uprawiać seks i nic dziecku nie grozi. Tak, więc i tutaj trójka jest bezpieczna. :)
      Chris używał kredki i tuszu. :) Lubi się malować.

      Usuń
    4. Oj tam, pomylilem sie. Chcialem napisac wypalac, ale wyszlo ugryzl :p
      To dobrze, bo nie znioslbym gdyby Chris sie malowal innymi kosmetykami jeszcze!
      Wyobrazam sobie co by sie stalo z chlopakami gdyby Chris mial zakaz seksu :D

      Damiann

      Usuń
  5. Piękne (rzyga "tęczą")
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  6. Warto było czekać :))
    Eryk

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekałam na ten rozdział! Szkoda że następny za tydzień... : ( Chce więcej!
    Cudowny, chociaż nadal nie pochwalam tak szybko rozwijającej się akcji. Oni są genialni w swej głupocie. Przy Christianie,dwóch dorosłych facetów zupełnie traci rozum.... Do łez rozbawiła mnie ich reakcja na wieść o trojaczkach. Tak bardzo ich pokochałam,zwłaszcza Martina. Zwłaszcza za te grożenie starszemu.
    Biedny Martin, mam nadzieję że sobie poradzi i nie zemdleje z bólu. Daniela mi jakoś nie szkoda(żartuję), nie chcę by ich bolało. Chociaż to może być ciekawe...
    Weny życzę i pozdrawiam

    Jamie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział :) Dobrze, że pojawił się dzisiaj, bo chyba nie wytrzymałabym do następnego wtorku :) Najbardziej podobała mi się reakcja Martina i Daniela na trojaczki (szkoda tylko, że nikt nie zemdlał :p). Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zaczynam żałować, że nie komentowałam tego opo od pierwszego rozdziału ; - ;
    Ono jest wspaniałe~! Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do czytania mpreg'ów, czy chociażby jakiegokolwiek opowiadania o trójkącie, ale Ty opisujesz to tak wspaniale, że po prostu nie mogę tego nie czytać! Sama chciałabym mieć przy sobie kamerę w tej chwili, jaką była reakcja Martin'a i Daniel'a na wieść o trojaczkach. Zapewne wszyscy mieliby niezły ubaw :D
    Martwi mnie jednak ostatnie zdanie ;A; Nie sądziłam, że ten ból może być aż tak wielki, by zwalić z nóg ; A ; Mam jednak nadzieję - ba! Wiem! - że chłopcy sobie z tym poradzą ^ ^ Muszą :P
    Ciekawi mnie jeszcze kwestia z przyjaciółmi Christian'a i Stone'm... A co będzie jeśli on go jakoś uprowadzi, zanim zdążą urodzić się dzieciaczki ; A ; *rusza energicznie głową, by odgonić myśli* Mam jednak nadzieję, że to nie nastąpi. Z tymi przyjaciółmi... Chętnie zobaczyłabym reakcję Christiana ^ ^ I również stwierdzam, że smoczek jest niewyżyty xD
    Pozdrawiam i weny życzę~!

    OdpowiedzUsuń
  10. Hah, boski początek xD A całość czytało się przefantastycznie. Wiem, że teraz są te słodkie chwile, by się nimi nacieszyć w przygotowaniu na dramatyczne zwroty akcji i wgle, ale tak mi szkoda Christiana jak pomyśle, że się będzie musiał zmierzyć ze sprawą Stone'a i całą resztą. No i jeszcze ciąża, to w końcu mężczyzna a takie sprawy samca mogą przytłoczyć.
    Na razie znowu będę obgryzać paznokcie i niecierpliwić się na ciąg dalszy, bo strasznie mnie intryguje sprawa oznaczenia przez smoka.

    Podsumowując: bajeczne. Pozdrawiam i życzę weny =3

    OdpowiedzUsuń
  11. musisz tak straszyć? teraz tydzień męki co się stało Martinowi

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak dla mnie troszkę się za szybko wszystko dzieje ale jestem strasznie ciekawy co z tym wypalaniem ^.^ Rozdział jak zwykle świetny, oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  13. Kochana zakończyć w takim momencie, no wiesz?
    Jak mogłaś, ale czyta się jednym tchem.
    Cały opis ceremonni był naprawdę niesamowity i czułam ciarki czytając wszystko.
    Nie spodziewałam się tak wielu uczuć jakie zadałaś w tym momencie... niemal miałam wrażenie że jestem tam z Danielem i Martinem.
    Naprawdę kochana jesteś dość niezwykła.
    Wiedziałam że to opowiadanie mi się spodoba jak cała Twoja twórczość i naprawdę na mnie działa, działa.
    I jak mogłaś zakończyc w tym momencie?
    Jestes okrutna wiesz?
    Pozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział.
    pozdrawiam serdecznie <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Martin był pierwszy, więc Daniel sobie troszkę poczeka. xD
    Z chęcią przyjmę pod skrzydła kolejną trójeczkę: Justin, przyjaciel Chrisa i lekarz, hyhyhy ;3
    Przetrwanie gatunku musi być. Im więcej diamentowych smoków, tym lepiej. Tak namiętnych kochanków chciałby mieć każdy - nie dziwię się Stone'owi, ale jemu to by się jaki taki potężny alfa (a najlepiej Tomas i Dario xD) przydali.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie powiem jak głośno się śmiałam, gdy wyobraziłam sobie minę przyszłych tatusiów. Rozczula mnie ich wsparcie i ta ciągła opieka nad sobą nawzajem. Ale jak zaczęłam czytać o wypalaniu się znaków to... Cholera, ała. Aż mnie zabolało.

    OdpowiedzUsuń
  16. Witam,
    rozdział jest fantastyczny, uroczystość wspaniale przedstawiłaś... Daniel uważaj na słowa, Chris uznał to, ze nie jesteś zadowolony, że będzie trójka... haha wspaniale wyglądali w szoku, a później nagle olśnienie, że trzeba się zająć partnerem.... och mam nadzieję, że Christian da im popalić z humorkami...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  17. Wspaniałe. Czekam na więcej. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  18. To jest EXTRA. Nie moge sie doczekać jak Chris da im popalić z zachciankami i wachaniami nastrojów. Fajnie by było gdyby sie okazało że Chris nie jest zwyczajnym smokiem tylko naprzykład wywodzacym sie z jakiegos szczegulnego rodu i przez to znamie by było na pzykład złote i większe od normalnego. Mam nadzieje że urodzi przynajmniej jedną dziewczynke smoka wtedy jej dzieci tak samo mogły by kontynuować rud. Czekam na następny rozdział. Pozdrawiam i życze pomysłów.

    OdpowiedzUsuń
  19. ... Jakim cudem nie dodałam tutaj komcia?! xD Haha wybacz Lu kochana ^^ Rozdział boski! <# Najbardziej rozwaliły i rozczuliły mnie trojaczki! <3 Sweet!!

    WENY KOCHANA! <3

    OdpowiedzUsuń
  20. Mam pytanko, czy mogę prosic o tytuł książki, którą kiedyś pokazywałaś tutaj?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdopodobnie chodzi o książkę AkFy "Ile prawdy w prawdzie" http://wydaje.pl/e/ile-jest-prawdy-w-prawdzie :)

      Usuń
  21. O której nowy rozdział?
    J D'arck

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)